(Nie mam
dokąd uciec)
They love to watch me fall
(Pragną ujrzeć mój upadek)
They think they know it all
They love to watch me fall
(Pragną ujrzeć mój upadek)
They think they know it all
Hyuuga postanowił wynagrodzić
Riko ostatnie tygodnie, gdzie przez śmierć Momoi, Murasakibary i atak na Takao,
całkiem nie mieli czasu ani na nadrobienie jej urodzin, ani na żadną porządną
randkę; w dodatku zrezygnowali ze wspólnych wakacji. Dlatego tez zaprosił ją w
sobotę do wesołego miasteczka.
Zjawił się
pod jej domem punktualnie. Niestety, drzwi otworzył mu Kagetora, a Hyuuga
poczuł, jak w dół kręgosłupa schodzi mu zimny, nieprzyjemny dreszcz.
-Dzień dobry, panie Aida – powiedział, uśmiechając się tak,
jakby było mu niedobrze.
-Cześć, czterooki. Najchętniej potrzymałbym cię na dworze,
ale mój skarb byłby na mnie zły. Wejdź – otworzył szerzej drzwi, zapraszając go
do środka.
Po chwili
obaj stali w holu, a atmosferę można było kroić nożem. Hyuuga wpatrywał się w
czubek swoich adidasów, zastanawiając się, czy ojciec Riko wie, co działo się
tutaj podczas jego nieobecności. To, że jeszcze żył i oddychał, świadczyło o
tym, że Riko nic nie powiedziała i Hyuuga poczuł ulgę.
-Ostatnio rzadko zjawiasz się na siłowni. Zaniedbujesz
kondycję, czterooki?
-Nie, panie Aida. Ostatnio mam mało wolnego czasu.
I coraz więcej skurczy, dodał w myślach. Coraz
częściej martwił się o swoją kondycję. Mama zorganizowała mu wizytę u lekarza,
o której nie powiedział Riko, po której dostał skierowanie na kompleksowe
badania w szpitalu (o czym też jej jeszcze nie powiedział).
-Domyślam się. Tyle dzieciaków zginęło – Kagetora zapalił
papierosa i zamyślił się. –Coś wisi w powietrzu.
-Przysięgam, że będę pilnował Riko – zapewnił go żarliwie.
-Wiem, że będziesz – Kagetora ciężko westchnął.
-Tatusiu, prosiłam, żebyś nie palił w domu – jęknęła Riko,
zbiegając po schodach. W przelocie pocałowała Hyuugę w policzek i sięgnęła po
swoje buty.
-Wiem, wiem – Kagetora zgasił papierosa w popielniczce.
–Dokąd się wybieracie?
-Do wesołego miasteczka. Wrócę wieczorem – pomachała ojcu,
złapała Hyuugę za rękaw kurtki i wyciągnęła z domu.
Złapali się
za ręce, gdy tylko jej dom zniknął im z oczu. Hyuuga skierował ich kroki w
stronę miejsca, w którym zaparkował auto. Oboje cieszyli się, że dopisała im
dziś pogoda. Wiosenne słońce oświetlało ciepłymi promieniami cały ich świat, a
na niebie nie było ani jednej chmurki. Idealny dzień na idealną randkę.
-Grosik za twoje myśli – powiedziała Riko, głaszcząc
kciukiem wierzch jego dłoni.
-Hmm? A. Tak tylko myślę, że mamy bardzo ładny dzień na
randkę.
Riko uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-Masz rację. Dzisiaj naprawdę ładna pogoda.
Nagle oboje
zaczęli chichotać. Spotykali się ze sobą już długo, a rozmawiali o pogodzie.
Hyuuga pochylił się i pocałował Riko wpierw w nos, a potem w usta.
-Sprawmy, żeby ten dzień był jak najlepszy.
Oczywiście,
Hyuuga miał takie szczęście, że musieli spotkać kogoś znajomego. Ku zdumieniu
zarówno jego, jak i Riko, przy wejściu do wesołego miasteczka natknęli się nie
dosyć, że na całą swoją drużynę (prócz Tsuchidy, który wraz ze swoją dziewczyną
pojechał na weekend w góry), to w dodatku zauważyli tam jeszcze Midorimę, który
nerwowo zerkał na zegarek, Aomine z Sumire, a także Kasamatsu i Kise. Gdzieś w
tle był również Imayoshi, Sakurai, a Fukuda uparł się, że widział Hanamiyę.
-Możemy udawać, że ich nie znamy? – jęknął Hyuuga, a Riko
pocieszająco poklepała go po plecach.
-Za późno, zauważyli nas. Hej, chłopaki.
-Cześć, trenerze – Kagami, Kuroko, Makoto i Koganei zawołali
chórem, podczas kiedy Mitobe uniósł do góry kciuk i uśmiechnął się do nich.
–Cześć kapitanie!
-Hej wam – pozdrowił ich gestem.
-Myślałem, że wesołe miasteczko to dla dzieci – Izuki, który
pojawił się znikąd, dźgnął Hyuugę w plecy. Ten wzdrygnął się i odwrócił, gniewnie
marszcząc brwi.
-Od czasu do czasu można się zabawić – oznajmił kapitan.
Riko ujęła go pod ramię i uśmiechnęła się do swoich chłopców.
-Ewentualnie przyjść na randkę, co? – Izuki był wobec nich
bezlitosny. –Chłopaki, zostawmy ich, nie będziemy przecież przeszkadzać,
prawda?
Izuki
wiedział, że Hyuuga chciałby pobyć z Riko sam na sam. Ale zazwyczaj nie miał ku
temu okazji, bo drużyna towarzyszyła im wszędzie. Z jednej strony sami chcieli,
by pomiędzy nimi jako parą, a pozostałymi było tak jak dawniej, żeby ich
związek niczego nie zmieniał, ale z drugiej, każda para chciała trochę czasu
dla siebie. Poza tym, Izuki chciałby, żeby chociaż oni mogli się swobodnie
zrelaksować w swoim towarzystwie, a nie uważać na każdy krok i każde słowo, jak
on i Akashi.
Zacisnął
pięść i uśmiechnął się mimowolnie. Mimo, że musieli się ukrywać, nie żałował
ani minuty spędzonej w jego towarzystwie. Akashi okazał się nie tylko dobrym
koszykarzem czy inteligentnym chłopakiem, ale przede wszystkim pokazał, że coś
czuje. I Izuki uderzał w te uczucia, poznając Akashi’ego tak, jak jeszcze nikt
nigdy go nie chciał poznać.
-Ej, ziemia do Izuki’ego! – Hyuuga lekko trącił go łokciem.
–Gdzie jest Kiyoshi?
-C-co? Aa, już w środku. Ma randkę.
-COOO?! – zawołał jednocześnie Hyuuga z Riko. –Z kim?!
-Poznał jakąś dziewczynę na rehabilitacji i umówili się na
randkę – poinformował ich Koganei. –Nic wam nie powiedział?
-Ani słowa! – Riko była święcie oburzona. –Już ja mu natrę
uszu!
Chłopcy roześmiali się, co tylko spotęgowało jej irytację. Nawet
kiedy wchodzili na teren wesołego miasteczka, wciąż jeszcze ciskała nad nimi
gromy, podczas kiedy oni dalej żartowali. Hyuuga odetchnął głęboko; dzień jak
co dzień. Cieszył się, że ich ma i mimo tego, że jego Idealna Randka nie
wypaliła, to i tak czekał ich przyjemny dzien.
Sumire
wsunęła dłoń w dłoń Aomine i uśmiechnęła się szeroko, kiedy na nią spojrzał. To
był jego pomysł, żeby ją tutaj zabrać i dobrze wiedział, że nie mogła się tego
doczekać. Czuł się trochę niezręcznie; nigdy nie zaprosił kogoś na randkę. Nie
liczył swoich spotkań z Satsuki, bo to tak, jakby szedł na spacer z siostrą. A
tymczasem Sumire była dla niego kimś innym, chociaż, co go rozbawiło, zauważył,
że tak samo pożądliwie zerka na pluszaki jak Satsuki. Postanowił, że potem jakiegoś
dla niej wygra. Widział w filmach, jak podczas takich wypadów chłopcy wygrywają
takie zabawki dla swoich dziewczyn.
