“Więc zrób to. Zdecyduj. Czy to jest życie, jakie chcesz
przeżyć? Czy to jest osoba, którą pragniesz kochać? Czy to najlepsze, na co cię
stać? Czy możesz być silniejszy? Milszy? Bardziej współczujący? Zdecyduj.
Wdech. Wydech. I zdecyduj”
-
Meredith
Gray (Chirurdzy)
Aomine z wytęsknieniem czekał na dzwonek. Od kiedy wrócił do
szkoły, zauważył, ze wszyscy traktują go inaczej. Ludzie dookoła niego mówili
ciszej, spokojniej, nie patrzyli mu w oczy, jakby bali się, że w każdej
sekundzie może zacząć krzyczeć. Owszem, sam był sobie winny, ale z drugiej
strony coś w nim łaknęło normalności.
Ale czy normalność była możliwa, skoro ławka Satsuki
stała pod oknem, pusta?
Sumire szła
szkolnym korytarzem, jak zawsze otoczona przez koleżanki. Od czasu rozpoczęcia
nauki w Tōō stała się bardzo popularna, nie tylko wśród chłopców. Po śmierci
brata wszyscy chcieli jej pomagać i – jakżeby inaczej – doceniała to, ale czuła
się często przytłoczona ich troską. Na każdym kroku chcieli ją ze wszystkiego
wyręczać i o ile na samym początku było to bardzo przydatne, wręcz nie umiała
się bez tego obyć, teraz wolałaby spłacić im dług, niż dalej go zaciągać.
-Sumire, zobacz – Chihaya, jej najlepsza przyjaciółka,
pokazała jej swoje pudełko z drugim śniadaniem. –Zjedzmy razem.
-Mam swoje, dziękuję ci bardzo, Chi – uśmiechnęła się do
niej.
-Hana, może chcesz spróbować kanapek mojej mamy? Ostatnio
bardzo schudłaś!
-Dziękuję, Ayane, ale twoja mama zrobiła je dla ciebie. Dużo
ćwiczysz w klubie siatkówki, musisz się dobrze odżywiać – minęła je, a one mimo
to wciąż szły za nią. Każda z nich czuła ciepło na sercu, gdy Sumire mówiła im
miłe rzeczy. Ceniły sobie jej towarzystwo i dobre rady, które miała dla
wszystkich.
-Tak właściwie, dokąd idziesz, Sumire? – Chihaya ujęła ją
pod ramię. – Dlaczego masz ze sobą dwa drugie śniadania? Ktoś znów poprosił
cię, żebyś wysłuchała jego wyznania?
-Nie. Idę do przyjaciela.
-Przyjaciela?
No, to za chwilę będzie awantura, pomyślała Sumire,
stając przed klasą Aomine. Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi.
Część
uczniów na lunchu była na stołówce. W klasie pozostało tylko parę osób, w tym
Aomine, który na jej widok zrobił zaskoczoną minę. Tak, jak Sumire
przypuszczała, siedział sam, chociaż kątem oka zauważyła dwie dziewczyny, które
ewidentnie o nim rozmawiały, gdyż co chwila na niego zerkały, a potem szybko
odwracały wzrok.
-Sumire… nie mów mi… - Chihaya zacisnęła zęby.
Wszyscy w szkole znali Aomine. Wiedzieli, że jest najgorsza
szumowiną, która uwielbiała łamać damskie serca. Pozwalał, by dziewczyny się w
nim zakochiwały, ale żadnej nie wybierał. Nawet biedna Momoi spędziła z nim
tyle lat, a on nie traktował jej fair.
-Hej – Sumire podeszła do ławki przed Aomine i obróciła
krzesło tak, by usiąść z nim twarzą w twarz.
-Cześć – mruknął, czując na sobie morderczy wzrok kilku par
oczu. Miał wrażenie, że każda z nich wbija mu właśnie nóż nie tylko w plecy.
–Twoje koleżanki są złe.
-Dziewczyny, usiądźcie z nami – poprosiła Sumire,
uśmiechając się lekko. –Miejsca starczy dla wszystkich.
W ułamku
sekundy zaszurały krzesła i już po chwili zsunięto kilka ławek i Aomine znalazł
się w samym centrum zgromadzenia, wraz z Sumire. Mógł to tylko porównać do
królowej i jej świty. Jedyną osobą, która tu nie pasowała, był on sam.
-Nie chcę, żebyście sobie przeszkadzały – zaczął, ale w tym
samym momencie Sumire postawiła przed nim pudełko.
-Jedz – poleciła, wyciągając swoje.
Aomine
obawiał się, że za chwilę Świta wepchnie mu pałeczki do gardła. Wszystkie
dziewczyny miały ten sam, zacięty wyraz twarzy. Jedynie jedna z nich, o krótko
przyciętych, sięgających brody, czarnych włosach, spoglądała na niego ze
spokojem. Aomine nazwał ją w myślach Dwórką.
-Nie musiałaś mi przynosić jedzenia – zwrócił się do Sumire.
-Nigdy nie masz własnego – odparła, spokojnie jedząc swoje.
-Skąd… - urwał. Domyślił się, że list to nie była jedyna
rzecz, którą Momoi dała Sumire.
-Tak właściwie, to czemu w ogóle się nim przejmujesz? –
zapytała Dwórka, zakładając ręce na piersi.
-Chihaya – westchnęła Sumire. –Chciałabym zjeść w spokoju.
Ktoś musi zająć się Aomine, prawda? Jesteśmy w samorządzie szkolnym. To nasz
obowiązek.
-Nie jestem niczyim obowiązkiem – Aomine zaczął nabierać
powietrza, żeby kazać im się wynosić do cholery, kiedy Sumire błyskawicznie
wzięła jego pałeczki, złapała kawałek parówki i wepchnęła mu do ust. Aomine
zakaszlał.
-Przeżuwaj, bo się zakrztusisz – oznajmiła, nawet na niego
nie patrząc.
Jej
koleżanki zaniemówiły z wrażenia. Nie dosyć, że tak nagle Sumire zechciała jeść
z Aomine (i to coś, co sama mu przygotowała!), to jeszcze go karmiła!
-Sumire, nie jesteś chyba jedną z tych dziewczyn, które lecą
na Aomine? – syknęła jej Chihaya do ucha, a Sumire pokręciła głową. Dziewczyny
zaczęły szeptać między sobą, zastanawiając się, o co chodzi.
W ten cały
bałagan wszedł Ryō Sakurai, jeden z zawodników Tōō. Wrócił tutaj, by dać Aomine
swój lunch, ale zauważywszy zgromadzenie obok jego stolika, poczuł przemożną
ochotę wycofania się.
Nie zdążył.
-Sakurai – Sumire obdarzyła go tym swoim uśmiechem, któremu
nikt nie był w stanie odmówić. –Usiądź z nami.
Nawet się
nie zorientował, kiedy siedział obok Aomine, w tłumie wściekłych dziewczyn.
-Przepraszam – bąknął do Aomine.
-Tia – tamten wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia. Skoro
już miał zginąć, to może napełnić żołądek. Zwłaszcza, że Sumire faktycznie
dobrze gotowała.
-Sakurai, wybraliście już tematykę i dekorację na festiwal?
– zapytała Sumire, nie przerywając jedzenia.
Podczas
następnych kilku minut Aomine obserwował ją i próbował dojść do tego, w czym
tkwi to Coś, co przyciągało do niej ludzi i sprawiało, że oni jej słuchali. Tak
zręcznie manewrowała rozmową, ze nawet Sakurai odprężył się na tyle, by móc z
nią normalnie wymienić opinię o pomyśle na kafejkę. W dodatku odniósł wrażenie,
że inny świat, prócz tego z Sumire w centrum, przestał istnieć. Zupełnie jakby
podkreśliła jego dotychczasowe życie grubą kreską i schowała je za kotarą.
-Sakurai, co ty.… - Wakamatsu, kapitan Tōō, stanął w
drzwiach i, jak pozostali, również na początku zaniemówił. Ale w
przeciwieństwie do innych, on zaraz się rozpromienił na widok tak wielu
dziewcząt zgromadzonych w jednym miejscu. –Mogę się dosiąść?
-Oczywiście. Zapraszamy – Sumire również do niego się
uśmiechnęła.
I wtedy
Aomine zrozumiał. Żałował, że nie zauważył tego wcześniej, ale dopiero teraz
miał okazję w spokoju się jej przyglądać.
Sumire
miała dar równy temu, czym życie obdarowało Pokolenie Cudów. Jednakże, o ile
ich talenty ujawniły się tylko na boisku, jej ujawniał się wśród ludzi.
Czarowała ich tonem głosu, sposobem mówienia, wszystkim, co robiła, w każdym
jej geście była dawka spokoju, która udzielała się ludziom dookoła. Gdyby miał
porównać jej talent do kogoś z Pokolenia Cudów, byłby to Tetsu.
Niepozorna i cicha, była najpotężniejszym przeciwnikiem,
jakiego spotkał.
Kiedy Świta
zajęła się Sakurai’em i Wakamatsu, Sumire zerknęła na Aomine. Pewnie nawet nie
zorientował się, kiedy zjadł ponad połowę tego, co dostał.
-Smakuje ci – zauważyła, narzucając samej sobie obojętny
ton. Nie chciała okazywać po sobie, że zależy jej na jego opinii.
-Tak. Smakuje. Głód jest najlepszą przyprawą – mruknął.
Sumire
pokręciła tylko głową z niedowierzaniem. Momoi miała rację, mówiąc jej, że
Aomine bywa nieznośny. Zachowywał się jak dziecko.
Wakamatsu
obserwował tę dwójkę i zastanawiał się, co do jasnej cholery działo się przed
jego oczami. Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale to nieprzyjemne uczucie
w jego piersi to była zazdrość. Chciał, żeby to o niego tak troszczyła się
Hana, w której był zakochany od samego początku szkoły. Nie mógł jednak ukrywać,
ze ulżyło mu, gdy okazało się, że nie musi wyciągać Aomine z dołka. Drużyna na
niego liczyła, a on, jako jej nowy kapitan, nie mógł pozwolić, by ich as odpadł
z gry. W dodatku, potrzebowali nowego menadżera.
Dlaczego więc nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu?
-Hana, mogłabyś mi pomóc? – przysunął się bliżej i obdarzył
ją swoim zniewalającym uśmiechem.
-Oczywiście, Wakamatsu. Słucham.
Aomine
skrzywił się. Nigdy nie przepadał za Wakamatsu. Owszem, był dobrym graczem i
dobrym kapitanem, ale w jego osobowości było coś, co nie dawało mu spokoju.
Jakby pod maską uśmiechu i energii kryło się coś więcej.
-Wiem, że masz dużo pracy, Hana, ale może pomogłabyś nam ze
sprawami klubu? – Wakamatsu położył rękę na oparciu jej krzesła, a Świta wbiła
w niego mordercze spojrzenie.
-Z chłopcami jest zawsze problem – oznajmiła wyniośle
Chihaya, ale Sumire uciszyła ją gestem.
-W czym potrzebujecie pomocy? – zapytała wprost. Nie
podobało jej się to, że Wakamatsu trzyma rękę na jej oparciu tak, jakby miał do
niej jakieś prawa. Chyba zrelaksował się za bardzo.
-Arkusze kalkulacyjne. Dyrektor ze względu na …okoliczności…
dał nam dodatkowy tydzień, ale czas płynie, a nikt z drużyny się na tym nie
zna.
-Rozumiem – zerknęła na zegarek. –Zaraz kończy się przerwa
na lunch. Przyjdę do was po zajęciach.
Gdy wraz ze
Świtą wyszła z klasy, Aomine podrapał się w kark. Jak raz, wolał trzymać się na
uboczu, milcząc. Wciąż próbował rozgryźć Sumire. Przeczuwał jednak, że nigdy mu
się to nie uda.
Wakamatsu, kapitan drużyny
Tōō, spojrzał z gniewem na arkusz kalkulacyjny, który leżał przed nim.
Wydrukowany w Excelu, miał mnóstwo tabelek o różnych tytułach i kolorach.
Jednak tym, co go najbardziej frustrowało, były kolumny cyferek, które robiły
sobie z niego żarty. W końcu zwołał drużynę. Był zaskoczony tym, że pojawił się
Aomine. Nie robił sobie zbyt wielkich nadziei; w końcu tylko Momoi zmuszała go
do treningów, a kiedy jej zabrakło, być może Aomine nie będzie chciał się
dłużej zmuszać.
-Dzisiaj będziemy mieć gościa – zagrzmiał do zawodników.
–Hana Sumire przyjdzie pomóc nam z kalkulacjami.
-Dziewczyna?
-Realna?
-Ładna?
-CISZA. Macie się przy niej zachowywać – zagroził im.
–Inaczej Sakurai zrobi przyspieszony kurs matematyczny.
-Przepraszam! Ale dlaczego ja?! Przepraszam!
-Wracajcie do ćwiczeń – zignorował go. –Musimy być w formie,
jeśli chcemy odbić Winter Cup!
Po
zajęciach Sumire poszła do hali gimnastycznej, wiedząc, że drużyna Tōō
zazwyczaj przesiaduje tam, albo w kanciapie obok. Zastanawiała się, czy będzie
musiała ich szukać, ale już z daleka usłyszała odgłosy gry, krzyki i
nawoływania. Odetchnęła głęboko, nakazując się uspokoić samej sobie. Chciała,
by ręce przestały jej drzeć; w końcu nie robiła nic wybitnego, ot, pomagała
klubowi z papierkową robotą.
-Cześć… - zaczęła, otwierając drzwi na halę.
I umilkła.
Chłopcy bez
koszulek biegali dookoła, podając sobie piłki. Co jakiś czas każdy z nich
wybiegał na środek i rzucał do kosza. Aomine był wśród nich. Sumire nie mogła
sobie odmówić pooglądania ich. Było na co popatrzeć, ale jej wzrok skupiał się
tylko na Aomine.
-Panno Hana? - Katsunori Harasawa, trener drużyny, stanął za
jej plecami.
-Och, pan Harasawa – podskoczyła. –Chłopcy prosili mnie o
pomoc.
-Wiem. Ej, Tōō! – zawołał i zabrzmiało to niczym rozkaz
generała, bowiem zawodnicy zaraz zgromadzili się w szeregu, z wzrokiem wbitym w
trenera.
Jakby wytresowani, pomyślała Sumire z lekkim
uśmiechem.
-Panna Hana przyszła wam pomóc. Macie się za.cho.wy.wać
– wycedził.-Na dziś to koniec treningu. –Panno Hana, może pani zaczekać na nich
w kanciapie.
-Dobrze, panie Harasawa – uśmiechnęła się i szybkim krokiem
odeszła w stronę kanciapy.
Tam
odnalazła komputer, który należał do klubu. Pozwoliła go sobie włączyć i akurat
czekała na to, aż system się włączy, kiedy do kanciapy, jako pierwsi, wpadli
Wakamatsu i Aomine. Obaj mieli jeszcze mokre włosy i ręczniki na karku, ale
byli już poubierani w mundurki.
-Hana, przepraszamy za bałagan – zaczął oficjalnie
Wakamatsu, zgarniając do szafki jakieś stare spodenki i opakowanie po chipsach.
–I dziękujemy ci za pomoc.
-Drobiazg – powiedziała pogodnie. –Nie przejmuj się stanem.
Nie przeszkadza mi bałagan.
Aomine pomyślał o jej idealnie wysprzątanym mieszkaniu. No
cóż, nie było porównania. Ale skoro nie narzekała…
-Macie jakieś plany na te trzy miesiące? I jakiś wstępny
kosztorys? – zapytała.
-Nie wiem. Momoi zajmowała się takimi rzeczami. Może jest na
komputerze…
-Zapewne tak – Sumire odwróciła się znów do komputera i
poczuła lekkie ukłucie bólu w okolicach serca.
Na tapecie
ustawiono zdjęcie Tōō, zrobione wkrótce po tym, jak Aomine dołączył do drużyny
i wygrali pierwszy mecz. Stali tutaj wszyscy, gracze, rezerwowi, trener i
Momoi, uśmiechając się radośnie. Menadżerka obejmowała Aomine w pasie.
Sumire poczuła się zazdrosna, a potem zła na siebie.
-Zaraz się dowiemy.
Zaczęła przeglądać pliki, starając się zignorować chłopaków
za swoimi plecami. Wakamatsu nerwowo przestępował z nogi na nogę. Wyglądało, że
chciał zagadać do Sumire i Aomine poczuł się nagle zazdrosny.
-Sumire, mogę z tobą potem porozmawiać? – mruknął.
Dziewczyna
zerknęła na niego, ignorując przyspieszone bicie serca.
-Oczywiście, Aomine.
Wróciła do
komputera. Jej palce błyskawicznie śmigały po klawiaturze, kiedy pochylała się
lekko w stronę monitora. Aomine miał ochotę rozplątać jej warkocz i sprawdzić,
jak długie są jej włosy. A potem powoli dotknąć ustami jej karku.
Co się ze mną dzieje?, pomyślał, trąc palcami oczy.
Nie panował nad sobą, nad swoimi myślami.
-Okej, chłopaki – Sumire spojrzała na nich, a jej głos
wyrwał Aomine z zamyślenia. –Mam wasze kalkulacje. Zaraz pokaże wam, jak to
wklepać w formularz.
Przysunęła się do stolika i gestem nakazała im usiąść obok
siebie. Chłopcy górowali nad nią, więc przy stoliku zrobiło się ciasno. Kiedy
Wakamatsu przez przypadek otarł się kolanem o jej kolano, odskoczyła, jak
oparzona.
-Uważaj, kretynie – warknął Aomine.
-No dobra, dobra…
-Nie, spokojnie, nie szkodzi…
To, że teraz jej drugie kolano przylgnęło do nogi Aomine w
ogóle jej nie przeszkadzało. Podobało jej się ciepło, jakie od niego czuła.
Ale, nakazała sobie skupienie, i w końcu wzięła się za tłumaczenie im, gdzie,
co i jak trzeba wpisać. Niestety, dla obu była to czarna magia. Wyglądali na
tak zagubionych, jak dzieci we mgle. Próbowała im to tłumaczyć tak powoli i tak
spokojnie, ale Aomine tylko zaczął się irytować.
-Ech. Dobrze. Będę wam to uzupełniać, tylko musicie mi raz
na kwartał wszystko przynosić – poddała się.
-Dzięki. Jesteśmy twoimi dłużnikami – powiedział Wakamatsu.
–Może chcesz przyjąć pozycję naszej menedżerki?
Aomine
zesztywniał i Sumire to wyczuła. To, co zaproponował Wakamatsu, nie było złe,
ale zaproponował to za wcześnie. Sumire chciała dotknąć Aomine i uspokoić go,
ale obawiała się, że Wakamatsu źle to odczyta.
-To bardzo miłe, Wakamatsu, ale mam dużo pracy – skłamała.
–Ale mogę być waszym doradcą czy kimś w tym stylu.
Nie chciała zajmować miejsca Momoi. Wiedziała, że nie ma
szans zastąpić jej w ich życiu. Nawet w życiu Aomine była tylko substytutem.
Posmutniała.
-Jeśli to wszystko, to już pójdę – odsunęła się od stolika.
-Jasne. Dziękuję jeszcze raz. A, Hana, mów mi Kōsuke –
dodał. –Teraz, gdy jesteś z nami w drużynie.
-Och – sprytny zabieg, pomyślała. Przechytrzył
mnie. –W takim razie mów mi Sumire.
-Będzie mi bardzo miło.
Sumire
wyszła z szatni Tōō pogrążona we własnych myślach. Dotychczas nie interesowała
się chłopakami. Ważny był tylko jej brat i nauka. Nigdy nie przypuszczała, że
kapitan drużyny skupi swoją uwagę na niej. Wiedziała, jak wszyscy w szkole,
którzy żyli koszykówką, że wszyscy jej zawodnicy byli bawidamkami i nie
angażowali się w związki. Nie potrafili przegrywać i zawsze dostawali to, czego
chcieli. Ciężko jej było to przyznać, nawet przed samą sobą, ale Wakamatsu
przerażał ją. Słyszała, ze parę razy dobierał się do młodszych dziewczyn.
Kiedy ktoś
złapał ją za ramię, upuściła swoją teczkę z głośnym piskiem.
-Nie chciałem cię wystraszyć – burknął Aomine, wkładając
ręce do kieszeni. –Obiecałaś, że poświęcisz mi chwilę – przypomniał jej
arogancko.
-Faktycznie – przyłożyła rękę do galopującego serca i
odetchnęła głęboko. –Uff. Moment. Prawie dostałam zawału.
Aomine schylił się i podniósł jej teczkę, ale nie oddał jej.
Wziął ją do tej samej ręki, w której miał swoją torbę.
-Co jest z tobą nie tak? – wypalił.
Sumire uniosła brwi.
-Ze mną? Nie tak?
-Tak. Wszędzie, gdzie się pojawiasz, ludzie stają się milsi
i spokojniejsi. Nawet ja się dałem złapać w twoją pułapkę. Brakuje tylko tęczy
i kwiatów, kiedy coś mówisz.
Sumire uśmiechnęła się i, Aomine był zaskoczony, bowiem
uśmiechnęła się bardzo chłodno.
-Jesteś jedną z niewielu osób, która to zauważyła. Brawo,
Aomine. Przed tobą udało się to tylko Akashi’emu.
Nawet nie był zaskoczony tym, że znała byłego kapitana
Teiko. Poczuł zimny dreszcz, który spłynął w dół jego kręgosłupa. Ta Sumire,
która teraz przed nim stała, wyglądała tak jak Shinigami z jego snu.
-Nie bój się, nie planuję cię skrzywdzić – spojrzała mu w
oczy i Aomine znów poczuł, jak ogarnia go spokój. Ufał jej. –Chcę ci
pomóc, Aomine. Obiecałam to Momoi.
Skrzywił się. To, co mówiła, miało sens, chociaż
jednocześnie go nie miało.
-Nie wiem, co mam myśleć.
-Więc nie myśl – odparła. –Czuj, Aomine. Dopuść wreszcie do
głosu coś innego niż dumę i arogancję. Na tym polega twój problem. Myślisz, ze
wszyscy są twoimi wrogami, jednocześnie nie dorastając ci do pięt. Starasz się
być silny i wyniosły, ale tak naprawdę wpadasz w pułapkę własnej pychy.
-Nie prosiłem cię o psychoanalizę – warknął.
-Aomine – zaczęła jeszcze raz. –Zrozum, że nie wszyscy chcą
twojej krzywdy albo przegranej. Nie przykładaj koszykówki do życia. To jest
sport, nie ma w tym nic złego, że go kochasz, ale koszykówka nie jest twoim
życiem.
-Nic nie wiesz o mnie i o koszykówce!
-Wiem wystarczająco dużo, by wiedzieć, że przez koszykówkę
straciłeś przyjaciół.
Jej słowa
zabolały go. Faktycznie, kiedyś Tetsu, Kise, Midorima, nawet Akashi byli jego
przyjaciółmi. Spotykali się po treningu, spędzali razem czas. Nie dogadywali
się jakoś świetnie, ale… dobrze się z nimi bawił. Ale od kiedy stał się
najlepszy, koszykówka przestała go bawić. Wraz z tym przyjaciele przestali być
dla niego istotni.
-Teraz rozumiesz? – zapytała cicho Sumire, widząc wyraz jego
twarzy. –Zaszedłeś za daleko w zbyt szybkim tempie, Aomine. Podstawiłeś
wszystko na jedną kartę i przegrałeś. Musisz się z tym pogodzić.
-Przegrałem? Nie…
-Aomine! – krzyknęła. –Nie wypieraj tego i nie zaprzeczaj!
Przegrałeś!
Może to jej krzyk, a może wyraz jej twarzy sprawił, że to
słowo uderzyło w niego niczym rozpędzony pociąg. Cofnął się o krok,
przypatrując się jej w niemym szoku.
-Koszykówka to sport zespołowy. Myślisz, że ktoś z naszej
drużyny tolerowałby cię, gdybyś nie był taki dobry? – kontynuowała. – Gdzie
jest twój zespół, Aomine?
-Przestań! – wyrwało mu się. Oparł się o ścianę.
To, co
wcześniej zwalał na karb zazdrości, teraz do niego docierało. Smutny wzrok
Tetsu nie był spowodowany tym, że jest gorszy od Aomine, ale tym, że go
poniżył. Łzy Kise wywoływał nie smutek z przegranej, ale to, że Aomine
potraktował go jak śmiecia.
-Teraz rozumiesz – stwierdziła, jednocześnie zadowolona, ale
tez przygnębiona z roli, jaką odegrała.
-Co ja zrobiłem..?
Dotarło to do niego, pomyślała, zaciskając dłonie. Boże,
wreszcie się udało. Tak wiele razy rozmawiała o tym z Momoi, która w obawie, że
Aomine zostanie sam, przyszła za nim do tej szkoły. Nigdy nie udało jej się
uświadomić mu, gdzie tkwi jego błąd. Smutne było to, ze Momoi musiała umrzeć,
by Aomine oprzytomniał.
-Odrzuciłeś od siebie ludzi i wybudowałeś dookoła siebie
mur. Cieszy cię tylko koszykówka, bo tylko wtedy czujesz, że żyjesz. Ale co to
za życie?
-Nie kop leżącego – odwrócił wzrok.
-Próbuję ci pomóc, Aomine, jeśli jeszcze nie zauważyłeś –
westchnęła. –Zburz ten mur. Pozwól ludziom poznać tę osobę, którą jesteś
naprawdę. Nie oceniaj ich przez pryzmat koszykówki.
-Nie rozumiem.
-Kiedyś zrozumiesz – wyciągnęła rękę po swoją teczkę. –Mogę
ci dać radę, Aomine.
-Jeszcze jedną? – spojrzał jej w oczy. Dopiero teraz
docierało do niego, że w ich batalii również odniósł klęskę.
-Tak. Widziałam, na pogrzebie Momoi, że nie straciłeś swoich
przyjaciół na dobre. Kuroko Tetsuya i Kise Ryōta byli wtedy prawie cały czas
przy tobie. Od nich zaczęłabym, gdybym była tobą. A teraz wybacz, mam inne
obowiązki. Widzimy się jutro na lunchu – puściła mu oczko i odeszła.
Aomine
wpatrywał się w korytarz przed sobą. Kiedy został całkowicie sam, usiadł pod
ścianą i odchylił głowę do tyłu. To, co powiedziała mu Sumire, jednocześnie go
załamało, ale tez w pewien sposób podniosło na duchu. Rzeczywistość, z jaką
będzie musiał się zmierzyć, przerażała go, chociaż starał się zignorować strach
i skupić na tym, w czym był najlepszy. Jednakże, jeśli to, co mówiła Sumire,
było prawdą, musi oddzielić koszykówkę od swojego życia poza boiskiem.
-Nie poddam się. Tylko ja sam mogę się pokonać – mruknął.
A następnie
napisał dwa najtrudniejsze smsy w swoim życiu.
W rozdziale wykorzystano piosenkę „When you say nothing at all” (Ronan
Keating).
no. dzień dobry, panie niebieski. rusz dupę i ogarnij się. tyle ode mnie. xd
OdpowiedzUsuńPanie Niebieski <3
UsuńChcę więcej *.*
OdpowiedzUsuńBędzie ^^ Za tydzień znów Aomine :D
UsuńW końcu trafiłam na jakiegoś sensownego bloga o Kuroko no Basket! Kocham yaoi, ale chciałabym poczytać też o relacjach damsko - męskich ._.
OdpowiedzUsuńCzemu nie było Riko? :( Ja chcę Rikooooooo!
Jeśli chodzi o sprawy czystko techniczne (?), to muszę przyznać, że masz świetny styl i naprawdę miło czyta się twoje teksty. Szkoda, że rozdziały nie pojawiają się codziennie :'(
Przeczytała też Legendę Cesarstwa Seirin i czekam na więcej, bo to naprawdę świetne!
A tak z innej beczki, Lady Searo, czytałaś mangę? Bo jeśli nie, to odsyłam do chaptera 229^^ HyuuRiko pełną gębą:))
Życzę duuuużo weny i czasu na pisanie. Oficjalnie zostaję czytelniczką:)
Aww, dziękuję *__* Zawsze się ciesze jak dziecko jak czytam komentarze jak ten: ktoś nie tylko przeleci wzrokiem i mruknie 'fajnie'. DZIĘKUJĘ!!! :*
UsuńRiko będzie, zapewniam, że następny rozdział z nią i Hyuugą jest hm... SATYSFAKCJONUJĄCY :D
Ach, cieszę się, że podoba Ci się Legenda :3 Praca nad nią to czysta przyjemność (No błagam, chłopcy z KnB w zbrojach, nie trzeba mówić nic więcej *krwotok z nosa*).
Oczywiście, że czytam. Po tym, jak mu kichnęła w twarz to myślałam, że wywalę coś przez okno. Riko, jak mogłaś T__T On się wreszcie ZEBRAŁ W SOBIE! Mój biedny, zawstydzony Megane <3
Aww, dziękuję. A Ty coś piszesz? :)
Jejuśku, początek okej, a potem tak mi się podobało <3
OdpowiedzUsuńKocham Twój styl pisania~
I ta historia.
Awwwwww *Q*
Czekam na resztę. c:
Aww, dziękuję ^^
UsuńCzasem mam problem z wyborem historii :D W sensie czy w tym rozdziale zrobić HyuuRiko, Aomine a może KagaKuro? I takie dylematy przeżywam :3
Anyway, cieszę się, ze Ci się podobało ^^
Witam, witam,
OdpowiedzUsuńech trafiłam tutaj gdzieś przy rozdziale trzecim, ale brak czasu przez duże „b” uniemożliwił mi jakie kolwiek czytanie, i cóż dopiero teraz udało mi się nadrobić zaległości.... powiem tak masz nową czytelniczkę... opowiadanie mi się bardzo podoba, cóż mam problem z ogarnięciem jak na razie postaci, kto jest kim i tak dalej, ale wiąże się to z tym, że nie znam tego anime... ale samo opowiadanie mnie zainteresowało, więc najprawdopodobniej je obejrzę...
ciekawi mnie kto stoi za śmiercią Mamoi i to tak okrutną, oby go schwytali.... Sumire przemówiła w kocu do Aomine, że porzucił przyjaciół, żeby ich odzyskał, bo jeszcze nie wszytko stracone... postać ojca Riko mi się bardzo podoba....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej :)
UsuńDziękuję ^^ Cieszę cię, że Ci się podoba i ogromnie polecam Kuroko no Basuke - mnie tak strasznie wciągnęło, ze obejrzałam już kilka razy i nie umiem się od niego oderwać ^^
Jeśli masz problem z postaciami, jest zakładka "bohaterowie", starałam się chociaż trochę opisać każdą z postaci :)
Ooooooooo
OdpowiedzUsuńPłakałam po śmierci Momoi (jak mogłaś tak btw) ale Sumire ma rację Ao musi w konvu zrozumieć...
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo wspaniały rozdział, ciekawi mnie kto stoi za śmiercią Mamoi i to tak okrutną, mam nadzieję, że go schwytają.... ech Sumire przemówiła w końcu do Aomine, że porzucił swoich przyjaciół, oby ich odzyskał, bo jeszcze nie wszytko jest stracone... a postać ojca Riko mi się bardzo podoba....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo ciekawi mnie kto stoi za śmiercią Mamoi i to tak okrutną, oby udało się im go szybko schwytać.... tak, tak Sumire przemówiła w końcu do Aomine, że porzucił swoich przyjaciół, obyudało mu się ich odzyskać, bo jeszcze nie wszytko jest stracone... a postać ojca Riko mi się bardzo podoba...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Iza