niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 26. Śledztwo trwa.



            Aomine obudził się pierwszy, co rzadko mu się zdarzało. Tej nocy nawet nie miał koszmarów. Od kiedy dowiedział się, że Akashi nie zabił Haizaki’ego i cała jego teoria odnośnie mordercy runęła, paradoksalnie, spało mu się lżej i lepiej. Chociaż nie wiedział nic, znajdując się znów w punkcie wyjścia, ulżyło mu, gdy okazało się, że nie powinien obwiniać byłego kolegi.
            Przewrócił się na bok i spojrzał na plecy Sumire. Spała obrócona do niego tyłem, a splecione w warkocz włosy przerzucone miała przez ramię. Mimo tego, że kochali się w nocy, Aomine czuł, że nie byli ze sobą tak blisko, jak wcześniej. Cały czas w głowie kołatała mu myśl, że Sumire nie widzi w nim swojego chłopaka, tylko przyjaciela. Dlaczego tak postrzegała ich relację?
Przecież był idealnym materiałem na partnera!
            Z głośnym westchnięciem znów przewrócił się na plecy i potarł dłońmi twarz. O wiele łatwiej przychodziło mu odtwarzanie wszystkich morderstw, krok po kroku, i szukanie zabójcy, aniżeli zrozumienie kobiety!
-Aż tutaj czuję twoje myśli – mruknęła Sumire, obracając się do niego. –Znów nie możesz spać?
-Nie – skłamał. –Obudziłem cię?
-Nie. Nie spałam – również skłamała. Delikatnie oparła głowę o jego ramię i zamknęła oczy. Aomine pomyślał, z nutką irytacji, że wysyła mu strasznie sprzeczne sygnały. Był przyjacielem, a przecież tyle robili nie-przyjacielskich rzeczy! Ale, mimo tego, otoczył ją ramieniem i pocałował w czoło.
-Policja w życiu nie odnajdzie tego mordercy – powiedział krótko. –Gonią dookoła własnego ogona, a on wybija nas, jednego po drugim. Nawet nie wiemy kiedy i gdzie.
-Tobie nic nie będzie – uniosła głowę; głos Sumire brzmiał hardo i przekonująco.
-Skąd taka pewność? Może to ty jesteś mordercą? – zapytał, patrząc jej w oczy. Sumire pacnęła go w pierś.
-Jasne. A jaki bym miała motyw? Pomyślałeś o tym? Ten facet musi mieć jakiś motyw.
-Dlaczego założyliśmy, że to facet? – Aomine usiadł na łóżku. Zaskoczona jego nagłym ruchem Sumire osunęła się na poduszkę.
-Przez te gwałty… chyba – mruknęła.
-Istnieje ogromna gama wibratorów i innych erotycznych zabawek – chłopak odrzucił kołdrę i wstał. Sumire przez chwilę kontemplowała jego nagie ciało, nim odnalazł bokserki i wciągnął je na siebie. –Może od samego początku myśleliśmy źle? Może za tym wszystkim stoi kobieta?
-Kobieta – Sumire usiadła na łóżku, osłaniając kołdrą piersi. –Aomine, płeć płcią. Ale zapominasz o motywie. Chyba, że ktoś dla zabawy biega po Tokio z nożem i wibratorem. Przecież to brzmi absurdalnie.
-Motyw? Hm… - Aomine, tylko w bokserkach, usiadł przy biurku i otworzył zeszyt. Sumire obserwowała, jak szybko coś w nim kreśli i maże.
Wydawał się być tym tak pochłonięty, że nawet nie zauważył, kiedy się ubrała i kiedy podsunęła mu pod nos kawę i śniadanie. Zaglądała mu przez ramię, ale nic nie rozumiała z kresek i wykresów, które robił, tak, jakby zakodował je we własnym języku.
-Dalej podejrzewasz Akashi’ego? – zagadnęła, patrząc, że to przy jego imieniu zbiegają się wszystkie strzałki.
-Tak – powiedział cicho, odkładając długopis. –Podobno pierwsze przeczucie jest najlepsze. Ale mam za mało informacji. Jesteś dobra z informatyki? Dałabyś radę włamać się do komputerów policji i zdobyć te teczki, które mają na tę sprawę?
-Aomine, od rana bredzisz – mruknęła.
-Zrozum mnie – uderzył pięścią w stół, a Sumire podskoczyła. Aomine natychmiast spuścił z tonu. –Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć. Po prostu wkurwia mnie to, że śledztwo tkwi w martwym punkcie!
-Daiki – Sumire nakryła jego dłoń swoimi. –Znam kogoś, kto może ci pomóc. Nie wiem, na ile, ale…

            Aomine był nieprzyjemnie zaskoczony, kiedy dwie godziny później stanął na progu mieszkania swojego byłego kapitana. Imayoshi otworzył im drzwi i bez słowa zaprosił do środka. On i Sumire wymienili porozumiewawcze spojrzenie, które tylko wzmogło jego irytację. Miał dosyć sekretów i gry Sumire.
            Nagle uderzyła go pewna myśl; gdy widział, jak Sumire i Imayoshi rozmawiają o czymś (słowa w ogóle do niego nie docierały), doszedł do wniosku, że Sumire miała motyw by zabić Momoi. Jeśli dziewczyna chciała, by on należał do niej, zagrała to idealnie. Zrozpaczony, zdesperowany, wręcz rzucił się w jej ramiona niczym dama w opresji! Jeśli przyjaźniła się z Satsuki, była w jego pobliżu, a on jej nie zauważał, więc trzeba było pozbyć się Momoi… Motyw. To mógł być motyw!
-Aomine? – Sumire podeszła do niego i złapała go za rękaw, a on odruchowo wyszarpnął się z jej uścisku. Dziewczyna cofnęła się, z bólem w oczach. –Uhm… um. Imayoshi pyta, czy chcesz coś do picia – mruknęła, splatając ręce za plecami. Aomine zauważył też, że cofnęła się o krok.
            A kiedy wyciągnął do niej rękę, świadom, że jego podejrzenia są głupie i bezpodstawne, Sumire nie pozwoliła mu się dotknąć. Uciekła do kuchni, mówiąc, ze przygotuje herbatę. Aomine został sam ze swoim byłym kapitanem.
-Nigdy nie przypuszczałem, że ze wszystkich ludzi na świecie akurat ty zwrócisz się do mnie o pomoc, Aomine – powiedział Imayoshi, przerywając niezręczną ciszę.
-Jesteś jedyną osobą, która może to zrobić. Wiem, że to cię nie dotyczy…
-O czym ty mówisz? – Imayoshi zmarszczył brwi. –Może nie byłem z wami blisko, ale Momoi nie była mi obojętna, Aomine. Tak samo nie chciałbym, żeby coś złego spotkało ciebie. Sumire poprosiła mnie o pomoc. I udzielę jej wam. Przy okazji nadstawię za was karku – dodał.
-Dziękuję. Skąd znasz Sumire? – zapytał wprost, ciekaw, dlaczego mówił do dziewczyny po imieniu.
Imayoshi zerknął na niego przez ramię.
-Jej brat był kapitanem Tōō, kiedy ja dołączałem do drużyny. Ale potem odszedł, by opiekować się siostrą. Taka była wersja oficjalna.
-Oficjalna?
-Nieoficjalnie mówi się, że Nobuo popadł w alkoholizm – mruknął Imayoshi, prowadząc go do pokoju, gdzie stało kilka komputerów. –Opieka nad siostrą, szkoła, obowiązki… - wzruszył ramionami i usiadł w obrotowym krześle. –Trener poradził mu, by odszedł z drużyny. A kapitanem zostałem ja – Imayoshi lekko wychylił się i zerknął przez drzwi w stronę kuchni. –Zakochałeś się – powiedział cicho i parsknął śmiechem. –Wielki Aomine Daiki zakochany.
-Nawet jeśli, to co z tego? – odparł. –To sprawa między Sumire i mną.
Imayoshi uniósł ręce.
-Spoko. Sumire… nie jest w moim typie.
            Aomine, który dobrze wiedział, co działo się między Imayoshim a Sakurai’em w szatni zrozumiał aluzję. Nie podobał mu się jednak specyficzny rodzaj zażyłości, który wyczuwał pomiędzy nimi. Dlaczego obcy mężczyzna wiedział o Sumire więcej, nawet jeśli nie była w jego typie? Czy to nie on powinien wiedzieć więcej? A może on wraz z Sumire zaplanowali te morderstwa? Imayoshi nie należał do osób, które były przyjemnie nastawione do świata…
-Obserwowanie cię, gdy myślisz, to świetna rozrywka – wtrącił Imayoshi, bezwiednie wklepując coś w okienka na monitorze. –O, Sumire! Co słychać u twojego wujka?
-Wszystko w porządku – odpowiedziała dziewczyna, stawiając kubek z herbatą tuż przed nim i drugi przed Aomine. –Dziękuję, że pytasz. Co u twojej rodziny, Imayoshi?
-Żrą się jak zawsze, dobrze, że wkrótce mają sprawę rozwodową. Ty i Aomine mieszkacie teraz razem, prawda?
-Tak. Momoi… jej ostatnim życzeniem było, żebym zajęła się Aomine – Sumire uśmiechnęła się do niego i Aomine przez chwilę miał wrażenie, że nic między nimi się nie zmieniło.
            Zapadła cisza. Imayoshi pracował w milczeniu, co jakiś czas tylko sięgając po herbatę. Kiedy jego kubek zrobił się pusty, Sumire wyszła przygotować dla niego kolejną. W tym czasie Aomine oparł brodę na ręce i spojrzał na byłego kapitana.
-Pozwalasz jej tak swobodnie poruszać się po swoim mieszkaniu?
-Sumire była tutaj częstym gościem – poinformował go Imayoshi, nie odrywając wzroku od kolumn i wykresów na komputerze. –Pomagałem jej wyciągać Nobuo z pobliskiego baru więcej razy, niż jestem w stanie policzyć. Dalej jesteś zazdrosny, Aomine?
-Nie jestem zazdrosny! – skłamał.
-To dobrze, bo nie ma powodów – prychnęła Sumire. Odstawiła kubek na biurko trochę głośniej i mocniej, niż normalnie i Aomine wręcz podskoczył. Tylko raz widział ją tak chłodną i obojętną: kiedy na korytarzu szkolnym deptała jego światopogląd.
            Dlatego też, kiedy drukarka wreszcie zaczęła drukować, Aomine poczuł ulgę. Chciał jak najszybciej stąd wyjść.
-Daj mi dysk, przegram ci te filmy. Nie wiem jednak, czy powinieneś je oglądać.
-Muszę. Dla ich dobra muszę. Może znajdę coś, co umknęło uwadze policjantów.
-Wciąż nie ma filmiku z zapisem morderstwa tego ostatniego chłopaka, co?
-Haizaki’ego. Nazywał się Shōgo Haizaki. Nie. Nie wiem, komu wyśle je ten świr. Nie utrzymywaliśmy kontaktu. Chyba, że Nijimura…
-Mogę sprawdzić, co porabia teraz wasz były kapitan, daj mi tylko dane osobowe – mruknął Imayoshi. –Na marginesie, Aomine. Policyjny system monitoringu, jaki ma na sobie Akashi, jest odnotowany w aktach, które ci drukuję. Ale wiedz, że są sposoby, by go ominąć.
-Może Akashi nie jest na szczycie mojej listy, ale wciąż go podejrzewam.
-Oo? A kto jest na szczycie?

