sobota, 29 marca 2014

Rozdział 13. Lose control.


Crawling in my skin





            Wakamatsu wszedł do szatni swojej drużyny i położył swoją torbę na ławeczce. Był pierwszy, co niespecjalnie go zdziwiło. Reszta pewnie jeszcze siedzi na lekcjach, a znając Aomine, to musi zostać po zajęciach, żeby nadrobić braki.
            Dzisiejszy trening chciał poświęcić na analizę filmu z ostatnim meczem Seirin. Zwyciężyli z Rakuzan, co zaimponowało wszystkim, a Wakamatsu podpatrzył parę technik, które chciał omówić z drużyną.
            Po chwili do szatni weszli pozostali zawodnicy. Wakamatsu był zaskoczony, kiedy zobaczył, że za Aomine przyszła Sumire, ale nie ukrywał radości. Pomachał jej i szarmancko podsunął krzesło, by mogła usiąść jako pierwsza.
-Pomyślałam, że muszę się wczuć w wasz klimat, skoro mam wam pomagać – powiedziała Sumire, odsuwając się od niego. Zauważył, że kiedy się wycofywała, robiła to w stronę Aomine. –Proszę, nie przejmuj się mną.
-Daj spokój, Sumire – mruknął Aomine i położył rękę na jej ramieniu. Przy okazji spojrzał wymownie na kapitana. –Usiądź koło mnie.
            Wakamatsu zgrzytnął zębami, ale nie odezwał się ani słowem. Sumire była widocznie kolejną laską, która leciała na sławę i kasę Aomine. Z ich drużyny to on miał największe wzięcie, głównie ze względu na to, że jego rodzice byli bardzo bogaci. Co bardziej wkurzało Wakamatsu, Aomine się tym nie przechwalał. Mało kto w szkole wiedział, że stać go na kupno własnego apartamentu w centrum Tokio, a i wtedy nie odczuje żadnej różnicy na swoim koncie. Mimo wszystkich przesłanek, nie był typowym, bogatym księciem. Pieniądze nic dla niego nie znaczyły, co wkurzało go jeszcze bardziej.
-Dobra, słuchajcie – zaczął w końcu, kiedy wszyscy usiedli. Sakurai praktycznie siedział na kolanach Aomine, ale on był zbyt zajęty wpatrywaniem się w Sumire, by to zauważyć. Ta drużyna mnie wykończy, pomyślał. –W nowym semestrze postaram się załatwić z trenerem mecz z Seirin. Musimy się odbić od dna, bo, chłopaki, zawaliliśmy.
-Okej, okej – jeden z zawodników się skrzywił. –Przejdź do rzeczy, kapitanie.
-A więc tak – otworzył pudełko. –Dostaliśmy płytę z nagranym finałem Seirin kontra Rakuzan. Zauważyłem wtedy kilka technik, które moglibyśmy wykorzystać.
            Włożył płytę do odtwarzacza i usiadł pomiędzy chłopakami. Złapał pilota i włączył urządzenie. Przez chwilę ekran był ciemny, a potem pojawił się biały napis.
‘A więc chcecie obejrzeć coś ciekawego?’
-He? – Wakamatsu zerknął na pilota. –Czy tak powinny się zaczynać płyty z meczami?
-Nie. Zazwyczaj zaczynają się od jakiegoś wstępu dziennikarza albo osoby nagrywającej – mruknął Sakurai.
-Dziwne. To przyszło do naszego trenera podpisane jako mecz – powiedział kapitan i wstał.
            Aomine nie wiedział, co nim kierowało, kiedy złapał Wakamatsu za nadgarstek i powstrzymał przed wyłączeniem filmu. Impuls, może przeczucie.
‘Dostarczę wam rozrywki. Z dedykacją dla Aomine’
            Cała drużyna spojrzała na niego, a Aomine wstał. Na ekranie pojawiła się uśmiechnięta emotka, a po chwili twarz Momoi.
            Znajdowała się w ciemnym pomieszczeniu. Jej skóra była szara, a oczy podkrążone. Pod nosem i na brodzie miała ślady krwi. Jej ubranie, a właściwie to, co z niego zostało, było poszarpane i podarte.
-Daiki – szepnęła, a po jej policzkach potoczyły się łzy.
Obraz na chwilę znikł, a pojawiły się litery.

‘Tęsknisz?’
            To, co stało się potem, przypominało koszmarny scen. Sceny mijały, jedna po drugiej. Były krótkie, ale niosły ze sobą ból, strach, poniżenie i śmierć. Widzieli, jak ktoś gwałci Momoi, jak tnie jej ciało. Słyszeli jej krzyki. Na swój sposób było to fascynujące; jakby oglądali film, z tą różnicą, że znali jego głową bohaterkę.
            Sumire ocknęła się pierwsza. Złapała Aomine za rękę i pociągnęła w dół, ale to nic nie dało. Chłopak stał, niczym posąg, wpatrując się w ekran. Jego źrenice były szeroko otwarte i spanikowane.
-Wakamatsu, wyłącz to! – krzyknęła. –Sakurai! Pomóż mi!
            Aomine zacisnął pięści i szybkim ruchem odepchnął od siebie Sumire. Upadła na szafkę i jęknęła, czując, jak odbija się od niej i zsuwa się na ziemię. Kiedy Sakurai próbował złapać Aomine, ten uderzył go pięścią w brodę, a on poleciał na ziemię.
-SKĄD TO MASZ, ZBOCZEŃCU?! TY JĄ ZABIŁEŚ!
            Aomine rzucił się na kapitana. Wakamatsu był w zbyt wielkim szoku, by się bronić. Stał, patrząc na nich nieprzytomnym wzrokiem. Nawet nie poczuł, kiedy Aomine zaczął go okładać pięściami. Koledzy z drużyny próbowali go odciągnąć, ale nie potrafili. W Aomine wstąpiła czysta furia i gniew.
-Aomine, stój! – złapali go za ręce, ale odpychał ich, nie bacząc na to, kogo uderza i kto uderza jego. W całe to zamieszanie wpadł trener.
-Co tu się dzie…- nie dokończył, gdyż jeden z zagubionych w tłumie ciosów sięgnął i jego.
            Sumire podniosła się z trudem. Czuła, jak po brodzie spływa jej krew z przegryzionej wargi. Otarła ją wierzchem nadgarstka. Była przerażona tym, co się działo w tej ciasnej kanciapie. Aomine wyglądał jak demon, kopiąc leżącego na ziemi Wakamatsu. Inni próbowali go odciągnąć, ale nie dawali rady nawet się do niego zbliżyć. Sakurai leżał na ziemi i nie podnosił się.
-Aomine, zabijesz go! – krzyknął ktoś.
-ON ZABIŁ SATSUKI! JESZCZE POKAZAŁ WAM FILM Z TYM, JAK TO ROBI!
-Aomine!
            Sumire podbiegła do nich, zachodząc Aomine od tyłu. Parę razy w ostatniej chwili uchyliła się przed czyimś łokciem albo kolanem, ale kilka razy poczuła na sobie uderzenia. Mimo to, objęła Aomine od tyłu, przytulając się do jego pleców. Dłońmi nakryła jego pierś.
-AOMINE! – krzyknęła, wtulając twarz między jego łopatki. –OPANUJ SIĘ!
            W ten krzyk włożyła całą determinację i spokój, jaki była w stanie teraz w sobie znaleźć. Przez chwilę myślała, że to nic nie da, nawet zacisnęła powieki, czekając na kolejny cios, ale Aomine nagle znieruchomiał. Powoli osunął się na kolana, ukrywając twarz w dłoniach. Sumire objęła go i przytuliła do siebie.
-Zadzwońcie po policję i pogotowie – rozkazała chłopakom. Przez chwilę stali nieruchomo, ale w końcu spełnili jej polecenie. –Niech ktoś ocuci pana Harasawę i Sakurai’a.
            Ona musiała zając się Aomine, a chłopcy byli zbyt rozproszeni, by myśleć logicznie. Na szczęście wiedziała, jak postępować z ludźmi w takich przypadkach. Najlepiej było wydawać im krótkie, zwięzłe polecenia.
-Aomine, musisz wstać. Jezu, twoje ręce – dotknęła ich. Knykcie były pokrwawione. –Aomine, chodź, proszę.

            Gdy przyjechała policja i karetki (ktoś był na tyle przytomny, by wezwać ich więcej), sytuacja była już jako tako pod kontrolą. Mimo to, Sumire martwiła się o Aomine. Siedział na ziemi, oparty plecami o ścianę, i tak mocno zaciskał pięści, że wbijał sobie paznokcie aż do krwi. Kilka razy próbowała mu je wyprostować, by przestał krzywdzić samego siebie, ale nic do niego nie docierało. Miała wrażenie, że to, co mówi, do niego nie docierało. Jakby zamknął się w własnym świecie.
            Kiedyś opiekowała się dzieckiem, które miało autyzm. Stan Aomine bardzo przypominał jej teraz tamtego malucha.
-Przepraszam – zagadnęła pielęgniarza, któremu towarzyszył policjant. –Co mamy robić?
-To ten tutaj wywołał bójkę?
-Tak, proszę pana – Sumire lekko objęła Aomine. –Ktoś podesłał nam nagranie, na którym jego przyjaciółce…robią krzywdę – nie wiedziała, jak inaczej to powiedzieć. Sama aż drżała w środku na samo wspomnienie tego, co zobaczyła. –Od tego czasu się nie odezwał.
Sanitariusz nachylił się nad Aomine. Wyjął z kieszeni małą latarkę i przesunął nią po jego oczach.
-I nic nie powie. Jest w szoku. Aż cud, ze jeszcze nie odpłynął. Zabieramy go – powiedział do policjanta. –Powinien trafić pod opiekę psychologa.
-Proszę pozwolić mi jechać z wami – Sumire bezwiednie złapała sanitariusza za rękaw. –Proszę. Proszę. Błagam.
-Jeśli twoi rodzice się zgodzą…
-Nie mam rodziców – szepnęła. –Mam tylko jego. Proszę.

            W końcu dopięła swego. Zgarnęła rzeczy swoje i Aomine, po czym pojechała wraz z nim do szpitala. W drodze zadzwoniła tylko do jednego z chłopaków, by dowiedzieć się, że Wakamatsu leży na Intensywnej Terapii, ale jego życiu nic nie zagraża, a trener i Sakurai, prócz dużych guzów, nie ucierpieli.
-Proszę. Twoja warga – sanitariusz podał jej kawałek gazy. –Cały czas krwawi. Wmieszałaś się w bójkę?
-Próbowałam jej zapobiec – mruknęła. –Panie doktorze, co się dzieje z Aomine? Nie rozumiem…
Sanitariusz zerknął na Aomine, który leżał na noszach. Kiedy próbowali go doprowadzić do karetki, zaczął szarpać się z policjantem. W końcu jeden z lekarzy wbił mu w szyję igłę ze środkiem usypiającym i Aomine odpłynął.
-Podejrzewam zespół stresu pourazowego. Macie ile, szesnaście - siedemnaście lat? Jesteście wciąż dziećmi, a zobaczyliście na tym cholernym filmie więcej, aniżeli powinniście. Dla niego było to dodatkowe obciążenie emocjonalne. Jego system nerwowy po prostu wysiadł.
-Wysiadł…? Czy to odwracalne?
-Tak, spokojnie. To tak, jakby miał bezpieczniki, które nie wytrzymały napięcia. Nie martw się o niego, pomożemy mu. Jesteście blisko? To twój chłopak?
-Mam tylko jego – wyznała Sumire ze wstydem i objęła dłońmi dłoń Aomine. –Mam tylko jego.

            W szpitalu kazali jej czekać. Więc czekała, jak wtedy, gdy operowali jej brata. Mimo innych okoliczności, czuła się tak, jakby zjadła coś bardzo nieświeżego, a w żołądku toczyła się kolejna bójka. Przechadzała się od ściany do ściany, ignorując ludzi, którzy szeptem wymieniali opinię o jej poszarpanym mundurku i rozbitej wardze.
            W końcu lekarz, który zamknął się w gabinecie z Aomine, wyszedł. Rozejrzał się i spojrzał na Sumire.
-Czy rodzice pana Aomine tutaj są?
-Nie. Nie możemy się z nimi skontaktować – powiedziała. –Co z nim?
-Hm. Nie możemy go wypisać do domu samego.
-Mamy pozwolenie ze szkoły – skłamała szybko. –Ja się nim zajmuję. Proszę.
Lekarz zrobił minę, która wymownie dawała jej znać, ze nie wierzy w ani jedno słowo, które mówiła. Ale był człowiekiem zmęczonym, przepracowanym. Nie chciał siedzieć po godzinach z obcym chłopakiem, kiedy w domu czekała na niego rodzina.
-Niech pani wejdzie – powiedział krótko.
            W gabinecie zauważyła Aomine, który siedział na kozetce, ze smętnie spuszczoną głową. Lekarz przesunął parawan tak, by go zasłonić i podał Sumire receptę.
-Leki nasenne i antybiotyk. Pan Aomine jest wypalony, psychicznie i fizycznie. Prócz ran odniesionych dzisiaj, ma parę starszych, w tym jedną poważną na nodze, o którą nie dbał właściwie i wdał się stan zapalny. Przez kilka najbliższych dni powinien odpoczywać, najlepiej by było, gdyby nie wychodził z łóżka. Kiedy poczuje się lepiej, na odwrocie napisałem numer do psychologa, który zajmuje się tego typu sprawami. Aha, to jest ważne, moja droga: nie zostawiajcie go samego. Istnieje wysokie ryzyko, ze targnie się na swoje życie.
-Dziękuję za wszystko – Sumire wykonała głęboki ukłon.
Postanowiła, ze nie pozwoli, aby Aomine skrzywdził siebie albo kogoś innego.

            Zabrała Aomine do swojego domu. W drodze zadzwoniła do trenera i przekazała mu informację. Harasawa był zadowolony, że wzięła na siebie ten obowiązek. Zasugerował jednak, że gdyby nie dawała sobie z Aomine rady, to on weźmie go do siebie. Już rozmawiał o tym ze swoją partnerką i uznali, ze dopóki nie znajdą jakiegoś sposobu, by skontaktować się z rodzicami Aomine, nie mogli go zostawić samego.
            W domu Sumire pomogła Aomine dotrzeć do łóżka w pokoju swojego brata. Wciąż był otumaniony lekami, więc zachowywał się tak, jakby świat nagle zwolnił. Z trudem położyła go na materacu, a potem zaczęła ściągać mu buty.
-Co ty wyprawiasz? – zapytał sennie.
-Ciii. Nic. Śpij.
            Kiedy pozbyła się butów, westchnęła. Musiała jeszcze posmarować ranę Aomine antybiotykiem. A to oznaczało, że musiała ściągnąć mu dżinsy.
            Na szczęście, kilka razy rozbierała swojego brata, gdy wracał do domu zbyt pijany, by zrobić to samemu. Dlatego ręce jej nie drżały, gdy rozpinała pasek Aomine, a potem zamek błyskawiczny i guzik.
-Współpracuj – mruknęła, zsuwając z niego spodnie.
Aomine uniósł głowę.
-Sumire? – potarł pięścią oczy. –Czemu mnie rozbierasz?
-Bo muszę. Nie pytaj. Unieś tyłek – jęknęła, czując, jak mimo wszystko się rumieni.
            W końcu, z trudem, ale udało jej się ściągnąć z niego dżinsy. Tak, jak podejrzewała, Aomine był typem, który nosi bokserki. Przełknęła ślinę i skupiła się na tym, by ściągnąć mu opatrunek. Tak, zajmowanie się czysto praktyczną rzeczą, a nie fantazjami o jego ciele, było o wiele lepsza perspektywą.  Delikatnie odkleiła plaster, podtrzymujący gazę i aż zmarszczyła brwi.
-Gdzieś ty zrobił sobie coś takiego?
            Jego łydka wyglądała tak, jakby ktoś wyszarpał mu z niej kawałek ciała. Rana była oczyszczona, ale jej brzegi były zaczerwienione, a spod strupa wypływała ropa. Sumire założyła rękawiczkę i sięgnęła po antybiotyk. Kiedy go nałożyła, Aomine nawet nie drgnął, chociaż nie wyglądało to na bezbolesne. Tak, jak poinstruował ją lekarz, założyła mu opatrunek, a potem nakryła go kołdrą.
            Nim wyszła, delikatnie wargami pocałowała go w czoło. Zostawiła otwarte drzwi, by mieć go na oku, a potem podeszła do torby Aomine, którą zostawiła w salonie.
-Przepraszam – szepnęła, nim zaczęła grzebać w jego rzeczach.
            Telefon znalazła dosyć szybko. Nie było w nim nic szczególnego, ot, granatowa komórka, na tapecie miał logo drużyny Tōō. Przejrzała spis ostatnich połączeń, ale prócz „Satsuki” nie znalazła niczego. Dopiero w książce telefonicznej znalazła numer do matki Aomine.
            Czując, jak nerwy ściskają jej żołądek, przepisała numer na swój telefon i zadzwoniła. Zerkała kątem oka na Aomine.
-Halo? – odezwał się po drugim sygnale głos, należący do młodej kobiety. Wydawał się być lekko znudzony.
-Dzień dobry, z tej strony Hana Sumire, dzwonię w sprawie..
-Nie wiem, kto dał pani numer mojego prywatnego telefonu, ale nie interesują mnie żadne oferty!
-Nie! Ja dzwonię w sprawie Aomine. Znaczy się… - „Daiki śpi w pokoju mojego brata” zabrzmiałoby dziwnie. –Dzwonię w sprawie pani syna…
-Daiki?! Coś mu się stało?!
-Tak. Nie. Znaczy się… och, to skomplikowane – jęknęła. –Chciałam tylko zapytać, czy mogłaby pani go odebrać?
-Odebrać? – powtórzyła kobieta. –Nie rozumiem.
Sumire wszystko jej opisała. Było jej ciężko przezywać całą tę historię na nowo. Musiała jednak przyznać, że matka Aomine była świetną słuchaczką. Nie przerywała jej i nie krzyczała. Milczała, jedynie co jakiś czas zadawała krótkie pytania, głownie odnośnie stanu swojego syna.
-Nic nam nie powiedział – warknęła. –Oczywiście wiemy, co spotkało Momoi i chcieliśmy zabrać go do Kioto, ale odmówił.
-Rozumiem. Na chwilę obecną jest bezpieczny – zapewniła panią Aomine. –Śpi. Ale bardzo się o niego martwię.
-Dziś już nie zdążymy przyjechać. Ale jutro będziemy.

            Była rozdarta między strachem, a pragnieniem pilnowania Aomine. W końcu odpowiedzialność zwyciężyła i po ogarnięciu się, wsunęła się pod kołdrę obok niego. Bała się zostawić go samego, a jeśli będzie spała obok, nie ma opcji, by jej uciekł.
            Odwróciła się do niego tyłem i zamknęła oczy.
            W ułamku sekundy poczuła, jak jego rozpalone ciało przytula się do jej pleców. Aomine był tak duży, że spokojnie zakrył ją całą. Miała wrażenie, że znalazła się w przytulnym gniazdku, stworzonym z jego ciała i kołdry. Dodatkowo, otulił ją zapach Aomine; mydła, deszczu i wody toaletowej. Kiedy się wierciła, on przytulał ją mocniej. Tuż przed swoją twarzą miała jego dłoń. Jego ramię obejmowało ją w pasie. Było ciężkie, ale był to przyjemny ciężar.
            Wszędzie dookoła niej był Aomine.
            Usłyszała jego westchnięcie, a potem oddech mężczyzny wyrównał się i uspokoił, gdy ten znów zapadł w sen. Na jej wargach mimowolnie pojawił się uśmiech: na lekach czy nie, właśnie tak go sobie wyobrażała, gdy spał. Sumire powoli wyciągnęła dłoń i dotknęła nią jego ręki. Była ciepła i lekko chropowata. Powiodła palcami po jego dłoni aż do palców, uważając na ranki, które sobie dzisiaj zrobił. Ku jej zdumieniu, Aomine złapał jej rękę i nakrył swoją.
-Śpij – mruknął ochryple, wtulając się w nią mocniej.

            Nad ranem obudził się pierwszy. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, a Sumire wciąż spała. Przyjemnie było czuć jej dłoń w swojej. Była taka malutka, a mimo to, miał wrażenie, że jest od niego o wiele silniejsza, co udowodniła wczoraj. Zaimponowała mu tym, jak zapanowała nie tylko nad nim, ale nad wszystkimi.
            Kiedy rzucił się na Wakamatsu, część jego umysłu po prostu się wyłączyła. Miał wrażenie, ze znalazł się w ciemnościach, nie potrafił wrócić do samego siebie. Jakby stał obok i widział się z daleka. Dopiero kiedy Sumire dotknęła go i krzyknęła, w ciemności pojawiło się światło. Jak gdyby wyciągnęła ku niemu rękę, a on ją złapał.
Zaskoczyło go uczucie troski, która poczuł, kiedy zauważył, jak Sumire przytula policzek do ich splecionych dłoni. Powoli docierało do niego, że w przeciwieństwie do niej, on wciąż ma rodziców i przyjaciół. A ona była sama.
            Skoro nie miała nikogo, kto mógłby ją chronić, on będzie ją chronić tak, jak nie zdołał ochronić Satsuki.
            Poza tym, sama jej obecność uspokajała go. Mógł przy niej jaśniej myśleć. Czuł się przy niej swobodnie. Wiedział, że ona rozumie poczucie pustki i straty. I nie potępiała go, tylko za każdym razem wyciągała do niego pomocną dłoń. Akceptowała go i brała takim, jakim był.
            A on jej nawet nie podziękował.
            Leżał przy niej bez ruchu, po prostu ciesząc się z ciepła drugiego człowieka. Po raz pierwszy od czasu zobaczenia nagrania, poczuł się nie tylko spokojny, ale też bezpieczny. Aomine miał wrażenie, że Sumire stała się tarczą pomiędzy nim, a tym, co negatywne. Wystarczyło, by przy nim była, a wszystko, co się w nim chaotycznie mieszało, po prostu znikało. Zastanawiał się, czy gdyby grała w koszykówkę, byłaby taka, jak Tetsu. Czy stałaby się spoiwem drużyny, jej duszą, tak, jak Kuroko stał się duszą Seirin.
            Sumire nagle poruszyła się niespokojnie, a jej oddech przyspieszył. Aomine drgnął; widocznie nie tylko on cierpiał z powodu koszmarów. W przeciwieństwie do niej nie wiedział jednak, jak im zapobiec. Nigdy nie był w sytuacji, kiedy drugi człowiek potrzebowałby jego bliskości. Siły, umiejętności, wygadania, owszem. Ale nigdy nikt nie oczekiwał od niego współczucia i zażyłości.
            Nie mogąc się zdecydować, co zrobić, lekko zacisnął dłoń na jej dłoni.
-Jestem przy tobie – szepnął.
            Ku jego zdumieniu, to wystarczyło, by ciało Sumire rozluźniło się, a ona znów uspokoiła. Po chwili on również zapadł w sen.

            Obudziło ich dzwonienie do drzwi .
            Przez okno do pokoju wpadały promienie słońca, igrające na ich twarzy i pościeli. Aomine osłonił dłonią oczy i ziewnął szeroko, podczas kiedy Sumire żwawo wyskoczyła z łóżka. Uśmiechnęła się do niego.
-Dzień dobry – powiedziała, sięgając po bluzę i kapcie.
-Spodziewasz się kogoś? – mruknął, opadając z powrotem na poduszki. Przekręcił się na bok i zwinął. –Jeszcze pięć minut.
            Sumire nie wyciągała go na siłę z łóżka, tylko wyszła. Tak, spodziewała się kogoś i była pewna, że Aomine raczej się z tego nie ucieszy.
            Po chwili otwarła drzwi dwojgu ludzi, którzy, w głębi duszy, przerażali ją bardziej niż wszystko inne do tej pory.
            Matka Aomine była drobną kobietą, o skórze koloru kawy z mlekiem. Długie, brązowe włosy miała zaczesane w koński ogon. Nosiła okulary, zza których bystro zerkały niebieskie, surowe oczy. Jego ojciec… cóż, widząc go Sumire była pewna, ze to jego ojciec. Z drobną różnicą w kolorze skóry, Aomine był jego wierną kopią. Obaj byli tak samo wysocy i przystojni.
            Oni również przyjrzeli się jej dokładnie, a Sumire zawstydzona spuściła wzrok. Była świadoma, ze ma rozciętą wargę, a na przedramionach kilka siniaków, które przyjmowały barwę pastelowych zieleni.
-Dzień dobry – powiedziała w końcu. –To ja do pani dzwoniłam, jestem…
-Hana. Pamiętam. Gdzie jest nasz syn?
Sumire drgnęła i cofnęła się, robiąc im przejście. Dłonią wskazała im drogę do sypialni.
            Czekała w korytarzu. Kiedy rodzice Aomine weszli do pokoju jej brata, po chwili usłyszała krzyk pełen zaskoczenia, a następnie szybką wymianę zdań, przeprowadzoną dosyć głośno. By nie zostać posadzaną o podsłuchiwanie, poszła do kuchni zrobić herbaty, aczkolwiek wątpiła, by Aomine z rodzicami zostali na śniadaniu.
            Właśnie zaparzała napar z rumianku, kiedy Aomine, a za nim jego rodzice, weszli do kuchni. Pomieszczenie nagle zrobiło się malutkie. Zarówno Aomine, jak i jego ojciec, wydawali się zajmować całą przestrzeń.
-Daiki i my chcielibyśmy ci bardzo podziękować – powiedziała oficjalnie pani Aomine.
-Och, cała przyjemność po mojej stronie – skłoniła się głęboko. Zastanawiała się, czy Aomine powiedział rodzicom o liście, który zostawiła dla niego Momoi. –Tutaj jest recepta i leki, które lekarz przepisał – podała im pudełko.
-Próbujesz się mnie pozbyć? – zapytał cicho Aomine.
-Próbuję ci pomóc – odparła półgębkiem, odwracając wzrok.
Pani Aomine spojrzała na swojego męża, po czym znów zerknęła na Sumire.
-Gdzie są twoi rodzice? Im również chciałabym podziękować.
-Moi rodzice nie żyją, pani Aomine.
A więc Daiki nie kłamał, pomyślała kobieta.
            Nim przyszli do kuchni, ich syn urządził im awanturę. Stwierdził, że niepotrzebnie się fatygowali, bo świetnie sobie radził sam. Oczywiście, było to kłamstwo szyte tak grubymi nićmi, że nawet sam w nie nie wierzył. A mimo to, desperacko walczył z nimi o wyjazd do Kioto. Chcieli go przenieść do Rakuzan i zmusić do tego, by zamieszkał w końcu z nimi. Ale Daiki odmawiał, coraz bardziej zapalczywie. W końcu domyśliła się, ze nie chodzi o szkołę i przyjaciół. Chodziło o tę dziewczynę.
-Przykro mi to słyszeć. Mieszkasz więc sama?
-Tak – Sumire cofnęła się, aż wpadła plecami na blat. Poczuła się zawstydzona tym, że matka Aomine ją przeraża. Jego ojciec z kolei przypatrywał się wszystkiemu bez słowa.
-Świetnie. A więc spakuj się. Jedziesz z nami.
-C-co?
-Daiki odmówił opuszczenia tego domu bez ciebie.
-Nie, zaszło chyba jakieś nieporozumienie…

            Nieporozumieniem było to, że godzinę później siedziała na tylnym siedzeniu najnowszego modelu pick up’a, a Aomine siedział obok niej. Ze znudzeniem obserwował świat za oknem, gdy jechali przez Tokio. Mimo to Sumire widziała, jak zaciska pięści. Był zdenerwowany. Dziwne, przecież postawił na swoim i po krótkiej sprzeczce, której jego rodzice przysłuchiwali się z pozorną obojętnością, przerzucił ją sobie przez ramię i stwierdził, że jeśli nie po dobroci, to zabierze ją siłą. Zaczęła okładać go pięściami po plecach i krzyczeć, że ma uważać na swoją nogę, ale na Aomine nie zrobiło to wrażenia.
Jego rodzice nawet nie mrugnęli okiem.
            W końcu zaparkowali na osiedlu apartamentowców, niedaleko centrum. Sumire była zaskoczona. Czyżby planowali kogoś odwiedzić?
            Ku jej zdumieniu, Aomine przy wysiadaniu, z bagażnika wyjął jej torbę z ubraniami i wskazał jej balkon na 8 piętrze.
-To mieszkanie moich rodziców.
-Cooooo?
            Cała rodzina Aomine spojrzała się na nią ze spokojem. Po chwili pani Aomine cicho parsknęła śmiechem.
-Nie skojarzyłaś nazwiska z firmą? – zapytała, nagle uśmiechając się do niej. –Ao Corporation?
-Ao Corporation… czy to ta firma, która produkuje oprogramowanie do komputerów, a także elektroniczne gadżety?
-To firma, którą założył jeszcze mój dziadek – powiedział Aomine.
            Sumire jeszcze w windzie czuła, jak palą ją policzki. Mogła się spodziewać, ze Aomine nie jest biedny, w końcu czesne w Tōō było dosyć wysokie. Ona sama utrzymywała się tam tylko dzięki stypendium i pomocy wujka. Na swoją obronę miała tylko to, ze Aomine nigdy nawet nie wspomniał o tym!

            Katee Aomine była zadowolona, kiedy wreszcie Daiki znalazł się w domu. Ona i jej mąż, ze względu na swoją pracę, rzadko bywali w Tokio. Od najmłodszych lat uczyli go samodzielności, ale nigdy nie przypuszczali, że pewnego dnia obróci się to przeciw nim i o kłopotach syna dowiedzą się od obcych ludzi.
            Przeczuwała jednak, ze Sumire Hana nie jest takim obcym człowiekiem dla jej syna. Dlatego tez postanowiła bliżej się jej przyjrzeć, by mieć pewność, że odpowiednio zajmie się Daikim.

„- Bez względu na to, jak bardzo gruboskórni staramy się być, są tu miliony zakończeń nerwowych, otwartych i osłoniętych, czujących zdecydowanie za wiele. I chociaż robimy, co możemy, by uniknąć bólu, czasem nie da się przed nim uchronić. Czasami to jedyne, co pozostało… po prostu czuć.”

-         Chirurdzy

W rozdziale wykorzystano piosenkę Linkin Park „Crawling”.

23 komentarze:

  1. hm... no i nie wiem, co ci tu napisać... wiesz, że mi się podobało, mimo że nie lubię niebieskiego i jest mi całkowicie obojętny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że nie xd Ale przyznaj, jest lepszy, chociaż ciut, niż w anime, co? :3

      Usuń
    2. no, nie działa mi tak na nerwy ;)

      Usuń
    3. Yay ^^ Może dlatego, że jest styrany psychicznie jak koń po westernie xD

      Usuń
  2. no coś w tym jest, ci powiem, coś w tym jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto nie ma lekkiej słabości do krzywdzonych przez los postaci :3

      Usuń
    2. tru.
      dlatego tak bardzo kocham Josha z pyszczkiem Jensena Acklesa x3

      Usuń
    3. Kochasz wszystko z pyszczkiem J.A. xD

      Usuń
    4. tylko Josha H. bardziej niż Jensena A. ;)

      Usuń
  3. Świetny rozdział :D sama chciałabym obejrzeć ten film, ale Aomine współczuję XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG, serio? :D Byl kiedyś taki 'horror', w którym był podobny film. Jak sobie przypomnę nazwę, to Ci dam znać :D

      Usuń
    2. Ooo byłabym wdzięczna :D

      Usuń
    3. Hey ^^ Ten film to "Megan is Misssing" (2011) :3

      Usuń
  4. Świetny blog , uwielbiam Riko i Hyuge jako parę,idealnie do siebie pasują :) Jestem ciekawa kto jest tym mordercą.Mam nadzieję że ten blog będzie miał sporo rozdziałów, bo jest extra :D Nie mogę się doczekać następnej notki :) Mam nadzieję że pojawi się szybko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, zależy, co rozumiesz pod "sporo" :3 Z mojej strony mogę obiecać, że tak, będzie ich dużo :D (bardzo przywiązuję się do bohaterów i nie umiem ich zostawić xd).
      Następna notka już w kolejną niedzielę :)
      Dziękuję za komentarz ^^

      Usuń
  5. Co mogę powiedzieć o tym rozdziale?
    CHYBA NAJLEPSZY ZE WSZYSTKICH.
    Naprawdę.
    Podobał mi się najbardziej.
    Stwórz kolejnego bloga z poszarpanego życia psychicznego Aomine, a będę go kochać nad życie ♥
    Swoją drogą obejrzałabym taki film, jak Too w szatni~
    Pisz dalej~
    Najlepiej podobnie XD
    .
    .
    .
    Czytam komentarz i... Jak to dopiero notka w niedzielę?
    Ale dobra, poczekam C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :3 Jak znajdę nazwę tego filmu, to Wam podam :) Obiecuję ^^
      Cieszę się, że Ci się podobało ^^ Kocham dręczyć Aomine, on jest taki ach, silny fizycznie, ale psychicznie... :]
      Zawsze są w niedziele :P

      Usuń
  6. Okej, to jeśli mogłabyś, możesz napisać u mnie komentarz na blogu, bo ja o tym zapomnę XD
    Dręcz go bardziej, błagam! Kocham to.
    Brak mi chyba poczucia czasu C:

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    świetny, co za psychol, jeszcze wszystko nagrywał... Aoimine postawił na swoim w rewelacyjny sposób, ale co teraz ze szkołą, drużyną... ten film powinien trafić do tego agenta....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. To teraz wiem po kim Ao taki jest no cóż "bezpośredni w czynach" jeśli dobrze dobrać słowa... Biedna Sumire na "dywaniku" u teściowej :-p w sensie przyszłej chyba

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    rozdział naprawdę świetny, co za psychol z niego, jeszcze to wszystko nagrywał... o tak Aoimine postawił na swoim w rewelacyjny sposób, ale co teraz ze szkołą, drużyną... ten film powinien trafić do tego agenta moim zdaniem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    rozdział świetny, jaki z niego psychol, jeszcze to wszystko nagrywał... Aoimine w rewelacyjnym stylu postawił na swoim... ale co teraz ze szkołą? drużyną? no i jeszcze ten film powinien trafić do tego agenta moim zdaniem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń