sobota, 4 października 2014

Rozdział 37. Nie trać czujności.


            Po śmierci i pogrzebie Himuro, sprawa Mordercy Koszykarzy przycichła. Zarówno policja, jak i media uznali, że to zawodnik Yosen winny jest śmierci swoich przeciwników, a także Murasakibary, a tym samym sprawa stała się dla nich zamknięta. Kagami cierpiał z tego powodu; uważał, że ludzie niesłusznie oskarżają jego przyszywanego brata, ale zaraz po tym, jak Himuro odebrał sobie życie, nikt inny, przez prawie miesiąc, nie został zaatakowany.
            Czerwiec przywitał ich ciepłem i piękną pogodą. Powoli zbliżająca się przerwa wakacyjna skutecznie demotywowała do nauki, więc wszyscy spędzali czas na boisku do koszykówki. Jedynie Kagami musiał (znów) brać dodatkowe lekcje, ale Riko nie mogła być na niego zła. Doskonale rozumiała ból i pustkę w jego oczach. Sama straciła matkę kilka lat temu, co prawda, w innych okolicznościach, ale wciąż, miejsce w jej sercu zostało puste i nikt inny go nie wypełni tak, jak nikt nie wypełni pustki po Himuro w sercu Kagami’ego.

            Hyuuga rozejrzał się dookoła, i spojrzał na karteczkę, na której był zapisany adres kawiarni. Szczerze mógł przyznać, że był głupi, zjawiając się tutaj sam. Nijimura jednak poprosił go, by nie zabierał nikogo ze sobą, a także wybrał miejsce na uboczu, gdzie mogli spokojnie porozmawiać, gdzieś, gdzie nikt nie zwróci uwagi na dwóch młodych mężczyzn.
            W końcu odnalazł knajpę i wszedł do środka, chowając karteczkę do tylnej kieszeni dżinsów. Przez chwilę szukał wzrokiem osoby, z którą się umówił (nigdy nie widział Nijimury, a zdjęcia z okresu Teiko, które znalazł w Internecie, niewiele mu powiedziały). W końcu jednak wysoki, czarnowłosy chłopak uniósł dłoń, przyciągając jego uwagę.
-Hyuuga Junpei, jak mniemam – oznajmił, wstając od małego stolika i wyciągając ku niemu rękę. –Jestem Nijimura Shuzo.
-Miło cię poznać osobiście – Hyuuga uścisnął dłoń i usiadł.
            Gdy podeszła do nich kelnerka, zamówił dla siebie kawę, a Nijimura poprosił o kolejną herbatę. Przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem, ale w końcu to Hyuuga pierwszy oderwał spojrzenie i lekko odwrócił głowę.
-Nawet nie chcę wiedzieć, skąd miałeś mój numer telefonu – westchnął.
-Wszystko można znaleźć w Internecie, dziennikarze mają gdzieś waszą prywatność.
-Coś o tym wiesz. Byłeś ich kapitanem.
-Taaak, byłem – Nijimura zacisnął usta, wspominając czasy, kiedy to on, a nie Akashi, stał na czele drużyny Teiko.
            Dla niego zawodnicy Pokolenia Cudów wciąż byli dziećmi. Nie tylko dlatego, że kiedyś był ich opiekunem. Znał ich, wiedział, że pewnie za maską obojętności i kozakowania, wszyscy się boją, nawet Akashi. To był też powód, dla którego wrócił ze Stanów. Chciał im pomóc.
-Dlaczego więc wezwałeś mnie, a nie ich?
-Z nimi porozmawiam później – machnął lekko ręką – Ale teraz to ty masz tytuł kapitana najlepszej drużyny w Japonii.
            Hyuuga lekko się zarumienił. To wciąż było dla niego nowe, mimo, że minęło już pół roku od kiedy zyskali tytuł. To Kuroko i Kagami na niego zapracowali, bez nich nigdy by im się nie udało. No i Kiyoshi, który poświęcił wszystko, żeby im pomóc. A on? On tylko rzucał. I może gdyby go nie zdjęli za faule z boiska, gdyby nie poniosły go emocje, może wygraliby łatwiej, niż tylko paroma punktami.
-Mam, i co z tego? – odparł, próbując nie ulec mu w dyskusji.
-Otóż to, że moim zdaniem, to do ciebie będą prowadzić wszystkie te morderstwa. Ty jesteś w nich kluczową postacią.
            Hyuuga parsknął cicho i poprawił okulary.
-Ja? Jak sam widziałeś, nie mam żadnego super talentu.
-Nie? Gdyby nie Midorima, to ty byłbyś najlepszym strzelającym obrońcą. Jak wiele razy twoje rzuty ratowały drużynę? Umniejszasz swoje zasługi, mam nadzieję, że to nie jest fałszywa skromność. Próbuję ci uświadomić, że twoje życie jest w niebezpieczeństwie.
-No okej, powiedzmy, że to, co mówisz, ma sens. Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego rozmawiasz ze mną.
            Nijimura milczał chwilę, w skupieniu popijając herbatę tak, jak gdyby był ostatni napój w jego życiu.
-Powiedz, co sądzisz o Aomine? – zapytał w końcu.
-Aomine? – Hyuuga uniósł brwi.
-Znam ich wszystkich, jak sam zauważyłeś, od dawna. Haizaki nie był jedyną osobą w drużynie, która miała problemy. Co prawda, nie byłem już wtedy kapitanem, ale to Aomine miewał problemy z agresją. Znasz go. Wiesz, że nie dogaduje się nawet z własnymi przyjaciółmi. Jest… dziki.
-Ale on próbuje odnaleźć mordercę na własną rękę, po tym, co stało się z Momoi!
-Ciszej – syknął Nijimura, a jego szare oczy błysnęły ze złością. –Hyuuga, skup się na chwilę. Jak najlepiej odciągnąć od siebie podejrzenia? Udawaj pokrzywdzonego i próbuj pomóc. Nikt nie spodziewa się wilka w swoim stadzie owiec, prawda?

            Kise wyszedł ze studia nagraniowego i odetchnął ciężko. Dzisiejszy dzień dłużył mu się ogromnie; wpierw egzaminy semestralne, a potem sesja zdjęciowa „na już”, bo inny model zrezygnował. Dobrze, że miał czas i mógł go zastąpić. Dodatkowe pieniądze zawsze się przydadzą. Poza tym, od kiedy Kasamatsu nie grał już z nim w koszykówkę, tak często jak wcześniej, Kise odrobinę stracił zapał do gry. Treningi bez uwielbianego przez niego senpai’a, straciły swój czar. Po śmierci tak wielu osób, Kise zdał sobie sprawę z tego, że nie koszykówki w życiu pragnie. Owszem, kochał ten sport, kochał swoją drużynę, ale chciał skupić się na swojej karierze modela. Była bezpieczna i przynosiła mu więcej zysków. No i dzięki temu, jeśli po liceum postawi wszystko na jedną kartę, być może będzie mógł zamieszkać z Kasamatsu w centrum Tokio…
            Nie podobała mu się ciemność, jaka panowała na ulicach. To miał z wykonywania zleceń dla podrzędnego magazynu! Owszem, jego twarz musiała pojawiać się wszędzie, ale mogli mu chociaż zaproponować podrzucenie do domu! Kise westchnął ciężko i wsunął dłonie w kieszenie marynarki. Był głodny i zmęczony, a przed nim długa droga do najbliższego przystanku. Kiedy jednak rozejrzał się po okolicy, doszedł do wniosku, że jest blisko okolicy domów zawodników Seirin. Może wprosi się do Kuroko, jak robił to w przeszłości?

            Kise nie zdawał sobie sprawy z tego, że był obserwowany. Od czasu śmierci Himuro przestał być ostrożny. Uwierzył w to, że koszmar się skończył i wszyscy są już bezpieczni. Współczuł Kagami’emu (a także Kuroko, który musiał sobie z nim radzić), ale cieszył go koniec. Mógł wreszcie ze spokojem wyjść z domu i odetchnąć pełną piersią. I to miało być przyczyną jego zguby.
            Nauczony wcześniejszymi doświadczeniami, mężczyzna ukrył się w mroku i cieniu, patrząc, jak blondyn idzie, wesoło nucąc coś pod nosem. Był bezbronny, totalnie odsłonięty, nie zdający sobie sprawy z zagrożenia, które na niego czyhało.

            Riko była zaskoczona, kiedy drzwi domu Hyuugów otworzyła jej mama jej chłopaka. Była pewna, że Junpei jest w domu i przygotowuje się do zbliżających egzaminów. Dlatego informacja o tym, że wyszedł, zaniepokoiła ją. Przecież obiecali sobie nawzajem, że żadne z nich nie będzie wychodzić samo. Czyżby Hyuuga również myślał, że po śmierci Himuro wszystko się skończyło?
-Och, Riko! Myślałam, że to z tobą Junpei poszedł do kawiarni – matka Hyuuga wyglądała na zasmuconą.
-N-nie – wykrztusiła dziewczyna, czując, jak serce w jej piersi zaczyna bić niespokojnie. –Nie, to nie ze mną był umówiony.
-Ojej – kobieta szerzej otworzyła drzwi, zapraszając ją do środka. –Może w takim razie ma się spotkać z Izukim albo z Kiyoshim?
-Nie wiem – szepnęła Riko. –Czy mogę tutaj na niego zaczekać?
-Oczywiście, skarbie. Właśnie piekę ciasteczka, może pomożesz mi?
            Riko skinęła głową i weszła do środka. Nim dotarła do kuchni, próbowała dodzwonić się do swojego chłopaka, a kiedy ten nie odebrał, próbowała również porozumieć się z Kiyoshim i Izukim, ale komórki całej trójki były niedostępne.

            Każdy jego krok to były dwa kroki Kise, ale mimo to nie stracił go z oczu. Trzymał palce na trzonku noża, czując, jak znajomy ciężar rozgrzewa się od ciepła jego dłoni. Najpierw jednak musiał ogłuszyć Kise, pozbawić go przytomności. Musiał powstrzymać się od zniszczenia jego ciała od razu. Tak bardzo chciał go skrzywdzić; nienawidził go, nienawidził z głębi serca. Chciał widzieć wykrzywioną twarz Kise pod sobą. Lęk w jego oczach będzie dawał mu energię do gwałtu, jednego za drugim. A potem? A potem potnie tę piękną twarz i piękne ciało, czyniąc je bezwartościowym.
            Bo Kise Ryouta był zagrożeniem i śmieciem, a takich trzeba było się pozbywać.

            Kou Ito wpatrywał się w swoją siostrę, a raczej w czubek jej głowy, bo tylko tyle wystawało spod koca. Od wczoraj Yuna odmawiała wyjścia z bezpiecznego kokonu i cały czas płakała. Coś mamrotała o tym, że „wszyscy faceci są tacy sami” a także o tym, iż „jeśli ma się narzeczoną, jak można całować się z kimś innym”. Jej dwa koty nie odstępowały jej ani na chwilę (jedynie po to, by coś zjeść, w przeciwieństwie do swojej pani).
            Nie reagowała na zaczepki i próby przekupienia jej jedzeniem. Jako starszy brat (który miał wyraźny kompleks młodszej siostry), stanowiło to nie lada problem. Przywykł do tego, że gdy wracał do domu, Yuna rzucała mu się na szyję i radośnie opowiadała o tym, co działo się w szkole. A gdy wrócił wczoraj wieczorem, nie czekała na niego.
            Zabije każdego, kto doprowadził ją do tego stanu.
-Heej, słoneczko moje, rozchmurz buzię, bo nie do twarzy ci w tej chmurze – zanucił.
-Nie rusza mnie to – wyburczała spod koca i poruszyła się lekko na łóżku. Generał Puszysty zasyczał lekko, ale nie pozwolił się zrzucić.
-Kupiłem twoje ulubione lody.
-Nie mam ochoty na lody.
-Mhm… No to sam je zjem – usiadł przy biurku i wyjął z kieszeni bluzy łyżeczkę. –Mm. Potrójna rozkosz. Lody czekoladowe z kawałkami białej czekolady…
-…oblane czekoladą? – szepnęła, zsuwając lekko kołdrę i odsłaniając oczy.
-Nie inne, siostrzyczko – wsadził łyżkę w słodycz, po czym wsunął ją do ust i jęknął rozkosznie. –Orgazm.
            Wiedział, że długo nie wytrzyma. Nie pozwoliła mu nawet na drugą łyżkę. Wyrwała mu ją z ręki i szybko wsadziła sobie do ust, po czym przymknęła oczy.
-Daj.
-Nie, najpierw powiesz mi, co się stało.
-Kou…
-No już, już, szybciutko.
            A więc zaczęła mówić, od samego początku. Jej opowieść była o tyle łatwiejsza, że Kou znał Midorimę z widzenia, toteż nie musiała zagłębiać się w szczegóły. A kiedy skończyła (i dostała wymarzone lody, z którymi usiadła na łóżku), Kou milczał przez chwilę.
-I co, tak po prostu odeszłaś?
-No tak – mruknęła, z zapałem połykając lody.
-Nie tak cię nauczyłem – chłopak nachylił się i z całej siły dał jej prztyczka w czoło. –Co ci powtarzałem? Walcz o swoje, bo nikt inny nie będzie walczył za ciebie.
-Ale on ma narzeczoną. Córkę kogoś ważnego czy nawet ważniejszego. Za wysokie progi na moje skromne nogi.
-Ty też jesteś córką kogoś ważnego. Poza tym, Midorima nie chodzi z ojcem tej dziewczyny albo naszym tatą. Ma chodzić z tobą. No dalej, Yu, myślisz, że jakaś panienka z dobrego domu jest lepsza od ciebie?
Yuna uśmiechnęła się słabo.
-Przytuliłabym cię, ale nijak masz się do lodów.
Kou wzniósł ręce do nieba.
-Zawsze przegrywam z lodami czekoladowymi!
Oboje roześmiali się cicho, a chłopak poczuł ulgę, słysząc, że siostra czuje się trochę lepiej. I ten stan pewnie trwałby, gdyby nie to, że nagle ich matka zawołała ich na dół, przestraszona.
            Informacja ta stała się punktem zwrotnym w sprawie Midorimy.

            Kise w jednym momencie szedł spokojnie chodnikiem, a w drugim leżał na ziemi, a ktoś ciężki przyciskał go do chodnika, wykręcając mu ręce do tyłu. Nim zdążył otworzyć usta i krzyknąć, wepchnięto mu coś w usta, skutecznie je zaciskając. Jego oprawca nic nie mówił, nawet nie próbował go uciszać czy uspokajać. Zamiast tego Kise poczuł ukłucie w szyję, a potem coś chłodnego, co rozlało się po całym jego ciele.
            Powieki zaczęły mu ciążyć, a w głowie nieprzyjemnie wirowało. Nie wiedział, co to za środek, ale musiał być cholernie mocny. Niemal natychmiast stracił kontakt z rzeczywistością; nie czuł, co dzieje się z jego ciałem, było zbyt lekkie i jakby nienamacalne. W sumie było mu obojętne to, co się z nim dzieje, ale z drugiej strony, nie chciał całkiem zasnąć. Walczył z ospałością, chociaż była ona silniejsza od niego. Myślał o mamie, tacie, siostrach, Aomine, Kasamatsu, Kuroko… chciał, chociaż jeszcze raz, chciał znów ich zobaczyć, powiedzieć im, jak bardzo ich kocha i jak bardzo są dla niego ważni. Chciał, żeby mama z nim teraz była, żeby trzymała go za rękę, tak, jak zawsze, kiedy się bał.
            Kiedy usłyszał krzyk kobiety, a potem mężczyzny, myślał, że to sen. Były obce, zniekształcone, tak jak chodnik, który lekko wyginał się i wirował. Nagle jednak znikł ciężar z jego pleców, pojawiło się za to nieznośne kłucie w boku, a także ciepło, które z niego wypływało.
            Kise poczuł, że robi mu się zimno. Nie lubił zasypiać, kiedy było chłodno, dlatego zawsze miał gdzieś dodatkowy koc. Teraz jednak nie leżał w swoim łóżku, ale na zimnej i twardej ziemi, a pledu nie było w zasięgu ręki. Beznadziejnie, pomyślał, czując, że coraz ciężej utrzymać mu powieki.
-Hej, hej, chłopcze, nie zasypiaj – ktoś nim potrząsnął, a Kise jęknął cicho, kiedy ból w boku nasilił się.
-Karetka już jedzie. Hej, mały, hej, nie zasypiaj! – coś ciepłego okryło plecy Kise, a on próbował uśmiechnąć się w odpowiedzi, ale jego twarz wykrzywił tylko grymas bólu.
            Potem, gdy położono go na noszach, wreszcie pozwolił sobie zasnąć.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Falling inside the Black” (Skillet) oraz „Perfect World” (Simple Plan).

19 komentarzy:

  1. !#!%$#^@ I'll kill you.
    CHORY SKURWYSYN. Niech się odpitoli od mojego Kisecchiego! Jakby ktoś akurat tam nie przechodził, to serio bym pojechała Cię zabić słońce xd
    Rozdział się podobał, oprócz końcówki, która prawie pocisnęła łzy z oczu. Nie mogę się doczekać, aż moje kochanie z tego wyjdzie :3
    xoxo,
    KagaKuro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no ale za co... Przecież to nie ja. Co złego to plot. Poza tym, to wina Kise, że łazi sam i uznał, że wszystko już okej :3
      Może wyjdzie, może nie... o tym zadecydują lekarze ze szpitala na Biskupińskiej..

      Usuń
    2. Jaaaasne, zwal wszystko na niego xD To oczywiste, że on wyjdzie. Już ja się o to postaram ^^
      Co złego to wiesz kto...

      Usuń
    3. Oj wiem, wiem xd
      Nie no, nie zwalam nooo... Po prostu Kisia to Kisia.

      Usuń
    4. On wiedział do czego to może doprowadzić i dlatego się tak podał na tacy mordercy <3

      Usuń
    5. Pfff. I do czego to doprowadziło? :D

      Usuń
    6. Narazie nie jest za dobrze, ale będzie cudnie, prawda? :D

      Usuń
  2. Kisia :( Niech niebieski teraz do niego jedzie i nie ma opieprzania się! x3
    I w ogóle weź tego frajera, bo też mnie wkurza -.- A Hyuuga powinien się zastanowić, że taki sobie przyjeżdża i rzuca oskarżenia. Sam mógłby być mordercą (póki nie sprawdzą, gdzie tak naprawdę był przez ten czas, hoho), no ale...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huehuehue. Niebieski... czemu Ty wciąż nie mówisz "Aomine"? :D Noo, Hyuudze robią wodę z mózgu xd

      Usuń
  3. Już się bałam, że zabijesz Kisie D: Jak ludzie mogą myśleć, że Himuro zabił Murasakibare? To już nawet nie chodzi o to, że byli przyjaciółmi tylko o różnice siły. Biedny Czterobrwiowy :( Ja go szczerze nie znoszę, a jest mi go tak szkoda. Ile ogólnie planujesz rozdziałów?

    Suga Senpai

    PS Nie mogę się doczekać HimuTaki ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisze się, pisze!

      Nooo! Biedny Himu, nawet po śmierci go dręczą. A Kagami... no ma Kuroko od pocieszania go xd Wg tego, co mi wyszło z najnowszej rozpiski, powinnam się zamknąć w 50 rozdziałach (+/- jeden, zależy, jak mi się zakończenie rozciagnie).

      Usuń
  4. Tylko ja miałam nadzieję, że nikt nie przyjdzie na ratunek Kise?
    ...
    Podobało mi się i czekam na ciąg dalszy :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Misaki, już Cię nie kocham.

      Usuń
    2. D: jak to mnie nie kochasz? Idę targnąć się na swoje życie...

      Usuń
    3. I don't looove you like I loooved you yesterdaay XDD
      Codziennie się targasz, głuptoku Ty mój.

      Usuń
  5. Bo Ty byś ich wszystkich najchętniej pozabijała... i wyklaskała Kagami'ego.. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    świetny rozdział, nie powinni tak pochopnie postępować, morderca czekał w ukryciu, mam nadzieję, że Kise przeżyje bo jak dobrze rozumiem to akurat ktoś tam był i przepłoszył mordercę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń