niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 49. Wilk w owczej skórze cz.3.

            Hyuuga miał wrażenie, że pływa. Unosił się na powierzchni wody, czując na sobie jej delikatny, ale chłodny dotyk. Dookoła słyszał tylko cichy szum; tak, jakby cały świat zamarł i zatrzymał się w miejscu. Ogromnie mu się to podobało: spokój i uczucie lekkości, jakby nic nie łączyło go już z ciałem.
            Ale na ziemię znów ściągnął go ból. Od kilku minut (godzin? Dni?) Kiyoshi nacinał jego skórę. Zdarł z niego ubranie i zostawił w samej bieliźnie, przez co było mu zimno. Drżał, ale jego przyjaciela to nie obchodziło. Hyuuga wiedział, że metody okaleczania ma opanowane do perfekcji, wiedział bowiem, gdzie naciąć albo wbić ostrze, by bolało, krwawiło, ale nie zabiło. Ale on już nie walczył, nawet nic nie mówił. Miał nadzieję, że jeśli Kiyoshi’ego znudzi brak jego reakcji, to poderżnie mu gardło i w końcu go zabije. Modlił się tylko o to, by Sumire odzyskała przytomność i zdążyła powiedzieć Aomine, kto zepchnął ją ze schodów.

            Riko chodziła nerwowo po całym domu, a Kagetora obserwował ją, po raz drugi w życiu tak samo bezsilny jak wtedy, gdy umierała jego żona. Widział, jak z każdym krokiem myśli jego córki robią się coraz mroczniejsze; w jej wyobraźni zapewne obaj chłopcy już nie żyli, podczas kiedy ciało trzeciego nie zdążyło jeszcze wystygnąć w kostnicy.
-Kiyoshi obroni czterookiego – powiedział jej ze spokojem. –Zobaczysz, im obu nic się nie stanie.
-Tato, nie rozumiesz – jęknęła, zatrzymując się w pół kroku. –Porwano ich prawie dobę temu. Kiyoshi wciąż ma problemy z kolanem, a Junpei stracił okulary, więc jest bezradny. S-są zdani na łaskę tego szaleńca! A policja wciąż nie wie, gdzie Hanamiya jest. S-sprawdzili kilka razy jego dom, sprawdzili szkołę i miejsca, gdzie zazwyczaj siedzi. Nie ma. Znikł. Jak kamień w wodę. W do-dodatku Furihata – urwała, a głos się jej załamał. Riko objęła się ramionami i załkała, a Kagetora objął ją i przytulił.
            I chociaż obecność ojca zazwyczaj dodawała jej otuchy, teraz nawet to nie pomagało.
-Obaj wrócą do ciebie – obiecał, gładząc ją po plecach. –Są silni i uparci. Cholera, pomyśl o samym Hyuudze! Jest tak skubany upierdliwy i twardy, że nie dał mi się odstraszyć i zdobył ciebie… Na pewno wyjdą z tego obaj – zapewniał ją.
-Oby, tatusiu… ja go potrzebuję – szepnęła.
Kagetora poczuł ciężar w żołądku.
-Wiem, że to nie moment – burknął, wciąż obejmując Riko. –Ale znalazłem opakowanie po t-teście. Czy ty i czterooki…?

            Aomine pędził ulicami, modląc się w duchu o to, by się nie mylił i o to, by zdążył na czas. Imayoshi i reszta pewnie właśnie dzwonią po policję, więc niedługo będzie miał wsparcie. Ale Hyuuga Junpei może nie mieć tyle czasu. Od porwania minęła doba, a z każdą kolejną mijającą minutą szanse chłopaka na to, że przeżyje, malały.
            To było do przewidzenia, że prędzej czy później się zgubi. Uliczki, w które wjechał, były do siebie ogromne podobne, a punkt orientacyjny – liceum Seirin – minął już dobrą chwilę temu. Stał teraz na skrzyżowaniu, rozważając, w którą stronę powinien skręcić. Czas przeciekał mu przez palce, ale to tylko utrudniało Aomine skupienie się. Myśl, myśl, myśl, nakazywał sobie. Te uliczki były wąskie, żaden duży samochód nie miał szans tędy przejechać, więc szanse Hyuugi jeszcze bardziej spadały w dół. Nie, nie myśl o tym, myśl o mapie, warknął na samego siebie.
            Niespodziewanie zerwał się silny wiatr, niepodobny do letnich podmuchów. Był zimny i przenikliwy; Aomine zadrżał i obrócił głowę, by zauważyć, jak…
            Jak za rogiem jednej z uliczek znikają końcówki różowych włosów. Bez wahania rzucił się w tamta stronę. To niemożliwe, myślał, nie, Satsuki tutaj nie ma. Satsuki nie żyje i…
            Ulica była pusta. Dookoła ciągnęły się wysokie mury i gdyby ktokolwiek wszedł w tę uliczkę, musiałby tutaj być. Ale nikogo nie było. A w głowie Aomine nagle coś zaskoczyło; to był właściwy skręt.
…i to niemożliwe, żeby pokazywała mi drogę.

            Kise płakał. Siedział skulony w kącie, między ścianą a szafą w mieszkaniu Kasamatsu. Obejmował kolana ramionami i kołysał się lekko. Kolejne dwie osoby, które znał i które cenił, na których w pewien sposób mu zależało, miały zginąć. A on nie mógł zrobić nic. Rana w boku piekła go, kiedy się poruszał. Był świadom, głównie dzięki temu bólowi, że on również mógł teraz nie żyć i przez chwilę wahał się, czy przypadkiem tak nie byłoby łatwiej. Nie chciał iść na kolejny pogrzeb, nie chciał widzieć kolejnej rozpaczy i smutku, nie chciał być świadkiem rozdarcia kolejnej rodziny.
-Ki…Kise, cholera – Kasamatsu szybko usiadł przed nim. –Przestań beczeć.
-Senpai, ale… - załkał.
Kasamatsu był zły nie o to, że morderca porwał kolejne osoby. Był wściekły, bo ten świr złamał Kise. Nawet po przegranej w Winter Cup chłopak tak nie płakał.
-Jest ich dwóch, są przyjaciółmi tak wiele lat. Zrozum, że na pewno sobie nawzajem pomogą i wyjdą z tego. Nie bój się. C-chodź tu – wyciągnął ramiona i przytulił Kise do siebie, pozwalając, by blondyn łkał w jego koszulę.

            Aomine znów się zgubił. Te pieprzone uliczki były jak labirynt, który w swoim sercu krył mroczny sekret. Co prawda, teraz miał do wyboru tylko 3 odnogi, o jedną mniej niż wcześniej, ale wydawały się rozchodzić w różnych kierunkach. Myśl, myśl, myśl.
            Na jednym ze słupów zauważył reklamę Maibou, ulubionych lodów Murasakibary. Był zaskoczony tym, że wisiała ona na tylko jednym, nie na wszystkich słupach.
Czyżby to był kolejny drogowskaz…?
            Bez zastanawiania się nad tym, ruszył w tę stronę. Życie Hyuugi Junpei’a zależało teraz od jego instynktu. I, prawdopodobnie, od jego urojeń.

            Kuroko wraz z Kagamim leżeli w łóżku, ale żaden z nich nie mógł zasnąć. Wpatrywali się w sufit, lekko dotykając się ramionami. I chociaż obaj byli zmęczeni całodziennymi poszukiwaniami ich dwóch przyjaciół, sen nie nadchodził. Nie pomagały również wspomnienia o Furihacie, które niosły ze sobą tylko smutek i chłód. Kuroko czuł, jak suche i obolałe są jego oczy od wiecznego pocierania ich wierzchem dłoni.
-Dlaczego? – zapytał nagle Kagami, zaciskając dłoń w pięść i uderzając w materac. –Dlaczego Kiyoshi i kapitan? Przecież… przecież Kiyoshi już nie gra. A kapitan jest… tylko kapitanem.
-Nie wiem – szepnął Kuroko, tuląc się do jego ramienia. Tak bardzo bał się na samą myśl o tym, co stanie się z Riko, kiedy obaj porwani zginą. Ich trenerka nigdy się nie pozbiera. Powroty do Seirin, które już nigdy nie będzie takie samo… Nie, nie wyobrażał sobie tego.
Kagami przytulił go i pocałował w czubek głowy, wiedząc, jak bardzo obaj potrzebują wzajemnej bliskości. Bycie razem to jedyne, co im zostało.
            Te niewesołe rozważania przerwał telefon. W pierwszym odruchu obaj zamarli; żaden z nich nie chciał podnosić słuchawki, dowiedzieć się strasznej prawdy. Kogo znajdą pierwszego? Kiyoshi’ego? Hyuugę? W jakim stanie? Czyją śmierć będą dzielić z resztą?
-Midorima? – zapytał Kagami, w końcu odbierając. Tylko Kuroko widział, jak jego partnerowi drżą ręce, a on sam jest w rozsypce.
-Jeśli zjawi się u was Kiyoshi Teppei, nie otwierajcie mu drzwi – powiedział cicho, jakby osłaniał słuchawkę dłonią.
-O czym ty mówisz? – Kagami zacisnął palce na telefonie, prawie go miażdżąc. –Oczywiście, że otworzymy, w końcu może potrzebować pomocy. Zresztą, o czym ty mówisz, on jest z Hyuugą u por…
            Nagle Kagami zrozumiał. Urwał w pół słowa, patrząc na Kuroko tak, jak gdyby go nie widział. Elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Ale nawet, jeśli wiedział, nie mógł tego zaakceptować.
-Pierdolisz – warknął agresywnie. –Nie, Midorima, kurwa nie!
-Kagami? – Kuroko wspiął mu się na kolana, chcąc słyszeć, co cicho wyjaśnia Midorima.
            Z każdym kolejnym słowem czuł, jak ciężar w jego żołądku robi się coraz większy.

            Aomine próbował znaleźć dom Teppei’a już od ponad trzech godzin, nie raz i nie dwa mając wrażenie, że jest w tym samym miejscu, w którym był kilka minut temu. Dlaczego nie miał GPS w telefonie? Teraz był zły na swoje lenistwo i nie ściągnięcie aplikacji, o której mówiło mu tyle osób. Gdyby tak było, nie błądziłby i już dawno zemściłby się i uratował Hyuugę.
-Gdzie teraz? – zapytał sam siebie, patrząc na dwie uliczki. Wyglądały identycznie, nawet nie było na nich samochodów. Rozglądał się, szukając wzrokiem ludzi, którzy mieszkają w okolicy, kiedy zauważył samotną kobietę z dwoma siatkami zakupów. –Przepraszam panią!
Kobieta drgnęła, wyrwana z zamyślenia i spojrzała na niego z lekkim strachem w oczach.
-Tak? – zapytała niepewnie.
Jej twarz wydawała się Aomine dziwnie znajoma, zwłaszcza kolor i kształt oczu. Nie mógł sobie jednak dokładnie przypomnieć, gdzie wcześniej ją widział.
-Gdzie znajdę ten adres? – pokazał jej karteczkę z adresem Teppei’a.
-Och, mieszkam tu dopiero od kilku tygodni, od… od czasu śmierci mojego syna – westchnęła cicho, ale wzięła karteczkę. –Wydaje mi się, że to ta ulica, mój drogi – dodała ze smutnym uśmiechem.
            A wtedy Aomine ją rozpoznał. Nie powiedział jednak ani słowa. Skinięciem głowy podziękował pani Haizaki, po czym ruszył w drogę, nie oglądając się za siebie.

            Midorima z cichym westchnięciem, pełnym niewypowiedzianej ulgi, usiadł na swoim łóżku i kontynuował wycieranie włosów ręcznikiem. Zrobił co mógł. Ostrzegł pozostałych, teraz pozostawało czekać, aż Aomine lub policja (co bardziej prawdopodobne) odnajdzie mordercę i zamknie sprawę raz na zawsze. Spokój, tego teraz potrzebowali. Miał nadzieję, że zdążą uratować Hyuugę.
-Shintarou, masz gościa – usłyszał głos matki i zerknął na zegarek. Było już dosyć późno, nie spodziewał się żadnej wizyty. Czyżby Takao usłyszał o Kiyoshim?
-Już idę!
            Powoli zszedł po schodach i, szczerze powiedziawszy, nawet nie był zaskoczony, kiedy obok swojej matki zobaczył Yunę. Dziewczyna obejmowała się ramionami i lekko odsuwała od jego rodzicielki, która wyglądała na zdegustowaną.
-Powiedziałam jej, że jesteś zmęczony, ale nalegała, żeby cię zobaczyć. Nie wiem, co jest tak pilnego, ale nie siedź długo, Shintarou.
-Mamo, to moja dziewczyna – wypalił, rumieniąc się po korzonki włosów; podszedł do Yuny i ujął ją za rękę. –Co się stało? Znaleźli ich?
-Nie, jeszcze nie – Yuna pokręciła głową. –Riko dzwoniła tylko i powiedziała, że policja ma Hanamiyę, ale to nic im nie da, prawda? To nie o niego chodzi.
-Dlaczego wyszłaś z domu? – zapytał, patrząc nerwowo to na nią, to na swoją matkę, która przyglądała im się ze źle skrywanym zainteresowaniem. –Mówiłem ci, że to niebezpieczne.
-Nie mogłam tam usiedzieć – burknęła. –Brat mnie przywiózł.
-Chociaż tyle. Chodź – pociągnął ją w stronę swojego pokoju.
-Shintarou, co ty robisz? – pisnęła nagle jego matka. –Przecież… co z twoją narzeczoną? Co z planami? Kim jest ta dziewczyna? Skąd ją wziąłeś?
-Spadła mi z nieba – nie wiedział, co wywołało u niego tę odwagę, ale wreszcie znalazł w sobie siłę na to, by postawić się rodzicom. –Jeśli nie masz nic więcej do dodania, matko, to wybacz, ale jesteśmy zajęci.
            Dopiero w pokoju zrobił się tak czerwony, że Yuna mogłaby przysiąc, że widzi, jak jej chłopak paruje. Mimo to, była z niego ogromnie dumna.

            Aomine w końcu trafił pod właściwy adres. Nie mógł uwierzyć w to, jak zwyczajnie wygląda dom Teppei’a, wręcz niczym nie wyróżniający się od sąsiednich bloków, może tylko tym, że w oknach nie było żadnych świateł, a także ze środka nie dobiegały żadne dźwięki. Miał wrażenie, że to nie tutaj, ale numer na ścianie domu oraz nazwa ulicy się zgadzały. Czy seryjny morderca i psychopata mógł mieszkać w domku z zadbanym ogródkiem i klombami kwiatów?
            Dopiero kiedy przyjrzał im się bliżej, zauważył, ze trawnik wygląda na nieskoszony od kilku tygodni, a na klombach, wśród kwiatów, rosły chwasty. Poczuł nieprzyjemny dreszcz i poruszył się nerwowo. Nie miał więcej czasu do stracenia.
            Podszedł do drzwi, rozglądając się i sprawdzając, czy nie ma świadków. Szarpnął za klamkę, ale było zamknięte. Pokręcił lekko nosem, zastanawiając się, czy prędzej dostanie się do środka jeśli rozbije okno czy może wyważy drzwi. Cokolwiek zrobi, od teraz to już było poważne, mógł napytać sobie kłopotów, ale z drugiej strony, Aomine nigdy nie był typem, który się tym przejmował.
            Szarpiąc klamką, naparł ramieniem na drzwi kilka razy, nim cofnął się o kilka kroków i z całej siły wpadł bokiem na drzwi. Zamek puścił dosyć łatwo i drzwi się otworzyły. Aomine uniósł dłoń do ust, czując smród nie do opisania słowami. Ze środka cuchnęło tak, że aż w oczach zakręciły mu się łzy. Żołądek podniósł mu się do gardła, ale uspokoił się i wyjął z kieszeni spodni chusteczkę. Nie wiedział kiedy i po co Sumire wkładała je do jego spodni, ale teraz był jej wdzięczny.
            Ostrożnie zaczął wchodzić do środka, czując, jak z każdym krokiem przykra woń nasila się. Słyszał brzęczenie much, które brzmiały jak pszczoły. Aomine drgnął nerwowo, robiąc krok do tyłu. Tylko nie pszczoły. Nie będzie w stanie iść dalej, jeśli jest tam chociaż jedna. Panika uderzyła w niego z siłą pociągu. Musiał oprzeć się o ścianę i zamknąć oczy; czuł, jak pot spływa mu po plecach. Tu nie było żadnych pszczół, powtarzał sobie w myślach. To muchy. One brzmią inaczej, nie ma czego, nie masz czasu się bać, powtarzał sobie.
            W końcu znów podjął się wędrówki, jedną dłonią cały czas dotykając ściany. Nawet kiedy natrafił na włącznik światła, nie włączył go. Nie mógł alarmować tym mordercy, poza tym, jego oczy przyzwyczaiły się już do ciemności. Pomagało mu również światło uliczne, które wpadało przez okno.
            Ostrożnie stawiał krok za krokiem, aż dotarł do saloniku. To tutaj śmierdziało najgorzej. Aomine mocniej przycisnął chusteczkę do nosa, po czym – wiedząc, że będzie tego żałował – podszedł do kanapy.
            Tym razem nie powstrzymał mdłości.
            Widząc na kanapie gnijące zwłoki, sądząc po ubraniu, kobiety, po których chodziły muchy i robaki, odwrócił głowę i zwymiotował na podłogę. Nie mógł przestać, to było silniejsze od niego. Dopiero kiedy miał pusty żołądek, boleśnie podrażniony, udało mu się wyprostować i spojrzeć na trupa jeszcze raz. Domyślił się, że to zapewne babcia Kiyoshi’ego; kobieta zmarła przerażona, a przynajmniej taki miała wyraz na tym, co zostało z jej twarzy. To musiało być straszne, zginąć z ręki dziecka, któremu poświęciło się tyle lat.
            Aomine wiedział, że musi iść dalej. I chociaż obrzydzało go to, zdjął swoją bluzę i nakrył nią zwłoki. Muchy poderwały się, bzycząc wściekle i uciekając, a chłopakowi znów zachciało się wymiotować, ale tylko kilka razy przełknął ślinę, pospiesznie wychodząc z salonu.
            Błądził po domku, szukając jakiegoś miejsca lub wskazówki, gdzie mógł ukryć się Teppei. W kuchni znalazł noże i na wszelki wypadek wziął jeden z nich ze sobą. Wyglądało jednak na to, że się mylili. Nawet jeśli Teppei był mordercą, nie było go tutaj.
            Już miał się poddać i wyjść z domu, nim wpadnie tutaj policja i jeszcze jego oskarżą o mordowanie, kiedy z jednego z pokoi dobiegło ciche kliknięcie. Aomine przywarł do ściany, zaciskając dłoń na nożu i napinając mięśnie brzucha w nerwowym oczekiwaniu. Wyjrzał się lekko i zauważył, jak otwiera się klapa w podłodze, zakryta dywanikiem. Palce, zaciśnięte na trzonku broni miał śliskie ze zdenerwowania, kiedy obserwował jak Kiyoshi Teppei wychodzi z ukrytej piwnicy i kieruje się do kuchni. Każdy jego krok wydawał się trwać wieczność, a Aomine oceniał szanse; co się stanie, jeśli zaatakuje teraz?
            W końcu jednak Kiyoshi zniknął z pola widzenia, a on stracił swoją szansę. Nie myśląc już więcej, szybkim krokiem dotarł do włazu i zeskoczył do piwnicy.
            Jej sklepienie było dosyć wysokie; Aomine sam nie należał do knypków, a mimo to mógł jeszcze spokojnie wyciągnąć prawie całą rękę, nim go dotknął. Szedł tunelem, który wyglądał jak wydrążony w gołej ziemi. Oświetlały go zwykłe jarzeniówki, podpięte do kabli biegnących w ścianie.
            Kilka kroków i długich minut później Aomine poczuł zapach krwi. Czując, jak robi mu się zimno, przyspieszył. Zza zakrętem po raz pierwszy zobaczył Hyuugę Junpei’a i westchnął ze smutkiem.
            Kapitan Seirin był martwy. Miał na sobie tylko bokserki, które z założenia chyba były niebieskie, ale teraz przesiąknięte były krwią, która pokrywała jego ciało. Kilkanaście nacięć, wyrwane paznokcie, sine barki i zmiażdżone kolana. Kiyoshi musiał naprawdę go nienawidzić, nawet śmierć mu przedłużał. Zamiast poderżnąć Hyuudze gardło lub wbić nóż w serce, on wbił go w bok i pozwolił, by jego przyjaciel się wykrwawiał.
            Aomine podszedł bliżej i lekko przetarł oczy; czy to zmęczenie, czy klatka piersiowa chłopaka uniosła się z trudem i opadła?
            Tak. Hyuuga Junpei żył. Walczył o każdy oddech, jakby nie chciał oddać się tak łatwo w ramiona śmierci. Kiedy Aomine dotknął jego szyi, w poszukiwaniu pulsu, chłopak szarpnął się i z trudem uniósł głowę. Mrużył oczy, ale widok przed nimi rozmywał się i był niewyraźny.
-To ja – burknął to, co pierwsze przyszło mu na myśl. –Aomine.
-A-Aooo..mi…
-Hej, hej, nic nie mów – warknął, szukając wzrokiem czegokolwiek, czym mógłby zatamować krwotok z rany w boku, to ona krwawiła bowiem najmocniej.
-Tak myślałem, że nie jestem tu sam.
            Aomine odwrócił się, zaciskając mocno palce na nożu. Kiyoshi Teppei wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Stał kilka kroków przed nim, trzymając w ręce siekierę. Miał na sobie fartuch z gumy, taki, jaki noszą rzeźnicy.
-Właśnie miałem z nim kończyć – wyjaśnił, uśmiechając się dobrotliwie. Jego oczy jednak pozostawały zimne. –Taki głuchy na moje ostrzeżenia. Taki głuchy na wiadomości.
-Mówisz o Hyuudze – mruknął Aomine, pochylając się lekko i przyjmując taką samą pozycję, jaką przyjmował podczas bójek na ulicy. –To ty wysyłałeś anonimy, o których mówił Tetsu.
-Nie słuchali. Oni wszyscy zginęli przez niego, bo widzieli, jak śmieje się ze mnie!
            Kiyoshi machnął ręką, a Aomine szybko zerknął w tamtą stronę. Widząc słoik, w którym pływały gałki oczne, znów zrobiło mu się niedobrze. Czy… czy tam były oczy Satsuki?
-Ty miałeś przeżyć – westchnął Teppei. –Zabiłem Sumire, spłaciła twój dług. A sam wpakowałeś mi się w ręce. Naprawdę jesteś głupi, Ahomine.
            Po tych słowach rzucił się w jego stronę, a Aomine uznał, że nóż do krojenia chleba niewiele przyda mu się w walce z siekierą.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „In the end” oraz „Numb” (Linkin Park). Szczęsliwego, Nowego Roku, moi drodzy Czytelnicy :) A 10.01 łączymy się przed monitorami i świętujemy nowy sezon Kurobasu :3
PS. Gdyby ktoś z Was chciał napisy do Kurobas Cup, jestem w ich posiadaniu.

16 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Idę czytać dalej, trololo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam skurwysyna, że mógł mieszkać z martwą babcią na kanapie, gdzie jeszcze łaziły robaki... obrzydlistwo.
    A motyw z różowymi włosami i reklamą, które wskazywały drogę, mru, do dzisiaj mam dreszcze od czasu, jak mi o tym opowiadałaś xd
    A teraz, niebieski, przydaj się do czegoś i za... hm... jakby to ładnie ująć... pokonaj, o, żeby nie było, że mówię nieładnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, co mu w główce siedzi, że tak to zostawił...
      Huehue xddd Jeszcze miało być coś z Haizakim (myslałam o zapachu fajek, które lubil i byly specyficzne, ale z matką wyszło tak spontanicznie).
      Haha xD Niebieski się przydaje! Mój Aho <3

      Usuń
  3. Mam rozumieć, że Sercia zamieniła się w moją osobistą gwiazdkę. Nowy chap, nowe Cesarstwo i jeszcze słowa Linkinów. I LOVE YOU!!!
    Boże, chyba mi nawet szkoda Aho, sama mam żołądek w gardle, dzisiajszy obiad był za tłusty... TT.TT
    I tu i na ff.net się nie zawiodłam, dzięki. Teraz może Fireproof?:)
    Również najleszego w nowy mroku i cieszmy się nie tylko nowym sezonem, ale też nową mangą! Te ulizane włosy Midosia xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błagam, tylko nie ulizane włosy Midosia... Już się Kisia i Kuroko lepiej podcięli, chociaż też wyglądają źle (Ale Aomine z dłuższą grzywką... *nosebleed*)
      Haha, jestę gwiazdę :D
      Taak, Fireproof też się pisze :3

      Usuń
    2. Żel do włosów: robisz to źle, Midoś... xD
      Moja siostra jaki fangirling jak Murasia ogarnęła o.O
      Cieszę się bardzo, moje kochane Kagakurosze się piszą..:3
      (turla się w pościeli, złowieszczeo chichocząc xD)

      Usuń
  4. Zastanawiam się dlaczego Teppeiowi przeszkadzał martwy dziadek, a babcia na kanapie nie....
    Scena z matką Midorimy była genialna :3


    Suga Senpai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha xd Soon :3
      Biedna Mamusia, po 17 latach Midoś się zbuntował :D

      Usuń
    2. OMG zapomniałam napisać, że Kasamatsu jest uroczy, gdy ta się martwi o Kisie <3

      Usuń
    3. Haha :D
      Widziałaś Kasa w nowej mandze?

      Usuń
  5. Wiem, że dużo się działo w tych czterech rozdziałach, ale OMFG DWIE PIOSENKI LP *,* rozpieszczasz mnie kochana ^^
    +KagaKuro wspierające się nawzajem.
    Czemu zabiłaś Furi... Serio się tego nie spodziewałam xd
    Czyżbyś motyw wyrywania paznokci zaczerpnęła z Tokyo Ghoul? XD przez chwilę miałam nadzieję że każe mu zacząć liczyć xd
    Biedny Hyuuga... ale Junpei Junior w drodze <3
    Przepraszam ale szczerzyłam się jak debil przy wspominaniu śmierci tego...tego.
    Aominecchi finish him! FATALITY.
    ...ponosi po 2 w nocy :3
    Midorima mnie zabił tym tekstem o niebie ^^
    Chyba tyle z mojej strony... Mój team się nawet nie narodził, lecz pozostanę wierna...
    xoxo,
    Team Erotyczni Mordercy.

    Aaaa zapomniałam o sztucznym zdziwieniu po wyjawieniu mordercy.
    OSZ KURDE TO BYŁ TEPPEI?!
    z tego miejsca pozdrawiam i ściskam Spoiler-senpaia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, Spoiler-senpai normalnie ma teraz czkawkę xD

      Oj tam od razu rozpieszczam XD Pasowalo mi... no i może trochę nasza rozmowa z Akim mnie natchnęła :3
      Oczywiście, że KagaKuro się wspiera. To jest miłość! No i Kagami może polegac na Kuroko, to on potrzebuje go bardziej xd
      Haha xD Bo go nie lubie xD
      Nie :) Jak już, to z Higurashi no naku koro ni :D Nie oglądałam TG :)
      Haha xD JUNPEI JUNIOR. PŁACZĘ.
      Boshe czemu Ty tak nie lubisz Mukkuna... ;__;
      Midorima powoli odkrywa, że ma jaja nie tylko jako część układu płciowego xD

      Usuń
    2. BO GO NIE LUBIĘ.
      'To jest miłość!' Oh yes it isss <3
      Wgl można liczyć jeszcze na jakieś KagaKurosze z radości po znalezieniu mordercy? *.*

      Usuń
    3. Tak :3 Na pewno bd z nimi scena w ostatnim chapku, no i w epilogu będzie o nich dużo :3

      Usuń
  6. Witam,
    jak w takim momencie można przerwać, mam nadzieję, że za chwile wpadnie tam policja i wszystko dobrze się skończy, Midorima och uroczy był...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń