Today I saw my hero fall apart
(Dziś widziałem jak mój bohater się rozpada)
The one who taught me to be strong
(Dziś widziałem jak mój bohater się rozpada)
The one who taught me to be strong
Aomine
tylko dzięki wrodzonej zręczności i szybkiemu oku zdołał uniknąć ciosu
Teppei’a. Rzucił się na lewo, uderzając biodrem w biurko; zaklął pod nosem,
kiedy ból przeszył jego ciało, ale nawet na ułamek sekundy nie przestał się
skupiać. Wiedział, że teraz walczy o coś więcej niż życie Hyuugi – walczy o
swoje życie. I o to, by Sumire, gdy odzyska przytomność, wróciła do
bezpiecznego świata bez tego świra.
Musiał
szybko analizować to, co się działo. Dzieliła ich zaledwie jednocentymetrowa
różnica wzrostu, ale Aomine był lepiej zbudowany. Kiyoshi od kiedy przestał
grać, a zaczął rehabilitację – to wiedział od Tetsu – to zapuścił się pod
względem fizycznym. To działało na korzyść Aomine. On wciąż był szybki, szybszy
niż ktokolwiek inny. Potrafił wejść w Zone na życzenie, nic go nie
ograniczało.
Był nie do
zatrzymania i nie był zwierzyną, na którą mógł polować jakiś idiota.
Aomine
zauważył, że Kiyoshi znów rzuca się do ataku, więc przeturlał się po ziemi i z
całej siły od tyłu kopnął go w kolano. Morderca ryknął wściekle, jak zraniony
niedźwiedź, po czym opuścił siekierę i oparł się na niej.
-A więc rehabilitacja to ściema, nic nie robiłeś z kolanem –
mruknął Aomine, podnosząc się.
-Zabiję cię, skurwysynu!
-Spróbuj. Ja nie jestem bezbronną dziewczyną albo kolesiem
odurzonym narkotykami – warknął.
-Nie rozumiesz! Musiałem chronić Seirin przed wami, wy
wszyscy im zagrażacie, a ty najbardziej… tak, ty najbardziej – dodał, jakby
chciał przekonać sam siebie, znów podnosząc siekierę.
-Nie przenoś koszykówki poza boisko – prychnął Aomine.
-I kto to mówi!
-Obaj się zmieniliśmy – mruknął, znów przygotowując się do
obrony. –Tylko że ja spotkałem kogoś, kto uświadomił mi, że poza koszykówką
jest świat warty bycia w nim – dodał, umykając przed ciosem i łapiąc metalową
rurę, którą zobaczył wcześniej.
Teppei
prychnął, rozbawiony i rzucił się w jego stronę. Aomine znajdował się w takim
miejscu, z którego nie mógł już mu nigdzie uskoczyć.
To był koniec.
A przynajmniej
tak myślał, nim Aomine usłyszał cichy tupot stóp. Uniósł rurę i odparował cios
siekiery, czekając na wsparcie; metaliczny dźwięk przeszył go aż do koniuszków
nerwów. Kiyoshi, korzystając z tego, że Aomine ma zajęte obie dłonie, z całej
siły przyłożył mu pięścią w twarz. Głowa chłopaka odskoczyła do tyłu, a on sam
myślał tylko o tym, że chce znów zobaczyć Sumire.
-Zginiesz tu, ty mutancie, ty
potworze – bełkotał Teppei, wyrywając mu rurę i odrzucając ją na bok.
W tym samym momencie jednak usłyszeli strzał, a
siekiera wypadła z jego rąk. Kiyoshi ze zdziwieniem spojrzał na swoje krwawiące
ramię, jakby nie do końca zrozumiał, co się stało.
-Rzuć broń – warknął Agent
Ward, wciąż do niego celując. –Odłóż tę siekierę!
-On musi zginąć! Ty też!
Kolejna kula trafiła go w brzuch,
ale to trzecia, wpakowana w kolano, sprawiła, że Kiyoshi upadł i już się nie
podniósł. Pod nim rosła kałuża krwi.
Aomine odetchnął, ocierając spod
nosa krew i zupełnie nie rejestrując tego, że ona dalej płynie. W dwóch krokach
dopadł Hyuugi, który stracił przytomność podczas walki.
-Hej,
hej, zostań tutaj – poklepał go po policzku, słysząc jakby przez mgłę, że Agent
wzywa karetki i policję. –Eeej, ty, no, Junpei – burknął. –Heeej, obudź się.
-Rozwiążmy
go. Karetka już jedzie – mruknął detektyw, wyjmując scyzoryk i rozcinając więzy
Hyuugi. Kapitan Seirin jednak bezwładnie osunął się w ramiona Aomine, a ten
czuł, jak coś ciepłego przesiąka przez jego ubranie.
-Ej,
ej, ta twoja dziewczyna czeka. Aida… Riko? Riko, prawda? Riko chce, żebyś do
niej wrócił!
Kagetora dyszał, kiedy biegł do
pokoju Riko. Jego ukochana jedynaczka właśnie wróciła z kolejnych poszukiwań i
teraz cicho płakała w samotności. Wpadł do środka, nawet nie pukając, a Riko
poderwała głowę, nie mając siły na niego krzyczeć.
-Kagami
i Kuroko przyszli – oznajmił, patrząc na nią. Widział, jak nie tylko strach,
ale i nadzieja pojawiają się w jej oczach. –Wydaje się, że Midorima do nich
dzwonił i coś wiedzą.
Nim ich trenerka zbiegła na dół,
Kagami mocno objął Kuroko, ale wpatrywał się tępo przed siebie. Sam fakt, że
musiał tą wiadomość przekazać swojemu partnerowi był dla niego bolesny, a jak
miał powiedzieć Riko, że to jej najlepszy przyjaciel zabił tyle osób, a teraz
uprowadził jej chłopaka?
-Nie
chcę tego mówić, Tetsu…
-Wiem,
Kagami – pogłaskał go po szyi. –Ale Riko musi wiedzieć. Ona musi znać prawdę…
-Jaką
prawdę? J-jaką? – dziewczyna stanęła w pół kroku, patrząc na nich pytająco.
–Kagami, Kuroko, jaką prawdę?
Słysząc, jak z każdym kolejnym
słowem jej głos łamie się coraz bardziej, Kuroko ścisnął dłoń Kagami’ego.
Widział, jak chłopak zbiera się w sobie, jak otwiera usta, jak próbuje wydobyć
z siebie głos…
Na szczęście, Kagami nie musiał nic
mówić. Drzwi otwarły się z trzaskiem, a do środka wpadła Yuna z Midorimą.
-Ri,
Ri! Znaleźli ich! – wykrzyczała, opierając dłonie na kolanach i łapiąc oddech.
–Shintarou…
-Tak.
Jadą właśnie do tego samego szpitala, gdzie jest Hana – powiedział, poprawiając
okulary. –Wszyscy. Hyuuga. Kiyoshi. Aomine.
-Aomine?
– Riko już zakładała buty, w biegu łapiąc swoją torbę. –Dlaczego nikt do mnie
nie zadzwonił?!
-Nie
mogliśmy się dodzwonić – jęknęła Yuna.
-Jak
t… ach. Bateria mi padła – wymamrotała Riko, ciskając komórką na
stoliczek.–Musimy złapać metro i…
-Wskakujcie
do busika, dzieciaki – mruknął Kagetora, ściągając z malutkiego wieszaczka
obręcz z kluczykami do busika z logo jego sali gimnastycznej. –Midorima, ty
będziesz nas pilotował.
Dotarcie do szpitala zajęło im kilka
minut, w czasie których Riko z komórki ojca zdążyła zadzwonić do rodziców
Hyuugi. W krótkich słowach przekazała im to, co sama wiedziała. Przez to nie
zauważyła, jak na tylnych siedzeniach Midorima pytająco patrzy na Kagami’ego, a
ten przecząco kręci głową. Yuna zagryzła wargę i założyła kosmyk włosów za ucho;
kiedy Riko dowie się prawdy będzie zdruzgotana.
Midorima lekko ścisnął jej palce, co
uspokoiło Yunę. Teraz, kiedy wszystko się skończyło, był bezpieczny. Na samą
myśl o tym, miała ochotę płakać.
W drzwiach
szpitala niemal zderzyli się w rodziną Hyuugi i rodzicami Aomine. Ci drudzy
byli zaskoczeni tym, że ich syn jedzie do szpitala – myśleli, że już tutaj jest
i pilnuje Sumire.
-Czy ktoś próbował dodzwonić się do dziadków Teppei’a? –
zapytała Riko, lekko unosząc rękę, podczas kiedy ojciec Hyuugi i jej podeszli
do dyżurki pytać o to, gdzie znajdą rannych.
-Dzwoniłam chwilę po twoim telefonie, ale komórka dziadka
Kiyoshi’ego milczy, a domowy chyba mają odłączony.
-Może Izuki będzie coś wiedział, w końcu był z nimi blisko –
Riko odruchowo chciała sięgnąć po telefon, nim przypomniała sobie, że przecież
go nie ma. Widząc jej nerwowy gest, pani Hyuuga podała jej swoją komórkę.
-Mam tutaj numery wszystkich waszych kolegów – powiedziała
łagodnie. Riko dopiero teraz zauważyła, że dłonie kobiety drżą tak niesamowicie,
że z trudem utrzymywała go w palcach. –Niestety, ja nie dam rady, kochanie…
-Oczywiście – skinęła głową, walcząc z własnym lękiem i
łzami. Skoro Yuna mówiła, że wiozą ich do szpitala, to obaj żyli. Musieli żyć.
Ale co robił z nimi Aomine? Poza tym, policja dopadła Hanamiyę, więc…to koniec.
–Izuki? Och, Izuki, gdzie jesteś? – Riko nawet nie przejęła się tym, że głoś
jej się załamał, kiedy usłyszała przyjaciela.
-U Sei'a. Znaleźli ich?!
-Tak – uniosła głowę i zaczęła szybko mrugać, by odpędzić
łzy. –J-jesteśmy w tym szpitalu, gdzie leży Sumire. M-mają ich tutaj przywieźć.
A… ale słuchaj, Izuki, masz kontakt z dziadkami Teppei’a? Nikt z nas nie może
się do nich dodzwonić. Swoją drogą, kiedy Teppei zaginął…
-… też nie odbierali telefonu – dokończył Izuki, nagle
zdziwiony tym, że nie pomyśleli o tym wcześniej. –O Boże, Kiyoshi będzie
załamany, jeśli coś im się stało. Wiesz co, już tam jedziemy – dodał, widząc,
jak Akashi wzywa taksówkę. –Po drodze zadzwonię po resztę.
Pierwsi do
szpitala dotarli detektyw Ward i Aomine. Chłopak co chwila fuczał coś nerwowo,
przykładając do nosa zimny okład, jaki dostał od sanitariuszy. Na ich widok
zgromadzeni w poczekalni poderwali się.
-Za chwilę wszystko państwu wyjaśnię – oznajmił detektyw.
–Panie Aomine, pana rodzice.… jest pan wciąż niepełnoletni, jakby na to nie
spojrzeć… jak to będzie wyglądać w papierach…
-Jak byście pracowali dobrze to by nie musiało nic wyglądać
– warknął, podchodząc do mamy i pozwalając, by się do niego przytuliła. Pani
Aomine nie pytała ani o rozbity nos, ani o podarte i brudne ubrania.
Najważniejsze, że syn był przy niej.
-Pracowaliśmy dobrze, gdyby nie…
-Gdyby nie cynk od anonimowego źródła, pewnie dalej byście
ścigali Hanamiyę – burknął, a detektyw Ward zbladł.
-Posłuchaj, młody człowieku…
-Nie, to pan niech posłucha. Gdyby nie informacja z
zewnętrznego źródła, dalej gonilibyście swój własny ogon, a ten świr zdążyłby
zabić Hyuugę Junpei’a.
-Policja w Tokio i urząd FBI…
-Chwila – przerwała Riko, łapiąc Aomine za nadgarstek tak
mocno, że aż zbielały jej knykcie. –Hyuuga żyje, tak? Tak?
-Tak. Znaczy się, no… - Aomine chciał z grubej rury
powiedzieć jej, że żyje, ale nie wie, czy przeżyje, ale matka dyskretnie
uszczypnęła go w drugą rękę.
-A Teppei? Mówiłeś tylko o Junpei’u…a Teppei? Co z nim? Nee,
co z nim?
-Wy… - spojrzał na pozostałych, którzy właśnie podziwiali
czubki swoich butów. –Wy jej nie powiedzieliście?
-Powiedzieli czego? Aomine?!
I jakby
znów cud uratował go od odpowiedzi. Drzwi szpitala otwarły się z hukiem, a do
środka wpadli sanitariusze jednej karetki za drugą. Na pierwszych noszach Riko
z trudem rozpoznała Hyuugę.
Chłopak
miał siną twarz, wręcz niebieską, na brodzie i pod nosem zaschnięta krew
tworzyła dziwne wzory. Ku jej przerażeniu, był niemal nagi i widziała, jak
brutalnie pokaleczone jest jego ciało. Najgorsze było jednak to, co krzyczeli
lekarze.
-Mężczyzna, lat 18, Hyuuga Junpei, ofiara seryjnego mordercy
– relacjonował sanitariusz medykom. Rozległe rany cięte i kłute, utrata krwi
doprowadziła do hipowolemii, ostra niewydolność narządów, podejrzewamy zapaść.
-Saturacja spada!
-Tracimy go!
-Hej, chłopie, trzymaj się, dotarłeś już tak daleko –
warknął jeden z sanitariuszy, wskakując na nosze i zaczynając uciskać pierś
Hyuugi.
Riko miała
wrażenie, że znajduje się na planie
jakiegoś słabego filmu lub jej najgorszego koszmaru. Mimo, że cała scena trwała
może ułamek minuty, dla niej była to wieczność. W ciele leżącym na noszach z
trudem rozpoznawała chłopaka, którego kochała.
-Nie patrz, Chryste, Riko – Kagetora objął ją, ale nie
zdążył obrócić, kiedy na korytarzu pojawiła się kolejna grupa sanitariuszy.
-Mężczyzna, lat 18, Kiyoshi Teppei. Trzy rany postrzałowe, w
tym jedna przebiła powłoki brzuszne. Traci dużo krwi – informował sanitariusz,
jednocześnie przyciskając opatrunek do brzucha Teppei’a.
Tym jednak,
co najbardziej przeraziło Riko było to, że obok nich biegli uzbrojeni
policjanci, a Kiyoshi był przykuty do noszy kajdankami. To była ostatnia rzecz,
jaką zapamiętała, nim osunęła się w ciemność.
Ocknęła się
w ciemnościach; w oddali słyszała szum rozmów i cicho grające radio. Usiadła na
łóżku i poczuła, jak coś chłodnego zsuwa się jej z czoła. Dosyć szybko ktoś
zapalił małą lampkę obok niej.
-Hej, Riko – Yuna podała jej szklankę wody i podciągnęła
poduszki tak, by mogła się oprzeć. –Ale nas wystraszyłaś. Poleciałaś tak, jakby
cię ktoś wyłączył. Dobrze, że wujek Tora stał obok, inaczej byś upadła –
paplała nerwowo.
-Yu?
-Tak, tak. Shintarou też tu jest, poszedł tylko wypytać jak
im idzie…
-Id.…JUNPEI?!
-Operują go, kochanie, proszę, nie ruszaj się tak
gwałtownie, bo znów zemdlejesz. Wujek mówił, że ostatnio jesteś osłabiona i
nawet myślał, że jesteś w ciąży.
-Nie jestem, mówiłam mu przecież – westchnęła. Yuna miała
rację; gdy ruszała się zbyt gwałtownie, żołądek podjeżdżał jej do gardła.
–Junpei. JUNPEI! Co z nim?!
-Operacja trwa już trzecią godzinę… no, odpłynęłaś na długo
– dodała, widząc jej minę. –Lekarz mówił, że to ze stresu i wycieńczenia.
Właśnie, masz to wypić – podała jej termos. –Moja mama przywiozła ci ciepłą
zupę. Znaczy się, przywiozła wszystkim. Ona i pani Aomine właśnie skaczą
dookoła wszystkich w poczekalni.
-Wszystkich…?
-Noo, wszystkich – Yuna podrapała się w kark, nim zaczęła
wymieniać. –Przyszło całe Seirin i Tōō, kilka osób z Shutoku i z Kaijou. Są też
Akashi i Kise, mój brat i rodzice. Ach no i Shintarou ściągnął swojego tatę –
nie dodała, że próbował również ściągnąć matkę, ale ona odmówiła z nieznanego
jej powodu. –Przewodzi teraz zespołowi chirurgów, którzy zajmują się Hyuugą.
-A…a Te… K-Kiyoshi?
-Jego operacja skończyła się szybko – westchnęła Yuna,
nerwowo drapiąc się w policzek. –Zatamowali krwawienie i usunęli kule.
Przewieźli go teraz na obserwacje i uzupełniają mu płyny czy coś tam. N-nic mu
nie grozi.
-A więc przez cały ten czas, t-to był o-o-on?
-Ri…
-Yu!
-Z tego, co mi wiadomo, z wiadomości, jakie zgromadził
informator Aomine i przekazał Shintarou, to tak.
Ta krótka,
sucha odpowiedź ścięłaby Riko z nóg, gdyby nie fakt, że już siedziała. Mocniej
tylko oparła się o poduszki i ukryła twarz w dłoniach. To niemożliwe. To
musiała być jakaś pomyłka. To był chory żart. Kiyoshi nigdy nie skrzywdziłby
Hyuugi. Nigdy. Przecież on go kochał jak brata, kochał…
Kochał
równie mocno, jak ją.
-G-gdzie mój tata? – Riko chciała, żeby Kagetora był teraz
obok, żeby mogła się do niego przytulić. Miała ogromną ochotę rozpłakać się,
chociaż na kilka minut pozwolić sobie na komfort bycia pocieszaną, nim wyjdzie
stąd i zmierzy się z rzeczywistością.
-Razem z Izukim i Mitobe oddają krew dla Hyuugi – oznajmiła
łagodnym tonem. –Ale hej, jeśli chcesz płakać, wiesz, od tego tu jestem –
wyciągnęła ramiona, a Riko przytuliła się do niej i rozszlochała.
W takiej
pozycji zastał je Midorima kilka minut później, kiedy cicho wszedł do
pomieszczenia zabiegowego.
-O, obudziłaś się – żachnął się, patrząc na Riko. Nim
dziewczyna otworzyła usta, dodał: -Operacja wciąż trwa. Udało im się zatamować
krwotok wewnętrzny i ustabilizować go. Nie wiadomo jednak, co będzie z jego
nerkami, to one oberwały najmocniej – nie chciał nic przed nią ukrywać. –I
wzywają chirurga z Fukuoki. Znaczy się, mój tata po niego dzwoni. Dla
tutejszych lekarzy rekonstrukcja rzepki w jego kolanie jest niemożliwa.
-C-co masz na myśli? – zapytała Riko. Szok wywołany jego
słowami sprawił, że przestała płakać.
-Jeśli Hyuuga się z tego wyliże, prawdopodobnie już nigdy
nie będzie mógł chodzić. Ma zmiażdżone prawe kolano. Chirurdzy stwierdzili, że
tego, co zostało z rzepki nie da się nawet złapać drutami i proponują
amputację. Mój ojciec się nie zgadza, ale też nie wie, czy podjąć się próby
rekonstrukcji. Więc wzywają najlepszego chirurga ortopedę w kraju.
-O Boże – jęknęła Riko. –O Boże, o Boże.
-Taaak – Midorima podrapał się nerwowo w kark i spojrzał na
Yunę.
Gdyby była
tu jego matka, pewnie poparłaby ojca i wymyślili wspólnie coś, co pomoże
rannemu chłopakowi nie stracić nogi. O powrocie do sportu nie było mowy nigdy
więcej, teraz walczyli o to, by mógł chodzić. Ale jego matka postawiła twarde
ultimatum – zjawi się w szpitalu i pomoże synowi, jeśli ten zerwie wszelkie
kontakty z Yuną i nigdy więcej się do niej nie odezwie. W tym momencie Midorima
nienawidził jej z całego serca. Życie i zdrowie pacjenta było dla niej mniej
ważne niż to, że jej syn spotyka się z dziewczyną bez rodowych koneksji. Ale on
nie pozwoli, by matka organizowała mu życie. Był egoistą, nie pozwoli odebrać
sobie Yuny nawet za koszt zdrowia Hyuugi. I chociaż czuł się z tym podle,
jednocześnie wiedział, że robi dobrze.
Gdy w końcu
cała ich trójka wyszła z zabiegówki, czekał na nich Izuki i Mitobe. Obaj bez
zbędnych słów przytulili Riko, a ona była im wdzięczna za wsparcie, zwłaszcza,
kiedy zobaczyła plastry na ich ramionach.
-Dziękuję – szepnęła. I chociaż obiecała sobie, że nie
będzie płakać, znów ocierała łzy z policzków.
-Daj spokój, Riko. To nasz przyjaciel – Izuki trzymał ją za
rękę, co dodawało jej odwagi. –Chodź, reszta czeka.
Jak się
okazało, reszta była sporą ilością osób, z czego część Riko kojarzyła tylko z
widzenia. Co jednak zaskoczyło ją najbardziej to to, że prawie wszyscy
zajmowali się klejeniem żurawi z papieru.
-To był pomysł Shintarou, a Kazunari pomógł – wyjaśniła jej
Yuna. –Wiesz, w ramach rewanżu za to, co wy zrobiliście dla Shutoku.
-Nie musieliście, hej… - Riko znów poczuła, ze wzruszenie
odbiera jej mowę. Izuki ścisnął jej palce.
-No błagam – powiedział, siląc się na uśmiech. –Zobacz, ile
frajdy ma Seijuro. Aczkolwiek chyba zaraz zabiorę mu te nożyczki, wybaczcie mi
na chwilę…
Operacja
Hyuugi skończyła się po czterech godzinach i umieszczono go w specjalnym
pomieszczeniu, izolowanym, do którego wchodzić mógł tylko personel. Zrobiono to
głównie dlatego, że jego kolano wciąż było otwarte, gdyż czekano na przyjazd
lekarza, który podejmie się jego rekonstrukcji. Nikomu nie wolno go było
zobaczyć, co doprowadziło Riko do kolejnego ataku płaczu (tym razem jednak
płakała w samotności, w łazience, nie chcąc martwić tych wszystkich wspaniałych
ludzi, którzy wspierali rodzinę Hyuugi i Seirin w tych najtrudniejszych
chwilach).
Aomine
wszedł do pokoiku Sumire. Dwa dni temu przeniesiono ją do zwykłej izolatki,
uznając, że rana na głowie nie zagraża już jej życiu. Aomine i jego rodzice
zadbali o to, by pomieszczenie szybko wypełniło się kwiatami i pluszowymi
misiami, a także balonikami i kartkami, na których chłopak rozpoznawał znajome
style pisma. Dzisiaj jednak w izolatce ukochanej zastał obcego mężczyznę i
niemal natychmiast się zjeżył.
-Kim pan jest? – warknął, oceniając, czy da radę pozbyć się
natręta. Od kiedy złapano Kiyoshi’ego, a do mediów trafiła informacja, że
Aomine miał w tym swój udział, znów prześladowali go dziennikarze. Chciał przed
nimi chronić Sumire. –Nie udzielam wywiadów. A jeśli jej zdjęcie trafi do
gazety, kolejne dwadzieścia lat będzie pan publikował w lokalnej gazecie na
Kamczatce – gdziekolwiek to było, Aomine po prostu lubił tę nazwę.
-A więc ty musisz być tym chłopakiem, którego wybrała sobie
Su na partnera – westchnął ciężko mężczyzna, podnosząc się. Aomine ze
zdumieniem zauważył, że jest prawie tak wysoki jak on. –Jestem wujkiem Sumire.
Przyleciałem ze Stanów. Mówiłem twoim rodzicom, że dzisiaj w końcu przyjadę,
Daiki.
Bezpośredniość obcego irytowała go.
-Skąd mam pewność, że to pan? – burknął, przypominając
sobie, że jego mama faktycznie o tym wspominała.
Mężczyzna pogrzebał w portfelu i rzucił mu kilka zdjęć; parę
z nich Aomine kojarzył z rodzinnego albumu, który znalazł w szafce dziewczyny i
z ciekawości przejrzał.
-No okej – oddał fotografie, całkiem tracąc zainteresowanie
obcym. Podszedł do łóżka Sumire i posadził obok niej kolejnego pluszowego
misia. –Cześć, skarbie.
-Cześć, Daiki – wymamrotała Sumire, a chłopak aż cofnął się
o krok. Sumire uśmiechnęła się słabo. –Dlaczego warczałeś na mojego wujka?
-Kiedy się obudziłaś?! – ryknął.
-Dwie godziny temu, ale szybko znów zasnęła – wyjaśnił
mężczyzna. –Coś mamrotała o Kiyoshim Teppei’u, ale powiedziałem jej, że zająłeś
się tym.
-Co…co z Hyuugą?
-Słyszałem, że ściągali jakiegoś chirurga, który ma zająć
się jego kolanem – burknął, siadając przy łóżku, podczas gdy wujek dziewczyny
usiadł po drugiej stronie. –Mają mu wkręcać jakieś tytanowe płytki czy coś.
-Mhm… a K-Kiyoshi?
-Trzymają go w izolatce, cały czas jest na obserwacji. Jeden
policjant jest z nim w środku, dwóch na zewnątrz. Wolno do środka wchodzić
tylko lekarzom.
Sumire westchnęła z bólem i niepewnie zamrugała oczami, nim
powoli je otwarła. Słońce raziło ją, ale miło było znów je widzieć.
-Co mówi policja? O nim? – zapytała, a Aomine zwlekał z
odpowiedzią. Podał jej szklankę wody i słomkę, którą wsunął jej do ust, by
mogła się napić.
-Oficjalne źródła nie mówią nic, aż do czasu wszelkich badań
i zebrania całego materiału dowodowego. Z nieoficjalnych wiadomo, że być może
przyczyną były zaburzenia osobowości albo jakieś ee… dwubiegunowe zaburzenia
czy coś. Ktoś wygrzebał jego życiorys i dowiedział się, że rodzice Kiyoshi’ego
opuścili go, gdy był mały i wychowywał się z dziadkami. To jego dziadek krył
pierwsze morderstwa; wywoził ciała do innego miasta, by odsunąć podejrzenia od
wnuka. Ale musiał chcieć to zgłosić, bo Kiyoshi zabił jego, a potem udusił
babcię.
-Zabił własną rodzinę – wyszeptała, przerażona. Aomine
niemal natychmiast mocno ją objął, pozwalając, by Sumire ostrożnie dotknęła
czołem jego ramienia.
-Taaak. Potem nie mógł wywozić ciał no i nie miał pieniędzy,
więc zatrudnił się w Parku Rozrywki, tam, gdzie był Labirynt. Tak udało mu się
tam podrzucić ciało Haizaki’ego. A że robił na czarno, nie było go na żadnej
liście.
-Ale dlaczego…?
-Ubzdurał sobie, że wszyscy zagrażamy Seirin. Nie mógł ich
już dłużej chronić, więc chciał się nas pozbyć. Ale nie wiem, co ma z
tym wspólnego Hyuuga. A zresztą… to już koniec, kochanie. Koniec.
Riko weszła
do izolatki Hyuugi, ściskając w dłoni jego okulary. Czuła, jak metalowa oprawka
wbija jej się w skórę, ale uparła się, by właśnie to przynieść. Inni przynosili
kwiaty, balony albo kartki, ale ona wciąż powtarzała, że gdy Hyuuga się obudzi,
będzie panikować bez swoich okularów. Dlatego ostrożnie położyła je na
stoliczku, nim usiadła obok.
Od jego
operacji minęły dwa tygodnie, najdłuższe czternaście dni w jej życiu. Dzieliła
je między wizyty w szpitalu (potrafiła tu siedzieć tak długo, aż pielęgniarki
ją wyrzucały; były też takie, które litowały się nad jej historią i dawały jej
koc i pozwalały zostać na noc), składanie zeznań na komendzie, pomoc w
przygotowaniu pogrzebu Furihaty i sen. Ich kolegę w końcu pochowano wczoraj,
ale ją wciąż prześladowały wspomnienia burzy medialnej, jaka wybuchła dookoła
pogrzebu. Media niczym sępy nie dawały im spokoju nawet wtedy.
Usiadła na
łóżku Hyuugi i czule odgarnęła mu włosy z czoła. Lekarze mówili, że obudzi się,
gdy będzie na to gotowy. Mówili, że trzeba mu dać czas, by odespał wszystko, co
go spotkało. Ale Riko tak bardzo chciała znów zobaczyć jego uśmiech i usłyszeć
głos, który tak kochała. Najważniejsze było to, że jego życiu już nic nie
zagrażało. Przetoczono mu krew i uzupełniono jej braki, zrekonstruowano kolano
(wzmocnione tytanowymi nitami i płytkami) a także przeszczepiono jedną nerkę.
Na sam widok ran, które w większości zdążyły się zagoić i tylko małe strupki
świadczyły o tym, że coś było nie tak, miała ochotę płakać. Hyuuga wyglądał tak
spokojnie i cicho, tak niepodobnie do siebie.
-O, nie wiedziałam, że pan Hyuuga ma gościa – powiedziała
młoda kobieta, zamykając za sobą drzwi.
-Jestem Riko Aida, jego dziewczyna – przedstawiła się,
smutno uśmiechając się do nieznajomej.
-Och, miło mi, pielęgniarki o tobie mówiły. Jestem Minako
Chiba. Rehabilitantka. Zazwyczaj przychodzę dopiero wieczorem i pilnuję, żeby
jego mięśnie nie zwiotczały. Ale dzisiaj mam jeszcze zacząć pracę z rannym
kolanem, więc przyszłam wcześniej.
-M…Mhm. To ja poczekam na zewnątrz – wizja tego, że obca
kobieta maca jej chłopaka była nieprzyjemna, ale wygrywała konieczność. I tak
martwili się o odleżyny, które pojawiały się na jego plecach mimo specjalnego
łóżka.
-Nie, nie musisz. Jeśli chcesz, to pokażę ci, jak
przeprowadzać proste ćwiczenia. Na pewno kiedy go wypiszą ze szpitala to będzie
zachwycony twoją pomocą.
Riko
uśmiechnęła się szczerze i cieplej. To jej się podobało. Jeśli mogła pomóc
Hyuudze jeszcze bardziej, była jak najbardziej za. Podwinęła rękawy i stanęła
obok kobiety, a ta zaczęła ją uczyć.
Kiedy
minęły trzy tygodnie od operacji, Riko zaczęła się niepokoić. Hyuuga wciąż nie
odzyskał przytomności. Rany zagoiły się, zostały tylko brzydkie, zaczerwienione
blizny, które dla niej były jednak piękne i stanowiły dowód na to, jak wiele
chłopak zniósł. Przeniesiono go na łóżko przeciwko odleżynom, a także co dwie
godziny zmieniano pozycję, w jakiej leżał, by uniknąć pogłębienia się kolejnych
ran. Riko zauważyła, jak bardzo chłopak schudł (nic dziwnego, był karmiony
pozaustrojowo) i jak blada zrobiła się jego skóra. Mimo to, codziennie siadała
obok niego i masowała, tak jak nauczyła ją Minako, jego dłonie, ramiona, stopy
i łydki.
Seirin i
reszta wciąż codziennie go odwiedzała. Opowiadali o tym, jak grają w
koszykówkę, a także o tym, że kończy się przerwa wakacyjna i boją się powrotu
do szkoły. Prosili też, by Hyuuga jak najszybciej się obudził i wrócił do nich,
bo tęsknią. Riko widziała, jak wszyscy, nawet Kagami, ocierają oczy po wyjściu.
W tych
najgorszych dniach stali się sobie jeszcze bliżsi, o ile to było możliwe.
Wspierali się i nawzajem nakłaniali do tego, by znów się uśmiechać. Prasa i
telewizje wciąż ich nagabywały, ale nie rozmawiali z nimi. Skupili się na
sobie, na tym, by przetrwać. Zdrada Teppei’a, to, co zrobił i co chciał
osiągnąć, zadziałały odwrotnie do zamierzenia; stali się silniejsi i bardziej
zgrani.
Początek
czwartego tygodnia Riko zaczęła płakać przy Hyuudze. Nie mogła już dłużej z tym
walczyć. Był obok niej, a jednocześnie tak daleko. Tęskniła tak ogromnie i nie
zmieniało to faktu, że chociaż fizycznie miała go na wyciągnięcie ręki, nie o
ciało chodziło. Uparcie wciąż jednak masowała go i szperała w Internecie,
szukając nowych metod rehabilitacji urazów takich, jakiego doznał Hyuuga.
Dzieliła się tą wiedzą z Minako i razem pracowały nad tym, by pomóc chłopakowi.
Kiedy jednak rehabilitantka wychodziła, Riko kładła się obok Hyuugi na łóżku,
wsuwając głowę pod jego brodę i mówiła. Wspominała przeszłość i marzyła o
przyszłości, jaka mogłaby na nich czekać. Wiedziała, że Kagetora, a także
rodzice Hyuugi i koledzy z drużyny martwili się o jej zdrowie, ale ona czuła
się świetnie. Miała cel, cel do którego dążyła. Zostanie lekarzem medycyny
sportowej, skupiając się głównie na rehabilitacji zawodników.
-Myślę, że to byłoby ciekawe, wiesz? – kontynuowała, gładząc
palcami serce Hyuugi. Wyczytała, że pacjenci, którym udało się obudzić,
deklarują, iż podczas śpiączki słyszeli głosy swoich bliskich. Więc paplała.
-A właśnie – nagle uniosła głowę. –Nie uwierzysz, jaki
skandal. Midorima oświadczył się Yunie. Przy swoich rodzicach. Oczywiście, ona
się zgodziła. O ile jego ojciec im pogratulował, to podobno matka wypadła z
domu jak burza. Yu mówiła, że to wcześnie i że trochę się boi, ale jest pewna,
że oboje z Midorimą tego właśnie chcą. No i nie pobiorą się od razu, dopiero po
studiach, ale wszyscy teraz o tym plotkują. Myślą, że Yu jest w ciąży.
Riko przesunęła
dłonią po swoim brzuchu. Chciałaby mieć dziecko z Hyuugą. I to nie jedno, może
ich własną, małą drużynę koszykówki. Założyć rodzinę, żyć razem już do końca
życia. Samo wyobrażenie tego, jak mogłoby wyglądać ich dorosłe, wspólne życie,
Riko poczuła, że jej policzki ponownie robią się mokre.
-Znów płaczesz – usłyszała cichy szept.
-Przepra… co?
Szybko
uniosła głowę, dokładnie w tym samym momencie, w którym Hyuuga otworzył oczy.
Spojrzenie miał trochę mętne i nieostre, ale próbował skupić się na jej twarzy.
W końcu z trudem uniósł dłoń i dotknął jej policzka, próbując otrzeć łzy. Nie
bardzo rozumiał, dlaczego własna ręka była mu obca, ale mimo to próbował.
-Nie…płacz.
-Płaczę, bo się cieszę – wymamrotała, pocierając pięściami
oczy.
-T-tak?
-Witaj z powrotem, skarbie – uśmiechnęła się szeroko,
muskając wargami jego usta.
Pielęgniarki,
które usłyszały jej śmiech (a akurat wchodziły, by zmienić pozycję pacjenta i
wmasować maść w odleżyny) zamarły w pól kroku. Jedna pobiegła po lekarza, a
druga z uśmiechem obserwowała, jak Riko Aida śmieje się radośnie i na przemian
szlocha ze wzruszenia, podczas kiedy Hyuuga Junpei próbował ją bezskutecznie
jakoś uspokoić.
Nic tak nie cieszyło jej serca
jak myśl o tym, że oboje w końcu doczekali się małego cudu.
W rozdziale wykorzystano piosenkę „Do Or Die” (Papa Roach)
oraz „Everybody” (Ingrid Michaelson).
A więc dobrnęliśmy do końca. Cóż mogę Wam powiedzieć? Pewnie
tylko tyle, że prawdziwe pożegnanie nastąpi za tydzień. Zapraszam w kolejną
niedzielę na epilog, a dowiecie się, jak potoczyły się dalsze losy naszych
bohaterów.
Szczęśliwego Nowego Roku, moi kochani!
Jak mi się szczerzy morda :D
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisałaś śpiączkę Hyuugi. Po prostu aż mi serce zamarło. Poza tym Aominecchi taki waleczny i wspaniały. ..ojej :3
Swoją drogą wygląda na to że na Junpei Juniora będzie trzeba jeszcze poczekać xd
Bardzo mi się podobało i ładnie zakończyło historię. ..chlip, chlip ; c
Zostaje tylko czekać na epilog.
xoxo,
Team Erotyczni Mordercy.
Awwu /w\ ile ja się medycznych badziewi nagooglowałam dzisiaj... normalnie nie uwierzysz!
UsuńAomine zawsze taki xd
Haha xD na wszystkich juniorów poczekają, bo ekipa musi studia pokończyć xD
Aww xd Dziękuję :3
Jeszcze tylko epilog? ;o;
OdpowiedzUsuńBiedna mama Midorima...Jej niewdzięczny syn chcę ją o zawał przyprawić.
Ostania scena była bardzo, ale to bardzo urocza <3
Nie wiem jakim cudem dopiero teraz odkryłam "Legendę Cesarstwa Seirin". Pojawi się tam jeszcze jakieś inne cesarstwo lub królestwo?
Suga Senpai
Niestety tak, jeszcze tylko epilog...
UsuńPff. Team Tata Midorimy <3
Haha xD Coś powinno się pojawić :)
Och. Wzruszające :D Cudowne i tak dalej <3. Kocham to opowiadanie *.*
OdpowiedzUsuńAwww <3 Cieszę się :3 A od przyszłego tygodnia więcej Kagamisia dla Ciebie :D
UsuńPrzepiękne, chyba pierwszy raz na tym blogu zabrakło mi jakichkolwiek słów komentarza. Może jak się ogarnę to coś dopiszę :D
OdpowiedzUsuńAwww /w\
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńmatka Midorimy jest wściekła, że wybrał Yune jako osobę , którą kocha i z którą chce się ożenić, detektyw wpadł do domu Tappeia w samą porę, jak dobrze, że wszystko się dobrze skończyło...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia