Mimo tego, że trwała przerwa
wakacyjna, w sali gimnastycznej Shūtoku słychać było
typowe dla gry w koszykówkę dźwięki. Co jakiś czas gwizdek przerywał akcję, a
trener wykrzykiwał kilka poleceń. Po chwili znów było słuchać pisk trampków,
bieganie i przyjemny dla ucha dźwięk, jaki wydawała piłka wpadając do kosza.
-Dobra, chłopcy, na dziś to koniec –
zawołał ich trener, Nakatani. –Uciekajcie cieszyć się wolnością.
-Tak jest, trenerze!
W ciągu kilku minut wrzawa ucichła.
Słychać było tylko oddalające się kroki i rozmowę. Mimo to, na sali wciąż ktoś
rzucał do kosza.
-Midorima, Takao, wy również idźcie
już do domu – zarządził trener, zarzucając sobie torbę na ramię. –Musicie
trochę odpocząć.
-Jeszcze poćwiczę – odparł ze
spokojem Midorima, trafiając kolejny kosz. Wciąż i wciąż było mu mało.
Następnym razem muszą wygrać turniej, a nie zająć trzecie miejsce. Co z tego,
że trafiał do kosza za każdym razem, skoro to wciąż za mało?
-Ja również – dodał radośnie Takao.
Nie powiedział temu nikomu, ale telefon od Akashi’ego lekko nim wstrząsnął.
Nigdy nie przypuszczał, że były kapitan Teiko osobiście poprosi go o
opiekę nad Midorimą.
-Tylko uważajcie na siebie w drodze powrotnej – nakazał im
Nakatani i wyszedł.
Chłopcy
grali w milczeniu. Wpierw każdy z nich rzucał do kosza, ale potem zaczęli grać
jeden na jednego. Chociaż Takao wiedział, że nie ma szans w starciu z Midorimą,
wspólna gra sprawiała mu przyjemność. Poza tym, zdawał sobie sprawę z tego, że
Midorima tak naprawdę nie miał przyjaciół i było mu go szkoda. To nie tak, że
trzymał się z nim z litości; on po prostu nie przejmował się emocjonalną
pustynią, jaką roztaczał dookoła siebie Shintarou. Ignorował mur, którym
otoczył się as drużyny. Nie wiedział, czego Shin tak bardzo w swoim życiu się
boi, że odgrodził się od ludzi, ale nie przejmował się tym. Widział w nim to,
czego nie widzieli inni.
-Okej, mam dosyć – jęknął Takao prawie godzinę później. Za
oknami było już niemal ciemno, a oni stracili rachubę czasu.
-Kondycja, Takao. Kondycja. Twój szczęśliwy przedmiot to
dzisiaj skakanka. Poćwicz jeszcze trochę.
-A twój szczęśliwy przedmiot?
Midorima zdjął ławki czarną bluzę z kapturem.
-Bluza. I czerń. Poza tym, Oha Asa ostrzegała, że wieczorem
może być zimno, więc wziąłem cieplejszą niż nasze dresowe.
-O, świetnie – Takao pokazał w uśmiechu wszystkie zęby.
–Czyli nie pogniewasz się, jeśli wezmę twoją? Nie mam mojej, zostawiłem w domu,
a wieje chłodem.
-Takao – westchnął zrezygnowany Midorima. Wiedział jednak,
że spieranie się o to nie ma sensu, bo Takao i tak postawi na swoim. –Jest w
szafce. Poczekam przed szkołą. I tak musze coś wziąć z sekretariatu.
-Okej, Shin!
Takao znał szyfr do szafki
Midorimy, więc bez trudu ją otworzył. Przez chwilę śmiał się na widok kilku
szczęśliwych przedmiotów, które Shin tutaj zostawił, ale potem jego uśmiech z
ironicznego zmienił się w ciepły; znalazł wciśnięte w kąt zdjęcie całej
drużyny, zaraz po zakończeniu Winter Cup. Chłopaki mogli mówić o nim wszystko,
że był oziębły, egoistyczny, wywyższał się, ale Takao wiedział, że gdzieś w
głębi serca, Midorima kochał drużynę.
Wciągnął na siebie bluzę i zapiął
ją. Bawiło go to, jak wielkie ubrania nosi Shin; musiał sobie podwinąć rękawy,
by mieć wolne dłonie.
Kiedy wyszedł z szatni, zauważył, że na dworze się
rozpadało. Przeczuwał, że Midorima za chwilę zacznie marudzić, że przez niego
czekał na wilgoci, więc postanowił wyjść drzwiami sali gimnastycznej, a nie
przez główny hol, jak kolega. Zarzucił kaptur na głowę i pozamykał szatnię, nim
wyszedł.
Nie zauważył cienia, który czekał na niego.
Yuna Ito, reprezentantka szkoły w
kyūdō, opuściła łuk i ze złością spojrzała
w niebo. O ile ciemność była w stanie znieść, bo kort treningowy dla łuczników
był dobrze oświetlony, tak deszczu już nic nie powstrzymywało. Nie chciała, by
jej ukochany łuk z drewna, bambusa i skóry zwilgotniał, więc opuściła go i
poczuła przyjemny ból w ramieniu.
Idąc
w stronę szkoły, wspomniała swoje początki z tym sportem. Jej ojciec uznał, że
zapisanie jej na kyūdō to jedyny sposób, by niesamowicie aktywną i wścibską
dziewczynkę nauczyć spokoju i opanowania. Yuna zachichotała; spokojna i
opanowana była tylko wtedy, gdy strzelała. Bez łuku w ręce, poza kortem, była
niczym chochlik (tak też często ją nazywano): złośliwa, wesoła, roześmiana,
wszędzie było jej pełno, a jej wciąż było mało. Kochała życie i chciała go
doświadczać jak najwięcej.
Była
tak zamyślona, ze dopiero kiedy wyszła zza rogu, usłyszała krzyk. Momentalnie
wróciła myślami na ziemię i odruchowo mocniej ścisnęła łuk, a prawa ręka,
wyćwiczona przez lata, natychmiast sięgnęła po strzałę.
Nieopodal
wyjścia od szatni, leżał niewyraźny w półmroku kształt, w którym, tylko dzięki
dobremu oku, rozpoznała człowieka. Inny, zielonowłosy, pochylał się nad nim i
przyciskał mu coś do piersi.
Czy on próbuje zatrzymać krwawienie?, pomyślała Yuna
i zrobiła kilka szybkich kroków w ich stronę, kiedy dostrzegła, że za nimi
majaczy cień. W blasku lampy dostrzegła, jak unosi nóż i chce wbić go w plecy
mężczyzny, który klęczał.
Zareagowała odruchowo. Nie
zastanawiała się nad tym; uniosła łuk i strzeliła, celując w ramię mężczyzny.
Midorima nawet nie wiedział, co
zajęło Takao tak długo czasu, dlatego też postanowił iść go poszukać. Kiedy nie
znalazł go w szatni, wyszedł na zewnątrz i dostrzegł leżącego chłopaka, w
bluzie zakrwawionej tak, że z trudem rozpoznał w niej swoją własną. Nim
zadzwonił po pogotowie, zdjął swoją bluzę i przycisnął do ran Takao; wiedział,
że jest źle. Kolega był strasznie blady, a jego sine wargi były rozchylone.
Krew przeciekała przez palce Midorimy, a on miał świadomość, że ran jest za
wiele, by mógł je wszystkie zatamować.
Nie zauważył cienia za sobą,
dopóki w okularach nie odbił mu się nóż. Odwrócił się, ale było za późno, by
zareagować, nie zdążyłby nawet unieść ręki, by się osłonić.
Kiedy już myślał, że zginie,
strzała wytrąciła mężczyźnie nóż z ręki. Napastnik cofnął się, a Midorima
szybko obejrzał. Widząc, jak biegnie ku nim dziewczyna, w tradycyjnym stroju do
kyūdō, zamrugał szybko oczami. To chyba nie
był sen?
Napastnik
wyciągnął zza paska ogromne nożyce, ale Yuna stanęła nieopodal i znów
wycelowała w niego z łuku.
-Jeden ruch, a tym razem
nie trafię w broń, tylko w ciebie! – zawołała. –Odsuń się od nich!
Nie przewidziała, że mężczyzna rzuci nożycami w nią. By się
uchylić, musiała opuścić łuk. W ułamku sekundy napastnik znalazł się tuż obok
niej. Z całej siły odepchnął ją, a Yuna upadła na ścianę, po której się
osunęła.
Chwilę później mężczyzna znikł w mroku.
Midorima
próbował jakoś zareagować. Miał wrażenie, ze on porusza się w zwolnionym
tempie, podczas kiedy świat dookoła biegł przed siebie na oślep. Takao wciąż
krwawił, a nieznajoma dziewczyna powoli wstawała z klęczek.
Dopiero w
szpitalu zaczęło do niego powoli docierać to, co się stało. Siedział na izbie
przyjęć, a ludzie dookoła niego biegali i w pośpiechu wykrzykiwali polecenia.
Przecież to był jego żywioł, chciał być lekarzem, jak jego rodzice. Powinien
móc nadążać za akcją, ale gdzieś w środku wciąż drżał, a gdy zamykał oczy, pod
powiekami widział krwawiącego Takao. Wciąż go operowano, chociaż lekarze
mówili, że to cud, że dotarł żywy do szpitala.
-Shintarou! – usłyszał nad sobą i podniósł głowę.
Ku niemu biegli jego rodzice. Mógł się domyślić, że będą na
dyżurze. Prawie w ogóle nie opuszczali szpitala. Nie spodziewał się wiele i też
niewiele dostał; chociaż widział w ich oczach troskę i niepokój, żadne z nich
nie dotknęło go pocieszająco. Matka tylko schyliła się, by obejrzeć jego
dłonie.
-To twoja krew, synu?! – zapytała szybko, a Midorima
spojrzał na swoje palce. Nawet nie zauważył, że są brudne. Na bandażu, którym
owinięte miał palce lewej ręki, krew powoli zasychała i robiła się brązowa.
-Nie, mamo. To wszystko krew Takao – mruknął. Pani Midorima
odetchnęła z ulgą i spojrzała na syna.
-Ktoś cię napadł?
-Nie, napadł Takao. Próbowałem zatamować krwawienie, ale ran
było zbyt wiele.
-Pójdę zobaczyć, jak radzi sobie twój kolega – powiedział
beznamiętnie jego ojciec i skierował się w stronę bloku operacyjnego,
zostawiając żonę i syna samych.
-Cieszę się, że nic ci nie jest – powiedziała matka, ale
Midorima wiedział, że to tylko słowa.
W końcu był
ich doskonałym, idealnym dzieckiem. Przemyślanym i zaplanowanym już od chwili
poczęcia, tak jak jego siostra. Rodzice nie poświęcali im wiele czasu,
pilnowali jedynie, by prywatni nauczyciele i nianie dobrze wykonywały swoje
obowiązki. Oboje byli bardzo zapracowani; jego ojciec był ordynatorem szpitala,
a matka kierowała zespołem chirurgicznym. Częściej ich nie było w domu, niż
byli. Nigdy ze sobą nie rozmawiali. Nawet z siostrą Midorima nie miał dobrych
relacji. Może byli bliżej, niż z rodzicami, ale ich drogi rozeszły się już na
wczesnym etapie dzieciństwa. Ona zajmowała się przedmiotami artystycznymi,
grała na pianinie i śpiewała, on był najlepszy z chemii i biologii, no i
zajmował się koszykówką. Rodzice nawet znaleźli im przyszłych małżonków.
Ich rodzina
była niczym innym, jak pustą skorupą, którą łączył tylko wspólny adres i
nazwisko. Jego rodzice nigdy nie byli na żadnym przedstawieniu swojej córki, na
żadnym meczu swojego syna. Pozwalali im na te „rozrywki”, dopóty, dopóki nie
pogarszało to ich ocen w szkole.
-Takao jest wciąż operowany – oznajmił jego ojciec,
wracając. –Zajmuje się nim najlepszy zespół. Żono, za kilka minut będziesz im
potrzebna.
-Świetnie.
Tak, Midorima wiedział, że jego rodzice są w swoim żywiole.
Zajęli się swoimi sprawami, podczas gdy on objął się ramionami i wciąż czekał.
Yuna
przebrała się w dresowe spodnie i koszulkę, po czym po raz setny zapewniła
pielęgniarkę, że nic jej nie jest. Już lekarzom z karetki mówiła, ze wszystko
jest okej, ale mimo to, zabrali ją do szpitala. Aż bała się pomyśleć, jak jej
ojciec będzie szalał ze zmartwienia, kiedy do niego zadzwonią z policji, mówiąc,
że córka spotkała się oko w oko z mordercą koszykarzy.
Wyszła z
gabinetu, kiedy pielęgniarka na chwilę spuściła ją z oka, po czym puściła się
truchtem przez szpital, jak najdalej od kobiety, która najchętniej położyłaby
ją do łóżka. Musiałaby dziewczynę
pasami do niego przykuć; adrenalina wciąż buzowała w jej żyłach, więc nie
potrafiła usiedzieć w miejscu jeszcze bardziej niż zwykle. Dlatego też, zamiast
dzwonić do ojca, który zacząłby panikować, zadzwoniła po swoją kuzynkę i
opowiedziała jej wszystko.
Spacerowała
korytarzami, jedną ręką dotykając cały czas ściany. Lubiła takie duże,
zatłoczone miejsca, chociaż smuciło ją to, że wszyscy zgromadzeni tutaj ludzie
cierpią z jakiegoś powodu.
Gdy
dostrzegła znajomą, zieloną czuprynę, podeszła, splatając ręce za plecami. Był
tak wysoki, że nawet gdy siedział, a ona stała, nie musiała się specjalnie
nachylać, by spojrzeć mu w oczy.
-Cześć – przywitała się.
Midorima uniósł głowę i przyjrzał się drobnej blondynce o
jasnych, zielonych oczach. Chwilę zajęło mu skojarzenie jej z łuczniczką, która
ich dzisiaj uratowała. Była w innym stroju, który sprawiał, że wyglądała
całkiem inaczej, bardziej niewinnie.
-Cześć – bąknął.
Nie lubił rozmawiać z dziewczynami. Owszem, nie stanowiło to
dla niego problemu, dopóki płaszczyzną rozmowy była szkoła. Ale w tematyce,
która nie obejmowała nauki, w ogóle sobie nie radził.
-Jak się ma twój kolega? – zapytała, siadając obok niego.
-Wciąż go operują – Midorima zacisnął dłonie na kolanach.
-Och – Yuna rozejrzała się dookoła. –To nie jest blok
operacyjny, prawda? To izba przyjęć. Czemu nie jesteś tam, gdzie on cię
potrzebuje?
-He? On potrzebuje teraz zespołu chirurgów, a nie mnie.
Yuna zmarszczyła brwi. Ten chłopak był tak napięty, jak
cięciwa w jej łuku. Przeczuwała, że jeszcze trochę i pęknie. Bezwiednie
wyciągnęła dłoń i złapała go za rękę. Poderwała się i pociągnęła go za sobą.
-Chodź. Dotrzymajmy mu towarzystwa – oznajmiła i zmusiła
otumanionego Midorimę, by poszedł za nią.
Riko była
wdzięczna mamie Hyuugi, że pożyczyła mu samochód. Chłopak całkiem niedawno zdał
prawo jazdy i wciąż jeszcze nie był wybitnym kierowcą, ale przynajmniej nie
miała kłopotów, by nocą przejechać przez pół Tokio. Wolała milczeć, by nie
przeszkadzać mu w skupianiu się na prowadzeniu. Jej ojca nie było w mieście,
znów był w Ameryce, gdzie był osobistym trenerem gwiazd NBA. Na szczęście,
Hyuuga był z nią, kiedy dostała wiadomość.
Telefon od
Yuny ją zaskoczył. Były bliskie sobie, chociaż chodziły do różnych szkół. Ich
matki były siostrami; po śmierci mamy Riko, jej siostra próbowała nie dopuścić
do „schłopaczenia" się siostrzenicy. Czasem wpadała do nich do domu, to od
niej Riko uczyła się gotować (aczkolwiek ciocia nic nie mówiła o dosypywaniu
witamin i suplementów do jedzenia!). Kagetora prowadził salę gimnastyczną i
cechował się zajęciami z koszykówki, podczas gdy wujek Ito, ulubiony wujek
Riko, prowadził szkołę kyūdō, w której
wyszkolił swoją córkę na przyszłą profesjonalną łuczniczkę.
Riko
jednak nigdy nie podejrzewała, że jej kuzynka stanie na drodze mordercy, który
zaatakuje Midorimę. I łukiem ocali jego życie.
-Nie denerwuj się tak, twojej kuzynce nic nie jest –
powiedział Hyuuga, gdy zatrzymali się na światłach.
-Powiedziała, że Midorimie również nic nie jest. Ale
zastanawiam się, czemu ten morderca zaatakował Takao. On nie jest członkiem
Pokolenia Cudów.
-Nie wiem – Hyuuga ruszył, kiedy zrobiło się zielone.
Kawałek dalej zjechał do zatoczki, gdzie czekali na nich Kagami z Kuroko.
Usadowili
się z tyłu i zapięli pasy, a Hyuuga znów włączył się do ruchu. Nawigacja w
samochodzie prowadziła ich najkrótszą możliwą trasą do szpitala.
Tylko ją było słychać w aucie.
Znaleźli
blok operacyjny całkiem szybko. Jako że pielęgniarki znały Midorimę, dowiadywał
się wszystkiego na bieżąco. Yunie niewiele mówiła terminologia medyczna, ale
określenie „zatrzymanie akcji serca” oraz „stan krytyczny” już owszem.
Widziała, jak Midorima zaciska pięści i siada na ławeczce.
Kiedy
podeszła bliżej, uderzyła w nią samotność, jaka otaczała tego chłopaka.
Normalnie jego rodzice powinni już przy nim być, płacząc ze szczęścia, że ich
dziecku nic nie jest. Powinni go otaczać przyjaciele, którzy mówiliby, że
wszystko będzie dobrze, nawet, jeśli sami w to nie wierzyli. Powinien czekać
tu, otoczony bliskimi, którzy pomogliby mu radzić sobie z tym wszystkim.
A tymczasem był sam.
-Hej, jeśli jest ktoś, po kogo mogłabym zadzwonić, to
powiedz – zaczęła, podchodząc bliżej. –Twoi rodzice…
-Tu jesteś, Shintarou. Tyle razy mówiłem ci, żebyś nie
chodził tam, gdzie ci się podoba – pan Midorima westchnął ciężko. –Mniejsza z
tym. Rozmawiałem z twoją matką. Udało im się zszyć uszkodzone narządy i
połączyć naczynia krwionośne, ale stracił za dużo krwi. Wiesz, jaka jest jego
grupa?
-Takao ma grupę krwi zero, tato. Czy mama mówiła ci coś
jeszcze?
-Mama wciąż operuje.
Midorima zaklął w myślach. Grupa krwi zero nie dosyć, że
była bardzo rzadka, to jeszcze mogła dostać transfuzję tylko z tej samej grupy.
-Cholera – jego ojciec skinął na pielęgniarkę. –Każ
przywieźć z magazynu 2 jednostki grupy zero, a także ściągnąć następne 4 z
najbliższych szpitali. Szybko!
Midorima znów opuścił głowę i
zacisnął pięści. Z chęcią oddałby krew, ale nie miał tej samej grupy, co Takao.
Jego ojciec odszedł bez słowa. Shintarou dobrze wiedział, że grają z czasem.
Jeśli Takao stracił tak wiele krwi, że muszą mu ją przetaczać natychmiast,
pełnymi jednostkami, było naprawdę źle.
-Przepraszam – poczuł, jak ktoś obejmuje go za ramiona, a
jego czoło dotknęło czegoś ciepłego.
Szybko uniósł głowę, ale tylko po to, by nosem przejechać po
koszulce dziewczyny, nim spojrzał jej w oczy. Jej ramiona obejmowały jego kark,
a ona sama palcami głaskała go po włosach.
-Co…ty…wyprawiasz?!
-Przytulam cię – odparła, zaskoczona jego reakcją.
–Wyglądałeś jakbyś tego potrzebował.
Midorima
szeroko otworzył oczy. Nikt, nigdy go nie przytulił. Nawet gdy był dzieckiem,
rodzice klepali go tylko po ramieniu, a za największa pieszczotę uznawali
pogładzenie go po głowie, kiedy dobrze się spisał. Nigdy nie szukał komfortu,
jaki niosły ze sobą czyjeś ramiona, obejmujące jego kark. Nigdy nie myślał, że
to może być takie… przyjemne.
-No już, nie wstydź się – Yuna uśmiechnęła się do niego. –I
tak nikt nie zwraca na nas uwagi.
Midorima powoli uniósł ramiona. Nagle czuł się tak, jakby
nie były częścią jego ciała. Były sztywne i niezgrabne, chociaż na boisku były
jego największym atutem. Jego serce biło szybko, a cały stres i strach
powrócił, z większą mocą. W końcu niepewnie zacisnął dłonie na jej plecach i
zamknął oczy.
-Widzisz? Nie bolało – szepnęła.
Nie potrafiła przejść obojętnie obok cierpiącego człowieka.
Nigdy. A samo patrzenie na Midorimę ją bolało. Rozumiała to, ze jego matka
wciąż operuje, a ojciec jest w nawale pracy. Ale żeby chociaż na chwilę nie
dotknąć syna? Po chwili, po metodzie, w jakim Midorima ją objął, zrozumiała, że
tego chłopca nikt nigdy nie pocieszał w ten sposób. Dlatego też mocno się do
niego przytuliła. Nawet, jeśli była mu obca i nieistotna, to wciąż była
człowiekiem, który może dawać ciepło.
-Będzie do…
-Shintarou!
Chłopak odsunął się od niej tak szybko, jakby ktoś wylał mu
na głowę wiadro zimnej wody. Wstał, i Yuna ze zdumieniem zauważyła, że sięga mu
zaledwie do serca. Obróciła się, nie chcąc zostać przyłapaną na gapienie się na
jego pierś.
W ich
stronę szedł szybkim krokiem chłopak o krwiście czerwonych włosach. Kiedy
zauważyła jego oczy, cofnęła się o krok; tęczówki miały inne kolory. Na swój
sposób było to przerażające.
-Akashi?
-Shintarou? Dzięki Bogu, nic ci nie jest – Akashi stanął
obok nich. Mimo późnej pory, miał na sobie dżinsy i odprasowaną koszulę. Krawat
miał lekko poluzowany, ale wciąż na swoim miejscu.
-Akashi, co ty tutaj robisz? – zapytał podejrzliwie
Midorima.
-Jestem w Tokio w związku z pracą mojego ojca, ale to teraz
nieistotne – Akashi machnął ręką. –Lepiej powiedz mi, co się wydarzyło.
Nim jednak
Midorima był w stanie powiedzieć cokolwiek, za plecami Akashi’ego, zza rogu,
wychylił się Kagami, Kuroko, a tuż za nimi szła ich trenerka i kapitan. Nie
zdążył jednak zapytać, co też, do cholery, oni tutaj robią, kiedy Yuna rzuciła
się na Riko. Spotkały się w połowie drogi i mocno objęły.
-Midorima, dobrze widzieć, że nic ci nie jest – powiedział
Kuroko. –Akashi, co ty tutaj robisz…?
-Akurat jestem z wizytą w Tokio, już powiedziałem to
Shintarou. Dowiem się w końcu, co stało się w was…
-Midorima!
Do wszystkich zgromadzonych nagle dołączyli rodzice Takao, z
którymi wreszcie udało się skontaktować. Zasypali Midorimę pytaniami, więc
pozostali cofnęli się i skupili w grupce. Yuna wciąż obejmowała Riko, opierając
policzek na jej ramieniu.
-Cyrk na kółkach – powiedział Hyuuga, drapiąc się w kark.
Akashi gniewnie zacisnął wargi. Nie przywykł do tego, ze go
ignorowano. Mimo to, czuł jednak żal, że wraz z garstką zawodników Seirin nie
pojawił się Izuki.
-Yuna, nic ci nie jest? – zapytała Riko, głaszcząc kuzynkę
po włosach.
-Nie – mruknęła. –Tylko otarcia. Midorima też jest cały.
-Och, ulżyło mi – westchnęła trenerka Seirin.
-Opowiedz mi, co się stało, dziewczyno – polecił Akashi,
zakładając ręce na piersi.
Yuna obróciła się i opowiedziała mu wszystko, od momentu, w
którym skończyła swój trening. Chociaż oczy tego chłopaka ją przerażały, nie
bała się go aż tak, by czuć chęć ucieczki. Kiedy przywykła do tego, że mają
różne barwy, dostrzegła w nich coś więcej; zmęczenie, smutek.
Samotność.
Midorima
nie chciał wracać do kręgu wzajemnego wsparcia, jaki otoczył nieznajomą mu
dziewczynę. Nagle zrobiło mu się głupio; uratowała jego i Takao, a on nawet nie
wiedział, jak ma na imię. Przytulała go, a on nie wiedział, jak do niej mówić!
-Shintarou – powiedział Akashi sucho, kiedy wreszcie do nich
dołączył – jak czuje się twój kolega?
-Przetaczają mu krew – powiedział Midorima. –Ty – wycelował
palcem w Yunę. –Chodź ze mną na chwilę.
Riko gniewnym spojrzeniem zmierzyła Midorimę od stóp do głowy,
ale Yuna poklepała ją lekko po ramieniu i odsunęła się. Akashi również wyglądał
na zdenerwowanego tym, że nikt nie zwracał na niego uwagi.
Midorima
poprowadził Yunę korytarzem do szyby, przez którą widać było izolatkę na
OIOMie. Przyłożył rękę do szkła, jakby chciał dotknąć Takao, który leżał na
łóżku. Obok niego siedziała pielęgniarka, która delikatnie trzymała go za rękę.
Midorima widział, jak po drugiej stronie korytarza jego matka tłumaczy coś
rodzicom Takao.
-Midorima? Wszystko okej? – Yuna lekko dotknęła jego
ramienia, wyrywając chłopaka z zamyślenia.
-Tak – mruknął. Ukłonił się jej sztywno. –Dziękuję za pomoc.
Słowa nie mogą oddać tego, co czuję. Uratowałaś nas obu.
-Daj spokój, każdy by się tak zachował – zamachała szybko
rękoma, czując się głupio, kiedy tak się pochylał. –Najważniejsze, że nic ci
nie jest. Znaczy się, że zdążyłam, wiesz, nim ciebie również dźgnął. Ale gdybym
była szybsza, może twój kolega… – zerknęła ze smutkiem do wnętrza izolatki.
Takao wydawał się leżeć niczym szmaciana laleczka, z włosami rozrzuconymi w
nieładzie na białej poduszce.
-Dzięki tobie przynajmniej dostał szansę – mruknął Midorima,
prostując się. –Panno…?
-Ito. Yuna
Ito. Ale mów mi Yuna – delikatnie złapała go za rękę. –Poradzisz sobie?
Od teraz?
Midorima
poczuł, że na jego policzku pojawia się rumieniec. Szybko odwrócił wzrok, by
ukryć swoje własne zawstydzenie.
-Poradzę. Jeszcze raz dziękuję, Ito.
Akashi
gryzł się z własnymi myślami. Wpatrywał się w grupę, która stała obok, ale
wiedział, że nie jest jej częścią. Był zły, niespokojny, od kiedy Izuki
przestał mu odpisywać. Wszystkie wiadomości, jakie do niego wysłał, przeszły
bez odpowiedzi. Gdyby coś stało się złego Izuki’emu, jakoś by się dowiedział.
Jakoś.
Gdy
Midorima i dziewczyna, którą kojarzył z widzenia, wrócili, zaczął wsłuchiwać
się w rozmowę. Zastanawiał się, skąd ją zna, i w końcu na to wpadł.
Zawody w kyūdō!
-Dlaczego Takao? – Kagami głośno zapytał o to, o czym
myśleli wszyscy. –Nie jest członkiem tego waszego Pokolenia.
-Może to nie ten sam morderca? – Riko pozwoliła, by Hyuuga
objął ją za ramiona. Czuła się wtedy pewniej.
-Nie sądzę. Sama metoda też jest inna – powiedział kapitan
Seirin. –Naśladowca?
-Bluza! – krzyknął nagle Midorima i wszyscy spojrzeli na
niego. Mijająca ich pielęgniarka syknęła, ze mają być cicho, podczas kiedy
Midorima uderzył pięścią w ścianę. –To wszystko moja wina – wymamrotał
zduszonym głosem.
Usiadł na krzesełku i ukrył twarz
w dłoniach. Riko spojrzała na Hyuugę i już otwierała usta, by coś powiedzieć do
Midorimy, jako jego senpai, zapanować nad sytuacją, kiedy Yuna usiadła obok
zawodnika Shūtoku. Trenerka Seirin była zaskoczona,
widząc, jak jej kuzynka delikatnie obejmuje swoim ramieniem ramiona Midorimy. Czy
coś ich łączyło?
-Moja bluza. Takao nie wziął swojej,
więc pożyczyłem mu moją. Potrzebowałem zaświadczenie z sekretariatu, więc
wychodziłem nie, jak zawsze, z sali, tylko głównym wejściem. On wychodził z
szatni. W mojej bluzie.
-Ten psychol zapewne się pomylił –
powiedział cicho Kagami, czując współczucie dla Midorimy. Nie wyobrażał sobie
nawet, jakie to uczucie mieć na rękach czyjąś krew.
-Wziął Takao za mnie. I kiedy się
zorientował, zamiast go uprowadzić, zaatakował – dokończył cicho Midorima.
-To nie twoja wina – szepnęła Yuna.
–Nie zrobiłeś nic złego.
Nawet jeśli to, co mówiła, było
prawdą, Midorima i tak czuł się winny. To on powinien leżeć teraz w izolatce i
walczyć o życie, nie Takao. On nie zawinił niczym. Jedyne, co zrobił, to
próbował się z nim zaprzyjaźnić.
-Czy ktoś z was ma grupę krwi zero?
– wyszeptał. –Takao potrzebuje transfuzji, nie wiem, jak wielu jeszcze.
-Hmm. Z tego, co pamiętam, Teppei ma
taką grupę – zaczęła Riko. –I Furihata.
-Kiyoshi odpada jako dawca, jest
teraz na lekach. Zadzwonię do Furihaty i namówię go, żeby przyjechał – powiedział
Hyuuga.
-Dlaczego? – zapytał Midorima,
podnosząc głowę. Czuł ciepło Yuny u swojego boku. –Dlaczego mi pomagacie?
Kuroko uśmiechnął się do niego
lekko.
-Właśnie tak rozwiązuje się sprawy w
Seirin, Midorima – oznajmił łagodnie, wiedząc, że również Akashi nadstawia
uszu. –Nie zostawiamy nikogo w potrzebie. Nikogo.
W rozdziale wykorzystano piosenkę „Way back into love”
(Hugh Grant & Haley Bennett) oraz „Stand Up” (J-Min). Obie te piosenki tak
strasznie, strasznie mocno kojarzą mi się z Midorimą~
Oj biedny Takao :( Czyżby romans się szykował między Yuną i Midorimą ? ^_^ Hyuuga pewnie nie chciał Teppeia w szpitalu dlatego tak powiedział :D Ciekawe kogo zaatakuje następnie ten psychol ? Już nie mogę się doczekać nexta :*
OdpowiedzUsuńWszystko się może zdarzyć :3
UsuńNiby dlaczego go nie chciał? :D Dlaczego tak uważasz? :3
Nie że go nie lubi bo wiadomo że są przyjaciółmi ale skoro Teppei leci na Riko to wiadomo że go trafia nawet jak koło niej stoi. :D
UsuńHaha, coś w tym jest xd Bosh jak mnie w anime ten ich trójkąt denerwuje....
UsuńOch mój biedny Takao ;c trzymam kciuki za jego życie.
OdpowiedzUsuńPolubiłam Yunę ;D. Fajnie, że ktoś w końcu przytulił Midorimę :3
Świetny rozdział! <3
Takao jest słodki i uroczy :3 I ma cudowny głos <33
UsuńAww, cieszę się xd Ze wszystkich wprowadzonych przeze mnie postaci Yuna chyba najbardziej przypomina "realną" mnie, więc mam nadzieję, że jej nie znienawidzicie potem xD
Dziękuję :3
Rozdział mi się podobał. Fajnie by było gdyby Takao umarł *Q*
OdpowiedzUsuń+ Masz wielki plus za J-min - Stand up.
Ukochana piosenka z ukochanej dramy.
Mój borze ♥
Uuu, uważaj, bo zaraz się zlecą fanki Takao i będzie bolało xD
UsuńHah ^^ Zakochałam się w tej piosence, chociaż wolę japońską wersję Hana Kimi (TOMA FUCKING IKUTA i Ore wa Homo ja nai!!). Ale Stand Up to teraz mój dzwonek na telefon <333
Trudno XDDD
OdpowiedzUsuńNiech Takao ginie XD
Mój borze, Stand Up kochałam najbardziej, kiedy wychodziła drama For You in Full Blossom. Z Minho. Jejku ♥
A japońskiej nie słuchałam. XD
Aaa, myślałam, że mówisz o dramie :D Bo ja tę piosenkę usłyszałam jako fragment ost z koreanskiej adaptacji Hana Kimi :3 Koreńskich nie oglądam, wolę japońskie (chociaż swego czasu widziało się to i owo i przez Ciebie znów mam ochotę pooglądac xd)
Usuń<3 Kocham to opowiadanie. Masz naprawdę świetny styl. Bardzo przyjemnie się czyta. Brawo za wyobraźnię! Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Pisz dalej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo, dużo weny i chęci do dalszego pisania :D
Shady ;P
Awww *u* dziękuję :3
UsuńPiszę, piszę :D Zaplanowanych rozdziałów jest do 40 (jak narazie), więc spokojnie :D
No kochana.. dobrnęłam do aktualności !
OdpowiedzUsuńZaczynając od początku... świetna fabuła. Mimo że zazwyczaj nie przepadam ze kryminalnymi wątkami to tutaj mi strasznie przypadł do gustu :)
Trenerka kapitan.... no cóż zaskoczenia nie było, ale jak na pierwsze heteryki jakie czytam to jest wspaniale ;)
Będe miła i poproszę...
Niech Takao nie ginie... nawet badzo proszę.
No dobrze, już się nie rozpisuję, ale wiesz, ja rozumiem że morderca grasuje itp... ale moje serducho musi zawołać - rozwiń wątek Kuroko Kagami !
Wiesz, że uwielbiam <3
I wybacz brak ładu i składu w tym czymś zwanym komemtarzem, ale jest późno xD
UsuńCieszę się, że Ci się podoba :D
UsuńHyuuRiko to podstawa, nie ma innej opcji :3
Co do Takao, to zobaczymy :3
Haha xd WIEM :P (trzeba ich wiecej pisać xd), rozwinę, rozwinę, już wkrótce :3
Nie przepraszaj, jak widzę, o której pisałaś do mnie na gg to wooo, ja tak do późna to tylko w weekendy siedze jak mam wenę (ostatnio konczylam rozdział o 4 nad ranem xD)
mój Takao :( chociaż... wolę tego z Cesarstwa :D jest taki mrrr i w ogóle :D no i to tyle, bo tak :D
OdpowiedzUsuńHaha xd jedni chcą Takao martwego, inni żywego... xD
Usuńtu możesz z nim robić, co chcesz. ale tam on ma być żywy i psychiczny x3
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest bardzo wzruszający... Midorima miał być kolejna ofiara tego psychopaty, a przez pomyłkę został ktoś inny za niego wzięty.... jakie szczęście, że była Yuna na miejscu przeszkodziła....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Mido aaaawwww. Kurka ale jego no Takao no mam nadzieje ze przeżyję...
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo wzruszający... to Midorima miał być kolejna ofiarą tego psychopaty... a przez pomyłkę ktoś inny został za niego wzięty.... jakie szczęście, że była Yuna na miejscu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, wzruszający... jak się okazało to Midorima miał być kolejna ofiarą psychopaty... ale pomyłkę ktoś inny został za niego wzięty.... wielkie szczęście, że była Yuna w pobliżu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza