Midorimę obudziły go krzyki na
dole. Słysząc kolejną awanturę rodziców, był zaskoczony tylko tym, że oboje są
w domu, co zdarzało się bardzo rzadko. Nawet nie wsłuchiwał się w to, co było
przedmiotem sporu; zapewne była to nowa kochanka ojca, albo też fakt, że to
matka lepiej wypadła w rankingu na lekarza miesiąca. Wkrótce pewnie padnie
argument „gdybyś na boku nie posuwał swojej asystentki, mógłbyś więcej czasu
poświęcić dzieciom”, co zamknie ojcu usta. Midorima nie pamiętał, kiedy
ostatnio spędzili wspólnie, całą rodziną, chociaż jeden dzień bez awantury.
Wystarczyła drobnostka, by jedno z jego rodziców rzuciło się na drugie. Wpierw
kłótnie były tylko werbalne, ale ostatnio matka zaczynała bić ojca. A Midorima
odmierzał tylko czas do studiów, by móc jak najszybciej wynieść się z domu.
Kiedy zszedł na dół, rodzice
umilkli na jego widok. Przez chwilę chciał, by wszystko było złym snem, ale
widząc ich spojrzenia, szybko pożegnał się z głupim marzeniem.
-Widzisz, obudziłeś go!
-Ja? To ty się drzesz jak stara szmata!
-Cześć, mamo, tato – powiedział cicho, podchodząc do
lodówki. Na samą myśl o jedzeniu robiło mu się niedobrze, ale dzisiejszym
szczęśliwym przedmiotem był sok w kartoniku. Bez tego nie mógł wyjść z domu.
Myśl o tym, że znajdzie się na zewnątrz bez tego, co przynosi mu szczęście,
była przerażająca.
Midorima szedł do szkoły, licząc
w myślach swoje kroki. Jego mp4 cicho odtwarzało jeden z koncertów Mozarta, co
dodatkowo go uspokajało. Rozpoczynanie dnia muzyką klasyczną i rzeczami, które
znał, było dobre dla jego zdrowia psychicznego. Dzięki temu się nie denerwował,
chociaż łatwo się dzisiaj mylił i liczby mu się mieszały. Od kilku dni, od
kiedy Yuna spędziła noc w jego pokoju, myślał tylko o niej.
Do niczego między nimi nie
doszło. Po telefonie Aomine rozmawiali chwilę, a potem Yuna chciała iść się
położyć do pokoju gościnnego. Midorima jednak złapał ją za nadgarstek i
zasugerował, żeby została. Cicho patrzył, jak zwija się na brzegu łóżka, po
czym niepewnie przytulił się do jej pleców. Myślał, że go odepchnie (albo
wsadzi mu łokieć w żołądek), ale ona tylko przytuliła policzek do jego dłoni i
zamknęła oczy. Chłopak był zaskoczony tym, jak szybko zasnęła. Wsłuchiwał się w
jej oddech i w bębnienie deszczu o szyby, czując, jak wreszcie jego serce bije
spokojnie. To było szczęście, którego nie znał wcześniej. A kiedy Yuna obróciła
się i wtuliła w niego, wsuwając nos pod jego obojczyk, odetchnął lekko i
pozwolił sobie odpłynąć w sen.
Poranek
spędzili w łóżku, patrząc w sufit i rozmawiając o marzeniach i planach.
Midorima zauważył, że Yuna lubi gestykulować, a kiedy mówiła o swoim śnie,
wyciągała dłoń przed siebie, jakby nad sobą nie miała dachu, tylko bezpośrednio
niebo, którego mogła dotknąć. Złapał się na tym, że również wyciąga rękę, tak
jak ona, jakby kreślił coś na suficie. A potem znów się całowali. Lekko,
nieśmiało. I ani trochę nie przeszkadzało mu to, że oboje mieli nieumyte zęby!
Na samo
wspomnienie zrobiło mu się ciepło i poczuł, że się rumieni. Nigdy nie rozważał
zakochania się. Rodzice zaplanowali jego życie do przodu, bez żadnych romansów
w tle, ale Midorima miał ochotę wziąć sprawy w swoje ręce. Nigdy zresztą nie
rozważał planów rodziców poważnie. Podobały mu się, bo jasno określały, co
musi, kiedy i gdzie zrobić. A Yuna była niczym tajfun, z nią nic nie było
pewne. I, ku własnemu zdumieniu, właśnie to podobało mu się najbardziej.
-No, no, taki rumieniec od rana, myślisz o czymś zboczonym,
co?
Słysząc
znajomy głos, Midorima zamarł w pół kroku. Tuż przy szkolnej bramie stał Takao.
Był jeszcze blady, a mundurek nie ukrywał jego bandaży, ale mimo to chłopak
uśmiechał się tak, jak gdyby nie stało się nic złego.
-Co ty tu robisz? – wykrztusił Midorima.
-Shin, spodziewałem się cieplejszego powitania! – zawył.
–Nie ma mnie tyle w szkole, a zaraz po powrocie czekam na ciebie, a ty
wyglądasz jak podniecony osioł, w dodatku zadajesz głupie pytania!
-Byłem u ciebie wczoraj, w szpitalu, nic nie mówiłeś, że
wracasz! – Midorima oskarżycielsko wycelował w niego palec.
-NIESPODZIANKA!
-Kazunari? To naprawdę ty?!
Yuna, która
pojawiła się znikąd, niemal rzuciła się na Takao, ale zatrzymała się w pół
kroku, nie chcąc go skrzywdzić i nie wiedząc, jak mocno może go przytulić. W
końcu to on podszedł i otoczył ją ramionami, a dziewczyna roześmiała się,
chociaż Midorima widział, że po jej policzkach płyną łzy. Trochę zabolało go
to, jak beztrosko się do siebie przytulają.
-Widzisz, Shin? TO jest przywitanie!
-Jeśli myślałeś, że cię będę przytulać, to… to… NIE!
-Nie mówiłeś, że cię wypuszczą! – Yuna przerwała ich
bezsensowny spór.
-I nie mówiłem wam, że mam dziewczynę – Takao lekko postukał
się dłonią w pierś. –Całkiem nowy ja! To co tam? Trening po lekcjach?
-Chyba zwariowałeś, nie wolno ci jeszcze grać – Yuna aż
zarumieniła się z oburzenia.
Wraz z
Takao szła w stronę szkoły, a Midorima szedł krok za nimi. Chciał coś
powiedzieć, ale nie wiedział, co. Ogromnie cieszył się, że przyjaciel wrócił do
szkoły. Dobrze było znów widzieć go w mundurku i podobała mu się myśl, że kiedy
w klasie spojrzy w bok, Takao będzie tam siedział. Miał nadzieję, że wkrótce
wróci do treningów, bo bez niego koszykówka była nudna.
Na
pierwszej przerwie cała klasa otoczyła Takao i zadawała mu pytania. Midorima
tymczasem poszedł do kawiarni, by kupić sobie coś do jedzenia. Przez kłótnię
rodziców, nie wziął z domu śniadania, a pamiętał o tym, że musi się właściwie
odżywiać.
-Hej, hej, Atobe, podobno rzuciłeś tę laskę z 2-C, zaraz po
tym, jak zostawiłeś tę nową z 1-A – zawołał jakiś głos i Midorima automatycznie
zwrócił na niego uwagę, rozpoznając imię. Yuna mówiła o „Atobe”, ale nie
wiedział, że jej eks chodził z nimi do szkoły. O ile to był jej eks.
-No. Były kiepskie w te klocki – chłopak wymownie poruszył
brwiami, a Midorima nie mógł się powstrzymać od porównywania go do siebie.
Atobe był
niższy od niego, był chyba również niższy od Takao, ale przez dzielącą ich
odległość nie mógł tego ocenić. Tym, co martwiło go najbardziej, było to, że za
Atobe szła grupka dziewczyn, wśród których zauważył swoją siostrę. Pomachała mu
lekko, a Midorima skinął głową.
-Ej, a może wyrwiesz tę laseczkę z klubu kyudo! Jest taka
wesolutka i przyjazna!
-Aaa, mówisz o Yunie? – Atobe poruszył brwiami. –Dawna
historia, przyjacielu. W gimnazjum była nikim. Ot, trochę bardziej wstydliwa
niż inne. Długo trzeba ją było namawiać, ale w końcu rozłożyła nogi jak każda
inna. Musisz pocisnąć dobrą bajerę – dodał.
Midorima
nie zdzierżył. Niby przypadkowo wpadł od tyłu na Atobe, a chłopak musiał złapać
się barierki, żeby nie upaść.
-Uważaj, jak ła – urwał i zadarł głowę, by spojrzeć prosto w
oczy Midorimy. –O, nie wiedziałem, że to ty.
-Z drogi, śmieciu – oznajmił sucho, a Atobe zmrużył oczy.
-No, no, jestem synem lekarzy i wnukiem ministra i już się
wywyższam, co? Dziwoląg.
-Ej, ej, co się tutaj dzieje? – znikąd pojawiła się Yuna w
towarzystwie Takao. Midorima nie chciał, by słyszała to, co on mówił o niej
Atobe.
-Nie twoja sprawa, suczko. Stęskniłaś się za dobrym seksem,
maleńka?
Yuna
zbladła, a Takao gniewnie zacisnął zęby. Już miał powiedzieć coś złośliwego,
kiedy Midorima uniósł pięść i z całej siły przyłożył nią Atobe między oczy.
Chłopak zatoczył się, a spomiędzy palców, którymi dotknął nosa, zaczęła
skapywać krew.
-Ty szumowino!
-Aaa, i kto to mówi? – warknął wyniośle.
-Ja przynajmniej poruchałem, prawiczku. Twój lucky item to
co, pas cnoty?!
-No nie wiem, nie wiem – wtrącił się Takao. –Shin jest
zaręczony z wnuczką premiera, a jak wiesz, oni są spokrewnieni z rodziną
cesarza. Jak przychodzi co do czego, to raczej on wygrywa.
-No i co z tego! – Atobe syknął. –Yuna, kochanie, serio
podoba ci się taki szparag?
-Mnie? – dziewczyna zaciskała pięści, patrząc na Midorimę. A
więc był taki sam, jak inni. Spotykał się z nią, wciąż czuła na ustach smak
jego niepewnych pocałunków, podczas kiedy tak naprawdę miał narzeczoną. –Nie,
Atobe. Po tobie mam dosyć chłopaków. Jak widać, wszyscy jesteście tacy sami.
Po tych
słowach odwróciła się na pięcie i odeszła. Takao zagwizdał cicho pod nosem, a
Atobe się zaśmiał.
-No, no, panie marchewko. Narzeczona a na boku próbowałeś
zaliczyć pannę łuczniczkę? Kto by przewidział. Cicha woda! – chichocząc,
spojrzał na krew. –Powiedzmy, że nie powiem nauczycielowi, kto mi przywalił.
Wystarczy, że masz minę jak zbity piesek. No, no, zakochaliśmy się? A ona nie
wiedziała o tej drugiej? Aż się cieszę, że pomogłem odkryć tej małej prawdę.
Dwa razy złamane serce… ouć, to musi boleć.
Bolało jak
cholera. Yuna podczas treningu nie mogła się skupić. Chybiła niemal każdy
strzał. Jej przełożony i kapitan drużyny widział, jak dziewczynie drżą ręce,
gdy sięgała po kolejną strzałę.
-Ito, odpuść – mężczyzna położył rękę na jej ramieniu. –Nie
jesteś w formie. Żeby strzelać, musisz być spokojna.
-Wtedy byłam zdenerwowana, a strzeliłam celnie. Ocaliłam
draniowi życie – mruknęła.
-E? Ito, o czym ty mówisz?
-O niczym, trenerze. Przepraszam, źle się czuję. Chcę wrócić
do domu.
-Oczywiście. Weź kilka dni wolnego, Ito. Musisz odpocząć.
Yyy… kłopoty sercowe w twoim wieku…
-Nie mam żadnych kłopotów sercowych, panie trenerze –
oznajmiła z godnością. Minęła wszystkich, zadziornie unosząc nos i uśmiechając
się lekko.
Płakać zaczęła dopiero w szatni.
Takao
spojrzał na Midorimę. Przez cały dzień chłopak nie odezwał się prawie słowem.
Złamał za to dwa ołówki i w przypływie nerwów wypił swój lucky item, co nie
wróżyło szczęśliwego końca tego dnia.
-Hej, Shin, przepraszam. Nie powinienem wyrywać się tak z tą
twoją narzeczoną. To nie moja sprawa, a wiem, że ty i Yuna…
-Daj spokój, Takao – burknął. –Gdybym wcześniej o tym
powiedział.
-Ale przecież nie chcesz poślubić tej całej nieznajomej,
nawet jej nie spotkałeś.
-To wymysł moich rodziców.
-Musisz to powiedzieć Yunie – Takao lekko pomachał ręką.
–Najlepiej kup do tego duży bukiet kwiatów. Albo pół kwiaciarni. Chociaż nie
wiem, czy tym ją przeprosisz.
-Nie wiem, o co ci chodzi, Takao!
Wychodząc
ze szkoły, w dalszym ciągu pogrążony był w myślach, podczas kiedy Takao cały
czas wymyślał coraz to bardziej pokręcone pomysły na to, jak Midorima może przeprosić
Yunę.
-Bracie!
Obaj
zatrzymali się, a Takao spojrzał na siostrę Midorimy. Stała obok czarnej
limuzyny, wyraźnie zestresowana. Na ich widok zbladła lekko.
-Źle się czujesz? – zapytał Midorima.
-Nie. Dziadek cię wezwał. Kierowca cię do niego zawiezie.
-Ej, ej, to była tylko mała bójka, nikt nic nie powiedział
chyba nauczycielowi! – mruknął Takao. –I nie ma potrzeby mieszać w to ministra…
-Nie chodzi o tę bójkę, Atobe to gnój, który zasłużył na to,
żeby mu spuścić łomot – oznajmiła siostra Midorimy, a Takao uznał, że
faktycznie są do siebie podobni. –Chodzi o to, że zbliża się pierwsze spotkanie
przedmałżeńskie Shintarou.
-Nieszczęścia chodzą parami, co? – Takao skrzywił się.
–Zadzwonię wieczorem, powiesz mi, co i jak.
Midorima
był głodny i zirytowany. To zapewnie wina tego, że wypił swój lucky item,
dlatego wszystko się dzisiaj posypało. Nawet napisał dwie wiadomości do Yuny,
ale ona nie odpowiedziała. Dlatego też nie był w nastroju do rozmowy, a tym
bardziej do rozmowy o narzeczonej, której nie chciał. Mimo to, kiedy dziadek
wzywał, musiał się stawić. Nikt, absolutnie nikt, nie miał odwagi sprzeciwić
się panu Midorimie, nawet jego rodzina.
Apartament
dziadka pachniał, jak zawsze, pastą do podłóg i cytrynowym odświeżaczem
powietrza. Pokojówka wzięła torbę Midorimy i pokazała mu gestem, żeby wszedł do
środka, proponując mu herbatę.
Kiedy odmówił, usłyszał obok kroki.
-Shintarou, powinieneś pić więcej zielonej herbaty, dla
własnego zdrowia – jego dziadek, żwawy sześćdziesięciolatek, z lekko przyprószonymi
siwizną włosami, dłonią pokazał pokojówce, by jednak przyniosła dwie herbaty.
-Dzień dobry, dziadku.
Usiedli w salonie, który Midorima znał z dzieciństwa. Często
siadywał w kącie i czytał książkę za książką. A kiedy babcia jeszcze żyła,
przynosiła mu tutaj kanapki lub owoce.
-W szkole wszystko w porządku?
-Tak, dziadku.
-Widziałem twój mecz z drużyną Rakuzan podczas Winter Cup.
Szkoda, że przegraliście. Ale byłem z ciebie dumny, Shintarou.
-Dziękuję, dziadku – chłopak oparł się i potarł palcami skronie.
–Wezwałeś mnie, żeby porozmawiać o tym?
-Nie, Shintarou. Chciałem cię zobaczyć. Teraz tyle się
dzieje, a twoi rodzice wszystko tuszują. O tym, że zostałeś zaatakowany
dowiedziałem się dopiero od Kikyo-chan, kiedy wróciłem do Japonii. Twój
przyjaciel czuje się już lepiej?
-Tak, dzisiaj wrócił do szkoły.
-To dobrze. Posłuchaj, rozmawiałem już z Kikyo-chan i chcę,
żebyście oboje wyjechali do prywatnej szkoły w Anglii. W tej samej szkole uczy
się Fukuyama-san, twoja narzeczona.
-Nie.
-Słucham? – zapytał, zaskoczony.
Midorima nigdy się nie
sprzeciwiał. Nigdy. Ale poziom pierdolenia, które dzisiaj usłyszał,
przerósł jego możliwości. Miał dosyć tego, że wszyscy wybierają za niego,
decydują za niego, żyją za niego.
-Nigdzie nie jadę, dziadku. Mam tutaj przyjaciół. Jest tutaj
dziewczyna, na której mi zależy. Mam dosyć z waszymi zasadami i wymogami. To
moje życie – podniósł się i chciał wyjść, ale dziadek również wstał.
-Usiądź, Shintarou. Chcę z tobą porozmawiać.
-Jeśli chcesz, żebym zmienił zdanie, próżne starania. Nie
zmienię. Zdecydowałem. To wreszcie moja decyzja.
-O tym chcę mówić. Nie będę cię zmuszał do niczego wbrew
twojej woli, Shintarou. Usiądź, napij się herbaty. Jestem… zaskoczony twoim
wybuchem.
Zaskoczony,
ale zadowolony. Wiedział, jaką emocjonalną pustynię zgotowali jego wnukom
rodzice. Zdawał sobie sprawę, że oboje mieli problemy. Kikyo była kleptomanką
(utrzymywanie jej wybryków w tajemnicy było ciężkie), a Shintarou miał
zaburzenia obsesyjno – kompulsyjne. Jego syn nie miał szczęśliwego małżeństwa,
a swoje smutki i żale przelewał na swoje dzieci, a jego wnuki. Znajdowały się
między młotem a kowadłem.
-Co chcesz robić, Shintarou?
-Chcę być lekarzem. Chirurgiem, nie neurologiem.
-Dobrze. Świetnie – klasnął w dłonie.
-Nie poślubię wnuczki premiera. Nie mam zamiaru.
-Posłuchaj, Shintarou – splótł palce – Propozycja tego
małżeństwa wyszła ode mnie, a twoi rodzice się zgodzili. To było piętnaście lat
temu. To tylko umowa słowna między mną, a Fukyama-san. Jeśli tego nie chcesz,
nie zmuszę cię. Wiem już, do czego prowadzą małżeństwa zawierane dla sprawy,
jak to twoich rodziców. Nie zrozum mnie źle; osiągnęło swój cel, wzmocniło
pozycję naszej rodziny, a przede wszystkim dało mi ciebie i Kikyo-chan. Ale nie
chcę, żebyś ty cierpiał dalej. Poza tym… jest ta dziewczyna, ta? – mężczyzna
uśmiechnął się szeroko. –Opowiedz mi o niej.
-Ma na imię Yuna – bąknął Midorima, nagle zawstydzony. –Jest
łuczniczką. Uratowała życie mnie i Takao.
-Ach, zapewne czarująca młoda dama. Chciałbym ją poznać.
-Jej rodzina ma szkołę kyudo.
-Intrygujące. Shintarou, jeśli tego chcesz – lekko poruszył
głową – porozmawiam z twoimi rodzicami. Odkręcę to wszystko. Jeśli Kikyo-chan
tego chce, jej przyszłość może również zaplanować sama.
-Dlaczego? – zapytał nagle Midorima. Jeśli żyłaby babcia, to
ona pewnie złagodziłaby wszystko. Ale jej nie było. –Dlaczego nagle tak
wszystko zmieniasz, dziadku?
-Jestem chory, Shintarou. Spokojnie – dodał, widząc jego
minę – to nic, czego nie można by wyleczyć, chociaż zajmie to trochę czasu i pieniędzy.
Ale przez to zrozumiałem wiele rzeczy. Człowiek musi kierować się nie tylko
rozumem, musi słuchać też swoich uczuć.
-Dziadku…
-Poza tym, Shintarou, zrozumiesz to, kiedy będziesz miał
własne dzieci i wnuki. Zależy mi tylko na waszym szczęściu, tylko i wyłącznie.
Nie ma takiej rzeczy, której dziadek nie zrobiłby dla swojego wnuka, nawet
jeśli oznacza to walkę ze światem. Nie chcę, żebyś powtórzył błędy moje i
twojego ojca. Jeśli ta dziewczyna jest taka ważna, powiedz jej to. Jeżeli ona
akceptuje cię takiego, jakim jesteś, to wystarczy. I, jeśli chcesz znać moją
radę – dziadek pomacał się po brodzie – kwiaty to za mało. Musisz mówić, co
czujesz, one to lubią.
- I to jest największy problem – westchnął ciężko Midorima.
–Ona nie chce mnie teraz znać.
-To nazywasz problemem, Shintarou? Udowodnij, że jesteś
ponad to. Walcz, tak jak walczyłeś z Rakuzan. Yuna-chan chyba jest od tego
ważniejsza, co?
Midorima zarumienił się lekko.
-Jest – przytaknął. –I wiem już, co zrobię.
W rozdziale wykorzystani piosenkę „Lost without you” (Delta
Goodrem) oraz „Depend on you” (Ayumi Hamasaki). Nie jestem pewna, czy za
tydzień będzie rozdział, jako iż ponieważ że mam ważnego gościa :)
PS. Takao x Himuro się pisze! Już wiem, jak to ugryźć :D