niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 45. Cienie.



            Czasem nie spodziewamy się tego, co ma nadejść. Myślimy, że jesteśmy silniejsi i sprostamy każdemu wyzwaniu – a przynajmniej taką ideologię zawsze wyznawał Akashi. Kiedy jednak, wraz z Aomine i Midorimą (a także ich partnerkami) dotarł do szpitala, zatrzymał się w pół kroku przed schodami. Nie był w stanie wejść do środka, mimo iż gdzieś tam czekał na niego Izuki. Poczucie winy, które go zalewało było zbyt ogromne, dławiło go w gardle i sprawiało, że wszystkie kończyny były ciężkie, jakby zrobione ze sztywnego żelaza. Oddech Akashi’ego rwał się, był szybki i płytki, co nie było związane z tempem, w jakim tutaj dotarli.
-Akashi? – Midorima świdrował go spojrzeniem. Chłopak, którego zawsze skrycie podziwiał i na swój sposób uwielbiał, teraz wyglądał blado i krucho, prawie jak… prawie jak człowiek.
To Sumire zareagowała pierwsza. Chociaż bała się Akashi’ego, teraz delikatnie objęła jego ramiona i ścisnęła chłopaka lekko.
-Musimy wejść do środka. Izuki na ciebie czeka – powiedziała łagodnie, a Akashi nagle zaczął normalnie oddychać. Aomine zdał sobie sprawę z tego, że jego partnerka znów użyła swojego daru i był jej za to wdzięczny. Nie wyobrażał sobie sprowadzania Akashi’ego do pionu.
-Taaak. Dziękuję, panno Hana – mruknął Akashi, dziwnie wdzięczny za to, że nie jest teraz sam. Nawet, jeśli okazywał swoje słabości, oni wciąż stali obok niego, jak Izuki…
Czy tak czuje się ktoś, kto ma przyjaciół?, pomyślał, spuszczając głowę, by ukryć rumieniec.
-Zaraz dowiem się, gdzie mamy iść – chwilę zrujnował Midorima, dla którego nadmiar niewypowiedzianych uczuć w powietrzu wciąż był niekomfortowy.
            Akashi wraz z Aomine, Sumire i Yuną weszli do szpitala za nim, ale nie podeszli do dyżurki pielęgniarek, tylko stanęli przy automacie z napojami. Kapitan Rakuzan uśmiechnął się, widząc splecione dłonie Aomine z jego partnerką. Wcześniej uważał, że to Midorima dobrze trafił, ale teraz dotarło do niego to, że Aomine również jest szczęśliwy. Żałował, że Momoi nie może tego zobaczyć, chociaż, kuriozalnie, był pewien, że ona wie.
-Izuki leży we wschodnim skrzydle, pokój 34B. Możesz wejść tylko ty i tylko na chwilę – oznajmił Midorima, podchodząc do nich i odruchowo ujmując dłoń Yuny.
-Dziękuję, Shintarou. D-dziękuję wam wszystkim.

            O ile wejście do szpitala stanowiło dla niego wyzwanie, tak wejście do pokoju Izuki’ego było łatwe. Kiedy tylko znalazł się na korytarzu, który do niego prowadził, przestał przejmować się zasadami. Skinął tylko swoim przyjaciołom, a oni uśmiechnęli się lekko, widząc jak biegnie w stronę izolatki.
-Shun!
-Sei – Izuki uniósł się na łokciach i uśmiechnął słabo.
            Wyglądał dobrze. Nie był nawet blady, wręcz przeciwnie, miał na policzkach lekki rumieniec. Na brodzie miał ogromny plaster, a głowę obwiniętą bandażem, spod którego wymykały się niesforne, czarne włosy.
-Shun…
-Nic mi nie jest – Izuki opadł na poduszki. –Po prostu znów oberwałem w głowę. Podali mi leki przeciwbólowe w kroplówce, więc teraz nic nie boli.
-To moja wina!
-Sei…zamknij drzwi i podejdź.
            Akashi, mimo iż nie nawykł do słuchania poleceń, zamknął cicho drzwi i podszedł do łóżka, po czym usiadł na jego brzegu. Izuki dotknął jego dłoni.
-To nie jest twoja wina. Obaj zgodziliśmy się na ten plan. To ty mogłeś tu leżeć – delikatnie przesunął kciukiem po jego skórze, chcąc go uspokoić. –Tak jest lepiej. Nic ci się nie stało, to najważniejsze.
-Co? Mnie? Shun, cała ta akcja miała doprowadzić do mnie!
-Och, ucisz się – Izuki przyciągnął go i pocałował delikatnie. Akashi wydał z siebie ciche parsknięcie, ale bez wahania odwzajemnił pocałunek, mocno splatając palce z palcami Izuki’ego.
            Żaden z nich nie przewidział jednak, że zaalarmowane przez rodziców Izuki’ego (powiadomionych przez szpital) Seirin zjawi się tutaj w trybie pilnym. I że wszyscy z nich (mimo protestów Midorimy i Aomine), jak jeden mąż wpadną do izolatki.
            Seirin zatrzymało się tak gwałtownie, że Kagami i Mitobe wpadli na Kiyoshi’ego a ten na Hyuugę, przez co kapitan zrobił kilka chwiejnych kroków, czując na plecach ciężar niemal całej drużyny.
-No ładnie – mruknęła Riko, zakładając ręce na piersi, a Izuki i Akashi odsunęli się od siebie, chociaż wciąż trzymali się za ręce.
-To by wiele tłumaczyło – powiedział cicho Kiyoshi.
-Nee, Hyuuga, to chyba zły moment, żeby pogratulować, co? – Makoto pociągnął kuzyna za dół bluzy.
-Czy ktoś mógłby wyjaśnić, co się dzieje?! – warknął Kagami, ale reszta Seirin uparcie milczała. Wszyscy byli w zbyt głębokim szoku, patrząc to na twarz Izuki’ego, to na jego dłoń, którą mocno zaciskał na dłoni Akashi’ego.
-To by pięknie tłumaczyło, skąd Akashi wie, co dzieje się w Seirin – Teppei zacisnął wargi. –Hyuuga, nie wydajesz się zaskoczony.
-Właśnie, Junpei – Riko zerknęła na niego, krzyżując ręce na piersi.
            W tym momencie kapitan Seirin wiedział, że kłamanie nie ma sensu. Na szpitalnym łóżku leżał jego najlepszy przyjaciel, a obok niego siedział człowiek, który z wzajemnością obdarzył go miłością. Jak mógł negować ich szczęście? Jak mógł zabronić im bycia razem? Ich uczucie nie było gorsze ani lepsze niż jego uczucia do Riko.
-Wiedziałem. Prawie od samego początku. Że Izuki jest gejem i że spotyka się z Akashim – odsunął się od drużyny i stanął tak, by częściowo zasłaniać sobą parę.
-D-dlaczego nic nie powiedziałeś, kapitanie? – Kagami zmarszczył brwi.
-Myślałem, że w Seirin ufamy sobie nawzajem – dodał Teppei.
-Tutaj nie chodziło o kwestię zaufania – Hyuuga zerknął na Izuki’ego i odruchowo uśmiechnął się lekko. Nie tak dawno to on jego ratował, widocznie przyszedł czas na spłatę długu. –Wiedzieliśmy, że będziecie podejrzewać, że Izuki i Akashi współpracują.
-Nasz związek nie istnieje na boisku – wtrącił Akashi. –Poza nim ja i Shun… Ale nie podczas gry.
-Szlachetnie – mruknęła ironicznie Riko. –I dzisiaj Izuki został zaatakowany, idąc do ciebie, Akashi. Skąd wiemy, że to nie ty to zrobiłeś?
-Bo my obserwowaliśmy go cały czas – wtrącił Midorima, wraz z Aomine i dziewczynami wchodząc do pokoju. Gdzieś w nim lojalność wobec Akashi’ego wciąż była zbyt silna. –Był z nami jeszcze Kise, ale wraz z Kasamatsu pojechali do domu – skłamał.
Zabawna sytuacja, pomyślał nagle Aomine. W tym pokoju są wszyscy, którzy są podejrzewani o dokonanie morderstw. W filmie kryminalnym morderca teraz by się czymś zdradził.
-Nie możecie obwiniać Akashi’ego – wtrącił Izuki, prostując się na łóżku. –Postępował zgodnie z planem, w którego tworzeniu brałem udział. Nie wszystko poszło zgodnie z nim.
Akashi rzucił mu szybkie spojrzenie, ale zacisnął usta i nie powiedział nic. Teppei spojrzał na Riko i Hyuugę, ale oni pokręcili zgodnie głowami. Przez to reszta Seirin również milczała.
-Okej. Izuki, robię to tylko dlatego, że to…że to ty – westchnęła nagle trenerka i stanęła obok Hyuugi. Przez chwilę miała wrażenie, że znów osłania sobą Kuroko i Kagami’ego. Ale Izuki i ona byli przyjaciółmi od gimnazjum, to on pomógł jej i Hyuudze wyjść z ukrycia…
-Dzięki, Riko – westchnął Izuki, uśmiechając się lekko. –Hej, chłopaki, ja naprawdę… hm. Ja nie zrobiłem nic złego – nie miał nawet siły żartować, sytuacja była zbyt poważna.
-Izuki ma rację – Koganei zerknął na Mitobe, a jego partner przytaknął, uśmiechając się ciepło. –Nie możemy kwestionować twoich uczuć. I skoro ty ufasz Akashi’emu, my również mu ufamy.
-Czy to dobry moment, by gratulować? – Makoto podszedł do Akashi’ego i Izuki’ego i uścisnął ręce im obu. Zaraz po tym zaczął pisać smsy do Haruki, by przyjaciel był na bieżąco. Tsuchida nie powiedział nic. Po prostu stanął za Akashim.
Kagami i Kuroko w Izukim i kapitanie Rakuzan nagle zobaczyli siebie. Oni również ukrywali się i bali przyznać. Co prawda, żaden z nich (wtedy) nie był podejrzany o morderstwo, więc to zmieniało trochę obraz rzeczy, ale sam wydźwięk sytuacji był taki sam.
-Gratulacje, Akashi. Proszę, dbaj o naszego kolegę – Kuroko pierwszy złamał ciszę, jaka zapadła i podszedł do łóżka. –Izuki, jak się czujesz?
-Lepiej, zdecydowanie lepiej!
-Kagami? Kiyoshi? Chłopaki? – Hyuuga zacisnął dłoń na dłoni Riko, a ona odwzajemniła uścisk. Żadne z nich nie chciało rozłamu w drużynie.
-A co nam tam – zakrzyknęło zgodnie trio drugorocznych i wskoczyło na łóżko Izuki’ego, a ten poczochrał Fukudzie włosy.
-Cholera – Teppei podrapał się po karku. –Izuki, skoro jesteś tego taki pewny – uśmiechnął się i przysiadł w nogach jego łóżka.
-I co, zostałem tylko ja? – Kagami spojrzał na kolegów z drużyny, a także byłych członków Pokolenia Cudów. –Świetnie – prychnął. –Tetsu, bierzesz za to odpowiedzialność – mruknął, ale podszedł do łóżka i przybił żółwika z Izukim. –Chyba wszyscy oszaleliśmy!

            Siedzieli w ciasnym pokoiku krótko, nim nie przegoniła ich pielęgniarka. Dlatego też, kiedy wszyscy wyszli i Izuki zapadł w płytki sen i nagle obudził go Hyuuga, w towarzystwie chłopaków z Pokolenia Cudów, Izuki był pewien, że śni. Oni jednak byli prawdziwi. Usiedli dookoła niego, zatroskani.
-Twoi rodzice są na zewnątrz – zaczął Hyuuga. –Dali nam kilka minut, by móc z tobą pogadać.
-O czym? – Izuki podciągnął się na poduszki i był wdzięczny Akashi’emu, gdy ten mu pomógł. –Gdzie reszta?
-Zostałem tylko ja. Chcę wiedzieć, co to był za plan, w którym wziąłem udział, chociaż mnie nie wtajemniczyłeś – warknął kapitan Seirin.
-O-och – Izuki nerwowo spojrzał na pozostałych, ale oni unikali jego wzroku. –Kto ci powiedział?
-Ja – Akashi lekko podniósł rękę.
-Co to był za debilny pomysł, żeby ściągnąć mordercę na siebie? Oszalałeś, Izuki?! Przecież mogłeś zginąć! Samo założenie, że on pomyli ciebie i Akashi’ego opierało się głównie na waszej niewielkiej różnicy wzrostu i budowy, które w ciemnościach można pomylić, owszem, ale…
-Hyuuga, to nie tak – przerwał mu cicho. –Nie miał nas pomylić. On miał uderzyć we mnie. Nie zrozumiałeś założenia planu. Teraz jestem pewien, że on nas słyszał. Wtedy, gdy  rozmawialiśmy w szatni i gdy Akashi podrzucił nam klucze. Morderca był wtedy wśród nas. Wiedział, że pójdę do niego i wiedział, że go widziałem w Labiryncie. Hyuuga – dodał, widząc minę kapitana – zrozum, to był jedyny sposób, żeby mieć pewność, że on jest wśród nas, zawęzić poszukiwania do konkretnej drużyny, zamiast odbijać winę między sobą, jak piłeczkę.
-I dlatego podłożyłeś mu się. To nie Akashi był przynętą cały ten czas. Ty nią byłeś!
-Tak. I niestety, przyjacielu. To ktoś z nas.
Hyuuga zamarł. Ktoś z Seirin? Nie, już dawno to wykluczył, nie był w stanie nawet w to uwierzyć. Nikt z Seirin nie skrzywdziłby drugiej osoby a co dopiero Izuki’ego, przecież są przyjaciółmi. Czy to był sen? Czy już całkiem stracili kontakt z rzeczywistością?
-Ale kto? Kiyoshi był z Riko, tylko na tę chwilę wyszedł. Może kogoś widział?
-Może… kogo, prócz drużyny, obecność nie zdziwiłaby nikogo w Seirin?
Hyuuga podrapał się w brodę.
-Nasi rodzice odpadają, nie chodzą do szkoły prawie wcale…
-Czekaj, Hyuuga! – Izuki nagle zbladł. –Ka-Kagetora! Jego obecność nikogo nie dziwi, czasem przychodzi na treningi. Ma samochód. Ma motyw. No i wiecznie „podróżuje do Stanów”!
-Izuki, próbujesz wmówić mi, że mordercą jest ojciec mojej dziewczyny?
-No nie jest to wymarzony teść…

            Kiedy Hyuuga, Aomine, Midorima i ich dziewczyny wyszli, Izuki opadł na poduszki i uśmiechnął się niepewnie do Akashi’ego. Jego obecność dodawała mu otuchy.
-Przepraszam za całe to zamieszanie.
-Cii, powinieneś w końcu zasnąć – kapitan Rakuzan poprawił mu koc i przysunął bliżej krzesło.
-Poczekasz aż zasnę?
-Zostanę z tobą dopóty, dopóki cię stąd nie wypuszczą – oznajmił.
            Izuki wspominał te słowa godzinę później, kiedy za oknem wstawał świt, a Akashi spał, półleżąc na jego łóżku. Starszy chłopak głaskał go uspokajająco po włosach i nie cofnął ręki nawet wtedy, kiedy do izolatki weszła jego mama.
-Tata pojechał do domu przywieźć ci zapasowe ubrania – szepnęła, patrząc z nutką czułości na śpiącego Akashi’ego. Po chwili wzięła koc z fotela i nakryła nim chłopaka, a Izuki czuł, że kocha mamę tak mocno, że aż go boli. –To tylko lekki wstrząs mózgu, o ile w ogóle go masz, ale chcą cię zostawić na obserwacji.
-Przepraszam, mamo – wymamrotał.
-Nie szkodzi, skarbie – pocałowała go w czoło. –Spróbuj zasnąć. Seijuro poszło to wyśmienicie – dodała z uśmieszkiem. Nagle jednak spoważniała. –Wymyśliliście coś, tak?
-Mamo, morderca jest wśród nas. To któryś z moich kolegów i ja… chyba boję się bardziej niż bałem się kilka godzin temu, gdy miałem go za plecami. Chciałem udowodnić Pokoleniu, że to nikt z nas. A tymczasem… - głos zaczął mu się łamać, więc umilkł. Tylko przy matce mógł pozwolić sobie na słabość.
-Nie bój się – pani Izuki ścisnęła uspokajająco ramię syna. –Masz nas. I jego – skinęła głową na Akashi’ego. –A ja nie pozwolę, by ktoś skrzywdził któregoś z moich synów. 


            W rozdziale wykorzystano piosenkę „Shadowland” (Z musicalu „Lion King” wystawionego na Brodwayu) oraz  „King” (Lauren Aquilina).
Jednocześnie chciałam Was zaprosić na bloga, na którym już wkrótce zacznę publikować nowe opowiadanie (jako iż do końca Nee zostało około 5 rozdziałów a ja umrę bez pisania o moich koszykarzach). Znajdziecie go TUTAJ. Zachęcam do dołączenia do witryny, dzięki czemu będzie informowani o wszystkim, co dzieje się na stronie :)

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 44. Under my skin.

  

            Hyuuga z trzaskiem zamknął swoją szafkę i przeciągnął się. Jeszcze nigdy nie cieszył się tak z tego, że trening się skończył. Riko dała im dzisiaj niesamowity wycisk i nawet Kagami pod sam koniec miał dość (nie mówiąc o Kuroko, który pół godziny przed resztą leżał już na ławce z zimnym okładem na twarzy). Ból mięśni i całej reszty ciała był znajomy, a przez to odrobinę słodki. Miłe było również to, że był z nimi Kiyoshi, który pomagał Riko w opracowywaniu treningów i koordynacją drużyny.
-Umieram – jęknął Koganei,  kładąc się na ławce. Mitobe z troską podłożył mu ręcznik pod głowę, a chłopak obdarzył go promiennym uśmiechem, który niewiele miał wspólnego ze śmiercią. –Trener dzisiaj przesadziła! Moje stopy krwawią.
-Nie przesadzaj – Makoto rzucił w niego butelką z napojem izotonicznym.
-Sam ledwo dyszysz. Hyyyuuuugaaa – zawył – dlaczego jej nie powstrzymałeś.
-Zgadnij – zaśmiał się Izuki. –Gdyby on powstrzymał ją, ona powstrzymałaby jego – wymownie poruszył brwiami, a wszyscy zgodnie jęknęli, załamani kolejnym dennym żartem.
-Skończcie jęczeć jak panienki – kapitan spojrzał na nich z błyskiem w oku. –Już, jazda, ubierać się i do domu. Kagami?
-Taaak, doniosę go – ich As z czułością zerknął przez ramię na Kuroko, który spał, w ogóle nieświadomy tego, że Kagami niesie go na plecach. –Za długą przerwę miał od gry.
-Nie musisz usprawiedliwiać, Riko to rozumie – Hyuuga lekko wzruszył ramionami. –Idź…
            W połowie słowa przerwało mu to, że drzwi szatni otworzyły się, a do środka wszedł nie kto inny, jak Akashi. Cała drużyna zesztywniała, nawet Izuki. Jedynie Haruka przyglądał im się spokojnie, nie wiedząc, co się dzieje ani co łączy jego kolegów z obcym chłopakiem.
-Witajcie – powiedział spokojnie.
-Czego chcesz? – zapytał Makoto, stając obok swojego kuzyna.
-Przyszedłem porozmawiać z Tetsuyą – Akashi uśmiechnął się blado. –Ale widzę, że nie jest w stanie. Czy mógłbym zostawić mu wiadomość?
-Nie możesz napisać maila? – mruknął Kiyoshi. –Akashi, nie jesteś tu mile widziany.
            Kapitan Rakuzan spojrzał na niego obojętnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Zrobił kilka kroków, wchodząc w głąb szatni i otwierając swoją torbę.
-Nie obchodzi mnie twoje zdanie, Kiyoshi Teppei – oznajmił. –Twoje uczucia również nie są dla mnie ważne. Interesuje mnie tylko Tetsuya.
Po tej krótkiej przemowie, Akashi zaczął grzebać w torbie w poszukiwaniu papieru i długopisu, podczas kiedy Seirin patrzyło na siebie nawzajem. Jedynie Izuki bacznie obserwował jego ruchy, jakby bał się, że coś mu umknie. Na widok swojego chłopaka w drzwiach zamarł; chociaż znał plan, sam przecież brał udział w jego tworzeniu,  realizowanie go było czymś, co spędzało mu sen z powiek. Jeśli cokolwiek stanie się Akashi’emu…
-Dobrze. Myślę, Taiga, że to tobie powinienem to dać – włożył mu do ręki kopertę, a oni nawet nie byli zaskoczeni tym, że Akashi nosi ze sobą elegancką papeterię. –Liczę na twoją dyskrecję.
-J-jasne – wykrztusił Kagami, zazdroszcząc Kuroko tego, że przespał całą akcję.
            Kiedy Akashi wyszedł, równie nagle, co się zjawił, Seirin odetchnęło z ulgą. Koganei usiadł na ławce i poczuł się bezpieczniej, kiedy dłoń Mitobe zaczęła gładzić jego plecy. Spojrzał na swojego partnera, szukając u niego pocieszenia. Wyższy chłopak lekko pokręcił głową, a potem wykonał parę ruchów ręką.
-Mitobe mówi, że coś jest nie tak z Akashim. Nie zachowywał się jak on – przetłumaczył reszcie drużyny.
-Zobaczcie, zgubił to – Kagami ruchem brody wskazał na klucze, które leżały na ziemi.
-Świetnie. Więc albo po nie wróci, albo ktoś będzie musiał je zanieść…
-Ja pójdę – powiedział ciężko Izuki.
-Znasz adres? – zdziwił się Kiyoshi.
-Taaak. Czasem pomagam mamie roznosić dokumenty i kilka z nich było do jego rodziny. Więc pamiętam gdzie – skłamał gładko, wsuwając klucze do kieszeni. – To takie nowe osiedle, pełno na nim wypasionych bloków. Szukają nawet kogoś na portiernię, bo chcą założyć ochronę. To całkiem niedaleko, więc wieczorem tam pójdę. Ale wpierw idę pod prysznic!

            Hyuuga czekał w szatni, aż wszyscy wyjdą, nim złapał Izuki’ego za ramię i trochę zbyt mocno pchnął go na ścianę. Jego przyjaciel wiedział, że kapitan jest wściekły, więc nawet nie próbował się uśmiechać. Opuścił tylko ręce, sygnalizując Hyuudze, że nie chce z nim walczyć.
-Izuki, co ty odpierdalasz?! – warknął.
-O co ci chodzi, Hyuuga? – odwrócił wzrok. Odruchowo wsunął dłoń do kieszeni i zacisnął palce na kluczach Akashi’ego. To przyniosło mu spokój.
-O tę całą akcję. Co wy knujecie? Dlaczego Akashi… ja wiem, że zachowywał się jakby nic was nie łączyło, bo nikt nie wie, ale dlaczego on.…? Co on tutaj robił?!
-Ciii, Hyuuga – Izuki przyłożył mu palec do ust i rozejrzał się nerwowo. Zagryzł wargę i przez chwilę intensywnie myślał. Nie wiedział, czy woli zdradzić zaufanie Akashi’ego czy stracić przyjaźń Hyuugi. –Okej. Okej, Boże, okej, powiem ci wszystko. Aomine, Midorima, Kise i Akashi uważają, że morderca jest wśród nas. W sensie w Seirin.
-Tak, wiem – Hyuuga przewrócił oczami i cofnął się o krok. –Kagami i Kuroko mi powiedzieli. A tobie…
-Mnie powiedział Akashi. Byłem na ich spotkaniu.
-Jesteś szpiegiem?
Izuki poczuł ból, kiedy zobaczył jak Hyuuga blednie i wykonuje kolejny krok w tył. Byli najlepszymi przyjaciółmi od kilku lat i kiedy jego związek z Riko się rozpoczynał, rozmawiali o zaufaniu.
-H-hej, nie pamiętasz? To ty trzymałeś mnie, kiedy wymiotowałem…
-Nie, to był Mitobe – Izuki smętnie pokręcił głową. –Hyuuga, jesteś moim najlepszym przyjacielem, powinienem ci powiedzieć, ale ja chcę chronić Seirin. Nawet, jeśli morderca jest wśród nas, chcę chronić resztę drużyny. Ty zrobiłbyś to samo!
-Masz rację – powiedział cicho. –Ale dlaczego…?
-Hyuuga, ja kogoś widziałem – Izuki ściszył głos. –Wtedy, w Labiryncie. A byłem tam wtedy tylko z obcymi ludźmi i z naszymi kolegami. Nie widzę jego twarzy, nie umiem sobie przypomnieć, ale ktoś… ja wiem, że ktoś uderzył mnie w głowę.
Hyuuga znów złapał go za ramię i pociągnął do kąta szatni, rozglądając się niespokojnie.
-Przystopuj, Izuki. Mówisz, że widziałeś kogoś z nas, kto cię zaatakował? Dlaczego nie mówiłeś wcześniej?
-Bo mocno oberwałem – wymamrotał. –Myślałem, że to tylko przywidzenie. Ale nie, Hyuuga. Przypominam sobie coraz więcej i więcej, ale wciąż nie widzę jego twarzy – uniósł zwinięte pięści do skroni i przycisnął je. –Tak bardzo się boję, że on dostanie któregoś z was, Akashi’ego..
-Uspokój się, Izuki…
            Chciał jakoś pomóc przyjacielowi, uspokoić go chociaż trochę, widząc, że Izuki jest na skraju załamania nerwowego. Strach o partnera musiał być dla niego obciążający. Nie wiedział, co powiedzieć; gdyby była tu Riko, na pewno by coś wymyśliła. Tylko co?
-Po… - obaj nagle się odwrócili, słysząc trzask na zewnątrz.
Izuki przyłożył palec do ust, a Hyuuga przytaknął i obaj zaczęli się skradać do drzwi. Dzięki temu, że tyle czasu spędzali ze sobą na boisku, obaj umieli odczytać swoje gesty bez używania słów. Kiedy Hyuuga przyłożył do ust dwa palce, Izuki pokręcił głową i pokazał jeden. Następnie złapał za kij od szczotki i wzruszył ramionami, jakby chciał odpowiedzieć „lepsze coś niż nic” na zdziwione spojrzenie Hyuugi. Kapitan przekazał mu gestem, że to on otworzy drzwi. Izuki odetchnął głęboko i skinął głową, pewniej łapiąc szczotkę. Czuł suchość w ustach i drżenie w kolanach, ale musieli coś zrobić.
            Hyuuga otworzył drzwi i wypadł na korytarz, a Izuki zaraz za nim, wymachując kijem od szczotki. Nikogo już jednak nie było, jedynie puste metalowe wiadro, które leżało porzucone obok drzwi. Obaj odetchnęli głęboko i wyprostowali się, wciąż jednak stojąc do siebie tyłem i chroniąc nawzajem swoje plecy.
-Ktoś nas podsłuchiwał – mruknął Hyuuga.
-Te drzwi są tak grube, że nic przez nie nie słychać – Izuki opuścił kij i lekko postukał nim o podłogę. –Ale Hyuuga…
Wtedy ponownie usłyszeli szmer. Obaj najeżyli się i znów przyjęli postawę obronną. Kroki zbliżały się z prawej, zza rogu korytarza. Hyuuga złapał się na tym, że liczy je w myślach i wydają mu się dziwnie znajome. Były również za ciche na typowe, męskie szuranie nogami. Ktoś się skradał?
-Wiemy, że tam jesteś!
-Oczywiście, że jestem – Riko wychyliła się zza korytarza. Wraz z nią szedł Kiyoshi. –Oboje jesteśmy. Opracowywaliśmy trening i czekaliśmy na was. A wy co? Wyglądacie, jakbyście zobaczyli ducha.
-Ktoś był pod szatnią – Hyuuga podszedł do Riko i objął ją, tuląc twarz do jej włosów. Dziewczyna miała zażartować z ich zachowania, ale kiedy usłyszała, jak niespokojnie i głośno bije serce jej partnera, oplotła go ramionami w pasie i uścisnęła. Hyuuga był naprawdę przerażony.
-Słyszeliśmy – mruknął Izuki – jak przewraca wiadro.
-Ja byłem pod szatnią – Kiyoshi uniósł rękę. –Szedłem do higienistki po wasze karty zdrowia, Riko chciała coś sprawdzić. Ale nikogo nie widziałem. I wiadro stało wtedy normalnie – dodał, drapiąc się w kark.
-Może to był tylko przeciąg albo coś? – Izuki nagle poczuł się głupio i odstawił do szatni kij od szczotki. –Zachowaliśmy się pochopnie – uśmiechnął się blado do Hyuugi.
-Chyba tak.. Wracajmy do domu, co? – Hyuuga pocałował Riko w czubek głowy.

            Izuki wcisnął ręce głębiej w kieszenie i przyspieszył kroku. Kiedy rozmawiali w szatni, była tam cała drużyna. Przy całej drużynie praktycznie podał adres domowy Akashi’ego, wiedząc, że jego partnera cały czas obserwuje Aomine, Kise i Midorima, którzy zmieniają się tak, by zawsze być w zasięgu głosu. No i Akashi miał udawać, że czeka na klucze, siedząc w osiedlowej kawiarni (a potem miał się kręcić po blokowisku). Morderca nie wiedział, że klucze, które kapitan Rakuzan zgubił w ich szatni nie należały do niego. To był zapasowy komplet, który Akashi podarował Izuki’emu, sugerując, że jego dom jest dla niego zawsze otwarty. To oznaczało, że naprawdę mu na nim zależy. Że chce, żeby byli razem na poważnie. I jego rodzice akceptowali związek z Akashim.
            Dlatego Izuki nie miał zamiaru pozwolić go sobie odebrać.
            Kiedy usłyszał, że ktoś za nim idzie, nie obrócił się i nie spojrzał do tyłu. Przyspieszył lekko, a potem dwa razy skręcił w lewo, robiąc małe kółko. Gdyby ktoś tylko szedł w tą samą stronę, nie nadkładałby drogi, tak jak on… ale kroki wciąż go śledziły. Izuki pomyślał z gorzkim rozbawieniem, że musi rozchodzić swoje zdenerwowanie.
-Czas rozpocząć przedstawienie – szepnął, dodając sobie samemu otuchy.

            Kuroko budził się powoli; miał wrażenie, że wypływa z głębin wody, ledwo widząc powierzchnię. Nawet nie pamiętał, co mu się śniło. Wiedział tylko, że jest mu dobrze; ciepło, wygodnie i przede wszystkim bezpiecznie. Pewnie dlatego, że obejmowało go ramię Kagami’ego, a we włosach czuł jego gorący oddech.
-Taiga? – mruknął, odwracając się do niego i pocierając oczy. Ziewnął, próbując zasłonić usta dłonią.
-Tak? – dłoń jego partnera zaczęła czule gładzić brzuch Kuroko. –Przy tobie nauczyłem się ucinać sobie drzemki – ziewnął.
-Już wieczór?
-Konkretnie noc. Dochodzi dwudziesta druga. Zasnąłeś po treningu i przyniosłem cię do domu – Kagami poprawił koc i przyciągnął Kuroko bliżej siebie. –W sumie to ci zazdroszczę, że zasnąłeś.
-Hm? – dłoń Kuroko zacisnęła się na jego koszulce. –Dlaczego?
-Odwiedził nas Akashi.
            Czując, jak Kuroko sztywnieje, Kagami usiadł na łóżku i podrapał się w brodę. Szybko wytłumaczył mu, że kapitan Rakuzan zachowywał się dziwnie, ale zostawił dla niego list. Podał Kuroko kopertę, ale ten nie otworzył jej od razu; przesuwał ją w palcach, zastanawiając się, czego chce od niego Akashi.
-Nie chcę wiedzieć, co napisał – pokręcił głową i podał Kagami’emu kopertę. –Wyrzuć to.
-Kuroko…
-Nie chcę.
-Musisz – usiadł obok niego i otworzył kopertę, po czym wyjął ze środka złożoną kartkę papieru.
            Kuroko westchnął ciężko, ale otworzył kartkę i przyjrzał się eleganckiemu pismu Akashi’ego. Słowa zmroziły go.

„Kiedy to czytasz, morderca pewnie już mnie ma. Okłamałem mojego partnera, że poradzę sobie ze wszystkim i ściągnąłem go na siebie. Tetsuya, zostaniesz tylko ty. Proszę, uważaj na siebie. Żegnaj,
Akashi Seijuro”

            Akashi siedział na ławce, patrząc w niebo. Przez światła miasta, jaskrawe i krzykliwe, nie widać było gwiazd, ale był świadom ich obecności. Tak samo świadom był tego, że ostatnich kilka miesięcy, które spędził z Izukim, odmieniło jego życie. Może dlatego był gotów umrzeć bez żalu, chociaż Bóg mu świadkiem, chciał spędzić z Izukim więcej czasu. Jego marzeniem było zabrać go na wycieczkę do egzotycznego kraju, pokazać mu świat, którego Shun jeszcze nie widział.
            Kiedy jego telefon zaczął wibrować, odetchnął kilkakrotnie, nim go odebrał.
-Shintarou?
-Nie, tu Yuna – usłyszał ciepły głos. –Shintarou poszedł do sklepu po kawę dla ciebie. Noc zapowiada się chłodna, mimo że to lato. Chciałam ci tylko dać znać, żebyś się nie wystraszył, kiedy do ciebie podejdzie.
-Dziękuję, panno Ito. Nie tylko za telefon.
-Hmm? O co chodzi?
-O nic, nic – uśmiechnął się lekko. –Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa z Shintarou, panno Ito. On zasługuje na kogoś, kto będzie go kochał tak, jak ty. ‘
            Nie usłyszał jej odpowiedzi. Rozłączył się, nim dziewczyna miała szansę powiedzieć cokolwiek. Czuł spokój na myśl, że jego przyjaciele odnaleźli szczęście w swoim życiu i nie są sami. Już nie musi nimi kierować, już nie musi nad nimi czuwać. Radzili sobie świetnie bez niego.
            Jego rozmyślania przerwał telefon. Uśmiechnął się blado, odbierając go, tym razem bez wahania.
-Daiki? A może panna Hana? Jeśli dzwonicie mi powiedzieć, że macie dla mnie kawę, to…
-Akashi – głos Aomine był napięty, jeszcze bardziej niż zwykle ochrypły. –Akashi, posłuchaj, musisz jechać do szpitala, tam, gdzie pracuje tata Midorimy…
-Co, dlaczego?
-M-morderca nie przyjdzie dzisiaj po ciebie. On… dopadł Izuki’ego.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Contagious” (Avril Lavigne) oraz „Bring me to life” (Evanescence).

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 43. Lepsza połowa.


            Akashi otarł pot z czoła i spojrzał na kilkanaście kartonowych pudeł, które stało w największym pokoju małego mieszkanka, które wynajął. Rzeczy nie było wiele, głównie ubrania i książki, miał też kilka zdjęć z czasów dzieciństwa, na których była jeszcze jego mama. Znalazły się również dyplomy i puchary, ale zabrał je z domu tylko dlatego, by zrobić ojcu na złość. Skoro nie chciał mieć syna, niech się nim nie chwali. Akashi’ego trochę przerażała myśl życia bez służby, która posprząta i ugotuje, ale z drugiej strony, lubił wyzwania i jeszcze nie spotkał się z takim, któremu by nie sprostał.
-Dziękuję, panie Izuki, za pomoc w przewozie rzeczy – zaczął, sięgając po portfel. –Za paliwo…
-Daj spokój, chłopcze – ojciec Izuki’ego wymownie nakrył jego dłoń swoją. –Rodzina mi nie płaci. Hej, Shun! Zawołaj mamę, pomożemy Seijuro rozpakować te pudła! Pójdzie o wiele szybciej, jeśli zrobimy to razem, prawda?

            Z każdym kolejnym krokiem, który zbliżał go do sali gimnastycznej, Takao czuł rosnący ciężar w sercu. Koszykówka, sport, który kochał, przerażała go teraz. Od czasu ataku, w którym prawie nie zginął, nie dotknął nawet piłki, nie był też na ani jednym treningu. Drużyna odwiedzała go i namawiała, by chodził na spotkania, ale on nie chciał bezużytecznie siedzieć na ławce. Patrzenie na to, jak Midorima się rozwija, jak potrafi coraz więcej, podczas gdy on zatrzymał się w miejscu, zamarznięty w czasie i przestrzeni, bolało. Oczywiście, nawet przez sekundę nie żałował tego, co się stało, po prostu był bezsilny i to go denerwowało. A to, że przy wszystkich musiał udawać, że jest szczęśliwy, nie pomagało. Okłamywał nawet swoją dziewczynę, by nie martwiła się o niego jeszcze bardziej. W końcu sama miała problemy ze zdrowiem.
            Tuż przed salą zatrzymał się i odetchnął głęboko, próbując się uspokoić. Przecież za tymi drzwiami nie ma mordercy, jest tylko Midorima, który jak zawsze został po treningu, żeby ćwiczyć samemu. Zazwyczaj robili to razem…
            Takao przywołał na twarzy wesoły uśmiech i włożył dłonie do kieszeni, chcąc ukryć ich drżenie.
-Hej, Shin! Znów ćwiczysz po godzinach? – zapytał przyjaźnie. –Twoje poświęcenie powinno być inspiracją dla wszystkich.
            Kiedy zauważył, że Midorima unika jego wzroku i rumieni się lekko, Takao zagwizdał cicho i podszedł bliżej.
-No, no. A więc to nie poświęcenie dla sportu – zanucił radośnie.
-Czekam aż skończy trening drużyna kyudo – burknął Midorima, nerwowo poprawiając okulary. Idziemy z Yuną do teatru.
-Do teatru? Wow, Shin, idziesz jak burza! Może na czwartej randce w końcu złapiesz ją za rę… o nie! Serio?! – podszedł bliżej i przyjrzał się twarzy Midorimy, który był cały czerwony. Brakowało tylko neonu z napisem „zawstydzenie”. –Całowała cię już?
-Ja ją – prychnął z dumą.
-Jestem pod wrażeniem!
-Powiedz lepiej, kiedy wracasz do treningów? – Midorima szybko zmienił temat, by nie mówić Takao, jak daleko zaszła jego relacja z Yuną. Na samą myśl o kolejnej nocy w jej objęciach, robiło mu się przyjemnie i ciepło. –Mój ojciec powiedział, że możesz spokojnie rzucać do kosza i trochę biegać.
-Ta… - Takao odwrócił wzrok i spojrzał na kosza. Obręcz nagle wydawała mu się daleka i przerażająca. Chłopak poczuł, jak gardło panicznie mu się zaciska, a oddychanie robi trudne.
-Ej, wszystko okej? Zbladłeś – Midorima odłożył piłkę i podszedł bliżej.
-Ta… taaak – skłamał Takao. –Po prostu gorąco tutaj.
            Wiedział, że Midorima chce powiedzieć coś jeszcze, dodać coś więcej, zapytać o coś, o czym Takao nie chciał rozmawiać. Dlatego też był wdzięczny, kiedy drugim wejściem do sali wpadła Yuna, przynosząc ze sobą letnie powietrze wieczoru.
-Hej, Shintarou! Kazunari, przyszedłeś na trening? – zapytała.
-Nie… - chłopak wpierw zrobił jeden krok do tyłu, potem drugi. –Wpadłem zobaczyć, co słychać.
-Och? A kiedy wrócisz do treningów? – Yuna podeszła do nich i bez cienia skrępowania ujęła dłoń Midorimy.
-Nie wiem jeszcze. Na razie muszę nadrobić zaległości w szkole.
            Yuna zerknęła na chłopaka i bez pytania go wiedziała, że Midorima czuje kłamstwa Takao na odległość. Ale dlaczego ten okłamywał jego, najlepszego przyjaciela?
-Shintarou, spóźnimy się do kina – mruknęła, podejrzewając, że dla Takao ta rozmowa nie jest wygodna. Niech teraz się wycofa; do tematu wrócą kiedyś.
-No tak, spóźnimy – Midorima powiedział to tak, jakby ktoś obudził go ze snu. –Wezmę tylko moją torbę i możemy iść.
-Jasne. Bai Bai, Kazunari. Zobaczymy się jutro – Yuna pomachała mu lekko.
            Takao został sam na sali gimnastycznej. Normalnie rzuciłby piłką do kosza, z przekory, żeby sprawdzić, czy jego jastrzębie oko wciąż działa należycie. Ale na samą myśl o dotknięciu piłki, zrobiło mu się niedobrze. By odpędzić od siebie tę wizję, wspomniał rozmowę z Midorimą i Yuną. I nagle w niego uderzyło to, że Midorima mówił o teatrze, a Yuna o kinie.
            Coś się nie zgadzało.

            Kiedy wsiedli do metra, Yuna chciała złamać ciszę, jaka między nimi zapadła. Oparła się o ściankę, a Midorima stanął nad nią, odcinając ją od tłumu i potencjalnych zboczeńców, których mogła skusić dziewczyna w szkolnym mundurku. Uniosła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.
-Coś było nie tak z Takao – zaczęła.
-Też to zauważyłem – burknął. –Ale nie wiem, co. Fizycznie wraca do zdrowia szybko, ale psychicznie…
-Może ktoś powinien z nim porozmawiać? – Yuna złapała go za przód koszuli by utrzymać równowagę, kiedy pociągiem lekko szarpnęło. –Może pan Nakatani?
-To nie byłoby głupie – przyznał Midorima. –Albo wyśle go do jakiegoś psychologa.
-Shintarou… a może ty z nim porozmawiasz? Jesteś jego przyjacielem? – dyskretnie pogłaskała go palcem po szyi, nim opuściła dłonie. –Może on właśnie teraz potrzebuje ciebie?
-Wiesz, że kontakty interpersonalne to nie moja spe… - Midorima nagle się skrzywił i odwrócił szybko głowę, zerkając przez ramię. Na jego twarzy widać było złość, upokorzenie i wstyd.
-Skarbie? Coś się stało? – zapytała, zaniepokojona.
-Ktoś… ktoś mnie macał po ty-tyłku!
            Yuna śmiała się jeszcze wtedy, kiedy wysiedli z metra.

            Kise był zawstydzony tym, że Kasamatsu dookoła niego skakał. Oczywiście, nie dosłownie, po prostu wyręczał go we wszystkim. Nawet wypis ze szpitala wsadził do swojej torby, a nie do plecaka Kise. Torbę modela włożył do bagażnika swojego samochodu i otworzył drzwi, by Kise mógł wsiąść.
-Pas też mi zapniesz, senpai? – prychnął, wydymając lekko wargi.
-Nie narzekaj – warknął Kasamatsu, z impetem zamykając drzwi. W głębi ducha cieszył się jednak z faktu, że Kise w końcu wypuszczono ze szpitala. Miał się wkrótce zgłosić na zdjęcie szwów i ewentualne usunięcie blizny, by mógł wrócić do pracy w modelingu.
-Lubię narzekać – Kise zapadł się głębiej w fotel i jęknął cicho, kiedy zbyt mocno nacisnął na ranę.
-Narzekać będziesz, jak się za ciebie wezmę – zagroził Kasamatsu. –Musisz nadrobić zaległości w szkole i zdać egzaminy poprawkowe, bo do normalnych cię nie dopuszczą. Dlatego od razu po tym, jak się rozpakujesz, siadamy do nauki.
-Aaa właśnie, Kasamatsu… nim weźmiemy się za naukę, jest coś… a raczej ktoś, z kim musimy się spotkać…

            Aomine spojrzał na kartkę i obrócił ją kilka razy, jakby znaki kanji można było odczytać do góry nogami. Zerknął na Sumire, która stała obok niego i zadzierała głowę, patrząc na blok, jeden z wielu na ogromnym osiedlu. Przyjechali tutaj aż z Tokio i szczerze powiedziawszy, chłopak był przekonany, że się zgubili.
-Jesteś pewna, że dobrze napisałaś adres? – zapytał, drapiąc się w tył głowy.
-Tak, jestem pewna – westchnęła, rozglądając się. –Ale Kise był dosyć zdenerwowany, kiedy mi go dyktował, więc on mógł coś przekręcić.
-To byłoby do niego podobne – prychnął z nutką rozbawienia. –Zadzwonię do niego i…
-Aomine!
            Odwrócił się, słysząc głos Midorimy. Jak zawsze, towarzyszyła mu jego dziewczyna. Wyglądała na niesamowicie rozbawioną, co nie pasowało do atmosfery spotkania. Z kolei Midorima wyglądał tak, jakby miał ochotę kogoś zamordować.
-Też tutaj przyjechałeś? – zapytał, patrząc na niego.
-Taaa. Już myśleliśmy, że Kise przekręcił adres – Aomine wsadził ręce do kieszeni. –Więc co, idziemy? – skinął głową w stronę bloku. Skoro Midorima tu był, na pewno nie pomylili adresu.
-Tak, Kise ma na nas czekać w środku. Nie chciał siedzieć na ulicy, sława, wiesz – Midorima lekko machnął ręką, jakby coś od siebie odganiał. –Chodźmy.
            Podeszli do domofonu i nacisnęli guziczek przy numerze mieszkania, które nie miało przypisanego nazwiska. Obaj wyglądali przy tym tak, jakby szli na ścięcie.
-Ja naciskałem, więc ty mówisz – powiedział nagle Aomine, cofając się o krok.
-C-co? Czemu ja?!
-Bo… bo jesteś starszy i w ogóle!
-Daiki, Shintarou – głos Akashi’ego, chociaż zniekształcony przez maszynę, sprawił, że obaj zamarli. –Wejdźcie na górę, proszę. Nie chcę rozpoczynać życia tutaj od tłumaczenia sąsiadom, dlaczego kłócicie się na klatce schodowej jak dzieci.

            Chwilę później cała czwórka siedziała już w średniej wielkości salonie. Ścisnęli się razem z Kasamatsu i Kise, którzy już na nich czekali. Blondyn, widząc ich, uśmiechnął się ze źle skrywaną ulgą. Siedzieli przy stole, a Akashi przyniósł im herbatę. Aomine z roztargnieniem zauważył, że jego były kapitan nosił po kilka kubków na raz, a nie cały garnek, jak Kagami.
-Po co nas wezwałeś? – zapytał w końcu Midorima.
-Was wezwałem, by porozmawiać. Wasze lepsze połowy… – Akashi lekko, z elegancją poruszył dłonią, sugerując, że nie były zaproszone.
-To jest Sumire, a to Yuna – Aomine przedstawił je krótko.
-Miło poznać – odpowiedział gładko Akashi. –Zakładam, że nie macie tajemnic przed nimi i ufacie im w stu procentach.
-Ufam jej bardziej niż tobie – prychnął Aomine.
-Daiki, Daiki – Akashi pokręcił głową tak, jakby rozmawiał z krnąbrnym dzieckiem. –Z tego, co wiem, przestałeś ufać nawet Tetsuyi. To coś… nowego dla ciebie, zerwać z nim kontakty. Tak samo dla Ryouty.
-Wezwałeś nas tutaj, żeby porozmawiać o problemach z zaufaniem?
-Nie, Shintarou. Wezwałem was tutaj, ponieważ myślałem o tym, czym kieruje się morderca. Nie, to nie ja, Daiki – zerknął na chłopaka, a ten zamknął usta nim zdążył cokolwiek powiedzieć. –Po prostu domyśliłem się, że kolejny będę ja.
-To dlatego się przeprowadziłeś? Z całym szacunkiem, ale w rodzinnej posiadłości byłbyś bezpieczniejszy.
-Nie, nie dlatego – Akashi lekko się zarumienił, a pozostała trójka byłego Pokolenia Cudów szerzej otworzyła oczy. –Chodziło mi o to, że mam dla was propozycję – chrząknął, wracając do tematu.
-Jaką? – zapytał wprost Kise.
-Zostanę przynętą. Zwabię mordercę do siebie.
-I dalej co? – Midorima poprawił okulary. –Akashi, ten mężczyzna był prawie tak wielki jak ja. I równie szeroki. Nie miałbyś z nim szans.
-Dlatego nie będę sam – odparł.
-Próbowaliśmy z przynętą, ale wtedy Himuro popełnił samobójstwo i policja uznała, ze to on jest mordercą i zamknęła sprawę. Aż do ataku na mnie – Kise drgnął nerwowo.
-I jak dobrze wiemy, śledztwo wciąż tkwi w martwym punkcie.
-Aomine podejrzewa ludzi z Seirin. Wręcz całą drużynę – prychnął Kasamatsu.
-Coś w tym jest – zgodził się Akashi ku zdumieniu całej reszty. –Dlatego zrobimy coś, co sprowokuje mordercę, o ile należy do Seirin.
-Nie wiem, jak – wtrąciła Yuna. –Nikt z nich nie chce z nami rozmawiać od kiedy Aomine zadzwonił do Kuroko. Nawet Riko nie odpisuje na moje wiadomości.
-Nie potrzebujemy panny Aidy – Akashi elegancko sięgnął po kubek.
            Midorima, Kise i Aomine spojrzeli na niego z zaciekawieniem. Akashi zawsze był zagadką, ale teraz był jeszcze bardziej tajemniczy.
-Masz swojego człowieka w Seirin?
-Pewnie myśli o Tetsu. Akashi, zrozum, że Tetsu prawdo…
-Cicho, Daiki. Nie, nie mówiłem o Tetsuyi. Otóż… - chrząknął, jakby chciał dodać sobie odwagi – Otóż wy przyprowadziliście na spotkanie swoje drugie połówki. Ja zrobiłem to samo – dokończył cicho. –Shun, wyjdź.
            Aomine poderwał się z kanapy, kiedy z kuchni, prosto do salonu, wyszedł rozgrywający Seirin, Izuki Shun. Chłopak wyglądał tak, jakby w mieszkaniu Akashi’ego czuł się całkiem komfortowo. Podszedł do kapitana Rakuzan i dotknął jego ramienia.
-Skąd masz pewność, że on nie jest w to zamieszany? – zawołał oburzony Midorima.
-Mam – oznajmił ostro Akashi i nie sposób było mu nie uwierzyć. Midorima odchylił się, a Aomine usiadł ciężko. –Shun zgodził się nam pomóc.
-Jak do… jak wy w ogóle…
-To cię nie powinno interesować, Ryouta – zganił go łagodnie. –Mamy plan, który ma na celu ujawnienie, czy to ktoś z Seirin.
-Nie zdradzam mojej drużyny – powiedział Izuki, siadając na podłokietniku fotela Akashi’ego – ale jest coś, czego im nie powiedziałem. No, dwie rzeczy – dodał, patrząc na kapitana Rakuzan, a ten odpowiedział uśmiechem.
-Co?
-Kiedy byliśmy w Labiryncie i wybuchła panika po odnalezieniu ciała Haizaki’ego, widziałem kogoś. Jestem pewien, że gdybym miał okazję znów spojrzeć na niego w podobnych warunkach, rozpoznałbym go.
-Uderzyłeś się wtedy w głowę. Mocno.
-Ale nie wydaje mi się to! – oburzony Izuki spojrzał na Sumire. –Jestem pewien, że wiem, kto to jest. Tylko że za każdym razem, gdy próbuję sobie przypomnieć, tak strasznie boli mnie głowa…
-Może podświadomie chcesz chronić tę osobę? I przez to siebie – Yuna z trzaskiem odstawiła kubek na stół. –Poznanie prawdy mogłoby zaburzyć twój światopogląd, więc nie robisz tego.
-Tak, coś w tym jest – Izuki westchnął ciężko po chwili. –Po prostu muszę się upewnić. Jeśli on jest wśród nas, w co wątpię, ale jeśli naprawdę jest… to jaka jest pewność, że nie skrzywdzi kogoś z mojej drużyny? Hyuuga jest kapitanem, idealny cel, tak jak Riko. Kuroko to chyba oczywiste. Mitobe, Koganei, Kiyoshi… oni są naiwni jak dzieci. Dlatego proszę was, pomóżcie nam odkryć, kto za tym stoi. Pomóżcie mi ochronić Seirin!


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Smile” oraz „I’m with you” (Avril Lavigne).

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 42. When you say nothing at all.


            Koganei czuł się tak, jak czuje się zadowolony kot. Był najedzony i rozleniwiony; leżał zaspokojony w plamie słońca, które przyjemnie go ogrzewało. Źródłem słodkiego ciepła było również ciało Mitobe, który wciąż spał, przytulony do jego pleców. Drobny chłopak bawił się jego palcami, wiedząc, że to nie jest w stanie go obudzić. Jeśli Mitobe miał wolny dzień od obowiązków w domu, zazwyczaj przesypiał pół tak kamiennym snem, że nawet wybuch bomby nie był w stanie wyrwać go z łóżka.
Uwielbiał dłonie swojego partnera; duże, bezpieczne, o długich palcach. Wiedział, jak wiele Mitobe musiał poświęcić, jak jego rodzice musieli zrezygnować z walki o głos syna, kiedy na świat przychodziło, jedno za drugim, jego rodzeństwo i brakowało funduszy. Kiedy stanęli finansowo na nogi, było za późno i Mitobe już zawsze miał milczeć. Ale jemu to nie przeszkadzało. Rozumiał go bez słów, ich rozmowy odbywały się na innym, niezrozumiałym dla pozostałych poziomie. Nawet wtedy, gdy Mitobe pierwszy raz powiedział mu o swoich uczuciach, nie użył słów. Ale Koganei rozumiał, zawsze rozumiał.
-Hej, wielkoludzie, co ci zrobić na śniadanie? – zapytał, obracając się do niego twarzą.
Mitobe jednak wciąż spał. Na policzku miał odciśnięty szew poduszki, ale wyglądał tak, jak gdyby mu to nie przeszkadzało. Koganei słyszał jego spokojny, miarowy oddech, który nie zmienił się nawet wtedy, kiedy przesunął dłonią po piersi swojego partnera. Kocie usta chłopaka rozciągnęły się w szerokim uśmiechu
-Myślę, że śniadanie musi poczekać – szepnął.

            Kagami powoli wchodził po schodach, niosąc w ramionach dwie duże torby z zakupami. Obudził się rano z myślą, że siedzenie w łóżku mu nie pomoże. Musiał zająć się swoim życiem, Himuro chciał, żeby był szczęśliwy. Dlatego postanowił się ogarnąć, zrobić coś, cokolwiek. No i zostawał Kuroko; przez kilkanaście ostatnich dni sprawiał mu same problemy. To on miał się nim opiekować, nie odwrotnie.
            Śniadanie do łóżka będzie dobrą rekompensatą za to, że był wobec niego taki brutalny i obojętny. A potem może pójdą pograć w koszykówkę albo do kina. Mały wypad, zaledwie kilka godzin, ale pomoże oczyścić atmosferę.
            Włożył klucz do zamka i przekręcił go najciszej jak mógł, nie chcąc zbudzić swojego partnera.
-Taiga!
Gdy usłyszał krzyk Kuroko, omal nie upuścił zakupów na ziemię. Odstawił je jednak szybko na blat i zamknął nogą drzwi.
-Kuroko? Co się stało?
-Gdzie byłeś?!
            Drobny chłopak stanął naprzeciwko niego, ubrany tylko w stary t-shirt Kagami’ego. Był czerwony na twarzy i gniewnie zaciskał dłonie na brzegu koszulki.
-W sklepie – bąknął. –Mamy pustą lodówkę, zrobiłem zakupy. Chciałem ci zrobić śnia…
-Nie wychodź więcej sam! – jęknął Kuroko, przestając gnieść materiał koszulki. –I nie wychodź, nie zostawiaj mnie… - dodał ciszej.
            Kagami nie odpowiedział nic. Wyciągnął ramiona i przytulił go mocno, czując, jak Kuroko rozluźnia się i mocno w niego wtula, pocierając nosem jego pierś. Gładził go delikatnie po plecach, chcąc pomóc mu się uspokoić. Nie wiedział, że jeśli wyjdzie na te kilka minut, Kuroko tak bardzo się wystraszy.
-To tylko małe zakupy.
-Przestraszyłem się, jak cię nie było rano. B-bałem się, że…
-Tetsu, spójrz na mnie – Kagami lekko nim potrząsnął. –Nie odbiorę sobie życia, nie ma takiej opcji! Nie… nie jestem typem osoby, która targnie się na swoje życie, błagam. Nie…nie zostawiłbym ciebie.
-Obiecujesz?
To jedno, proste pytanie wstrząsnęło Kagamim. Dopiero teraz, z całą siłą uświadomił sobie, jak wiele Kuroko stracił przez te pół roku. Przyjaciół, bezpieczeństwo, rzadko widywał się też z rodziną… W całej tej burzy mieli tylko siebie i Seirin, tylko na sobie mogli polegać.
-Przysięgam, Tetsu – szepnął. –Nigdy, przenigdy od ciebie nie odejdę.
Siłę tych słów spotęgował delikatnym pocałunkiem, który złożył na czole Kuroko.
-Wszystko będzie dobrze – obiecał. –A teraz wracaj do łóżka…
-Nie… Kagami, musimy porozmawiać. Dzwonił Aomine…

            Hyuuga wszedł do sali Aidów, niosąc na ramieniu swoją torbę sportową. Wiedział, że Kagetory nie ma i że Riko jest sama, mimo to zmartwiło go to, że na sali było kilki obcych mężczyzn, a jego dziewczyna kręciła się dookoła nich bez skrępowania. Każdy z nich mógł być potencjalnym mordercą i wyrządzić jej krzywdę!
-O, Junpei! – uśmiechnęła się do niego. –Nie mówiłeś, że wpadniesz.
-Mam jeszcze niewykorzystane godziny z karnetu – pokazał jej kawałek plastiku.
-Tak jakbyś go potrzebował – prychnęła. –Miło jednak, że wróciłeś.
-Taa. Idę się przebrać, pani trener – dodał, trochę się z nią drażniąc.
-Junpei! – Riko wyszła za nim z sali i korzystając z okazji, że są sami na korytarzu, pocałowała go w usta. –Przebierz się u mnie, okej? Kuroko kazał zwołać wszystkich na popołudnie, więc potem wpadnie reszta. Po co masz kursować między salą a salonem?

            Kiedy popołudniu całe Seirin ścisnęło się w salonie Riko, dziewczynie poprawił się humor. Widząc swoich przyjaciół i chłopaka, czuła się bezpieczniej. W końcu morderca raczej nie był na tyle głupi, żeby atakować ich, kiedy byli razem!
            Zaraz po tym, jak wszyscy zajęli swoje miejsca, a kubki z zimną herbatą i sokiem rozeszły się w błyskawicznym tempie, Riko wsunęła się Hyuudze pod ramię i spojrzała na swoich podopiecznych.
            Koganei i Mitobe jak zawsze dotykali się lekko, siedząc obok siebie. Wyższy chłopak milczał, ale dobrze wiedziała, że gdyby miał im coś do powiedzenia, Koganei zrobiłby to za niego. W tym momencie chłopak o kocim uśmiechu bawił się palcami swojego partnera, jednocześnie próbując nie wylać na siebie soku. Mitobe tymczasem uśmiechał się do niego, do niej i do całej reszty, tym swoim delikatnym, tajemniczym uśmiechem.
            Izuki nie wypuszczał z ręki telefonu. Cały czas z kimś pisał i kiedy owa osoba nie odpowiadała, nerwowo patrzył na telefon. Riko zauważyła, że Hyuuga czasem zerka na przyjaciela z troską w oczach, ale nie pytała. Domyślała się, że to zapewne jakieś męskie sekrety. Tsuchida, który siedział obok niego, od czasu do czasu coś mówił do Izuki’ego, ale ten nie wydawał się być zaangażowany w konwersację, co nie było do niego podobne.
            Kiyoshi, jak to Kiyoshi, siedział i patrzył na nich z lekkim rozbawieniem. Nie rozmawiał z nikim, obserwował tylko, skupiony, a jednocześnie rozluźniony. Riko cieszyła się, widząc, że ma się dobrze. Na jego twarzy widać było słaby rumieniec, a oczy błyszczały. Czyżby miłość go tak odmieniła?, pomyślała, ciesząc się z jego szczęścia. Martwiła się, że kiedy przestanie grać w koszykówkę, stanie się osowiały, ale widocznie Teppei odnalazł nowy cel w życiu. Muszę go potem przesłuchać, zachichotała w myślach.
            Trójka drugorocznych (Furihata, Kawahara i Fukuda) siedziała w kącie i szeptem rozmawiała o tym, że Tōō wkrótce ma zagrać mecz z Shūtoku. Próbowali obliczyć, kto wygra: Aomine Daiki czy Midorima Shintarou, któremu przypisywali zdolność wejścia w Zone, podobnie jak Aomine.
            Makoto na spotkanie przyprowadził Harukę. I chociaż Haru nie miał nic do powiedzenia w kwestii morderstw, gdyż był nowy, zgodnie uznali, ze skoro jest częścią Seirin, powinien wiedzieć, co dzieje się z drużyną. Teraz siedzieli i wpatrywali się w pozostałych, milcząc. Riko miała wrażenie, że Haru denerwuje się i czuje niepewnie, ale ciężko było być pewnym, gdyż chłopak miał obojętny wyraz twarzy. Zdradzały go tylko ręce, które nerwowo rwały na drobne kawałki serwetkę. Makoto tymczasem co chwila podsuwał mu kolejne serwetki, nie przestając rozmawiać z Kagamim. Z pozoru wydawała się to być lekka pogawędka, ale Kagami co chwila nerwowo zerkał na Kuroko.
            Kuroko jako jedyny wydawał się być nieobecny myślami. Wpatrywał się w swoje dłonie i skubał skórki obok paznokci. Riko zauważyła, że część z nich nabiegło już krwią. Chciała wyciągnąć dłoń i powstrzymać go, ale Hyuuga lekko pokręcił głową i przytrzymał jej rękę.
-Coś go gryzie – szepnął. –Niech nam sam powie. Pozwól mu się skupić.
-Hyuuga, nie mamy czasu – burknęła, ale opuściła rękę i dalej obserwowała, wiedząc, że z Kuroko nie można zrobić nic na siłę.
-K-kapitanie, trenerze – bąknął nagle Kuroko, jakby usłyszał ich krótką wymianę zdań. –Czy mo-możemy porozmawiać na osobności?
            Drużyna spojrzała na nich z podejrzliwością, ale Hyuuga i Riko niemal jednocześnie bez słowa skinęli potakująco. Przeszli do kuchni, a Kagami zamknął drzwi za ich czwórką i oparł się o nie, zakładając ręce na piersi.
-Kuroko, co się stało? Kolejny atak?
-Dowiedziałem się, czemu ani Aomine, ani Midorima, ani nawet sam Kise nie zawiadomili mnie, że Kise żyje i jest w szpitalu – oznajmił, siadając na krześle i obejmując się ramionami, jakby było mu zimno mimo gorąca za oknem.
-Co?
-Jeśli wiedział Midorima, to… to Yuna zapewne też – mruknęła Riko, a w jej głosie pojawiło się rozczarowanie. Kuzynka oznajmiła jej, że ona i Midorima są razem, ale nie powiedziała nic na temat morderstw i Kise. Czyżby Yuna już jej nie ufała…?
-Z tego, co zrozumiałem, Aomine podejrzewa, że to ktoś z nas.
-Co? Ktoś z nas? – Hyuuga aż się wyprostował.
-Tak. Za-zadzwonił do mnie i powiedział, że daje mi sz-szansę – mówienie stawało się dla Kuroko coraz trudniejsze. Kagami podszedł do niego i dotknął ramienia partnera, a ten odrobinę się uspokoił.
-Szansę? Szansę na co?
-Jeśli wydam mordercę, który jego zdaniem jest w Seirin, oni zeznają, że nie miałem z tym nic wspólnego, że zostałem zmanipulowany i zmuszony do tego, żeby wziąć w tym u-udział.
-To niedorzeczne! – warknęła Riko. –Wśród nas nie ma mordercy!
-Dokładnie, przecież byśmy o tym wiedzieli. Znamy się tyle czasu, byliśmy ze sobą w różnych sytuacjach. Chyba wiedziałbym, gdyby któryś z moich kolegów latał po Tokio z nożem! – prychnął Hyuuga, który wyglądał na serio zirytowanego.
-To samo mu powiedziałem – Kuroko spojrzał ze spokojem na swojego kapitana. –On mi nie wierzy. Myśli, że to albo Kagami, albo ktoś z drugorocznych.
-Bez sensu – Riko usiadła obok Kuroko.
-Aomine łapie się już najmniejszych szans – burknął wściekle Kagami. –Myśli, że w ten sposób uda mu się coś poukładać, a tymczasem jeszcze bardziej miesza. Nie powinien wsadzać nosa w pracę policji!
-Jedyne, do czego doprowadził, to skłócenie was wszystkich – Hyuuga potarł kark.
-Jestem ciekawy, gdzie w tym wszystkim znalazł miejsce dla Akashi’ego.
            Hyuuga zamarł, z ręką nad swoją głową. Jeśli Akashi wiedział, to wiedział również Izuki. Czyżby o tym rozmawiali, smsując dzisiaj ze sobą? Ale jeśli Izuki wiedział o szalonej koncepcji Aomine, dlaczego nic nie powiedział? Nie, mówienie drużynie zdradziłoby, że on i Akashi są ze sobą związani. Ale mógł powiedzieć jemu.
            Chyba, że Izuki również już nie ufał Seirin. O czym mogło świadczyć to, że mimo iż przyszedł na spotkanie, w ogóle z nimi nie rozmawiał.
-Cholera! – warknął i kopnął w stół. Nie pomogło mu to, jedynie rozbolała go stopa.
-Hyuuga… - Riko była zaskoczona jego wybuchem złości, tak samo jak Kagami i Kuroko.
-Więc? Powiedzieli kogo konkretnie podejrzewają?
-Tak. Kagami’ego, Mitobe, Kiyoshi’ego, Tsuchidę oraz… oraz ciebie, kapitanie.
-Mnie? – Hyuuga dźgnął się palcem w pierś. –Przecież to śmieszne. Byłem z Riko w czasie wię… Nie. Nie, kurwa, nie! Nie mów mi, że on wciągnął w to Riko!
-Nie krzycz na nich, Hyuuga – Riko westchnęła ze smutkiem. –To nie ich wina i nie zabija się posłańców, pamiętasz? Jesteśmy niewinni, nic nam nie udowodnią.
-Tyle mamy z tego, że im pomogliśmy, co?
-Pomoc jest bezwarunkowa i tego żałować nie będę – Riko lekko zadarła nos. –Uspokój się, proszę. Musimy pomyśleć, co powiemy wszystkim.
-Kapitanie, trenerze – Kagami odchrząknął lekko. –Jest jeszcze jedna sprawa.
-Jaka?
-Jeśli morderca nie należy do Seirin, a mam taką nadzieję, zostały jeszcze dwie osoby na jego liście. Akashi i.… i Kuroko.

            Hyuuga leżał obok Riko i nie mógł zasnąć. Co prawda, nie pokłócili się, ale też nic nie powiedzieli drużynie o podejrzeniach Aomine. Im mniej osób wiedziało, tym lepiej. Musieli chronić drużynę, a teraz prócz mordercy groził jej jeszcze wewnętrzny rozpad. Chłopak potarł dłonią twarz i spojrzał na ukochaną. Spała spokojnie, przytulona do jego boku. Ten widok koił jego nerwy, chociaż na samą myśl, że Aomine chce wplątać Riko w ten cały burdel, Hyuuga miał ochotę wrzeszczeć. Nie zasługiwała na to, by znaleźć się w tym całym syfie, a co dopiero znaleźć się w kręgu podejrzanych.
            Trapiła go jednak myśl, że może Aomine ma rację i to jest ktoś z nich, chociaż nie chciał i nigdy w to nie uwierzy. Bo kogo miał podejrzewać? Przyjaciół, z którymi przez ostatnie dwa i pół roku spędził więcej czasu niż z własną rodziną? Ludzi, z którymi dzielił swoją radość i smutek? Nie był w stanie uwierzyć w to, że ktokolwiek z nich był w stanie skrzywdzić drugą osobę, nie byli jak Hanamiya, by przedkładać koszykówkę nad wszystko inne. Owszem, bez Kiyoshi’ego byli osłabieni, ale ściągnął do Japonii Makoto, jego kuzyn dobrze zastąpi ich centrum. Bezkrwawa metoda obrony tytułu!
            Jego przemyślenia przerwało ciche szuranie na dole. Usiadł na łóżku i sięgnął po okulary. Przez chwilę myślał, że to tylko jego wyobraźnia i wciąż wzburzone emocje, ale dźwięk powtórzył się. Odrzucił kołdrę i odsunął się od dziewczyny.
-Junpei? – Riko sennie przetarła oczy. –Co się dzieje?
-Ktoś jest na dole – szepnął, wyskakując z łóżka. Znalazł swoje spodnie od dresu i wciągnął je na siebie. W tym momencie cieszył się, że jego dziewczyna jest maniakiem sportu, bo wystarczyło otworzyć szafę, by wyjąć z niej kij do baseballa.
-Co ty robisz?
-Idę to sprawdzić. Zostań tutaj – wycelował w nią palec. –Zamknij drzwi jak wyjdę. Jak nie wrócę za piętnaście minut, zadzwoń po policję.
-Hyuuga, oszalałeś?!
-Kocham cię – pocałował ją w czoło tak szybko, że nawet nie zorientowała się kiedy. Po tych słowach odwrócił się na pięcie i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
            Dobrze, że znał dom Riko niemal tak dobrze, jak swój własny. Wiedział, że musi ominąć jeden ze schodów, ten, który skrzypi. Starał się poruszać jak najciszej, ostrożnie stawiając bose stopy na ciepłym drewnie. I chociaż sama myśl o tym, że morderca przyszedł po Riko była irracjonalna, gdzieś w jego umyśle czaił się pierwotny lęk, że być może za chwilę stanie twarzą w twarz z kimś, kto pozbawił życia tak wielu osób i przyszedł po kolejne. Przecież nie tylko on i Kagetora wiedzieli, że Riko w jednej ze skrzynek z kwiatami schowała zapasowy klucz do tylnego wejścia. Tę wiedzę posiadali również Kiyoshi i Izuki, żeby w razie potrzeby mogli wejść do środka. Ale przecież jego najlepsi przyjaciele nie mieli nic do roboty w domu Riko w środku nocy! Chyba, że…
            Chyba że któryś z nich był mordercą.
            Hyuuga powoli zbliżał się do kuchni. Szuranie robiło się coraz głośniejsze, widział również słaby blask światła na progu. Drzwi nie były zamknięte, tylko lekko uchylone. Odetchnął głęboko, unosząc lekko kij. Czuł, jak zimny pot spływa mu po plecach i po czole. W ustach miał sucho, ale nie zdobył się na to, by przełknąć ślinę, jakoś zwilżyć spierzchnięte wargi.
            Teraz albo nigdy.
            Wyskoczył zza drzwi, zamachując się kijem, jednak nie pozwalając mu opaść, w ostatniej chwili widząc, kto przed nim stoi.
-PAN AIDA? – krzyknął, dysząc ciężko.
-Hyuuga?! Co ty tu robisz w środku nocy?!
-Co pan tu robi!
-Ja? Mieszkam tutaj!!
            Hyuuga oparł się plecami o lodówkę, opuszczając kij na ziemię. Oddychał ciężko, trzymając drugą dłoń na swoim żołądku, który teraz wywijał salta, jednocześnie wydając się być tak ciężkim, jakby zjadł coś niestrawnego. Drewno z kija wydawało mu się dziwnie śliskie, dopóki nie uświadomił sobie, że przyczyną są jego spocone ręce.
-M-miało pana nie być – wymamrotał na wydechu. –Miał pan wrócić za dwa dni. Kiedy usłyszałem hałas, pomyślałem, że to włamywacz a…albo gorzej.
            Kagetora przyjrzał mu się badawczo. W półmroku nie widział jego twarzy, ale po głosie rozpoznał, że chłopak jest roztrzęsiony.
-Gdzie moja córka?
-Na górze. Kazałem jej wezwać policję, gdybym się nie odezwał za… za kilka minut.
-Dobrze – pochwalił go oschle, a potem wychylił się na korytarz, unikając kolejnego kija tylko dzięki temu, że znał swoją córkę. –Powinieneś jednak wiedzieć, że Riko nie będzie spokojnie na ciebie czekać – dodał, patrząc na swoją córkę, która również właśnie opuszczała broń.
-Tatuś – pisnęła.
-No witam – Kagetora włożył ręce do kieszeni. –Nie wiem, wybieracie się z Hyuugą na jakiś mecz baseballa? Zmieniliście dyscyplinę?
-Co ty tu robisz?! – wrzasnęła Riko, mimo to przytuliła się do ojca i odetchnęła lekko, kiedy ten zamknął ją w uścisku.
-Przyleciałem wcześniej. Nie pomyślałem, że wchodząc do własnego domu i próbując zrobić sobie kanapkę zostanę wzięty za włamywacza. Aczkolwiek – odwrócił się i sięgnął do włącznika. Kiedy kuchnię zalało łagodne światło, cała trójka lekko osłoniła oczy. –Aczkolwiek, Hyuuga, mogę powiedzieć, że jestem z ciebie dumny. Umarłbyś, głupio po głupio, ale za moją córkę.
-Nie ma takiej rzeczy, której nie zrobiłbym dla Riko – burknął cicho Hyuuga, nagle faktycznie czując się jak kretyn.
-Dobrze. Doceniam to – przyznał Kagetora.
-Tato, tak właściwie, co robisz w domu? Mówiłeś, że wracasz dopiero za dwa dni, w… - Riko urwała nagle i zasłoniła usta dłonią.
-Taaak, to ten dzień. Domyśliłem się, że przez to całe zamieszanie wypadło ci z głowy.
-Tato, jak mogłabym zapomnieć… Po prostu nie zorientowałam się, że to już – Riko podeszła do kalendarza, w którym jeden dzień był całkiem zamazany na czarno.
-Tyle masz na głowie, że się nie dziwię – Kagetora pocałował Riko w czubek owej głowy i uśmiechnął się lekko. –Skoro już wszyscy jesteśmy w kuchni, może zrobimy kanapki i napijemy się czegoś ciepłego?
-Co…co to za dzień? – zapytał cicho Hyuuga, patrząc na Aidów i ignorując
-To rocznica śmierci mojej mamy – odpowiedziała mu Riko ze smutnym uśmiechem.
            W kuchni zapadła ciężka cisza. Hyuuga nie wiedział, co ma powiedzieć i gdzie ma podziać wzrok. Wbił go w ziemię i oblizał wargi.
-P-przepraszam – bąknął. –Nie wiedziałem…
-Nigdy nie podawałam ci dokładnej daty, daj spokój – Riko podeszła do niego i dotknęła dłonią jego policzka. –A teraz, kiedy już wiesz… Pójdziesz z nami? Jestem pewna, że moja mama chciałaby cię poznać.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Illusion” (VNV) oraz „Monster” (Skillet).