sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 33. We may be happy again.

  

            Kuroko siedział w fotelu, a podciągnięte do kolan piersi obejmował ramionami. W jednej dłoni trzymał telefon komórkowy, a wzrok miał wbity w drzwi. Czekał już od kilku godzin na powrót Kagami’ego, wciąż jednak zbyt dumny, by do niego zadzwonić, aczkolwiek wyobraźnia podsuwała mu setki scenariuszy, w których to dłonie jego partnera dotykają ciała Himuro w hotelowym pokoju. Kise już dawno położył się spać w drugim pokoju, chociaż upierał się, że dotrzyma mu towarzystwa. Ale Kuroko nie chciał towarzystwa. Chciał być sam ze swoimi myślami, niezależnie od tego, jak bardzo go przerażały. Poza tym, nie mógł okazywać zazdrości, nie wobec kogoś, kto był z Kagamim dłużej. Nawet nie wyobrażał sobie, co łączyło jego partnera z Himuro, nie rozumiał tak głębokiej więzi między dwojgiem ludzi, gdyż jego więź z Kagamim była całkiem inna.
            Kiedy usłyszał klucz w zamku, podniósł głowę, ale nie wykonał żadnego innego ruchu, nawet wtedy, kiedy Kagami wszedł do środka i ściągnął z siebie bluzę. Chłopak wystraszył się, gdy go zobaczył.
-Tetsu, czemu jeszcze nie śpisz? – mruknął, podchodząc do niego.
-Czekałem, aż wrócisz – wyjaśnił obojętnie. –Coś mogło ci się stać po drodze. I nie zadzwoniłeś.
I mimo, że wypowiedział to wszystko z typowym dla siebie, stoickim spokojem, Kagami poczuł, że Kuroko jest na niego zły. Bardzo zły.
-Przepraszam – kucnął przed fotelem i ujął dłonie Kuroko w swoje. –Przepraszam. Zagadałem się z Tatsuyą, próbując mu przemówić do rozumu. Całkiem straciłem rachubę czasu.
-Kagami, w Tokio szaleje morderca, który ma na celowniku najlepszych koszykarzy, w tym ciebie, a ty straciłeś rachubę czasu? – zapytał, dalej spokojnie, chociaż Kagami widział, jak ciemnieją mu oczy.
-Przepraszam, Tetsu – powtórzył.
-Jasne.
-Do niczego nie doszło – burknął po chwili, odwracając wzrok i rumieniąc się. –Nie zdradziłbym cię, wiesz przecież. Kocham cię, do jasnej cholery – dodał zduszonym głosem.
            Kuroko odetchnął ciężko, a potem wyciągnął ramiona i objął partnera za szyję. Pozwolił, by ten przytulił go, wciąż pachnący nocnym powietrzem. Skóra Kagami’ego była niespotykanie chłodna, kiedy musnął policzkiem szyję Kuroko. Nie wiedział, czy godzą się teraz, czy Kuroko instynktownie wyczuł, że właśnie tego Kagami teraz potrzebuje.
-Nie dogadaliśmy się – wyznał, zamykając oczy. Otulił go zapach Kuroko i to sprawiło, że w końcu się uspokoił. –On oszalał, Tetsu. Cały czas powtarza, że odebrałeś mu mnie, więc on odbierze ci wszystko, co masz.
Kuroko zadrżał w jego ramionach i przytulił się mocniej.
-My-myślisz, że to on zabił Momoi i… i resztę?
-Nie wiem. Nigdy nie przypuszczałem, że będę podejrzewał własnego brata, ale… nie wiem, Tetsu. Bałem się go. Był jak totalnie obca osoba, patrzył na mnie i mówił, że wszyscy zasługujecie na śmierć, najlepiej w męczarniach.
-Kagami…
-Nie bój się – szepnął. –Nie pozwolę, żeby cię skrzywdził, Tetsu.
-Mhm…
            Kagami podniósł Kuroko i poczuł, jak drobniejszy chłopak obejmuje go nogami w pasie. Cieszył go fakt, że nie krzyczał na niego ani nie był zdenerwowany bardziej, niż podejrzewał.
-Schudłeś trochę, Tetsu – mruknął, niosąc go do swojego pokoju. Poczuł, jak Kuroko prycha wprost w jego kark.
-A może to ty zrobiłeś się silniejszy, co? – zapytał, wygodnie układając policzek na jego ramieniu. –Nie chcę jeszcze spać, Kagami. Ale Kise…
-Jeśli będziesz cicho, Kise nic nie usłyszy.
            Te słowa sprawiły, że w dół kręgosłupa Kuroko spłynęły przyjemne dreszcze. Bez słowa pozwolił rzucić się na łóżko i ani drgnął, czekając, aż Kagami zamknie drzwi na klucz i wróci do niego. Nie zgasił światła; zostawił małą lampkę na biurku, przez co Kuroko poczuł się nerwowy.
-Światło – zaprotestował.
-Chcę cię widzieć, Tetsu – odparł Kagami, całując go w szyję i powoli ściągając z niego koszulkę. Kuroko zakwilił, ale dłużej nie protestował. Uniósł biodra, by Kagami mógł zsunąć z niego spodnie, a potem wyciągnął ku niemu ramiona.
Pocałunek był słodki i delikatny, ale Kuroko niemal natychmiast poczuł, jak rośnie w nim podniecenie. Wargi Kagami’ego były gorące i miękkie, a mimo to zawładnęły nim tak, jak nic innego wcześniej i nic innego później. Był tylko Kagami, jego dłonie, usta, ciepło, które otaczało go i sprawiało, że Kuroko drżał i, mimo strachu, wciąż chciał więcej i więcej.
Palcami przesuwał po jego barkach, patrząc na partnera z oddaniem.
-Kocham cię, Taiga – wykrztusił z siebie, lekko unosząc biodra.
-Ja ciebie też – chciał powiedzieć, że kocha go mocniej niż cokolwiek innego na świecie, ale wolał okazać to gestami. Delikatnie obsypał ciało Kuroko pocałunkami, czując, jak chłopak wije się pod nim i cicho jęczy, zagryzając wargi. Zdawał sobie sprawę, obaj faktycznie zdawali, z obecności Kise na drugim końcu korytarza i zrobiliby wszystko, żeby tamtego nie obudzić.
            Kuroko nie mógł uwierzyć w to, że Kagami schodził pocałunkami coraz niżej. Kiedy dotknął ustami jego podbrzusza, szarpnął się lekko i złapał go za włosy.
-C-co robisz?
-Przecież dobrze wiesz – Kagami polizał męskość partnera, a ten ni to pisnął, ni jęknął.
-A-ale to ja tobie t-to ro-robię – wymamrotał Kuroko, zaciskając palce u stóp.
-Nie ma takiego zapisu w umowie – zaśmiał się As Seirin i wziął go do ust.
Kuroko próbował się wyrwać, ale Kagami trzymał go za biodra. Nie miał trudu z wsunięciem całego penisa do ust, przez co doznania przepływały przez ciało Kuroko niczym burza. Przycisnął sobie poduszkę do twarzy, ale Kagami mu ją zabrał.
-Chcę cię słyszeć.
-Ale-Ale Ki-Kise.…
-Nie słyszy, jesteś cichutki – zapewnił go Kagami, wracając do przerwanej pieszczoty. Podczas kiedy ustami pieścił męskość Kuroko, dłońmi lekko masował jego pośladki, korzystając z faktu, że chłopak instynktownie unosił biodra ku górze. Kuroko zaciskał dłonie na prześcieradle, wykręcając się i skamląc cicho. Kagami nie przewidział, że sprawi mu tym aż taką rozkosz.
-Ja…ja za-zaraz …
-Mhm – usta Kagami’ego zastąpiła jego dłoń, a chłopak nakrył wargami wargi Kuroko.
Ten nie zastanawiał się nad swoim własnym smakiem na języku partnera, tylko oddał mu się cały w pocałunku, poruszając się w jego dłoni. W końcu Kuroko doszedł, a Kagami z leniwym uśmiechem na ustach spojrzał mu w oczy.
-Jesteś mój – szepnął, a Kuroko wsunął głowę pod jego brodę i przytaknął, muskając wargami szyję kochanka.
-Pozwól – wymamrotał, przesuwając dłońmi w dół jego brzucha.

            Himuro wpatrywał się w leżącą przed sobą kartkę papieru, chociaż łzy całkiem rozmazywały mu obraz. Otarł je niecierpliwie, nie zwracając uwagi na to, że kilka z nich spadło na papier, zniekształcając napisane na nim litery. Patrząc przez okno na nocne niebo, poczuł chłód, spływający mu w dół kręgosłupa. Rozgrzewał się więc alkoholem, który wlewał w siebie niemal bez przerwy. Im więcej wypił, tym łatwiej było mu pisać. Nie bał się też słów, które z niego wypływały. Inaczej nie umiał określić swoich myśli, uporządkować ich i streścić.
            Kiedy skończył, odsunął się od biurka i chwiejnym krokiem przeszedł do łazienki. Odkręcił kurek z gorącą wodą i nalał do wanny ulubiony olejek kąpielowy Murasakibary. Zapach kokosów i czekolady uspokoił go, a nawet wywołał uśmiech na jego twarzy. Atsushi zawsze tym pachniał i ta woń stanowiła dla niego oazę spokoju, przypominającą czasy, gdy komuś jeszcze na nim zależało. Brakowało mu Murasakibary; był jego jedynym przyjacielem od czasu, kiedy Taiga wybrał tego całego Kuroko.
            Co takiego on ma, czego ja nie mam?, pomyślał Himuro, rozbierając się. Nie przejmował się ubraniami, które rzucał na podłogę. Jeszcze całe to przeklęte Seirin, które niemal natychmiast chroniło swoich członków. Zawodnicy Yosen chcieli z nim rozmawiać, chcieli, żeby podzielił się z nimi swoim bólem, ale Himuro nawet nie mógł na nich spojrzeć. Nie wrócił do Akity, nie zadzwonił nawet do rodziców. Chciał tylko, żeby Taiga z nim był, ale on wolał trzymać za rękę Kuroko.
            Kiedy wszedł do ciepłej wody, uderzyło w niego to, jak wiele nieprzespanych nocy ma za sobą. Cały czas funkcjonował na napojach energetycznych, kawie i alkoholu. Czuł to w żołądku, który czasem buntował się i Himuro wymiotował krwią. Znał te objawy; to zapewne wrzody, których się nabawił od stresu i tego typu nawyków żywieniowych. Ale nie umiał inaczej. Gdyby nie alkohol, nie mógłby zdrzemnąć się nawet na kilka godzin, gdyby nie kawa i energetyki, zapewne nie czułby nic.
            Ale tak właściwie co mógł czuć, skoro stracił wszystko?
            Dlatego też sięgnął do półeczki z kosmetykami i wyjął z niej żyletkę. Przez chwilę obracał nią w palcach, patrząc, jak światło załamuje się w gładkich krawędziach. Takie maleństwo, a taka siła, pomyślał, zagłębiając ją pierwszy raz w skórze.

            Niedzielny poranek na zewnątrz wstawał słoneczny i pogodny. Kagami spał, wtulony w plecy Kuroko. Nosem muskał jego włosy, a pod dłonią czuł, jak pierś chłopaka unosi się i opada w rytm miarowych, spokojnych oddechów. Nie chciało mu się nawet otwierać oczu, ale pomyślał, że idealnym dopełnieniem nocy, jaką spędzili, będzie śniadanie, które poda mu do łóżka. Naleśniki z kremem waniliowym i dżemem truskawkowym. Takie połączenie nie wszystkim pasowało, ale Kuroko wyjątkowo je polubił.
            Dlatego też Kagami wstał ostrożnie i przeciągnął się. Nakrył Kuroko kołdrą, zadowolony faktem, że chłopak nawet nie drgnął, kiedy wychodził z łóżka. Leniwie narzucił na siebie koszulkę i jakieś szorty, żeby nie gorszyć Kise. Poczłapał w stronę kuchni, gdzie włączył ekspres do kawy i otworzył lodówkę. Nucił pod nosem, wyjmując potrzebne mu składniki, a kiedy usłyszał kroki na korytarzu, nawet się nie odwrócił. Nauczył się rozpoznawać kroki Kuroko.
-Cześć, Kise – powiedział, słysząc nieznane mu szuranie.
-Hej, Kagamicchi! Czy to kawa tak ładnie pachnie?
-Nie krępuj się. I ciszej, Tetsu jeszcze śpi.
-Mhm…
            Kise sięgnął po kubek i nalał do środka kawy, po czym zaczął rozglądać się za mlekiem. Kagami palcem pokazał mu te, które stało na blacie i blondyn westchnął z ulgą.
-Jeśli codziennie robisz śniadanie do łóżka, chyba się do was wprowadzę – jęknął.
-Mowy nie ma. Ale dzięki, że wczoraj odprowadziłeś Tetsu.
-Kurokocchi bardzo się o ciebie martwił – Kise spojrzał na swój kubek. W głowie wciąż krążyło mu ostrzeżenie Aomine. –Udało ci się dogadać z twoim przyjacielem?
-Nie.
-Och, przykro mi – Kise, który jakiś czas temu pogodził się z Aomine, chciał jakoś pocieszyć Kagami’ego, ale nie wiedział, co powiedzieć. Na szczęście, obaj usłyszeli kroki na korytarzu.
-Dzień dobry – ziewnął Kuroko, człapiąc w stronę ekspresu do kawy.
-Hej, Kurokocchi. Kagamicchi robi na śniadanie naleśniki! – zawołał entuzjastycznie Kise.
-O, ciekawe – Kuroko zanurzył wargi w kawie i jęknął z rozkoszą. –Naleśniki będą…
            Ale nigdy nie dowiedzieli się, jakie będą naleśniki, bo w tym samym momencie ktoś załomotał do drzwi. Jagami wytarł dłonie w ściereczkę i spojrzał na chłopaków.
-Spodziewaliście się kogoś? Bo ja nie…
-Może to Kasamatsu, miał po mnie wpaść – powiedział Kise.
            Kagami poszedł otworzyć, uznając, że jeszcze jedna osoba na śniadaniu nie zrobi im różnicy. Jednakże, ku jego zdumieniu, to nie Kasamatsu stał na zewnątrz, ale policja oraz mężczyzna, którego kojarzył z śledztwem.
-Agent Ward? – zapytał, otwierając drzwi szerzej.
-Panie Kagami, musimy panu zadać kilka pytań.
-Kagami co się dzie…
            Kuroko zamarł w pół kroku, widząc policję. To nie zwiastowało niczego dobrego. Poczuł, jak w dół kręgosłupa spływa mu zimny dreszcz. Kto tym razem? Jeśli on i Kise tutaj byli, to znaczy, że to albo Aomine, albo Midorima, albo Akashi. Pokręcił głową, widząc, jak policja wchodzi do środka. Nie chciał tego słyszeć. Ani słowa!, to chciał wykrzyczeć. Kise położył mu jednak dłonie na ramionach. Po tym, jak mocno je zacisnął, Kuroko zrozumiał, ze potrzebuje go tak samo, jak on jego w tym momencie.
-Panie Kagami.…
-Kto? Kto? – zapytał głucho Kagami.
-Dzisiaj nad ranem w hotelu Empire znaleziono zwłoki Himuro Tatsuyi.
            Kagami opadł na fotel, wpatrując się tępo w podłogę. Kise wypuścił z płuc powietrze, które dosyć długo wstrzymywał, tak, jak Kuroko. To nikt z ich przyjaciół, nikt im bliski… Zaraz jednak obaj poczuli się podle za tę myśl. Najbliższa osoba Kagami’ego zmarła…
-Ale… ale on nie należał do Pokolenia – jęknął Kagami.
-Odpowie pan na nasze pytania tutaj, czy jedziemy na komisariat?
-Chwila, co? – Kise jako pierwszy odzyskał głos. –Chyba nie podejrzewacie, że to Kagamicchi!
-Kagami Taiga jest ostatnią osobą, która widziała Himuro żywą – powiedział cicho agent Ward. –Co więcej, pan Himuro zostawił list…
-Jak to list? Przecież morderca…
-Himuro Tatsuya nie został zamordowany przez tego, który zabił waszych przyjaciół – wyjaśnił cicho, podczas kiedy policjanci spisywali dane Kagami’ego. –Popełnił samobójstwo przez podcięcie sobie żył dzisiaj w nocy. Albo ktoś go do tego zmusił.
-Kiedy wychodziłem od Tatsuyi, żył – oznajmił Kagami.
-Pokłócili się panowie?
-Tak, ale…
-Czy to prawda, że wcześniej, w parku, również wdali się panowie w sprzeczkę, a pan Himuro groził panu przyjaciołom?
-Tak, ale to…
-Może uznał pan, że chce chronić swoich bliskich? Może pan Himuro przyznał się panu, że to on zabijał innych koszykarzy?
-Nie! Himuro na pewno nie…
-Czy oni muszą być tacy ostrzy? – zapytał Kise detektywa, a ten wzruszył ramionami. –Kagamicchi właśnie dowiedział się, że zmarł jego przyjaciel!
-Albo to on go zabił. Rozważaliście to? Pan Kagami jest wysoki i silny, nie miałby problemów, by obezwładnić nie tylko drobną pannę Momoi, ale również pana Murasakibarę czy Haizaki’ego. Był w Tokio w noc wszystkich morderstw.
-Niech pan nie zapomina, że ja byłem wtedy z nim – Kuroko zmarszczył brwi, zaciskając pięści. –Kagami tego nie zrobił.
-A może zrobiliście to razem?
Kise zamarł. Tego nie wziął pod uwagę. Ale jeśli mógł komuś ufać, to chyba tylko Kuroko i Aomine, więc sama myśl o tym, że Kuroko może stać za morderstwami…
-Poczuliście się zagrożeni tym, co mówił pan Himuro w parku i postanowiliście się go pozbyć. Pan Kagami zajął się wszystkim, a pan stworzył mu alibi.
-Pan oszalał – Kuroko czuł, jak zaczyna drżeć.
-Może. Chłopcy, zabierzmy go na posterunek, tutaj niczego się nie dowiemy – zawyrokował detektyw.
            Kiedy policja wyszła, prowadząc ze sobą Kagami’ego (pozwolili mu się ubrać, ale nie wolno mu było rozmawiać ani z Kuroko, ani z Kise), w mieszkaniu zapadła martwa cisza. Nagle pomieszczenie wydawało im się szare i chłodne.
-Co robimy, Kurokocchi?
-Nie wiem – chłopak usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. –Kagami potrzebuje adwokata. A ja nie mam kontaktu ani do jego rodziców, ani do żadnego prawnika…
-Aominecchi zna prawników, jego kompania paru zatrudnia – Kise położył dłoń na ramieniu Kuroko. –Ja zadzwonię po niego, a ty zadzwoń po twojego kapitana.

            Kagami stracił rachubę czasu. Nie wiedział, jak długo jest przesłuchiwany, nie wiedział też, co powiedziano pozostałym członkom Seirin ani czy zawiadomiono jego rodziców. Był głodny, ale nie miał apetytu. Na myśl o jedzeniu robiło mu się niedobrze. Cały czas zadawano mu te same pytania, a gdy myślał, że w końcu udzielił wyczerpującej odpowiedzi, po chwili ktoś wracał do tematu i wszystko zaczynało się od nowa. Trzymał się cały czas jednej i tej samej wersji, chociaż miał ochotę powiedzieć im to, co chcieli usłyszeć, byleby tylko dali mu spokój.
            W tym samym momencie do środka wpadła energiczna kobieta, około czterdziestki, z neseserem w ręce. Na sobie miała garsonkę, która z daleka krzyczała „jestem kimś ważnym”.
-Maiko Hinata, jestem prawnikiem pana Kagami’ego. Przesłuchanie zostaje przerwane w tym momencie.
-Jakim prawem! – oburzył się jeden z policjantów, podrywając się.
-Przesłuchują panowie nieletniego chłopca, bez opiekuna prawnego, prawnika oraz psychologa? No, no, no, bo złożymy skargę.
            Detektyw Ward zacisnął wargi, pobladły. Przewidywał, że w końcu zjawi się prawnik podejrzanego, ale miał nadzieję, że wcześniej uda im się złamać chłopaka i albo wyda mordercę, albo sam przyzna się do tego, że nim jest.
-Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, że jeśli pan Kagami odpowiedzialny jest za wszystkie te morderstwa, w tym upozorowanie samobójstwa pana Himuro, będzie sądzony jak osoba dorosła i skazany na śmierć?
-Nie mają panowie żadnych dowodów na to, że mój klient kogokolwiek zabił. Co więcej, mamy nagranie z hotelowych kamer, które pokazuje, jak w godzinę po opuszczeniu hotelu przez mojego klienta, pan Himuro zamawia do pokoju napoje, co potwierdza pokojówka, która mu je doświadczyła. Tak więc jeśli nie mają panowie żadnych innych „dowodów”, proszę w tej chwili przerwać przesłuchanie. Panie Kagami, chodźmy.
            Kagami wyszedł z pokoju przesłuchań i odetchnął z ulgą, widząc Kuroko, Kise i Aomine. Cała trójka wyglądała na zdenerwowanych, ale kiedy go zobaczyli, ulżyło im.
-Ładnie się wpakowałeś, Bakagami – mruknął Aomine.
-Kto tutaj ściągnął Aho?
-Ja – westchnął Kise. –Aominecchi ma kontakt do prawników, więc był w stanie na szybko cię wyciągnąć stąd.
-Myślę, że powinieneś mu podziękować, Kagami.
-Widzisz, widzisz – przedrzeźniał go Aomine.
-Dzięki, Aomine. Dziękuję, pani adwokat.
-Nie ma za co – machnęła ręką. –Zostawię moją wizytówkę, gdyby znów chcieli pana przesłuchiwać, proszę natychmiast po mnie dzwonić. Do widzenia, chłopcy. Pa, Daiki.
-Daiki? – Kise uniósł brwi.
-To przyjaciółka mojej mamy – Aomine wzruszył ramionami. –I mieszka w centrum Tokio, więc mogła być najbliżej. Kagami, co się właściwie stało?
-Po tej akcji w parku poszedłem do Tatsuyi, żeby z nim porozmawiać – Kagami zaczął im tłumaczyć po kolei, jak przebiegła rozmowa z Himuro, kiedy wychodzili z komisariatu.

            Aomine wrócił do domu taksówką, bo obiecał Sumire, że nie będzie się wałęsał sam po okolicy. Mimo to, kiedy wszedł do mieszkania, dziewczyna rzuciła mu się w ramiona i uścisnęła mocno.
-Co robisz, nie powinnaś wstawać – mruknął, biorąc ją na ręce. Dziś rano znów dostała napadu bólów, więc dlatego nie pojechała razem z nim.
-Tak długo nie wracałeś – szepnęła, obejmując go za szyję.
-Nie potrzebnie się martwiłaś, byłem z chłopakami, chociaż… - urwał, sadzając Sumire na kanapie i siadając obok. Ich wzrok spoczął na tablicy nakrytej kocem. Pod nim znajdowały się wszystkie szczegóły odnośnie prowadzonego przez niego śledztwa. –Zginął przyjaciel Kagami’ego, Himuro.
-Ten, który wczoraj w parku zrobił awanturę? – zapytała cicho.
-Tak, ten. Dzisiaj w nocy popełnił samobójstwo. Albo ktoś mu w tym pomógł.
-Myślisz, że morderca zmieniłby schemat?
-Nie, nie wydaje mi się. Może Kagami miał dosyć?
Sumire przesłoniła usta dłonią. Wiedziała, że Aomine i Kagami może nie byli najlepszymi przyjaciółmi, ale byli ze sobą dosyć blisko. Nie przypuszczała, że Aomine otwarcie zwątpi w zawodnika Seirin.
-Myślisz, że on go zabił?
-Albo do tego namówił. Może wiedział, że Himuro to morderca i chciał zatuszować wszystko to, co zrobił. Doradził mu samobójstwo, bo i tak czekałaby go kara śmierci.
-Jeśli to Himuro… to oznacza koniec, prawda? – Sumire spojrzała z nadzieją na Aomine. –To znaczy, że to wszystko się skończyło?


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Big girls don’t cry” (Fergie) oraz „Angel of Darkness” (Alec C. & Jasmine K.). Wgl hop, hop, hop~! Kilka ważnych ogłoszeń :) Numer 1: Jutro (tj. 01.09) ma urodziny moja Przyjaciółka i Współlokatorka w jednym, więc wszyscy pod nosem nucimy ciche „Sto lat”! Numer 2: A propos świętowania, dzisiaj, tj. 31.08 urodziny ma Aomine, więc nucimy „Sto lat” po raz drugi! A numer 3: czy bylibyście zainteresowani historiami dodatkowymi, bo mam pomysły na takowe, ale nie mam ich gdzie upchnąć w storyline ;)
PS. W folderze „Bohaterowie” pojawiły się nowe postacie ^^

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 32. Groźba.


Maj przywitał ich słoneczną pogodą i ciepłem. Zbliżał się czas letnich festiwali i tylko tym żyło liceum Seirin. Od ponad dwóch tygodni nie było żadnych informacji o kolejnych morderstwach i porwaniach, prasa również odpuściła i nie dręczyła już tak bardzo Pokolenia Cudów.
            Teraz Seirin miało na głowie kolejny problem. Co prawda, nie tak ogromny, jak morderstwa, ale również znaleźli się w kropce. Wielkimi krokami zbliżały się urodziny ich kapitana, a oni nie mieli najmniejszego pomysłu, co takiego mogliby mu podarować. Powołali nawet specjalną komisję, a przynajmniej próbowali. Mieli jednak problem z wybraniem przewodniczącego grupy; Kiyoshi nie nadawał się, ze względu na dorywczą pracę i rehabilitację, Izuki sugerował coraz to „śmieszniejsze” prezenty, Mitobe nie miał nic do powiedzenia, Koganei spiął się cały w sobie, a Tsuchida uznał, że jest zbyt mało płodny, by coś wymyślić, Kuroko wszyscy zignorowali, a na Kagami’ego nie głosował nawet Nigou. Kandydatury Riko nawet nie rozważali, wiedząc, że skoro to urodziny jej chłopaka, zapewne chciałaby wymyślić coś oryginalnego.
            Zebrali się, jak zawsze w kryzysowych sytuacjach, w mieszkaniu Kagami’ego. Seirin nawet nie udawało zaskoczenia, widząc, jak komfortowo Kuroko czuje się u swojego partnera. Co prawda, Kagami co jakiś czas nerwowo sprawdzał telefon, jakby czekał na wiadomość od kogoś, ale niczym się nie zdradzał. Kuroko to jednak widział, aczkolwiek, on również nie zaprotestował ani jednym słowem.
-Myślę, że możemy kupić mu jakąś figurkę – powiedział Koganei.
-Ma ich już pokaźną kolekcję, poza tym, o tym pomyślą wszyscy. Gumki?
-Przecież nie ma długich włosów – wtrącił Fukuda, a jego starsi koledzy zrobili obojętne miny i spojrzeli w sufit.
-Może nowe buty, te do gry mu się rozwaliły? – westchnął Izuki.
-To nie jest głupie. Znasz jego rozmiar, Izuki? – zapytał Kagami, patrząc na Kuroko, który właśnie karmił Nigou. Nie mógł się powstrzymać od kontemplowania delikatnego zarysu bioder Kuroko. Oczywiście, Seirin przemilczało fakt, iż najmłodszy zawodnik ma na sobie koszulkę Kagami’ego.
-Oczywiście, że znam jego rozmiar. Nasza przyjaźń ma szeroki zasięg.
-O Boże, to nawet nie było zabawne – jęknął Koganei.
-Czekajcie, dostałem sms od Riko – zaczął Teppei, po czym zdradził im, o czym była wiadomość.

             W dniu urodzin ich kapitana, spotkali się w jednym z tokijskich parków. Święto Hanami już dawno minęło, ale mimo to, na trawnikach siedziało wiele rodzin z dziećmi, a także młodych licealistów i gimnazjalistów, którzy zjawili się tutaj z okazji festiwalu. Pobliska świątynia organizowała święto lokalnego bóstwa, które Riko postanowiła wykorzystać i zorganizować swojemu chłopakowi małą, urodzinową niespodziankę.
            Koganei z Mitobe, a także Makoto i Tsuchidą przyszli wcześniej. Rozłożyli koc i postawili kosze z jedzeniem. Kiedy ich część planu była gotowa, zadzwonili do Teppei’a, który miał odebrać Hyuugę z jego domu i zabrać „na spacer”. Koganei napisał sms do Kuroko, żeby poinformował pozostałych, że mogą się schodzić, a także, żeby poinformowali Riko, że chłopcy są w stanie gotowości.

            Hyuuga nie mógł w to uwierzyć. Od samego rana jego telefon milczał. W to, że Kagami czy inni drugoroczni mogli zapomnieć o jego urodzinach, mógł uwierzyć, tak w to, że zapomniała nie tylko Riko i Makoto, ale też Izuki, Teppei i pozostali jego rówieśnicy! To stawało mu w gardle. No ale nic. Nie będzie się rzucać. Wkrótce zaczynały się eliminacje do Inter High, a z tymi morderstwami na karku, będą jeszcze cięższe niż rok temu. Wszyscy mieli na głowie ważniejsze sprawy, niż jego urodziny. Poza tym, urodzin pozostałych też nie świętowali jakoś szczególnie.
            Właśnie miał się wyciągnąć na kanapie i włączyć nową grę, którą dostał od rodziców, kiedy usłyszał głos matki.
-Junpei! Kiyoshi tutaj jest! – zawołała.
            Jego serce zabiło ciut szybciej. Czyżby Kiyoshi, jako jedyny pamiętał? Nawet z pracą dorywczą i rehabilitacją, znalazł dla niego czas?
            Przyjaciel wszedł do góry i pomachał mu lekko. Hyuuga odwzajemnił uśmiech, ale szybko znów wrócił do swojego stoickiego wyrazu twarzy.
-Cześć.
-Hej. Wszystkiego najlepszego – Kiyoshi uścisnął jego rękę. Hyuugę zmartwił fakt, że dłonie przyjaciela były szorstkie i zimne. Może przepracowywał się, mając tyle na głowie?
-Dzięki. Chcesz pograć?
-Chętnie, ale tak myślałem, że może przejdziemy się na spacer? Nie mam dla ciebie nic – lekko rozłożył ramiona – więc pomyślałem, że może przejdziemy się do świątyni, bo jest festyn, i postawię ci natto.
-O, spoko. Chętnie – Hyuuga schował telefon do tylnej kieszeni dżinsów. –Mamo, wychodzę!
-Jasne. Bawcie się dobrze, chłopcy. Junpei, weź sweterek!
-Tak, tak – jęknął, a Kiyoshi uśmiechnął się lekko.
-Musi być miło, co? – zapytał, gdy szli w stronę parku. Kiedy Hyuuga spojrzał na niego, dodał: -Wiesz, mieć rodzinę. I dziewczynę.
-No, no. Masz dziadków, którzy dla ciebie tak wiele poświęcili – Hyuuga odwrócił wzrok. –I tę dziewczynę, z którą byłeś ostatnio na randce. I nas!
            Zapadła chwila krępującej ciszy. Hyuuga współczuł Teppei’owi. Stracił rodziców, a tak właściwie nigdy ich nie poznał. Nie wyobrażał sobie wracać do domu, w którym nie czeka na niego mama. Uwielbiał weekendy, w które ojciec uczył go, jak szybko i sprawnie obcinać włosy i układać z nich ciekawe fryzury, albo majsterkowali wieczorami w garażu, gdzie uczył go robić dioramy. Całe jego dzieciństwo tworzyli rodzice i siostry, rodzina, do której mógł wrócić, niezależnie od tego, co się stało.
            Ale przecież Teppei nie był jedyny. Makoto i Riko również stracili część swoich rodzin. A ile było rodzin, w których mimo „pełnego domu”, mało było miłości?
-Ej, to nie jest dzień na takie tematy – powiedział w końcu. –Powiedz lepiej, jak rehabilitacja?
-Okej – Teppei wzruszył ramionami, pochmurniejąc. Hyuuga uznał, że to drażliwy temat, więc go nie drążył.
-Riko pomyślała, że moglibyśmy iść na podwójną randkę. Wiesz, ty i twoja dziewczyna i m…
-Zerwaliśmy.
-Czemu?
-To, co stało się w Labiryncie… to było dla niej za dużo – Kiyoshi odwrócił wzrok, patrząc obojętnie na ulicę.
-Hej, przykro mi – Hyuuga nie mógł powstrzymać autentycznej troski o przyjaciela. –Ale znajdziesz lepszą, zobaczysz!
-Mhm…
            Znów zapadła niezręczna cisza. Jak miał go pocieszyć? Nie był w tym dobry, a Kiyoshi wydawał się być całkiem zrezygnowany, co całkowicie do niego nie pasowało. Przecież miał Żelazne Serce, był twardy i zawsze wesoły.
            Już miał odezwać się i przeprosić, kiedy tuż przed wejściem do parku, natknęli się na Aomine i Sumire. Dziewczyna wyglądała na pochłoniętą kotkiem, którego starsza pani miała na smyczy (rozmawiały właśnie o zwierzętach), a chłopak ucieszył się na ich widok, chociaż domyślili się tego jedynie po lekkim uśmieszku. Ekspresja Aomine ledwo się zmieniła.
-Cześć – burknął go starszych chłopaków.
-Hej – odpowiedzieli niemal równocześnie.
-Też przyszliście na festiwal? – zapytał Hyuuga, wdzięczny, że pojawił się ktoś inny, kto może podtrzymywać konwersację, aczkolwiek Aomine nie był w tej dziedzinie ekspertem.
-Tak, ale Sumire wypatrzyła tego kota – odpowiedział, wsadzając ręce do kieszeni. –Ej, Hyuuga, wszystkiego najlepszego, nie?
-O – kapitan Seirin był zaskoczony. Nie przypuszczał, że Aomine wiedział o jego urodzinach. –Dziękuję.
-Właśnie, Hyuuga – Sumire oderwała się od kota i ujęła Aomine pod ramię. –Spełnienia marzeń – oznajmiła, uśmiechając się do niego ciepło. Miała na sobie granatowe kimono, które rozjaśniało się do dołu (gdzie było już lekko błękitne). Włosy, spięte w koczek, odsłaniały jej smukłą szyję.
            Jakby widząc, jakim zainteresowaniem obaj mierzą jego dziewczynę, Aomine chrząknął znacząco.
-Dziękuję, Hana – Hyuuga zarumienił się lekko. –Wyglądasz ba-ba…
-Bardzo ładnie – Teppei uśmiechnął się do niej szeroko, odzyskując typowy dla siebie humor.

            Aomine był zdziwiony tym, że Sumire tak kurczowo trzymała się jego ramienia, gdy szli przez park. Miała zimne dłonie i była strasznie blada, mimo upału, jaki panował. Nachylił się nad nią.
-Hej, wszystko w porządku? – mruknął.
-C-co? Tak, tak. Trochę zakręciło mi się w głowie, to wszystko – skłamała, czując, jak szybko bije jej serce. –Możemy na chwilę usiąść?
-Hyuuga, Kiyoshi, idźcie przodem – powiedział Aomine do starszych chłopaków. –Potrzebujemy trochę czasu dla siebie.
-Głupku! – pisnęła Sumire, kiedy Teppei i Hyuuga odeszli, uśmiechając się pod nosem. –Nie musiałeś tego mówić w ten sposób!
-Co w tym, hehe, złego? – Aomine usadowił ją na ławce i kucnął przed Sumire, ujmując jej dłonie w swoje. –Co się stało naprawdę?
-Nie wiem. Nagle poczułam się słabo. Może to przez to, że w tej yukacie nie da się oddychać!
-Mówiłem, żebyś ubrała się normalnie.
-Nie podobam ci się?
W głowie Aomine zaświeciła się czerwona lampka, oznaczająca zagrożenie. Zadane mu pytanie było bardzo podchwytliwe, a nie miał wiele czasu na przemyślenie swojej odpowiedzi.
-Wyglądasz pięknie – wyrzucił z siebie szybko. –Ale nie chcę, żebyś się męczyła.
Sumire roześmiała się cicho.
-Coraz lepiej ci idzie, Daiki. Chodźmy. Chcę zobaczyć minę Hyuugi, gdy znajdzie resztę.

            Midorima zastanawiał się, co go podkusiło, żeby przyjąć zaproszenie Yuny i towarzyszyć jej w drodze na urodziny kapitana Seirin. Powinien zacząć od tego, że prawie w ogóle nie zna tego kolesia i, z całym szacunkiem, ma ciekawsze rzeczy do robienia, ale wtedy przypomniał sobie o tym, jak on i jego dziewczyna pomogli Takao. Dlatego sprawdził też, jaki jest Szczęśliwy Przedmiot dla dzisiejszego solenizanta i zapakował go ładnie.
            Yuna, widząc pakunek w jego dłoniach, zachichotała lekko. Podejrzewała, że dobre wychowanie nie pozwoli Midorimie pójść z pustymi rękoma. On tymczasem był wdzięczny za to, że się śmiała – czas ten poświęcił na oswojenie się z widokiem dziewczyny w zielonym kimonie. Ona zauważyła jednak jego spojrzenie i okręciła się lekko dookoła własnej osi, prezentując się.
-I co? – zapytała, pochylając się lekko, ciekawa jego oceny.
-Ładnie – chrząknął – Ładnie wyglądasz.
-Coo? Tylko tyle? – Yuna wyglądała na zawiedzioną, a Midorima poczuł, ze robi mu się gorąco.
-My-myślę, że w tym kolorze ci do twarzy!

            Hyuuga był zaskoczony, kiedy w parku natknął się na Mitobe i Koganei’a. Obaj mieli na sobie męskie kimona (Mitobe podwinął rękawy swojego) i jedli watę cukrową (wyglądało to mniej więcej tak, że Mitobe trzymał patyk ze słodkością, a Koganei co chwila urywał sobie kawałek).
-Cześć – Koganei pomachał im, a Mitobe skinął im głową. –Też przyszliście na festiwal? Gdzie wasze kimona? Gdzie wasz duch świętowania?
-Jakoś tak – Hyuuga wzruszył ramionami. –Idziemy na natto, macie może ochotę iść z nami?
-Po co macie kupować! Tak się składa, że Mitobe zrobił natto i mamy je przy naszym kocu, prawda, Mitobe? – milczący chłopak energicznie przytaknął, urywając kawałek waty cukrowej i podając Kociakowi. Chłopak rozchylił wargi i pozwolił się nakarmić. Brakowało tylko, żeby zaczął mruczeć.

            Kiedy zbliżyli się do koca, Hyuugę nagle ogłuszył okrzyk „NIESPODZIANKA”. Otoczyło go całe Seirin, jeden przez drugiego chaotycznie składając życzenia. Był również Makoto, a wraz z nim, wciąż zawstydzony, Haruka. Mógł się spodziewać, że coś wymyślą i był zły na siebie, że w nich zwątpił.
-Przy okazji obchodzimy urodziny Tsucchi’ego i Kawahary, więc mamy potrójny powód! – zawołał radośnie Koganei, pokazując im tort, który upiekł Kagami.
            Ciasto miało kształt piłki do kosza, podzielonej na trzy różne części.
-Oo, zdążyliśmy na tort! – zawołał Aomine, a Sumire pacnęła go ręką w plecy.
-Ty byś tylko żarł, Aomine – prychnął z wyższością Midorima. –Hyuuga, wszystkiego najlepszego – podał mu swój prezent, a kapitan Seirin szeroko otworzył oczy.
-Nie spodziewałem się. Dzięki – powiedział, czując, jak coś ściska go w gardle.
-Najlepszego, Junpei – Yuna uścisnęła go mocno. –Prezent ode mnie dostaniesz później.
-Co?
-Nic – dziewczyna cofnęła się, z tajemniczym uśmiechem, i przytuliła się do ramienia Midorimy. Hyuuga nie wiedział, czy bardziej zdziwił go rumieniec zawodnika Shutoku, czy też to, że ujął dziewczynę za rękę.
            Postanowił, ze gdy impreza na terenie parku się skończy, wracając do domu zajrzy do domu Riko. Dzisiaj Kagetora miał wrócić ze Stanów, więc może wypadło jej z głowy. Albo się źle poczuła i nie chciała go martwić. To nie tak, że muszą sobie mówić wszystko.
-Junpei.
            Odwrócił się powoli i poczuł, ze w ustach rob mu się sucho. Tuż przed nim stała Riko; włosy miała spięte w koczek, a kilka kosmyków okalało jej twarz. Miała na sobie czarne kimono w kwiecisty wzór, które podkreślało jej delikatną sylwetkę. I… tak, Riko miała makijaż! Wszyscy, prócz Hyuugi (który był zajęty patrzeniem się na swoją dziewczynę) domyślili się szybko, że za wygląd trenerki Seirin odpowiada Kise (którego, przez Yunę, o pomoc poprosił Midorima).
-Pewnie myślałeś, że zapomniałam, co? Potroję ci za to trening – mruknęła, podchodząc bliżej. Chodzenie w kimonie krępowało jej ruchy, więc co chwila powtarzała sobie w myślach, że musi robić małe kroczki. Wielką pomocą okazało się dla niej to, że Hyuuga ujął jej dłonie i dzięki temu poczuła się pewniej.
-Ten widok wart jest nawet poczwórnego treningu – wymamrotał, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Riko prychnęła, rozbawiona i wspięła się na palce, by pocałować go lekko.
-Wszystkiego najlepszego – szepnęła.

            Spędzili razem całe popołudnie. Żartowali, śmiali się, a przede wszystkim jedli. Okazało się, że nie tylko Koganei i Mitobe przynieśli jedzenie, ale całe dwa kosze przyniósł również Kagami (co prawda, zawartość jednego on i Aomine zjedli na spółkę, nim ktokolwiek inny się zorientował). Naprawdę miło było myśleć o czymś innym, niż koszmar, który spotkał ich niedawno.
-Może, po takiej przerwie, jaka nastąpiła, morderca odpuści i nie będzie dłużej atakował? W końcu minęły dwa tygodnie bez ani jednego porwania – powiedział nagle Kawahara, a wzrok wszystkich spoczął na nim. –No, nie mówcie, że wy też o tym nie myślicie.
-Ja myślę – przyznał Kise. –Zwłaszcza, od kiedy Aominecchi…
            Aomine w tym momencie lekko i dyskretnie ścisnął jego dłoń. Kise spojrzał na niego, ale nikt inny nie zauważył sygnału, jaki mu dał.
-… od kiedy Aominecchi kazał mi obejrzeć ten horror o mordercy nastolatków.
-Ech, Kise, ty też jesteś głupi – Midorima poprawił okulary i już miał cos dodać, kiedy Yuna wsunęła mu do ust ciastko.
-Przeżuj, bo się zakrztusisz – zamruczała głosem ociekającym słodkością.
            Makoto zerkał na Harukę. Chłopak siedział na uboczu, starając się nadążyć za konwersacją. Na talerzyku przed sobą miał nietknięte ciasto.
-Hej, nie smakuje ci?
-Nie – mruknął.
-Więc co jest?
-Zawsze są tacy… chaotyczni?
-Tak – Makoto uśmiechnął się szeroko. –To jest w nich najpiękniejsze, prawda?

            Hyuuga i Riko wybrali się na krótki spacer; oficjalnie w celu wizyty w świątyni, nieoficjalnie po to, by pobić chwilę sam na sam. Trzymali się za ręce, a chłopak czuł się tak, jak gdyby mógł eksplodować ze szczęścia.
            W świątyni, prócz modlitwy, złożyli również datek z prośbą o powodzenie w nadchodzącym Inter-High. Obojgu zależało na tym, by udało im się obronić tytuł, a także by móc wystąpić w turnieju narodowym.
            Na zewnątrz zapadł zmierzch, więc było całkiem magicznie, gdy wędrowali po dziedzińcu świątyni, oświetlonej tylko setką papierowych lampionów.
-Może zrobimy sobie zdjęcie? – zapytała Riko, a Hyuuga przytaknął.
            Objęli się, nie tak, jak przyjaciele, ale jak wiele innych par obejmowało się i również robiło sobie zdjęcia obok nich. Podczas gdy Hyuuga wyciągnął rękę, by pstryknąć telefonem fotkę, Riko pocałowała go w usta. Dlatego zdjęcie wyszło dosyć zabawne: ona obejmuje go i całuje, a on ma zdziwioną, ale szczęśliwą minę.
-Wyślij mi je – poprosiła. Hyuuga wziął jej telefon do ręki i przesłał zdjęcie, ale na obu aparatach ustawił je jako tapetę.
-Podobno tak się robi – oznajmił. –Już dawno powinniśmy to zrobić.
-Mhm – zgodziła się Riko, kładąc głowę na jego ramieniu. –Jestem niespokojna – wyznała nagle. –Nie powinniśmy ich zostawiać na tak długo samych.
-Riko, to prawie dorośli ludzie. I są w kupie. Co złego mogłoby się stać?

            Kagami mógłby przysiąc, że jest najbardziej pechowym człowiekiem na świecie. W jednej chwili on i Kuroko tulili się do siebie dyskretnie, korzystając z półmroku, dającego anonimowość, a w drugiej ktoś szarpał Kagami’ego za ubranie, podczas kiedy Mitobe i Aomine próbowali ich rozdzielić. Kuroko klęczał, czując, jak piecze go policzek, który ktoś spoliczkował (nawet nie wiedział, kiedy).
-Nie obchodzi cię, co ja czuję, co, Taiga? – Himuro, którego Aomine trzymał za ramiona, wyrywał się, ale zawodnik Too był od niego silniejszy. –Kiedy ja jestem w domu i potrzebuję wsparcia, bo najbliższa mi osoba została zamordowana, ty wraz z przyjaciółmi siedzisz i bawisz się w najlepsze!
-Tatsuya, wiesz, że nie o to chodzi… nie rób skandalu, uspokój się. Chciałem o tym z tobą porozmawiać, dlatego dzwoniłem i pisałem…
-I co z tego, że pogadasz ze mną przez telefon albo napiszesz kilka sms-ów?!
-Możesz zawsze odwiedzić mnie i Tetsu, przecież ci mówiłem…
-Nie chcę przychodzić do ciebie, kiedy on tam jest! – Himuro oskarżycielsko pokazał palcem na Kuroko, który spuścił głowę.
-Tatsuya…
-Przeklinam was! Wszystkich, jak tutaj siedzicie!
            Yuna mimowolnie przytuliła się do ramienia Midorimy, a on objął ją i oparł czoło o jej czoło.
-Nie słuchaj go – szepnął.
-Nie słucham – skłamała, kurczowo trzymając się jego koszulki. Widok Himuro, który szarpał się z Aomine i przeklinał Seirin oraz żyjących członków Pokolenia Cudów przestraszył ją.
-Wszyscy zginiecie, nim ten rok się skończy – oznajmił Himuro. –On po was przyjdzie i ukarze was za to, że wszyscy jesteście fałszywymi przyjaciółmi i kochankami. Nic was nie łączy prócz strachu i bólu – Sumire drgnęła i spojrzała na Aomine, ale chłopak był zbyt zajęty szarpiącym się człowiekiem. –Ty – pokazał palcem Kuroko – Ty będziesz ostatni. Będziesz świadkiem śmierci swoich przyjaciół, a potem dołączysz do nich w piekle!
-Odprowadzę go do hotelu – mruknął Kagami, spuszczając lekko głowę.
-Pójdziemy z tobą – dodał Koganei, a Mitobe przytaknął.
-Ktoś musi…
-Ja odprowadzę Kuroko do domu – Izuki uśmiechnął się do młodszego kolegi ze współczuciem.
-Ja pójdę z nimi – Kise lekko się podniósł. –Kurokocchi mówił, że mogę u was przenocować.
-To może być niebezpieczne, was dwóch razem i tylko jedna osoba, która nie jest z Pokolenia…
-My też pójdziemy. Mieszkamy niedaleko – Makoto uśmiechnął się łagodnie.
-I co, znów zgrywacie swoją szopkę? Idziecie do domu, pieprzyć się nawzajem, pławiąc się w miłych słówkach i wzajemnym poklepywaniu po plecach?! – Aomine puścił Himuro, ale nim ten zdołał cokolwiek zrobić, Kagami złapał go za ramię.
-Idziemy, Tatsuya – mruknął. –Nie psuj tego wieczora, proszę. To urodziny moich przyjaciół.
-To ich ostatnie urodziny – Himuro wyszarpnął się swojemu byłemu kochankowi i nerwowo otrzepał swoje ubranie. –Nikt z was nie dożyje kolejnych!










W rozdziale wykorzystano piosenkę „Aishiteru” (Kourin)  oraz "Takaramono" (Marina Kawano). Obie piosenki pochodzą z anime „Natsume Yuujinchou”, które Wam serdecznie polecam! Dla mnie jedna z lepszych pozycji (myślę nad krótkim ff związanym z tym tytułem). Wzruszająca, piękna, cudowny główny bohater (seiyuu ten sam, którego ma Akashi z Kurobasu).

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 31. Falling.










            Przemierzał uliczki Tokio, klnąc pod nosem. Mimo nadejścia cieplejszych miesięcy, pogoda tej nocy była nieprzyjemna i deszczowa. Zazwyczaj odpowiadała mu taka, bo dzięki temu na dworze nie było wielu ludzi, mało kto mógł więc zwrócić uwagę na zakapturzoną postać, która cicho przemykała pod ścianami i murami, naciągając materiał tak głęboko na twarz, że widać było tylko jego podbródek.
            Bolał go prawy bok, w który zraniła go jego poprzednia ofiara. Szarpał się i rzucał, przez co niemal uwolnił się z więzów. Na szczęście przewidział taką możliwość, więc miał pod ręką kolejną strzykawkę z środkiem usypiającym. Mimo to, potraktował go brutalniej niż resztę. Coraz częściej się irytował i coraz dłużej trawiła go gorączka mordowania. Widział wciąż ich twarze, śmiejące się do niego ze zdjęć, które zawiesił w piwnicy. Niszczył je, ciął, mazał po nich markerem, a mimo to, wciąż widział, jak szyderczo się z niego nabijają. Zawsze się z niego nabijali.
            Teraz on będzie nabijał się z nich.

            Aomine otworzył drzwi, nim Imayoshi w ogóle dotknął dzwonka. Były kapitan Tōō lekko wygiął usta w, całkiem słodkie, „O”, ale wszedł do środka, nie komentując tego, że chłopak musiał na niego czekać. Tuż za nim nerwowo kroczył Sakurai, mnąc w dłoniach dół swojej bluzy.
-Dzień dobry, Aomine.
-Cześć, Ryo, Imayoshi. Wejdźcie. Wasz telefon nas zaskoczył, na szczęście.…
-… zawsze mam coś w kuchni – dokończyła Sumire, wychodząc im na spotkanie. Wycierała wilgotne dłonie w ściereczkę kuchenną. –Jesteście głodni, mam nadzieję?
-Pomogę ci w kuchni, Hana!
-Jasne – Sumire zmarszczyła brwi, ale nie protestowała. Po minie Imayoshi’ego i Aomine domyśliła się, że obaj chcą zostać sami. Widocznie Sakurai również nie mógł brać udziału w „męskiej” rozmowie.
            Aomine poprowadził byłego kapitana do salonu i niedbałym gestem zasugerował mu, żeby usiadł. Sam rozsiadł się w fotelu i ściszył telewizor, w którym właśnie kończył się film, jaki jeszcze chwilę temu oglądał z Sumire. Liczył na jakieś przytulanki, ale przerwał mu telefon informujący, że za dziesięć minut będą mieć gości.
-Więc? – zapytał Aomine, niekoniecznie uprzejmie.
            Imayoshi wyciągnął z torby papierową kopertę i podał mu. Miał zacięty wyraz twarzy, a jego oczy patrzyły na Aomine przenikliwie.
-Wczoraj o jedenastej rano, niejaki Nijimura Shūzō dostał kopertę ze zdjęciami Haizaki’ego, a także krótkim i mało przyjemnym filmem. Jako że wciąż mam na uwagę twoje… hobby, jak tylko dostałem informację na maila pana detektywa, od razu ściągnąłem dane. Była tam też, zabawne, wzmianka o tym, że pojechałeś ostrzec swojego kolegę.
-Tak. Ostrzegłem Kise, moim zdaniem to on jest kolejny – Aomine obrócił kopertę w dłoniach i spojrzał w stronę kuchni, nim ją otworzył.
-Nie chcę, żeby Sakurai to widział – oznajmił Imayoshi. –Nie powinien. Sumire też nie powinna.
-Wiem – Aomine nie odrywał wzroku od tego, co uwieczniono na zdjęciach. –Ale moja dziewczyna nie jest jakimś słabeuszem.
-Nie, nie jest, mimo to jest wciąż kobietą. Nie mieszaj jej w to, Aomine.
-Dzięki. Za kopertę i za radę – burknął, odkładając zdjęcia na stół. Kolejne słowa wydarte na piersi, kolejne puste oczodoły. –Dlaczego on zabiera ich oczy? – mruknął.
-Może swoje ma chore? Wiesz, że poważniejsza wada wzroku eliminuje cię z zawodów.
-To miałoby sens, gdyby zabierał tylko oczy. Ale ta cała nienawiść, którą on w to wkłada… Zastanawia mnie to, Imayoshi. Haizaki nie był częścią Pokolenia Cudów. Odszedł, nim tak nas nazwano, zastąpiony przez Kise. Łatwo się pomylić, gdy ktoś nie zna naszej historii. Nie zna jej tak dobrze, jak my.
-Czyli wracasz do tego, że to Akashi?
-Nie. Nie wiem. Nie sądzę. Chociaż oczy i Akashi… może przez heterochronię ma coś ze wzrokiem? I nie może dłużej grać?
-Mogę znaleźć jego akta medyczne, jeśli jesteś zainteresowany.
-Wiesz co – Aomine spojrzał mu w oczy. –Znajdź mi dane medyczne wszystkich.
            W tym samym momencie do salonu weszła Sumire z Sakurai’em. Aomine szybko schował zdjęcia do koperty, po czym wyciągnął rękę, a dziewczyna postawiła tacę na stole i wsunęła się pod jego wyciągnięte ramię. Sakurai usiadł obok Imayoshi’ego i sięgnął po herbatę.
            Nagle ich uwagę przykuły wiadomości. Aomine pogłośnił TV i skupił się, wiedząc, że reszta też to robi.
            Prezenterka stała na tle jeziora, które znajdowało się na obrzeżach Tokio. Wiatr szarpał jej włosami, podczas gdy za jej plecami dźwig właśnie wyławiał z jeziora wrak samochodu.
-Według najnowszych doniesień, w aucie znajdują się zwłoki. Przez wzgląd na to, jak długo znajdowały się w wodzie i to, co zrobiły z nimi żyjące w wodzie ryby, identyfikacja będzie praktycznie niemożliwa. Prawdopodobnie są to porachunku gangsterskie, gdyż  z auta usunięto tablice rejestracyjne. Policja nie podała jeszcze informacji o tym, czy w aucie znaleziono inne dokumenty.
-Masakra – szepnęła Sumire, opierając policzek o pierś Aomine. –Tyle złego się dzieje.
-Ciekawe, co ten człowiek zrobił. Przepraszam, to pewnie nie jest ważne dla was – Sakurai lekko się skulił, ale Imayoshi dotknął jego uda i pogłaskał je.
-To miasto chyba nigdy nie będzie spokojne. Napady na koszykarzy, porachunki yakuzy. Masz mi się w nic nie wplątać, Ryo.
-Tak jest!

            Hyuuga wpatrywał się w śpiącą Riko. To była jego grzeszna przyjemność, gdyż naprawdę lubił to robić, z pełną świadomością tego, że Riko bardzo tego nie pochwala. Mimo to, nie mógł się temu oprzeć. Zwłaszcza wtedy, kiedy jego własna koszulka, w której dziewczyna spała, zsuwała się z jej ramienia, odsłaniając fragment jasnej skóry i obojczyk. Dotykał go ustami, delikatnie, by jej nie obudzić. Riko pachniała jego żelem pod prysznic. Może uda mu się, po cichutku, dobrać do niej, obudzić ją czułym, ale miłym powitaniem…
-WSTALIŚCIE JUŻ?! – jego mama weszła do pokoju, trzaskając drzwiami. Riko poderwała się, uderzając głową w nos Hyuugi. Chłopak złapał się za niego i jęknął cicho.
            Najlepszym środkiem antykoncepcyjnym okazała się jego matka.
-Cześć, mamo – mruknął.
-Dzień dobry, pani Hyuuga! – pisnęła Riko, rumieniąc się. Normalnie Hyuuga uznałby to za urocze, ale teraz za bardzo był poirytowany.
-Cześć, słonka – kobieta uśmiechnęła się szeroko. –Synu, dostajesz eksmisję na cały dzień. Ja z Riko będziemy gotować.
-Nie.. nie, nie, nie!
-Junpei! – mruknęły obie, dokładnie tym samym, karcącym tonem.
            Tak więc dwie godziny później Hyuuga stał pod domem Izuki’ego, nie bardzo wiedząc, co innego mógłby ze sobą zrobić. Było mu trochę głupio, gdyż ostatnio nie miał wiele czasu dla swojego najlepszego przyjaciela, a i Izuki od Winter Cup bardzo się zmienił. Co prawda, w szkole i na treningach dalej dogadywali się bez problemów, ale Hyuuga czuł, ze między nimi coś się zmieniło.
            Otworzyła mu matka przyjaciela i gestem zachęciła, by wszedł do środka. Hyuuga skłonił głowę i zaraz na progu domu zdjął buty.
-Dawno cię u nas nie było, Hyuuga. Słyszałam, że teraz ty i Riko chodzicie ze sobą. Gratulacje. Już od gimnazjum za nią szalałeś.
Chłopak zarumienił się i w myślach przeklął za długi język Izuki’ego, którym ten bez przerwy orał na prawo i lewo.
-Mhm, dziękuję. Izuki jest u siebie? – zapytał szybko.
-Tak, ale on… - kobieta westchnęła, wiedząc, że Hyuuga już jej nie słyszy, znajdując się w połowie schodów – on nie jest sam.
            Hyuuga obejrzał się za siebie pod drzwiami, ale z ulgą przyjął fakt, że matka Izuki’ego za nim nie poszła. Złapał oddech i bez pukania wszedł do środka.
            By chwilę później tego pożałować.

            Izuki leżał obrócony plecami do drzwi. Kołdrę miał naciągniętą do pasa, a ramieniem obejmował jakiegoś rudzielca, który spał obok, z twarzą wtuloną w jego pierś. Hyuuga żachnął się i zrobił krok do tyłu. Nie wiedział, że Izuki ma dziewczynę. Co prawda, ostatnio kolega znikał często i coraz rzadziej wychodził z nimi wieczorami lub w weekendy, ale dlaczego nie powiedział, że z kimś się spotyka? Może wystraszył się tego, że Riko zaplanuje potrójną randkę, dla nich, dla nas i dla Kiyoshi’ego z jego dziewczyną, pomyślał z rozbawieniem.
            Hyuuga chrząknął, dosyć głośno, zastanawiając się nad tym, jak ta sytuacja podobna jest do tego, co spotkało go dziś rano. Czy Izuki też zrobi taką zaskoczoną minę?
            Ale to on zrobił zaskoczoną minę, kiedy Izuki poderwał się, a tuż obok niego… poderwał się Akashi. Obaj przyciskali kołdrę do piersi, patrząc na niego z rosnącym przerażeniem.
-Ty… ty i Akashi?!

            Akashi milczał. Przesuwał tylko wzrokiem od Izuki’ego do Hyuugi, którzy w milczeniu siedzieli po dwóch stronach stołu. Kapitan Seirin trzymał w dłoniach kubek z herbatą i patrzył na niego, jakby była to najbardziej fascynująca rzecz na świecie. Izuki z kolei patrzył na przyjaciela, zaciskając dłonie na kolanach.
-Nie tak miałeś się dowiedzieć – mruknął.
-A miałem się dowiedzieć, d’aho? – prychnął. –Jak długo to trwa?
-Kilka tygodni.
-Kilka tygodni – powtórzył, z pozoru spokojnie. –I ani razu, ani przez jedną sekundę nie mogłeś powiedzieć „Hej, Hyuuga, wiesz, ja i Akashi spotykamy się ze sobą, ale nie martw się, mam wszystko pod kontrolą”.
-Bo mam – burknął Izuki, mrużąc oczy. –Sei i ja…
-Sei? Nazywasz go „Sei"?
-A co w tym złego? – warknął Akashi, który miał dosyć tej absurdalnej rozmowy. Izuki znał jego powody, wiedział, co ich łączyły. Hyuudze nic do tego! –Shun, nie musisz się z niczego tłumaczyć.
-Hyuuga jest moim przyjacielem. Zasługuje, żeby wiedzieć – Izuki spuścił z tonu. –Zakochałem się, Hyuuga. Po prostu. Rozumiesz to. Ciebie też to spotkało. Wiem! Wiem – uniósł dłoń, widząc, że przyjaciel otwiera usta – Wiem, że ty i trener to inna para kaloszy. Wiem. Wiem, że Kagami i Kuroko są osobną historią. Wiem. Wiem… Ale to…
-Jest silniejsze – dokończył Hyuuga.
            Sam doskonale wiedział, jakie to uczucie, pragnąć kogoś, a nie móc się do niego zbliżyć. Być obok, być na wyciągnięcie ręki, ale nie móc zrobić nic, nie mów powiedzieć nawet słowa, które zdradziłoby jego uczucia. Wiedział, jak to jest trzymać wszystko w sobie, dusić, w obawie, że druga osoba rozwieje się jak sen, kiedy jej dotknie. Minęło prawie pięć lat nim udało mu się zbliżyć do Riko. Teraz nie wyobrażał sobie życia bez niej. Jak mógł potępiać Izuki’ego za to, że w obliczu takich, a nie innych okoliczności, odnalazł swoje szczęście i ukrył je przed nimi? To bolało go najbardziej: to, że Izuki nie powiedział mu ani słowa, mimo że on zawsze zwierzał mu się ze swoich uczuć do Riko. A przecież też ukrywał przed nim swój związek.
-Okej. Okej – Hyuuga westchnął, drapiąc się w kark. –Okej. Nie lubię cię, Akashi. Ale jeśli Izuki jest szczęśliwy… Nikomu nie powiem.
-Nawet trenerowi? – dopytywał Izuki, nachylając się nad stołem.
-Nawet Riko. Ona mnie zamorduje, bo zawsze wie, kiedy coś ukrywam. Ale nie powiem. Skoro wasza…relacja… ma pozostać tajemnicą.
-Dzięki, Hyuuga – Izuki obdarzył go promiennym uśmiechem.
-Dziękuję – prychnął Akashi, który uznał, że to burza w szklance wody. Nikt nie musi wiedzieć, mogą wiedzieć wszyscy.
Kochał Izuki’ego, tylko to się liczyło.

            Obserwował swoją kolejną ofiarę. Nienawidził tego człowieka. Był wszystkim, czym gardził i czego pożądał. Był śmieciem, a jednocześnie był gwiazdą. Chciał być taki, jak on, ale nigdy nie chciał być nim. Najważniejsze było jednak, by zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy. Sprawić, by w oczach były tylko łzy. Chciał słyszeć jego błagania, gdy będzie się w niego wbijał. Chciał czuć, jak ciało prześladowcy powoli wiotczeje, gdy kończy się wola walki. Chciał usłyszeć prośby o darowanie życia. Chciał czuć na palcach krew, która powoli wypływa z ich ciała. Chciał znów je kroić, kroić i kroić, z każdego wycinać fragment dla siebie.
            Ale oni byli tylko środkiem. Taaak. Byli niczym w porównaniu do człowieka, którego nienawidził najbardziej. Dostał wszystko, co powinien dostać on. Ale życie nie było fair, musiał sam odebrać to, co należało do niego. Nie zrozumiał ostrzeżeń, nie przejął się wiadomościami dla niego. Dlatego zginie. W końcu zginie.
            Bo życie nie było fair.






W rozdziale wykorzystano piosenkę „Distance of Light and Shadow” („Hikari to Kage no Kyori”, jest to character duet song Aomine i Kuroko, czyli Suwabe Junichi i Ono Kensho) oraz  „Falling insi de the black” (Skillet). Moja Siostra napisała OS AoKise, w związku z poprzednim chapterem. Możecie go przeczytać TUTAJ.