niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 46. Słodka zemsta.



Obserwowanie meczu z ławki, a nie z trybun, było dla Sumire czymś nowym. Nie czuła się tutaj jednak obca, wręcz nie miała na to czasu. Trener Harasawa oczekiwał, że będzie na bieżąco z grą, a także w czasie przerwy zadba o zawodników. Jako że to był jej pierwszy, poważny mecz, czuła zdenerwowanie, zwłaszcza że Aomine nie odezwał się do niej ani słowem, od kiedy gra się rozpoczęła – wraz z trenerem usadzili go na ławce i chłopak dąsał się. Nie chcieli, żeby za szybko zmęczył swój kontuzjowany łokieć, woleli trzymać go jak asa w rękawie i wystawić wtedy, gdy Midorima już się trochę zmęczy.
            Dla Sumire to było niesamowite. Pokolenie Cudów, które całkiem niedawno było w rozsypce, skłócone i poróżnione, teraz znów było jednością, z tą różnicą, że na boisku walczyli przeciwko sobie na poważnie, bez taryfy ulgowej. Kiedy jednak z niego schodzili, znów byli przyjaciółmi. Cieszyło ją to, oznaczało bowiem, że Aomine już nigdy nie będzie sam.
-Panno Hana, proszę iść do szatni przygotować zimne okłady – powiedział trener, a Sumire skinęła głową. Czuła na sobie zirytowany wzrok Aomine, więc zerknęła na niego i uśmiechnęła się słabo.
-Przygotowałam również cytryny w miodzie dla zawodników – szepnęła do Harasawy, a ten uśmiechnął się lekko. To było całkiem nostalgicznie, gdyż Momoi zawsze mówiła dokładnie to samo.
-Świetnie. Aomine, przygotuj się, wchodzisz za chwilę.
            Sumire żałowała, że nie zobaczy swojego partnera na boisku, ale jej obowiązkiem było dbanie nie tylko o niego, ale również o pozostałych członków drużyny. Co prawda, Aomine był zazdrosny, ale zdążył się z tym już – jako tako – pogodzić.
            Szybkim krokiem szła w stronę szatni zawodników Tōō, w myślach powtarzając, ile i jakich okładów powinna przygotować. Pomyślała również o tym, żeby wziąć ściągacz na łokieć dla Aomine, powinien go założyć zaraz po zejściu z boiska. I nawet jeśli na zewnątrz było ciepło, weźmie jego bluzę, bo rozgrzany móg…
-Uwazaj, jak chodzisz – ktoś złapał ją za ramię, gdy z całym impetem na niego wpadła.
-Przepraszam – Sumire założyła kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się łagodnie. Kiedy jednak podniosła wzrok, zamarła.
            Tuż przed nią stała legenda Kirisaki Dai Ichi oraz jeden z niekoronowanych króli, Makoto Hanamiya. Sumire poczuła, jak ogarnia ją strach. Oczy chłopaka patrzyły na nią przenikliwie, a przy tym okrutnie i zimno. Dłoń, którą podtrzymywał jej ramię, zacisnął mocno, a dziewczyna syknęła cicho.
-No, no, proszę. Dziwka Aomine – warknął.
-Nie wiem, o czym mówisz – mruknęła. –Puść mnie. Spieszę się.
-Taka niegrzeczna? Aomine mówisz to samo? – szarpnął nią, a Sumire poczuła, jak boleśnie coś drgnęło w jej obojczyku. Chociaż nie wyglądał, Hanamiya był naprawdę silny. –Twój chłoptaś nadepnął mi na odcisk.
-Co dzieje się na boisku, powinno tam zo – nie dokończyła, gdyż Hanamiya pchnął ją na ścianę. –Aomine nic ci nie zrobił…
-Oj zrobił, zrobił… - uśmiechnął się okrutnie. –A jaki będzie lepszy sposób na ukaranie go, jeśli nie zrobienie krzywdy  tobie? Miałem dopaść tego gnojka, Sakurai’a, ale to wkurwiłoby Imayoshi’ego – dodał cicho. –Ale hej, po co bić pionka, skoro mogę mieć Królową?
-N-nie rozumiem – Sumire znów się szarpnęła, próbując zignorować ból w ramieniu. Uniosła wolną rękę i wymierzyła Hanamiyi policzek, ale on chwycił jej nadgarstek, a kolano wsunął między jej nogi. Sumire pisnęła cicho i rozejrzała się. Niestety, byli na korytarzu sami – wszyscy oglądali mecz. Jej wołania o pomoc nikt nie usłyszy – wrzawa na boisku była zbyt duża.
-Wkrótce zrozumiesz – zaśmiał się Hanamiya. –Ciekawe, czy Aomine będzie chciał swoją zabaweczkę, kiedy ja z nią skończę.
-T-to ty? Ty zabijałeś? – zapytała.
-Co? Nie – Hanamiya wyglądał na oburzonego i obrażonego tym pytaniem. –Zabicie kogoś to ukrócenie jego cierpień. A ja lubię, gdy ludzie cierpią! A ty też będziesz cierpieć, ptaszyno. O tak, podetnę ci te skrzydełka – zaczął unosić kolano, a Sumire bezskutecznie próbowała się od niego odsunąć.
            Już myślała, że Hanamiya zgwałci ją na korytarzu stadionu, kiedy ktoś złapał go za marynarkę i gwałtownie od niej odciągnął. Sumire osunęła się na ziemię, kurczowo obejmując się ramionami. Parsknięcia i oburzone warknięcia Hanamiyi nie docierały do niej wyraźnie, wszystko było zagłuszone jej własnym, niespokojnym i głośnym biciem serca.
-Nic ci nie jest? – zapytał znajomy głos i ktoś pomógł jej wstać. Duża, ciepła dłoń podtrzymała ją, kiedy się zachwiała.
-D-dziękuję panu… - uniosła wzrok i nagle uśmiechnęła się, widząc przed sobą byłego członka Seirin. –Kiyoshi Teppei.
-Dobrze, że się zgubiłem – powiedział cicho. –Nic ci nie zrobił, co?
-Nie, nie – była wzruszona jego troską i zawstydzona tym, że wcześniej się go bała. Tymczasem chłopak wydawał się być jej wybawcą. –Dziękuję ci ogromnie.
-Hanamiya to ścierwo, mści się na słabszych, bo na silniejszych nie potrafi – rozejrzał się, ale Hanamiya zdążył zniknąć. –Odprowadzę cię na boisko. Pewnie cię szukają albo czekają…
-Nie, nie – zaprzeczyła po raz kolejny, czując się głupio. –Idę do szatni przygotować okłady dla chłopców – wyjaśniła, uśmiechając się blado. –Jeszcze raz dziękuję za ratunek.
-Nie mogłem pozwolić, żeby Hanamiya zrobił ci krzywdę – spojrzał jej prosto w oczy, a Sumire drgnęła. Przez chwilę wydawało jej się, że Kiyoshi chce dodać coś jeszcze, ale nagle chłopak odwrócił głowę. –Wiesz może, gdzie jest toaleta?

