Obserwowanie meczu z ławki, a nie
z trybun, było dla Sumire czymś nowym. Nie czuła się tutaj jednak obca, wręcz
nie miała na to czasu. Trener Harasawa oczekiwał, że będzie na bieżąco z grą, a
także w czasie przerwy zadba o zawodników. Jako że to był jej pierwszy, poważny
mecz, czuła zdenerwowanie, zwłaszcza że Aomine nie odezwał się do niej ani
słowem, od kiedy gra się rozpoczęła – wraz z trenerem usadzili go na ławce i chłopak
dąsał się. Nie chcieli, żeby za szybko zmęczył swój kontuzjowany łokieć, woleli
trzymać go jak asa w rękawie i wystawić wtedy, gdy Midorima już się trochę
zmęczy.
Dla Sumire
to było niesamowite. Pokolenie Cudów, które całkiem niedawno było w rozsypce,
skłócone i poróżnione, teraz znów było jednością, z tą różnicą, że na boisku
walczyli przeciwko sobie na poważnie, bez taryfy ulgowej. Kiedy jednak z niego
schodzili, znów byli przyjaciółmi. Cieszyło ją to, oznaczało bowiem, że Aomine
już nigdy nie będzie sam.
-Panno Hana, proszę iść do szatni przygotować zimne okłady –
powiedział trener, a Sumire skinęła głową. Czuła na sobie zirytowany wzrok
Aomine, więc zerknęła na niego i uśmiechnęła się słabo.
-Przygotowałam również cytryny w miodzie dla zawodników –
szepnęła do Harasawy, a ten uśmiechnął się lekko. To było całkiem
nostalgicznie, gdyż Momoi zawsze mówiła dokładnie to samo.
-Świetnie. Aomine, przygotuj się, wchodzisz za chwilę.
Sumire
żałowała, że nie zobaczy swojego partnera na boisku, ale jej obowiązkiem było
dbanie nie tylko o niego, ale również o pozostałych członków drużyny. Co
prawda, Aomine był zazdrosny, ale zdążył się z tym już – jako tako – pogodzić.
Szybkim
krokiem szła w stronę szatni zawodników Tōō, w myślach powtarzając, ile i jakich
okładów powinna przygotować. Pomyślała również o tym, żeby wziąć ściągacz na
łokieć dla Aomine, powinien go założyć zaraz po zejściu z boiska. I nawet jeśli
na zewnątrz było ciepło, weźmie jego bluzę, bo rozgrzany móg…
-Uwazaj, jak chodzisz – ktoś złapał ją za ramię, gdy z całym
impetem na niego wpadła.
-Przepraszam – Sumire założyła kosmyk włosów za ucho i
uśmiechnęła się łagodnie. Kiedy jednak podniosła wzrok, zamarła.
Tuż przed
nią stała legenda Kirisaki Dai Ichi oraz jeden z niekoronowanych króli, Makoto
Hanamiya. Sumire poczuła, jak ogarnia ją strach. Oczy chłopaka patrzyły na nią
przenikliwie, a przy tym okrutnie i zimno. Dłoń, którą podtrzymywał jej ramię,
zacisnął mocno, a dziewczyna syknęła cicho.
-No, no, proszę. Dziwka Aomine – warknął.
-Nie wiem, o czym mówisz – mruknęła. –Puść mnie. Spieszę
się.
-Taka niegrzeczna? Aomine mówisz to samo? – szarpnął nią, a
Sumire poczuła, jak boleśnie coś drgnęło w jej obojczyku. Chociaż nie wyglądał,
Hanamiya był naprawdę silny. –Twój chłoptaś nadepnął mi na odcisk.
-Co dzieje się na boisku, powinno tam zo – nie dokończyła,
gdyż Hanamiya pchnął ją na ścianę. –Aomine nic ci nie zrobił…
-Oj zrobił, zrobił… - uśmiechnął się okrutnie. –A jaki
będzie lepszy sposób na ukaranie go, jeśli nie zrobienie krzywdy tobie? Miałem dopaść tego gnojka, Sakurai’a,
ale to wkurwiłoby Imayoshi’ego – dodał cicho. –Ale hej, po co bić pionka, skoro
mogę mieć Królową?
-N-nie rozumiem – Sumire znów się szarpnęła, próbując
zignorować ból w ramieniu. Uniosła wolną rękę i wymierzyła Hanamiyi policzek,
ale on chwycił jej nadgarstek, a kolano wsunął między jej nogi. Sumire pisnęła
cicho i rozejrzała się. Niestety, byli na korytarzu sami – wszyscy oglądali
mecz. Jej wołania o pomoc nikt nie usłyszy – wrzawa na boisku była zbyt duża.
-Wkrótce zrozumiesz – zaśmiał się Hanamiya. –Ciekawe, czy
Aomine będzie chciał swoją zabaweczkę, kiedy ja z nią skończę.
-T-to ty? Ty zabijałeś? – zapytała.
-Co? Nie – Hanamiya wyglądał na oburzonego i obrażonego tym
pytaniem. –Zabicie kogoś to ukrócenie jego cierpień. A ja lubię, gdy ludzie
cierpią! A ty też będziesz cierpieć, ptaszyno. O tak, podetnę ci te skrzydełka
– zaczął unosić kolano, a Sumire bezskutecznie próbowała się od niego odsunąć.
Już
myślała, że Hanamiya zgwałci ją na korytarzu stadionu, kiedy ktoś złapał go za
marynarkę i gwałtownie od niej odciągnął. Sumire osunęła się na ziemię,
kurczowo obejmując się ramionami. Parsknięcia i oburzone warknięcia Hanamiyi
nie docierały do niej wyraźnie, wszystko było zagłuszone jej własnym,
niespokojnym i głośnym biciem serca.
-Nic ci nie jest? – zapytał znajomy głos i ktoś pomógł jej
wstać. Duża, ciepła dłoń podtrzymała ją, kiedy się zachwiała.
-D-dziękuję panu… - uniosła wzrok i nagle uśmiechnęła się,
widząc przed sobą byłego członka Seirin. –Kiyoshi Teppei.
-Dobrze, że się zgubiłem – powiedział cicho. –Nic ci nie
zrobił, co?
-Nie, nie – była wzruszona jego troską i zawstydzona tym, że
wcześniej się go bała. Tymczasem chłopak wydawał się być jej wybawcą. –Dziękuję
ci ogromnie.
-Hanamiya to ścierwo, mści się na słabszych, bo na
silniejszych nie potrafi – rozejrzał się, ale Hanamiya zdążył zniknąć.
–Odprowadzę cię na boisko. Pewnie cię szukają albo czekają…
-Nie, nie – zaprzeczyła po raz kolejny, czując się głupio.
–Idę do szatni przygotować okłady dla chłopców – wyjaśniła, uśmiechając się
blado. –Jeszcze raz dziękuję za ratunek.
-Nie mogłem pozwolić, żeby Hanamiya zrobił ci krzywdę –
spojrzał jej prosto w oczy, a Sumire drgnęła. Przez chwilę wydawało jej się, że
Kiyoshi chce dodać coś jeszcze, ale nagle chłopak odwrócił głowę. –Wiesz może,
gdzie jest toaleta?
Kiedy
dotarła do szatni, marzyła tylko o tym, żeby położyć się na ławce i rozpłakać,
chociaż na krótką chwilę. Ale nie miała na to czasu, poza tym, realizowanie
zadania pomagało pokonać jej falę mdłości, która podchodziła do gardła. Dzięki
Teppei’owi uniknęła gwałtu i upokorzenia, chociaż teraz bała się wyjść sama…
Wyciągnęła
z kieszeni spódniczki klucz do szatni, ale wtedy zauważyła, że drzwi są
uchylone. To było niepodobne do trenera Harasawy, żeby zostawić ją otwartą.
Przecież zawodnicy mieli tutaj wszystkie swoje rzeczy…
Weszła do
środka i rozejrzała się, ale wyglądało tak, jak gdyby nic nie zginęło. Szafki
były przykładnie pozamykane (no, oprócz tych dwóch, które należały do Aomine i
Wakamatsu, ale to akurat nic nowego, oni zawsze zostawiali bałagan), a ręczniki
leżały tak, jak zostawiła je przygotowane. Drżącymi dłońmi zaczęła nalewać wody
do miski, po czym z przenośnej lodówki wyjęła kostki lodu. W tak przygotowanej
zimnej wodzie zaczęła moczyć ręczniki, zerkając na zegarek i sprawdzając, ile
czasu jej zostało. Zdążyła ostatecznie przygotować okłady, a także ściągacz dla Aomine i jego bluzę
(chwilę się w nią wtulała, a zapach chłopaka ostatecznie ją uspokoił).
Miała już
wracać na stadion, kiedy komórka w jej kieszeni zawibrowała. Wyjęła ją i
zaskoczona zobaczyła numer Aomine jako nadawcę wiadomości. Dziwne, przecież
chłopak powinien mieć telefon w torbie…
Nagle
otwarta szatnia i burdel w jego szafce nabrały nowego znaczenia. Czując, jak
serce bije jej niespokojnie, otworzyła wiadomość.
„Spójrz, jak blisko twojego ukochanego Aomine mogę
podejść. Jak myślisz, ile czasu zajmie mi zabicie go? Dyskretne i ciche ostrze
znajdzie drogę między jego żebrami i nawet się nie zorientujesz, a będzie
wykrwawiał się na ziemi… A, a, a! Nie myśl o dzwonieniu na policję (bo założę
się, że właśnie o tym pomyślałaś, idiotko). Nikt mnie nie znajdzie, nie ma
takiej opcji. Jestem zbyt znany, nikogo nie zdziwi, że krążę dookoła
zawodników. Może chcę ich trenować? W końcu mam doświadczenie! Jak myślisz, jak
łatwo przyjdzie mi zrzucić winę na kogoś innego, może nawet na twojego
ukochanego Aomine? Jeśli nie chcesz, żeby coś mu się stało, przyjdź do schowka
dla sprzątaczek w podziemiach. Masz do wyboru, albo ty, albo on… Zapewne
myślisz, że kłamię? Nie, nie! Już raz poświęciłem kobietę dla niego, tylko po
to, by patrzeć, jak cierpi! Ale jeśli poświęcisz siebie, jego cierpienie będzie
lepsze niż śmierć, więc zostawię go w spokoju…”
Sumire
usiadła na ławce i przycisnęła dłonie do piersi. Oddychała szybko i płytko.
Morderca był tutaj. Był obok nich, dotykał rzeczy Aomine. Mógł go mieć w każdej
chwili, mógł jej go odebrać z taką łatwością… Co będzie, jeśli nie zrobi tego,
czego od niej chciał? Owszem, mogą to zgłosić na policję, ale oni są bezradni.
Mogła to pokazać Aomine, ale on tylko wybuchnie złością i znów będzie spędzał
noce i dnie opanowany żądzą dopadnięcia mordercy, co może sprowadzić na niego
śmierć… A jeśli obietnica mordercy była prawdziwa? Jeśli ona się poświęci,
Aomine będzie bezpieczny? Czy Momoi również miała taki wybór? Czy wybrała
własną śmierć, by Aomine mógł żyć? Czy to oznacza kochać kogoś tak mocno, by
oddać swoje życie za życie tej osoby?
Kiedy
telefon zawibrował, otworzyła wiadomość już bez lęku.
„Tik tak, tik tak. Czas ucieka, ptaszyno.”
Po chwili
szła już w stronę schowka dla sprzątaczek. Miała plan – nie pozwoli się złapać.
Nie wejdzie prosto w pułapkę. Zaczai się na klatce schodowej i będzie
obserwować tych, którzy zakradną się w okolice schowka. Zobaczy, kto jest
mordercą, a wtedy ucieknie. By nie zdradził jej telefon, zostawiła go w szatni.
Poruszała się cicho, dotykając ramieniem ściany. Żałowała, że mecz Tōō kontra
Shūtoku wzbudza tak ogromne zainteresowanie, że nikt nie kręci się po korytarzu.
Może gdyby był tutaj ktoś znajomy, nie bałaby się tak ogromnie. Mogła
skorzystać z oferty Teppei’a i poprosić go o pomoc, ale na to było za późno…
Doszła do
klatki schodowej i przykucnęła przy rogu, chowając się za zabudowaną poręczą.
Źle stąd dostrzegała schowek, gdyż w polu widzenia miała tylko fragment drzwi,
ale lepsze to, niż nic. Sumire próbowała wyrównać oddech, by uspokoić serce.
Sekundy ciągnęły się jak lata, a ona czekała. Kiedy usłyszała kroki za plecami,
poderwała się.
W tym samym
momencie, kiedy dostrzegła chłopaka za swoimi plecami, zrozumiała, że dała się
złapać w pułapkę dokładnie tak, jak sobie zaplanował.
-To ty… - tylko tyle zdążyła sapnąć, kiedy ogromne dłonie
popchnęły ją i runęła w dół schodów.
Aomine
zszedł z boiska styrany, ale zadowolony. Pokonali Shūtoku, chociaż różnica
punktów była niewielka. On i Midorima uścisnęli sobie dłonie (ku radości
tłumu). Łokieć trochę go pobolewał, ale nie odezwie się i nie poskarży ani
słowem, bo zarówno trener, jak i Sumire nie dadzą mu spokoju i będą powtarzać
„A nie mówiliśmy!”, czym doprowadzą go do rozstroju nerwowego.
-Jestem głodny – oznajmił tylko, a Harasawa parsknął cicho.
-Domyślam się. Po tym, jak się ogarniecie, idziemy na pizzę!
– zawołał do swoich zawodników, a chłopcy krzyknęli radośnie. –Na koszt szkoły!
– dodał, a wtedy Tōō opanowała jeszcze większa euforia.
-Przepraszam, trenerze, ale ja… hm, Imayoshi i Susa są na
trybunach i obiecałem, że – Sakurai zaczął się jąkać.
-Daj spokój, Ryo. Oni też z nami pójdą – Aomine pogłaskał go
po włosach i uśmiechnął się. –Gdzie Sumire?
-Panna Hana poszła do szatni przygotować dla was okłady i
cytryny w miodzie – Harasawa zerknął na zegarek. –Chociaż zajęło jej to trochę
czasu…
-Pff! Nie widziała naszego zwycięstwa!
-Tak, tak. Ale przecież wiedziała, że wygramy – odparł
buńczucznie Aomine.
-Idziemy do szatni, dzieci, nim się przeziębicie! – zawołał
Harasawa.
Wracali do
szatni, śmiejąc się i żartując. Aomine dobrze się czuł jako część drużyny, a
nie tylko as, który stał z boku. Miał wrażenie, że wróciły dobre czasy Teikou –
znów żył koszykówką, znów miał przyjaciół, a dodatkowo miał dziewczynę, która
go kochała i dbała o niego. Po chwili
dołączył do nich Imayoshi i Susa, gratulując im zwycięstwa.
-Wygraliśmy! – zawołali chórem, wpadając do szatni.
Odpowiedziała im cisza, więc spojrzeli po sobie nawzajem.
-Może Hana wyszła do łazienki? Baby tak mają.
-Ej, ej, mówisz o mojej dziewczynie – Aomine strzelił go w
tył głowy i rozejrzał się. –Powinna tu na nas czekać.
-Czy to nie jej telefon? – Sakurai pokazał palcem na
komórkę, która leżała na ławce.
-To się robi naprawdę dziwne…ale hej, raczej nikt nie porwał
jej z naszej szatni, co? Nie mógł, co? – Wakamatsu spojrzał na trenera, a ten
pokręcił zdezorientowany głową.
-Są opatrunki, są cytryny – zauważył. –Ale gdzie jest panna
Hana…
-Chwila – Aomine podniósł jej telefon i otworzył wiadomości.
Jego
koledzy od razu zauważyli, że coś jest nie tak, gdyż Aomine cały zesztywniał
zacisnął dłoń na telefonie niemal tak mocno, że aż coś trzasnęło. Bez słowa
rzucił się do własnej torby i wysypał jej zawartość na ziemię, ale nie znalazł
swojej komórki.
-Aomine, co się dzieje?
-Hej, hej, Aomine, spokojnie, co się stało? – Harasawa
złapał go za ramię, a Aomine spojrzał na niego dziwko.
-Morderca ma Sumire – wymamrotał. –Są w schowku, on… on
wysłał wiadomość z mojej komórki chwilę temu…
-To dlaczego tu jeszcze stoimy?! – warknął Imayoshi i
wybiegł z szatni. Tuż za nim pobiegła reszta.
Chociaż po
meczu nogi piekły ich i bolały, myśl o tym, że jedna z nich – i kolejna! –
mogła paść ofiarą mordercy, dodawała im sił. Nie mogli pozwolić, by powtórzyła
się sytuacja z Momoi, nie po raz drugi. Po drodze minęli zawodników Seirin i
Sakurai zatrzymał się na chwilę, by w szybkich, krótkich słowach streścić im, co
się stało.
Gdyby nie
okoliczności, zapewne za zabawne uznaliby fakt, że prawie dwadzieścia osób
biegnie wąskimi korytarzykami, prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiając. Aomine
czuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła i chce mu się rzygać. Jeśli ten
skurwysyn położył na niej dłonie, zabiję gnoja… Zatłukę gołymi rękoma!
Kiedy
zauważyli schowek, zwolnili. Otwarcie tych drzwi było najgorszą rzeczą, jaką
musieli zrobić. Aomine złapał za klamkę i szarpnął drzwiami, ale one się nie
otwarły. Uderzył w nie pięścią.
-Sumire! Sumire, jesteś tam?!
Wciąż ją
wołając, wraz z Wakamatsu próbowali wyważyć drzwi, podczas kiedy ktoś z Seirin
pobiegł szukać woźnego lub sprzątaczek. Pozostali stali za nimi, drepcząc
nogami w miejscu, bezsilni i zdenerwowani. W końcu to Imayoshi i Susa zaczęli
się rozglądać dalej, w stronę piwnic.
-Aomine! – krzyknął nagle Susa, widząc drobną postać leżącą
u stóp schodów prowadzących do piwnicy. Wraz z Imayoshim zbiegli tam i kucnęli
przy Sumire, której ciało leżało w dziwnej pozycji.
Aomine przez
chwilę stał w połowie schodów, patrząc na nią z przerażeniem. Dziewczyna co
prawda wyglądała tak, jakby spała, ale mała kałuża krwi obok jej głowy, a także
ręka i noga wygięte pod dziwnym kątem nie wróżyły niczego dobrego. Z daleka nie
widział również czy oddycha. Była blada, a wargi miała sine.
-Jest cała zimna – wymamrotał Susa, a Imayoshi syknął na
niego i palcami dotknął jej szyi, szukając tętna.
-Żyje! – krzyknął. –Niech ktoś dzwoni po karetkę!
-Trener już to robi – Sakurai zbiegł do nich, ściągając po
drodze swoją bluzę. Cieszył się, że jako jedyny miał ją ze sobą, bo teraz mogli
nakryć nią Sumire. Wśród pozostałych krążyło szeptem „żyje” i „co za ulga”, ale
szybko umilkli.
Ciszę
przerwał głośny krzyk Aomine. Słowo było niezrozumiałe, ale zrozumieli
kontekst. Wakamatsu wraz z Susą złapali go i przytrzymali, chociaż wymagało to
od nich ogromnej siły.
-Nie możesz jej dotknąć! – tłumaczyli mu, ale on nich nie
słyszał.
Wszystko zalała czerwona fala
wściekłości. Morderca odebrał mu osobę, którą kochał najbardziej.
Tak Was
zostawię. Ho, ho, ho. Nie,
mordercą nie jest Mikołaj. Kto zabija, dowiecie się za tydzień.
W rozdziale
wykorzystano piosenkę „In the dark of the night" (Jum Cummings, z filmu
„Anastasia”) oraz „Everytime” (Simple Plan).
Ho, ho, ho. Podejrzewam, że to Kiyoshi... Nigdy go nie lubiłam -_- Rozdział super, czekam na następny! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny oraz chęci do pisania ;)
S. :P
Hmm... tylko wtedy po co by ją ratował przed Hanamiyą? XD A Hana... on lubi cierpienie :D To, że sie kogoś nie lubi nie czyni z niego mordercy ;)
UsuńDzięki ^^
Jak ta wredna Sumiere mogła podejrzewać to morderstwa mojego biednego, niewinnego Mokoto?!! Mam nadzieję, że nie przeżyje przez co Aomine popełni samobójstwo. Kiyoshi ratując ją przed Makoto odciągnął od siebie podejrzenie.
OdpowiedzUsuńSuga Senpai
Haha xD Czemu nikt nie zwraca uwagi na szczegóły ;__; typu gdzie sie ktoś pojawił, jakich słów użył... :D
UsuńCo Ty taka rządna krwi? XD
Staram się zwracać uwagę na szczegóły, ale mi to ie wychodzi D:
UsuńOj tam, oj tam, po prostu dawno nie płakałam na twoim opowiadaniu. Jeśli się nie mylę to ostatnio na samobójstwie Himuro.
Suga Senpai
Haha xD Lepiej płakać ze śmiechu XD
UsuńSzkoda.. :/ Ale za tydzien wszystko bd wiadomo ^^
No popatrz, sreppei się jednak do czegoś przydaje, no nie wierzę, nie mam wiary po prostu w to. Jak to się stało? Ale w sumie dobrze, że ktokolwiek :/ lepsze spadniecie z cholernych schodów niż... br. Nawet nie chcę o tym myśleć.
OdpowiedzUsuńZa tydzień mordercaaa :D I niebieski może się całować, bo to bankowo nie Akashi x333
"niebieski może się całować"... oplułam monitor xD
UsuńNo nie, Akashi został wykluczony z kręgu podejrzanych xD A teppei.. no cóż... to, że go nie lubię, nie znaczy, że jest złą postacią...
Przebrzydły misiek, ratujący damy z opresji. Nie no, przydał się dzisiaj, rozumiem, że chciałaś jego wizerunek w swoich oczach podbudować... :D
UsuńPo tym, jak okazalo sie, że naprawde chodzil z Riko, to dziekuje, ale jak dla mnie mógł zginąć... xD
UsuńJeszcze masz szansę go zabić :D
UsuńTaaak xD tyle innych ff gdzie może miec wypadek... xD
UsuńTak x3 Już się nie możesz doczekać, co? Już ja cię znam, ziomuś x3
UsuńTak <3
UsuńWiedziałam :3 trolololo :3 to jednocześnie i Teppei i nie Teppei... To znaczy Teppei też miał coś z tym wspólnego, to jest zepchnął ją ze schodów i był szpiegiem, ale to nie bezpośredni morderca... I super, że wreszcie ten od pstrykania się pojawił ^^
OdpowiedzUsuńXD Czyim szpiegiem? Kagetory? :D
UsuńMasz na mysli Hanamiye? XD
Tak, Hanamiyę. I nie powiem, bo jeszcze zmienisz xD
UsuńChciałam tylko zaznaczyć, że NIC nie zmienię :) Jak morderca był wytypowany już przed rozpoczęciem pisania, tak został - nic nie zmieniam ;)
UsuńZwróciłam uwagę na fragment sms'a "Jestem zbyt znany, nikogo nie zdziwi, że krążę dookoła zawodników. Może chcę ich trenować? W końcu mam doświadczenie! " i znów skłaniam się do Kagetory, ale, ale... Okej, Makoto raczej mordercą nie jest ani nie ma z tym nic wspólnego, ale jakim kurwa cudem Teppei mógł się zgubić na sali? Skoro gra w kosza od gimnazjum czy od kiedy tam, to powinien znać rozkłady sal itp. Nie gra mi to, że pojawił się z dupy i uratował Sumire przed mordercą. Teppei mi śmierdzi jakkolwiek to brzmi xd
OdpowiedzUsuńPhu, uratował Sumire przed Makoto miało być xd
UsuńNie zgubił się na sali - sali. Chodziło raczej o stadion ;) Może nie byli dotychczas w tej hali? :)
UsuńCzemu Hanamiya nie? :D
Nie wiem, Hanamiya mi nie pasi, jakoś za mało go tu widziałam w opowiadaniu :D Oj myślę, że fakt iż Teppei miałby nigdy nie być na tym stadionie, jest trochę naciągany :D
UsuńHaha xD Nie grali nigdy w Too Gakuen np. Mógł sie tam stracić ^^
UsuńWyczuwam falę nienawiści autorki do Teppeia... wiem że się powtarzam, no ale... xD
OdpowiedzUsuńStwierdzam iż jesteś sadystką. Tak kochać pana mudżyna i już druyi raz mu laskę zabić, oj nieładnie!
Kiedy dodasz legendę i moje kochane KagaKurosze na ffnet? (Pięknie patrzy oczami szczeniaczka i mruga porozumiewawczo:))
Huehuehue. No co mam zrobić, bo co... nielubię go! Jeszcze jak Fujimaki potiwerdził, że on i Riko byli razem, to aż mnie skręciło w środku... (na szczescie, bardziej aktualne jest powierdzenie hyuuriko).
UsuńOj tak xd bycie moim ulubionym bohaterem to masakra :D
Narazie pracuję po 6 godzin dziennie na nogach i mam troche roboty przed świętami. ale może w czasie światecznej przerwy się coś pojawi :)
Huehuehue wcale nie pomyślałam "szkoda" kiedy krzyknęli, że Sumire żyje, wcale... >.> XD
OdpowiedzUsuńoooooo już chcę następny rozdział, ciekawe jak odkryją tożsamość mordercy :3
Basia B.
Pfff xD
UsuńHuehue xd wytrzymacie jeszcze tydzien :3
Pisze ten komentarz ponieważ jedna z Twoich prac umieszczonych na fanfiction cholernie mi się spodobała ale jest jej dopiero 2 rozdziały i to dopiero początek więc postanowiłam trochę po błagać, więc: BŁAGAM o kolejny rozdział Fireproof. (pakardia) Jeszcze chwila a stanę się psychofanką xD
OdpowiedzUsuńA teraz zabieram się za czytanie tego co zamieszczasz tutaj. :)
Haha ^^ Dziękuję :) Cieszę się, ze podoba Ci się moja twórczość :) Teraz nie bardzo mam czas (przygotowania do świąt + praca), ale jak będzie trochę czasu w przerwie świątecznej to napewno pojawi się tam kolejny rozdział :)
UsuńTeppeia jakoś nigdy nie lubiłam, ale jakoś mi nie pasuje do mordercy. Kagetora jakoś mi średnio pasuje, bo niby dlaczego. Przecież w labiryncie mogło się coś stać Riko. Nie ryzykowałby tak. Jakoś w połowie założyłam, że to trener z Teiko, ale jeśli dobrze pamiętam nie pojawił się nigdy, więc ten pomysł odrzuciłam.
OdpowiedzUsuńIle będzie rozdziałów? Mam nadzieje, że niedługo pojawi się nowy rozdział legendy.
Życzę weny:)
Rozdział Legendy i Fireproof powinien pojawić się jeszcze w tym roku :)
UsuńRozdziałów będzie 50, bardziej + niż -1, zależy jak mi pójdzie rozpisywanie końcowych rozdziałów (a właśnie zaczęłam).
I kogo podejrzewasz teraz? :)
Właśnie nie wiem. Nikt mi niepasuje. Morderca jest sławny i może trenować bohaterów, więc musi to być ktoś dorosły. Obecni trenerzy pokolenia cudów mi nie pasują, bo tak skrzywdzili by własnych zawodników. Kagetora nie chciałby krzywdy córeczki (i może wnuka). A Sanada mi pasował. Całe pokolenie cudów przegrało z Kagamim i Kuroko (którego wydaje mi się, że nie lubił). To było niedopuszczalne, gdy ich trenował i nie chciał, aby uznano wyższość Taigi nad resztą. Ale teraz to już sama nie wiem.
UsuńMam nadzieje, że chociaż pod koniec pojawi się jakiś większy wątek o Kise i Kasamatsu:)
Niejeden serial udowodnił, że trener / asystent trenera niekoniecznie musi być dorosły, byleby udowodnił swoją wartość :)
UsuńHm, czy większy czy nie, coś pojawi się napewno :)
Witam,
OdpowiedzUsuńo nie, mam nadzieję, że Sumire przeżyje, coś mi się Tappej nie podoba, jakoś tak dziwnie się zachowywał...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia