Hitori samishiku miru hoshi no nai sora ni
(Kiedy jestem sam w tę noc bez gwiazd)
Omou no wa tada hitotsu anata no koto dake
(Nie myślę o nikim innym, tylko o Tobie)
Mou sude ni wakatteru kono mama jya ikenai koto kurai
(Wiem, że nie możemy dłużej utrzymywać statusu quo)
Kaeru beki basho ni hayaku modoshite agenakya
(Więc muszę oddać Cię do miejsca, do którego powinnaś wrócić)
Całe Tokio poszukiwało zaginionej Momoi Satsuki.
Zmobilizowano wszystkie szkoły, jednostki policji, a twarz dziewczyny
wyświetlano na bilbordach i rozwieszano na setkach plakatów. Jak nigdy,
ludzkość jednoczyła się, by odnaleźć dziecko, na które czekali rodzice i na
którą czekali przyjaciele.
Nawet całe
Pokolenie Cudów, mimo wzajemnych niesnasek, stawiło się razem, na wezwanie
Akashi’ego i rozpoczęli swoje poszukiwania. Nikt nie mówił tego głośno, ale
przez wzgląd na przyjaźń, która kiedyś ich łączyła, chcieli zrobić wszystko, by
pomóc nie tylko Momoi, ale też Aomine, który z dnia na dzień wyglądał coraz
gorzej. Nie jadł, nie spał, nie chodził do szkoły. Całymi dniami przemierzał
ulice Tokio, rozwieszając ulotki i pytając o Momoi każdego przechodnia, którego
spotkał. Ludzie znali go, podziwiali, ale teraz głównie mu współczuli.
Mecz
pomiędzy Seirin i Rakuzan został odwołany. Stał za tym Akashi, który skierował
siły swojej drużyny na poszukiwania. Hyuuga, Riko i nikt z Seirin nie miał o to
do niego pretensji. Wręcz przeciwnie: włączyli się w poszukiwania. Przed
zajęciami rozwieszali nowe ulotki, po lekcjach pomagali w szukaniu dziewczyny.
Mijały dni,
ale nic się nie zmieniało. Zapał społeczny opadł; policja wciąż prowadziła
śledztwo, ale widać było, że się poddają. Młoda dziewczyna mogła zrobić wiele,
mogła uciec z domu, mogła uciec z jakimś chłopakiem. Nie brano pod uwagę
najgorszego, aczkolwiek Aomine był kilkakrotnie przesłuchiwany przez policję,
gdyż jako ostatni widział się z Momoi.
Poczucie
jego winy rosło z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Żałował, że wtedy nie
uparł się, by ją odprowadzić. Może gdyby oboje schowali dumę do kieszeni, nic
złego by się nie stało?
Seirin
trenowało, chociaż widać było, że brakuje im skupienia i serca w grze. Hyuuga
pudłował, irytując się coraz bardziej. Riko nerwowo stukała długopisem o
podkładkę, na której zamiast notatek, miała bohomazy i gniewne, zamazane słowa.
-Chłopaki, wystarczy! – zawołała do nich. –Przebierzcie się
i chodźmy, pomożemy ludziom na mieście.
-Tak, trenerze! – skierowali się do szatni. Tylko Hyuuga
został i zaczął zbierać piłki.
-Mogę to zrobić sama, idź się przebrać, nim się przeziębisz
– mruknęła, podchodząc do niego.
-Nie ma mowy. Nie spuszczam cię z oka – odparł, zaciskając
zęby. –Momoi zaginęła. Nie chcę, żebyś ty była następna.
Riko oparła
dłonie na biodrach i westchnęła. Nawet nie mogła się na niego gniewać, bo to,
co robił, było dobre. A przynajmniej miał dobre pobudki.
-Aha, ale jak złapiesz zapalenie płuc, to co wtedy? –
zarzuciła mu ręcznik na szyję. –Nic mi się nie stanie na terenie szkoły,
Hyuuga.
-Poczekam, aż któryś z chłopaków tutaj przyjdzie i wtedy
pójdę.
Pokręciła
tylko głową. Nie miała siły się z nim sprzeczać. Wspięła się więc na palce i
pocałowała go krótko, ale mocno.
-Jesteś niesamowity – uśmiechnęła się, gdy poczuła, jak
Hyuuga przytula ją do siebie. Oparł się policzkiem o jej głowę.
-Mhm.
-Nie chcemy wam przeszkadzać – usłyszeli za sobą.
Nie
odskoczyli od siebie. Nie, odsunęli się tylko lekko, ale wciąż pozostawali
objęci.
Naprzeciwko
nich stał Teppei, ale to nie jego widok ich zaskoczył. Mimo rehabilitacji,
Kiyoshi często ich odwiedzał. Stał się kimś w rodzaju doradcy drużyny i
pomocnika Riko. Wciąż był jej członkiem, ale nie grał już w meczach. No i wciąż
byli przyjaciółmi.
Zaskoczył
ich jednak widok jego towarzysza – u boku Teppei’a stał Akashi. Nie miał na
sobie mundurka, tylko dżinsy i koszulkę, a na to kurtkę. Nie był ani troszkę
przerażający. Wyglądał jak kolega z podwórka. Co kapitan Rakuzan mógł od nich
chcieć?
-Cześć – przywitał się Hyuuga.
-A więc pogłoski o was to prawda – widząc ich zaskoczone
miny, uniósł kącik warg w lekkim, kpiącym uśmiechu. –Plotki dotarły nawet do
Kioto. Trenerka i kapitan Seirin.
-Tak. W czym możemy ci pomóc, Akashi? – wzrok Hyuugi
skierowany był jednak na Teppei’a, jakby to od niego oczekiwał odpowiedzi,
Tamten
wzruszył ramionami, jakby mówił „spotkałem go po drodze, szukał was”. Co w
sumie było prawdą.
-Przyszedłem, by powiedzieć wam, że jest przełom w śledztwie
w sprawie Momoi. Policja zdołała namierzyć jej telefon.
-O! – Riko mocniej zacisnęła palce na dłoni Hyuugi. –Gdzie?
-W Kioto.
-Co jest? – od drugiej strony sali do środka weszli
zawodnicy Seirin. Na widok Akashi’ego, zatrzymali się w pół kroku. Izuki z
kolei wyglądał tak, jakby rozbolał go brzuch.
-Znaleźli telefon Momoi – powiedział im Hyuuga. –Może
wkrótce dadzą radę odnaleźć ją.
Akashi
tymczasem wbił wzrok w Izuki’ego, który starał się patrzeć wszędzie, tylko nie
na niego. Wciąż pamiętał swoją porażkę na Winter Cup. I mimo, że wygrali, cały
czas miał wrażenie, że sprawy pomiędzy nim i Akashim nie są rozwiązane.
Krew
płynęła wszędzie. Jej głęboki kolor pokrywał wszystko, na czym spoczął wzrok
Aomine.
Znajdował
się w świątyni, w której często bywał wraz z Satsuki, gdy byli dziećmi. Bawili
się tutaj i śmiali. A teraz z drzew i ze ścian wylewał się strumienie krwi,
które spływały w dół, po schodach, niknąc w oddali. Tokio w dole płonęło,
pochłonięte mrokiem. Cały świat stawał się obrazem dymu, ognia i krwi.
Wiedział,
że śni, ale nie mógł się obudzić. Nawet wtedy, gdy zauważył, ze on sam ma krew
na rękach. Nie wiedział, czy należała do niego, czy do kogoś innego. Ku niemu,
w morzu czerwieni, kroczyła czarnowłosa dziewczyna. Miała na sobie czarne
kimono, którego dół przesiąknięty był krwią. Jej stopy, bose i drobne, również
były skąpane w posoce. Dziewczyna w dłoniach dzierżyła prostą katanę, o długim,
srebrnym ostrzu i czarnej rękojeści. Na widok Aomine na jej wargach pojawił się
lekki, nostalgiczny uśmiech.
-Taki młody. Zawsze jesteście tacy młodzi – szepnęła, a
on, mimo dzielącej ich odległości, usłyszał ją doskonale. –Tak mi przykro,
Daiki – dodała i cięła go kataną przez pierś.
Aomine
upadł na kolana, czując, jak krew opuszcza jego ciało, dołączając kałuży
dookoła niego. Przyciskał ręce do piersi, ale to nie miało sensu. Jego wargi
poruszały się bezgłośnie.
Dziewczyna
pochyliła się nad nim. Jej zimne wargi dotknęły jego czoła, pozostawiając na
nim swój znak.
-Każdy powiązany z tobą będzie musiał się z tym zmierzyć
– wyszeptała. –Jesteś moim Posłańcem. Będziesz niósł piętno Śmierci.
Ocknął się,
z krzykiem siadając na swoim łóżku. Przyłożył rękę do piersi i poklepywał ją
przez chwilę, upewniając się, ze jest w jednym kawałku. Kiedy był już
rozbudzony, potarł palcami twarz. Jego pierwszy sen od kilku dni, a śnił
koszmar o Śmierci i krwi. Ani troszkę nie czuł się lepiej. Był dalej zmęczony i
zdezorientowany. Wyskoczył z łóżka i poszedł pod prysznic. Cały czas myślał o
Shinigami, którą widział we śnie.
Dopiero
kiedy jadł śniadanie, zauważył, że ktoś wsunął mu przez drzwi kopertę. Odłożył
prawie nietkniętą kanapkę (jedyne, co umiał sam ugotować) i sięgnął po
przesyłkę.
Otworzył ją
i w momencie, gdy zobaczył zawartość, odrzucił ją daleko od siebie.
Ze środka
wypadło kilkanaście zdjęć, które utworzyły na podłodze makabryczny obrazek.
Wraz z nimi wypadło kilka pasm różowych włosów, na których wciąż zostały
resztki zakrwawionej skóry.
Momoi
Satsuki znaleziono półtora tygodnia od jej zniknięcia. Na jej ciało natknął się
bezdomny, szukający schronienia w parkowej altanie.
Z daleka
wyglądała tak, jakby spała. Albo jak wielka lalka, którą pozostawiono tutaj do
czasu kolejnego festiwalu.
Jednakże z
bliska widok był zgoła inny: o ile można uznać, że leżała tutaj cała Momoi, jej
ciało nie było w całości. Wszystkie członki zostały oddzielone od tułowia, a
następnie dodatkowo pocięte. Jej oczy już nic nie widziały; nie miała gałek
ocznych, tylko dwie puste, ziejące ciemnością dziury, wokół których utworzyły
się krwawe obwódki. Rozpoznano ją po resztkach charakterystycznych włosów oraz
tatuażu na plecach.
Na jej brzuchu wycięto kilka znaków, które układały się w
słowo „Ostrzeżenie”.
Jak
ujawniła sekcja zwłok, została wielokrotnie zgwałcona, na wszystkie możliwe
sposoby. Nie znaleziono jednak ani jednego włoska czy materiału biologicznego
sprawcy. Lekarz stwierdził również, że na jej ciele widać ślady maltretowania,
a część kończyn odcięto jej jeszcze za życia.
Na
wszystkich padł nie tylko szok, ale również strach. Kto był na tyle szalony, by
zrobić coś takiego tak młodej dziewczynie? Dla kogo było to ostrzeżenie?
Szare
chmury zgromadziły się na niebie i groziły zimnym deszczem w każdej minucie.
Przejmujący wiatr wciskał się wszędzie, gdzie tylko mógł, wywołując u zebranych
mimowolne dreszcze.
Aomine nie wierzył w to, co się
działo. Miał wrażenie, że śni, będąc biernym obserwatorem, a dźwięki docierały
do niego jak zza grubej zasłony. Nawet to, że obok niego stało całe pokolenie
cudów, nawet zjawił się Akashi, nie było dla niego realne.
Z pokolenia
cudów brakowało jednej osoby.
Momoi
Satsuki.
Którą
właśnie składano do grobu.
Jej ciało,
zgwałcone i zmasakrowane przez psychopatę, zostało spalone. Wszystko, co
łączyło Momoi z życiem codziennym, powoli przechodziło do historii.
Ich życie
toczyło się dalej, podczas kiedy jej zostało brutalnie przerwane. Śmierć była
ciężka, ale kiedy umierała młoda osoba, to ból stawał się większy. Rodzice
Momoi stali przytuleni do siebie. Ich oczy były czerwone, ale suche. Wypłakali
już wszystko, teraz mieli już tylko pustkę i samotność.
Aomine osunął się na kolana. Czuł
się tak, jakby woda zmywała z niego ból i próżnię, pozostawiając tylko zimno,
które powoli pochłaniało go całego. Jego oddech był płytki, urywał się, jakby
coś go dusiło. Drżał, jakby miał gorączkę. Łkał, jak gdyby ktoś rozrywał mu
duszę. Stracił siostrę, przyjaciółkę i najważniejszą osobę w swoim życiu.
Kise i Kuroko próbowali go
podtrzymać, ale nie dawali rady. Aomine lał się przez ręce, jego ciało stawiało
opór wszelkiemu działaniu. To nie było dla nich szokiem; Satsuki i Aomine byli
przyjaciółmi całe życie. Dla Aomine właśnie świat się skończył.
Pogrzeb był krótki. Seirin
również było na nim obecne. Stali z tyłu, pogrążeni w smutku i zadumie. Nie
znali dobrze Momoi, pamiętali teraz tylko dobre chwile. Mimo to, Riko cicho
pochlipywała, a Hyuuga obejmował ją, nie wiedząc, jak poradzić sobie z jej
smutkiem. Izuki trzymał ręce w kieszeni garnituru, a wzrok miał wbity w ziemię,
tak samo jak pozostali.
Po
ceremonii żałobnicy się rozeszli. Na cmentarzu pozostało tylko Seirin oraz
Pokolenie Cudów. Akashi złożył swój parasol, po czym stanął obok Izuki’ego,
chowając się pod jego. Stali tak daleko, by Aomine ich nie słyszał.
-Musimy coś zrobić z Aomine – powiedział sucho.
-Nie wiem, co – Kuroko był zdenerwowany i roztrzęsiony.
Kiedy
wszyscy zaczęli się rozchodzić, zrobiło mu się przeraźliwie zimno. Garnitur nie
był dobry na taką pogodę. Dodatkowo, czuł się odpowiedzialny za Aomine. I
cierpiał, nie wiedząc, jak mu pomóc.
-Załóż to – Kagami podał mu swój płaszcz. Kuroko wciągnął go
na siebie z wdzięcznością, czując, jak się w nim topi.
-Czy macie kontakt do jego rodziców? Lub kogoś z rodziny? –
zapytał Hyuuga, czując, ze musi jakoś zapanować nad sytuacją, nim wszyscy się
załamią.
-Aomine ma tylko rodziców. Mieszkają w Kioto. Znając jego,
nie dał im znać – powiedział Kise.
Hyuuga zmarszczył brwi. Sytuacja była nieciekawa. Owszem,
nie był przyjacielem Aomine, ba, daleko mu do tego, ale mimo to, wciąż był jego
kōhai’em. A Hyuuga był najbardziej odpowiedzialny ze wszystkich tutaj.
-Jeśli ktoś z was zna jego adres, to może spróbujemy zabrać
go do domu – powiedział Kiyoshi.
-Wątpię – powiedział Akashi, zakładając ręce na piersi.
-Nie chciałbym wam przeszkadzać – zaczął Kagami, który
trzymał dłonie na ramionach Kuroko i ogrzewał go sobą. –Ale do Aomine właśnie
ktoś podszedł.
Akashi
zmarszczył brwi. Znał tę dziewczynę: chodziła wraz z nimi do Teiko. Była w
pierwszej piątce uczniów, najpopularniejsza wśród chłopaków. Było w niej coś,
co od samego początku nie dawało mu spokoju. Przy niej czuł się inaczej,
dlatego unikał jej towarzystwa.
-Shun – zwrócił się do Izuki’ego, który drgnął, gdy Akashi
nazwał go jego imieniem, a nie nazwiskiem. –Podejdźmy tam.
-Nie będziesz mi… a zresztą, co mi tam – mruknął bardziej do
siebie, niż do niego i zrobił to, co kazał mu Akashi.
Widok, jaki
zastali, zaskoczył ich. Obok Aomine stała dziewczyna, niewiele wyższa od Riko.
Miała na sobie czarną sukienkę za kolano, a na nią narzucony czarny płaszczyk.
Jej parasol głównie osłaniał teraz chłopaka, więc deszcz padał na jej plecy,
ale zdawała się tego nie zauważać. Za to zauważyła ich.
-Akashi – skinęła mu lekko głową. –Midorima.
-Hana – powiedział krótko, a Midorima skinął głową.
-Dlaczego go tak zostawiliście? – zapytała zimno.
-Nie jestem za niego odpowiedzialny.
-Jak zawsze – odparła i odwróciła się do nich tyłem.
Riko chwilę
później przyznała, że nieznajoma ma podejście do ludzi. Potraktowała Akashi’ego
i Midorimę tak, jakby byli niegrzecznymi dziećmi, co odniosło zamierzony efekt:
obaj zadarli nosy, ale milczeli, wstrzymując oddech. Widząc, jak kuca przy
Aomine, sama wstrzymała oddech. Kim była ta dziewczyna?
-Aomine – dotknęła jego ramienia. –Musimy iść.
-Nie mogę jej tu zostawić samej – odparł, nie patrząc na
nią. –Sastuski nie lubiła zostawać sama.
-Wiem. Znałam ją, wiesz? – głos dziewczyny był ciepły, wręcz
kojący.
Hyuuga
skinął na Seirin. Zaczęli się wycofywać. On również czuł się nieswojo przy
nieznajomej, ale nie było to nieprzyjemne uczucie. Wręcz przeciwnie; sam jej
głos sprawił, że coś w nim przestało drżeć nerwowo.
-Lepiej będzie, jeśli ich zostawimy. Ona wydaje się
wiedzieć, co robi.
-Bo wie – rzucił Akashi, idąc obok Izuki’ego. –Jej rodzice
nie żyją. Ma tylko brata. W gimnazjum traktowali ją przez to jak lalkę z
porcelany.
I tu cię boli, pomyślał Izuki.
-Jej brat nie żyje – Midorima poprawił okulary i znów
schował ręce do kieszeni garnituru. Był zaskoczony tym, ze wie coś, czego nie
wie Akashi. –Zginął w wypadku dwa miesiące temu.
-Skąd to wiesz? – zdziwił się Kise.
-Moja ojciec mówił. Przywieźli na pogotowie ich oboje.
Pijany kierowca stratował ich na przejściu. Z tego, co wywnioskowałem z ich
wypowiedzi, jej brat odepchnął ją, ale sam nie zdążył odskoczyć.
Midorima chodził z nią do jednej klasy, znał więc jej brata,
chociaż sam unikał jej towarzystwa. On również czuł się przy niej nieswój.
-Myślę, że zostawiamy Aomine w dobrych rękach.
„Lepszych, niż nasze” zawisło pomiędzy nimi
niewypowiedziane.
-Znałam Momoi – powtórzyła. –Wiesz, ona nie chciałaby, żebyś
tutaj teraz tak klęczał. Martwiłaby się o ciebie.
-Byłaby zła, że zostawiam ją samą – burknął.
-Nie, Aomine – pokręciła głową, siląc się na uśmiech. –Ona
chciałaby, żebyś poszedł ze mną. Chodź, dobrze? – złapała go za rękę i aż
drgnęła, czując, jaka jest zimna. Mimo to, nie puściła go. –Chodź, Aomine.
-Nie mogę.
-Musisz – westchnęła. –Chodź. Mam w domu coś, co Momoi
chciałaby ci dać.
Spojrzał na nią po raz pierwszy. Był zaskoczony. Ale w końcu
jej posłuchał. Odetchnęła z ulgą. Powtarzała sobie, że wszystko musi się dziać
małymi kroczkami.
Małymi
kroczkami dotarli też do jej domu. Zauważyła, że Aomine utyka na jedną nogę i
zasępiła się. Był koszykarzem, musiał na siebie uważać.
-Wejdź – powiedziała zachęcająco. –Dam ci coś ciepłego do
przebrania się.
-Daj mi to, co dostałaś od Satsuki! – polecił.
Nie wszystko stracone, pomyślała. Dopóki przejawiał jakieś
emocje, nie wszystko jeszcze przepadło. Nawet, jeśli był to tylko gniew i
gorycz.
-Z tym wiąże się pewna obietnica. Proszę, pozwól, ze
najpierw ci wszystko wyjaśnię.
-Masz 5 minut – warknął.
Westchnęła, wchodząc do środka. Nie oczekiwała podziękowań,
tym bardziej kwiatów i czekoladek, ale zachowywał się jak zraniony w łapę
buldog.
Mimo tego,
że dał jej limit czasowy, nie przejmowała się nim. Wiedziała, że zaintrygowała
go na tyle, by czekał cierpliwie. Dlatego też wpierw podała mu ubrania swojego
brata – koszulkę i dresowe spodnie – oraz ręcznik.
-Przebierz się, nim się przeziębisz – poleciła.
-Nie przeciągaj struny!
-Nie poganiaj mnie – w przeciwieństwie do niego, była bardzo
spokojna.
Poszła do
swojego pokoju i sięgnęła po małą szkatułkę, która stała na szafce. Z ciężkim
sercem wróciła do saloniku i zamarła; Aomine stał, półnagi, tylko w spodniach.
Ręcznikiem ocierał sobie kark. Jego skóra miała złocisty odcień, a na plecach
miał kilka zalotnych pieprzyków.
Chrząknęła, dając mu znać, że już jest.
-Usiądź. Ubierz się. Niekoniecznie w tej kolejności.
Sama
usiadła w fotelu i postawiła szkatułkę na stoliku. Splotła nerwowo dłonie na
podołku, czekając, aż Aomine usiądzie. Kiedy to zrobił, jeszcze przez chwilę
milczała.
-No? – mruknął.
-Kiedy poszłam do gimnazjum, moi rodzice zginęli w wypadku –
zaczęła, bez owijania w bawełnę. –Nie umiałam się pogodzić z ich śmiercią. Nie
radziłam sobie zbyt dobrze z rówieśnikami. I wtedy poznałam Momoi.
-Nie kojarzę cię, a znałem Satsuki całe życie. Nie widziałem
cię z nią nigdy.
-Nie kłamię – pokręciła głową. –Prosiłam Momoi, by nie
mówiła nikomu o naszej przyjaźni. Nie chciałam się wychylać. Chciałam być sama.
Wystarczało mi, że mam ją. I tak miałam wszystkich na głowie.
-Nie wierzę ci. Nawet nie wiem, jak masz na imię.
-Jestem Sumire. Hana Sumire. Od 5 lat chodzę do tej samej
szkoły, co ty. Wpierw do Teiko, teraz do Tōō – westchnęła.
-Hana – powtórzył Aomine powoli. –Ta od pierwszego miejsca w
szkole? – podrapał się w brodę.
-Taaak. Mniejsza z tym – Sumire otwarła szkatułkę.
Ze środka
wyjęła wpierw plik zdjęć. Przedstawiały one ją i Momoi. Było na nich młodsze, w
mundurkach Teiko. Na pierwszych Sumire się nie uśmiechała; miała poważny, lekko
zamglony wzrok, jak przystało na dziecko, które szybko i brutalnie musiało
dorosnąć. Jednakże, w miarę, jak na zdjęciach zmieniały się pory roku i one
stawały się starsze, powoli pojawiał się uśmiech. Ostatnie było zdjęcie
zrobione im, gdy miały na sobie mundurki Tōō.
-No dobrze – przyznał niechętnie. –Znałaś ją.
Był zaskoczony
tym, że w życiu Satsuki był ktoś, o kim on nie wiedział. Ciekawe, czy było
więcej takich osób?
Aomine czuł się lepiej, gdy mógł
być zły. Gdy mógł coś robić, na kogoś krzyczeć. Ale spokój Sumire wpływał na
niego. Nie miał powodu, by na nią krzyczeć. I chociaż z jednej strony chciałby
dalej być przy Satsuki, nawet, jeśli to oznaczało klęczenie przy jej nagrobku,
to z drugiej strony był wdzięczny za suche ubrania i to, że Sumire z nim
siedziała.
-Jeszcze w gimnazjum miałam obsesję na punkcie śmierci.
Interesowałam się wszystkim z tym związanym. To było… chore – odwróciła wzrok.
–Ale bałam się, wręcz panicznie, że umrę i mój brat zostanie sam. Dlatego Momoi
wymyśliła układ.
-Układ? – zapytał podejrzliwie.
-Tak – sięgnęła do szkatułki i podała mu list.
–Postanowiłyśmy, że jeśli któraś z nas umrze, druga zaopiekuje się jej bratem.
-Nie… nie rozumiem - skrzywił się.
-Przeczytaj to proszę. A ja zaparzę herbatę.
Aomine
obracał w palcach kopertę, zastanawiając się, czy w ogóle powinien ją otwierać.
Nie mógł zaprzeczyć temu, że Sumire miała charakterek. Uległ jej, nawet nie
wiedział kiedy. Przy niej odzyskał zdolność racjonalnego myślenia, chociaż w
środku wciąż się buntował przeciwko temu wszystkiemu. Miał ochotę rzucić się na
ziemię i tłuc pięściami w dywan.
Ale
wiedział, ze niczego tym nie osiągnie. Dlatego w końcu, z czystej ciekawości,
rozerwał kopertę i wyjął list.
„Daiki!
Jeśli czytasz te słowa,
oznacza to, że pewnie nie ma mnie już dłużej przy Tobie. Pech, co nie? Bardzo
chciałam zobaczyć, jak zostajesz najsławniejszym koszykarzem na świecie!
Okej, staram się być poważna. Jak mogę być poważna, skoro
nie żyję? Jestem wolna, więc nie powinnam się przejmować!
Sumire
mówi mi, że mam pisać prawdę, od serca. Ona już się pożegnała. Ja nie potrafię,
Daiki. Chociaż wiem, że muszę, jakoś.
Mam
nadzieję, że wciąż byliśmy przyjaciółmi, gdy odeszłam. Byłeś najlepszym bratem,
jakiego mogłam mieć. Nawet, jeśli czasem zachowywałeś się totalnie głupio i bez
sensu, ale taki jest przywilej chłopców. Musicie być głupi, żebyśmy my mogły
być mądre. Dlatego też piszę te słowa do Ciebie.
Jeśli
nie ma mnie już na świecie, ktoś musi się Tobą zająć. Obiecałam Sumire, że
zajmę się Nobuo, gdyby coś jej się stało. Ona obiecała mi, że zajmie się Tobą.
Miała wtedy bardzo poważną minę, więc chyba mówiła serio. Już teraz jej
współczuję (jesteś często tak nieznośny, naprawdę!). Dlatego nie utrudniaj jej
tego, okej? A przynajmniej do czasu, dopóki nie pokocha Cię tak, jak ja Cię
kocham! Ale oddaję Cię w jej ręce, wierząc, że zajmie się Tobą nawet lepiej,
niż ja mogłabym to zrobić (cóż, z całą pewnością lepiej gotuje!).
Nie
wiem, co mogłabym Ci powiedzieć, skoro jestem nieżywa. Bądź silny? Przecież
jesteś. Podbij świat koszykówki? Przecież to Twoje marzenie.
Więc
powiem Ci tyle: bądź szczęśliwy, Daiki. Rób wszystko, co daje Ci szczęście.
Spełniaj swoje marzenia, jedno po drugim. Ty i Tetsu macie przed sobą ogromną
przyszłość, której nie jestem sobie w stanie wyobrazić. Ale przede wszystkim,
Daiki: kochaj i pozwól, by ktoś Cię kochał.
Twoja na zawsze,
Satsuki”
Kiedy
Sumire wróciła do salonu, Aomine płakał. Siedział na kanapie, z kolanami
podciągniętymi do piersi. Głowę miał opartą na nich, obejmując się ramionami.
Drżał, ale nie tak spazmatycznie, jak na cmentarzu. Odstawiła kubki na stolik i
usiadła obok niego. Delikatnie dotknęła jego ramienia.
-Nie jesteś sam, Aomine – szepnęła. –Już nie jesteś sam.
Tatoeba kurushii kyou da to shite mo
(Dla przykładu, nawet jeśli dzisiaj jest bolesne)
Kinou no kizu o nokoshite ite mo
(A wczorajsze rany pozostaną)
Shinjitai kokoro hodo ite yukeru to
(Chcę wierzyć, że mogę uwolnić moje serce i iść dalej)
W rozdziale wykorzystano piosenkę „Lonely Person” (Shana)
oraz „For Fruits Basket” (Ritsuko Okazaki).
Wybaczcie poślizg, ale tak bardzo popłynęłam podczas
świętowania końca sesji, że wczoraj nie dałam rady xD Zapraszam do sekcji
„Bohaterowie” (pojawili się nowi) oraz do „Świata przedstawionego”, gdzie
znajdziecie pai ringi, które pojawią się w opowiadaniu ;)
Cudowne!!! Chcę więcej *^*
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo podoba mi się to opowiadanie. Świetnie piszesz i doskonale wczuwasz się w uczucia postaci. A to niełatwe. Jak mówiłam - czekam na kolejny rozdział ^^.
Pozdrawiam i życzę weny!
Shady ;P
Mam napisane rozdziały do przodu dłuuugo, więc jeśli znów nie popłynę, to w niedzielę będzie kolejny ^^
UsuńDziękuję za komentarz, dzięki temu aż bardziej chce się pisać!! :)
ojacie, na blogu dopiero ten rozdział :D a ja jestem już tam daleko... :D
OdpowiedzUsuńNo cóż, Mój Drogi Akashi zawsze dostaje rozdziały do akceptacji :3
Usuńawww x3
Usuńa ty najprawdopodobniej dostaniesz ode mnie od razu całe opowiadanko :D
Wiesz, że ja jestem równie cierpliwa, co 3 latek :D Więc dla mnie tak lepiej xd
Usuńa wiesz, że to jeszcze potrwa? :D
Usuńmuszę dokończyć i poprawić, podopisywać... so much work... a tu jeszcze sesja.
Dam radę ^^ Mam zapisane w szkielecie rozdzialy na Nee do 21, więc mam co robić :D
Usuńto dobrze xD
UsuńJakie cudowne!
OdpowiedzUsuńChcę więcej!
Pięknie. ♥
btw. znalazłam błąd językowy, ale to nie ważne XD
Daj znać, gdzie ;) Czasem jak się rozpisze, to się skupię na fabule i zapomnę o przyziemnej części xD
UsuńPięknie? :D Też nie lubisz Momoi? XD
Jejku, nie wiem teraz gdzie, ale napisałaś... czekaj, właśnie sprawdzam i się pogubiłam. Otwarł jest poprawnie czy nie?
OdpowiedzUsuńA co do Momoi. Jest okej, ale ja ogólnie lubię klimaty śmierci itp. :)
Z tego, co kojarzę, jest to słowo dopuszczalne w grach itp, więc chyba poprawne Oo (gdzieś na stronie PWN znalazłam, że poprawne, ale rzadziej spotykane).
UsuńAaa :3 A powiedz mi, lubisz Ty klimaty fantastyki? :D
Fantastyki raczej nie. Bardziej obyczajowe, psychologiczne :)
UsuńNo to nie ma błędu c: Przepraszam za zamieszanie ^^
Nie ma za co, daj spokój ;) Dla mnie to wazne, jak ktoś nie tylko przeleci wzrokiem i powie 'fajne', tylko zainteresuje sie chociażby stroną techniczną :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwięcej, och tak więcej, sama nie wiem co napisać, tak świetnie piszesz, że z rozdziału na rozdział podoba mi się coraz bardziej i bardziej, cudownie wczuwasz się w postacie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Witam,
OdpowiedzUsuńo jejeciu, wspaniale piszesz, tak dobrze wczuwasz się w postacie, z rozdziału na rozdział coraz bardziej mi się podoba, i jestem ciekawa tej historii...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Iza