            Kiedy dotarła do szatni, marzyła tylko o tym, żeby położyć się na ławce i rozpłakać, chociaż na krótką chwilę. Ale nie miała na to czasu, poza tym, realizowanie zadania pomagało pokonać jej falę mdłości, która podchodziła do gardła. Dzięki Teppei’owi uniknęła gwałtu i upokorzenia, chociaż teraz bała się wyjść sama…
            Wyciągnęła z kieszeni spódniczki klucz do szatni, ale wtedy zauważyła, że drzwi są uchylone. To było niepodobne do trenera Harasawy, żeby zostawić ją otwartą. Przecież zawodnicy mieli tutaj wszystkie swoje rzeczy…
            Weszła do środka i rozejrzała się, ale wyglądało tak, jak gdyby nic nie zginęło. Szafki były przykładnie pozamykane (no, oprócz tych dwóch, które należały do Aomine i Wakamatsu, ale to akurat nic nowego, oni zawsze zostawiali bałagan), a ręczniki leżały tak, jak zostawiła je przygotowane. Drżącymi dłońmi zaczęła nalewać wody do miski, po czym z przenośnej lodówki wyjęła kostki lodu. W tak przygotowanej zimnej wodzie zaczęła moczyć ręczniki, zerkając na zegarek i sprawdzając, ile czasu jej zostało. Zdążyła ostatecznie przygotować okłady,  a także ściągacz dla Aomine i jego bluzę (chwilę się w nią wtulała, a zapach chłopaka ostatecznie ją uspokoił).
            Miała już wracać na stadion, kiedy komórka w jej kieszeni zawibrowała. Wyjęła ją i zaskoczona zobaczyła numer Aomine jako nadawcę wiadomości. Dziwne, przecież chłopak powinien mieć telefon w torbie…
            Nagle otwarta szatnia i burdel w jego szafce nabrały nowego znaczenia. Czując, jak serce bije jej niespokojnie, otworzyła wiadomość.

„Spójrz, jak blisko twojego ukochanego Aomine mogę podejść. Jak myślisz, ile czasu zajmie mi zabicie go? Dyskretne i ciche ostrze znajdzie drogę między jego żebrami i nawet się nie zorientujesz, a będzie wykrwawiał się na ziemi… A, a, a! Nie myśl o dzwonieniu na policję (bo założę się, że właśnie o tym pomyślałaś, idiotko). Nikt mnie nie znajdzie, nie ma takiej opcji. Jestem zbyt znany, nikogo nie zdziwi, że krążę dookoła zawodników. Może chcę ich trenować? W końcu mam doświadczenie! Jak myślisz, jak łatwo przyjdzie mi zrzucić winę na kogoś innego, może nawet na twojego ukochanego Aomine? Jeśli nie chcesz, żeby coś mu się stało, przyjdź do schowka dla sprzątaczek w podziemiach. Masz do wyboru, albo ty, albo on… Zapewne myślisz, że kłamię? Nie, nie! Już raz poświęciłem kobietę dla niego, tylko po to, by patrzeć, jak cierpi! Ale jeśli poświęcisz siebie, jego cierpienie będzie lepsze niż śmierć, więc zostawię go w spokoju…”

            Sumire usiadła na ławce i przycisnęła dłonie do piersi. Oddychała szybko i płytko. Morderca był tutaj. Był obok nich, dotykał rzeczy Aomine. Mógł go mieć w każdej chwili, mógł jej go odebrać z taką łatwością… Co będzie, jeśli nie zrobi tego, czego od niej chciał? Owszem, mogą to zgłosić na policję, ale oni są bezradni. Mogła to pokazać Aomine, ale on tylko wybuchnie złością i znów będzie spędzał noce i dnie opanowany żądzą dopadnięcia mordercy, co może sprowadzić na niego śmierć… A jeśli obietnica mordercy była prawdziwa? Jeśli ona się poświęci, Aomine będzie bezpieczny? Czy Momoi również miała taki wybór? Czy wybrała własną śmierć, by Aomine mógł żyć? Czy to oznacza kochać kogoś tak mocno, by oddać swoje życie za życie tej osoby?
            Kiedy telefon zawibrował, otworzyła wiadomość już bez lęku.

„Tik tak, tik tak. Czas ucieka, ptaszyno.”

            Po chwili szła już w stronę schowka dla sprzątaczek. Miała plan – nie pozwoli się złapać. Nie wejdzie prosto w pułapkę. Zaczai się na klatce schodowej i będzie obserwować tych, którzy zakradną się w okolice schowka. Zobaczy, kto jest mordercą, a wtedy ucieknie. By nie zdradził jej telefon, zostawiła go w szatni. Poruszała się cicho, dotykając ramieniem ściany. Żałowała, że mecz Tōō kontra Shūtoku wzbudza tak ogromne zainteresowanie, że nikt nie kręci się po korytarzu. Może gdyby był tutaj ktoś znajomy, nie bałaby się tak ogromnie. Mogła skorzystać z oferty Teppei’a i poprosić go o pomoc, ale na to było za późno…
            Doszła do klatki schodowej i przykucnęła przy rogu, chowając się za zabudowaną poręczą. Źle stąd dostrzegała schowek, gdyż w polu widzenia miała tylko fragment drzwi, ale lepsze to, niż nic. Sumire próbowała wyrównać oddech, by uspokoić serce. Sekundy ciągnęły się jak lata, a ona czekała. Kiedy usłyszała kroki za plecami, poderwała się.
            W tym samym momencie, kiedy dostrzegła chłopaka za swoimi plecami, zrozumiała, że dała się złapać w pułapkę dokładnie tak, jak sobie zaplanował.
-To ty… - tylko tyle zdążyła sapnąć, kiedy ogromne dłonie popchnęły ją i runęła w dół schodów.

            Aomine zszedł z boiska styrany, ale zadowolony. Pokonali Shūtoku, chociaż różnica punktów była niewielka. On i Midorima uścisnęli sobie dłonie (ku radości tłumu). Łokieć trochę go pobolewał, ale nie odezwie się i nie poskarży ani słowem, bo zarówno trener, jak i Sumire nie dadzą mu spokoju i będą powtarzać „A nie mówiliśmy!”, czym doprowadzą go do rozstroju nerwowego.
-Jestem głodny – oznajmił tylko, a Harasawa parsknął cicho.
-Domyślam się. Po tym, jak się ogarniecie, idziemy na pizzę! – zawołał do swoich zawodników, a chłopcy krzyknęli radośnie. –Na koszt szkoły! – dodał, a wtedy Tōō opanowała jeszcze większa euforia.
-Przepraszam, trenerze, ale ja… hm, Imayoshi i Susa są na trybunach i obiecałem, że – Sakurai zaczął się jąkać.
-Daj spokój, Ryo. Oni też z nami pójdą – Aomine pogłaskał go po włosach i uśmiechnął się. –Gdzie Sumire?
-Panna Hana poszła do szatni przygotować dla was okłady i cytryny w miodzie – Harasawa zerknął na zegarek. –Chociaż zajęło jej to trochę czasu…
-Pff! Nie widziała naszego zwycięstwa!
-Tak, tak. Ale przecież wiedziała, że wygramy – odparł buńczucznie Aomine.
-Idziemy do szatni, dzieci, nim się przeziębicie! – zawołał Harasawa.
            Wracali do szatni, śmiejąc się i żartując. Aomine dobrze się czuł jako część drużyny, a nie tylko as, który stał z boku. Miał wrażenie, że wróciły dobre czasy Teikou – znów żył koszykówką, znów miał przyjaciół, a dodatkowo miał dziewczynę, która go kochała i dbała  o niego. Po chwili dołączył do nich Imayoshi i Susa, gratulując im zwycięstwa.
-Wygraliśmy! – zawołali chórem, wpadając do szatni. Odpowiedziała im cisza, więc spojrzeli po sobie nawzajem.
-Może Hana wyszła do łazienki? Baby tak mają.
-Ej, ej, mówisz o mojej dziewczynie – Aomine strzelił go w tył głowy i rozejrzał się. –Powinna tu na nas czekać.
-Czy to nie jej telefon? – Sakurai pokazał palcem na komórkę, która leżała na ławce.
-To się robi naprawdę dziwne…ale hej, raczej nikt nie porwał jej z naszej szatni, co? Nie mógł, co? – Wakamatsu spojrzał na trenera, a ten pokręcił zdezorientowany głową.
-Są opatrunki, są cytryny – zauważył. –Ale gdzie jest panna Hana…
-Chwila – Aomine podniósł jej telefon i otworzył wiadomości.
            Jego koledzy od razu zauważyli, że coś jest nie tak, gdyż Aomine cały zesztywniał zacisnął dłoń na telefonie niemal tak mocno, że aż coś trzasnęło. Bez słowa rzucił się do własnej torby i wysypał jej zawartość na ziemię, ale nie znalazł swojej komórki.
-Aomine, co się dzieje?
-Hej, hej, Aomine, spokojnie, co się stało? – Harasawa złapał go za ramię, a Aomine spojrzał na niego dziwko.
-Morderca ma Sumire – wymamrotał. –Są w schowku, on… on wysłał wiadomość z mojej komórki chwilę temu…
-To dlaczego tu jeszcze stoimy?! – warknął Imayoshi i wybiegł z szatni. Tuż za nim pobiegła reszta.
            Chociaż po meczu nogi piekły ich i bolały, myśl o tym, że jedna z nich – i kolejna! – mogła paść ofiarą mordercy, dodawała im sił. Nie mogli pozwolić, by powtórzyła się sytuacja z Momoi, nie po raz drugi. Po drodze minęli zawodników Seirin i Sakurai zatrzymał się na chwilę, by w szybkich, krótkich słowach streścić im, co się stało.
            Gdyby nie okoliczności, zapewne za zabawne uznaliby fakt, że prawie dwadzieścia osób biegnie wąskimi korytarzykami, prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiając. Aomine czuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła i chce mu się rzygać. Jeśli ten skurwysyn położył na niej dłonie, zabiję gnoja… Zatłukę gołymi rękoma!
            Kiedy zauważyli schowek, zwolnili. Otwarcie tych drzwi było najgorszą rzeczą, jaką musieli zrobić. Aomine złapał za klamkę i szarpnął drzwiami, ale one się nie otwarły. Uderzył w nie pięścią.
-Sumire! Sumire, jesteś tam?!
            Wciąż ją wołając, wraz z Wakamatsu próbowali wyważyć drzwi, podczas kiedy ktoś z Seirin pobiegł szukać woźnego lub sprzątaczek. Pozostali stali za nimi, drepcząc nogami w miejscu, bezsilni i zdenerwowani. W końcu to Imayoshi i Susa zaczęli się rozglądać dalej, w stronę piwnic.
-Aomine! – krzyknął nagle Susa, widząc drobną postać leżącą u stóp schodów prowadzących do piwnicy. Wraz z Imayoshim zbiegli tam i kucnęli przy Sumire, której ciało leżało w dziwnej pozycji.
            Aomine przez chwilę stał w połowie schodów, patrząc na nią z przerażeniem. Dziewczyna co prawda wyglądała tak, jakby spała, ale mała kałuża krwi obok jej głowy, a także ręka i noga wygięte pod dziwnym kątem nie wróżyły niczego dobrego. Z daleka nie widział również czy oddycha. Była blada, a wargi miała sine.
-Jest cała zimna – wymamrotał Susa, a Imayoshi syknął na niego i palcami dotknął jej szyi, szukając tętna.
-Żyje! – krzyknął. –Niech ktoś dzwoni po karetkę!
-Trener już to robi – Sakurai zbiegł do nich, ściągając po drodze swoją bluzę. Cieszył się, że jako jedyny miał ją ze sobą, bo teraz mogli nakryć nią Sumire. Wśród pozostałych krążyło szeptem „żyje” i „co za ulga”, ale szybko umilkli.
            Ciszę przerwał głośny krzyk Aomine. Słowo było niezrozumiałe, ale zrozumieli kontekst. Wakamatsu wraz z Susą złapali go i przytrzymali, chociaż wymagało to od nich ogromnej siły.
-Nie możesz jej dotknąć! – tłumaczyli mu, ale on nich nie słyszał.
Wszystko zalała czerwona fala wściekłości. Morderca odebrał mu osobę, którą kochał najbardziej.
           

            Tak Was zostawię. Ho, ho, ho. Nie, mordercą nie jest Mikołaj. Kto zabija, dowiecie się za tydzień.
            W rozdziale wykorzystano piosenkę „In the dark of the night" (Jum Cummings, z filmu „Anastasia”) oraz „Everytime” (Simple Plan).

34 komentarze:

  1. Ho, ho, ho. Podejrzewam, że to Kiyoshi... Nigdy go nie lubiłam -_- Rozdział super, czekam na następny! <3
    Pozdrawiam i życzę weny oraz chęci do pisania ;)
    S. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... tylko wtedy po co by ją ratował przed Hanamiyą? XD A Hana... on lubi cierpienie :D To, że sie kogoś nie lubi nie czyni z niego mordercy ;)
      Dzięki ^^

      Usuń
  2. Jak ta wredna Sumiere mogła podejrzewać to morderstwa mojego biednego, niewinnego Mokoto?!! Mam nadzieję, że nie przeżyje przez co Aomine popełni samobójstwo. Kiyoshi ratując ją przed Makoto odciągnął od siebie podejrzenie.
    Suga Senpai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha xD Czemu nikt nie zwraca uwagi na szczegóły ;__; typu gdzie sie ktoś pojawił, jakich słów użył... :D
      Co Ty taka rządna krwi? XD

      Usuń
    2. Staram się zwracać uwagę na szczegóły, ale mi to ie wychodzi D:
      Oj tam, oj tam, po prostu dawno nie płakałam na twoim opowiadaniu. Jeśli się nie mylę to ostatnio na samobójstwie Himuro.
      Suga Senpai

      Usuń
    3. Haha xD Lepiej płakać ze śmiechu XD
      Szkoda.. :/ Ale za tydzien wszystko bd wiadomo ^^

      Usuń
  3. No popatrz, sreppei się jednak do czegoś przydaje, no nie wierzę, nie mam wiary po prostu w to. Jak to się stało? Ale w sumie dobrze, że ktokolwiek :/ lepsze spadniecie z cholernych schodów niż... br. Nawet nie chcę o tym myśleć.
    Za tydzień mordercaaa :D I niebieski może się całować, bo to bankowo nie Akashi x333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "niebieski może się całować"... oplułam monitor xD
      No nie, Akashi został wykluczony z kręgu podejrzanych xD A teppei.. no cóż... to, że go nie lubię, nie znaczy, że jest złą postacią...

      Usuń
    2. Przebrzydły misiek, ratujący damy z opresji. Nie no, przydał się dzisiaj, rozumiem, że chciałaś jego wizerunek w swoich oczach podbudować... :D

      Usuń
    3. Po tym, jak okazalo sie, że naprawde chodzil z Riko, to dziekuje, ale jak dla mnie mógł zginąć... xD

      Usuń
    4. Jeszcze masz szansę go zabić :D

      Usuń
    5. Taaak xD tyle innych ff gdzie może miec wypadek... xD

      Usuń
    6. Tak x3 Już się nie możesz doczekać, co? Już ja cię znam, ziomuś x3

      Usuń
  4. Wiedziałam :3 trolololo :3 to jednocześnie i Teppei i nie Teppei... To znaczy Teppei też miał coś z tym wspólnego, to jest zepchnął ją ze schodów i był szpiegiem, ale to nie bezpośredni morderca... I super, że wreszcie ten od pstrykania się pojawił ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD Czyim szpiegiem? Kagetory? :D
      Masz na mysli Hanamiye? XD

      Usuń
    2. Tak, Hanamiyę. I nie powiem, bo jeszcze zmienisz xD

      Usuń
    3. Chciałam tylko zaznaczyć, że NIC nie zmienię :) Jak morderca był wytypowany już przed rozpoczęciem pisania, tak został - nic nie zmieniam ;)

      Usuń
  5. Zwróciłam uwagę na fragment sms'a "Jestem zbyt znany, nikogo nie zdziwi, że krążę dookoła zawodników. Może chcę ich trenować? W końcu mam doświadczenie! " i znów skłaniam się do Kagetory, ale, ale... Okej, Makoto raczej mordercą nie jest ani nie ma z tym nic wspólnego, ale jakim kurwa cudem Teppei mógł się zgubić na sali? Skoro gra w kosza od gimnazjum czy od kiedy tam, to powinien znać rozkłady sal itp. Nie gra mi to, że pojawił się z dupy i uratował Sumire przed mordercą. Teppei mi śmierdzi jakkolwiek to brzmi xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Phu, uratował Sumire przed Makoto miało być xd

      Usuń
    2. Nie zgubił się na sali - sali. Chodziło raczej o stadion ;) Może nie byli dotychczas w tej hali? :)
      Czemu Hanamiya nie? :D

      Usuń
    3. Nie wiem, Hanamiya mi nie pasi, jakoś za mało go tu widziałam w opowiadaniu :D Oj myślę, że fakt iż Teppei miałby nigdy nie być na tym stadionie, jest trochę naciągany :D

      Usuń
    4. Haha xD Nie grali nigdy w Too Gakuen np. Mógł sie tam stracić ^^

      Usuń
  6. Wyczuwam falę nienawiści autorki do Teppeia... wiem że się powtarzam, no ale... xD
    Stwierdzam iż jesteś sadystką. Tak kochać pana mudżyna i już druyi raz mu laskę zabić, oj nieładnie!
    Kiedy dodasz legendę i moje kochane KagaKurosze na ffnet? (Pięknie patrzy oczami szczeniaczka i mruga porozumiewawczo:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huehuehue. No co mam zrobić, bo co... nielubię go! Jeszcze jak Fujimaki potiwerdził, że on i Riko byli razem, to aż mnie skręciło w środku... (na szczescie, bardziej aktualne jest powierdzenie hyuuriko).
      Oj tak xd bycie moim ulubionym bohaterem to masakra :D
      Narazie pracuję po 6 godzin dziennie na nogach i mam troche roboty przed świętami. ale może w czasie światecznej przerwy się coś pojawi :)

      Usuń
  7. Huehuehue wcale nie pomyślałam "szkoda" kiedy krzyknęli, że Sumire żyje, wcale... >.> XD
    oooooo już chcę następny rozdział, ciekawe jak odkryją tożsamość mordercy :3
    Basia B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pfff xD
      Huehue xd wytrzymacie jeszcze tydzien :3

      Usuń
  8. Pisze ten komentarz ponieważ jedna z Twoich prac umieszczonych na fanfiction cholernie mi się spodobała ale jest jej dopiero 2 rozdziały i to dopiero początek więc postanowiłam trochę po błagać, więc: BŁAGAM o kolejny rozdział Fireproof. (pakardia) Jeszcze chwila a stanę się psychofanką xD
    A teraz zabieram się za czytanie tego co zamieszczasz tutaj. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha ^^ Dziękuję :) Cieszę się, ze podoba Ci się moja twórczość :) Teraz nie bardzo mam czas (przygotowania do świąt + praca), ale jak będzie trochę czasu w przerwie świątecznej to napewno pojawi się tam kolejny rozdział :)

      Usuń
  9. Teppeia jakoś nigdy nie lubiłam, ale jakoś mi nie pasuje do mordercy. Kagetora jakoś mi średnio pasuje, bo niby dlaczego. Przecież w labiryncie mogło się coś stać Riko. Nie ryzykowałby tak. Jakoś w połowie założyłam, że to trener z Teiko, ale jeśli dobrze pamiętam nie pojawił się nigdy, więc ten pomysł odrzuciłam.
    Ile będzie rozdziałów? Mam nadzieje, że niedługo pojawi się nowy rozdział legendy.
    Życzę weny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział Legendy i Fireproof powinien pojawić się jeszcze w tym roku :)
      Rozdziałów będzie 50, bardziej + niż -1, zależy jak mi pójdzie rozpisywanie końcowych rozdziałów (a właśnie zaczęłam).
      I kogo podejrzewasz teraz? :)

      Usuń
    2. Właśnie nie wiem. Nikt mi niepasuje. Morderca jest sławny i może trenować bohaterów, więc musi to być ktoś dorosły. Obecni trenerzy pokolenia cudów mi nie pasują, bo tak skrzywdzili by własnych zawodników. Kagetora nie chciałby krzywdy córeczki (i może wnuka). A Sanada mi pasował. Całe pokolenie cudów przegrało z Kagamim i Kuroko (którego wydaje mi się, że nie lubił). To było niedopuszczalne, gdy ich trenował i nie chciał, aby uznano wyższość Taigi nad resztą. Ale teraz to już sama nie wiem.
      Mam nadzieje, że chociaż pod koniec pojawi się jakiś większy wątek o Kise i Kasamatsu:)

      Usuń
    3. Niejeden serial udowodnił, że trener / asystent trenera niekoniecznie musi być dorosły, byleby udowodnił swoją wartość :)
      Hm, czy większy czy nie, coś pojawi się napewno :)

      Usuń
  10. Witam,
    o nie, mam nadzieję, że Sumire przeżyje, coś mi się Tappej nie podoba, jakoś tak dziwnie się zachowywał...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń