sobota, 25 października 2014

Rozdział 40. Us against the world.



            Riko leżała w łóżku, nie mogąc zasnąć już drugą noc z rzędu. Cały czas myślała o rozmowie, którą podsłuchała w łazience, a także o tym, co powiedział jej Teppei. Z jednej strony nie wierzyła w to, że Hyuuga mógłby ją zdradzać, ale z drugiej strony przecież nie obiecywali sobie wierności aż do śmierci. Poza tym, zachowywał się naprawdę dziwnie, dostawał tajemnicze smsy i maile, a kiedy pytała go o ich treść lub nadawcę, zbywał ją błahostkami.
            Nie wierzyła w to, że jej chłopak mógłby być poszukiwanym mordercą. Zbyt wiele czasu spędzili razem, by chociaż przez sekundę mogła go podejrzewać. Ale inne dziewczyny? Ładniejsze, ciekawsze, bardziej kobiece, lepsze od niej? To przecież oczywiste, że każdy chłopak by takim uległ.

            Izuki miał ciężki weekend. Nie mógł skontaktować się z Akashim, który  nie odpisywał ani na maile, ani na smsy, nie odbierał też telefonu. Chłopak powoli wpadał w panikę, co zauważyła jego matka, bezskutecznie jednak próbując go uspokoić. Po ataku na Kise i jego rzekomej śmierci, Izuki był pewien, że następny będzie właśnie jego ukochany. I teraz, kiedy ten nie dawał znaku życia, on zaczynał podejrzewać, że coś z nim nie tak. Kiedy jednak zadzwonił na policję i poprosił o to, by zaczęli go szukać, usłyszał, że nie jest członkiem rodziny, więc zgłoszenie nie może zostać przyjęte. Martwiło go również to, że coś było nie tak pomiędzy Riko a Hyuugą. Zauważył, że coś ich dręczy i bał się, że ich kłótnia może rozwalić drużynę od środka, a teraz, tak jak nigdy, potrzebowali być razem.
            Tego wieczoru wpatrywał się w telefon tak, jakby ten miał się za chwilę rozdzwonić. Izuki marzył o tym, by usłyszeć głos Akashi’ego i poczuć go przy sobie. To, co zaczęło się jak zwykły romans, przerodziło się w coś więcej i teraz na samą myśl, że mógłby go stracić, Izuki drżał. Lekki uśmiech na jego twarzy wywołało wspomnienie niedzielnego obiadu, pierwszego z wielu, podczas którego Akashi był gościem jego rodziny. Na początku było trochę sztywno, ale wkrótce, kiedy ojciec Izuki’ego zaproponował swojemu „zięciowi” partię shogi, atmosfera się rozluźniła. Jego rodzice wkrótce również przestali protestować i Akashi czasem zostawał na weekendy, a oni nie mieli nic przeciwko, by spali nie tylko w jednym pokoju, ale również w jednym łóżku.
-Och, Sei, odbierz w końcu ten telefon – jęknął Izuki, czując, jak pieką go oczy. Kolejna doba bez snu nie wróżyła dobrze. A jutro znów będzie musiał udawać, że nic złego się nie stało, żeby nie zadawali mu krępujących pytań. O swoim lęku mógł rozmawiać tylko z Hyuugą, ale on miał zbyt dużo na głowie i Izuki nie chciał mu dokładać swoich problemów.
            Przez barierę otępienia, dobiegło go dzwonienie do bramy. Ponuro podniósł głowę, ale nie chciało mu się wstawać. To zapewne ktoś do rodziców. Dlatego też, kiedy usłyszał, jak jego mama wychodzi, znów opadł na poduszki i wrócił do wpatrywania się w telefon.
            O tym, co dzieje się na zewnątrz, zorientował się dopiero wtedy, kiedy matka zaczęła go wołać. W jej głosie słychać było zdenerwowanie, ale, jak zawsze, pani Izuki zachowywała się profesjonalnie. Chłopak wybiegł na korytarz, tylko po to, by zobaczyć swoją mamę, która podpierała bladego Akashi’ego.
            Akashi wyglądał tak, jak gdyby wpadł na ścianę. Pod nosem miał zaschniętą krew, tak samo, jak na brodzie (ta zapewne pochodziła z rozciętej wargi). Lewe oko miał podbite, ale nie zapuchnięte (to wyglądało jak starsza rana).
-Sei! – zawołał Izuki, podbiegając do niego.
-Spokojnie, to tylko źle wygląda, Shun – Akashi lekko uniósł rękę, jakby chciał go uspokoić.
-Musimy zadzwonić na policję, jeśli ten morderca jeszcze jest w pobliżu…
-To nie morderca, Shun – Akashi uśmiechnął się z trudem. –To mój ojciec.
            Izuki musiał czekać, aż usłyszy opowieść Akashi’ego, dopóty, dopóki jego mama nie skończy opatrywania chłopaka. Na szczęście, rany były tylko powierzchowne.
-Ostrożnie – pani Izuki przyłożyła Akashi’emu opakowanie mrożonego groszku do oka, a chłopak syknął cicho.
-Dziękuję – westchnął z ulgą.
-Więc? Co się stało? – Izuki stanął obok niego. –Mamo, możesz nas zosta…
-Nie, Shun, twoja mama może to usłyszeć. To nic wielkiego – dodał, próbując zbagatelizować całą sprawę. –Po prostu mój ojciec nie jest tak tolerancyjny, jak twoi rodzice. Chciałem mu powiedzieć o tobie, o nas, ale wpadł w szał. Akurat byliśmy w pobliżu i pomyślałem, że zajrzymy, że przedstawię ci go… Nie wyszło.
-Akashi – wyszeptała smutno pani Izuki.
-Sei…
-To nic. Nie współczujcie mi – warknął, ale potem cicho wymamrotał przeprosiny.
-Co teraz zrobisz, Akashi? – pani Izuki usiadła naprzeciwko niego.
-Na pewno nie wrócę do domu – oznajmił. –Zresztą, od czasu śmi…od kiedy odeszła moja mama, to tylko miejsce do spania.
-Za co się utrzymasz? Czesne w Rakuzan jest wysokie, na pewno wyższe niż w Seirin.
-Pieniądze nie są problemem – Akashi odsunął foliowy woreczek od oka i zamrugał kilka razy. Po chwili zastanowienia znów przyłożył go do siniaka. –Osiemdziesiąt procent naszej rodzinnej firmy należy do mnie, dostałem udziały po mamie i dziadku. Wyprowadzka z domu nie wpłynie na mój status społeczny.
-Głupi jesteś, że myślisz teraz o kasie – warknął rozłoszczony Izuki. –Dlaczego twój ojciec…
-Mój ojciec widzi tylko interes swój i firmy – przerwał mu Akashi. –A ja miałem być dziedzicem tytułu i inne takie. Co zrobię? – podjął wcześniejszy wątek – Wynajmę jakieś mieszkanie niedaleko szkoły. Ciężko będzie dogadać się z ojcem, ale łączy nas teraz tylko firma. Nic więcej.
-Sei…
-No nic – pani Izuki podniosła się. –Na razie zostaniesz u nas. Shun i ty nosicie ten sam rozmiar ubrań, więc z tym nie będzie problemu. Gorzej z mundurkiem do szkoły…
-W szkole wiedzą, że nie będzie mnie w tym tygodniu. Zajmuję się firmą, tutaj w Tokio.
-Jeszcze lepiej. Jak zejdzie ci to limo spod oka, pojedziemy po twoje rzeczy.
-Pojedziemy…? – Akashi znów odsunął woreczek od oka, by spojrzeć na matkę swojego partnera.
-Oczywiście. Mimo wszystko przyda ci się wsparcie osób dorosłych. A teraz powiedz mi – ostrożnie położyła dłoń na jego głowie i tylko Izuki widział szok, jaki pojawił się w oczach Akashi’ego, kiedy poczuł czuły dotyk – na co masz smak? Jest weekend, a w weekend to moje dzieci decydują, co jemy na obiad. Co prawda, kolej Shuna, ale jestem pewna, że nie ma nic przeciwko, żebyś to ty wybrał.
-Ja…uhm.. Mam ochotę na zupę t-tofu – wymamrotał, czując, jak ciepło rozpływa się po jego ciele.
Miło było znów poczuć matczyny dotyk.

            Leżenie obok Izuki’ego zawsze go uspokajało, ale tej nocy Akashi nie mógł zasnąć. Nawet ramię, które obejmowało go w pasie, nie przynosiło tego samego spokoju, co dotychczas. Czuł na policzku pachnący miętą oddech partnera. Długo rozmawiali o tym, co będzie dalej, nim Izuki zasnął. Akashi nie wtulił się w niego, jak zazwyczaj. Zamiast tego, leżał i patrzył na swojego ukochanego, czując, że jest szansa na to, iż wszystko może się wreszcie zacząć układać. Zostawała tylko sprawa mordercy, ale teraz było to odległe i mgliste zmartwienie. Najważniejsze dla niego było to, by ten świr nie dobrał się do Izuki’ego.

            W poniedziałek rano Riko ledwo zwlokła się z łóżka. Przeraził ją widok, jaki zobaczyła w lustrze. Rozczochrane włosy, worki pod oczami, zmęczenie widoczne na pierwszy rzut oka. I nawet jeśli bardzo chciała się spotkać z Hyuugą, zapytać o wszystkie dręczące ją sprawy, napisała mu, że zobaczą się dopiero w szkole. Znalazła kosmetyki, które kiedyś wrzuciła do szuflady, ale zdobyła się tylko na to, by korektorem zatuszować sińce pod oczami. Nie martwiła się o to, co powie jej ojciec; Kagetora znów wyjechał by pracować, więc nie musiała udawać, że wszystko gra.
            Dowlokła się do szkoły dopiero na drugą lekcję, zadowolona, że na pierwszej mieli naukę własną, więc prócz ludzi z jej klasy, nikt nie zauważył jej obecności. Gdy weszła do sali, Izuki pozdrowił ją gestem.
-Lepiej późno niż wcale – powiedział. –Boże, Riko, jesteś chora?! Wyglądasz strasznie.
-Ciebie również miło widzieć – burknęła, zajmując swoje miejsce. –Gdzie jest Hyuuga?
-Wyszedł. Nauczyciel kazał mu iść do sekretariatu, znów jest sprawa z mediami. Wiesz, kapitan, te sprawy.
-Taaa… Hej, też nie wyglądasz najlepiej – zauważyła.
-Pracowałem w nocy nad nowymi żartami, w końcu kto inny was rozśmieszy!
-M…Mhm… Izuki…
-Tak?
-Myślisz, że Hyuuga mógłby mnie zdradzić? – zapytała, nim ugryzła się w język.
Izuki złapał ją za ramię i pociągnął w stronę wyjścia z klasy. Na korytarzu, gdzie było ciszej, puścił ją i nachylił się ku Riko.
-O czym ty mówisz? – syknął.
-Hyuuga ostatnio dziwnie się zachowuje. Znika bez słowa i prosi Teppei’a, żeby załatwił mu alibi i skłamał, że byli razem. Do-dostaje listy od jakichś dziewczyn, a dwie z nich rozmawiały bez skrępowania o tym, że jedna z nich ma zamiar go wyrwać!
-Riko, uspokój się – Izuki potrząsnął nią lekko. –Nie poznaję cię. Od kiedy boisz się jakiś dziewczyn?! Hyuuga kocha cię od gimnazjum!
-Wiem, Izuki, wiem, ale tyle się teraz dzieje, te morderstwa, śledztwo, ataki, zbliża się koniec szkoły, studia…
-Riko, spójrz na mnie. Czy ty jesteś w ciąży?
-C-co? – dziewczyna zamarła, ale w ochronnym geście odruchowo przyłożyła dłonie do brzucha. –W ciąży?
-Masz humory – Izuki założył ręce na piersi. –I podejrzewasz chłopaka, który świata poza tobą nie widzi o to, że cię zdradza. Riko, cholera, czy wy nie…
-Oczywiście, że my tak! – warknęła trochę piskliwym głosem. –Izuki, nie o to chodzi, co my tak, a co my nie…
-Kto? – zapytał Hyuuga, stając obok nich, a Riko i Izuki lekko się wzdrygnęli. Byli tak zajęci szeptaniem, że nie zauważyli, iż obiekt ich rozmowy do nich podchodzi. Kapitan wyciągnął rękę i powoli splótł swoje palce z palcami Riko.
-Nic, nieważne – powiedziała szybko dziewczyna. –Hej.
-Hej – uśmiechnął się lekko i ostrożnie założył Riko kosmyk włosów za ucho. –Ciężka noc? Źle się czujesz?
-Nie, tylko źle spałam – skłamała, czując, jak skóra piecze ją w miejscach, których dotykał Hyuuga. –Pójdziemy na dach podczas lunchu? Chcę z tobą porozmawiać…
-Och… Kurcze, Riko, muszę… muszę coś załatwić – chłopak nerwowo podrapał się w kark. –U-umówiłem się z…z Kagamim…

            Kłamał. Riko tak bardzo wiedziała, że kłamał, ale nic nie powiedziała. Skupiła się na lekcjach. Nauka uspokajała i pozwalała oderwać myśli od gnębiących ją spraw. Dużo wysiłku kosztowało ją nie odwracanie się i nie patrzenie na Hyuugę. Chciała wiedzieć, co chłopak przed nią ukrywał, ale kolejne tajemnice i sekrety tylko powiększały dystans między nimi. Co takiego zrobił Hyuuga, że nie może jej o tym powiedzieć?

            Kagami jęknął z ulgą, kiedy dzwonek obwieścił koniec lekcji. Odwrócił się i zerknął na Kuroko, który spokojnie spał. Znów nikt nie zauważył tego, że chłopak zasnął. Wszystko uchodzi mu bezkarnie, pomyślał z rozbawieniem, ale też czułością. Zrobiło mu się gorąco, kiedy zauważył malinki na szyi Kuroko, których nie udało mu się zasłonić mundurkiem. Chyba trochę ostatnio przesadzał podczas ich zbliżeń, ale kiedy tylko byli blisko, tracił nad sobą kontrolę. Tak bardzo kochał i pragnął Kuroko.
-Hej, wstajemy – pstryknął go lekko w nos.
-Kagami, to obraźliwe. Wcale nie spałem – oburzył się Kuroko, ale ziewnął dyskretnie.
-Chodźmy coś zjeść.
-To nie jest oryginalna propozycja z twojej strony – zaśmiał się cicho. –Chodźmy.
            Uznali, że zjedzą drugie śniadanie na zewnątrz, gdyż piękne pogoda zachęcała do spędzania czasu na dworze. Po drodze zahaczyli o kafeterię, a potem wyszli na boisko. Wybrali najbardziej odległą ławkę, by znaleźć chociaż odrobinę samotności. Kiedy jednak usiedli na niej i już zabierali się do jedzenia, kiedy usłyszeli czyjś szloch. Kuroko pierwszy uniósł głowę i rozejrzał się niespokojnie. Kagami był gotów zignorować płacz, nie chcąc wciskać nosa w nie swoje sprawy, ale jego partner już wstał i zaczął wyciągać głowę, by dojrzeć coś w krzakach. To, co zobaczył, zaskoczyła go.
-Trenerze…? – zapytał cicho.
-O…och…
-Riko? – Kagami podszedł do niej, patrząc z przerażeniem, jak najtwardsza dziewczyna (zaraz po Alex), ociera łzy z policzków.
-Myślałam, że tutaj nikt nie zauważy – uśmiechnęła się, ale w tym uśmiechu było tyle smutku, że obaj chłopcy spojrzeli na siebie z niepokojem.
-Coś się stało? Zaraz zadzwonię po kapitana, jeśli coś cię boli…
-Nie! Nie dzwoń po Hyuugę! – warknęła, opierając czoło o kolana. –On nie ma czasu.
-Co?
-Dostał kolejny liścik i poszedł się spotkać z kolejną dziewczyną. Widziałam, jak go czyta, a potem go chowa przede mną. Ale to nic. Nic – zapewniła ich. –Nie będzie miało wpływu na naszą grę.
-Trenerze, z całym szacunkiem, ale głupoty gadasz. Kapitan nigdy by cię nie zdradził, nie ma takiej opcji nawet…proszę pani – dodał Kagami, widząc wzrok Riko.
-Myślę, że on ma rację, co jest rzadkością – wtrącił Kuroko. –Hyuuga jest w tobie zakochany, trenerze.
-Teraz jest za salą gimnastyczną z inną dziewczyną – powiedziała Riko, przeczesując palcami włosy.
-A więc chodźmy tam. Jeśli nie usłyszysz, co mówi, nie będziesz pewna, prawda?

            Zrobili tak, jak zasugerował Kuroko. Zakradli się za sale gimnastyczną, chociaż Riko protestowała. Wtedy jednak Kuroko złapał ją lekko za rękę i ścisnął uspokajająco. Wychylili się, cała trójka, tylko po to, by zauważyć plecy Hyuugi. Chłopak czekał na kogoś, nerwowo grzebiąc butem w ziemi. Kiedy na horyzoncie pojawiła się rudowłosa dziewczyna, dziwnie Kuroko znajoma, kapitan uniósł głowę.
            Podbiegła do niego, cała w uśmiechach i uwodzących spojrzeniach.
-Dzięki, że zgodziłeś się na spotkanie – po jej głosie Riko rozpoznała dziewczynę, której rozmowę słyszała w toalecie. Znów zrobiło jej się niedobrze. Jeśli Hyuuga jej dotknie albo, co gorsza, pocałuje, chyba zwymiotuje.
-Tak. Chciałem ci to oddać – Hyuuga podał rudowłosej kopertę. –Przykro mi, ale nie mogę odwzajemnić twoich uczuć – wymamrotał.
-Co? Czemu? – dziewczyna potrząsnęła głową.
-Mam dziewczynę.
-Ale ona nic nie musi wiedzieć. Poza tym, ze mną będzie ci lepiej, wystarczy, że dasz mi szansę!
-Nie będzie żadnej szansy, przykro mi – Hyuuga wyprostował się. –Kocham ją najmocniej na świecie. I życzę ci, żebyś poznała kogoś, kto ciebie tak pokocha – dodał, rumieniąc się.
            Kagami nie czekał na reakcję nieznajomej dziewczyny. Wolał, tak jak Kuroko, patrzeć na radość Riko. Trenerka przycisnęła dłonie do ust, rumieniąc się aż po czubek głowy.

            Hyuuga po treningu wyszedł z szatni i cicho westchnął, przeciągając się. Brakowało mu Teppei’a, chociaż sam nie chciał się do tego przyznać. Bez niego na treningach było inaczej, chociaż Makoto dawał z siebie naprawdę dużo i wkrótce wczuł się w rytm drużyny. Czasem jednak Hyuuga miał wrażenie, że gdy się obróci, za plecami będzie stał jego przyjaciel.
-Hyuuga!
Obrócił się, a Riko niczym strzała wpadła mu w ramiona. Uśmiechała się szeroko, tak, jak dawno tego nie robiła.
-Hej, hej – pogłaskał ją po włosach. –Czekałbym na ciebie pod bramą, jak zawsze.
-Wiem. Ale nie chciałam tracić ani chwili – spojrzała na niego wesoło. –Może pójdziemy do mnie? Mojego taty nie ma, tylko my – delikatnie pogłaskała go do piersi, a Hyuuga uśmiechnął się lekko.

            Kiedy Hyuuga w końcu zasnął, Riko wysunęła się z łóżka i naciągnęła na siebie jego koszulkę. Z ulgą wciągnęła do płuc zapach swojego chłopaka, zapach, który kojarzył jej się z bezpieczeństwem i czułością. Obejrzała się przez ramię i uśmiechnęła na widok Hyuugi, który spał na pośrodku łóżka, z lewa ręką wyciągniętą w jej stronę. Riko wiedziała, że kiedy już się przy nim położy, niemal natychmiast przyciągnie ją do siebie. Ale nim wróci do łóżka, musi coś sprawdzić, inaczej nie zaśnie spokojnie.
            Nie tylko Hyuuga miał tajemnice.
            Riko weszła do swojej łazienki i otworzyła szufladę, jedyną szufladę, do której nawet przez przypadek nigdy nie zajrzy jej ojciec. Przez chwilę pogrzebała pomiędzy wkładkami i podpaskami, aż odnalazła test ciążowy. Odetchnęła głęboko i otwarła opakowanie, by przeczytać instrukcje.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Cinderella” (Sweetbox) oraz „Things I’ll never say” (Avril Lavigne). Dziękuję mojej siostrze Ace za pomoc z oceną nagłówka i za całą resztę :D IzuAka specjalnie dla Ciebie :*

sobota, 18 października 2014

Rozdział 39. Broken strings.


            Makoto trenował sam. Lubił te chwile na sali, kiedy nikogo innego nie było, tylko on, piłka i kosz. Co prawda, ciężko było ćwiczyć obronę czy zbiórki samemu, ale sam fakt wykonywania prostych ćwiczeń działał na niego odprężająco. Nie chciał zawieść Hyuugi i reszty drużyny, którą zdążył polubić. Chciał dorównać Teppei’owi, który musiał porzucić ukochany sport. Może nie zdobędzie nigdy przydomka „Żelazne serce”, ale może uda mu się zdobyć sympatię kibiców.
-Hej, Makoto – usłyszał cichy głos Haruki i tylko dzięki wrodzonemu spokojowi nie wypuścił piłki z rąk.
-Hej. Jesteś wcześniej.
-Tak, pomyślałem, że pomogę ci wszystko przygotować – Haru lekko skinął głową i podszedł do niego. –Nie chciałem ci jednak przerywać treningu.
-Nie przeszkodziłeś! – Makoto zaprzeczył szybko, patrząc na kolegę z uśmiechem. –Tak właściwie to możesz mi pomóc.
            Chwilę później grali jeden na jednego; zadaniem Haruki było zdobycie kosza, chociaż wkrótce obaj przekonali się, że z dzielącą ich różnicą wzrostu i doświadczenia, było to dla niego niemożliwe.
-Chyba nie zagram w meczach – powiedział cicho Haru, zarzucając sobie ręcznik na kark.
-Nie mów tak! Pomogę ci! Trzeba trenować z wysokim przeciwnikiem, łatwiej potem przejść do mniejszych niż na odwrót! Poza tym, dopiero co zaczynasz, nie możesz się poddawać. Ale rób wszystko swoim tempem, nic na siłę, dobrze, Haru?
Chłopak lekko uniósł brwi i wydął usta.
-Mhm. Wracamy do gry?

            Riko właśnie miała wyjść z kabiny w toalecie, kiedy usłyszała swoje nazwisko wypowiadane głosem osoby, której z całą pewnością nie znała. Z ciekawości zamarła z dłonią na klamce, wsłuchując się w rozmowę, która najwyraźniej dotyczyła jej i Hyuugi.
-Kapitan mistrzów, a widziałaś tę jego dziewczynę? Aida Riko. Wygląda jak chłopak. Zero w niej kobiecości.
-Skąd wiesz, może taki jego typ? – zapytał drugi głos. –Niektórzy faceci lubią takie laski. Poza tym, może jest zajebista w łóżku, skąd wiesz?
-No błagam – prychnęła zadziornie ta, którą w myślach Riko nazwała „Królową Suką”. –Pewnie jeszcze mu nie dała, nie wygląda na rozrywkową dziewczynę.
-A propo rozrywki, nie podejrzewałam, że chłopcy w stylu tego okularnika są w twoim typie.
-Bo nie są – ciężkie westchnięcie sprawiło, że Riko musiała powstrzymywać się od wyskoczenia z kabiny i uderzenia głową tej tępej idiotki o ścianę. –Ale on jest kapitanem mistrzów. Najlepszy towar w tej szkole. No niby jest jeszcze ten cały K.…jak mu szło… Kagami? Ale weź, wygląda jakby go szprycowali sterydami od dzieciństwa.
Jej rozmówczyni parsknęła śmiechem.
-Więc? Jak planujesz go zdobyć?
-Zobaczysz – Królowa Suka oznajmiła tajemniczo. –Już zaczęłam. Zresztą, sama wiesz. Nie ma takiego, który by mi się uparł. Żegnaj, Aida, twoje miejsce jest w zakonie, z innymi nudziarami. Teraz my rozdajemy karty w tej szkole.
            Riko wyszła z kabiny dopiero wtedy, kiedy w łazience zapadła cisza. Z jednej strony miała ochotę wyjść wcześniej i stanąć twarzą w twarz z dziewczyną, która chciała jej  rzucić wyzwanie, ale z drugiej, coś ją sparaliżowało i sprawiło, że nie mogła się ruszyć, a nieznany ciężar w żołądku sprawił, że zrobiło jej się niedobrze.
            Kiedy w końcu wróciła na szkolny korytarz, z ulgą powitała hałas i szum rozmów. A kiedy zobaczyła, że niedaleko niej Kiyoshi kupuje słodką kawę w automacie, podeszła do niego z uśmiechem na ustach.
-Hej, Teppei – zawołała radośnie.
-Cześć, Riko – chłopak spojrzał na nią ciepło. –Jak ci minął weekend?
-A, w sumie to nic nie robiłam. Junpei nie miał czasu – wyznała.
-O, to dziwne. On zawsze ma przecież czas dla ciebie – zauważył.
            Ruszyli w stronę swoich klas. Riko czuła się przy Kiyoshim bezpiecznie. Był wysoki i łatwo lawirował w tłumie, dzięki czemu ona również nie miała z tym problemów.
-Jak idzie rehabilitacja?
Po twarzy Kiyoshi’ego przemknął cień.
-Nieźle – powiedział, ale Riko miała wrażenie, że przyjaciel nie mówi jej całej prawdy.
-Dawno u ciebie nie byłam – westchnęła, przeciągając się. Rozmowa z Teppei’em pomagała jej ukoić nerwy. –Jak się miewają twoi dziadkowie?
-Babcia choruje – Kiyoshi odwrócił wzrok. –Ma już swoje lata…
-Och, przepraszam.. Wiesz, w razie czego wystarczy, że powiesz słowo, a jestem pewna, że i ja, i Hyuuga będziemy mogli ci pomóc. Izuki i Mitobe też – zapewniła.
-Nie chcę wam zawracać głowy – Kiyoshi zatrzymał się i spojrzał przez okno. –I tak masz już mało czasu dla drużyny. Musisz zajmować się Hyuugą. Te anonimy, jego problemy ze zdrowiem. Na pewno nie jest ci łatwo, co? A jeszcze on znika popołudniami…
-Co? Znika? O czym ty mówisz?
-Miałem ci tego nie mówić, Riko, ale to byłoby nie fair, gdybyś nie wiedziała – spojrzał na nią z troską w oczach. –Ostatnio dzwonił do mnie i prosił, żebym powiedział ci, że jest ze mną. Nie był. Nie wiem, gdzie był i z kim.
Riko zamarła. Niczym pociąg, uderzyło ją wspomnienie podsłuchanej rozmowy. Czyżby Hyuuga nie mówił jej wszystkiego? Nie podejrzewała go o zdradę – jeszcze nie – ale zazwyczaj nie mieli przed sobą sekretów (aczkolwiek nie był to wymóg, nie sprawdzała jego telefonu ani maili).
-Może to tylko moja wyobraźnia – dodał Teppei, widząc, jak zrzedła jej mina. Położył dłoń na głowie Riko i lekko pogłaskał jej włosy, a dziewczyna znów poczuła spokój.
Kiyoshi zawsze będzie stał po jej stronie.

            Midorima po raz pierwszy denerwował się tym, że zaprosił kogoś do domu. Chociaż, jak zawsze, wszystkie pomieszczenia były w idealnym porządku, a z podłóg można było śmiało jeść, wciąż było mu mało. Na szczęście, jego rodziny znów nie było (co nie było niczym nowym, ale po raz pierwszy od dawna zależało mu, aby mieć dom tylko dla siebie). Zrobił co mógł, by przygotować idealny wieczór. W salonie postawił kilka świec na stole i szafkach (to był pomysł Takao), a także otworzył butelkę czerwonego wina (nie był zwolennikiem picia osób niepełnoletnich, ale dziś była wyjątkowa okazja, lampka czy dwie nie powinny im zaszkodzić). Co prawda, nie ugotował niczego sam, ale za to zamówił kilka wykwintnych dań z ulubionej restauracji, które dosyć łatwo mógł odgrzać.
            Sam również wyszykował się tak, jak jeszcze nigdy się nie odstrzelił. Zawsze starał się być elegancki, ale tym razem założył białą koszulę i ciemne dżinsy. Rozważał krawat, ale to byłoby zbyt formalne. To była tylko kolacja z jego dziewczyną, w jego domu, kiedy rodziny nie było w domu.…
            Midorima zamarł. Czytał o tym! To były hormony, to było dorastanie. Był podniecony, a to całkiem naturalna reakcja chłopaka w jego wieku. Miał dziewczynę, to oczywiste, że prędzej czy później przeniosą ich związek na inny, wyższy poziom. No i całkiem logiczne, że denerwowało go to. Chciałby stanąć na wysokości zadania, dosłownie i w przenośni, sprawić, żeby Yunie było z nim dobrze. Takao mówił mu co nieco o seksie, dał mu również opakowanie prezerwatyw, które Midorima schował do szuflady przy łóżku (razem z tymi prezerwatywami, które jakiś czas temu, przy okazji „męskiej rozmowy”, dostał od ojca). Przyjaciel powtarzał mu, żeby po prostu był sobą (tylko bardziej zrelaksowanym), a wszystko będzie dobrze.
            Z tego typu rozmyślań wyrwał go dźwięk dzwonka. Wycierając dłonie w ściereczkę i nakazując sobie spokój, podszedł do drzwi i, nim je otworzył, odetchnął głęboko.
-Cześć – powiedział, kiedy w końcu otworzył i Yuna weszła do środka.
-Hej – dziewczyna uśmiechnęła się ciepło, zsuwając z nóg sandały. Trochę zaskoczył ją bardzo oficjalny wygląd Midorimy. Miała nadzieję, że nie chce jej teraz przedstawić rodzicom, bo nie była na to gotowa. –Wyglądasz bardzo…sztywnie.
-Sztywnie? Ja? Nie, nie, to nie tak, to hormony…
-Midorima, twój strój. Wychodzimy gdzieś? – nerwowo przeczesała palcami włosy. Ona owszem, założyła sukienkę, ale taką przed kolano, letnią, byleby było jej wygodnie. Raczej nie nadawała się na żadne oficjalne przyjęcia i spotkania.
-Nie. Nie, skąd ten pomysł? – mruknął, rozpinając dwa górne guziki koszuli i rumieniąc się.
-Nic – odparła, podchodząc do niego i wspinając się lekko na palce. –Hej – przywitała się jeszcze raz, całując go w brodę.
Midorima zarumienił się lekko, ale pochylił się i ostrożnie musnął wargami czoło Yuny. Dziewczyna uśmiechnęła się czule i dotknęła dłońmi jego piersi.
-Co zaplanowałeś na wieczór? – zapytała.
-Mmm.. Mam parę filmów na DVD i kolację. A potem możemy iść na spacer, żeby spalić kalorie, które dzisiaj zjemy. Spacer musiałby zająć – Midorima zamyślił się na chwilę  - około 30 minut i 20 sekund, o ile dostosowalibyśmy tempo do szybkiego mar…
-Kocham cię – roześmiała się, a chłopak poczuł, jak rumieniec obejmuje nawet jego szyję. Jak ona mogła mówić takie rzeczy bez żadnego skrępowania?
-Cz-czekaj, dam ci jakieś kapcie!
-Nie trzeba. Masz takie ładne podłogi, ciepłe – uśmiechnęła się szeroko, odwracając się do niego przodem. –Mogę?
-Jasne.
Nie było takiej rzeczy, na którą by jej nie pozwolił.
-Wybrałem filmy, które powinny ci się spodobać. G-głównie komedie romantyczne – wyznał, zawstydzony samym wspomnieniem tego, jak je wypożyczał.
-Komedie romantyczne? – Yuna starała się znów nie roześmiać. Musiała sobie powtarzać, że jej chłopak dopiero uczy się tego wszystkiego i że stara się, dając z siebie wszystko. –A ty?
-Nie lubię oglądać filmów – zdradził. –Wolę czytać książki.
-W takim razie możesz mi coś poczytać – zdecydowała.
            Kiedy zobaczyła salon, ozdobiony świecami i eleganckim nakryciem stołu, zamarła. Jej dłonie zwilgotniały, kiedy nerwowo splotła je na podołku,
-Shintarou – szepnęła.
-T-Takao to wymyślił!
-Och, w takim razie ten buziak, który miałeś dostać w nagrodę, dostanie on – prychnęła, ale nie mogła się oprzeć pragnieniu i mocno wtuliła się w bok swojego chłopaka. –Jest cudownie. Nikt… nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. To naprawdę piękne.
-T-to tylko kilka świec! Parafina, sznur i trochę substancji zapachowych, nic wielkiego!
-Shintarou – Yuna położyła mu palec na ustach – już lepiej nic nie mów.
            Mimo, że nie była u niego pierwszy raz, z ciekawością rozejrzała się po salonie. Teraz, w blasku świec, wyglądał naprawdę romantycznie.
-To ty? – zapytała, pokazując na jedno ze zdjęć.
-Mhm… i moja siostra.
Nie był zawstydzony tym, że Yuna widziała to, jak wyglądał kilka lat temu. To naturalne w życiu człowieka, że był młodszy i że będzie starszy, a jego wygląd się zmieni!
-Już jako dziecko byłeś tak niesamowicie wysoki?
-N-nie podoba ci się mój wzrost? Boisz się?
-Co? Nie – roześmiała się lekko. –Lubię go. Lubię całego ciebie. Pianino?
-Tak – był z jednej strony zachwycony tym, że zmieniła temat, z drugiej chciał wiedzieć, co ona w nim lubi.
-Grasz ty czy siostra?
-Ja.
-Zagraj mi coś – usiadła na kanapie i poprawiła sukienkę, patrząc na niego niewinnie.
            Midorima wpierw chciał odmówić, ale widząc jej minę, z ciężkim westchnięciem usiadł przy pianinie i powoli przesunął palcami po klawiszach. Po chwili zaczął grać, na początku bezładu, dla rozgrzewki, ale wkrótce uraczył Yunę jednym z koncertów Szopena. Dziewczyna słuchała go, jak urzeczona wpatrując się w jego długie, zręczne palce. Dopiero teraz zauważyła, że nie zabezpieczył taśmą swojej lewej dłoni i zadrżało jej serce; czy Midorima uważał, że przy niej może czuć się bezpiecznie?
            Nie myśląc nawet o tym, co robi, Yuna wstała i podeszła do Midorimy. Delikatnie dotknęła jego ramion, a chłopak na chwilę przerwał grę i podniósł wzrok.
-Nie, nie, kontynuuj – szepnęła.
            Wrócił więc do grania, tym razem było to jednak coś, czego Yuna nie znała, nawet z lekcji muzyki. Melodia podobała jej się. Nie była wolna, ale nie była również skoczna. Była żywa, miła dla ucha, wydawało się wręcz, że niesie ze sobą jakąś historię.
            Kiedy Midorima przestał grać, Yuna milczała jeszcze chwilę. Czekała, aż ostatnie dźwięki przebrzmią w pokoju i ucichną całkiem.
-Co to było? – zapytała w końcu, patrząc na niego.
-Sam skomponowałem.
            Midorima nie był w stanie przyznać się do tego, że napisał to, myśląc o niej. Żwawe, radosne dźwięki przypominały mu o niej, pozwalały się zrelaksować i odpocząć.
-Było piękne. Zgłoś to gdzieś – zasugerowała.
            Midorima drgnął, kiedy Yuna ostrożnie wsunęła mu się na kolana i usiadła, obejmując ramieniem jego szyję. Odruchowo podtrzymał ją, czując, jak się rumieni.
-Więc… - przeciągnęła, patrząc na niego. –Może w końcu mnie pocałujesz, co?
-Po-po-po…
-Nic na siłę – zapewniła go, rozbawiona zawstydzeniem Midorimy. Był uroczy.
            Na samą myśl, że morderca może po niego wrócić, robiło jej się niedobrze. Midorima wreszcie był jej i tylko jej. Gdyby wtedy nie trenowała, gdyby nie uratowała jego i Takao, nigdy by go nie poznała…
-Jesteś głodna?
-Nie, niezbyt – westchnęła.
-Na co masz ochotę?
-Na ciebie – odparła z rozbrajającą szczerością, a uśmiechem odpowiedziała na kolejny rumieniec Midorimy.
            Do jego pokoju przeszli w ciszy i chociaż byli w domu sami, Midorima zamknął za nimi drzwi. Czuł, jak ze zdenerwowania zaczynają drżeć mu dłonie. Yuna odwróciła się do niego i ostrożnie dotknęła jego twarzy.
-Nie rób takiej miny, Shintarou – zaśmiała się.
-Nie musimy robić niczego, czego nie chcesz! – oznajmił gwałtownie. –Nie…nie chcę takiego dowodu uczuć, nie o to mi chodzi i…
-Wiem. Wiem – powtórzyła. –Po prostu… Kiedy pomyślałam, że mogę cię więcej nie zobaczyć, czułam się tak, jakbym miała za chwilę umrzeć – szepnęła.
-Nie stracisz mnie! N-nigdzie się nie wybieram, głupia – prychnął, ale ostre słowa złagodził czułym, jak na niego, pocałunkiem w czoło. –T-też cię k-kocham. Chociaż nie wiem za co!
Yuna roześmiała się lekko i musnęła wargami szyję Midorimy, tak wysoko, jak sięgała.
-A więc chodź.
Podeszli do łóżka, a Yuna zaczęła rozpinać swoją sukienkę. Midorima patrzył w słupieniu, jak ta opada dookoła jej kostek, a dziewczyna zdaje się w ogóle nie przejmować tym, że jest przed nim niemal naga. Kiedy spojrzała na niego pytająco, zaczął chaotycznie się rozbierać. Czuł się jak kretyn, kiedy nawet guziki w koszuli stawiały mu opór. Yuna pomogła mu, powoli rozpinając je. Zadrżał, czując na piersi chłodne wargi dziewczyny. Nie powinien przecież czuć zażenowania! To była czysta biologia i chemia, poza tym, widział wcześniej nagie kobiety (w telewizji i Internecie) a także sam rozbierał się (przy kolegach w szatni).
            Midorima usiadł na łóżko, a Yuna stanęła między jego nogami. Teraz nie musiał pochylać się tak mocno, by móc ją całować, wystarczyło, że lekko uniósł głowę. Ostrożnie dotknął dłońmi jej talii, a czując pod palcami ciepłą, miękką skórę, nie mógł oprzeć się pragnieniu i przesunął nimi po jej plecach. Kiedy dotknął zapięcia stanika, zamarł i chrząknął.
-Przepraszam – bąknął.
-Za co? – głos Yuny był łagodny i cichy. –Nie mam nic przeciwko. Może mi potem być w nim trochę niewygodnie, więc wygodniej będzie, jeśli go zdejmiesz.
-Zde… - Midorima zaczerwienił się i zaczął rozpinać drżącymi palcami zatrzaski. Po kilku żenująco długich minutach, w czasie których jego próby spełzły na niczym, Yuna zagryzała wargi, by nie roześmiać się głośno. Sama go rozpięła, ale pozwoliła, by to chłopak zsunął ramiączka. Kiedy starannie odłożył stanik na bok, niemal się rozpłynęła. Sama rzuciłaby go gdzieś na podłogę, ale on…
-Zimno trochę.
-Zimno? Chodź, jeszcze tylko przeziębienia ci brakuje!
            Yuna ufnie wtuliła się w niego i dotknęła ustami jego nosa. Nie musiała pytać, by wiedzieć, jak bardzo jest zdenerwowany. Sama czuła się tak, jak gdyby znów miała przeżyć swój pierwszy raz.
-Mogę? – lekko dotknęła jego okularów. –Wygodniej będzie bez nich.
Midorima nie drgnął nawet, kiedy ostrożnie ściągała mu okulary i odkładała je na biurko. Już wcześniej, przez półmrok nie widział jej dobrze, ale teraz było jeszcze gorzej. Przez to jednak o wiele mocniej czuł jej obecność przy sobie.
            Kochali się niezręcznie i trochę niewprawnie. Midorima bał się, że zrobi jej krzywdę, gdyż był znacznie większy i cięższy niż jego partnerka. Nalegał, by to Yuna znalazła się do góry, ale ona się nie zgodziła. Każdy pocałunek, każdy dotyk budował mocniejsze napięcie, które wkrótce znalazło ujście. Chciał ją przeprosić za to, że wytrzymał tak krótko, ale Yuna położyła mu palec na ustach i zapewniła, że było cudownie. Nie kłócił się, tylko uwierzył jej od razu. Nie potrzebował okularów, by widzieć szczęście w jej oczach. A potem zasnęła, z głową na jego piersi, a Midorima pomyślał, że w tym momencie jest najszczęśliwszą osobą na świecie.
I nigdy nie pozwoli sobie odebrać tego szczęścia.


Z dedykacją dla Chaosaki, która razem ze mną fangirluje nad MidoYu <3. W rozdziale wykorzystano „Broken Strings” (James Morrison & Nelly Furtado) oraz „My Alien” (Simple Plan).
Zapraszam Was na mój profil na ff.net, gdzie zaczęłam pisać kolejne, krótsze od Nee opowiadanie „Fireproof”. Miłej lektury :)

sobota, 11 października 2014

Rozdział 38. It's good to see you again.


            Yuna stała przed telewizorem, ściskając w rękach łyżeczkę, jakby była to jedyna rzecz na świecie, która mogła ją ochronić. Jej matka zawołała ją, kiedy film, który oglądała, przerwano specjalnym pasmem informacyjnym.
-Według najnowszych doniesień – relacjonował spiker – doszło do kolejnego morderstwa znanego koszykarza. Kolejny członek Pokolenia Cudów nie żyje.
Dziewczyna osunęłaby się na kolana, gdyby nie to, że Kou złapał ją za łokieć i podtrzymał.
-Midorima – szepnęła tylko cicho. –Midorima…

            Przez następną godzinę próbowała się do niego dodzwonić, ale Midorima nie odbierał telefonu, nie odpisał też na żadną wiadomość. Z każdą kolejną minutą jej dłonie drżały coraz bardziej, do tego stopnia, że w końcu miała problem z utrzymaniem telefonu. Kou siedział obok, podczas kiedy ich matka zaparzała kolejny kubek herbaty dla córki.
-A jego kolega? Odebrał?
-Kazunari? Nie, też nie – wymamrotała, pochylając się do przodu i przyciskając dłonie do głowy. Próbowała być spokojna, ale co, jeśli morderca wrócił po Midorimę? Co, jeśli nigdy więcej go już nie zobaczy? Co, jeśli nigdy nie będzie mogła mu już powiedzieć, co do niego czuje? Na samo wspomnienie o tym, jak niepewnie ją całował, a potem mocno, aczkolwiek delikatnie trzymał w ramionach, gdy spali, serce podchodziło jej do gardła.
-Jadę tam – powiedziała w końcu, podrywając się.
-Gdzie? – Kou również wstał.
-Do szpitala, gdzie pracują jego rodzice. Oni coś MUSZĄ wiedzieć – oznajmiła.
-Czekaj – brat trzymał ją za nadgarstek. –O tej porze nie jeżdżą już żadne autobusy.
-To pójdę pieszo.
-Daj spokój – westchnął Kou. –Zawiozę cię.

            Aomine wszedł do szpitala, ciągnąć za sobą przerażoną Sumire. Dziewczyna kurczowo trzymała się jego ręki, przerażona nie tylko doniesieniami o kolejnym morderstwie, ale też tym, co stało się z jej chłopakiem; od czasu dostania tajemniczego sms-a, Aomine zachowywał się jak robot. Kazał jej się ubrać, a potem przyjechali do szpitala. Cały ten czas rozmawiał z nią tylko na zasadzie krótkich, oschłych informacji. Nie reagował na to, co mówiła, a kiedy oznajmiła, że dopóki nic jej nie wyjaśni, nigdzie nie pójdzie, Aomine przełożył ją przez ramię i bez słowa ruszył dalej, mimo jej krzyków i protestów.
-Zostaniesz tutaj – posadził ją obok recepcji. –Tak, żeby te panie cię cały czas widziały, jasne?
-Ale Aomine, o co…
-AOMINE! – Kasamatsu, który pojawił się znikąd złapał go za koszulę i, mimo dzielącej ich różnicy wzrostu, niemal rzucił nim o ścianę. Sumire pisnęła głośno, przerażona nagłym ruchem.
-Uspokój się!
-To wszystko twoja wina, Aomine! Wsadziłeś nos nie tam gdzie trzeba i to przez ciebie Kise… Kise… - głos mu się załamał.
Kasamatsu oparł głowę o pierś Aomine i rozpłakał się. Zawodnik Too znieruchomiał, z rękoma zawieszonymi w powietrzu, niepewny tego, co powinien zrobić. Sumire podeszła do nich i poklepała Kasamatsu po plecach, patrząc z przerażeniem na swojego partnera.
-Powiedz mu – poprosiła.
-Co?
-Senpai!
            Kasamatsu zamarł, ze łzami na policzkach i z dłońmi zaciśniętymi na koszulce Aomine. Obrócił się, jak w zwolnionym tempie i, wciąż czując na plecach dłoń Sumire, spojrzał na Kise, który siedział na wózku inwalidzkim.
-Siostro, siostro, muszę z nim porozmawiać – oznajmił Kise, chcąc wstać z wózka, ale kobieta przytrzymała go w miejscu. Podjechała wraz z nim do oniemiałego Kasamatsu.
-GDYBY NIE TO, ŻE JESTEŚ NIEŻYWY, ZAMORDOWAŁBYM CIĘ! Kise, ty debilu! – Kasamatsu podszedł do niego szybkim krokiem, a model uśmiechnął się szeroko.
-Prawie umarłem, senpai! – Kise relacjonował, całkiem żwawo jak na swój stan.
-Proszę nie zwracać na niego uwagi, dostał znieczulenie i leki uspokajające, trochę nam odpłynął – westchnęła pielęgniarka. –Zabieramy go właśnie na salę..
-Ale przecież w telewizji mówili, że morderstwo było udane – Kasamatsu spojrzał na Aomine.
-Kise napisał mi sms-a, że to plotka. Dziennikarze wszystko wyolbrzymili, a policja uznała, że lepiej będzie, jeśli tak zostanie, przynajmniej na razie. O tym, jak jest naprawdę, wiem ja i rodzice Kise. No i kazałem mu przyjechać – pokazał palcem na Kasamatsu, który był teraz czerwony z gniewu.
-Aominecchi! Już nie możesz mówić, ze jestem pindzia! Mam bardzo… bardzo męską dziurę!
-Faceci nie mogą mieć męskich dziur – Aomine położył rękę na głowie Kise i, z pewną dozą czułości, pogłaskał jego jasne włosy. Cieszył się, że jego przyjaciel żyje. –I nigdy nie mówiłem, że jesteś pindzia.
-Bo nie jestem!
-Będziesz miał męską bliznę – pochwalił Aomine. –I laski będą na ciebie lecieć, żeby popatrzeć. I wszyscy będą chcieli się tobą opiekować.
-Prawda? – Kise rozpromienił się. –Bo wy wszy-wszyscy mnie kochacie, prawda? Aominecchi, ja chyba płaczę…
-Płaczesz – zgodził się Aomine. –Ale masz do tego pełne prawo. Byłeś bardzo dzielny, Kise. Jestem z ciebie dumny.

            Yuna czuła się zagubiona. Zazwyczaj wszystko świetnie ogarniała i szybko łączyła fakty, rzadko pozwalała się zaskoczyć, ale teraz czuła się jak mała dziewczynka, którą rodzice zgubili w supermarkecie. Mimo obecności Kou przy sobie, miała wrażenie, że wszystko dookoła niej to sen. Głosy docierały do niej stłumione i zniekształcone. Obce twarze, wykrzywione cierpieniem i strachem, przerażały ją.
-Hej, poczekaj tutaj – Kou pogłaskał siostrę po jasnych włosach. –A ja poszukam pana Midorimy.
-Mhm. Okej – usiadła i obserwowała jak jej brat odchodzi, nerwowo pocierając dłonią o dłoń.
            Dalej próbowała się dodzwonić albo do Midorimy, albo do Takao. Nie chciała wiele; wystarczyłby jeden sms, jedna krótka wiadomość, albo potwierdzająca, albo zaprzeczająca informacji o śmierci któregoś z koszykarzy. Może Midorima miał narzeczoną i nie mógł związać się z nią, ale mógł napisać, że nic mu nie jest.
Chyba, że…
Nie, nie, nie! Yuna uderzyła się dłońmi lekko w policzki. Nie mogła nawet myśleć o tym. Nie, Midorima nie mógł być martwy.
Nie mógł, ponieważ właśnie pochylał się nad nią. Jeśli to był jego duch, to nie chciała, by odchodził.
-Yuna? Co ty tu robisz?
            Spuściła głowę i otarła łzy wierzchem dłoni, patrząc na Midorimę, który kucnął obok niej. Chłopak był blady i ubrany byle jak, tak, jakby się ubierał w pośpiechu.
-Co ty tu robisz? Źle się czujesz? – zapytał, zaniepokojony.
            Aomine kazał mu natychmiast przyjechać do szpitala, nie wyjaśniając nic ponad to, że Kise nic nie grozi. Midorima musiał pogadać ze swoimi rodzicami, ale kiedy zobaczył płaczącą Yunę, niemal natychmiast wszystko inne wyparowało mu z głowy.
            Kiedy Yuna rzuciła mu się na szyję, nie protestował. Objął ja mocno i pozwolił, by wtuliła zapłakaną buzię w jego szyję. Czuł na skórze wilgoć jej łez, więc odruchowo (nawet nie wiedział, skąd u niego ten odruch), pogłaskał dziewczynę po plecach i lekko musnął wargami jej policzek. Nie chciał znów widzieć jej łez. On powinien ją chronić, uczucia do niej sprawiały, że odnajdywał w sobie pokłady odwagi i miłości, o które się wcześniej nie podejrzewał.
-Twoi rodzice? Coś im się stało? Bratu? Powiedz coś…!
-Ty żyjesz – wykrztusiła, kurczowo się go trzymając. –O Boże, ty żyjesz. Midorima, nie znam twojej narzeczonej, mam ją gdzieś, mam gdzieś twoich rodziców, kocham cię i cieszę się, że nic ci nie jest.
-Kochasz mnie? – zapytał, czując, jak szybko bije mu serce. Musiał sobie powtarzać, że to nie zawał, tylko szczęście.
-NIENAWIDZĘ CIĘ! DLACZEGO NIE ODBIERAŁEŚ?! NIE ODDZWONIŁEŚ?! NIE NAPISAŁEŚ GŁUPIEGO „HEJ, NIC MI NIE JEST”?! – ryknęła, przyciągając ku nim uwagę ludzi na korytarzu. Zaczęła bić go piąstkami w pierś, ale chłopak nic sobie z tego nie robił. Przytulał ją do siebie, wiedząc, że tylko tak oboje się uspokoją. Jej bliskość koiła go i cokolwiek, co Aomine miał mu do powiedzenia, nie miało teraz większego znaczenia. Yuna była przy nim, czuł na szyi jej ciepły oddech. Czy mogło być coś piękniejszego?
-Przepraszam – mruknął, kiedy w końcu odzyskał głos. –Zostawiłem telefon w domu zaraz po tym, jak napisał do mnie Aomine. Całkiem o nim zapomniałem. Nie chciałem cię tak wystraszyć.
-Mhm – przestała go bić; znów przytulała się, z głową na jego ramieniu.
            Pozwolił, by przez chwilę stali tak blisko siebie, mimo, że widziało ich tak wiele osób. Nie wstydził się swoich uczuć, nie wstydził się tego, że trzymał ją w ramionach. Yuna była wszystkim, czego w życiu szukał. Kochał ją. Był gotów wielbić ziemię, po której stąpała, byleby w dalszym ciągu wprowadzała chaos w jego życie.
-Chodź, znajdziemy Aomine i Kise – Midorima odsunął się lekko, ale mocno ujął jej dłonie. –Te dwa debile zostawieni sami sobie mogą coś spieprzyć – westchnął ciężko.
-Mhm – zgodziła się, patrząc na ich splecione palce.
            Uwielbiała dłonie Midorimy. Były duże, ciepłe, bezpiecznie. Dopiero kiedy czuła go przy sobie, mogła znów spokojnie oddychać. Zrobiło jej się głupio za ten wybuch. Czuła, jak zdradziecki rumieniec wypływa na jej policzki, a wtedy Midorima starł kciukami łzy z jej twarzy i uśmiechnął się. To ją zaskoczyło.
-Ty się uśmiechasz! – bąknęła. Chciała dodać coś jeszcze, ale wtedy mocno czknęła. Zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, a Midorima walczył z napadem histerycznego śmiechu. Sytuacja była kuriozalna. Chyba właśnie zdobył dziewczynę, jego kolega leżał w szpitalu, gdzieś tam grasował morderca, a Yuna? Yuna dostała po prostu czkawki.
-Czasem – oznajmił, poprawiając okulary. –Chwila. Przyszłaś tu sama? Oszalałaś?!
-Jest ze mną brat – przyznała.
-Chociaż tyle – Midorima podrapał się w kark. –Daj mu znać, że jesteś ze mną, żeby się nie martwił. I pójdziemy do kretynów.
-Nie mów tak o nich – skarciła go.
            Dopiero kiedy się uspokoiła i poczuła, że Midorima naprawdę stoi obok niej, uświadomiła sobie, że to oznaczało, iż zginął kolejny jego przyjaciel.
-Ki-Kise? O Boże. Kuroko! Riko się załamie!
-Nie, nic im nie jest – zapewnił ją. -Hej, uspokój się, Yuna – chłopak lekko nią potrząsnął. –Nikt nie zginął. To w telewizji to kłamstwo. Kise został zaatakowany, ale wyliże się z tego. Nic nam nie jest. Nic nam nie jest – powtórzył twardo, a dziewczyna skinęła głową.
-Chodźmy – mocno złapała dłoń Midorimy i poczuła się lepiej, kiedy jego palce zacisnęły się na jej palcach.

            Odnalezienie Aomine i Kise nie zajęło im wiele czasu. Obok bufetu wpadli na Sumire, która właśnie wracała stamtąd w towarzystwie Kasamatsu, a także dwóch termosów z herbatą i torbą nadziewanych bułeczek. Po krótkim pozdrowieniu, ruszyli razem w stronę sali, gdzie leżał Kise. Kiedy mijali dyżurkę, Midorima poprosił Kasamatsu, by zajął się dziewczynami, a sam poszedł porozmawiać z rodzicami.
            Kise ucieszył się na ich widok. Był wciąż na haju po środkach przeciwbólowych i znieczuleniu, więc Aomine miał problem z utrzymaniem go w łóżku. Co jakiś czas musiał łapać go za ramię i usadzać, jak najdelikatniej mógł, z powrotem.
-Przyniosłam bułki – Sumire podała torbę swojemu chłopakowi, po czym z kieszeni dżinsów wyjęła mały batonik. –A dla ciebie, Kise, przemyciłam trochę czekolady.
-Jesteś aniołem, Sumirecchi! Prawda? Aniołem dla Aominecchi’ego!
-Żryj tę czekoladę – jęknął Aomine. –Ty jesteś … - pokazał palcem na Yunę i lekko nim pokręcił, szukając w głowie jej imienia.
-Yuna – podpowiedziała mu. –Jestem tu z Midorimą i moim bratem. Shintarou poszedł porozmawiać z rodzicami – dodała.
-Cześć, Yucchi! – Kise podniósł swoją szpitalną koszulę, odsłaniając szczupłe nogi. Aomine złapał brzegi materiału i obciągnął go w dół. –Aominecchi, chciałem jej pokazać moją dziurę!
-Ty lepiej nic nikomu nie pokazuj – warknął Aomine, wciskając mu do ręki batonik. –Jedz.
-Ale z ciebie partykiller – burknął Kise, wydymając usta.
-Kiedy będzie mógł iść spać?
-Za godzinę, tak powiedział lekarz – odezwał się Kasamatsu z kąta.
            Był szczęśliwy, tak bardzo szczęśliwy, że Kise żyje, że aż coś ściskało go w gardle. Nie chciał nawet myśleć o życiu bez Kise w zasięgu wzroku. A kiedy tamten tulił się do niego, po kolejnym koszmarze, wiedział, że trzyma w ramionach najcenniejszą osobę na świecie.
            Wiedział też, że uczucia, jakie żywi wobec Kise, nigdy nie zostaną odwzajemnione tak, jakby sobie tego życzył. To nie tak, że Kise go nie kochał; nie, kochał go, ale jak starszego brata, kogoś, kto mógłby się nim zajmować, kto mógłby poświęcać mu tyle czasu, ile Kise potrzebował.
-No nic. Musimy go jakoś ogarniać do tego czasu.
-Pfffffu, traktujecie mnie jak dziecko! A ja jestem mężczyzną! Mam dziurę!
-Tak, tak – Aomine opadł na krzesło i sięgnął po nadziewaną bułeczkę. Sumire usiadła na jego kolanach i uśmiechnęła się, kiedy ramię chłopaka otoczyło jej talię.
           
            Czekając na Midorimę, grali w skojarzenia. Musieli robić wszystko, żeby Kise nie zasnął (co nie było ciężkie, gdyż już nadpobudliwy model, po dawce leków, przypominał żywe srebro), robili też wszystko, by odwrócić jego uwagę od tego, co się stało. W końcu jednak oczy Kise coraz częściej się zamykały i coraz trudniej było mu je znów otworzyć. Kiedy Kasamatsu milcząco dał Aomine znak, że model może zasnąć, nie budzili go. Patrzyli przez kilka minut, jak chłopak śpi spokojnie, po czym jego były kapitan nakrył go kołdrą i przez chwilę z czułością na niego patrzył. Dopiero kiedy przypomniał sobie, że nie jest tutaj sam z Kise, zawstydzony odwrócił wzrok.
            Midorima pomachał im przez szybę, a potem pokazał im gestem, że mają do niego wyjść. Zostawili śpiącego Kise i usiedli na kanapach naprzeciwko jego pokoju, by móc mieć na niego oko.
            Aomine zdziwił się, kiedy Yuna usiadła obok Midorimy, a on, trochę nienaturalnie i niezręcznie objął jej ramiona. Oboje wydawali się jednak być szczęśliwi.
-Rozmawiałem z ojcem – powiedział cicho. –Na szczęście, żaden organ Kise nie został poważnie uszkodzony. Nawet blizny nie będzie miał dużej, wręcz przeciwnie, dobry chirurg mu ją ładnie usunie i po wypadku nie zostanie nawet ślad. Jutro szpital wyda sprostowanie odnośnie tego, że ktoś zginął.
-Dzięki, Midorima – Kasamatsu lekko skinął głową. –Posiedzę przy nim – dodał. –Dopóki ktoś inny nie przyjdzie. Wy wracajcie do domu i odpocznijcie.
-Daj spokój, my też zos… – Aomine urwał, kiedy łokieć Sumire wbił się w jego bok.
-Dzięki, Kasamatsu. Przyjdziemy jutro i cię zmienimy – obiecała.
            Kiedy wyszli, Aomine trochę za mocno ścisnął jej palce.
-Czemu mi przerwałaś?
-Bo on chciał być z nim sam, Daiki.
-Sam? A jeśli to on…!
-Nie – oznajmiła dziewczyna twardo. –Aomine! On na niego patrzył tak… tak jak twój przyjaciel patrzy na Yunę – szepnęła. –On go… on go kocha. Nigdy nie zrobiłby nic, co mogłoby skrzywdzić Kise.
            Aomine milczał chwilę, ale w końcu tylko przytaknął głową. Nie chciał kłócić się o to z Sumire. Wiedział, że w tych kwestiach może ufać jej osądowi.
Kiedy Midorima i Yuna do nich dołączyli, chłopcy przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
-Dlaczego zadzwoniłeś do mnie? Wtedy, z tym ostrzeżeniem?
-Bo wiedziałem, że tylko tobie mogę ufać – prychnął Aomine. –Tylko wy dwoje widzieliście mordercę.
-Dobra. Skąd mogę wiedzieć, że tobie można ufać?
-S-Satsuki… - Aomine odwrócił wzrok, a Midorima, mimo, że nie interesował się ich życiem osobistym, wiedział, że Aomine nigdy intencjonalnie nie skrzywdziłby swojej przyszywanej siostry.
-Okej. Rozumiem – Midorima westchnął ciężko, a Yuna delikatnie pogłaskała kciukiem wierzch jego dłoni. –We krwi Kise był ten sam narkotyk, jaki ten popieprzeniec wstrzyknął Takao. Mieszanina leków nasennych, beta – blokerów i propafenonów. To spowalnia pracę serca i uspokaja. Oni zasypiali i budzili się..  gdzieś.
-Kurwa mać! – Aomine uderzył pięścią w ścianę. Zaniepokojona Sumire złapała go za nadgarstek. –To nie był Himuro. Wiedziałem, że następny będzie Kise, ale nie zdołałem temu zapobiec!
            Wszyscy milczeli. Dobrze wiedzieli, że to nie była wina Aomine, on sam to wiedział, a mimo to zżerało go poczucie winy.
-Masz jakieś podejrzenia, Aomine?
-Mam – chłopak przytaknął. Cały ten czas ignorował sms-y i telefony od Kuroko i Kagami’ego. Nie chciał z nimi rozmawiać, nie teraz, kiedy sam nie wiedział, co myśleć. –To ktoś z Seirin, Midorima. Jestem tego pewien.

            Hyuuga, leżąc w łóżku, zadzwonił do Teppei’a. Przez pierwszych parę sygnałów chłopak nie odbierał i kapitan Seirin już miał się poddać, kiedy w końcu usłyszał ciche „Halo?” po drugiej stronie.
-Hej, wybacz, że dzwonię tak późno – mruknął.
-Mm. Słucham.
-Wiem, że nie powinienem cię o to prosić – westchnął Hyuuga – ale czy, gdyby Riko pytała, mógłbyś jej powiedzieć, że byłem dzisiaj popołudniu z tobą?
-Hyuuga…
-Proszę. Im mniej wiesz, tym lepiej. Po prostu powiedz jej, że poszliśmy na ryby albo cokolwiek. Proszę, Kiyoshi. Jesteś moim przyjacielem, prawda?
-Prawda. Jestem twoim przyjacielem. Okej, pomogę ci – obiecał, a Hyuuga uśmiechnął się.
-Dzięki. Dobranoc, Kiyoshi. Jestem twoim dłużnikiem.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Say something” (A great Big World) oraz „Loser of the year” (Simple Plan).

sobota, 4 października 2014

Rozdział 37. Nie trać czujności.


            Po śmierci i pogrzebie Himuro, sprawa Mordercy Koszykarzy przycichła. Zarówno policja, jak i media uznali, że to zawodnik Yosen winny jest śmierci swoich przeciwników, a także Murasakibary, a tym samym sprawa stała się dla nich zamknięta. Kagami cierpiał z tego powodu; uważał, że ludzie niesłusznie oskarżają jego przyszywanego brata, ale zaraz po tym, jak Himuro odebrał sobie życie, nikt inny, przez prawie miesiąc, nie został zaatakowany.
            Czerwiec przywitał ich ciepłem i piękną pogodą. Powoli zbliżająca się przerwa wakacyjna skutecznie demotywowała do nauki, więc wszyscy spędzali czas na boisku do koszykówki. Jedynie Kagami musiał (znów) brać dodatkowe lekcje, ale Riko nie mogła być na niego zła. Doskonale rozumiała ból i pustkę w jego oczach. Sama straciła matkę kilka lat temu, co prawda, w innych okolicznościach, ale wciąż, miejsce w jej sercu zostało puste i nikt inny go nie wypełni tak, jak nikt nie wypełni pustki po Himuro w sercu Kagami’ego.

            Hyuuga rozejrzał się dookoła, i spojrzał na karteczkę, na której był zapisany adres kawiarni. Szczerze mógł przyznać, że był głupi, zjawiając się tutaj sam. Nijimura jednak poprosił go, by nie zabierał nikogo ze sobą, a także wybrał miejsce na uboczu, gdzie mogli spokojnie porozmawiać, gdzieś, gdzie nikt nie zwróci uwagi na dwóch młodych mężczyzn.
            W końcu odnalazł knajpę i wszedł do środka, chowając karteczkę do tylnej kieszeni dżinsów. Przez chwilę szukał wzrokiem osoby, z którą się umówił (nigdy nie widział Nijimury, a zdjęcia z okresu Teiko, które znalazł w Internecie, niewiele mu powiedziały). W końcu jednak wysoki, czarnowłosy chłopak uniósł dłoń, przyciągając jego uwagę.
-Hyuuga Junpei, jak mniemam – oznajmił, wstając od małego stolika i wyciągając ku niemu rękę. –Jestem Nijimura Shuzo.
-Miło cię poznać osobiście – Hyuuga uścisnął dłoń i usiadł.
            Gdy podeszła do nich kelnerka, zamówił dla siebie kawę, a Nijimura poprosił o kolejną herbatę. Przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem, ale w końcu to Hyuuga pierwszy oderwał spojrzenie i lekko odwrócił głowę.
-Nawet nie chcę wiedzieć, skąd miałeś mój numer telefonu – westchnął.
-Wszystko można znaleźć w Internecie, dziennikarze mają gdzieś waszą prywatność.
-Coś o tym wiesz. Byłeś ich kapitanem.
-Taaak, byłem – Nijimura zacisnął usta, wspominając czasy, kiedy to on, a nie Akashi, stał na czele drużyny Teiko.
            Dla niego zawodnicy Pokolenia Cudów wciąż byli dziećmi. Nie tylko dlatego, że kiedyś był ich opiekunem. Znał ich, wiedział, że pewnie za maską obojętności i kozakowania, wszyscy się boją, nawet Akashi. To był też powód, dla którego wrócił ze Stanów. Chciał im pomóc.
-Dlaczego więc wezwałeś mnie, a nie ich?
-Z nimi porozmawiam później – machnął lekko ręką – Ale teraz to ty masz tytuł kapitana najlepszej drużyny w Japonii.
            Hyuuga lekko się zarumienił. To wciąż było dla niego nowe, mimo, że minęło już pół roku od kiedy zyskali tytuł. To Kuroko i Kagami na niego zapracowali, bez nich nigdy by im się nie udało. No i Kiyoshi, który poświęcił wszystko, żeby im pomóc. A on? On tylko rzucał. I może gdyby go nie zdjęli za faule z boiska, gdyby nie poniosły go emocje, może wygraliby łatwiej, niż tylko paroma punktami.
-Mam, i co z tego? – odparł, próbując nie ulec mu w dyskusji.
-Otóż to, że moim zdaniem, to do ciebie będą prowadzić wszystkie te morderstwa. Ty jesteś w nich kluczową postacią.
            Hyuuga parsknął cicho i poprawił okulary.
-Ja? Jak sam widziałeś, nie mam żadnego super talentu.
-Nie? Gdyby nie Midorima, to ty byłbyś najlepszym strzelającym obrońcą. Jak wiele razy twoje rzuty ratowały drużynę? Umniejszasz swoje zasługi, mam nadzieję, że to nie jest fałszywa skromność. Próbuję ci uświadomić, że twoje życie jest w niebezpieczeństwie.
-No okej, powiedzmy, że to, co mówisz, ma sens. Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego rozmawiasz ze mną.
            Nijimura milczał chwilę, w skupieniu popijając herbatę tak, jak gdyby był ostatni napój w jego życiu.
-Powiedz, co sądzisz o Aomine? – zapytał w końcu.
-Aomine? – Hyuuga uniósł brwi.
-Znam ich wszystkich, jak sam zauważyłeś, od dawna. Haizaki nie był jedyną osobą w drużynie, która miała problemy. Co prawda, nie byłem już wtedy kapitanem, ale to Aomine miewał problemy z agresją. Znasz go. Wiesz, że nie dogaduje się nawet z własnymi przyjaciółmi. Jest… dziki.
-Ale on próbuje odnaleźć mordercę na własną rękę, po tym, co stało się z Momoi!
-Ciszej – syknął Nijimura, a jego szare oczy błysnęły ze złością. –Hyuuga, skup się na chwilę. Jak najlepiej odciągnąć od siebie podejrzenia? Udawaj pokrzywdzonego i próbuj pomóc. Nikt nie spodziewa się wilka w swoim stadzie owiec, prawda?

            Kise wyszedł ze studia nagraniowego i odetchnął ciężko. Dzisiejszy dzień dłużył mu się ogromnie; wpierw egzaminy semestralne, a potem sesja zdjęciowa „na już”, bo inny model zrezygnował. Dobrze, że miał czas i mógł go zastąpić. Dodatkowe pieniądze zawsze się przydadzą. Poza tym, od kiedy Kasamatsu nie grał już z nim w koszykówkę, tak często jak wcześniej, Kise odrobinę stracił zapał do gry. Treningi bez uwielbianego przez niego senpai’a, straciły swój czar. Po śmierci tak wielu osób, Kise zdał sobie sprawę z tego, że nie koszykówki w życiu pragnie. Owszem, kochał ten sport, kochał swoją drużynę, ale chciał skupić się na swojej karierze modela. Była bezpieczna i przynosiła mu więcej zysków. No i dzięki temu, jeśli po liceum postawi wszystko na jedną kartę, być może będzie mógł zamieszkać z Kasamatsu w centrum Tokio…
            Nie podobała mu się ciemność, jaka panowała na ulicach. To miał z wykonywania zleceń dla podrzędnego magazynu! Owszem, jego twarz musiała pojawiać się wszędzie, ale mogli mu chociaż zaproponować podrzucenie do domu! Kise westchnął ciężko i wsunął dłonie w kieszenie marynarki. Był głodny i zmęczony, a przed nim długa droga do najbliższego przystanku. Kiedy jednak rozejrzał się po okolicy, doszedł do wniosku, że jest blisko okolicy domów zawodników Seirin. Może wprosi się do Kuroko, jak robił to w przeszłości?

            Kise nie zdawał sobie sprawy z tego, że był obserwowany. Od czasu śmierci Himuro przestał być ostrożny. Uwierzył w to, że koszmar się skończył i wszyscy są już bezpieczni. Współczuł Kagami’emu (a także Kuroko, który musiał sobie z nim radzić), ale cieszył go koniec. Mógł wreszcie ze spokojem wyjść z domu i odetchnąć pełną piersią. I to miało być przyczyną jego zguby.
            Nauczony wcześniejszymi doświadczeniami, mężczyzna ukrył się w mroku i cieniu, patrząc, jak blondyn idzie, wesoło nucąc coś pod nosem. Był bezbronny, totalnie odsłonięty, nie zdający sobie sprawy z zagrożenia, które na niego czyhało.

            Riko była zaskoczona, kiedy drzwi domu Hyuugów otworzyła jej mama jej chłopaka. Była pewna, że Junpei jest w domu i przygotowuje się do zbliżających egzaminów. Dlatego informacja o tym, że wyszedł, zaniepokoiła ją. Przecież obiecali sobie nawzajem, że żadne z nich nie będzie wychodzić samo. Czyżby Hyuuga również myślał, że po śmierci Himuro wszystko się skończyło?
-Och, Riko! Myślałam, że to z tobą Junpei poszedł do kawiarni – matka Hyuuga wyglądała na zasmuconą.
-N-nie – wykrztusiła dziewczyna, czując, jak serce w jej piersi zaczyna bić niespokojnie. –Nie, to nie ze mną był umówiony.
-Ojej – kobieta szerzej otworzyła drzwi, zapraszając ją do środka. –Może w takim razie ma się spotkać z Izukim albo z Kiyoshim?
-Nie wiem – szepnęła Riko. –Czy mogę tutaj na niego zaczekać?
-Oczywiście, skarbie. Właśnie piekę ciasteczka, może pomożesz mi?
            Riko skinęła głową i weszła do środka. Nim dotarła do kuchni, próbowała dodzwonić się do swojego chłopaka, a kiedy ten nie odebrał, próbowała również porozumieć się z Kiyoshim i Izukim, ale komórki całej trójki były niedostępne.

            Każdy jego krok to były dwa kroki Kise, ale mimo to nie stracił go z oczu. Trzymał palce na trzonku noża, czując, jak znajomy ciężar rozgrzewa się od ciepła jego dłoni. Najpierw jednak musiał ogłuszyć Kise, pozbawić go przytomności. Musiał powstrzymać się od zniszczenia jego ciała od razu. Tak bardzo chciał go skrzywdzić; nienawidził go, nienawidził z głębi serca. Chciał widzieć wykrzywioną twarz Kise pod sobą. Lęk w jego oczach będzie dawał mu energię do gwałtu, jednego za drugim. A potem? A potem potnie tę piękną twarz i piękne ciało, czyniąc je bezwartościowym.
            Bo Kise Ryouta był zagrożeniem i śmieciem, a takich trzeba było się pozbywać.

            Kou Ito wpatrywał się w swoją siostrę, a raczej w czubek jej głowy, bo tylko tyle wystawało spod koca. Od wczoraj Yuna odmawiała wyjścia z bezpiecznego kokonu i cały czas płakała. Coś mamrotała o tym, że „wszyscy faceci są tacy sami” a także o tym, iż „jeśli ma się narzeczoną, jak można całować się z kimś innym”. Jej dwa koty nie odstępowały jej ani na chwilę (jedynie po to, by coś zjeść, w przeciwieństwie do swojej pani).
            Nie reagowała na zaczepki i próby przekupienia jej jedzeniem. Jako starszy brat (który miał wyraźny kompleks młodszej siostry), stanowiło to nie lada problem. Przywykł do tego, że gdy wracał do domu, Yuna rzucała mu się na szyję i radośnie opowiadała o tym, co działo się w szkole. A gdy wrócił wczoraj wieczorem, nie czekała na niego.
            Zabije każdego, kto doprowadził ją do tego stanu.
-Heej, słoneczko moje, rozchmurz buzię, bo nie do twarzy ci w tej chmurze – zanucił.
-Nie rusza mnie to – wyburczała spod koca i poruszyła się lekko na łóżku. Generał Puszysty zasyczał lekko, ale nie pozwolił się zrzucić.
-Kupiłem twoje ulubione lody.
-Nie mam ochoty na lody.
-Mhm… No to sam je zjem – usiadł przy biurku i wyjął z kieszeni bluzy łyżeczkę. –Mm. Potrójna rozkosz. Lody czekoladowe z kawałkami białej czekolady…
-…oblane czekoladą? – szepnęła, zsuwając lekko kołdrę i odsłaniając oczy.
-Nie inne, siostrzyczko – wsadził łyżkę w słodycz, po czym wsunął ją do ust i jęknął rozkosznie. –Orgazm.
            Wiedział, że długo nie wytrzyma. Nie pozwoliła mu nawet na drugą łyżkę. Wyrwała mu ją z ręki i szybko wsadziła sobie do ust, po czym przymknęła oczy.
-Daj.
-Nie, najpierw powiesz mi, co się stało.
-Kou…
-No już, już, szybciutko.
            A więc zaczęła mówić, od samego początku. Jej opowieść była o tyle łatwiejsza, że Kou znał Midorimę z widzenia, toteż nie musiała zagłębiać się w szczegóły. A kiedy skończyła (i dostała wymarzone lody, z którymi usiadła na łóżku), Kou milczał przez chwilę.
-I co, tak po prostu odeszłaś?
-No tak – mruknęła, z zapałem połykając lody.
-Nie tak cię nauczyłem – chłopak nachylił się i z całej siły dał jej prztyczka w czoło. –Co ci powtarzałem? Walcz o swoje, bo nikt inny nie będzie walczył za ciebie.
-Ale on ma narzeczoną. Córkę kogoś ważnego czy nawet ważniejszego. Za wysokie progi na moje skromne nogi.
-Ty też jesteś córką kogoś ważnego. Poza tym, Midorima nie chodzi z ojcem tej dziewczyny albo naszym tatą. Ma chodzić z tobą. No dalej, Yu, myślisz, że jakaś panienka z dobrego domu jest lepsza od ciebie?
Yuna uśmiechnęła się słabo.
-Przytuliłabym cię, ale nijak masz się do lodów.
Kou wzniósł ręce do nieba.
-Zawsze przegrywam z lodami czekoladowymi!
Oboje roześmiali się cicho, a chłopak poczuł ulgę, słysząc, że siostra czuje się trochę lepiej. I ten stan pewnie trwałby, gdyby nie to, że nagle ich matka zawołała ich na dół, przestraszona.
            Informacja ta stała się punktem zwrotnym w sprawie Midorimy.

            Kise w jednym momencie szedł spokojnie chodnikiem, a w drugim leżał na ziemi, a ktoś ciężki przyciskał go do chodnika, wykręcając mu ręce do tyłu. Nim zdążył otworzyć usta i krzyknąć, wepchnięto mu coś w usta, skutecznie je zaciskając. Jego oprawca nic nie mówił, nawet nie próbował go uciszać czy uspokajać. Zamiast tego Kise poczuł ukłucie w szyję, a potem coś chłodnego, co rozlało się po całym jego ciele.
            Powieki zaczęły mu ciążyć, a w głowie nieprzyjemnie wirowało. Nie wiedział, co to za środek, ale musiał być cholernie mocny. Niemal natychmiast stracił kontakt z rzeczywistością; nie czuł, co dzieje się z jego ciałem, było zbyt lekkie i jakby nienamacalne. W sumie było mu obojętne to, co się z nim dzieje, ale z drugiej strony, nie chciał całkiem zasnąć. Walczył z ospałością, chociaż była ona silniejsza od niego. Myślał o mamie, tacie, siostrach, Aomine, Kasamatsu, Kuroko… chciał, chociaż jeszcze raz, chciał znów ich zobaczyć, powiedzieć im, jak bardzo ich kocha i jak bardzo są dla niego ważni. Chciał, żeby mama z nim teraz była, żeby trzymała go za rękę, tak, jak zawsze, kiedy się bał.
            Kiedy usłyszał krzyk kobiety, a potem mężczyzny, myślał, że to sen. Były obce, zniekształcone, tak jak chodnik, który lekko wyginał się i wirował. Nagle jednak znikł ciężar z jego pleców, pojawiło się za to nieznośne kłucie w boku, a także ciepło, które z niego wypływało.
            Kise poczuł, że robi mu się zimno. Nie lubił zasypiać, kiedy było chłodno, dlatego zawsze miał gdzieś dodatkowy koc. Teraz jednak nie leżał w swoim łóżku, ale na zimnej i twardej ziemi, a pledu nie było w zasięgu ręki. Beznadziejnie, pomyślał, czując, że coraz ciężej utrzymać mu powieki.
-Hej, hej, chłopcze, nie zasypiaj – ktoś nim potrząsnął, a Kise jęknął cicho, kiedy ból w boku nasilił się.
-Karetka już jedzie. Hej, mały, hej, nie zasypiaj! – coś ciepłego okryło plecy Kise, a on próbował uśmiechnąć się w odpowiedzi, ale jego twarz wykrzywił tylko grymas bólu.
            Potem, gdy położono go na noszach, wreszcie pozwolił sobie zasnąć.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Falling inside the Black” (Skillet) oraz „Perfect World” (Simple Plan).