            Kiedy wyszli od Imayoshi’ego, Sumire Szla obok Aomine i milczała. Dłonie miała zaciśnięte na pasku swojej torebki. Ściskała je tak mocno, że aż zbielały jej kostki.
-Musimy pogadać – mruknął Aomine, mając dosyć tej sytuacji. Złapał Sumire za ramię i wciągnął do parku, który mijali. 
-O co ci chodzi? – warknęła, wyrywając mu się.
-O te wszystkie tajemnice! Znałaś Satsuki, to jestem w stanie kupić, ale Imayoshi? Zapewne znasz Susę i całą resztę? Jakim cudem byłaś cały czas obok mnie, a ja cię nie zauważałem?
-Może dlatego że jesteś ślepym idiotą?!
-C.…co ty powiedziałaś?! – ryknął Aomine, a kilka osób obejrzało się na nich i odeszło szybkim krokiem, szepcząc coś między sobą.
-Nieważne. Nieważne – Sumire westchnęła ciężko. –Przejdź do tego, o co tak naprawdę ci chodzi Aomine.
            Zamarł. Nie przypuszczał, że tak łatwo go przejrzy, ale nie był tym zaskoczony. W głębi duszy wiedział, że Sumire nie pozwoli wcisnąć sobie żadnego kitu.
-U lekarza – oznajmił, patrząc w bok – powiedziałaś, że jestem twoim przyjacielem. Myślałem, że…że hm. Że jestem kimś więcej – wyrzucił z siebie.
-Aomine… nie rozmawialiśmy o tym.
-NO WŁAŚNIE – krzyknął. –Myślałem, że to oczywiste!
-Oczywiste? – powtórzyła Sumire. Oddychaj, nakazała sobie w myślach. Jeśli ona przestanie nad sobą panować, to sytuacja może skończyć się źle. –Aomine, nic mi nie obiecywałeś.
-NO BO PO CO CI OBIETNICE JAK MASZ MNIE?!
-Ty… ty… ty… Nie. Nie. No nie – z wrażenia aż ją zatkało. Nie wierzyła własnym uszom. Jak mogła zakochać się w takim egoiście?! –Momoi mi powiedziała, ze nienawidzisz obietnic. Że kochasz swoją wolność. Że sypiasz z kim popadnie. Więc nie wymagałam od ciebie nic, ciesząc się z tego, co mam. Ale samozwańczo nie możesz uznać, że jesteśmy razem!
-Samozwańczo? SAMOZWAŃCZO?! – przyciągnął dziewczynę do siebie i próbował pocałować, ale wtedy Sumire odepchnęła go mocno.
-Widzisz? Myślisz, że to załatwi sprawę? Nie jestem twoją własnością, Aomine!
            Tak właściwie, nie wiedziała, o co ta awantura. Chciała być z nim, chciała, by myślał o nich jako o parze. Ale wkurzało ją to, że on tak po prostu uznał to za oczywiste.
-Wiesz co, to nie ma sensu. Po prostu nie ma sensu – oznajmiła, odwracając się od niego.
            Nawet nie chodziło jej o to, co jest między nimi. Sensu nie miała awantura, ale kiedy Aomine zobaczył, jak Sumire odwraca się i odchodzi, serce w nim zamarło. Nie mógł jej stracić. Nie mógł, po prostu nie. Może głupotą było to, że tak bardzo się do niej przywiązał i stała się dla niego taka ważna, ale nie mógł jej stracić. Nie mógł patrzeć na to, jak odchodzi.
-Świetnie! – złapał ją, tym razem delikatniej, za rękę. –Co mam ci obiecać? – mruknął cicho. –Powiedz mi, czego chcesz, Sumire.
-Nie chodzi o to, Aomine. Po prostu nie chcę od ciebie niczego, co będzie wbrew twojej woli. Nie musisz być moim partnerem, żebym została z tobą tak długo, jak tego potrzebujesz. I może na początku to była tylko obietnica złożona Momoi, ale po… - urwała. –Stałeś mi się bliski.
-Pokochałaś mnie? – zapytał, nachylając się nad dziewczyną. Sumire, zawstydzona, odwróciła wzrok.
-To nie ma znaczenia. Wiem, że nigdy nie byłeś w związku i…
-Ja ciebie też – oznajmił.
            Zapadła taka cisza, że Sumire słyszała dokładnie, jak głośno tupią mrówki i jak ciężko oddycha ptak na drzewie. Wpatrywała się w Aomine niemo, zaskoczona jego wyznaniem.
-Czy to aż takie dziwne? – prychnął, drapiąc się w tył głowy. –Nawet Imayoshi był zdziwiony tym, że się zakochałem. Co w tym takiego wyjątkowego?
Sumire roześmiała się. Wpierw cicho, a po chwili musiała usiąść na ławce, gdyż zanosiła się wręcz histerycznym chichotem. Speszony (po raz pierwszy w życiu) Aomine stał z boku, zastanawiając się, co ją tak rozbawiło.
-Ta awantura nie ma sensu, Aomine.
-Nie ma, skoro odwzajemniamy swoje uczucia. Możesz więc spokojnie mówić wszystkim, że jestem twoim chłopakiem, ot co – dodał buńczucznie.
-Ciekawe, czy ktokolwiek mi uwierzy – zaśmiała się, ale do jej głosu powróciła wesołość. Aomine dyskretnie odetchnął z ulgą.
-Uwierzą, jeśli zobaczą nas razem – klęknął przed ławką, a Sumire poczuła, jak jej twarz robi się czerwona.
-Aomine, jeśli planujesz zawiązać teraz sznurówkę, to…
-Nie. Za dużo Internetów, Sumire – westchnął i złożył delikatny pocałunek na jej dłoni.

            Dalszą drogę do domu przeszli milcząc, ale dla odmiany, było to milczenie pełne szczęścia. Trzymali się za ręce i wreszcie oboje czuli, że to naturalne. Gdy w końcu znaleźli się w domu, Aomine wyjął z torby materiały od Imayoshi’ego i rozłożył je na stole.
-Pomogę ci – zaproponowała Sumire. –Co dwie głowy to nie jedna.
-Nie wiem, nie powinnaś oglądać takich rzeczy.
            Ale, przez upór Sumire, skończyło się na tym, że oglądała materiały wraz z nim. Wspólnie wygospodarowali miejsce w salonie, w którym postawili korkową tablicę. Aomine przywieszał do niej zdjęcia, zgodnie ze schematem, który wcześniej tego dnia narysował w zeszycie. Oglądanie tych wszystkich makabrycznych widoków sprawiło, że pracowali w milczeniu, co jakiś czas tylko cicho wydając sobie instrukcje.
Kiedy skończyli, odsunęli się o krok.
-Ułożyłam wszystko w chronologicznym porządku – powiedziała Sumire. –Ale nie widzę początku, Aomine. To zaczęło się nagle, nie było żadnego ostrzeżenia.
-Nie musiało być – odparł chłopak.
-Ale pomyśl, może działo się coś dziwnego przed tym wszystkim?
-Przegraliśmy Winter Cup. Wszyscy przegraliśmy Winter Cup. Czekaj… jest schemat! – powiedział nagle. –Pierwsza…pierwsza była Satsuki. My przegraliśmy pierwsi. Potem był Murasakibara. On przegrał z Seirin jako drugi. Midorima przegrał z Akashim, stąd atak na niego.
-Ale Haizaki nie był członkiem Pokolenia Cudów.
-Był. Przed Kise należał do nas. Co prawda, wtedy nas tak nie nazywano, ale w pierwotnym składzie był on – mruknął, patrząc na tablicę. –I przegrał. Haizaki przegrał z Kise. A potem Kise przegrał z Seirin – Aomine pstryknął palcem w zdjęcie Kise. –To on będzie kolejny. Kise. Kise jest teraz na celowniku tego szaleńca. Po Kise będzie Akashi.
-Chyba, że wróci po Midorimę – Sumire założyła ręce na piersi.
-I chyba, że za wszystkim stoi Akashi. Tylko nie rozumiem jednego. Dlaczego Seirin wszystko omija? Jeśli mści się ktoś, kto przegrał, powinien zacząć od nich. To jest motyw.
-Tak, tylko Seirin również oberwało. Ich środkowy skończył w szpitalu pocięty, Kuroko i Kagami są na obserwacji, a nie wiadomo, kiedy Izuki wróci do gry. Jeśli ktoś chciał zniszczyć Seirin, uderzył na nich grupowo.
-Ich środkowy i tak przeszedł ma emeryturę i mają nowego – Aomine dodał do tablicy zdjęcie Makoto Tachibany, które Imayoshi znalazł w bazie danych bostońskiej drużyny. –Nie znam gościa.
-Jest ładny.
-Jest ła… co?! – oburzył się Aomine.
-Nic, to taka obiektywna ocena. Dobrze mu z oczy patrzy.
-Tacy są najgorsi! Czekaj… kiedy on zjawił się w Japonii? Może to on?
-Nie wiem, Imayoshi nie miał takich danych. Zapytaj Kuroko, będzie wiedział. Swoją drogą, Daiki, dalej zastanawia mnie początek. Atak na Momoi był kulminacją czegoś. Jeśli we wszystkim chodzi o to, by zniszczyć Seirin, może i od Seirin się zaczęło. Jeśli będziesz rozmawiać z Kuroko, zapytaj go, czy działo się coś dziwnego.

            Kuroko leżał na łóżku Kagami’ego i wraz z nim oglądał w telewizji mecz. Obaj co chwila zerkali na pudełko z ciastem, które przyniosła Riko, ale nikt z Seirin nie odważył się go tknąć. Izuki, który już przestał widzieć podwójnie, siedział w fotelu z kolanami podciągniętymi do piersi, a o tym, że coś się stało, świadczył tylko ogromny plaster na czole. Najgorzej wyglądał Teppei; chociaż jego życiu nic nie zagrażało, ramiona i barki miał pokryte szwami i bandażami, które widać było nawet spod szpitalnej koszulki. Rozcięte czoło miał zaklejone plastrem.
            Riko siedziała z boku i obierała im owoce, pod czujnym okiem Hyuugi, który pilnował, by pozbyła się skórek i pestek. Wystarczająco mieli zmartwień. Makoto wraz z Tsuchidą grali w karty, a pierwszoroczni, z Mitobe i Konagei’em, poszli na oddział dziecięcy, bo trochę pobawić się z najmłodszymi.
-Tak właściwie to nie wiem, o co chodzi w piłce nożnej – przyznał Kuroko. –Nigdy w to nie grałem.
-Ja też nie. W ogóle nie czaję zasad. Dlaczego oni grają tak długo?
-I gdzie mają kosz? – mruknął Kagami.
-Nie gracie w Japonii w piłkę nożną? – zapytał Makoto, podnosząc wzrok.
-Rzadko – powiedziała Riko. –Okej, jabłuszka!
Z dumą pokazała im talerz czegoś, co miało chyba być jabłkami wyciętymi w kształt króliczków. Tymczasem to, co leżało na talerzy wyglądało tak, jakby prosiło o śmierć.
Hyuuga przełamał się pierwszy i sięgnął po jabłko. Kiedy zjadł je i, za plecami swojej dziewczyny, uniósł do pozostałych kciuk, oni również sięgnęli po owoce. Riko uśmiechnęła się do nich szeroko.
-Kuroko, twój telefon dzwoni – powiedział Kagami, wyjmując aparat spomiędzy pościeli a siebie, gdzie tamten się zaplątał. Kuroko zerknął na wyświetlacz.
-To Aomine – oznajmił. –Tak, słucham?
Makoto ściszył telewizor, by kolega mógł swobodnie porozmawiać. Nie spodziewał się, że wkrótce Kuroko włączy głośnomówiący.
-Aomine prowadzi śledztwo na własną rękę. Chce nam zadać parę pytań – powiedział swojej drużynie, a gdy tamci przytaknęli, dodał: -Aomine, słyszą cię wszyscy. Pytaj, o co tylko chcesz.
-Czy działo się coś, cokolwiek, co było dziwne? Niedawno, jeszcze przed…przed zabójstwem Satsuki?
-Nie. Raczej nie – powiedział Kagami. –Nie przypominam sobie.
-Ja też nie – poparł Kuroko, a Tsuchida przytaknął. Dopiero Izuki uniósł rękę.
-Anonimy! Anonimy, które dostawał Hyuuga!
            W sali zapadła cisza, a Hyuuga poczuł, ze spojrzenia wszystkich skupiają się na nim. Przez chwilę szukał słów.
-Nie wydaje mi się, żeby to miało związek – zaczął. –Anonimy dotyczyły mnie i Riko, nie miały nic wspólnego z koszykówką.
-Co w nich było? – zapytał Aomine.
-Daiki, to osobiste! – usłyszeli głos Sumire. –Hyuuga, wiem, że to nieprzyjemne, ale proszę, powiedz nam, o co chodziło. Możesz na osobności rozmawiać?
-Możemy wam powiedzieć – oznajmiła Riko. –Anonimy były o tym, że jeśli mnie nie zostawi, to „pożałuje”. I zdjęcia, na których ktoś wydrapywał mu twarz.
-Dzięki, skarbie – mruknął Hyuuga.
-Wciąż je dostajesz?
-Nie. Przestały przychodzić jakiś czas temu… jakoś w okolicach śmierci Momoi…
-Aha.
Znów zapadła cisza. Zawodnicy Seirin patrzyli po sobie, zastanawiając się, o co chciał jeszcze zapytać Aomine. Zamiast niego usłyszeli jednak głos Sumire.
-Tachibana, cześć.
-H…hej?
-Wiem, że to niegrzeczne, ale układamy z Daikim wszystko po kolei i… kiedy zjawiłeś się w Japonii?
-Podejrzewacie Makoto? – ryknął niedowierzająco Hyuuga.
-Daj spokój, Junpei – Makoto machnął ręką. –Hana, dobrze pamiętam? Pojawiłem się w Japonii w połowie marca.
-To po porwaniu Murasakibary – powiedział cicho Aomine. –Po wszystkim. Dzięki, Tachibana.
-Mhm. Cieszę się, że mogłem wam pomóc – dodał z uśmiechem.
-Chwila – mruknął Kagami, nim Aomine się rozłączył. –Kapitan spadł ze schodów.
-Nie wyciągajcie tego – jęknął Hyuuga, rumieniąc się. –Pośliznąłem się, ot tyle. Chyba nie sugerujesz, Kagami, że ktoś z nas, tutaj zebranych, mnie zepchnął?
-No faktycznie – burknął Kagami, rumieniąc się. Czuł się tak, jakby tylko jemu wydawało się dziwne, że Hyuugę spotkało tyle dziwnych rzeczy.
Aomine milczał jeszcze przez chwilę. W tle słyszeli, jak Sumire mruczy pod nosem to, co usłyszała, zapewnie zapisując fakty, które były im potrzebne.
-Okej. Dzięki. Zdrowiejcie, nie? No. Cześć, Tetsu – pożegnał się Aomine.
Po jego telefonie całe Seirin zamilkło. Już do końca dnia prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali.

Aomine zerknął na Sumire. Stała, z ramionami splecionymi na piersi i skupiała się na tablicy. Podziwiał ją; nie odwracała wzroku, chociaż czasem bledła nagle.
-Wróciliśmy do punktu wyjścia – westchnęła. Aomine objął ją od tyłu i oparł brodę na jej głowie.
-Wyeliminujmy tych, którzy są najmniej podejrzani – Sumire nakryła jego dłonie swoimi. Bliskość Aomine dawała jej siłę i wiedziała, że on również tak to odbiera.
-Nie tak wyobrażałem sobie nasz pierwszy wieczór jako pary – zaśmiał się gorzko, ale słowa złagodził buziakiem w czoło dziewczyny. –Wyeliminowałbym Tetsu. Jest za słaby, by poradzić sobie z Murasakibarą czy Himuro.
-Ja skreślam Riko i Hyuugę. Nie wyglądają mi na morderców. Za bardzo zależy im na drużynie. No i możemy skreślić Makoto, nie było go tutaj, kiedy to wszystko się zaczynało.
-Ja skreślę jego – Aomine odłożył na bok zdjęcie Teppei’a. –I Kise.
-Dlaczego?
-Ten koleś to chyba oczywiste. Pociął go ostatnio. A Kise nie pasuje na mordercę. Jest zbyt… no zbyt Kise. Myślę nad Kagamim. Przerósł Pokolenie Cudów, ale jeśli dla niego to za mało?
-I chce się was pozbyć na dobre? To by miało ręce i nogi. Mieszka sam. Ma siłę, by obezwładnić takiego Murasakibarę. I był w Labiryncie.
-Właśnie. Tak samo Hanamiya. Widziałem go w Labiryncie, a koleś jest zdrowo popierdolony. I tak, jak Akashi, jest z bogatej rodziny. Stać by go było. I na tyle sprytny, żeby wywieźć ciała z Tokio.
-Dwa pierwsze odnaleziono w Kioto, ale trzecie w Tokio. Może Haizaki’ego zabił naśladowca?
-Hm. Ale to by sugerowało, że morderca jest z Kioto. A z Kioto jest tylko Akashi.
-I całe Rakuzan – Sumire pstryknęła palcami w zdjęcie reprezentacji Kioto. –Założyłeś z góry, że to Akashi, ale w drużynie jest jeszcze parę innych osób. Może to ktoś z nich?
-Ech – Aomine westchnął ciężko. –Wyeliminowaliśmy parę osób i w ich miejsce zaraz pojawiają się nowe.
-Rozgryziemy to, Daiki – zapewniła go. –Ty to rozgryziesz.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Freaking me out” oraz „Ordinary life” (Simple Plan). Wybaczcie opóźnienie ;)

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 25. Labirynt (cz.3)



            Kiedy karetka na sygnale zabrała z wesołego miasteczka Kagami’ego, a kolejna Kuroko, Aomine z wściekłością kopnął kamień, który miał pecha napatoczyć mu się pod nogę. Kasamatsu znikł, by odnaleźć Kise wśród czekających na wieści ludzi, a jemu Midorima i Aida nie pozwoliły się oddalić. Nie po tym, co usłyszeli o Haizakim. Dziewczyny kazały im trzymać się razem, chcąc mieć oko na niedobitków Pokolenia Cudów.
-Kurwa! – zaklął.
Nikt nie miał siły go nawet upomnieć. Riko wtulała się w Yunę, a Midorima stał, z rękoma w kieszeniach, nie wiedząc, co robić. Nawet nie czuł zimna, chociaż to Yuna miała na sobie jego bluzę.
-To musi być ktoś, kto zna naszą historię – mruknął sam do siebie, trąc podbródek palcami. –Kto prócz nas wiedział o tym, że Haizaki należał do drużyny?
-Nie wiem – warknął Aomine. –Nic mnie to teraz nie obchodzi. Tam w środku jest moja dziewczyna, do kurwy nędzy!
Midorima przyjrzał mu się badawczo, a Aomine odwrócił wzrok i zasłonił usta dłonią.
-Jeśli ktoś dotarł aż do Haizaki’ego, myślisz, że nie dotrze do nas? – zapytał Midorima spokojnie. –Myślisz, że nie skrzywdzi twojej dziewczyny?
-Jeśli ktokolwiek ją tknie, to go zabiję – Aomine spojrzał na kolegę tak, że Midorima poczuł nieprzyjemny dreszcz.
            Aomine wyglądał tak poważnie, jak jeszcze nigdy. Oczy błyszczały mu, jakby znajdował się w Zone, a zaciśnięte pięści nie wróżyły niczego dobrego. Oddychał szybko, ale co szokowało, to to, że wydawał się być spokojny.
-J-jasne – wykrztusił Midorima.
-Ty też – Aomine skinął głową w stronę dziewczyn, które dalej się obejmowały. –Założę się, że zabijesz każdego, kto tknie twoją dziewczynę.
-Yuna nie jest…
-Nie kłam, Midorima. Nigdy nie umiałeś kłamać – Aomine odwrócił się do niego bokiem.
-Zabicie kogoś jest sprzeczne z prawem. Nie chcę stać się takim mordercą, jak ten psychol. Logika, Aomine. Logika.
-Jesteś idiotą, Midorima, jeśli myślisz, że to jest to samo. Gdy chronisz kogoś, kogo kochasz, logika jest niczym – dokończył cicho, a Midorima nie mógł uwierzyć w to, jak bardzo Aomine zmienił się i dojrzał.

            Izuki miał wrażenie, że unosi się w powietrzu. Głowa, chociaż bolała go strasznie, była jednocześnie niesamowicie lekka. Jego myśli uciekały; nie był w stanie niczego połączyć w logicznie spójny fakt. Pamiętał krzyk, pamiętał uderzenie, pamiętał ból, ale nie wiedział, co to znaczyło. Wiedział tylko, że Akashi się zdenerwuje, bo nie odpisał mu od… od jak dawna, tak właściwie? Kiedy chciał się poruszyć, zdał sobie sprawę z tego, że coś ciężkiego przygniata go i blokuje.
Dopiero teraz uderzył go zapach krwi. Tylko czyjej…?

            Mitobe i Koganei zauważyli Riko zaraz po tym, jak wyszli z Labiryntu. Rzucili się obaj w jej stronę, a trenerka uścisnęła mocno ich obu. Przez chwilę obejmowali się, stojąc w trójkę.
-Gdzie Hyuuga? – zapytał Koganei. –Gdzie Kuroko? Gdzie Kagami? Gdzie reszta? Izuki?
-Nie ma ich. Kuroko i Kagami są w szpitalu – Riko spojrzała na nich i zadrżała. –Nic wam nie jest? Koganei… ty jesteś cały we krwi!
            Mitobe spojrzał na niego, tak jak wszyscy zgromadzeni dookoła. Otoczyli Koganei’a, który w szoku obmacywał sam siebie.
-To nie moja krew! Nic mi nie jest! Nic, wszystko jest okej, Mitobe – złapał go za rękę, widząc, jaką minę robi. –To nie moja krew….
Po tych słowach gwałtownie ściągnął z siebie koszulkę i rzucił ją na ziemię. Otoczył się ramionami, ale nie minęło nawet kilka sekund, a Mitobe otulał go swoim swetrem.
            Przez to, że skupili się na nich i na krwi, nie zauważyli, jak grupa ratowników wyprowadza z Labiryntu Hyuugę, a wraz z nim Sumire i Kise. Pierwszy zauważył ich Aomine; poderwał się, jak w transie, i rzucił biegiem w stronę dziewczyny. Sumire puściła ramię Hyuugi i pozwoliła, by Aomine zamknął ją w mocnym uścisku. Riko tymczasem wyminęła wszystkich i rzuciła się Hyuudze na szyję. Chłopak objął ją, kryjąc twarz w jej włosach.
-Jesteś cała?! Nic ci nie jest, Riko?!
-Nic. Wszystko okej. A tobie? – odsunęła się, pocierając dłońmi jego przedramiona. –Nic ci nie jest?
-Jestem cały. Sumire tylko…
            Nie musiał kończyć, bo Aomine ryknął wściekle i wziął dziewczynę na ręce. Riko zauważyła, że lewa noga dziewczyny jest zakrwawiona.
            Sumire objęła Aomine za szyję i pocałowała w policzek, a następnie oparła głowę na jego ramieniu.
-Bałam się – szepnęła. –Nic mi nie jest, Daiki. To tylko groźnie wygląda. Możesz mnie postawić.
            Riko, patrząc na to, jak Sumire próbuje (daremnie) przekonać Aomine do tego, by ją postawił, a następnie przytula go i przez kilka długich minut, po prostu się obejmują, a zawodnik Too wtula nos w jej szyję, sama oparła głowę na piersi Hyuugi. Poczuła, jak jego ramiona obejmują ją mocno.
-Czemu Koganei nie ma na sobie koszulki?
-O Boże – Riko jęknęła. –Jezu. Junpei… Kagami i Kuroko są w szpitalu. W środku doszło do kolejnego morderstwa. Policja znalazła poćwiartowane ciało Haizaki’ego – zaczęła chaotycznie tłumaczyć Hyuudze, co się stało.
            Kapitan Seirin nie nadążał. Miał wrażenie, że wrzucili go w środek jakiejś cholernej burzy, a on nie wiedział, co z tym wszystkim zrobić. Co tak właściwie stało się w Labiryncie? Dlaczego Haizaki zginął? Co to miało wspólnego z nimi? Czy to zbieg okoliczności, czy też ktoś wiedział, że tutaj będą?
            Nie mógł teraz o tym myśleć. Nie chciał. Wolał skupić się na tym, co było istotne w tym momencie. Krótkie, na pozór proste czynności, które pozwolą mu opanować sytuację i poukładać wszystko w głowie.
-Przeliczymy się. Musimy sprawdzić, kogo nie ma. Dzwonić. Szukać po punktach medycznych i po sanitariuszach – nie wypuszczając Riko z objęć, zaczął wydawać polecenia.

            Aomine oparł brodę na czubku głowy Sumire i przez kilka minut milczał, tuląc dziewczynę do siebie. Jego serce wreszcie przestało bić jak oszalałe, a adrenalina opadła, pozwalając mu jaśniej myśleć. Czuł, jak Sumire delikatnie błądzi dłońmi po jego plecach.
-Czemu się mnie nie trzymałaś – mruknął.
-Nie ma sensu tego roztrząsać – oznajmiła, wzdychając ciężko. –Poza tym, nic mi nie jest. Uważam, że możesz mnie postawić na ziemi, Aomine.
-Daj mi jeszcze trochę czasu. Poza tym, jesteś ranna. Kapitan Seirin cię nie przypilnował…!
-Zraniłam się nim go znalazłam. Gdyby nie on, nie wiem, kiedy i jak bym stamtąd wyszła – zadrżała na samą myśl o kolejnych godzinach w labiryncie, a wtedy Aomine objął ją mocniej. Zalała ją fala spokoju i ciepła. –Mówię ci, to tyko groźnie wygląda.
-Nie kłóć się ze mną – mruknął.
            Ich uwagę przykuł krzyk; Aomine szybko poderwał głowę, a także zmienił sposób, w jaki trzymał Sumire, jakby próbował ją osłonić. Krzyczał jednak Koganei, kiedy zobaczył, jak sanitariusze na noszach wynoszą z Labiryntu Kiyoshi’ego. Członkowie Seirin rzucili się w jego stronę, podczas kiedy Yuna odruchowo poszukała dłonią dłoni Midorimy. Zawodnik Shutoku uspokajająco ścisnął ją i przyciągnął bliżej siebie.
            Kiyoshi wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Miał rozcięty łuk brwiowy i pół twarzy we krwi. Najgorsze były jednak rany na nodze i rękach. Wyglądał tak, jakby ktoś zadał mu kilkanaście ciosów nożem. Sanitariusze wykrzykiwali polecenia, biegnąc w stronę karetki. Hyuuga jako pierwszy dopadł noszy.
-Oi, Kiyoshi!
-Hyuuga… - Teppei uśmiechnął się słabo. –Co z Riko?
-Jestem tutaj – nachyliła się nad nim, próbując dotrzymać kroku sanitariuszom.
-Jesteś cała – chłopak spojrzał na nią ciepło.
-Ty też wkrótce będziesz – zapewniła go.
-Co…co z resztą?
-Nic im nie jest – skłamał Hyuuga, wiedząc, jak bardzo Kiyoshi by się martwił. –Myśl teraz o sobie, nie o nas. Co się stało? Na co ty wpadłeś w ciemnościach?
Teppei spojrzał na niebo i zamknął oczy. Jego pierś opadła lekko.
-Na mordercę…

            Jego słowa zelektryzowały ich. Hyuuga i Riko jeszcze kilka minut stali w miejscu, zbyt zszokowani, by wykonać jakikolwiek ruch. Wpatrywali się tylko w karetkę, która zabrała Teppei’a do szpitala. W końcu to Riko pierwsza się ocknęła; ujęła dłoń Hyuugi i ścisnęła mocno jego palce, a chłopak spojrzał na nią. Wyglądał tak, jakby wybudził się właśnie z długiego snu.
-Wyjdzie z tego. Sanitariusze mówili tylko, że jest pocięty, ale to nic poważnego – powtórzyła Riko, jakby próbowała przekonać samą siebie, nie jego. –Ale chcę jechać do szpitala, Junpei. Chcę tam być.
-Pojedziemy – zapewnił ją. –Ale Izuki… Fukuda, Furihata, Kawahara.
            Paradoksalnie, decyzję pomogło im podjąć to, że w końcu ratownicy wynieśli Izuki’ego. Chłopak majaczył coś, a sanitariusz próbował go uspokoić, na tyle, by móc prowizorycznie opatrzyć jego głowę. Hyuugę przeraził kołnierz ortopedyczny na szyi przyjaciela oraz to, że ostatecznie trzeba go było przypiąć pasami do noszy, by nie rzucał się na nich.
-Jedziemy do szpitala – oznajmił, wracając do reszty. –Sumire, pojedziesz z nami, któryś z lekarzy opatrzy cię na miejscu, skoro tutaj nie mieli dla ciebie czasu.
-Byli ranni gorzej ode mnie – machnęła ręką. –Nie muszę jechać do szpita…
-Dzięki – Aomine pochylił się lekko przed Hyuugą, co zaskoczyło wszystkich. –Ale ja jadę wraz z nią.
-Jasne. Midorima, Yuna, was też zabierzemy. Makoto, Mitobe, Koganei – zwrócił się do kolegów – wam zostawiam na głowie pierwszorocznych. Jesteśmy w kontakcie. Dam wam znać co z Kiyoshim i resztą – dodał.

            Riko, siedząc na twardym, plastikowym krzesełku, jakich pełno było w szpitalnej poczekalni, zastanawiała się nad dwoma rzeczami. Pierwszą było to, dlaczego morderca pociął Teppei’a, ale go nie zabił. Może wiedział, że nie ma przed sobą członka Pokolenia Cudów? Ale w takim razie, dlaczego zabił Haizaki’ego? Owszem, on kiedyś był w Teiko, zastąpił go Kise (tyle pamiętała z opowieści Kuroko), ale dlaczego teraz? Czy po ataku na Midorimę morderca postanowił skupić się na innych zawodnikach z Teiko? No i pozostaje kwestia ataku na Momoi, ona również nie należała stricte do drużyny.
            Drugą rzeczą było to, jak mordercy udało się podrzucić ciało do zatłoczonego miejsca, pełnego ludzi i kamer ochrony? Co doprowadziło do awarii oświetlenia? Czy to zbieg okoliczności, że zbiegło się to w czasie z odkryciem ciała, czy było zaplanowane?
-Nie myśl tak, bo eksplodujesz – Yuna usiadła obok niej i wcisnęła jej w dłonie papierowy kubeczek. Szpitalna herbata smakowała okropnie, ale przynajmniej była ciepła.
-Próbuję to połączyć, ale nie umiem znaleźć nic – Riko potarła dłonią oczy, czując się tak, jakby od momentu rozpoczęcia jej randki z Hyuugą minęło kilka tygodni bez snu, a nie zaledwie kilka godzin.
-Nie myśl o tym – powtórzyła Yuna. –Wiesz, że to już dawno nas przerosło. Jesteśmy tylko licealistami, a nie prywatnymi detektywami. Skup się teraz na tym, żeby opiekować się swoimi chłopakami. Oni są najważniejsi.
Riko lekko uniosła kąciki ust w bladym uśmiechu.
-Jak Midorima?
-Och – Yuna zarumieniła się lekko. –Tak. On jest ważny – przyznała, zaciskając palce na swoim kubku.
            Szybko zerknęła na chłopaków, którzy stali kilka metrów dalej, rozmawiając o czymś przyciszonymi głosami. Zaraz za nimi do szpitala przyjechał Kasamatsu i Kise, przywożąc wieści o tym, że Kawahara i Fukuda odnaleźli się, jedynie troszkę poturbowani, ale cali i zdrowi, oraz że Mitobe z Koganei’em wysłali ich do domu, by odpoczęli, a sami czekali na wieści o Furihacie. Riko wiedziała, że Hyuuga na bieżąco informował Tsuchidę o tym, co się dzieje.
            Nagle na rogu korytarza pojawił się Kuroko. Szedł powoli, ciągnąc za sobą stojak na kółkach, z którego zwisała kroplówka. Aomine rzucił się w jego stronę i złapał go za łokieć, a potem usadowił na krześle.
-Zwariowałeś, chodzić w takim stanie! – warknął.
-Zwolniłem łóżko w izbie przyjęć – powiedział spokojnie Kuroko, chociaż wzrok miał rozbiegany. –Jestem tylko odwodniony i zmęczony, tak powiedział lekarz. Co z resztą?
-Sumirecchi jest teraz w gabinecie zabiegowym, a Aominecchi zachowuje się jak przystało na przerażonego męża – próbował zażartować Kise, ale pozostali zgromili go wzrokiem.
-Kagami zostanie na noc na obserwacji, ale podobno nabił sobie tylko wielkiego guza i rozciął głowę, nic wielkiego – Hyuuga kucnął naprzeciwko Kuroko. –Zadzwonić po twoich rodziców?
-Nie, zostanę tutaj z Kagamim, dzięki, kapitanie.
-Musimy mu powiedzieć – mruknął Midorima. Kiedy stanął nad Kuroko, różnica w ich wzroście zrobiła się jeszcze większa. –Jeden z twoich senpai’ów spotkał się z mordercą.
-O Boże – chłopak zbladł.
Aomine zmiażdżył Midorimę spojrzeniem.
-Nic mu nie jest!
-Wyliże się z tego. Teppei jest twardy – dodała szybko Riko. –Zobaczysz, wkrótce wróci do szkoły. Jego rany nie są groźne. Izuki też się z tego wyliże.
-Dzięki Bogu – Kuroko odetchnął głęboko. –Ale to znaczy, że morderca był tam z nami!
-Był – powiedział cicho Aomine. –Stał obok nas. Mówię wam, że to ktoś, kogo znamy!
            Zapadła chwila ciszy i, jakby sytuacja nie była dość skomplikowana, na korytarzu pojawił się Akashi w towarzystwie swojego szofera. Szedł ku nim szybkim krokiem, ściskając w dłoni swój telefon.
-Nic wam nie jest? – zapytał, stając obok. –Gdzie reszta?
            Tak naprawdę, obchodziło go tylko to, co stało się z Izukim. Odchodził od zmysłów w hotelu. Aomine, Midorima, Kise czy Kuroko nie odbierali telefonów, więc postanowił sprawdzić szpitale. Ten był trzeci, ale w końcu udało mu się ich odnaleźć.
            Ku jego zdumieniu, Aomine i Kise stanęli tak, by oddzielić go od pozostałych. Tylko Midorima stanął z boku, przyglądając im się w milczeniu.
-Daiki, Ryouta, co wy wyprawiacie? – Akashi zmarszczył brwi.
-Nie chcemy cię tutaj – oznajmił po chwili Aomine. –Nie po tym, co zrobiłeś pozostałym.
-Pozo…ach – Akashi jeszcze mocniej ścisnął telefon, a jego knykcie pobielały. –Myślisz, że to ja jestem mordercą.
-Nie mamy dowodów, ale je znajdziemy – zapewnił go. –Nie pozwolę ci skrzywdzić nikogo innego, Akashi.
-Daiki, Daiki – jego były kapitan pokręcił ze smutkiem głową. Pochylił się i podciągnął nogawkę spodni, pokazując mu obręcz, którą miał na kostce. –Elektroniczny strażnik. Od kiedy widzieliście mnie opuszczającego komisariat, policja monitorowała moje działania dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wiedzieli, gdzie byłem i co robiłem. Jeśli nie wierzysz mi na słowo, uwierzysz im, kiedy powiedzą ci, że przez ostatnie dni nie wyszedłem z domu, nie mówiąc o znalezieniu się chociażby w pobliżu tego wesołego miasteczka. Przykro mi, Daiki, ale to nie ja jestem twoim mordercą.
            Midorima odetchnął z ulgą. Wierzył w niewinność Akashi’ego, ale to stanowiło dla niego dowód ostateczny. To nie jego przyjaciel był mordercą.
-Jak to…
-Daiki – Akashi opuścił nogawkę. –Zapewniam cię, że nie mam z tymi morderstwami nic wspólnego. Żeby wam to udowodnić, mój prawnik wraz z policją skazali mnie na monitoring. Ale jeśli to ma wam udowodnić, że to nie ja, jestem gotów.
-Jeśli nie ty, to kto? – Aomine cofnął się i usiadł na krzesełku.
            Dopóki myślał, że mordercą jest Akashi, wszystko było łatwiejsze. Skupiał swoją nienawiść i ból na jednej osobie, co pomagało mu uporządkować myśli. Tymczasem okazało się, że to nie Akashi. Znów byli w punkcie wyjścia.
-Więc? Co z resztą? – zapytał ponownie Akashi, zaciskając w kieszeni pięści.
-Wyliżą się – powiedział mu Kise, któremu również ciężar spadł z serca. W przeciwieństwie do Aomine, Kise nie myślał jeszcze o tym, że znów nie wiedzą niczego. Na razie cieszył się, że Akashi jest po ich stronie. –Co prawda, Kiyoshi i Izuki pewnie zostaną w szpitalu na dłużej, ale Kagami…
            Akashi jednak już go nie słuchał. Skupił się na tym, że Izuki zostanie w szpitalu na dłużej. Niewidzialna obręcz ścisnęła się na jego gardle. Miał ochotę zniszczyć coś i krzyczeć, ale wiedział, że musi zachować spokój. Nikt nie mógł dowiedzieć się o nim i o Izukim, więc musiał milczeć, chociaż paliło to jego duszę.

            Riko i Hyuuga cicho weszli do pokoju, w którym spał Kiyoshi. Widząc przyjaciela, który oparty o poduszki drzemał, obojgu kamień spadł z serca. Podeszli bliżej, a Riko delikatnie dotknęła jego ramienia.
-Dobrze, że nic mu nie będzie – szepnęła do swojego chłopaka, a Hyuuga przytaknął. Usiadł na krześle i splótł dłonie.
-Riko, myślę, że nie dam rady dłużej – wyznał.
-Co się stało? – zapytała, zaniepokojona.
-Kiedy dzisiaj się ode mnie oddaliłaś, kiedy zobaczyłem ich wszystkich na tych noszach… Boże, Riko, ja myślałem, że to koniec, że to jakiś chory sen – chłopak zdjął okulary i potarł palcami skronie.
Dziewczyna podeszła do niego i przytuliła go. Hyuuga objął ją w pasie, wtulając twarz w jej brzuch.
-Damy radę – powiedziała twardo. –Damy radę, Junpei. Musimy być silni dla reszty. Musimy żyć dalej. To nie koniec. Nie wolno nam się poddać.
-Wiem – westchnął, wciągając do płuc jej zapach. To koiło jego nerwy, chociaż miał wciąż wrażenie, że spoczywa na nim zbyt wiele odpowiedzialności. –Ale już nic nigdy nie będzie takie samo.
-Nie, nie będzie – zgodziła się Riko, tuląc go do siebie. –Ale mamy się nawzajem, mamy Teppei’a. We troje zawsze coś wymyślimy, prawda?

            Midorima zerknął na Yunę, która zasnęła oparta o niego. Wciąż owinięta była jego bluzą, a na jej twarzy malował się wyraz błogiego spokoju. Nie myśląc nad tym, odgarnął jej kosmyk włosów za ucho i przez chwilę trzymał opuszki palców na jej policzku, rozkoszując się jej ciepłem.
            Kise, obserwujący go, z drugiej strony korytarza, złapał Kasamatsu za nadgarstek i uśmiechnął się.
-Nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego – powiedział cicho. –Midorimacchi zawsze był spokojny, często nawet bardziej od Akashicchi’ego, ale nigdy nie był tak… wyciszony.
-To robi miłość z ludźmi – mruknął Kasamatsu, zerkając na blondyna.
-Taaak – zamruczał Kise i oparł głowę na jego ramieniu.

            Aomine wszedł do gabinetu zabiegowego. Pielęgniarka pogroziła mu palcem, ale nie odezwała się ani słowem. Chłopak powoli podszedł do kozetki, na której leżała Sumire. Lekarz kończył opatrywać jej nogę. Spojrzał na niego przez ramię i ciężko westchnął.
-Pana dziewczyna…
-Nie jesteśmy parą – wtrąciła Sumire, a Aomine zamarł. –To mój przyjaciel, panie doktorze.
Jak to? Aomine zamrugał gwałtownie oczami. Przyjaciel? Po tym wszystkim, co przeszli, ona nazywała go przyjacielem?

            Akashi, ukryty w cieniu, odczekał, aż rodzice Izuki’ego wyjdą, po czym zakradł się do jego pokoju. Chłopak leżał w ciemnościach, jedynym źródłem światła było światło lamp, wpływające do środka przez okno. Nie spał; kiedy tylko usłyszał kroki, Izuki uniósł głowę. Myślał, że to będzie Hyuuga, ale zauważył Akashi’ego i na jego wargach pojawił się uśmiech.
-Sei – powiedział miękko.
-Shun – Akashi podszedł bliżej łóżka i dotknął dłoni swojego kochanka. Czując, jak chłodne ma palce i jak bardzo wydaje się być kruchy, leżąc w szpitalnej pościeli, poczuł gniew, który palił go od środka. –Jak się czujesz? – zapytał szeptem.
-Doktor powiedział, że tylko porządnie potrząsnąłem moim mózgiem. Wstrząśnięty, ale nie zmieszany – zażartował.
-Och, Shun – Akashi pochylił się i oparł czoło na jego ramieniu. Izuki powoli pogłaskał go po włosach.
-Wszystko okej.
            Izuki odruchowo lekko odwrócił głowę i pocałował Akashi’ego w skroń. Kiedy leżał w Labiryncie, mógł myśleć tylko o nim i o tym, jak bardzo chciał znów go zobaczyć i dotknąć. Marzył o tym, by znów móc wziąć go w ramiona.
-Bałem się – powiedział Izuki, patrząc ponad ramieniem Akashi’ego na ścianę. –Bałem się, że więcej cię nie zobaczę.
-Nie pozwoliłbym na to – oznajmił twardo Akashi i uniósł głowę. Pocałował Izuki’ego lekko, zapisując ten moment na zawsze w pamięci. –Jesteś mój, Shun. Na zawsze.
-Mhm. Na zawsze – Izuki uśmiechnął się i opadł na poduszki. –Dotrzymasz mi towarzystwa nim nie zasnę? Szpitale trochę mnie przerażają…

            Kuroko wszedł do izolatki Kagami’ego (którą załatwił mu Midorima, ale o tym nie chciał informować przyjaciela, bo ten tylko by się zestresował). Kagami na jego widok podniósł się, chociaż przyszło mu to z trudem. Czoło miał owinięte bandażem, a na ramionach i policzku miał plastry.
-Nic ci nie jest – szepnął z ulgą Kagami, a Kuroko bez słowa rzucił mu się w ramiona. Przez chwilę milczeli, chłonąc się nawzajem, z radością, że obaj żyją.
W końcu Kuroko pierwszy się wyprostował i dotknął palcem bandaża na czole Kagami’ego.
-Spuścić cię na chwilę z oka i co dostaję? – zapytał, siadając na brzegu jego łóżka.
-Nic mi nie będzie. Podobno Izuki jest w gorszym stanie. I Kiyoshi…
Kuroko smętnie spuścił wzrok.
-Tak. Słyszałem, jak policja przesłuchuje jego, trenerkę i kapitana. Nie wiem, co się dzieje, Taiga. Boję się – wyznał.
            Kagami zamknął go w objęciach i pocałował Kuroko w czoło. Chłopak przez chwilę się opierał, ale w końcu rozluźnił się i wtulił w niego ufnie.
-Nie bój się. Zawsze będę przy tobie, Tetsu – mruknął.
-A więc to tak.
Zajęci sobą, nie zauważyli, kiedy do pokoju wszedł Himuro. Chłopak był przemoczony i zdyszany, gdyż drogę od metra do szpitala pokonał biegiem. W Tokio był od rana; chciał spotkać się z Kagamim, ale jego sąsiadka powiedziała mu, że chłopak wraz z „przyjacielem” wyszedł z domu.
Kuroko odsunął się szybko od Kagami’ego i wyprostował, ale zdradzał go rumieniec, który pojawił się na jego policzkach. W przeciwieństwie do niego, Himuro był blady jak kartka papieru.
-Wiedziałem, że między wami coś jest – powiedział głucho.
-Tatsuya, pozwól, że ci wytłumaczę…
-Co chcesz mi tłumaczyć? – głos zawodnika Yosen był nienaturalnie piskliwy, jakby wpadał w histerię. –Nie chciałeś do mnie przyjechać. Nie chciałeś ze mną być, gdy cię potrzebowałem. Zabawiłeś się mną i wyrzuciłeś jak śmiecia, tak?
-Ciiicho – Kagami przyłożył palec do ust. –Nie krzycz, jesteśmy w szpitalu – poprosił. –Tatsuya, ja kocham Kuroko. Nie zmienię tego. Ty też tego nie zmienisz. Powiedziałem ci, że możemy przyjechać obaj, by dotrzymać ci towarzystwa. Jako twój brat…
-Nie chcę być twoim bratem! – Himuro wyrzucił to w końcu z siebie. –To wszystko twoja wina, ty…ty – machnął ręką na Kuroko, który przycisnął dłonie do piersi. –Odebrałeś mi go! I przez ciebie został ranny! Zabrał cię tam, by podnieść na duchu i co?! To wszystko twoja wina!
            Przyciągnięci krzykiem, do pokoju, niczym burza, wpadli Hyuuga z Riko, a tuż za nimi Kise z Kasamatsu. Cała czwórka wbiła wzrok w Himuro. Nawet nie wiedzieli, kiedy i jak się tutaj dostał.
-Jest druga nad ranem, a wy budzicie cały szpital – warknął Hyuuga, ale stanął tak, by być pomiędzy Himuro, a swoimi podopiecznymi. –Będzie lepiej, jak wyjdziesz.
-Bo co? – Himuro posłał mu miażdżące spojrzenie. –Należysz do ich koła wzajemnej adoracji, kapitanie Seirin? Nie przeszkadza ci myśl, że twój As posuwa waszego kolegę?
-Jesteś ordynarny – powiedziała Riko, stając obok Hyuugi. Chociaż w środku cała drżała, nie pozwalała, by ktokolwiek to zauważył. –Wyjdź. Kuroko i Kagami potrzebują teraz spokoju, a nie scen zazdrości.
-Jasne. Wspierajcie się, proszę was bardzo. Nie potrzebuję was. Ani jednego. Nawet ciebie, Taiga – oznajmił Himuro.
-Chodź. Zaprowadzimy cię do wyjścia – Kasamatsu i Kise złapali go za łokcie. –Odpoczniesz, przemyślisz sobie wszystko.
-Nie ma o czym myśleć! Żegnam! Nienawidzę cię, Taiga!
            Po tych słowach opuścił pokój, wraz z Kasamatsu i Kise. Zapadła niezręczna cisza, podczas której Kuroko walczył ze łzami w oczach, a Kagami tępo wpatrywał się w okno. W końcu jednak, nie zważając na obecność swoich starszych kolegów, objął Kuroko i pozwolił, by ten wtulił twarz w jego ramię.
-To prawda? – zapytał powoli Hyuuga, odwracając się do nich.
-O mnie i o Kuroko? Tak – Kagami spojrzał mu w oczy. –Kapitanie, ja…
-Dlaczego nic nie powiedzieliście? – Riko podeszła do nich i obu dała małego pstryczka w nos. –Chociaż… to akurat nie nam krzyczeć na was o to, że się ukrywaliście.
-Wy… wy nie robiliście nic złego – mruknął Kagami. –Znaczy się… chłopak i dziewczyna, to nic złego… A my… - urwał i chrząknął.
-Chodzi ci o to, że jesteście homoseksualni? – zapytała bezpośrednio Riko. Hyuuga próbował uciszyć ją gestem, ale dziewczyna machnęła na niego ręką. –Baliście się nam powiedzieć?
-No cóż… przebieramy się w jednej szatni, spędzamy ze sobą dużo czasu… gdybyście wiedzieli, to mogłoby skomplikować nasze relacje – odezwał się w końcu Kuroko. On i Kagami dużo o tym rozmawiali.
Riko spojrzała na Hyuugę, a ten lekko pokręcił głową.
-Nie powinniśmy wam tego mówić – zaczął – ale chyba tylko to was przekona. Riko i ja nie byliśmy pierwszą parą w drużynie. Mitobe i Koganei są razem od ponad roku. Nie afiszują się tym, z tego samego powodu, co wy, ale myślę, że tak jak oni, wśród nas możecie czuć się swobodnie.
-Junpei ma na myśli to, że – Riko uśmiechnęła się lekko –macie nasze błogosławieństwo, jeśli go chcecie.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „I’m with you” (Avril Lavigne) oraz „Anata ni Suki to Iwaretai” (Oku Hanako).

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 24. Labirynt (cz. 2)



            Kiedy wyłączono prąd i wszystkie lampy pogasły, a urządzenia interaktywne zamarły, w przerażających, nienaturalnych pozach, włączyły się zraszacze. W Labiryncie Przerażenia wybuchła panika. Obsługa próbowała zapanować nad sytuacją, mówiąc, że nie ma zagrożenia pożarowego, ale tłum masowo zaczął pchać się na siebie, na ściany, szukając wyjścia. Wpadali na siebie, popychali się, tratowali. Wkrótce słychać było jęki rannych, którzy mieli pecha i nagle upadli na podłogę.
            Midorima zrobił to, co przyszło mu do głowy: oparł Yunę o ścianę, a następnie do niej przycisnął. Obejmowali się mocno, a chłopak czuł, jak Yuna kurczowo zaciska dłonie na jego plecach, podczas gdy głowę ufnie wtuliła mu w pierś. Ludzie dookoła panikowali, krzyczeli, ale oni wcisnęli się w kąt; czasem tylko ktoś ich uderzył, ale mimo tego nie puścili się.
Kiedy wszystko ucichło i przez kilka długich sekund nie czuł nic, w końcu się wyprostował. Nie spodziewał się, że dziewczyna uderzy go lekko w ramię.
-Nie musiałeś tego robić – oznajmiła. Jej głos był dziwnie zduszony, jakby ochrypnięty. –Nic ci nie jest, Shintarou? – dodała, znów mocno zaciskając pięści na jego koszulce.
Nie miał nawet siły skomentować tego, że nazwała go po imieniu.
-Tak – mruknął.
-Dziękuję – bąknęła.
Jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Zaczął wyłapywać z niej kształty ludzi, którzy się nie rozbiegli. Część z nich wyciągnęła telefony komórkowe, by oświetlić nimi cokolwiek, ale to było za mało.
-To pewnie jakaś usterka, za chwilę ją naprawią – powiedział do Yuny.
-Nie puszczaj mnie – poprosiła cicho.
            Midorima drgnął. Nikt nigdy nie prosił go o to, by go nie zostawiał. Nikt nigdy nie mówił mu, że potrzebuje go (nie liczył koszykówki, gdzie potrzebowali jego umiejętności). Niepewnie przytulił Yunę do swojego boku; próbował zrobić to tak, jak pokazała mu wtedy, w szpitalu, gdy po prostu otoczyła go ramionami.
-Przeczekajmy, nim wszyscy się opanują – powiedział jej.
Nagle stracił ochotę by w ogóle wychodzić.

            Kiedy zgasło światło, Hyuuga mocniej ścisnął rękę Riko. Ale to było za mało; napierający na nich tłum, w którego centrum się znaleźli, szybko ich rozdzielił. Może gdyby jeszcze się widzieli, byłoby inaczej, ale tak, w ciągu kilku minut, Hyuuga nie wiedział, gdzie jest jego dziewczyna. Nie wiedział też, kto tak krzyknął. Nie brzmiało to jak krzyk przerażenia, bardziej jakby kogoś krzywdzono. Tym bardziej był nie tylko wściekły, ale przede wszystkim przerażony, kiedy Riko, dosłownie, zniknęła mu z oczu. Wołanie jej imienia również nie odniosło skutku; ludzie krzyczeli, kiedy przepychali się na wszystkie strony, ich wzajemne krzyki utonęły w setkach innych.

            Kagami nawet nie wiedział, kiedy i jak to się stało. W jednej sekundzie on i Kuroko stali obok siebie, sekundę później nie mógł zrobić nic; ktoś wpadł na niego, a on uderzył głową o ścianę i zamarł na minutę, gdy pod powiekami rozbłysły mu gwiazdy. Usłyszał tylko pisk chłopaka, ale potem wszystko ucichło. Osunął się na ziemię i schował głowę między kolana, by powstrzymać falę mdłości, jaka go zalała. Oddychał głęboko, dłonią obmacując sobie potylicę. Kiedy poczuł wilgoć na palcach, zrozumiał, że musiał sobie rozwalić głowę. Zaklął cicho i powoli podniósł się. Musi odnaleźć Kuroko. Pewnie był przerażony.
-Kuroko! – zawołał, krzywiąc się. Nie dosyć, że jego krzyk odbił się echem od ścian, przyprawiając go o ból głowy, to i tak nie odniósł skutku. –Cholera.
Dotknął ręką ściany, by nie stracić orientacji jeszcze bardziej. Nie skupiał się na tym, gdzie skręcali, więc nie było sensu kierować się w stronę wejścia. Powinien iść w stronę wyjścia; zakładając, że Kuroko tak zrobi, spotkają się po drodze.
Ale znając go, będzie mnie szukać, pomyślał, ostrożnie stawiając kroki w ciemnościach. Nie żeby nie podnosiło to jego ego, ale coraz bardziej się martwił.
-Kuroko!
-Czego się drzesz, debilu? – ktoś wpadł na niego w ciemnościach i Kagami odruchowo złapał go, nim stracił równowagę. Wszędzie rozpoznałby ten głos i dłonie.
-Aomine?!
-Świetnie. Zgubiłem Sumire i musiałem wpaść akurat na ciebie.
Aomine wyprostował się. W ciemnościach nie widział Kagami’ego, ale czuł jego ramię, które otaczało jego talię. Miał jednak wrażenie, że Kagami nie tyle co go podtrzymuje, co sam potrzebuje wsparcia. Oparł czoło na jego ramieniu, oddychając szybko i płytko.
-Co jest? – Aomine złapał go za nadgarstek, a potem, odruchowo, dotknął policzkiem czoła Kagami’ego. Nie miał gorączki, wręcz przeciwnie. Był przeraźliwie zimny i mokry.
-Chyba rozbiłem głowę.
-Masz ją tak twardą, że nie powinno ci to zaszkodzić – żachnął się Aomine, ale szybkim ruchem przerzucił sobie ramię Kagami’ego przez szyję i podparł go. Czuł, jak As Seirin zawisa na nim całym ciężarem. –Mów, jakby zachciało ci się rzygać.
-Dobra – mruknął. Nawet nie miał siły, żeby się odgryźć. -Aomine. Muszę znaleźć Kuroko. Nie, żeby to była nowość, kurwa. Prosiłem, tłumaczyłem, że powinien być blisko. Czekaj, w którą stronę szedłeś?
-Do wyjścia.
-W tamtą stronę jest pusty korytarz, odbiłem się od ściany – Aomine rozejrzał się, chociaż niewiele mu to dało. Martwiło go (tak, martwiło!) że Kagami milczy i oddycha ciężko. Poczuł się… odpowiedzialny.  –Mdlejesz?
-Nie – Aomine miał wrażenie, że świadomość chłopaka przypływa i odpływa. Był z nim przez chwilę, potem znikał i znów wracał. Jeśli zaśnie, może być ciężko.
-To mów coś. Opowiedz mi o tym, jakie dziewczyny podrywałeś w Stanach – Aomine starał się nie panikować. Nie mógł zostawić tutaj Kagami’ego. Nie w takim stanie. Tetsu by go zabił. Ale Kagami był ciężki, mało mobilny. Musiał się uderzyć naprawdę mocno.
Nagle poczuł, że ma wilgotne ramię.
-Cholera, Kagami, krwawisz?!
-Chyba tak.
-Kurwa!
-Aomine, panuj nad słownictwem! – usłyszeli z boku i obaj drgnęli nerwowo.
-Trenerze?
-Aida?
-Słychać was z daleka – jęknęła Riko. Doszła tutaj tylko dlatego, że ich słyszała, więc nie karciła ich, tylko chwaliła. Bezwiednie wyciągnęła ręce i dotknęła Kagami’ego. –Witaj, Aomine.
-Cześć – mruknął niewyraźnie.
-Co się stało? Kagami ?! – Riko może i swój dar miała w oczach, ale słuch jej również nie mylił. Z ich Asem coś było nie tak.
-Uderzył się w głowę. Krwawi – mruknął Aomine.
-Cholera – Riko sięgnęła po swoją komórkę, ale w tym miejscu nie było zasięgu. Jasne światło telefonu tylko raziło ich w oczy. –Nie wiem, gdzie jest Hyuuga. Nie wiem, gdzie jest wyjście. Nie mam zasięgu.
-Musimy zawrócić.
-Tak, tylko jak to zrobić. Kagami musi jak najszybciej stąd wyjść.
-Nie bez Kuroko – warknął.
-Tak, tak – Riko poczuła nieprzyjemny ciężar w żołądku. Nie wiedziała, gdzie jest Hyuuga. Czy nie leży gdzieś, z rozbitą głową, jak Kagami. Nie, nie wolno o tym myśleć!, zganiła samą siebie. Tłum poniósł ją ze sobą, całkowicie straciła rachubę w tym, ile razy i w którą stronę skręcali, nim wreszcie udało jej się wydostać. –Też zgubiłam Hyuugę. Zrobimy tak – złapała Aomine za rękę, zaskakując go tym gestem. –Ty trzymaj Kagami’ego. Ja będę trzymać się ściany i w końcu gdzieś wyjdziemy.
-Nie wyjdę stąd bez Sumire – mruknął Aomine, ale wiedział, że nie może zostawić tej drobnej dziewczyny z Kagamim, gdyż sama sobie z nim nie poradzi. –Kurwa!

            Hyuuga klął pod nosem. W ciemności wpadł już na tyle rzeczy, że nogi błagały go o chwilę przerwy. Ręce też miał już obdrapane do krwi od dotykania zimnej i szorstkiej kamiennej ściany. Co chwila wołał Riko, ale miał świadomość, że tłum porwał ich w dwie różne strony. Był przerażony myślą, że jego dziewczyna może znajdować się gdzieś wśród stratowanych osób.
            Kiedy ktoś wpadł mu w ramiona i po wzroście uznał, że to drobna dziewczyna, przez ułamek sekundy żywił głupią nadzieję, że to Riko.
-Nic pani nie jest? – zapytał.
-Pa… znam ten głos. Kapitan Seirin? Hyuuga? – wymamrotał, również znajomy mu głos, a dziewczyna zacisnęła pięści na jego koszulce. –Jestem cała, nic mi nie jest, ale zgubiłam Aomine – wyznała.
-Ja zgubiłem Riko – rozejrzał się, jakby spodziewał się gdzieś w ciemnościach odnaleźć swoją dziewczynę. –Dobra, trzymaj się mnie. Coś sobie zrobiłaś?
-Nie. Chyba nie. Boli mnie tylko noga.
            Decyzję musiał podjąć szybko. Chociaż chciał jak najszybciej odnaleźć Riko, ale z drugiej strony miał teraz przy sobie dziewczynę, której nie mógł tutaj zostawić. Dlatego też chciał wpierw ją wyprowadzić, a potem wrócić po ukochaną. Wiedział, że gdyby zrobił inaczej, Riko by go zabiła.
-Okej, Hana. Sumire? Mogę do ciebie mówić Sumire?
-Tak – uśmiechnęła się niepewnie.
-Znajdziemy jakoś wyjście – oznajmił, chociaż nie miał bladego pojęcia, jak.

Kuroko otworzył oczy i przekręcił się na bok, kaszląc cicho. Kiedy tłum na nich naparł, zgubił Kagami’ego. Teraz leżał gdzieś (nawet nie wiedział, gdzie), obolały i posiniaczony, ale przynajmniej żywy. Nie wiedział, co spowodowało taki atak paniki u ludzi, ale musiało być wiele ofiar, skoro zewsząd, niczym przez mgłę, docierały do niego głosy ludzi, krzyki, jęki, a w oddali słyszał wycie karetek.
-Hej, nic ci ni… Kuroko?
-Midorima? – zapytał, czując, jak były kolega z drużyny pomaga mu wstać.
-Tak. Jest ze mną Yuna.
-Cześć – bąknął Kuroko i nagle dotknęły go czyjeś delikatne dłonie.
            Yuna powoli obmacała jego głowę, a potem kark. Miała chłodne, ale przyjemne w dotyku palce.
-Wygląda na to, że głowę ma całą – mruknęła. –Coś cię boli, Kuroko?
-Nie – mruknął. –Trochę się tylko poobijałem. Nie wiedziałem, że tu jesteście. Nic się wam nie stało?
-Midorima mnie osłonił, więc nie. Sam upiera się, że też nic mu nie jest.
            Midorima ją osłonił? Od kiedy zawodnik Shutoku jest zdolny do czegoś takiego? Kuroko był zdziwiony, co na chwilę odciągnęło jego myśli od tego, co się wydarzyło. Jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że w ciemnościach wyczuł ruch i doszedł do wniosku, że Yuna musiała przytulić się do Midorimy.
-Macie plan jak stąd wyjść? – zapytał po chwili. Mimo okoliczności, czuł się niezręcznie, jakby przerwał im coś intymnego.
-Nie bardzo. Nie chcemy chodzić, bo możemy kogoś nadepnąć. Yuna, drżysz – zauważył Midorima.
-Zrobiło mi się chłodno, to nic – oznajmiła, a Kuroko wyłapał w jej głosie strach. Dziewczyna siliła się, by być twardą.
            Cichy szelest materiału, a potem zawstydzone protesty Yuny. Kuroko uśmiechnął się mimowolnie, na samą myśl, jak drobna dziewczyna musi wyglądać w bluzie Midorimy.

            Riko była coraz bliżej paniki. Gdziekolwiek nie skręcili, napotykali na ścianę. Parę razy minęli kogoś rannego, ale bała się w ogóle podchodzić. Może to było egoistyczne, ale chciała odnaleźć Hyuugę. I wyjście. Tylko to było ważne. Owszem, martwiła się o Kagami’ego, którego Aomine bezskutecznie próbował wciągnąć w dyskusję, ale najbardziej bolała ją niewiedza na temat tego, co stało się z jej chłopakiem. A gdy pomyślała  o tym, że gdzieś jest jeszcze reszta drużyny, nie wiadomo, w jakim stanie..
-Co tak właściwie się stało? – zapytała i poczuła, jak dłoń Aomine mocniej zaciska się na jej dłoni.
-Nie wiem. Usłyszałem tylko czyjś krzyk, a potem zgasło światło i ludzie spanikowali. Cholera, nie wiem, gdzie jest Sumire!
-Każdy z nas kogoś zgubił – powiedziała, siląc się na spokój. –Kagami, jesteś z nami?
-Tak, trenerze – jęknął. Utrzymywał pion tylko dzięki temu, że czuł obok siebie Aomine. Gdyby nie on, zwinąłby się w kłębek na podłodze i zasnął, ale kiedy tylko opadała mu głowa, tamten dźgał go palcem między żebra.
-Kagami? Aomine? – ktoś z ciemności zawołał do nich i cała trójka stanęła w miejscu, rozglądając się desperacko. –Trenerka Seirin, Aida?
-Kasamatsu? – Aomine pierwszy rozpoznał glos.
-Uff, dobrze, że na was wpadłem – były kapitan Kaijo zbliżył się do nich, kierując się słuchem. –Straciłem Kise i próbowałem go znaleźć, ale tylko bardziej się zgubiłem. Nic wam nie jest?
-Z Kagamim jest źle – powiedziała Riko. –Pewnie nie wiesz, gdzie jest wyjście.…?
-Nie mam bladego pojęcia. Przykro mi…

            Hyuuga czuł, jak dłonie Sumire rozpaczliwie trzymają się jego koszulki. Dziewczyna szła za nim w milczeniu, podczas gdy on próbował odnaleźć drogę w mroku. Kiedy zaczęła pociągać cicho nosem, zatrzymał się tak gwałtownie, że na niego wpadła.
-Płaczesz…? Tak bardzo boli cię noga?
-Nie, przepraszam. Po prostu martwię się o Aomine – przycisnęła jedną dłoń do ust, ale drugą wciąż go trzymała.
            Kapitan Seirin pogłaskał ją po głowie, bezwiednie uśmiechając się lekko. Dobrze rozumiał jej uczucia. Ale, co najważniejsze, podziwiał ją. Mimo tego, że straciła wszystkich, pokochała jednego z najbardziej nieczułych mężczyzn w świecie koszykówki.
-Aomine ma szczęście, że ma ciebie – zapewnił ją. –Znajdziesz go.
-Dziękuję – pociągnęła nosem i otarła oczy. –I przepraszam.
-Nie szkodzi. Każdemu puściłyby nerwy w takiej sytuacji…
-Hyuuga? Sumirecchi?
-Kise? – zawołali jednocześnie.

            Koganei’a podniosły czyjeś ramiona, a on oparł się na nich z wdzięcznością. Dosyć porządnie uderzył się w głowę, musiał też upaść na coś wilgotnego, gdyż całe ubranie miał przemoczone.
-Mitobe? – mruknął. Zamiast werbalnej odpowiedzi, otrzymał delikatny pocałunek w czoło, a potem jeszcze delikatniejszy w usta. Odetchnął z ulgą. –Nic ci nie jest? To dobrze. Tak, trochę się poobijałem, ale to tylko siniaki. Gdzie reszta?
            Mitobe oparł brodę na czubku jego głowy i westchnął ciężko. Koganei pogłaskał go po plecach.
-Zgubiliśmy się, co? Ale hej, my mielibyśmy nie dać rady? Czemu ktoś krzyczał tak blisko nas? Też nie wiesz? Ech. Najważniejsze, że nic ci nie jest – zamruczał.

            Midorima pierwszy dostrzegł światło latarki. Po chwili pojawiło się ich więcej. Odruchowo mocniej przytulił do siebie Yunę, czując, jak dziewczyna ufnie pozwala mu się objąć.
-Ratownicy tu są – powiedział. Usłyszał, jak Kuroko wzdycha z ulgą.
            Po kilkunastu minutach wyprowadzono ich na zewnątrz. Ku zdumieniu Midorimy, plac przed atrakcją zmienił się w scenę show. Prócz karetek, kilku wozów straży pożarnej i policji, a także rozstawionych wszędzie lamp halogenowych, za barierkami stali dziennikarze, którzy na żywo relacjonowali to, co stało się w wesołym miasteczku. W środku wiedział, że jest źle, ale dopiero po wyjściu na zewnątrz uzmysłowił sobie, jaka to była tragedia. Przepełniona główna atrakcja, w której doszło do wybuchu paniki… jeśli nikt nie zginął, to mogli uznać to za cud.
-Musimy zadzwonić do rodziców – oznajmiła Yuna. Cały czas trzymała jednak rękę Midorimy, a on nie miał ochoty jej puszczać.
-Mhm. Powiedz, że odprowadzę cię do domu – dodał.
            Kuroko tymczasem rozglądał się dookoła, ale nie zauważył nikogo z Seirin. Jego niepokój rósł z minuty na minutę, kiedy widział, jak ratownicy wyprowadzają kolejnych ludzi, wielu z nich na noszach, zakrwawionych i okaleczonych.
-Kagami – szepnął, zaciskając pięści.
Pozostawało mu tylko czekać.
-Kuroko!
Odwrócił się, pełen nadziei, ale to był Makoto. Kuroko dopiero teraz przypomniał sobie, że w ostatniej chwili kuzyn Hyuugi zrezygnował z wejścia do środka. Teraz dopadł go i zamknął w uścisku; zaskoczył go, ale tego Kuroko potrzebował.
-Nic ci nie jest, dzięki Bogu. Gdzie reszta? Gdzie Junpei? Gdzie Riko?
-Rozdzieliło nas. Nie wiem – wymamrotał.

            Kiedy Kise i Sumire trzymali go za koszulkę, Hyuuga naprawdę czuł się nieswojo. O ile uspokajanie Sumire, która po prostu bała się o swojego chłopaka było łatwe, ogarnięcie Kise, którego przerażało wszystko (od ciemności, poprzez jęki rannych, aż do tego, co stało się z Kasamatsu) już nie było takie proste.
-Może zaczekamy tutaj na pomoc? – powiedział w końcu Hyuuga. Kise oparł się o niego, a Sumire, z cichych westchnięciem, owinęła się dookoła jego ramienia. Hej, hej, czy ja jestem naturalnej wielkości pluszowym misiem?, pomyślał, trochę zirytowany. Mimo to, zaczął ich uspokajać.

            Akashi z rosnącym zdenerwowaniem obserwował to, co stało się w wesołym miasteczku. Jego telefon leżał obok; bateria była bliska rozładowania się od ilości połączeń i sms-ów, jakie wykonał i napisał w ciągu ostatnich dwóch godzin. Nie mógł skontaktować się z Izukim, a wiedział, że on tam dzisiaj będzie. W ostatniej wiadomości informował go, że idą do Labiryntu i prawdopodobnie nie będzie miał zasięgu. Żartował, że powinni kiedyś pójść do niego we dwoje.
-Shun – Akashi zacisnął dłoń na nożyczkach, które lekko wbił w swoje udo. Nie przebił skóry, jedynie lekko ją zaczerwienił. Wiedział, że będzie miał sińce, ale to pomagało mu chwilowo rozładować stres.

-Kawahara! Fukuda! Furihata! Hyuuga! Izuki! Trenerze! – Koganei nawoływał ich, ale nikt nie odpowiadał. Gdyby nie czuł obok siebie Mitobe, a ich palce nie były splecione ze sobą, pewnie poddałby się panice.
Nagle Mitobe lekko szarpnął jego ręką.
-Światło! – ucieszył się Kociak i zaczął ku niemu dążyć.

            Akcja ratownicza trwała w najlepsze. Ze środka wynoszono rannych, pomagano również pozostałym odnaleźć w ciemnościach drogę. Pomoc utrudniało to, że w Labiryncie wciąż nie było prądu. Makoto stał w pobliżu Kuroko, trzymając dłoń na jego ramieniu. Midorima zazdrościł im tego, że jednocześnie pocieszali się i czerpali pociechę z własnego towarzystwa, chociaż nie znali się tak długo, jak z pozostałymi.
            Kiedy rozdzwonił się telefon Yuny, obserwował, jak odeszła kilka kroków i zaczęła uspokajać swoich rodziców. Potem powiedziała im, że zaczeka tutaj na swoją kuzynkę. Jej ojciec widocznie coś chciał, bo dziewczyna zaczęła go przekonywać i – gdy powiedziała, że jest z Midorimą – natychmiast przestał robić problemy. Dlaczego jej rodzice tak mi ufają?, pomyślał, patrząc na swoje dłonie.
-Czekajcie… - powiedział nagle Makoto. –To… to Riko z Kagamim! I Aomine!
            Cala czwórka poderwała się, a Yuna szybko powiedziała rodzicom, że Riko jest cała i żeby uspokoili Kagetorę, po czym się rozłączyła i zaczęła biec w stronę kuzynki. Wyprzedził ją jednak Kuroko i Makoto, kiedy dostrzegli, że Aomine praktycznie wlecze za sobą Kagami’ego. Zaalarmowani krzykiem, w ich stronę już biegli sanitariusze.
-Kagami! – Kuroko dopadł go i próbował podtrzymać swoim drobnym ciałem. Aomine pokręcił głową.
-Trzymam go, spokojnie, Tetsu – mruknął. Widać było jednak, że zawodnik Too nie jest spokojny; rozglądał się dookoła. –Gdzie jest Sumire?! Widziałeś ją?!
Makoto objął mocno Riko.
-Jesteś cała – powiedział radośnie. –Gdzie Junpei?
-Uderzył w nas tłum i go zgubiłam – wymamrotała. –Kagami ma rozbitą głowę, a Junpei może leżeć gdzieś tam… gdzieś tam…
-Opanuj się, Ri! Hyuudze na pewno nic nie jest! – Yuna mocno nią potrzasnęła, a potem przytuliła.
             Midorima tymczasem pomagał Aomine i Kuroko z Kagamim. Posadzili go na murku i machali w stronę sanitariuszy. Kiedy ci do nich podbiegli, odepchnęli ich na bok. Aomine wciąż się rozglądał, ale nigdzie nie widział Sumire.
-Wracam do środka – oznajmił.
-Oszalałeś – Midorima położył dłoń na jego ramieniu. –Nie ma takiej opcji, Aomine.
-Sumire wciąż jest w środku!
-Znajdą ją. Będziesz im tam tylko przeszkadzał!
            I wtedy to usłyszeli. Dwóch policjantów, których zbliżyło się do nich, rozmawiało przyciszonymi głosami. Kiedy do nich dotarli, kazali im się zebrać w koło.
-Wy! Wasza trójka! – zagrzmiał jeden z nich, pokazując palcem Kuroko, Midorimę i Aomine. - Jesteście tymi dzieciakami, które są zamieszane w tę historię z seryjnym mordercą?
-Tak – Aomine gniewnie zacisnął pięści. –O co chodzi?!
- Shōgo Haizaki to wasz przyjaciel? Jego ciało zostało odnalezione w Labiryncie. Ktoś poćwiartował go i ułożył na jednym z rekwizytów w Labiryncie.
            Kuroko osunął się na ziemię, tracąc przytomność.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Gettin away with murder” (Papa Roach) oraz „Kyoumu Densen” (ALI PROJECT).