sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 50. W stronę jutra.









            Aomine tylko dzięki wrodzonej zręczności i szybkiemu oku zdołał uniknąć ciosu Teppei’a. Rzucił się na lewo, uderzając biodrem w biurko; zaklął pod nosem, kiedy ból przeszył jego ciało, ale nawet na ułamek sekundy nie przestał się skupiać. Wiedział, że teraz walczy o coś więcej niż życie Hyuugi – walczy o swoje życie. I o to, by Sumire, gdy odzyska przytomność, wróciła do bezpiecznego świata bez tego świra.
            Musiał szybko analizować to, co się działo. Dzieliła ich zaledwie jednocentymetrowa różnica wzrostu, ale Aomine był lepiej zbudowany. Kiyoshi od kiedy przestał grać, a zaczął rehabilitację – to wiedział od Tetsu – to zapuścił się pod względem fizycznym. To działało na korzyść Aomine. On wciąż był szybki, szybszy niż ktokolwiek inny. Potrafił wejść w Zone na życzenie, nic go nie ograniczało.
            Był nie do zatrzymania i nie był zwierzyną, na którą mógł polować jakiś idiota.
            Aomine zauważył, że Kiyoshi znów rzuca się do ataku, więc przeturlał się po ziemi i z całej siły od tyłu kopnął go w kolano. Morderca ryknął wściekle, jak zraniony niedźwiedź, po czym opuścił siekierę i oparł się na niej.
-A więc rehabilitacja to ściema, nic nie robiłeś z kolanem – mruknął Aomine, podnosząc się.
-Zabiję cię, skurwysynu!
-Spróbuj. Ja nie jestem bezbronną dziewczyną albo kolesiem odurzonym narkotykami – warknął.
-Nie rozumiesz! Musiałem chronić Seirin przed wami, wy wszyscy im zagrażacie, a ty najbardziej… tak, ty najbardziej – dodał, jakby chciał przekonać sam siebie, znów podnosząc siekierę.
-Nie przenoś koszykówki poza boisko – prychnął Aomine.
-I kto to mówi!
-Obaj się zmieniliśmy – mruknął, znów przygotowując się do obrony. –Tylko że ja spotkałem kogoś, kto uświadomił mi, że poza koszykówką jest świat warty bycia w nim – dodał, umykając przed ciosem i łapiąc metalową rurę, którą zobaczył wcześniej.
            Teppei prychnął, rozbawiony i rzucił się w jego stronę. Aomine znajdował się w takim miejscu, z którego nie mógł już mu nigdzie uskoczyć.
To był koniec.            
A przynajmniej tak myślał, nim Aomine usłyszał cichy tupot stóp. Uniósł rurę i odparował cios siekiery, czekając na wsparcie; metaliczny dźwięk przeszył go aż do koniuszków nerwów. Kiyoshi, korzystając z tego, że Aomine ma zajęte obie dłonie, z całej siły przyłożył mu pięścią w twarz. Głowa chłopaka odskoczyła do tyłu, a on sam myślał tylko o tym, że chce znów zobaczyć Sumire.
-Zginiesz tu, ty mutancie, ty potworze – bełkotał Teppei, wyrywając mu rurę i odrzucając ją na bok.
W tym samym momencie jednak usłyszeli strzał, a siekiera wypadła z jego rąk. Kiyoshi ze zdziwieniem spojrzał na swoje krwawiące ramię, jakby nie do końca zrozumiał, co się stało.
-Rzuć broń – warknął Agent Ward, wciąż do niego celując. –Odłóż tę siekierę!
-On musi zginąć! Ty też!
            Kolejna kula trafiła go w brzuch, ale to trzecia, wpakowana w kolano, sprawiła, że Kiyoshi upadł i już się nie podniósł. Pod nim rosła kałuża krwi.
            Aomine odetchnął, ocierając spod nosa krew i zupełnie nie rejestrując tego, że ona dalej płynie. W dwóch krokach dopadł Hyuugi, który stracił przytomność podczas walki.
-Hej, hej, zostań tutaj – poklepał go po policzku, słysząc jakby przez mgłę, że Agent wzywa karetki i policję. –Eeej, ty, no, Junpei – burknął. –Heeej, obudź się.
-Rozwiążmy go. Karetka już jedzie – mruknął detektyw, wyjmując scyzoryk i rozcinając więzy Hyuugi. Kapitan Seirin jednak bezwładnie osunął się w ramiona Aomine, a ten czuł, jak coś ciepłego przesiąka przez jego ubranie.
-Ej, ej, ta twoja dziewczyna czeka. Aida… Riko? Riko, prawda? Riko chce, żebyś do niej wrócił!

            Kagetora dyszał, kiedy biegł do pokoju Riko. Jego ukochana jedynaczka właśnie wróciła z kolejnych poszukiwań i teraz cicho płakała w samotności. Wpadł do środka, nawet nie pukając, a Riko poderwała głowę, nie mając siły na niego krzyczeć.
-Kagami i Kuroko przyszli – oznajmił, patrząc na nią. Widział, jak nie tylko strach, ale i nadzieja pojawiają się w jej oczach. –Wydaje się, że Midorima do nich dzwonił i coś wiedzą.
            Nim ich trenerka zbiegła na dół, Kagami mocno objął Kuroko, ale wpatrywał się tępo przed siebie. Sam fakt, że musiał tą wiadomość przekazać swojemu partnerowi był dla niego bolesny, a jak miał powiedzieć Riko, że to jej najlepszy przyjaciel zabił tyle osób, a teraz uprowadził jej chłopaka?
-Nie chcę tego mówić, Tetsu…
-Wiem, Kagami – pogłaskał go po szyi. –Ale Riko musi wiedzieć. Ona musi znać prawdę…
-Jaką prawdę? J-jaką? – dziewczyna stanęła w pół kroku, patrząc na nich pytająco. –Kagami, Kuroko, jaką prawdę?
            Słysząc, jak z każdym kolejnym słowem jej głos łamie się coraz bardziej, Kuroko ścisnął dłoń Kagami’ego. Widział, jak chłopak zbiera się w sobie, jak otwiera usta, jak próbuje wydobyć z siebie głos…
            Na szczęście, Kagami nie musiał nic mówić. Drzwi otwarły się z trzaskiem, a do środka wpadła Yuna z Midorimą.
-Ri, Ri! Znaleźli ich! – wykrzyczała, opierając dłonie na kolanach i łapiąc oddech. –Shintarou…
-Tak. Jadą właśnie do tego samego szpitala, gdzie jest Hana – powiedział, poprawiając okulary. –Wszyscy. Hyuuga. Kiyoshi. Aomine.
-Aomine? – Riko już zakładała buty, w biegu łapiąc swoją torbę. –Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił?!
-Nie mogliśmy się dodzwonić – jęknęła Yuna.
-Jak t… ach. Bateria mi padła – wymamrotała Riko, ciskając komórką na stoliczek.–Musimy złapać metro i…
-Wskakujcie do busika, dzieciaki – mruknął Kagetora, ściągając z malutkiego wieszaczka obręcz z kluczykami do busika z logo jego sali gimnastycznej. –Midorima, ty będziesz nas pilotował.

            Dotarcie do szpitala zajęło im kilka minut, w czasie których Riko z komórki ojca zdążyła zadzwonić do rodziców Hyuugi. W krótkich słowach przekazała im to, co sama wiedziała. Przez to nie zauważyła, jak na tylnych siedzeniach Midorima pytająco patrzy na Kagami’ego, a ten przecząco kręci głową. Yuna zagryzła wargę i założyła kosmyk włosów za ucho; kiedy Riko dowie się prawdy będzie zdruzgotana.
            Midorima lekko ścisnął jej palce, co uspokoiło Yunę. Teraz, kiedy wszystko się skończyło, był bezpieczny. Na samą myśl o tym, miała ochotę płakać.

            W drzwiach szpitala niemal zderzyli się w rodziną Hyuugi i rodzicami Aomine. Ci drudzy byli zaskoczeni tym, że ich syn jedzie do szpitala – myśleli, że już tutaj jest i pilnuje Sumire.
-Czy ktoś próbował dodzwonić się do dziadków Teppei’a? – zapytała Riko, lekko unosząc rękę, podczas kiedy ojciec Hyuugi i jej podeszli do dyżurki pytać o to, gdzie znajdą rannych.
-Dzwoniłam chwilę po twoim telefonie, ale komórka dziadka Kiyoshi’ego milczy, a domowy chyba mają odłączony.
-Może Izuki będzie coś wiedział, w końcu był z nimi blisko – Riko odruchowo chciała sięgnąć po telefon, nim przypomniała sobie, że przecież go nie ma. Widząc jej nerwowy gest, pani Hyuuga podała jej swoją komórkę.
-Mam tutaj numery wszystkich waszych kolegów – powiedziała łagodnie. Riko dopiero teraz zauważyła, że dłonie kobiety drżą tak niesamowicie, że z trudem utrzymywała go w palcach. –Niestety, ja nie dam rady, kochanie…
-Oczywiście – skinęła głową, walcząc z własnym lękiem i łzami. Skoro Yuna mówiła, że wiozą ich do szpitala, to obaj żyli. Musieli żyć. Ale co robił z nimi Aomine? Poza tym, policja dopadła Hanamiyę, więc…to koniec. –Izuki? Och, Izuki, gdzie jesteś? – Riko nawet nie przejęła się tym, że głoś jej się załamał, kiedy usłyszała przyjaciela.
-U Sei'a. Znaleźli ich?!
-Tak – uniosła głowę i zaczęła szybko mrugać, by odpędzić łzy. –J-jesteśmy w tym szpitalu, gdzie leży Sumire. M-mają ich tutaj przywieźć. A… ale słuchaj, Izuki, masz kontakt z dziadkami Teppei’a? Nikt z nas nie może się do nich dodzwonić. Swoją drogą, kiedy Teppei zaginął…
-… też nie odbierali telefonu – dokończył Izuki, nagle zdziwiony tym, że nie pomyśleli o tym wcześniej. –O Boże, Kiyoshi będzie załamany, jeśli coś im się stało. Wiesz co, już tam jedziemy – dodał, widząc, jak Akashi wzywa taksówkę. –Po drodze zadzwonię po resztę.

            Pierwsi do szpitala dotarli detektyw Ward i Aomine. Chłopak co chwila fuczał coś nerwowo, przykładając do nosa zimny okład, jaki dostał od sanitariuszy. Na ich widok zgromadzeni w poczekalni poderwali się.
-Za chwilę wszystko państwu wyjaśnię – oznajmił detektyw. –Panie Aomine, pana rodzice.… jest pan wciąż niepełnoletni, jakby na to nie spojrzeć… jak to będzie wyglądać w papierach…
-Jak byście pracowali dobrze to by nie musiało nic wyglądać – warknął, podchodząc do mamy i pozwalając, by się do niego przytuliła. Pani Aomine nie pytała ani o rozbity nos, ani o podarte i brudne ubrania. Najważniejsze, że syn był przy niej.
-Pracowaliśmy dobrze, gdyby nie…
-Gdyby nie cynk od anonimowego źródła, pewnie dalej byście ścigali Hanamiyę – burknął, a detektyw Ward zbladł.
-Posłuchaj, młody człowieku…
-Nie, to pan niech posłucha. Gdyby nie informacja z zewnętrznego źródła, dalej gonilibyście swój własny ogon, a ten świr zdążyłby zabić Hyuugę Junpei’a.
-Policja w Tokio i urząd FBI…
-Chwila – przerwała Riko, łapiąc Aomine za nadgarstek tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. –Hyuuga żyje, tak? Tak?
-Tak. Znaczy się, no… - Aomine chciał z grubej rury powiedzieć jej, że żyje, ale nie wie, czy przeżyje, ale matka dyskretnie uszczypnęła go w drugą rękę.
-A Teppei? Mówiłeś tylko o Junpei’u…a Teppei? Co z nim? Nee, co z nim?
-Wy… - spojrzał na pozostałych, którzy właśnie podziwiali czubki swoich butów. –Wy jej nie powiedzieliście?
-Powiedzieli czego? Aomine?!
            I jakby znów cud uratował go od odpowiedzi. Drzwi szpitala otwarły się z hukiem, a do środka wpadli sanitariusze jednej karetki za drugą. Na pierwszych noszach Riko z trudem rozpoznała Hyuugę.
            Chłopak miał siną twarz, wręcz niebieską, na brodzie i pod nosem zaschnięta krew tworzyła dziwne wzory. Ku jej przerażeniu, był niemal nagi i widziała, jak brutalnie pokaleczone jest jego ciało. Najgorsze było jednak to, co krzyczeli lekarze.
-Mężczyzna, lat 18, Hyuuga Junpei, ofiara seryjnego mordercy – relacjonował sanitariusz medykom. Rozległe rany cięte i kłute, utrata krwi doprowadziła do hipowolemii, ostra niewydolność narządów, podejrzewamy zapaść.
-Saturacja spada!
-Tracimy go!
-Hej, chłopie, trzymaj się, dotarłeś już tak daleko – warknął jeden z sanitariuszy, wskakując na nosze i zaczynając uciskać pierś Hyuugi.
            Riko miała wrażenie, że znajduje się na  planie jakiegoś słabego filmu lub jej najgorszego koszmaru. Mimo, że cała scena trwała może ułamek minuty, dla niej była to wieczność. W ciele leżącym na noszach z trudem rozpoznawała chłopaka, którego kochała. 
-Nie patrz, Chryste, Riko – Kagetora objął ją, ale nie zdążył obrócić, kiedy na korytarzu pojawiła się kolejna grupa sanitariuszy.
-Mężczyzna, lat 18, Kiyoshi Teppei. Trzy rany postrzałowe, w tym jedna przebiła powłoki brzuszne. Traci dużo krwi – informował sanitariusz, jednocześnie przyciskając opatrunek do brzucha Teppei’a.
            Tym jednak, co najbardziej przeraziło Riko było to, że obok nich biegli uzbrojeni policjanci, a Kiyoshi był przykuty do noszy kajdankami. To była ostatnia rzecz, jaką zapamiętała, nim osunęła się w ciemność.

            Ocknęła się w ciemnościach; w oddali słyszała szum rozmów i cicho grające radio. Usiadła na łóżku i poczuła, jak coś chłodnego zsuwa się jej z czoła. Dosyć szybko ktoś zapalił małą lampkę obok niej.
-Hej, Riko – Yuna podała jej szklankę wody i podciągnęła poduszki tak, by mogła się oprzeć. –Ale nas wystraszyłaś. Poleciałaś tak, jakby cię ktoś wyłączył. Dobrze, że wujek Tora stał obok, inaczej byś upadła – paplała nerwowo.
-Yu?
-Tak, tak. Shintarou też tu jest, poszedł tylko wypytać jak im idzie…
-Id.…JUNPEI?!
-Operują go, kochanie, proszę, nie ruszaj się tak gwałtownie, bo znów zemdlejesz. Wujek mówił, że ostatnio jesteś osłabiona i nawet myślał, że jesteś w ciąży.
-Nie jestem, mówiłam mu przecież – westchnęła. Yuna miała rację; gdy ruszała się zbyt gwałtownie, żołądek podjeżdżał jej do gardła. –Junpei. JUNPEI! Co z nim?!
-Operacja trwa już trzecią godzinę… no, odpłynęłaś na długo – dodała, widząc jej minę. –Lekarz mówił, że to ze stresu i wycieńczenia. Właśnie, masz to wypić – podała jej termos. –Moja mama przywiozła ci ciepłą zupę. Znaczy się, przywiozła wszystkim. Ona i pani Aomine właśnie skaczą dookoła wszystkich w poczekalni.
-Wszystkich…?
-Noo, wszystkich – Yuna podrapała się w kark, nim zaczęła wymieniać. –Przyszło całe Seirin i Tōō, kilka osób z Shutoku i z Kaijou. Są też Akashi i Kise, mój brat i rodzice. Ach no i Shintarou ściągnął swojego tatę – nie dodała, że próbował również ściągnąć matkę, ale ona odmówiła z nieznanego jej powodu. –Przewodzi teraz zespołowi chirurgów, którzy zajmują się Hyuugą.
-A…a Te… K-Kiyoshi?
-Jego operacja skończyła się szybko – westchnęła Yuna, nerwowo drapiąc się w policzek. –Zatamowali krwawienie i usunęli kule. Przewieźli go teraz na obserwacje i uzupełniają mu płyny czy coś tam. N-nic mu nie grozi.
-A więc przez cały ten czas, t-to był o-o-on?
-Ri…
-Yu!
-Z tego, co mi wiadomo, z wiadomości, jakie zgromadził informator Aomine i przekazał Shintarou, to tak.
            Ta krótka, sucha odpowiedź ścięłaby Riko z nóg, gdyby nie fakt, że już siedziała. Mocniej tylko oparła się o poduszki i ukryła twarz w dłoniach. To niemożliwe. To musiała być jakaś pomyłka. To był chory żart. Kiyoshi nigdy nie skrzywdziłby Hyuugi. Nigdy. Przecież on go kochał jak brata, kochał…
            Kochał równie mocno, jak ją.
-G-gdzie mój tata? – Riko chciała, żeby Kagetora był teraz obok, żeby mogła się do niego przytulić. Miała ogromną ochotę rozpłakać się, chociaż na kilka minut pozwolić sobie na komfort bycia pocieszaną, nim wyjdzie stąd i zmierzy się z rzeczywistością.
-Razem z Izukim i Mitobe oddają krew dla Hyuugi – oznajmiła łagodnym tonem. –Ale hej, jeśli chcesz płakać, wiesz, od tego tu jestem – wyciągnęła ramiona, a Riko przytuliła się do niej i rozszlochała.
            W takiej pozycji zastał je Midorima kilka minut później, kiedy cicho wszedł do pomieszczenia zabiegowego.
-O, obudziłaś się – żachnął się, patrząc na Riko. Nim dziewczyna otworzyła usta, dodał: -Operacja wciąż trwa. Udało im się zatamować krwotok wewnętrzny i ustabilizować go. Nie wiadomo jednak, co będzie z jego nerkami, to one oberwały najmocniej – nie chciał nic przed nią ukrywać. –I wzywają chirurga z Fukuoki. Znaczy się, mój tata po niego dzwoni. Dla tutejszych lekarzy rekonstrukcja rzepki w jego kolanie jest niemożliwa.
-C-co masz na myśli? – zapytała Riko. Szok wywołany jego słowami sprawił, że przestała płakać.
-Jeśli Hyuuga się z tego wyliże, prawdopodobnie już nigdy nie będzie mógł chodzić. Ma zmiażdżone prawe kolano. Chirurdzy stwierdzili, że tego, co zostało z rzepki nie da się nawet złapać drutami i proponują amputację. Mój ojciec się nie zgadza, ale też nie wie, czy podjąć się próby rekonstrukcji. Więc wzywają najlepszego chirurga ortopedę w kraju.
-O Boże – jęknęła Riko. –O Boże, o Boże.
-Taaak – Midorima podrapał się nerwowo w kark i spojrzał na Yunę.
            Gdyby była tu jego matka, pewnie poparłaby ojca i wymyślili wspólnie coś, co pomoże rannemu chłopakowi nie stracić nogi. O powrocie do sportu nie było mowy nigdy więcej, teraz walczyli o to, by mógł chodzić. Ale jego matka postawiła twarde ultimatum – zjawi się w szpitalu i pomoże synowi, jeśli ten zerwie wszelkie kontakty z Yuną i nigdy więcej się do niej nie odezwie. W tym momencie Midorima nienawidził jej z całego serca. Życie i zdrowie pacjenta było dla niej mniej ważne niż to, że jej syn spotyka się z dziewczyną bez rodowych koneksji. Ale on nie pozwoli, by matka organizowała mu życie. Był egoistą, nie pozwoli odebrać sobie Yuny nawet za koszt zdrowia Hyuugi. I chociaż czuł się z tym podle, jednocześnie wiedział, że robi dobrze.

            Gdy w końcu cała ich trójka wyszła z zabiegówki, czekał na nich Izuki i Mitobe. Obaj bez zbędnych słów przytulili Riko, a ona była im wdzięczna za wsparcie, zwłaszcza, kiedy zobaczyła plastry na ich ramionach.
-Dziękuję – szepnęła. I chociaż obiecała sobie, że nie będzie płakać, znów ocierała łzy z policzków.
-Daj spokój, Riko. To nasz przyjaciel – Izuki trzymał ją za rękę, co dodawało jej odwagi. –Chodź, reszta czeka.
            Jak się okazało, reszta była sporą ilością osób, z czego część Riko kojarzyła tylko z widzenia. Co jednak zaskoczyło ją najbardziej to to, że prawie wszyscy zajmowali się klejeniem żurawi z papieru.
-To był pomysł Shintarou, a Kazunari pomógł – wyjaśniła jej Yuna. –Wiesz, w ramach rewanżu za to, co wy zrobiliście dla Shutoku.
-Nie musieliście, hej… - Riko znów poczuła, ze wzruszenie odbiera jej mowę. Izuki ścisnął jej palce.
-No błagam – powiedział, siląc się na uśmiech. –Zobacz, ile frajdy ma Seijuro. Aczkolwiek chyba zaraz zabiorę mu te nożyczki, wybaczcie mi na chwilę…

            Operacja Hyuugi skończyła się po czterech godzinach i umieszczono go w specjalnym pomieszczeniu, izolowanym, do którego wchodzić mógł tylko personel. Zrobiono to głównie dlatego, że jego kolano wciąż było otwarte, gdyż czekano na przyjazd lekarza, który podejmie się jego rekonstrukcji. Nikomu nie wolno go było zobaczyć, co doprowadziło Riko do kolejnego ataku płaczu (tym razem jednak płakała w samotności, w łazience, nie chcąc martwić tych wszystkich wspaniałych ludzi, którzy wspierali rodzinę Hyuugi i Seirin w tych najtrudniejszych chwilach).

            Aomine wszedł do pokoiku Sumire. Dwa dni temu przeniesiono ją do zwykłej izolatki, uznając, że rana na głowie nie zagraża już jej życiu. Aomine i jego rodzice zadbali o to, by pomieszczenie szybko wypełniło się kwiatami i pluszowymi misiami, a także balonikami i kartkami, na których chłopak rozpoznawał znajome style pisma. Dzisiaj jednak w izolatce ukochanej zastał obcego mężczyznę i niemal natychmiast się zjeżył.
-Kim pan jest? – warknął, oceniając, czy da radę pozbyć się natręta. Od kiedy złapano Kiyoshi’ego, a do mediów trafiła informacja, że Aomine miał w tym swój udział, znów prześladowali go dziennikarze. Chciał przed nimi chronić Sumire. –Nie udzielam wywiadów. A jeśli jej zdjęcie trafi do gazety, kolejne dwadzieścia lat będzie pan publikował w lokalnej gazecie na Kamczatce – gdziekolwiek to było, Aomine po prostu lubił tę nazwę.
-A więc ty musisz być tym chłopakiem, którego wybrała sobie Su na partnera – westchnął ciężko mężczyzna, podnosząc się. Aomine ze zdumieniem zauważył, że jest prawie tak wysoki jak on. –Jestem wujkiem Sumire. Przyleciałem ze Stanów. Mówiłem twoim rodzicom, że dzisiaj w końcu przyjadę, Daiki.
Bezpośredniość obcego irytowała go.
-Skąd mam pewność, że to pan? – burknął, przypominając sobie, że jego mama faktycznie o tym wspominała.
Mężczyzna pogrzebał w portfelu i rzucił mu kilka zdjęć; parę z nich Aomine kojarzył z rodzinnego albumu, który znalazł w szafce dziewczyny i z ciekawości przejrzał.
-No okej – oddał fotografie, całkiem tracąc zainteresowanie obcym. Podszedł do łóżka Sumire i posadził obok niej kolejnego pluszowego misia. –Cześć, skarbie.
-Cześć, Daiki – wymamrotała Sumire, a chłopak aż cofnął się o krok. Sumire uśmiechnęła się słabo. –Dlaczego warczałeś na mojego wujka?
-Kiedy się obudziłaś?! – ryknął.
-Dwie godziny temu, ale szybko znów zasnęła – wyjaśnił mężczyzna. –Coś mamrotała o Kiyoshim Teppei’u, ale powiedziałem jej, że zająłeś się tym.
-Co…co z Hyuugą?
-Słyszałem, że ściągali jakiegoś chirurga, który ma zająć się jego kolanem – burknął, siadając przy łóżku, podczas gdy wujek dziewczyny usiadł po drugiej stronie. –Mają mu wkręcać jakieś tytanowe płytki czy coś.
-Mhm… a K-Kiyoshi?
-Trzymają go w izolatce, cały czas jest na obserwacji. Jeden policjant jest z nim w środku, dwóch na zewnątrz. Wolno do środka wchodzić tylko lekarzom.
Sumire westchnęła z bólem i niepewnie zamrugała oczami, nim powoli je otwarła. Słońce raziło ją, ale miło było znów je widzieć.
-Co mówi policja? O nim? – zapytała, a Aomine zwlekał z odpowiedzią. Podał jej szklankę wody i słomkę, którą wsunął jej do ust, by mogła się napić.
-Oficjalne źródła nie mówią nic, aż do czasu wszelkich badań i zebrania całego materiału dowodowego. Z nieoficjalnych wiadomo, że być może przyczyną były zaburzenia osobowości albo jakieś ee… dwubiegunowe zaburzenia czy coś. Ktoś wygrzebał jego życiorys i dowiedział się, że rodzice Kiyoshi’ego opuścili go, gdy był mały i wychowywał się z dziadkami. To jego dziadek krył pierwsze morderstwa; wywoził ciała do innego miasta, by odsunąć podejrzenia od wnuka. Ale musiał chcieć to zgłosić, bo Kiyoshi zabił jego, a potem udusił babcię.
-Zabił własną rodzinę – wyszeptała, przerażona. Aomine niemal natychmiast mocno ją objął, pozwalając, by Sumire ostrożnie dotknęła czołem jego ramienia.
-Taaak. Potem nie mógł wywozić ciał no i nie miał pieniędzy, więc zatrudnił się w Parku Rozrywki, tam, gdzie był Labirynt. Tak udało mu się tam podrzucić ciało Haizaki’ego. A że robił na czarno, nie było go na żadnej liście.
-Ale dlaczego…?
-Ubzdurał sobie, że wszyscy zagrażamy Seirin. Nie mógł ich już dłużej chronić, więc chciał się nas pozbyć. Ale nie wiem, co ma z tym wspólnego Hyuuga. A zresztą… to już koniec, kochanie. Koniec.

            Riko weszła do izolatki Hyuugi, ściskając w dłoni jego okulary. Czuła, jak metalowa oprawka wbija jej się w skórę, ale uparła się, by właśnie to przynieść. Inni przynosili kwiaty, balony albo kartki, ale ona wciąż powtarzała, że gdy Hyuuga się obudzi, będzie panikować bez swoich okularów. Dlatego ostrożnie położyła je na stoliczku, nim usiadła obok.
            Od jego operacji minęły dwa tygodnie, najdłuższe czternaście dni w jej życiu. Dzieliła je między wizyty w szpitalu (potrafiła tu siedzieć tak długo, aż pielęgniarki ją wyrzucały; były też takie, które litowały się nad jej historią i dawały jej koc i pozwalały zostać na noc), składanie zeznań na komendzie, pomoc w przygotowaniu pogrzebu Furihaty i sen. Ich kolegę w końcu pochowano wczoraj, ale ją wciąż prześladowały wspomnienia burzy medialnej, jaka wybuchła dookoła pogrzebu. Media niczym sępy nie dawały im spokoju nawet wtedy.
            Usiadła na łóżku Hyuugi i czule odgarnęła mu włosy z czoła. Lekarze mówili, że obudzi się, gdy będzie na to gotowy. Mówili, że trzeba mu dać czas, by odespał wszystko, co go spotkało. Ale Riko tak bardzo chciała znów zobaczyć jego uśmiech i usłyszeć głos, który tak kochała. Najważniejsze było to, że jego życiu już nic nie zagrażało. Przetoczono mu krew i uzupełniono jej braki, zrekonstruowano kolano (wzmocnione tytanowymi nitami i płytkami) a także przeszczepiono jedną nerkę. Na sam widok ran, które w większości zdążyły się zagoić i tylko małe strupki świadczyły o tym, że coś było nie tak, miała ochotę płakać. Hyuuga wyglądał tak spokojnie i cicho, tak niepodobnie do siebie.
-O, nie wiedziałam, że pan Hyuuga ma gościa – powiedziała młoda kobieta, zamykając za sobą drzwi.
-Jestem Riko Aida, jego dziewczyna – przedstawiła się, smutno uśmiechając się do nieznajomej.
-Och, miło mi, pielęgniarki o tobie mówiły. Jestem Minako Chiba. Rehabilitantka. Zazwyczaj przychodzę dopiero wieczorem i pilnuję, żeby jego mięśnie nie zwiotczały. Ale dzisiaj mam jeszcze zacząć pracę z rannym kolanem, więc przyszłam wcześniej.
-M…Mhm. To ja poczekam na zewnątrz – wizja tego, że obca kobieta maca jej chłopaka była nieprzyjemna, ale wygrywała konieczność. I tak martwili się o odleżyny, które pojawiały się na jego plecach mimo specjalnego łóżka.
-Nie, nie musisz. Jeśli chcesz, to pokażę ci, jak przeprowadzać proste ćwiczenia. Na pewno kiedy go wypiszą ze szpitala to będzie zachwycony twoją pomocą.
            Riko uśmiechnęła się szczerze i cieplej. To jej się podobało. Jeśli mogła pomóc Hyuudze jeszcze bardziej, była jak najbardziej za. Podwinęła rękawy i stanęła obok kobiety, a ta zaczęła ją uczyć.

            Kiedy minęły trzy tygodnie od operacji, Riko zaczęła się niepokoić. Hyuuga wciąż nie odzyskał przytomności. Rany zagoiły się, zostały tylko brzydkie, zaczerwienione blizny, które dla niej były jednak piękne i stanowiły dowód na to, jak wiele chłopak zniósł. Przeniesiono go na łóżko przeciwko odleżynom, a także co dwie godziny zmieniano pozycję, w jakiej leżał, by uniknąć pogłębienia się kolejnych ran. Riko zauważyła, jak bardzo chłopak schudł (nic dziwnego, był karmiony pozaustrojowo) i jak blada zrobiła się jego skóra. Mimo to, codziennie siadała obok niego i masowała, tak jak nauczyła ją Minako, jego dłonie, ramiona, stopy i łydki.
            Seirin i reszta wciąż codziennie go odwiedzała. Opowiadali o tym, jak grają w koszykówkę, a także o tym, że kończy się przerwa wakacyjna i boją się powrotu do szkoły. Prosili też, by Hyuuga jak najszybciej się obudził i wrócił do nich, bo tęsknią. Riko widziała, jak wszyscy, nawet Kagami, ocierają oczy po wyjściu.
            W tych najgorszych dniach stali się sobie jeszcze bliżsi, o ile to było możliwe. Wspierali się i nawzajem nakłaniali do tego, by znów się uśmiechać. Prasa i telewizje wciąż ich nagabywały, ale nie rozmawiali z nimi. Skupili się na sobie, na tym, by przetrwać. Zdrada Teppei’a, to, co zrobił i co chciał osiągnąć, zadziałały odwrotnie do zamierzenia; stali się silniejsi i bardziej zgrani.

            Początek czwartego tygodnia Riko zaczęła płakać przy Hyuudze. Nie mogła już dłużej z tym walczyć. Był obok niej, a jednocześnie tak daleko. Tęskniła tak ogromnie i nie zmieniało to faktu, że chociaż fizycznie miała go na wyciągnięcie ręki, nie o ciało chodziło. Uparcie wciąż jednak masowała go i szperała w Internecie, szukając nowych metod rehabilitacji urazów takich, jakiego doznał Hyuuga. Dzieliła się tą wiedzą z Minako i razem pracowały nad tym, by pomóc chłopakowi. Kiedy jednak rehabilitantka wychodziła, Riko kładła się obok Hyuugi na łóżku, wsuwając głowę pod jego brodę i mówiła. Wspominała przeszłość i marzyła o przyszłości, jaka mogłaby na nich czekać. Wiedziała, że Kagetora, a także rodzice Hyuugi i koledzy z drużyny martwili się o jej zdrowie, ale ona czuła się świetnie. Miała cel, cel do którego dążyła. Zostanie lekarzem medycyny sportowej, skupiając się głównie na rehabilitacji zawodników.
-Myślę, że to byłoby ciekawe, wiesz? – kontynuowała, gładząc palcami serce Hyuugi. Wyczytała, że pacjenci, którym udało się obudzić, deklarują, iż podczas śpiączki słyszeli głosy swoich bliskich. Więc paplała.
-A właśnie – nagle uniosła głowę. –Nie uwierzysz, jaki skandal. Midorima oświadczył się Yunie. Przy swoich rodzicach. Oczywiście, ona się zgodziła. O ile jego ojciec im pogratulował, to podobno matka wypadła z domu jak burza. Yu mówiła, że to wcześnie i że trochę się boi, ale jest pewna, że oboje z Midorimą tego właśnie chcą. No i nie pobiorą się od razu, dopiero po studiach, ale wszyscy teraz o tym plotkują. Myślą, że Yu jest w ciąży.
            Riko przesunęła dłonią po swoim brzuchu. Chciałaby mieć dziecko z Hyuugą. I to nie jedno, może ich własną, małą drużynę koszykówki. Założyć rodzinę, żyć razem już do końca życia. Samo wyobrażenie tego, jak mogłoby wyglądać ich dorosłe, wspólne życie, Riko poczuła, że jej policzki ponownie robią się mokre.
-Znów płaczesz – usłyszała cichy szept.
-Przepra… co?
            Szybko uniosła głowę, dokładnie w tym samym momencie, w którym Hyuuga otworzył oczy. Spojrzenie miał trochę mętne i nieostre, ale próbował skupić się na jej twarzy. W końcu z trudem uniósł dłoń i dotknął jej policzka, próbując otrzeć łzy. Nie bardzo rozumiał, dlaczego własna ręka była mu obca, ale mimo to próbował.
-Nie…płacz.
-Płaczę, bo się cieszę – wymamrotała, pocierając pięściami oczy.
-T-tak?
-Witaj z powrotem, skarbie – uśmiechnęła się szeroko, muskając wargami jego usta.
            Pielęgniarki, które usłyszały jej śmiech (a akurat wchodziły, by zmienić pozycję pacjenta i wmasować maść w odleżyny) zamarły w pól kroku. Jedna pobiegła po lekarza, a druga z uśmiechem obserwowała, jak Riko Aida śmieje się radośnie i na przemian szlocha ze wzruszenia, podczas kiedy Hyuuga Junpei próbował ją bezskutecznie jakoś uspokoić.
Nic tak nie cieszyło jej serca jak myśl o tym, że oboje w końcu doczekali się małego cudu.





W rozdziale wykorzystano piosenkę „Do Or Die” (Papa Roach) oraz „Everybody” (Ingrid Michaelson).

A więc dobrnęliśmy do końca. Cóż mogę Wam powiedzieć? Pewnie tylko tyle, że prawdziwe pożegnanie nastąpi za tydzień. Zapraszam w kolejną niedzielę na epilog, a dowiecie się, jak potoczyły się dalsze losy naszych bohaterów.
Szczęśliwego Nowego Roku, moi kochani!

9 komentarzy:

  1. Jak mi się szczerzy morda :D
    Świetnie opisałaś śpiączkę Hyuugi. Po prostu aż mi serce zamarło. Poza tym Aominecchi taki waleczny i wspaniały. ..ojej :3
    Swoją drogą wygląda na to że na Junpei Juniora będzie trzeba jeszcze poczekać xd
    Bardzo mi się podobało i ładnie zakończyło historię. ..chlip, chlip ; c
    Zostaje tylko czekać na epilog.
    xoxo,
    Team Erotyczni Mordercy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awwu /w\ ile ja się medycznych badziewi nagooglowałam dzisiaj... normalnie nie uwierzysz!
      Aomine zawsze taki xd
      Haha xD na wszystkich juniorów poczekają, bo ekipa musi studia pokończyć xD
      Aww xd Dziękuję :3

      Usuń
  2. Jeszcze tylko epilog? ;o;
    Biedna mama Midorima...Jej niewdzięczny syn chcę ją o zawał przyprawić.
    Ostania scena była bardzo, ale to bardzo urocza <3
    Nie wiem jakim cudem dopiero teraz odkryłam "Legendę Cesarstwa Seirin". Pojawi się tam jeszcze jakieś inne cesarstwo lub królestwo?
    Suga Senpai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tak, jeszcze tylko epilog...
      Pff. Team Tata Midorimy <3
      Haha xD Coś powinno się pojawić :)

      Usuń
  3. Och. Wzruszające :D Cudowne i tak dalej <3. Kocham to opowiadanie *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww <3 Cieszę się :3 A od przyszłego tygodnia więcej Kagamisia dla Ciebie :D

      Usuń
  4. Przepiękne, chyba pierwszy raz na tym blogu zabrakło mi jakichkolwiek słów komentarza. Może jak się ogarnę to coś dopiszę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    matka Midorimy jest wściekła, że wybrał Yune jako osobę , którą kocha i z którą chce się ożenić, detektyw wpadł do domu Tappeia w samą porę, jak dobrze, że wszystko się dobrze skończyło...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń