Mitobe wyszedł z domu i
uśmiechnął się, widząc bezchmurne niebo. Rozpoczynał się nowy rok szkolny i
chłopak miał nadzieję, że w końcu skończą się ich kłopoty. Ta piękna pogoda
pięknie zapowiadała dobry, spokojny początek.
Zaciskając palce na swojej
torbie, szedł spokojnie w stronę szkoły. Słyszał ćwierkanie ptaków i gwar
dzieci z pobliskiej szkoły podstawowej, do której chodziło jego rodzeństwo. Nie
mógł się doczekać, aż dojdzie do domu Koganei’a i go zobaczy.
Od czasów feralnej wyprawy do
Labiryntu, rodzice zaczęli monitorować to, co robią zawodnicy Seirin. Nie
dlatego, że im nie ufali, ale spotkali się i uznali, że to, co się dzieje nie
wygląda już na typowy zbieg okoliczności. Chcieli chronić swoje dzieci i nie
dopuścić do tego, by znów stało im się coś złego. Zwłaszcza pani Izuki, sądowa
psycholog dziecięca, była za tym, żeby zwiększyć uwagę, jaką poświęcają swoim
dzieciom. Przeprowadziła też rozmowę z nimi, z każdym zawodnikiem Seirin
osobno.
Mitobe nie powiedział jej nic.
Uśmiechał się i przytakiwał, słuchając jej monologu. Czy bał się tego, co się
działo dookoła nich? Tak. Ale nie bał się o siebie; bał się o swoich kolegów.
Taki Koganei wiedział, że nie wolno mu wyjść z domu, nim Mitobe po niego nie
przyjdzie, ale Kagami upierał się, że będzie wszystko robić sam. Nawet kiedy
wypisywali go ze szpitala, wmawiał im, że poradzi sobie na własną rękę. Na
szczęście, wciąż pomieszkiwał u niego Kuroko, który obiecał mieć go na oku.
Koganei już na niego czekał. Nie
zdążył nawet nacisnąć dzwonka, kiedy chłopak, niczym strzała, wypadł z domu i
rzucił mu się w ramiona.
-Stęskniłem się! Ty też, wiem, wiem. Nie mogłem wyjść z domu
cały weekend, no a ty musiałeś się zajmować rodzeństwem. Brakowało mi rozmów z
tobą, wiesz?
Mitobe uśmiechnął się.
Po co mu głos, jeśli ma jego?
Przed szkołą czekała ich jednak
nieprzyjemna niespodzianka. Tuż przy samej bramie kłębił się tłum dziennikarzy,
którzy osaczyli Hyuugę i Riko. Chłopak próbował osłonić dziewczynę i jakoś
przepchnąć się do szkoły. I udałoby im się, gdyby nie to, że w tym momencie
zjawili się Kuroko z Kagamim, a dookoła nich wybuchła medialna wrzawa.
Mikrofony, kamery, błysk fleszy. Drużyna Seirin została
otoczona ze wszystkich stron i tym razem nie czuli z tego powodu takiej dumy,
jak po wygraniu Winter Cup.
Uczniowie zatrzymywali się,
szepcąc między sobą. Ci, którzy dzisiaj rozpoczynali naukę, nie wiedzieli, co
się dzieje.
-Prosimy o komentarz odnośnie ostatnich wydarzeń, Kagami!
-Kuroko, co myślisz o tym, co spotkało twoich przyjaciół?
-Czy jako zwycięzcy Winter Cup czujecie się zagrożeni?
Seirin zbiło się w grupę i
próbowali się przepchnąć. Chłopcy otoczyli Riko i Kuroko, ale nic to nie
dawało. Nawet Mitobe czuł zdenerwowanie. Razem z Makoto próbowali odgrodzić
pozostałych od dziennikarzy, ale nie udawało im się to. Z budynku szkoły
wybiegli nauczyciele i dyrektor.
-Jeśli wejdą państwo na teren szkoły, będę zmuszony wezwać
policję! – zagrzmiał. –To są uczniowie Seirin i dzieci, proszę w tej chwili
przestać pytać o cokolwiek!
Podczas kiedy tłum dziennikarzy zaczął wypytywać dyrektora,
nauczycielowi angielskiego i fizyki udało się wyrwać z tłumu Kuroko i Riko i
pchnąć ich w stronę szkoły. Kolejny poleciał Koganei. Zatrzymali się, ale
chemik kazał im wejść do środka.
Po pół
godziny w środku znaleźli się wszyscy. Hyuuga uznał, że Kiyoshi i Izuki mieli
ogromne szczęście, nie przychodząc dzisiaj do szkoły. Uniknęli tego
wszystkiego.
-Przepraszamy, panie dyrektorze – Hyuuga i Riko oficjalnie
mu się ukłonili.
Mężczyzna machnął ręką.
-Nie wasza wina, dzieciaki. Hyuuga, pójdziesz ze mną, Aida
również. Będziecie reprezentować drużynę w mediach. Szkoła musi zająć
stanowisko, ale to wy musicie uciąć tę burzę.
-Nie muszą, panie dyrektorze – powiedział pobladły Kuroko.
–Dziennikarze byli dzisiaj wszędzie. Aomine, Kise i Midorima napisali mi, żebym
wszedł do szkoły tyłem, bo oni pod swoimi przeżyli piekło. A Rakuzan… Rakuzan
już wydało oświadczenie.
Krótkie nagranie szybko obiegło
nie tylko telewizję, ale również Internet i radio. Izuki, który leżał w salonie
i oglądał TV, ani trochę nie żałując tego, że jeszcze przez kilka dni lekarz
nie puści go do szkoły, zauważył Akashi’ego w wiadomościach i szybko pogłośnił
odbiornik.
Kapitan Rakuzan stał na tle
swojej szkoły. Mundurek miał idealnie dopasowany, a on sam wyglądał na
wypoczętego, ale Izuki wiedział, że to gra pozorów. Spojrzenie chłopaka było
zmęczone, a któraś z nauczycielek musiała korektorem maskować mu sińce pod
oczami.
-Ogromnie zasmuciła mnie wieść o śmierci tak wielu moich
przyjaciół – mówił Akashi, patrząc prosto w kamerę. Izuki podziwiał może nie
tyle co jego odwagę, ale opanowanie. –Rozdzieliliśmy się wcześniej, ale
pozostawaliśmy ze sobą w kontakcie. Ktoś rozdzielił nas na zawsze i już nic
tego nie naprawi. Proszę jednak, by zostawali nas państwo w spokoju. Proszę
pozwolić nam przeżyć naszą żałobę i żyć normalnie.
Po tej wypowiedzi tłum zaczął
przerzucać się pytaniami, ale dyrektor ucinał je krótkim „bez komentarza” i
wraz z Akashim wrócił do szkoły, a brama została zatrzaśnięta mediom przed
nosem. Mimo to część dziennikarzy wciąż nadawała „na żywo” czekając, aż Akashi
skończy zajęcia. W międzyczasie pokazywali migawki z Shutoku, Kaijo i Too,
gdzie próbowano osaczyć pozostałych przy życiu członków pokolenia cudów. Kise
udzielił krótkiego wywiadu, Midorima zignorował prasę, ale Aomine wdał się małą
bójkę, gdy ktoś zaczął wypytywać o Satsuki.
Aomine
siedział pod ścianą w pustej klasie i przykładał do krwawiącego nosa woreczek z
lodem, który dała mu higienistka. Dyrektorka szkoły śmiała się, że wdał się w
bójkę już pierwszego dnia, ale nie ukarała go. Uznała, że miał prawo się
zdenerwować, a dziennikarz go sprowokował. Zwolniła go z ceremonii otwarcia i
wysłała do pustej klasy, by odetchnął i uspokoił się.
Sumire
odnalazła go godzinę później. Weszła cichutko to klasy i równie cichutko do
niego podeszła. Aomine nawet się nie podniósł; wyciągnął ramiona, a dziewczyna
pozwoliła, by wtulił głowę w jej brzuch. Kiedy poczuł na włosach jej dłoń,
uspokoił się.
-Głupi ludzie – mruknęła, powoli go głaszcząc. –Chodź,
musisz iść na spotkanie organizacyjne.
-Chodź ze mną – burknął niewyraźnie.
-Pójdę – obiecała Sumire. Gdy Aomine wstał, złapał ją za
rękę.
Nie wstydził się pokazać całej szkole, że są razem.
Midorima
stał przy parapecie i z okien obserwował to, co działo się pod bramą szkoły.
Dopiero interwencja ochrony i drużyny rugby zmusiła dziennikarzy do opuszczenia
dziedzińca. Teraz blokowali część ulicy, a on zastanawiał się, jak wyjdzie
dzisiaj ze szkoły. Widział wypowiedź Akashi’ego na telefonie, ale wiedział, że
to nie pomoże. Przez kilka najbliższych dni bądź, co gorsze, tygodni, będą
atrakcją medialną. Jako Teiko stawiliby temu czoła razem, ale tak każdy z nich
musiał się z tym mierzyć osobno.
Nikt z
kolegów z klasy do niego nie podszedł. Część innych zawodników Shutoku pomogła
mu wydostać się z tłumu dziennikarzy, ale spławił ich, gdy zapytali, czy
potrzebuje pomocy. Teraz trochę tego żałował, ale wiedział, że tak będzie
lepiej. Dostał sms od Takao, który życzył mu powodzenia i wróżył, że wkrótce
zrobi karierę w telewizji.
Kiedy
poczuł na plecach drobną dłoń, nie musiał się odwracać, by wiedzieć, kto to.
Ugryzł się w język, by nie zacząć chaotycznie opowiadać o tym, jak przestraszył
się, gdy ci wszyscy ludzie się na niego rzucili i zaczęli zadawać pytania. To
nie było w jego stylu, by mówić o tym, co czuje. A jednak przy niej słowa same
pchały mu się na usta.
-To musiało być straszne, co? – Yuna delikatnie pogłaskała
go po karku. Midorima wiedział, że wszyscy ich obserwują, mniej lub bardziej
dyskretnie. Nie miało to jednak znaczenia. Dłoń, którą na sobie czuł, niosła
ukojenie.
-Tak – mruknął. –Co tutaj robisz?
-Przyszłam do ciebie – oznajmiła beztrosko. –Twój kapitan u
mnie był. Martwi się.
-Niepotrzebnie. Świetnie sobie radzę.
-Jasne – prychnęła i dźgnęła do palcem między żebra.
Midorima syknął cicho, ale nie rzucił żadnej uwagi, bo wreszcie zobaczył oczy
Yuny.
Dziewczyna wyglądała tak, jakby
chciała kogoś zamordować. Jej oczy ciskały gromy, a zieleń zmieniła lekko swoją
barwę ze spokojnej na kocią, jakby Yuna była czarownicą. Nie krępując się tym,
że są w klasie pełnej ludzi, podczas przerwy na lunch, Yuna pogłaskała go po
policzku, szepcąc czule coś, czego nie zrozumiał nikt dookoła nich.
-Przyjdziesz dzisiaj na mój trening? – zapytała, a przez
klasę przeszedł kolejny szmer.
-Przyjdę..
Akashi
udawał, że skupia się na tym, co dzieje się na ceremonii otwarcia, ale jego
myśli krążyły gdzieś daleko. Czuł się tak, jakby zjadł zbyt wiele i nie mógł
tego teraz strawić (co było niemożliwe, bo jego osobisty dietetyk ułożył dla
niego jadłospis). Wysłał wiadomości do wszystkich byłych członków drużyny
Teiko, by upewnić się, że nic im nie jest. Dopiero, kiedy dostał wiadomości
zwrotne, poczuł się lepiej.
-A teraz głos zabierze przewodniczący szkoły oraz kapitan
naszej drużyny koszykówki, Akashi Seijuro! – dyrektor zaczął bić brawa, a w
ślad za nim poszła cała sala.
Idąc w
stronę podium, Akashi trzymał głowę wysoko, tak, jak robił to od wielu, wielu
lat, tak, jak go nauczono. Tym, co obchodziło ludzi było jego zachowanie i
prezencja, a nie to, co czuł teraz. Patrząc na tłum (zauważył Reo, która
uniosła dwa kciuki, jakby chciała dodać mu odwagi) miał ochotę odwrócić się i
odejść. Rzucić wszystkim, wsiąść w najbliższy autobus i jechać do Tokio, do
Seirin.
Zamiast
tego uśmiechnął się delikatnie i rozpoczął swoją przemowę. Nie musiał patrzeć
na kartki – przecież oczywistym było, że znał ją na pamięć.
Kise
pomachał dziewczynom z równoległej klasy i wszedł do toalety. Zamknął się w
kabinie i usiadł pod ścianą, podciągając kolana do piersi. Odetchnął z ulgą,
czując dookoła siebie nic innego, tylko spokój. Od momentu, gdy zjawił się pod
szkołą, aż do teraz, nie miał ani minuty spokoju. Był przyzwyczajony do sławy,
ale nie do negatywnej popularności.
Kiedy zobaczył, że dzwoni do niego Kasamatsu, niemal
popłakał się z ulgi. Odebrał i pozwolił, by senpai się na niego wydarł. Nawet
zdenerwowany, Kasamatsu sprawiał, że Kise uspokajał się i wyciszał.
Izuki wszedł do kuchni, zwabiony
do środka zapachem jedzenia. Jego mama wyrwała się wcześniej z pracy, by móc z
nim być. Wiedział, że to, co stało się w Labiryncie przestraszyło nie tylko ją,
ale też jego ojca i siostry. Cała rodzina spędzała z nim teraz więcej czasu, a
Izuki czuł tylko rosnące poczucie winy za to, że ich oszukuje i ukrywa swoje
uczucie do Akashi’ego.
-Jesteś głodny? – zapytała pani Izuki, nawet nie odwracając
się w stronę drzwi. Po tylu latach rozpoznawała kroki swojej rodziny.
-Wiedzy zawsze – zażartował słabo, ale kobieta uśmiechnęła
się. Przelała mu do kubka trochę zupy i wcisnęła go do ręki Izuki’ego, a potem
delikatnie obmacała jego głowę.
-Więc wiedz, że wszystko w porządku. Nie wyglądasz już tak
blado – westchnęła z ulgą i wróciła do gotowania.
Izuki
usiadł przy stole i obserwował jej ruchy. Od dziecka lubił to robić, pomagało
mu to zebrać myśli. I czuł się wtedy nie tylko spokojny, ale też bezpieczny.
Jednak mama to mama.
-Mamo – zaczął, a kobieta odwróciła się do niego z pytającym
uśmiechem na twarzy. Izuki odwrócił wzrok. –Mamo, czy my zasługujemy na
szczęście?
-O czym ty mówisz, skarbie?
-O tym, że… oni wszyscy nie żyją, prawda? Odeszli – Izuki
zacisnął mocniej palce na kubku, jakby chciał, żeby ciepło go rozgrzało.
–Odeszli na zawsze. Nigdy nie skończą szkoły, nigdy nie wezmą ślubu, nigdy nie
będą mieć dzieci – wyrzucał z siebie szybko słowa –W czym my jesteśmy lepsi? Co
zrobiliśmy takiego, że żyjemy? Że to nie nas pocięli, że to w.. w Labiryncie… -
głos mu się urwał.
Jego mama
usiadła obok i ujęła dłoń syna w swoje ręce. Ścisnęła ją mocno; pracowała jego
psycholog, więc nie raz i nie dwa widziała przypadki stresu pourazowego. Nigdy
nie przypuszczała jednak, że to spotka jej dziecko. Zrobiła przecież wszystko,
bo go chronić, całe jego życie, a wystarczył jeden wieczór, by Shun załamał się
psychicznie. Noc w Labiryncie go odmieniła.
-Kochanie – zamruczała łagodnie. Musiała wciąż przypominać
sobie, że jej syn nie jest pacjentem, jest dzieckiem, które potrzebowało jej
wsparcia. –Shun, dlaczego obwiniasz się o coś, na co nie miałeś wpływu?
Chłopak uniósł wzrok.
-Nie masz na tyle siły, by uratować cały świat, chociaż
jesteś Super Synem – pogłaskała go po policzku. –Śmierć tych dzieciaków,
wypadek w Labiryncie, to, co spotkało Teppei’a… nie miałeś na to wpływu,
najmniejszego. I jestem pewna, że nikt nie chciałby, żebyście żyli w poczuciu
winy. Powinniście żyć tak, żeby wszyscy byli z was dumni.
-Nigdy nie będziesz ze mnie dumna – jęknął Izuki, pochylając
głowę.
-Shun, co ty wygadujesz? Już jestem z ciebie dumna! Wszyscy
jesteśmy! Dobrze się uczysz, wygrałeś ze swoją drużyną Winter Cup, masz
kolegów, koleżanki…
-I jestem gejem!
W kuchni
zapadła cisza. Izuki wpatrywał się w blat stołu, wytarty od wielokrotnego
czyszczenia. Znał na nim każdą rysę i każde wgłębienie. Słyszał, jak głośno
pulsuje mu krew w uszach., a dłonie miał wilgotne.
-I co z tego, synu? – zapytała spokojnie jego matka, wciąż
trzymając go za rękę. –Powiedz mi, czy to Hyuuga? A może Teppei?
-Nie… to… to Akashi, mamo.
-O. Całkiem, całkiem, trochę za chudy, jeśli byś mnie spytał
o zdanie, ale wygląda na dobrego chłopca.
Izuki w końcu podniósł wzrok. Spodziewał się wszystkiego; od
płaczu, przez sarkazm, do wybuchu złości. Nie spodziewał się, że mama będzie
się uśmiechać, po prostu uśmiechać.
-Nie jesteś zła, mamo?
-Dlaczego miałabym być zła? Shun, jeśli jesteś szczęśliwy,
to jest dla mnie najważniejsze. To i to, żebyś był zdrowy, skarbie – pocałowała
go w czoło. –Powiedz, Akashi wie?
Izuki przytaknął.
-Odwzajemnia twoje uczucia?
-Nie wiem – szepnął.
-Więc zaproś go do nas w niedzielę na obiad. Zapewne wszyscy
będziemy chcieli go poznać.
-Ale…ale tata! Tata pewnie będzie zły…
-Zapewniam cię, że nie będzie. Prawda, kochanie? – zawołała
w stronę drzwi.
Tak, po latach faktycznie rozpoznawała kroki swojej rodziny.
Dobrze wiedziała, w którym momencie jej mąż stanął po drugiej stronie drzwi i
nadstawił uszu. Izuki znów poczuł, jak mocno bije mu serce, kiedy jego ojciec
wszedł do kuchni.
-No cóż – pan Izuki podszedł do syna i położył mu rękę na
głowie. Poczochrał go i uśmiechnął się. –Nie doczekam się twojego syna, ale
może to lepiej, bo jakbyś dalej przekazał poczucie humoru twojej matki, to ten
świat byłby w kłopocie.
-I kto tu ma głupie poczucie humoru – jego żona dźgnęła go
między żebra.
A potem cała trójka wybuchła śmiechem. Izuki odetchnął z
ulgą, kiedy oboje rodziców przytuliło go. Cieszył się, że ma w nich oparcie, że
są przy nim wtedy, gdy ich najbardziej potrzebował.
W rozdziale wykorzystano piosenkę „Poker face” (Momoka Ito)
oraz „What if” (Simple Plan). Wybaczcie tę wstawkę z rodziną Izuki’ego, miała
być trochę później, ale ostatnio.… no działo się parę rzeczy i musiałam ją
napisać wcześniej. BTW, rozdział nie betowany, mój Beta mnie zabije, nie
zabijaj, kupię Ci benzo :*
Dziennikarze to złoooo. Biedni chłopcy i Riko. Podobała mi się wstawka z rodziną Izukiego :3 miło się czytało po obudzeniu xdd super rozdział :D
OdpowiedzUsuńNa szczęście sława mi nie grozi, więc nigdy mnie to nie spotka xd Ale faktycznie, chłopcy biedni - zawsze irytuje mnie, że zamiast pozwolić zmarłym odejść, media robią z tego burzę...
UsuńAww :3 Biedny Akashi, musi ich teraz poznać :D
Ah, rozdział do kawy <3 Dziękuję :*
Może będziesz sławna dzięki swojej przyszłej książce? :3
Usuńmnie tez to irytuje...
nie mogę się doczekać tego obiadku, a raczej tego co będzie po XD (jeśli będzie xd)
Byłoby miło, jeśli ktokolwiek by ją kupił xDD
UsuńOczywiście, że będzie co czytać :D IzuAka FTW :D
Będą się o nią zabijać, zobaczysz xd
UsuńOh jak ja ich kocham ♡
haha xd wpierw trzeba ją zrobić xd
UsuńAww.. ja też xddd
kurde, jak matka Izukiego dowaliła z tym teppejem... masakra. biedny Izuki...
OdpowiedzUsuńale kurczę, krótki fragment z Kise i telefonem od kapitana x3 tak x3 cudo :D
no to co, generalnie to czekam na dalszy rozwój akcji i no :D aha, no i pisz w końcu rozdział na cesarstwo :D ju noł łaj :D
haha xD Wg KuroWiki siostra Izuki'ego ma coś do Teppeia xD wikipedia jednak nie dodała, że zapewne jest ślepa i głucha, biedaczka xd
UsuńAww xd KasaKise :3 Nie wiem, który pairing bardziej walczy o kolejne rozdziały xD
Oczywiście, tak, tak :D Ale mam tyle fajnego animu do oglądania! ;__;
Witam,
OdpowiedzUsuńpo całej tej aferze w labiryncie w wesołym miasteczku zwiedzieli się dziennikarze... Izzuki ma bardzo wspaniałych rodziców..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Fajni rodzice
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńi już zwiedzieli się dziennikarze... Izzuki ma bardzo wspaniałych rodziców...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńno wspaniale, już dziennikarze zwiedzieli się... Izzuki to ma wspaniałych rodziców...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza