sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 47. Wilk w owczej skórze cz.1.



            Aomine siłą wdzierał się do karetki, wpierw żądając, a potem już błagając o to, by pozwolono mu jechać do szpitala wraz z Sumire. Widok dziewczyny na noszach, z usztywnionym kołnierzem, okrytą kocem i ratowników, którzy próbowali ratować jej życie, wrył mu się tak głęboko w myśli, że gdy tylko mrugał, widział odjeżdżającą karetkę.
-Aomine – Imayoshi złapał go za rękaw. –Muszę jechać do domu coś sprawdzić – mruknął. Nie chodziło tylko o dane, które ściągał z serwera FBI, ale również o to, żeby odstawić Sakurai’a w bezpieczne miejsce.
-J-jasne.
            Zawodnik Too czuł się zagubiony. Wszyscy dookoła niego coś robili, uwijali się jak w ukropie, byleby czymś się zająć. Niektórzy rozmawiali z policją, inni nosili ciepłe napoje i jedzenie dla pozostałych, pocieszali się nawzajem, a on stał, wciąż tam, gdzie kazali mu zostać ratownicy z karetki i czekał.
-Aomine, spójrz na mnie – Imayoshi lekko nim szarpnął. –Spotkamy się w szpitalu, jasne?
-T-tak…
-Aomine – trener Harasawa rzucił mu bluzę. Wypadek czy nie wypadek, musiał dbać o to, żeby jego zawodnik się nie przeziębił. –Jadę do szpitala. Zabiorę cię.
-Dziękuję…

            Czekanie w szpitalu było tylko trochę lepsze od czekania na hali. Tutaj mógł pytać każdego lekarza i pielęgniarki o stan swojej partnerki dopóty, dopóki ordynator nie przyszedł poinformować go, że dopóki nie jest członkiem rodziny, nie udzielą mu żadnych informacji. Aomine zaczął kląć tak, że nawet trener posłał mu zaskoczone spojrzenie, ale nie powstrzymał go; rozumiał, że młodego mężczyznę roznoszą emocje.
-Dzwoniłem do szkoły i mam numer do wujka panny Hany – powiedział. –Zaraz go poinformuję o wypadku.
-Mhm – Aomine prawie nie zwracał uwagi na to, co ten do niego mówi. Zbyt zajęty był wyciąganiem szyi i próbą dostrzeżenia czegoś za drzwiami OIOMu.
            Nawet kiedy do szpitala dotarli inni zawodnicy, w tym ludzie z Seirin, nie odezwał się do nich nawet słowem. Nie próbował też myśleć nad tym, po co oni się tutaj zjawili; wiedział, że Sumire utrzymuje kontakt niemal z nimi wszystkimi. W przeciwieństwie do niego, nie miała problemów ze znalezieniem przyjaciół.
            Może dlatego prawie się rozpłakał, kiedy przyjaciel dotknął jego ramienia.
-Aominecchi, masz tutaj zupę – Kise wcisnął mu w ręce gorący kubek. –Nic nie zjadłeś od meczu, nawet się nie przebrałeś. Przeziębisz się i Sumirecchi będzie mieć więcej zmartwień.
-Kise ma rację – dodał Wakamatsu. Widząc ból na twarzy Aomine, nie mógł dłużej go nienawidzić. –To wina nas wszystkich. Któryś z nas powinien zawsze być z nią. Zmaściliśmy. Przepraszam, Aomine.
-D-daj spokój, kapitanie – burknął, odwracając się, ale upił kilka łyków zupy.
Wakamatsu zamrugał szybko. Aomine nazwał go kapitanem po raz pierwszy od czasu, kiedy nim został. Ścisnął krzepiąco jego ramię i odszedł, by pogadać z trenerem.
           
            Czekali niemal do pierwszej w nocy, kiedy lekarz wyszedł do nich. Na widok Aomine skrzywił się i spojrzał na trenera Harasawę. Ten gestem pokazał zawodnikom, że mają siedzieć cicho.
-Dzwoniłem do wuja Hany, ale on tak szybko nie dotrze ze Stanów. Jej jedyną rodziną tutaj jesteśmy my – oznajmił.
-Niech będzie – doktor podrapał się długopisem w kark. – Doszło do krwotoku wewnętrznego ale ustabilizowaliśmy ją. Ma wstrząs mózgu i obrzęk wewnątrz czaszki. Z tego powodu, a także z powodu utraty krwi zapadła w śpiączkę. Złamana ręka i noga to przy tym nic – dodał. –Proszę być dobrej myśli.
Aomine czuł, jak zalewa go zimny pot.
-D-dobrej myśli? To znaczy? Ona się obudzi, prawda? Prawda?! – czuł, jak ktoś (prawdopodobnie Wakamatsu i ten nowy, Yamazaki) łapią go pod ramiona, bo niemal rzucił się na lekarza.
-Kolejne dwie doby będą krytyczne – powiedział lekarz. –Jeśli odzyska przytomność, jest szansa, że z tego wyjdzie. A teraz proszę mi wybaczyć – pożegnał się i odszedł, a Aomine oparł się o ścianę i osunął po niej na ziemię.
            Niemal natychmiast tuż obok niego znalazł się Kise i Midorima, ten pierwszy chcąc go pocieszyć, drugi myśląc, że Aomine ma zawał. Wspólnym wysiłkiem jakoś go przenieśli na krzesło i próbowali ogarnąć, podczas gdy pozostali smętnie patrzyli na własne stopy, unikając swojego wzroku.
-Głowa między kolana – Midorima trochę zbyt ostro złapał Aomine za kark i zmusił do pochylenia. –Oddychaj!
-Aominecchi, jesteśmy z tobą! Sumirecchi z tego wyjdzie! – powtarzał Kise nieco piskliwym tonem. –Zobaczysz, wkrótce będzie z tobą, cała i zdrowa!
-Zadzwonię do mojego ojca i ściągnę go tutaj. Matkę też – obiecał Midorima. –Są najlepszymi lekarzami w kraju.
-Dzięki – mruknął.
            W ustach czuł kwaśny posmak, a w gardle zbierało mu się na mdłości. Nie wyobrażał sobie powrotu do domu – domu Sumire – bez niej. Nie mógł stracić jej teraz, nie kiedy w końcu zrozumiał, czym jest miłość i dzięki niej odzyskał przyjaciół. Jak mógł pozwolić odejść komuś, dzięki komu był człowiekiem, a nie potworem?
-Daiki!
            Po chwili ktoś go objął, a Aomine po zapachu perfum rozpoznał swoją matkę. Jak wtedy, gdy był dzieckiem, wyciągnął ramiona i pozwolił się przytulić, opierając czoło o jej ramię. Kobieta głaskała go po plecach i karku i powtarzała coś, co nie docierało do niego przez szum w uszach. Nie obchodziło go, że tuż obok stoją jego koledzy, a kawałek dalej drużyna i Seirin. Rozpłakał się, czując, jak bardzo jest bezsilny.
-Już dobrze, skarbie – pani Aomine pocałowała go w czubek głowy, a potem po niej pogłaskała. Ostatnim razem, kiedy jej syn płakał tak mocno był pogrzeb Satsuki. –Sumire żyje. Wyjdzie z tego, obiecuję ci.
-Nie ochroniłem jej – wychrypiał.
-Nikt nie ma do ciebie pretensji, Daiki. Sumire na pewno też nie.
            Aomine pomyślał o wiadomościach, jakie dostała Sumire. Czytał je kilkanaście razy, próbując z kontekstu domyślić się, kto mógł być ich nadawcą. To, że wysłane zostały z jego telefonu było jeszcze gorsze. Sumire zrobiła to, by go chronić.
I to bolało najbardziej.
-Mam coś, co cię ucieszy, synu – jego ojciec podał mu kawałek wydruku z faksu.
            Aomine nie był zbyt dobry z angielskiego, ale pod spodem znajdowało się japońskie tłumaczenie. Świstek papieru był informacją od wuja Sumire dla lekarza; informował o tym, że rodzina Aomine jest upoważniona do opieki nad dziewczyną dopóty, dopóki on nie przyleci do Japonii.
-Zadzwoniłem do niego zaraz po telefonie twojego trenera – wyjaśnił pan Aomine, wkładając ręce do kieszeni. –Skąd miałem numer? – zapytał, widząc, jak syn otwiera usta. –Sumire mi dała. Ty o tym nie pomyślałeś, co?
-Naprawdę, kiedyś zgubisz własną głowę – zaśmiała się smutno mama Aomine, wciąż jednak go obejmując. –Pomyśleliśmy, że skoro ty i Sumire jesteście tak blisko, jej wuj powinien wiedzieć, że opiekujemy się nią tutaj. No a twój tata jest ogromnym fanem jego książek – dodała.
-Najważniejsze, że Sumire jest teraz w dobrych rękach.
-Dziękuję – szepnął Aomine, czując, że do oczu napływają mu znów łzy. –Dziękuję…

            Pozwolono mu ją zobaczyć dopiero następnego dnia. Musiał założyć ubranie ochronne, a także maskę na twarz. Lekarz wyjaśnił mu, że to przez otwartą ranę głowy, trzymają Sumire w sterylnie czystym pomieszczeniu, próbując nie dopuścić do infekcji. Miał tylko kilka minut, a Aomine wiedział, że te minuty będą dla niego najcenniejsze.
-Hej, skarbie – powiedział cicho, wchodząc do izolatki. Za plecami miał szybę, przez którą do środka zaglądali jego rodzice.
            Miał nadzieję, że Sumire go słyszy. Widząc jak leży podłączona do aparatury, która ułatwia jej oddychanie, a także monitoruje pracę jej serca (jeszcze nigdy nie słyszał piękniejszego dźwięku niż miarowe, głośne pikanie maszyny – dzięki temu wiedział, że Sumire żyje). Miała paskudną ranę na boku głowy, a lekarze nie zszyli jej (by zrobić miejsce na obrzęk mózgu, jak wyjaśnili). Skóra dziewczyny była tak blada, że w świetle szpitalnym lamp wydawała się być niebieska, co pasowało do sinych warg.
A mimo to, dla Aomine była najpiękniejsza na ziemi, właśnie tu i teraz.
-Musisz szybko się obudzić – mruknął, zaciskając palce na jej dłoni. –Tęsknię za tobą. Kurwa, dlaczego tam poszłaś? Sama? Nie musisz mnie chronić! – burczał zduszonym głosem.
Przecież wiesz, że nie pozwolę by ktokolwiek cię skrzywdził. Aomine mógł przysiąc, że wyraźnie słyszy jej głos w głowie, wraz z blaknącym wspomnieniem jej cichego śmiechu.
-Jeszcze mam zwidy i omamy – prychnął. Przez chwilę chciał usiąść obok niej na łóżku (a najlepiej położyć się na nim i nie wstać póki Sumire się nie obudzi), ale nie mógł. –Jestem głodny, wiesz? Nikt nie robi takich omletów jak ty. I nie mam czystych spodni, a nie umiem włączyć pralki. Widzisz? Jesteś mi potrzebna. Nie każ mi na siebie czekać – poprosił, lekko łamiącym się głosem.
-Panie Aomine, już czas – pielęgniarka dyskretnie chrząknęła, wchodząc do pokoju. –Będzie pan mógł wejść jutro.
-O..och, tak. Do jutra, kochanie – wymruczał szybko i, mimo maski na twarzy, pocałował ją w czoło.
            Kiedy wyszedł na zewnątrz, unikał wzroku rodziców. Już pokazał wszystkim swoją miękką, delikatną stronę i teraz był tym zawstydzony.
-Idź się wyspać do domu, skarbie – szepnęła jego mama.
-Nie. Nie zostawię jej samej ani na minutę – warknął. –Jest osobą, która widziała mordercę. Widzieliście policję na zewnątrz? Oni też czekają, aż się obudzi.
-Jest teraz jedynym świadkiem, który widział twarz mordercy – jego ojciec zamyślił. –Jest ogromne prawdopodobieństwo, że on wróci by ją uciszyć.
-Właśnie – syknął Aomine.
-Nie spałeś całą noc, skarbie. Wciąż masz na sobie strój do gry. I śmierdzisz potem – pani Aomine westchnęła ciężko. –My tu zostaniemy z tatą. Będziemy się zmieniać, co ty na to? Nasza trójka, nikt więcej. No, wujek Sumire, kiedy już dotrze. Jeśli chcesz, zatrudnimy firmę ochroniarską…
-Nikt obcy! – powiedział szybko. –Tylko my. Okej. Okej – potarł twarz dłońmi. –W takim razie jadę do domu na godzinę, dwie i wracam.
            Kiedy jednak znalazł się na zewnątrz, zauważył, że wciąż siedzą tam wszyscy, a nawet dojechał Akashi. Szybko streścił im, czego dowiedział się od lekarza. Nie chciał mówić o tym, że Sumire jest świadkiem, ale słyszał, jak niektórzy szepczą o tym między sobą. To krzyżowało jego plany; jeśli morderca był wśród nich (w co wciąż wierzył) to wiedział, że kwestią czasu jest ujawnienie jego tożsamości.
-Czy ktoś z was widział Sumire w trakcie meczu?
-Ja – powiedział Kiyoshi Teppei, zwracając na siebie uwagę. –Szukałem łazienki, ta wasza szkoła jest ogromna – dodał nerwowo. –A wtedy wpadłem na nią. Nie była sama.
-TERAZ O TYM MÓWISZ?!
-No.. był z nią Hanamiya – podrapał się w kark. –Groził jej, ale kiedy kazałem mu się odczepić od Hany, to uciekł.
-Kiyoshi! – Hyuuga złapał go za ubranie. –Oszalałeś? Hanamiya może teraz wyjeżdżać z kraju!
-Już dzwonię na policję – mruknął trener Harasawa. –Każę go zatrzymać za wszelką cenę.

            Hyuuga wrócił do domu, zmęczony, ale spokojny. Wiedzieli, kim był morderca, szukała go już policja w całym kraju (jak się okazało, gdy dwa radiowozy podjechały pod jego dom, Makoto nie było w środku). Wreszcie mogli odetchnąć z ulgą i przestać być taki czujny. Co prawda, cena, jaką za to ponieśli była ogromna, kapitan Seirin miał jednak nadzieję, że Sumire wkrótce poczuje się lepiej i wróci do zdrowia.
            Wykąpał się i zjadł kolację, po raz pierwszy od kilku miesięcy bez dziwnego uścisku w żołądku. Nawet obejrzał z rodzicami telewizję, a także pobawił się z siostrzeńcem. Cały czas wymieniał wiadomości z Riko, zastanawiając się, co powinni zrobić w kolejną sobotę. Tak dawno nie byli na randce, chcieli nadrobić ten czas i wykorzystać piękną pogodę. Może wyrwą się gdzieś na weekend? Czuł się tylko trochę dziwnie; jeszcze wczoraj ich życie było pomieszane i poplątane, a dzisiaj, kiedy koszmar miał już imię i twarz, czuł się już spokojniejszy.
            Nie był więc zdenerwowany, kiedy jego telefon rozdzwonił się przed północą. Widząc, że dzwoni do niego Furihata, zastanawiał się, czego młodszy kolega może od niego chcieć.
-Hej, powinieneś już spać – zaśmiał się cicho. –Jeśli Riko się dowie, że zarywacie noce, to mimo przerwy…
-Kapitanie, możesz się ze mną spotkać? Proszę – głos chłopaka był stłumiony i łamał się. Hyuuga usiadł na łóżku.
-Hej, Kouki, co się dzieje?
-N-nic. Znaczy się… chcę z tobą porozmawiać, proszę – wymamrotał. –M-muszę. Potrzebuję twojej ra-rady.
-Furihata, czy… czy gdzieś obok ciebie jest Hanamiya? Czy on ci grozi?
-Nie! Nie, kapitanie, to nie… proszę, przyjdź. Na plac zabaw niedaleko szkoły…
-Dobra – Hyuuga potarł palcami oczy. Bycie kapitanem i starszym kolegą miało swoje warunki. –Będę za jakieś pół godziny.

            Mimo że na dworze było dosyć ciepło, Hyuuga czuł dziwny chłód. Narzucił na ramiona cienką bluzę i wymknął się po kryjomu. Kiedy mijał dom Riko, uśmiechnął się do ciemnego okna; jego dziewczyna już spała, zapewne również spokojna i – co najważniejsze – bezpieczna.
            W nocy nie kursowały żadne autobusy, więc musiał iść do szkoły pieszo. Przez chwilę żałował, że nie wziął auta, ale nie chciał budzić rodziców i prosić o kluczyki. To tylko kilka kilometrów, niech będzie to zapłata za opuszczone treningi. Szedł szybkim, miarowym krokiem, licząc swoje oddechy. Furihata nie zadzwonił ponownie, co go trochę zmartwiło.
            Kiedy dotarł na plac zabaw, uznał, że takie miejsca nocą wyglądają naprawdę dziwnie. Puste, ciemne, strasznie ponure, pełne cieni, które napawały go lękiem.
-Furihata! – zawołał zduszonym głosem, rozglądając się. Wcisnął dłonie do kieszeni cienkiej bluzy i zacisnął palce na telefonie. –Furihata!
            Odpowiedział mu tylko grzmot i wycie wiatru w oddali. No pięknie, pomyślał Hyuuga. Tylko burzy brakowało.
-Furihata!
-K-kapitanie…
            To w świetle błyskawicy Hyuuga po raz pierwszy zobaczył mordercę. Czuł, jak krew ścina mu lód, który sparaliżował nie tylko kończyny, ale tez odebrał mu głos. Stał tam, z rozchylonymi wargami, próbując rozpaczliwie zrobić cokolwiek i znów zapanować nad swoim ciałem. Mógł jednak tylko myśleć o tym, jak bardzo się pomylili i jak wielkim ignorantem był on sam. Nie widział znaków, odwracał się od wyraźnych sygnałów. Dali się złapać w pułapkę własnych ograniczeń. Dlaczego nie widzieli tego, co było tuż przed nimi?
-Pójdziesz ze mną grzecznie – zapytał Kiyoshi Teppei, dotykając ostrzem noża szyi Furihaty – czy mam poderżnąć mu gardło?


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Lilo” (Lauren Aqulina) oraz „One of us” (Disney „Król Lew 2: Czas Simby).
PS. Gratulacje dla Sakaki, która jako pierwsza domyśliła się kto jest mordercą już dawno temu.
PS2. Niczego nie żałuję, ani trochę. Nawet tego, że wkręcałam Wam kogoś innego i że broniłam Teppei’a.

Kocham Was :) 

22 komentarze:

  1. + https://www.youtube.com/watch?v=oavMtUWDBTM ode mnie x333
    cudo, cudo, cudo x333 kocham cię za to wszystko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję :3 Cieszę się, że Ci się podobało :3
      (nie żebyś wiedziała, kto zabija nim zaczęłam pisać prolog)

      Usuń
  2. wiedzieć przed samym prologiem, przed zamysłem, kto będzie zabijać :D:D hoho, tak mi źle i smutno, łuhu, tak :D
    giń, sreppei :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej czy ja przypadkiem nie wpadłam na cały pomysł gadajac z Tobą? XD

      Usuń
    2. Możliwe XD my mamy takie G E N I A L N E pomysły, jak rozmawiamy... :D nie mówiąc o spontanach "o kurwa oświadczył się" x3

      Usuń
    3. Nasze spontany i postacie "wprowadzane na chwilę" są legendą.

      Usuń
    4. Taaak, kocham to i nigdy nie zapomnę.

      Usuń
  3. Wiedziałam!!!!!
    Przez chwile myślałam, że mordercą jest Furi. Proszę nie zabijaj go...
    Suga Senpai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kogo? Furi już nie żyje... ;__;

      Usuń
    2. Co? Ale kończy się na: "-Pójdziesz ze mną grzecznie – zapytał Kiyoshi Teppei, dotykając ostrzem noża szyi Furihaty – czy mam poderżnąć mu gardło?" tu nic nie ma, że jednak go zabija..
      Suga Senpai

      Usuń
    3. PS Nie oczekuj ode mnie logicznego myślenia tak wcześnie rano

      Usuń
    4. Kuźwa, ja właśnie też nie myślę logicznie.. ;___;
      (abardziejtozapomniałamżewnocypisałamkolejnyrozdział)

      Usuń
    5. No to dostałam spojler od samej autorki..
      OMG Furi zginie D: To przez to, że ostatnio skarżyłam Ci się, że dawno nie płakałam :(
      Suga Senpai

      Usuń
    6. Gomene...
      Cóż... Musiałam zrobić bilans, kogo w Seirin nie lubię najbardziej... :3

      Usuń
    7. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że Seirin to jest najmniej lubiana przeze mnie drożyna...
      Suga Senpai

      Usuń
    8. *drużyną

      Usuń
  4. TYYYYYYY! Jak ci mówiłam na GG, że to Teppei to wkręcałaś, że nie! Czyli moja częściowa teoria się sprawdziła! Oh, podłe kłamstwa wychodzą spod twoich palców :d Pozostaje mi czekać na odpowiedź, dlaczego ?! I z kim ?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D A co, miałam potwierdzać :D Tożsamość mordercy znało tylko kilka osób :3
      Haha :D O tym już wkrótce :3

      Usuń
  5. Wiedziałam! I KNEW IT!
    YOU FREAKIN TROLL! XD
    Ale tak serio, niech on nie zabija Furiego, lubię tą ciamajdę... jejnawet jeszcze nie zabiłaś Sumi, czyżbu jakiś postęp w miłości do Aomine? XD
    To co, teraz najważniejsze jest czy Hyuu i Furi wyjdą z tego cało i czy Sumire się wybudzi.. jeie, Moda na sukces plus kryminalne zagadki Las Vegas... wróć, Tokio! Ale powiem Ci, że w nerwach trzymałaś mnie tydzień, niczym ekipa tłumacząca odcinki Psycho Passa xD
    Pozdrowionka i do następnego chapa... a tak na marginesie, wiem że się powtarzam, no ale.. kiedy Cesarstwo? :3 ps. Wiem że mnie kochasz ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huehuehue :3 Do usług :D
      Cieszę się, że trzymałam w nerwach, teraz kolejny tydzień oczekiwania :3 Ale dacie radę, zleci :3 (rozdział już jest gotowy).
      Cesarstwo i Fireproof prawdopodobnie będą mieć update w okresie świątecznym ;)

      Usuń
  6. Witam,
    Sumire przeżyje mam nadzieję, że tak, prawda Aoime pokazał swoje oblicze pełne emocji, uczuć... wszyscy się zjawili w szpitalu... więc to Tappei jest tym mordercą, ale Fukisamu ma pomaga, czy stał się ofiarą aby ściągnąć Hyyuge...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń