sobota, 29 marca 2014

Rozdział 13. Lose control.


Crawling in my skin





            Wakamatsu wszedł do szatni swojej drużyny i położył swoją torbę na ławeczce. Był pierwszy, co niespecjalnie go zdziwiło. Reszta pewnie jeszcze siedzi na lekcjach, a znając Aomine, to musi zostać po zajęciach, żeby nadrobić braki.
            Dzisiejszy trening chciał poświęcić na analizę filmu z ostatnim meczem Seirin. Zwyciężyli z Rakuzan, co zaimponowało wszystkim, a Wakamatsu podpatrzył parę technik, które chciał omówić z drużyną.
            Po chwili do szatni weszli pozostali zawodnicy. Wakamatsu był zaskoczony, kiedy zobaczył, że za Aomine przyszła Sumire, ale nie ukrywał radości. Pomachał jej i szarmancko podsunął krzesło, by mogła usiąść jako pierwsza.
-Pomyślałam, że muszę się wczuć w wasz klimat, skoro mam wam pomagać – powiedziała Sumire, odsuwając się od niego. Zauważył, że kiedy się wycofywała, robiła to w stronę Aomine. –Proszę, nie przejmuj się mną.
-Daj spokój, Sumire – mruknął Aomine i położył rękę na jej ramieniu. Przy okazji spojrzał wymownie na kapitana. –Usiądź koło mnie.
            Wakamatsu zgrzytnął zębami, ale nie odezwał się ani słowem. Sumire była widocznie kolejną laską, która leciała na sławę i kasę Aomine. Z ich drużyny to on miał największe wzięcie, głównie ze względu na to, że jego rodzice byli bardzo bogaci. Co bardziej wkurzało Wakamatsu, Aomine się tym nie przechwalał. Mało kto w szkole wiedział, że stać go na kupno własnego apartamentu w centrum Tokio, a i wtedy nie odczuje żadnej różnicy na swoim koncie. Mimo wszystkich przesłanek, nie był typowym, bogatym księciem. Pieniądze nic dla niego nie znaczyły, co wkurzało go jeszcze bardziej.
-Dobra, słuchajcie – zaczął w końcu, kiedy wszyscy usiedli. Sakurai praktycznie siedział na kolanach Aomine, ale on był zbyt zajęty wpatrywaniem się w Sumire, by to zauważyć. Ta drużyna mnie wykończy, pomyślał. –W nowym semestrze postaram się załatwić z trenerem mecz z Seirin. Musimy się odbić od dna, bo, chłopaki, zawaliliśmy.
-Okej, okej – jeden z zawodników się skrzywił. –Przejdź do rzeczy, kapitanie.
-A więc tak – otworzył pudełko. –Dostaliśmy płytę z nagranym finałem Seirin kontra Rakuzan. Zauważyłem wtedy kilka technik, które moglibyśmy wykorzystać.
            Włożył płytę do odtwarzacza i usiadł pomiędzy chłopakami. Złapał pilota i włączył urządzenie. Przez chwilę ekran był ciemny, a potem pojawił się biały napis.
‘A więc chcecie obejrzeć coś ciekawego?’
-He? – Wakamatsu zerknął na pilota. –Czy tak powinny się zaczynać płyty z meczami?
-Nie. Zazwyczaj zaczynają się od jakiegoś wstępu dziennikarza albo osoby nagrywającej – mruknął Sakurai.
-Dziwne. To przyszło do naszego trenera podpisane jako mecz – powiedział kapitan i wstał.
            Aomine nie wiedział, co nim kierowało, kiedy złapał Wakamatsu za nadgarstek i powstrzymał przed wyłączeniem filmu. Impuls, może przeczucie.
‘Dostarczę wam rozrywki. Z dedykacją dla Aomine’
            Cała drużyna spojrzała na niego, a Aomine wstał. Na ekranie pojawiła się uśmiechnięta emotka, a po chwili twarz Momoi.
            Znajdowała się w ciemnym pomieszczeniu. Jej skóra była szara, a oczy podkrążone. Pod nosem i na brodzie miała ślady krwi. Jej ubranie, a właściwie to, co z niego zostało, było poszarpane i podarte.
-Daiki – szepnęła, a po jej policzkach potoczyły się łzy.
Obraz na chwilę znikł, a pojawiły się litery.

‘Tęsknisz?’
            To, co stało się potem, przypominało koszmarny scen. Sceny mijały, jedna po drugiej. Były krótkie, ale niosły ze sobą ból, strach, poniżenie i śmierć. Widzieli, jak ktoś gwałci Momoi, jak tnie jej ciało. Słyszeli jej krzyki. Na swój sposób było to fascynujące; jakby oglądali film, z tą różnicą, że znali jego głową bohaterkę.
            Sumire ocknęła się pierwsza. Złapała Aomine za rękę i pociągnęła w dół, ale to nic nie dało. Chłopak stał, niczym posąg, wpatrując się w ekran. Jego źrenice były szeroko otwarte i spanikowane.
-Wakamatsu, wyłącz to! – krzyknęła. –Sakurai! Pomóż mi!
            Aomine zacisnął pięści i szybkim ruchem odepchnął od siebie Sumire. Upadła na szafkę i jęknęła, czując, jak odbija się od niej i zsuwa się na ziemię. Kiedy Sakurai próbował złapać Aomine, ten uderzył go pięścią w brodę, a on poleciał na ziemię.
-SKĄD TO MASZ, ZBOCZEŃCU?! TY JĄ ZABIŁEŚ!
            Aomine rzucił się na kapitana. Wakamatsu był w zbyt wielkim szoku, by się bronić. Stał, patrząc na nich nieprzytomnym wzrokiem. Nawet nie poczuł, kiedy Aomine zaczął go okładać pięściami. Koledzy z drużyny próbowali go odciągnąć, ale nie potrafili. W Aomine wstąpiła czysta furia i gniew.
-Aomine, stój! – złapali go za ręce, ale odpychał ich, nie bacząc na to, kogo uderza i kto uderza jego. W całe to zamieszanie wpadł trener.
-Co tu się dzie…- nie dokończył, gdyż jeden z zagubionych w tłumie ciosów sięgnął i jego.
            Sumire podniosła się z trudem. Czuła, jak po brodzie spływa jej krew z przegryzionej wargi. Otarła ją wierzchem nadgarstka. Była przerażona tym, co się działo w tej ciasnej kanciapie. Aomine wyglądał jak demon, kopiąc leżącego na ziemi Wakamatsu. Inni próbowali go odciągnąć, ale nie dawali rady nawet się do niego zbliżyć. Sakurai leżał na ziemi i nie podnosił się.
-Aomine, zabijesz go! – krzyknął ktoś.
-ON ZABIŁ SATSUKI! JESZCZE POKAZAŁ WAM FILM Z TYM, JAK TO ROBI!
-Aomine!
            Sumire podbiegła do nich, zachodząc Aomine od tyłu. Parę razy w ostatniej chwili uchyliła się przed czyimś łokciem albo kolanem, ale kilka razy poczuła na sobie uderzenia. Mimo to, objęła Aomine od tyłu, przytulając się do jego pleców. Dłońmi nakryła jego pierś.
-AOMINE! – krzyknęła, wtulając twarz między jego łopatki. –OPANUJ SIĘ!
            W ten krzyk włożyła całą determinację i spokój, jaki była w stanie teraz w sobie znaleźć. Przez chwilę myślała, że to nic nie da, nawet zacisnęła powieki, czekając na kolejny cios, ale Aomine nagle znieruchomiał. Powoli osunął się na kolana, ukrywając twarz w dłoniach. Sumire objęła go i przytuliła do siebie.
-Zadzwońcie po policję i pogotowie – rozkazała chłopakom. Przez chwilę stali nieruchomo, ale w końcu spełnili jej polecenie. –Niech ktoś ocuci pana Harasawę i Sakurai’a.
            Ona musiała zając się Aomine, a chłopcy byli zbyt rozproszeni, by myśleć logicznie. Na szczęście wiedziała, jak postępować z ludźmi w takich przypadkach. Najlepiej było wydawać im krótkie, zwięzłe polecenia.
-Aomine, musisz wstać. Jezu, twoje ręce – dotknęła ich. Knykcie były pokrwawione. –Aomine, chodź, proszę.

            Gdy przyjechała policja i karetki (ktoś był na tyle przytomny, by wezwać ich więcej), sytuacja była już jako tako pod kontrolą. Mimo to, Sumire martwiła się o Aomine. Siedział na ziemi, oparty plecami o ścianę, i tak mocno zaciskał pięści, że wbijał sobie paznokcie aż do krwi. Kilka razy próbowała mu je wyprostować, by przestał krzywdzić samego siebie, ale nic do niego nie docierało. Miała wrażenie, że to, co mówi, do niego nie docierało. Jakby zamknął się w własnym świecie.
            Kiedyś opiekowała się dzieckiem, które miało autyzm. Stan Aomine bardzo przypominał jej teraz tamtego malucha.
-Przepraszam – zagadnęła pielęgniarza, któremu towarzyszył policjant. –Co mamy robić?
-To ten tutaj wywołał bójkę?
-Tak, proszę pana – Sumire lekko objęła Aomine. –Ktoś podesłał nam nagranie, na którym jego przyjaciółce…robią krzywdę – nie wiedziała, jak inaczej to powiedzieć. Sama aż drżała w środku na samo wspomnienie tego, co zobaczyła. –Od tego czasu się nie odezwał.
Sanitariusz nachylił się nad Aomine. Wyjął z kieszeni małą latarkę i przesunął nią po jego oczach.
-I nic nie powie. Jest w szoku. Aż cud, ze jeszcze nie odpłynął. Zabieramy go – powiedział do policjanta. –Powinien trafić pod opiekę psychologa.
-Proszę pozwolić mi jechać z wami – Sumire bezwiednie złapała sanitariusza za rękaw. –Proszę. Proszę. Błagam.
-Jeśli twoi rodzice się zgodzą…
-Nie mam rodziców – szepnęła. –Mam tylko jego. Proszę.

            W końcu dopięła swego. Zgarnęła rzeczy swoje i Aomine, po czym pojechała wraz z nim do szpitala. W drodze zadzwoniła tylko do jednego z chłopaków, by dowiedzieć się, że Wakamatsu leży na Intensywnej Terapii, ale jego życiu nic nie zagraża, a trener i Sakurai, prócz dużych guzów, nie ucierpieli.
-Proszę. Twoja warga – sanitariusz podał jej kawałek gazy. –Cały czas krwawi. Wmieszałaś się w bójkę?
-Próbowałam jej zapobiec – mruknęła. –Panie doktorze, co się dzieje z Aomine? Nie rozumiem…
Sanitariusz zerknął na Aomine, który leżał na noszach. Kiedy próbowali go doprowadzić do karetki, zaczął szarpać się z policjantem. W końcu jeden z lekarzy wbił mu w szyję igłę ze środkiem usypiającym i Aomine odpłynął.
-Podejrzewam zespół stresu pourazowego. Macie ile, szesnaście - siedemnaście lat? Jesteście wciąż dziećmi, a zobaczyliście na tym cholernym filmie więcej, aniżeli powinniście. Dla niego było to dodatkowe obciążenie emocjonalne. Jego system nerwowy po prostu wysiadł.
-Wysiadł…? Czy to odwracalne?
-Tak, spokojnie. To tak, jakby miał bezpieczniki, które nie wytrzymały napięcia. Nie martw się o niego, pomożemy mu. Jesteście blisko? To twój chłopak?
-Mam tylko jego – wyznała Sumire ze wstydem i objęła dłońmi dłoń Aomine. –Mam tylko jego.

            W szpitalu kazali jej czekać. Więc czekała, jak wtedy, gdy operowali jej brata. Mimo innych okoliczności, czuła się tak, jakby zjadła coś bardzo nieświeżego, a w żołądku toczyła się kolejna bójka. Przechadzała się od ściany do ściany, ignorując ludzi, którzy szeptem wymieniali opinię o jej poszarpanym mundurku i rozbitej wardze.
            W końcu lekarz, który zamknął się w gabinecie z Aomine, wyszedł. Rozejrzał się i spojrzał na Sumire.
-Czy rodzice pana Aomine tutaj są?
-Nie. Nie możemy się z nimi skontaktować – powiedziała. –Co z nim?
-Hm. Nie możemy go wypisać do domu samego.
-Mamy pozwolenie ze szkoły – skłamała szybko. –Ja się nim zajmuję. Proszę.
Lekarz zrobił minę, która wymownie dawała jej znać, ze nie wierzy w ani jedno słowo, które mówiła. Ale był człowiekiem zmęczonym, przepracowanym. Nie chciał siedzieć po godzinach z obcym chłopakiem, kiedy w domu czekała na niego rodzina.
-Niech pani wejdzie – powiedział krótko.
            W gabinecie zauważyła Aomine, który siedział na kozetce, ze smętnie spuszczoną głową. Lekarz przesunął parawan tak, by go zasłonić i podał Sumire receptę.
-Leki nasenne i antybiotyk. Pan Aomine jest wypalony, psychicznie i fizycznie. Prócz ran odniesionych dzisiaj, ma parę starszych, w tym jedną poważną na nodze, o którą nie dbał właściwie i wdał się stan zapalny. Przez kilka najbliższych dni powinien odpoczywać, najlepiej by było, gdyby nie wychodził z łóżka. Kiedy poczuje się lepiej, na odwrocie napisałem numer do psychologa, który zajmuje się tego typu sprawami. Aha, to jest ważne, moja droga: nie zostawiajcie go samego. Istnieje wysokie ryzyko, ze targnie się na swoje życie.
-Dziękuję za wszystko – Sumire wykonała głęboki ukłon.
Postanowiła, ze nie pozwoli, aby Aomine skrzywdził siebie albo kogoś innego.

            Zabrała Aomine do swojego domu. W drodze zadzwoniła do trenera i przekazała mu informację. Harasawa był zadowolony, że wzięła na siebie ten obowiązek. Zasugerował jednak, że gdyby nie dawała sobie z Aomine rady, to on weźmie go do siebie. Już rozmawiał o tym ze swoją partnerką i uznali, ze dopóki nie znajdą jakiegoś sposobu, by skontaktować się z rodzicami Aomine, nie mogli go zostawić samego.
            W domu Sumire pomogła Aomine dotrzeć do łóżka w pokoju swojego brata. Wciąż był otumaniony lekami, więc zachowywał się tak, jakby świat nagle zwolnił. Z trudem położyła go na materacu, a potem zaczęła ściągać mu buty.
-Co ty wyprawiasz? – zapytał sennie.
-Ciii. Nic. Śpij.
            Kiedy pozbyła się butów, westchnęła. Musiała jeszcze posmarować ranę Aomine antybiotykiem. A to oznaczało, że musiała ściągnąć mu dżinsy.
            Na szczęście, kilka razy rozbierała swojego brata, gdy wracał do domu zbyt pijany, by zrobić to samemu. Dlatego ręce jej nie drżały, gdy rozpinała pasek Aomine, a potem zamek błyskawiczny i guzik.
-Współpracuj – mruknęła, zsuwając z niego spodnie.
Aomine uniósł głowę.
-Sumire? – potarł pięścią oczy. –Czemu mnie rozbierasz?
-Bo muszę. Nie pytaj. Unieś tyłek – jęknęła, czując, jak mimo wszystko się rumieni.
            W końcu, z trudem, ale udało jej się ściągnąć z niego dżinsy. Tak, jak podejrzewała, Aomine był typem, który nosi bokserki. Przełknęła ślinę i skupiła się na tym, by ściągnąć mu opatrunek. Tak, zajmowanie się czysto praktyczną rzeczą, a nie fantazjami o jego ciele, było o wiele lepsza perspektywą.  Delikatnie odkleiła plaster, podtrzymujący gazę i aż zmarszczyła brwi.
-Gdzieś ty zrobił sobie coś takiego?
            Jego łydka wyglądała tak, jakby ktoś wyszarpał mu z niej kawałek ciała. Rana była oczyszczona, ale jej brzegi były zaczerwienione, a spod strupa wypływała ropa. Sumire założyła rękawiczkę i sięgnęła po antybiotyk. Kiedy go nałożyła, Aomine nawet nie drgnął, chociaż nie wyglądało to na bezbolesne. Tak, jak poinstruował ją lekarz, założyła mu opatrunek, a potem nakryła go kołdrą.
            Nim wyszła, delikatnie wargami pocałowała go w czoło. Zostawiła otwarte drzwi, by mieć go na oku, a potem podeszła do torby Aomine, którą zostawiła w salonie.
-Przepraszam – szepnęła, nim zaczęła grzebać w jego rzeczach.
            Telefon znalazła dosyć szybko. Nie było w nim nic szczególnego, ot, granatowa komórka, na tapecie miał logo drużyny Tōō. Przejrzała spis ostatnich połączeń, ale prócz „Satsuki” nie znalazła niczego. Dopiero w książce telefonicznej znalazła numer do matki Aomine.
            Czując, jak nerwy ściskają jej żołądek, przepisała numer na swój telefon i zadzwoniła. Zerkała kątem oka na Aomine.
-Halo? – odezwał się po drugim sygnale głos, należący do młodej kobiety. Wydawał się być lekko znudzony.
-Dzień dobry, z tej strony Hana Sumire, dzwonię w sprawie..
-Nie wiem, kto dał pani numer mojego prywatnego telefonu, ale nie interesują mnie żadne oferty!
-Nie! Ja dzwonię w sprawie Aomine. Znaczy się… - „Daiki śpi w pokoju mojego brata” zabrzmiałoby dziwnie. –Dzwonię w sprawie pani syna…
-Daiki?! Coś mu się stało?!
-Tak. Nie. Znaczy się… och, to skomplikowane – jęknęła. –Chciałam tylko zapytać, czy mogłaby pani go odebrać?
-Odebrać? – powtórzyła kobieta. –Nie rozumiem.
Sumire wszystko jej opisała. Było jej ciężko przezywać całą tę historię na nowo. Musiała jednak przyznać, że matka Aomine była świetną słuchaczką. Nie przerywała jej i nie krzyczała. Milczała, jedynie co jakiś czas zadawała krótkie pytania, głownie odnośnie stanu swojego syna.
-Nic nam nie powiedział – warknęła. –Oczywiście wiemy, co spotkało Momoi i chcieliśmy zabrać go do Kioto, ale odmówił.
-Rozumiem. Na chwilę obecną jest bezpieczny – zapewniła panią Aomine. –Śpi. Ale bardzo się o niego martwię.
-Dziś już nie zdążymy przyjechać. Ale jutro będziemy.

            Była rozdarta między strachem, a pragnieniem pilnowania Aomine. W końcu odpowiedzialność zwyciężyła i po ogarnięciu się, wsunęła się pod kołdrę obok niego. Bała się zostawić go samego, a jeśli będzie spała obok, nie ma opcji, by jej uciekł.
            Odwróciła się do niego tyłem i zamknęła oczy.
            W ułamku sekundy poczuła, jak jego rozpalone ciało przytula się do jej pleców. Aomine był tak duży, że spokojnie zakrył ją całą. Miała wrażenie, że znalazła się w przytulnym gniazdku, stworzonym z jego ciała i kołdry. Dodatkowo, otulił ją zapach Aomine; mydła, deszczu i wody toaletowej. Kiedy się wierciła, on przytulał ją mocniej. Tuż przed swoją twarzą miała jego dłoń. Jego ramię obejmowało ją w pasie. Było ciężkie, ale był to przyjemny ciężar.
            Wszędzie dookoła niej był Aomine.
            Usłyszała jego westchnięcie, a potem oddech mężczyzny wyrównał się i uspokoił, gdy ten znów zapadł w sen. Na jej wargach mimowolnie pojawił się uśmiech: na lekach czy nie, właśnie tak go sobie wyobrażała, gdy spał. Sumire powoli wyciągnęła dłoń i dotknęła nią jego ręki. Była ciepła i lekko chropowata. Powiodła palcami po jego dłoni aż do palców, uważając na ranki, które sobie dzisiaj zrobił. Ku jej zdumieniu, Aomine złapał jej rękę i nakrył swoją.
-Śpij – mruknął ochryple, wtulając się w nią mocniej.

            Nad ranem obudził się pierwszy. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, a Sumire wciąż spała. Przyjemnie było czuć jej dłoń w swojej. Była taka malutka, a mimo to, miał wrażenie, że jest od niego o wiele silniejsza, co udowodniła wczoraj. Zaimponowała mu tym, jak zapanowała nie tylko nad nim, ale nad wszystkimi.
            Kiedy rzucił się na Wakamatsu, część jego umysłu po prostu się wyłączyła. Miał wrażenie, ze znalazł się w ciemnościach, nie potrafił wrócić do samego siebie. Jakby stał obok i widział się z daleka. Dopiero kiedy Sumire dotknęła go i krzyknęła, w ciemności pojawiło się światło. Jak gdyby wyciągnęła ku niemu rękę, a on ją złapał.
Zaskoczyło go uczucie troski, która poczuł, kiedy zauważył, jak Sumire przytula policzek do ich splecionych dłoni. Powoli docierało do niego, że w przeciwieństwie do niej, on wciąż ma rodziców i przyjaciół. A ona była sama.
            Skoro nie miała nikogo, kto mógłby ją chronić, on będzie ją chronić tak, jak nie zdołał ochronić Satsuki.
            Poza tym, sama jej obecność uspokajała go. Mógł przy niej jaśniej myśleć. Czuł się przy niej swobodnie. Wiedział, że ona rozumie poczucie pustki i straty. I nie potępiała go, tylko za każdym razem wyciągała do niego pomocną dłoń. Akceptowała go i brała takim, jakim był.
            A on jej nawet nie podziękował.
            Leżał przy niej bez ruchu, po prostu ciesząc się z ciepła drugiego człowieka. Po raz pierwszy od czasu zobaczenia nagrania, poczuł się nie tylko spokojny, ale też bezpieczny. Aomine miał wrażenie, że Sumire stała się tarczą pomiędzy nim, a tym, co negatywne. Wystarczyło, by przy nim była, a wszystko, co się w nim chaotycznie mieszało, po prostu znikało. Zastanawiał się, czy gdyby grała w koszykówkę, byłaby taka, jak Tetsu. Czy stałaby się spoiwem drużyny, jej duszą, tak, jak Kuroko stał się duszą Seirin.
            Sumire nagle poruszyła się niespokojnie, a jej oddech przyspieszył. Aomine drgnął; widocznie nie tylko on cierpiał z powodu koszmarów. W przeciwieństwie do niej nie wiedział jednak, jak im zapobiec. Nigdy nie był w sytuacji, kiedy drugi człowiek potrzebowałby jego bliskości. Siły, umiejętności, wygadania, owszem. Ale nigdy nikt nie oczekiwał od niego współczucia i zażyłości.
            Nie mogąc się zdecydować, co zrobić, lekko zacisnął dłoń na jej dłoni.
-Jestem przy tobie – szepnął.
            Ku jego zdumieniu, to wystarczyło, by ciało Sumire rozluźniło się, a ona znów uspokoiła. Po chwili on również zapadł w sen.

            Obudziło ich dzwonienie do drzwi .
            Przez okno do pokoju wpadały promienie słońca, igrające na ich twarzy i pościeli. Aomine osłonił dłonią oczy i ziewnął szeroko, podczas kiedy Sumire żwawo wyskoczyła z łóżka. Uśmiechnęła się do niego.
-Dzień dobry – powiedziała, sięgając po bluzę i kapcie.
-Spodziewasz się kogoś? – mruknął, opadając z powrotem na poduszki. Przekręcił się na bok i zwinął. –Jeszcze pięć minut.
            Sumire nie wyciągała go na siłę z łóżka, tylko wyszła. Tak, spodziewała się kogoś i była pewna, że Aomine raczej się z tego nie ucieszy.
            Po chwili otwarła drzwi dwojgu ludzi, którzy, w głębi duszy, przerażali ją bardziej niż wszystko inne do tej pory.
            Matka Aomine była drobną kobietą, o skórze koloru kawy z mlekiem. Długie, brązowe włosy miała zaczesane w koński ogon. Nosiła okulary, zza których bystro zerkały niebieskie, surowe oczy. Jego ojciec… cóż, widząc go Sumire była pewna, ze to jego ojciec. Z drobną różnicą w kolorze skóry, Aomine był jego wierną kopią. Obaj byli tak samo wysocy i przystojni.
            Oni również przyjrzeli się jej dokładnie, a Sumire zawstydzona spuściła wzrok. Była świadoma, ze ma rozciętą wargę, a na przedramionach kilka siniaków, które przyjmowały barwę pastelowych zieleni.
-Dzień dobry – powiedziała w końcu. –To ja do pani dzwoniłam, jestem…
-Hana. Pamiętam. Gdzie jest nasz syn?
Sumire drgnęła i cofnęła się, robiąc im przejście. Dłonią wskazała im drogę do sypialni.
            Czekała w korytarzu. Kiedy rodzice Aomine weszli do pokoju jej brata, po chwili usłyszała krzyk pełen zaskoczenia, a następnie szybką wymianę zdań, przeprowadzoną dosyć głośno. By nie zostać posadzaną o podsłuchiwanie, poszła do kuchni zrobić herbaty, aczkolwiek wątpiła, by Aomine z rodzicami zostali na śniadaniu.
            Właśnie zaparzała napar z rumianku, kiedy Aomine, a za nim jego rodzice, weszli do kuchni. Pomieszczenie nagle zrobiło się malutkie. Zarówno Aomine, jak i jego ojciec, wydawali się zajmować całą przestrzeń.
-Daiki i my chcielibyśmy ci bardzo podziękować – powiedziała oficjalnie pani Aomine.
-Och, cała przyjemność po mojej stronie – skłoniła się głęboko. Zastanawiała się, czy Aomine powiedział rodzicom o liście, który zostawiła dla niego Momoi. –Tutaj jest recepta i leki, które lekarz przepisał – podała im pudełko.
-Próbujesz się mnie pozbyć? – zapytał cicho Aomine.
-Próbuję ci pomóc – odparła półgębkiem, odwracając wzrok.
Pani Aomine spojrzała na swojego męża, po czym znów zerknęła na Sumire.
-Gdzie są twoi rodzice? Im również chciałabym podziękować.
-Moi rodzice nie żyją, pani Aomine.
A więc Daiki nie kłamał, pomyślała kobieta.
            Nim przyszli do kuchni, ich syn urządził im awanturę. Stwierdził, że niepotrzebnie się fatygowali, bo świetnie sobie radził sam. Oczywiście, było to kłamstwo szyte tak grubymi nićmi, że nawet sam w nie nie wierzył. A mimo to, desperacko walczył z nimi o wyjazd do Kioto. Chcieli go przenieść do Rakuzan i zmusić do tego, by zamieszkał w końcu z nimi. Ale Daiki odmawiał, coraz bardziej zapalczywie. W końcu domyśliła się, ze nie chodzi o szkołę i przyjaciół. Chodziło o tę dziewczynę.
-Przykro mi to słyszeć. Mieszkasz więc sama?
-Tak – Sumire cofnęła się, aż wpadła plecami na blat. Poczuła się zawstydzona tym, że matka Aomine ją przeraża. Jego ojciec z kolei przypatrywał się wszystkiemu bez słowa.
-Świetnie. A więc spakuj się. Jedziesz z nami.
-C-co?
-Daiki odmówił opuszczenia tego domu bez ciebie.
-Nie, zaszło chyba jakieś nieporozumienie…

            Nieporozumieniem było to, że godzinę później siedziała na tylnym siedzeniu najnowszego modelu pick up’a, a Aomine siedział obok niej. Ze znudzeniem obserwował świat za oknem, gdy jechali przez Tokio. Mimo to Sumire widziała, jak zaciska pięści. Był zdenerwowany. Dziwne, przecież postawił na swoim i po krótkiej sprzeczce, której jego rodzice przysłuchiwali się z pozorną obojętnością, przerzucił ją sobie przez ramię i stwierdził, że jeśli nie po dobroci, to zabierze ją siłą. Zaczęła okładać go pięściami po plecach i krzyczeć, że ma uważać na swoją nogę, ale na Aomine nie zrobiło to wrażenia.
Jego rodzice nawet nie mrugnęli okiem.
            W końcu zaparkowali na osiedlu apartamentowców, niedaleko centrum. Sumire była zaskoczona. Czyżby planowali kogoś odwiedzić?
            Ku jej zdumieniu, Aomine przy wysiadaniu, z bagażnika wyjął jej torbę z ubraniami i wskazał jej balkon na 8 piętrze.
-To mieszkanie moich rodziców.
-Cooooo?
            Cała rodzina Aomine spojrzała się na nią ze spokojem. Po chwili pani Aomine cicho parsknęła śmiechem.
-Nie skojarzyłaś nazwiska z firmą? – zapytała, nagle uśmiechając się do niej. –Ao Corporation?
-Ao Corporation… czy to ta firma, która produkuje oprogramowanie do komputerów, a także elektroniczne gadżety?
-To firma, którą założył jeszcze mój dziadek – powiedział Aomine.
            Sumire jeszcze w windzie czuła, jak palą ją policzki. Mogła się spodziewać, ze Aomine nie jest biedny, w końcu czesne w Tōō było dosyć wysokie. Ona sama utrzymywała się tam tylko dzięki stypendium i pomocy wujka. Na swoją obronę miała tylko to, ze Aomine nigdy nawet nie wspomniał o tym!

            Katee Aomine była zadowolona, kiedy wreszcie Daiki znalazł się w domu. Ona i jej mąż, ze względu na swoją pracę, rzadko bywali w Tokio. Od najmłodszych lat uczyli go samodzielności, ale nigdy nie przypuszczali, że pewnego dnia obróci się to przeciw nim i o kłopotach syna dowiedzą się od obcych ludzi.
            Przeczuwała jednak, ze Sumire Hana nie jest takim obcym człowiekiem dla jej syna. Dlatego tez postanowiła bliżej się jej przyjrzeć, by mieć pewność, że odpowiednio zajmie się Daikim.

„- Bez względu na to, jak bardzo gruboskórni staramy się być, są tu miliony zakończeń nerwowych, otwartych i osłoniętych, czujących zdecydowanie za wiele. I chociaż robimy, co możemy, by uniknąć bólu, czasem nie da się przed nim uchronić. Czasami to jedyne, co pozostało… po prostu czuć.”

-         Chirurdzy

W rozdziale wykorzystano piosenkę Linkin Park „Crawling”.

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 12. Uważaj na każdy swój krok.


Se wo mukerareru to oitaku naru
(Kiedy obracasz się do mnie plecami, chcę biec za Tobą)
Yasashiku sareru to nakitaku naru
(Ale kiedy traktujesz mnie delikatnie, chcę płakać)
Donnani tsuyogatte mite mo hontou wa
(Bez względu na to, co trudnego przyjdzie, chcę spróbować)
Anata ga suki na no
(Prawda jest taka, że Cię kocham)
Mou dou shiyou mo nai kurai
(Do tego stopnia, że już nie wiem, co powinnam dalejrobić)

            Główny Komisariat Policji w Tokio tętnił życiem o każdej porze doby. Nawet teraz, nad ranem, słychać było rozmowy i dzwonki telefonów. W jednym z pomieszczeń, na magnetycznej tablicy, zawieszono zdjęcia Momoi Satsuki, zarówno te, jakie zrobiono jej za życia, jak i te, które zrobiono jej po śmierci. Obok nich wisiała mapa z zakreślonym miejscem porwania, a miejscem odnalezienia ciała. Dzieliły je setki kilometrów, a oni wciąż nie mieli pojęcia, jak zabójca zdołał je porzucić tak daleko.
            Po drugiej stronie tablicy wisiało zdjęcie kolejnego porwanego dzieciaka, Murasakibary. Jego ciała jeszcze nie odnaleziono, co mogło sugerować, że wciąż żyje. Mimo to, detektywi wiedzieli, że z każdą godziną spada prawdopodobieństwo odnalezienia go żywego.
-Tędy, agencie Ward– do pomieszczenia wszedł, prowadzony przez policjanta, mężczyzna ubrany w proste dżinsy, koszulę i skórzaną kurtkę. –Proszę się rozgościć. Na końcu korytarza znajduje się pomieszczenie socjalne i toaleta, proszę się czuć jak u siebie.
            Po tych słowach wyszedł, zostawiając go samego. Agent zdjął kurtkę i z kieszeni wyjął swoją odznakę FBI oraz broń, które położył na stoliku. Podwinął rękawy koszuli i podszedł do tablicy.
            Specjalizował się w sprawach psychopatów. Już wykluczył morderstwo na tle rytualnym, na razie skupiał się na aspekcie seksualnym.
            Postanowił dopaść tego chorego sukinsyna.

            Zbliżała się przerwa wakacyjna. Nadszedł również czas egzaminów. Hyuuga nawet nie pamiętał, kiedy się one zaczęły. Uczył się wraz z Riko i pozostałymi rówieśnikami i po raz pierwszy od dawna czuł, że poradził sobie z testami dobrze. Zazdrościł Makoto, który zaliczył semestr w Stanach i teraz do kwietnia miał przerwę.
            Podczas lunchu spotkali się wszyscy na dachu. Dyrektor pozwolił im znów z niego korzystać, pod warunkiem, że nie będą zakłócać porannych apeli. Siadywali więc tam i rozmawiali na świeżym powietrzu. Hyuugę najbardziej cieszyło to, że widział, jak Teppei wraca do zdrowia. Co prawda w dalszym ciągu nie przeszedł operacji, ale jeździł na rehabilitację i widać było efekty. Mówił więcej, śmiał się głośniej, był bardziej aktywny.
            Riko przytuliła się do jego ramienia i westchnęła.
-Dobrze, ze egzaminy się kończą. Mam ochotę wreszcie porządnie się wyspać – dodała, unosząc jedną rękę tak wysoko, jakby chciała dotknąć bezchmurnego nieba.
Hyuuga nachylił się nad jej uchem.
-A jeśli nie pozwolę ci spać, co wtedy?  -szepnął.
            Riko zarumieniła się, a Hyuuga wyszczerzył radośnie zęby w troszkę tępym uśmiechu. Przestał się cieszyć dopiero wtedy, kiedy dźgnęła go łokciem między żebra.
-Ałć – syknął.
-Ej, gołąbki! – zawołał do nich Izuki. –Mamy sobie pójść?
-Nie – teraz to Hyuuga się zarumienił. –Przepraszamy.
            Kiyoshi odwrócił od nich wzrok i spojrzał w niebo. Wiedział, ze przynajmniej Izuki i Mitobe domyślili się, ze Riko nie jest mu obojętna i starali się podtrzymywać równowagę w drużynie.
-Macie jakieś plany na przerwę? – zapytał Hyuuga, pijąc swoją mrożoną kawę.
-Moja rodzina, jak co roku, jedzie na tydzień w góry – powiedział Koganei. –W tym roku Mitobe zabiera się z nami.
-E, to super – powiedział Kiyoshi. –Zazdroszczę.
-Możemy gdzieś wyjechać na weekend wszyscy razem – zaproponował Kagami.
Hyuuga przeciągnął się.
-Gorące źródła. To by było to.… - westchnął ciężko.
-Zabrzmiałeś właśnie jak staruszek, który chce ogrzać swoje kości – zaśmiał się Izuki. –Ale z drugiej strony… stary, masz rację. Gorące źródła. Jestem za.
-Myślę, ze możemy się przejechać – wtrąciła Riko. –O ile to nie ma być tylko męski wypad.
-Nawet jeśli to wypad dla facetów, łapiesz się, trenerze – zażartował Izuki, po czym szybko się uchylił przed butem Riko.
-Powinniśmy zaprosić też Makoto? – zapytał ich Hyuuga.
-No raczej! – Teppei wycelował w niego swoimi pałeczkami. –Chłopak będzie częścią drużyny, prawda? Powinien zacząć się w nią wczuwać!
-Możemy zabrać tez Numer 2?
-Oczywiście, Kuroko. Jak jedziemy całą drużyną, to całą. Możemy wybrać taki termin, żebyście wy też jechali – powiedział kapitan do Mitobe i Kogi.
-Super. W takim razie mamy plany na przerwę! Ale…hm, no wiecie – Tsuchida przyjrzał się uważnie Riko i Hyuudze. –No wiecie. Nie chcielibyście jechać gdzieś…sami?
            Oboje zarumienili się i spojrzeli na siebie, rumieniąc się w efekcie jeszcze bardziej. Szybko się od siebie odwrócili.
-Powinniśmy się trzymać razem, co nie, Hyuuga?
-Oczywiście! Poza tym, nie wiadomo, co odbije tym kretynom, gdy nie będą mieli nas, żeby ich pilnować!
Izuki zmarszczył brwi i rzucił w Hyuugę butem Riko.
-Nie żebym się rzucał, czy coś, ale to ciebie trzeba było ostatnio w gorących źródłach pilnować – mruknął ze złośliwym uśmiechem.
Hyuuga warknął coś, co zabrzmiało jak przekleństwo i chciał kontynuować, ale Riko położyła mu dłoń na ustach i reszta jego słów zamieniła się w niezrozumiały bełkot.
-Och, Izuki, możesz być pewien, że to się więcej nie powtórzy, prawda,  J u n p e i ?
            Cała drużyna zaczęła się śmiać. Obserwowanie kapitana i trenerki stało się ostatnio ich hobby. Zachowywali się bowiem tak, jak wcześniej, ale teraz ich gesty i słowa miały podwójne dno. Cieszyła ich miłość, jaka zakwitła i obejmowała również ich swoim ciepłem.
            Kiedy zbliżał się koniec przerwy obiadowej, wszyscy razem zeszli z dachu i wmieszali się w tłum. Kagami, Kuroko i reszta młodszych skierowała się do swojej klasy, podczas kiedy ich starsi koledzy poszli w swoją stronę. Riko przeprosiła ich na chwilę i pobiegła do toalety, a oni zbliżyli się do schodów.
            To, co działo się później, pamiętali jak przez mgłę. Hyuuga w jednej minucie był obok nich, a po chwili, w ułamku sekundy, stracił równowagę i runął ze schodów w dół.
-Hyuuga! – krzyknął jednocześnie Izuki i Teppei, wyciągając ręce, by go złapać, ale byli za daleko.

            Riko wyszła z łazienki, nucąc wesoło. Początkowo nie zauważyła zbiegowiska przy schodach, wpierw usłyszała podniesione głosy, a wśród nich przewijało się jej imię. Potrzasnęła lekko głową, przyglądając się twarzom. Wszyscy unikali jej spojrzenia, kierując swoje na schody.
            Podbiegła do nich i zamarła.
            Na samym dole, otoczony kolegami z drużyny, leżał Hyuuga. Był blady, niczym kartka papieru, i nie poruszał się.
            Nogi Riko zrobiło się nagle zbyt miękkie, by ją utrzymać. Złapała się poręczy. Jak we śnie widziała, jak Izuki prowadzi za sobą nauczyciela, a Mitobe klęczy obok Hyuugi.
-Junpei – szepnęła cichutko.
            Kiyoshi zauważył ją pierwszy. Podszedł do niej szybkim krokiem i złapał ją pod ramię.
-Riko, nie możesz zemdleć, nie teraz. On jest tylko nieprzytomny, słyszysz? Żyje!
Przytaknęła i dała się sprowadzić po schodach. Przez otwarte okno usłyszała sygnał nadjeżdżającej karetki. Izuki coś do niej mówił, ale Riko go nie słyszała.
-Panno Aida, proszę nie podchodzić – jedna z nauczycielek złapała ją za rękę. Riko nawet nie wiedziała, że wyciąga ją do Hyuugi. –Jego wychowawca już skontaktował się z jego rodzicami. A ty lepiej usiądź. Panie Kiyoshi, proszę zając się panną Aidą. A reszta rozejść się! Koniec przedstawienia!

            Kiedy tylko skończyła się lekcja, Riko złapała swoją teczkę i wybiegła z klasy. Nie miała zamiaru zostać do końca dnia w szkole. I tak nie umiała się na niczym skupić, a jej dłonie drżały tak, że nie potrafiła utrzymać w nich długopisu. Cały czas miała przed oczami Hyuugę, który leżał u stóp schodów. Jego okulary były potłuczone, a pod jego głową rosła kałuża krwi. Na samą myśl przed oczami robiło jej się ciemno.
            Ku jej zdumieniu, przy szafkach czekali na nią chłopcy. Nie tylko drugoroczni, ale tez Kuroko, Kagami i reszta pierwszorocznych. Wszyscy byli zmartwieni.
-Urywacie się? – zapytała cicho.
-Nie dalibyśmy rady usiedzieć – mruknął Koganei.
-Tak właściwie, to dokąd chciałaś biec? – mruknął Izuki, podając jej karteczkę z adresem szpitala. –Wyciągnąłem to od wychowawcy i wyszedłem zaraz za tobą. Czasem jesteś zbyt impulsywna – zganił ją.
            Riko poczuła łzy w oczach. Jeśli nawet Izuki zachowywał się ze śmiertelną powagą, ba, robił jej kazanie, sprawy były naprawdę poważne.
-Nie traćmy czasu – ponaglił ich Kiyoshi. –Idziemy!

            Dotarli do szpitala biegiem. Riko ledwo łapała oddech. Pochyliła się do przodu i oparła dłonie na kolanach, próbując się opanować. Kagami, który jako jedyny z nich nie był nawet zdyszany, podszedł do stanowiska pielęgniarek.
-Przepraszam, szukamy kolegi, przywieźli go…
-Tylko rodzina – odparła pielęgniarka, nie odrywając wzroku od pasjansa.
            Kagami z trudem zapanował nad sobą i nie uderzył pięścią w biurko. Już miał zamiar zrobić awanturę, kiedy ktoś dotknął jego ramienia.
-Jesteśmy rodziną – powiedziała Asuna. Tuż za nią stała podobna do niej dziewczyna, w której Seirin rozpoznało drugą siostrę ich kapitana, Tsunę, a także Makoto.
-Och. Rozumiem – pielęgniarka zmarszczyła brwi. Z łaską wskazała im drogę.
            Pod salą spotkali ojca ich kapitana. Miał zmartwioną minę, przechadzał się tam i z powrotem. Na ich widok próbował się uśmiechnąć, ale nie wyszło mu zbyt dobrze.
-Tato, co z Junpei’em?
-Lekarz przed chwilą wpuścił waszą mamę do środka – pan Hyuuga objął młodszą córkę, a starszej położył dłoń na ramieniu. –Pomagają mu się przebrać. Podobno Junpei musi zostać na parę dni w szpitalu.
            Ziemia usunęła się spod stóp Riko. W ostatniej chwili złapał ją Mitobe. Wraz z Izukim posadzili ją na krześle. Po chwili Kagami wcisnął jej w ręce kubek wody.
-Trenerze, ogarnij się – mruknął. –Reszta cię potrzebuje.
            Riko uniosła wzrok. Pierwszoroczniacy wpatrywali się to w nią, to w drzwi od sali. Widać było, że boją się coraz bardziej. Izuki nerwowo przestępował z nogi na nogę. Teppei opierał się o ścianę, z rękoma zaciśniętymi w pięści. Mitobe i Koga stali obok Riko, jakby chcieli mieć pewność, ze nie zsunie się z krzesełka. Kątem oka zauważyła, jak Kuroko ostrożnie i dyskretnie łapie Kagami’ego za rękę.
            Minuty wlokły się i mijały jak wieki. Wszyscy milczeli, czekając. Riko była wdzięczna rodzinie Hyuugi za to, że ich stąd nie wyrzucili. Wręcz przeciwnie; gdy pan Hyuuga poszedł po kawę, przyniósł napoje dla wszystkich.
            W końcu z sali wyszła wpierw Fumiko, a za nią lekarz. I o ile matka Hyuugi nie była zaskoczona tłumem na korytarzu, tak lekarz aż zatrzymał się w pół kroku.
-To wszystko… rodzina?
-Tak, panie doktorze – Fumiko stanęła obok męża.
-Och, A więc dobrze – lekarz podrapał się w kark. –Stan pana Hyuugi jest poważny, ale stabilny. Odzyskał na chwilę przytomność w karetce, ale znów ją stracił zaraz po przyjeździe tutaj. Odzyskał ją niedawno i właśnie robiona jest tomografia by sprawdzić, czy doszło do jakiegoś poważnego uszkodzenia. Na razie podejrzewamy wstrząśnienie mózgu. Doszło również do uszkodzenia kości czaszki, ale pęknięcie było małe, nie wymagało nawet szycia. W przeciwieństwie do policzka, który przecięły okulary. Ogółem, rokowania są korzystne. Jeśli wyniki tomografii będą dobre, za dwa, trzy dni powinniśmy wypisać państwa syna do domu – zamknął teczkę. –Przypuszczam, że wszyscy chcecie go teraz odwiedzić. Za godzinę możecie wejść, ale nie na długo. Zapewniam was, ze solidnie boli go głowa. A teraz przepraszam, musze iść do innego pacjenta. Państwo Hyuuga, gdyby mnie państwo potrzebowali, mój gabinet jest na drugim piętrze – pożegnał się i odszedł.
            Zgromadzeni na korytarzu odetchnęli z ulgą. Skoro życiu kapitana nic nie zagrażało, to dobrze. Parę dni w szpitalu było wystarczającą karą za nieuwagę dla kogoś, ko był tak aktywny jak on.
            Fumiko podeszła do Riko i lekko ją uścisnęła. Dziewczyna zarumieniła się, ale niepewnie odwzajemniła uścisk.
-Płakałaś – powiedziała mama Hyuugi, dotykając jej policzka. –Powinnaś wiedzieć, że jak tylko się ocknął, pytał o ciebie.
            Riko zarumieniła się, a jej serce zabiło szybciej.
-Pani Hyuuga, proszę pozwolić mi go zobaczyć – poprosiła.
-Wszyscy możecie go zobaczyć – zapewniła drużynę. –Jestem pewna, że Junpei na was czeka.

            Ponad godzinę później wpakowali się do sali przez drzwi dla gości. Grzecznie odczekali, aż od kapitana wyjdą jego rodzice i siostry, ale potem przepychali się tak, że ledwo się w drzwiach mieścili. Mimo to, Riko przedostała się pierwsza i podbiegła do łóżka, na którym, oparty o poduszki, siedział Hyuuga.
            Głowę miał owiniętą bandażem, a na policzku miał plaster. Jego lewa dłoń owinięta była elastycznym opatrunkiem, a pod dwa palce podłożone zostały szpatułki, by je usztywnić.
-Są tylko wybite, spokojnie – zapewnił ich.
-Wy…wy…- głos Riko zadrżał. –HYUUGA JUNPEI! JA CIĘ ZAMORDUJĘ! KTO UCZYŁ CIĘ CHODZIĆ PO SCHODACH?!
            Z płaczem przytuliła się do niego, a Hyuuga objął ją i ponad ramieniem Riko zerknął na chłopaków. Część z nich usiadła na krzesłach, część otoczyła łóżko, na którym leżał i na którym klęczała teraz Riko, szlochając w jego ramię.
-Nie tak głośno, Riko – poprosił. –Boli mnie głowa.
-Och, przepraszam – szepnęła, a potem pocałowała go na oczach całej drużyny.
            Pocałunek był delikatny i słony,  smakował jej łzami i strachem. Wargi Riko były zimne, więc Hyuuga ogrzał je swoimi. Objął ją mocno prawą ręką i gdy przerwał pocałunek, jeszcze przez chwilę dotykał nosem jej nosa.
            Nikt z Seirin nie protestował, nikt nie był oburzony. Wszyscy odetchnęli z ulgą, widząc, ze ich przyjacielowi nic nie jest, a trenerka wreszcie się uspokoiła. Zwinęła się przy boku Hyuugi i oparła głowę na jego piersi, jakby musiała wsłuchać się w bicie jego serca, by udowodnić sobie, ze jest już bezpieczny, przy niej.
-Przepraszam, Hyuuga – powiedział cicho Izuki. –Nie zdążyłem cię złapać, ja…
-Ja nawet nie zorientowałem się, kiedy poleciałem – zapewnił go. Czuł, jak ciepło Riko powoli go rozgrzewa.
-Mhm – Izuki wyciągnął rękę i rozcapierzył palce. –Ile widzisz palców?!
-Pięć, kretynie.
-Uf. Prawie jakbyś miał moje Eagle Eye.
-Ten żart był naprawdę denny – mimo to, Hyuuga uśmiechnął się, a drużyna lekko się rozluźniła.
-Ciekawe okulary, kapitanie – zwrócił się do niego Kuroko.
            Hyuuga odruchowo uniósł rękę, by je poprawić i przypomniał sobie, ze nie musi. To nie były te okulary, które zawsze nosił, ale zapasowa para (jedna z kilku), które miał w domu. Te były w grubej, czarnej oprawce i sprawiały, że wyglądał na starszego.
-Dzięki. Przepraszam, że was wystraszyłem – powiedział cicho, spuszczając wzrok. Mimowolnie oparł policzek o czubek głowy Riko.
-Najważniejsze, że nic ci nie jest – powiedział Kiyoshi. –Za kilka dni wrócisz do szkoły, tylko po to, żeby zobaczyć zakończenie roku szkolnego. Szczęściarz. Okej, chłopaki – zwrócił się do reszty – powinniśmy się zbierać. Odwiedzimy cię jutro, co? – wyciągnął do Hyuugi zwiniętą pięść, a ten przybił mu żółwika.
Chłopcy pożegnali się, poklepując lekko Hyuugę po ramieniu. Riko jeszcze przez kilka minut wtulała się w niego. Oboje milczeli. Hyuuga delikatnie przeczesywał palcami jej włosy. Było mu wygodnie, kiedy opierał się o poduszki, a Riko opierała o niego.
-Też powinnam już iść – powiedziała nagle. –A ty powinieneś się położyć i odpocząć.
-Najwygodniej odpoczywa mi się, gdy jesteś ze mną – założył jej kosmyk włosów za ucho.
Uśmiechnął się do niej lekko, a Riko ostrożnie przyłożyła wargi do jego ust. Dłoń położyła na jego sercu i po chwili poczuła, jak Hyuuga nakrywa ją swoją dłonią.
-Przez chwilę myślałam, ze cię straciłam – szepnęła.
-Obiecałem, ze cię nie zostawię. Po prostu zleciałem ze schodów, zdarza się.
-Nie tobie. Nigdy nie byłeś niezdarą, Junpei – ostrożnie pogłaskała go po policzku, omijając plaster.
-To był wypadek, kochanie – powiedział miękko.
Jego głos był coraz bardziej senny. Riko usiadła, prostując się i nachyliła tak, by głowa Hyuugi znalazła się przy jej sercu. Przytuliła go lekko i głaskała po włosach, póki nie zasnął. A kiedy odpłynął, jeszcze chwilę siedziała przy nim, nim pocałowała go w czoło i wyszła.
Ku jej zdumieniu, na zewnątrz stał Teppei i Izuki. Obaj nie wyglądali na zdenerwowanych tym, że spędzili tu prawie godzinę.
-Och, nie wiedziałam, ze chcecie jeszcze z nim rozmawiać. Junp…Hyuuga tyle co zasnął.
-Nie czekamy na rozmowę z Hyuugą – powiedział Izuki. –Czekamy, żeby odstawić cię do domu.
            Riko poczuła, że gardło ściska jej się ze wzruszenia. Nie wiedziała, czy ma jeszcze w sobie na tyle siły, by płakać, kiedy Teppei położył jej rękę na głowie.
-Poza tym, to okej nazywać go po imieniu – zapewnił ją. –Nie musisz przy wszystkich, ale Riko, od kiedy krępujesz się nami?

            Następnego dnia popołudniu, zaraz po lekcjach, zjawili się u niego wszyscy. W drzwiach minęli się z Makoto, który musiał uciekać, by załatwić papierkową robotę związaną z transferem do Seirin. Tymczasem drużyna przyniosła krzesła z korytarza i obsiedli kapitana, jeden przez drugiego opowiadając, co dzieje się w szkole. Hyuuga słuchał ich z zainteresowaniem i zadawał pytania. Nie lubił być wyłączony z gry, na wszystkie możliwe znaczenia tego słowa.
-Pamiętasz coś z wczoraj, Hyuuga? – zapytał go Kiyoshi, kiedy część z nich już poszła do domu.
            W sali został tylko on, reszta drugorocznych oraz Kagami i Kuroko. Riko znów usiadła na łóżku Hyuugi i przytuliła do niego. Wzięła sobie do serca radę Teppei’a i nie miała zamiaru krępować się obecnością Seirin. Byli rodziną.
-Nic. Pamiętam tylko tyle, ze zeszliśmy z dachu i rozmawialiśmy o wakacjach. A potem dopiero szpital – przyznał. –Kiedy próbuję sobie coś przypomnieć, zaczyna mnie bolec głowa.
-Nic na siłę, Junpei – Riko łagodnie pogłaskała go po szyi. –Wracaj do zdrowia.
-Właśnie, stary. Musisz być na nogach do maja. Mamy mecz, pamiętasz? Piłka, dwa kosze, coś ci to przypomina?
-Izuki, nie pamiętam jednego popołudnia, a nie połowy mojego życia – prychnął.
-No okej, okej – Izuki zerknął na zegarek. –Myślę, ze powinniśmy się zbierać. Juro cię wypisują?
-Mhm. Okazało się, że wstrząs nie był tak silny, jak podejrzewali i jutro przed południem powinienem już być w domu.
-W takim razie odwiedzimy cię w domu – zadecydował Kagami. –Kapitanie – dodał szybko.
Hyuuga przez chwilę miał ochotę przypomnieć mu, że powinien zawsze pamiętać o szacunku wobec starszych uczniów, ale widząc, jak oni wciąż się o niego martwią, nie miał na to siły.
-Okej – przytaknął.
            Gdy wyszli, Riko wreszcie go pocałowała. Dzisiaj nie były to już delikatne pocałunki. Te były zaborcze, podszyte tęsknotą. Odpowiadał na nie, doceniając fakt, ze Riko nie narzuca zbyt szybkiego tempa.
            Przerwało im chrząknięcie, tuż nad ich głowami. Odskoczyli od siebie szybko, rumieniąc się. Hyuuga myślał, że to chłopcy coś zapomnieli, ale przy łóżku stał obcy mężczyzna.
-Nie chcę wam przeszkadzać, ale mam parę pytań do pana, panie Hyuuga.
            Riko wyprostowała się, gotowa bronić swojego chłopaka jak lwica. Nawet, jeśli przy nim spuszczała z tonu i pozwalała sobie być bardziej kobieca, nie oznaczało, że nie rzuci się do gardła każdemu, kto spróbuje go zranić.
-Kim pan jest?
-Agent Rin Ward, FBI. Badam sprawę ataków na koszykarzy w okolicy.
Hyuuga zmarszczył brwi.
-Ataków? Zginęła tylko jedna dziewczyna, powiązana z jedną drużyną, no i zaginął członek innej drużyny…
-Nie zaginął. Dzisiaj w nocy odnaleziono w Kioto ciało pana Murasakibary. Sposób, w jaki zginął, wskazuje, ze mamy do czynienia z tym samym mordercą.
Hyuuga skrzywił się, a Riko przytuliła do jego zdrowego ramienia. Zerknął na nią i szybko nakrył dłonią jej dłoń, po czym lekko ją ścisnął.
-To straszne – powiedział w końcu. –Ale nie rozumiem, co ma wspólnego ze mną. Spadłem ze schodów. W szkole.
-Spadłeś? – agent przyjrzał mu się uważnie. –A może ktoś cię zepchnął?
-Co…?
-Panie Hyuuga, podejrzewamy, że w okolicy grasuje morderca, który ma na celowniku koszykarzy. Pan również jest koszykarzem, znanym na cały kraj kapitanem drużyny, która wygrała Winter Cup. Ani przez chwilę nie pomyślał pan o tym, że może znaleźć się na jego liście?
Hyuuga zamrugał oczami. Nigdy taka myśl nie przyszła mu do głowy. Przecież z trudem pokonali Rakuzan, poza tym, było całe pokolenie cudów, no i niekoronowani królowie.
-Widzę, że nie. No cóż – agent wzruszył ramieniem. –Mimo to, proszę na siebie uważać. I na pana kolegów również.
            Ostatnie słowa nie zabrzmiały jak prośba o to, by pilnował swoich przyjaciół. Zabrzmiały raczej, jakby miał uważać na to, co robią za jego plecami…


And if the night is burning
(I jesli noc płonie)

I will cover my eyes
(Zasłonię moje oczy)

For if the dark returns
(Bo gdy powróci mrok)

Then my brothers will die
(Moibracia zginą)

W rozdziale wykorzystano piosenkę „Kakehiki” (Fujita Maiko) oraz „I see fire” (Ed Sheeran). Jeśli ktoś jeszcze nie widział, zapraszam do obejrzenia zrobionego przeze mnie cracka (Kuroko no Crack PL)

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 11. Początek i koniec.

            Seirin siedziało w Maji Burger i zajadało smutki. Trzymali się teraz przeważnie razem, nawet podczas załatwiania prostych, przyziemnych spraw. Nie lubili się rozdzielać, często spotykali się na przystanku, by razem dotrzeć lub wrócić ze szkoły. Po treningach szli gdzieś razem, a potem grupami rozchodzili się do domów.
            Tym razem umówili się na wspólne omówienie strategii na mecz z Kaijō. Riko wyjaśniała im swoje plany, pokazując miniaturową mapę boiska i marząc po niej flamastrem. Kagami i Kuroko nachylali się do niej, podczas kiedy Hyuuga był bardziej zajęty patrzeniem na dziewczynę, aniżeli słuchaniem jej. Jego myśli krążyły wokół całkiem innych spraw. Zastanawiał się, czy powinien zaprosić Riko na wspólny, wakacyjny wyjazd, rodzice nie powinni im zabronić. Poza tym, zawsze mogą powiedzieć, że jadą z drużyną. A wolnego mieli aż całe dwa tygodnie, więc bez szaleństw. A może lepiej odłożyć kasę i zabrać gdzieś Riko w normalne wakacje? Na kilka dni?, pomyślał, pijąc swoją kawę.
            Z zamyślenia wyrwała go wibracja telefonu. Wyjął go i odczytał wiadomość. Aż z wrażenia podskoczył na krześle, co sprawiło, że wszyscy na niego spojrzeli.
-Hyuuga? – zapytali niemalże jednocześnie Tsuchida i Kiyoshi.
-Słuchajcie – zaczął, poprawiając okulary. Jego mina była nieprzenikniona. –Wpadnijcie do mnie w sobotę. Zrobimy sobie wieczorek filmowy – zaproponował.
            Riko była zaskoczona jego naglą propozycją. Ale nie protestowała, gdyż, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, pomysł spędzenia wspólnego wieczoru, który nie będzie się opierał na analizowaniu koszykówki lub tego, co planuje morderca, był całkiem ciekawą opcją.

            Wieczorem w sobotę przyszła pierwsza, chcąc pomóc Hyuudze. Otworzył jej i w ostatniej chwili powstrzymała mu się od rzucenia na szyję, kiedy uniósł palec do ust i pokazał na Kei’a, który spał, oparty główką o jego ramię.
-Wejdź – poprosił szeptem, a Riko starała się chodzić na paluszkach. –Asuna musiała lecieć coś załatwić do miasta. Wróci za dwie godziny. Obiecałem, ze w tym czasie zajmę się małym – wyjaśnił, prowadząc ją na górę.
            Riko lubiła jego dom. Matka Junpei’a utrzymywała go w czystości, ale wszędzie pojawiały się drobne rzeczy, które zaburzały harmonię i skutecznie udowadniały, ze w tym domu ktoś mieszka. Miała tu na myśli nie tylko zdjęcia, którymi obwieszony był przedpokój, ale chociażby plastikowe autko, które Hyuuga zgarnął po drodze do pokoiku Kei’a.
            Szła za nimi, czując, jak w sercu rozlewa jej się kolejna fala ciepłego uczucia wobec chłopaka. Widok jego, z dzieckiem, skutecznie ją rozczulał. Hyuuga wyglądał nie dosyć, że odpowiedzialniej, to jeszcze bardziej słodko. Kiedy więc lekko położył Kei’a do łóżeczka, wspięła się na palce i pocałowała go w usta.
-Riko…
-Ciii – szepnęła, obejmując go w pasie. –Cicho, Junpei. Na chwilę.
            A więc pozwolili sobie na chwilę zapomnienia. Stali, objęci i wtuleni w siebie, w dziecięcym pokoju, gdzie w powietrzu unosił się słodki zapach. Hyuuga delikatnie głaskał Riko po plecach.
-Kocham cię – szepnął jej do ucha, a ona zadrżała. Właśnie otwierała usta, by mu odpowiedzieć, kiedy zadzwonił dzwonek. Hyuuga pocałował ją szybko w czoło i poszedł otworzyć, nim goście obudzą Kei’a.
            Riko pochyliła się nad łóżeczkiem i na chwilę zamarła. Kei wyglądał jak mały Junpei. Miał czarne włoski i podobny nosek. Nieświadomie dotknęła ręką swojego brzucha. Czy jeśli zaszłaby w ciążę z Junpei’em, ich syn wyglądałby tak, jak Kei? Czy Hyuuga opiekowałby się nim z równym, a może większym zaangażowaniem, niż swoim siostrzeńcem? Przed oczami Riko pojawiła się prosta i ciepła scena; ona, leżąca na kanapie, z zaokrąglonym brzuszkiem, obok niej Junpei, który delikatnie ją głaszcze i rozmawia z ich nienarodzonym dzieckiem.
            Uderzyła się lekko dłońmi w policzki. Ogarnij się!, nakazała sobie w myślach. Ona miała 17 lat, Hyuuga dopiero osiemnaście*, jeszcze dużo czasu na myślenie o dzieciach! Wpierw musieli dostać się na studia, skończyć je…
            Delikatnie poprawiła Kei’owi kołderkę. Słyszała z korytarza przyciszone głosy swojego chłopaka, a także Kuroko i Kagami’ego.
-Riko? – Hyuuga wsadził głowę do pokoiku. –Kei będzie teraz spał, mam elektroniczną nianię. Możemy iść – powiedział cicho.
Przytaknęła i podeszła do niego.
-Ja też cię kocham – szepnęła, nim wyszli.

            Wkrótce w salonie państwa Hyuuga zgromadziła się większość drużyny Seirin. Na ogromnym TV włączyli film, a stolik do kawy uginał się pod wszelakimi przekąskami, które chłopcy mieli w plecakach.
-Jaki film oglądamy? – zapytał Hyuuga, siadając na kanapie. Riko usadowiła się pomiędzy jego nogami i oparła plecami o jego tors. Chłopak objął ją ramionami, a brodę oparł na jej głowie. Riko uśmiechnęła się lekko; lubiła czuć go dookoła siebie. I cieszyła się, że wreszcie mogą zachowywać się swobodnie przy drużynie. 
-„Krzyk” – powiedział Izuki.
Hyuuga i Teppei spojrzeli na pozostałych w niemym szoku.
-Serio…? – zapytał Kagami, prostując się. Zauważył, że Kuroko otulił się kocem i przysunął się bliżej niego. –Wypożyczyliście horror o seryjnym mordercy?
-Horrory są okropne – westchnął Kuroko.
-Pomyślcie logicznie – powiedział Tsuchida. –Obejrzymy wszystkie horrory z seryjnymi mordercami. Zrozumiemy, jak działa ich psychika. Wtedy będzie nam łatwiej się chronić.
-Mówisz o horrorach czy amerykańskich kiczach?
-A to nie to samo?
-Chłopcy, chłopcy – Riko zerknęła na nich karcąco, a oni natychmiast się uspokoili. –Film to film. Fikcja. Włączcie to i miejmy to za sobą.
-Od kiedy ty i Hyuuga jesteście razem, oglądanie z tobą horrorów przestało być zabawne, trenerze – westchnął Izuki.
            On sam również miał problem ze skupieniem się na filmie. Od kilku dni cały czas mailował z Akashim. W sumie nawet nie rozmawiali o czymś konkretnym. Pisali jednocześnie o wszystkim i o niczym. I było w tym coś takiego, co nie pozwalało mu przerwać konwersacji. Nawet kiedy Akashi wysyłał mu głupie „Dobranoc, Shun :*”, Izuki leżał jeszcze długo, nie mogąc zasnąć, analizując każde słowo, jakie dostał.
            Po chwili film się zaczął. Riko zrelaksowała się w ramionach Hyuugi, a wręcz znów odpłynęła. Czuła się teraz zawstydzona myślą, ze na tak wczesnym etapie związku myśli o tym, jak wyglądałaby ich przyszłość. Nawet nie wiedziała, czy Hyuuga chciałby z nią te przyszłość spędzić.
            Kuroko chciał znów wtulić się w Kagami’ego, ale czuł się skrępowany obecnością kolegów i Riko. Nie wiedział, jak zareagowaliby na przejaw uczuć pomiędzy nimi dwoma, więc ukrywał je głęboko. Poza tym, doceniał fakt, ze kapitan zaproponował te spotkanie. Wiedział, że robili to, by pomóc mu się pozbierać. Kochał Seirin, a oni kochali jego. Tak czuł i to było najważniejsze.
            Nagle poczuł, jak Kagami obejmuje go ramieniem i przyciąga do siebie. Zesztywniał na ułamek sekundy, ale jego ciało pamiętało ciepło asa Seirin, więc szybko się rozluźniło, nie słuchając głosu rozsądku. Dyskretnie rozejrzał się dookoła, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. Koganei opierał się o nogi Mitobe, podczas kiedy Tsuchida i Izuki nachylali się ku sobie. Trenerka wtulała się w kapitana, trzymając dłoń na jego szyi. Wszyscy wyglądali na zadowolonych.
Jak jedna rodzina, pomyślał Kuroko, czując, jak w środku zalewa go przyjemne ciepło.

            To on pierwszy, prawie godzinę później, usłyszał płacz. Uniósł głowę, ale nie zdążył nic powiedzieć, kiedy Hyuuga podniósł się i przeciągnął.
-Zróbmy chwilę przerwy – zaproponował i skierował się do pokoju, skąd dobiegał płacz.
-Hyuuga ma bratanka – wyjaśnił Kiyoshi tym, którzy jeszcze tego nie wiedzieli.
-Wiedziałem tylko, że ma dwie starsze siostry – powiedział Tsuchida. –Nie wiedziałem, ze jedna z nich ma męża i dziecko.
-Szz – Riko nakryła palcem usta. –Nie rozmawiamy o ojcu Kei’a – powiedziała szybko.
            Hyuuga wrócił do salonu, niosąc ze sobą Kei’a. Na widok obcych ludzi, chłopczyk zaśmiał się i wyciągnął ku nim ręce.
-Mały Hyuuga – powiedział z niedowierzaniem Izuki. –O Boże, on wygląda naprawdę jak ty.
-Bez przesady – mimo to, cała drużyna usłyszała w jego głosie dumę. Postawił Kei’a na podłodze i, trzymając go za rączki, pomógł mu doczłapać do Mitobe. –To twoi wujkowie, Kei.
            Dzieciak z impetem wpakował się Mitobe na kolana, a całe Seirin było świadkami największego i najbardziej szczęśliwego uśmiechu, jaki kiedykolwiek gościł na twarzy ich przyjaciela. Uniósł on chłopca i lekko podrzucił. Hyuuga wyglądał tak, jakby był gotów go łapać, ale kiedy Mitobe bez trudu chwycił malca, troszkę się zrelaksował.
-Przepraszam was, moi rodzice mają dzisiaj rocznicę ślubu i to Tsuna miała zostać z Kei’em, ale koleżanka poprosiła ją o pilną pomoc w angielskim.
-Widzieliście jego siostry? – zapytał Izuki młodszych kolegów, a gdy ci zaprzeczyli, podniósł się i sięgnął po jedno ze zdjęć na szafce. Podał im je. –Obie zgarnęły korzystne geny, co sami widzicie, patrząc na Hyuugę. Biedaczek, dla niego nie starczyło ani urody, ani inteligencji.
-Izuki, zamknij się.
-Poczucia humoru tez nie odziedziczył. Poza tym, panuj nad słownictwem, tutaj są dzieci!
            Wszyscy zaczęli się śmiać, Hyuuga również przestał udawać zagniewanego i zaczął śmiać się razem z nimi. Nawet Kuroko nieśmiało zachichotał. W końcu. Kagami poczuł ulgę, słysząc śmiech przyjaciela.
            Zerknęli na zdjęcie, które podał im Izuki. Stało na nim całe rodzeństwo Hyuugów: ich kapitan stał pomiędzy dwoma dziewczynami, które ujmowały go pod ramię. I chociaż był od nich wyższy, obie zdawały się patrzeć na niego jak na dziecko. Mimo to, cała trójka uśmiechała się szeroko.
-Łał! Twoje siostry są naprawdę piękne, kapitanie! – zawołał Kagami.
-Prawda? – powiedział z dumą w głosie. Wziął Kei’a na ręce, ale nie nacieszył się nim długo, bo Riko mu go zabrała. Maluch łapkami dotknął jej twarzy, a Riko się roześmiała lekko.
            Hyuuga poczuł, jak jego serce drga niespokojnie. Riko naprawdę dobrze wyglądała z Kei’em w ramionach…
-Nie wiedziałem, ze masz tak dużą rodzinę, kapitanie – zwrócił się do niego Kuroko.
-No tak, nie mieliście się okazji poznać. Kiedy ja kończyłem gimnazjum, Tsuna kończyła liceum, a Asuna była już dorosła. No i obie nie chodziły do Seirin, tylko do Seiho.
-Co? – Koga szeroko otworzył oczy. –Twoje siostry chodziły do jednej z najlepszych szkół w Tokio?!
-Jednego z Trzech Królów Tokio – powiedział z niedowierzaniem Tsuchida. –Dlaczego ty tam nie poszedłeś?
            Zapadła lekka, troszkę krępująca cisza. Hyuuga podrapał się w tył głowy i zerknął na Riko. Ona zarumieniła się i odwróciła wzrok, ale na jej wargach błąkał się uśmiech, który miał niewiele wspólnego z Kei’em.
-Tak jakoś wyszło…
            Izuki uśmiechnął się. Myślał, ze Hyuuga wybrał szkołę ze względu na to, że nie było w niej drużyny koszykówki i że nic nie będzie mu przypominało o bolesnej przeszłości. Nie przypuszczał, że jego przyjaciel wybrał szkołę przez wzgląd na dziewczynę, w której był zakochany od tak wielu lat.
            Nagle Hyuuga odwrócił głowę, słysząc, jak na zewnątrz parkuje samochód.
-Już tutaj są. Idealnie w czasie – zerknął na zegarek.
-Kto tutaj jest? – zapytał Kagami, czując nerwowe napięcie, niewiadomego pochodzenia.
-Zaczekajcie. Riko, zostawiam ci Kei’a – po tych słowach zbiegł schodami na dół.
-Co mu odbiło? – Kiyoshi wychylił się, by zerknąć za Hyuugą, ale stracili go z oczu.
-Nie wiem. Może wróciła jego siostra?
            Kuroko wstał i podszedł do trenerki. Niepewnie wyciągnął ramiona i poczuł, jak Riko delikatnie podaje mu Kei’a. Kuroko przytulił go, czując, jak otacza go ciepły, słodki zapach dziecka. Uśmiechnął się niepewnie. Zawsze lubił dzieci, w przyszłości chciałby z nimi pracować. Teraz, kiedy trzymał na rękach Kei’a, nie myślał o śmierci, o Momoi, o tym, ze wciąż nie wiedzieli, co stało się z Murasakibarą. Myślał o tym, że nawet jeśli gdzieś tam jest smutek i cierpienie, to wciąż istniało szczęście i ciepło, którego doświadczał wraz z Seirin.
Kiedy do pokoju weszła Asuna, Kuroko od razu ją rozpoznał. Była troszkę starsza niż na zdjęciu, które widzieli, ale wciąż miała takie samo, bystre, zielone spojrzenie zza okularów. Uśmiechnęła się nie tylko do Kei’a, ale również do Kuroko i całej drużyny.
-Pewnie jesteście kolegami Junpei’a – powiedziała i lekko im się ukłoniła. –Dziękuję, że się nim opiekujecie.
-O nie, nie, to nasza przyjemność – odparł Kiyoshi, również lekko się kłaniając. –Poza tym, to głównie Hyuuga opiekuje się nami.
-Och. Ty pewnie jesteś Kiyoshi. Junpei opowiadał nam o tobie – puściła mu oczko. –Znam was wszystkich – dodała.
-To…niesamowite – Izuki poczuł, że się rumieni. Nie umiał rozmawiać z kobietami.
–Junpei cały czas o was mówi. O Kuroko, Kagamim, Mitobe, Kociaku, Tsucchim, Izukim, najwięcej mówi o Riko. A tak na poważnie, to byliśmy na każdym meczu Winter Cupu – wyjaśniła, widząc ich zdezorientowane miny.
-Możesz przestać robić ze mnie kretyna w ich oczach? – Hyuuga warknął na siostrę, wchodząc po schodach. Nie było to jednak warknięcie złośliwe, raczej żart.
            Seirin skupiło się jednak na osobie, która szła za ich kapitanem.
            Chłopak idący za nim był bardzo wysoki, prawie tak wysoki, jak Kiyoshi. Miał jasne, kasztanowe włosy, które niesfornie opadały mu na czoło i wpadały do zielonych oczu, bardzo podobnych do oczu Hyuugi i Asuny. Widząc ich, zatrzymał się, a na jego wargach pojawił się ciepły, przyjazny uśmiech.
-To jest Makoto – przedstawił im go Hyuuga. –Mój kuzyn. Mako, to właśnie drużyna.
-TACHIBANA?! – Riko podskoczyła do niego i rzuciła mu się w ramiona, po chwili to samo zrobił Izuki. Objęli go oboje, śmiejąc się i przekrzykując nawzajem.
            Asuna w tym czasie podeszła do Kuroko i wzięła Kei’a na ręce. Kuroko z żalem rozstał się z dzieckiem.
-Zostawię was samych, żeby mój szalony brat przedstawił wam swój plan. Miło było was poznać – lekko pogłaskała Kuroko po włosach i wyszła, a on jeszcze przez chwilę stał i zastanawiał się, skąd w rodzinie Hyuugi tyle ciepła, którym obdarzali obcych im ludzi.
- Tachibana, co ty tutaj robisz? – Riko nie mogła uwierzyć w to, ze on stoi przed nią.
-Makoto, jak ty urosłeś!
-Moment, nie nadążam – Kiyoshi uniósł ręce.
Hyuuga wskazał im dłonią Makoto. Kagami zmrużył oczy. Gość wydawał mu się dziwnie znajomy.
-Makoto jest moim kuzynem – powtórzył kapitan Seirin. –W połowie gimnazjum wyjechał wraz z ojcem do Bostonu. Teraz ponownie wrócili do Tokio, podobno na stałe, a przynajmniej taką mam nadzieję. A mam ją, ponieważ – chrząknął – teraz, gdy Kiyoshi jest wyeliminowany z gry, jako jedyne centrum mamy Mitobe i Fukudę, który jeszcze ma dużo do nauki. Gdyby coś stało się Mitobe, mamy przerąbane. Więc…
-Więc ściągnął mnie ze Stanów Zjednoczonych – dokończył Makoto, klepiąc lekko Riko po głowie. –Kiedy usłyszałem, że macie kłopoty, nie przedłużałem kontraktu z moją drużyną i postanowiłem wrócić z ojcem.
-Chwila! – Kagami wycelował w niego palcem. –Makoto Tachibana! Wiedziałem, że skądś cię znam! Grałeś w Orłach z Bostonu!
-Owszem, grałem – Makoto rozpromienił się. –Ja ciebie również pamiętam, Kagami Taiga.
-Orły z Bostonu? Co to za beznadziejna nazwa? – zaśmiał się Izuki. –Mako, myślałem, ze stać cię na więcej.
-Więcej? – powtórzył powoli Kagami. –Orły z Bostonu były w Stanach tym, czym u was Pokolenie Cudów. Najlepsi z najlepszych.
            Riko i Izuki cofnęli się, oboje zaskoczeni. Obaj znali Makoto jeszcze z czasów gimnazjum. On i Hyuuga często spędzali razem czas, byli nie tylko kuzynami, ale również najlepszymi przyjaciółmi. To Makoto namówił Hyuugę do tego, by zaczął grac w koszykówkę, jeszcze gdy byli dziećmi. Ale nigdy nie przypuszczali, że dojdzie do tego, że Makoto stanie przed nimi, jako osoba godna walki z Pokoleniem Cudów.
-Nie ma potrzeby tego roztrząsać – powiedział spokojnie Makoto i objął ramieniem Hyuugę. –Najważniejsze jest to, że od nowego roku szkolnego, to jest, od kwietnia, zasilam szeregi Seirin. Sprawmy, że ostatni rok założycieli tej drużyny był niezapomniany!

Murasakibara czuł, jak życie powoli wypływa z jego ciała. Nie żeby się tym przejmował. Wpatrywał się w podłogę, ale rozmazywała się ona przed jego oczami. Nie czuł już bólu ani głodu, chociaż na początku to były jedyne uczucia, jakie mu towarzyszyły w ciemnej, wilgotnej piwnicy.
Nie widział twarzy swojego oprawcy, ale słyszał jego głos. I nie wierzył. Myślał, że z powodu niskiego poziomu cukru mózg płata mu figle. Nie wiedział nawet, jak wiele dni i nocy jest już tutaj zamknięty. W ciemnościach i ciszy całkowicie stracił rachubę czasu. Zapadał w krótkie drzemki, pomiędzy kolejnymi wizytami mordercy.
Wpierw walczył z nim, gdy gwałcił go pierwszy raz, ale nie umiał się wydostać z więzów, którymi go spętał. Za każdym kolejnym razem Murasakibara stawał się coraz bardziej apatyczny, świadom, że jego ciało nie jest już mu posłuszne, że już nigdy nie będzie należało do niego. Wiedział również, że to koniec.
-Obiecałbym, że nie będzie bolało, ale dosyć się już nakłamałem – zaśmiał się morderca, odcinając mu powoli skórę wraz z włosami.
Nie czuł bólu nawet wtedy, gdy zobaczył przed sobą Momoi. Wyciągała ku niemu rękę, uśmiechając się ciepło i spokojnie.
-Już czas – szepnęła.
Za jej plecami stała czarnowłosa dziewczyna, która w dłoni dzierżyła katanę. Myślał, że poczuje strach, widząc przed sobą Shinigami. Ale poczuł tylko ulgę.
Zmarł z uśmiechem na ustach.


W rozdziale wykorzystano piosenkę Within Temptation „Angels”.

* Sprawa wieku jest o tyle skomplikowana, bowiem według japońskiego kalendarza szkolnego, o ile Hyuuga, Izuki, Mitobe, Tsuchida, Koganei, Kiyoshi i Riko są sobie równi wiekiem, tak według naszego nie. U nich rok szkolny kończy się w marcu i zaczyna w kwietniu, więc Hyuuga, który urodził się szesnastego maja będzie chodził do tej samej klasy, co Riko, która urodziła się piątego lutego kolejnego roku kalendarzowego. „Rocznikowo” są sobie równi w Japonii, chociaż w naszym systemie już nie. Dla uproszczenia, na stronie „bohaterowie” ich wiek jest ten sam, gdyż jest liczony wg roku szkolnego w Japonii. Na wspomnianej już stronie zamieszczę tabelę, która, prócz wieku, zawierać będzie również wzrost i wagę zawodników.
Pokręciłam to strasznie xd