Nagle
uderzyła go myśl, że przecież on jest jej chłopakiem. Mieszkali ze sobą,
opiekowali się sobą nawzajem, sypiali ze sobą. Co prawda, w szkole nie trzymali
się za ręce, nawet nie zdradzali się słowem, że łączy ich coś więcej niż
przyjaźń. Część osób wiedziała, że ze sobą mieszkają (m.in. Wakamatsu i
pozostali członkowie drużyny), ale nikt nie wiedział, że byli ze sobą w
związku. By jakoś ten związek określić, Aomine doszedł do wniosku, że coś musi
jej podarować. Tylko co? Podrapał się w brodę wolną ręką. Swoje zdjęcie
oprawione w ramkę! Tak, to był najlepszy pomysł, jaki przyszedł mu do głowy.
Sumire powinna patrzeć na niego cały czas, żeby przypadkiem nie pomyślała
sobie, że może się związać z kimś innym!
-Daiki? – pociągnęła go lekko za rękę.
-Co?
-Zamyśliłeś się – przesunęła palcem po jego nosie, aż do
miejsca, gdzie marszczyły się jego brwi. –Coś nie tak?
-Nie, wszystko w porządku. Chodź!
Midorima zacisnął zęby. Nie mógł uwierzyć w to, że kiedy
wreszcie zdobył się na to, by zadzwonić do Yuny i zaprosić ją gdzieś, z własnej
woli, a nie przez małe, chytre knowania Takao, ona go wystawiła. Najpierw sama
wybrała wesołe miasteczko (w Internecie wyczytał bowiem, że mimo iż to on
proponuje spotkanie, powinien jej pozwolić wybrać miejsce). Skoro już tu był,
to w sumie mógł wejść, potem opisze Takao, co ciekawego tu widział (aczkolwiek
przemyśli to, bo pewnie Takao będzie chciał, by tu przyszli we dwóch).
-Midorima! – usłyszał, gdy już miał odejść z umówionego
miejsca. Obejrzał się i zauważył Yunę, która machała do niego. Za rączkę
trzymała małą dziewczynkę, która wierzchem dłoni ocierała sobie oczy.
Podszedł do nich, zastanawiając się, o co chodzi. Kiedy
znalazł się bliżej, odkrył, że Yuna jest bledsza niż zwykle.
-Od kilkunastu minut szukamy jej mamy – wyszeptała, zerkając
zatroskana na dziewczynkę. –Z tego wszystkiego zapomniałam do ciebie zadzwonić.
Przepraszam!
-Nie szkodzi – mruknął. Spojrzał najpierw na dziecko, potem
na Yunę, potem znowu na dziecko. Nawet nie musiał pytać, by domyślić się całej
historii. Westchnął ciężko. –Chodźmy do biura obsługi, mogą nadać komunikat.
Chwilę
później odnaleźli centrum obsługi. Tam miła kobieta zajęła się dziewczynką, a
jej partner zaczął nadawać komunikat. Podziękował również im obojgu, a Yuna
tylko się uśmiechnęła. Pożegnała się z dziewczynką i odeszła.
Midorima
obserwował ją cały ten czas. Odkrył, że lubi na nią patrzeć. Czy miała na sobie
mundurek, czy coś innego (jak teraz, błękitną sukienkę do kolan i sandały na
koturnie), wyglądała świeżo i uroczo.
-Oooj, co się tak zamyśliłeś? – stanęła obok niego i, w
charakterystyczny dla siebie sposób, przechyliła głowę. –Oha Asa przewidziała
dzisiaj dla ciebie pecha?
-Nie. Nie przewidziała. Sprawdzałaś rano?
-Nie. Wiesz, że ja w to nie wierzę – puściła mu oczko i
ruszyła przodem, ale zerkała na niego przez ramię.
Oha Asa przewidziała, że moim szczęśliwym kolorem jest
dzisiaj błękit, pomyślał. Nie przypuszczał jednak, że szczęście przynosić
mu będzie również osoba, która ten błękit będzie miała na sobie.
Hyuuga nie
mógł zaprzeczyć temu, że bawił się naprawdę dobrze. Najpierw poszli na dużą
karuzelę, po której Kuroko zakręciło się w głowie i wraz z Kagamim siedział na
ławce, podczas kiedy reszta zdecydowała się na jeszcze jedną rundę. Na początku
miał obawy, że nikt nie będzie się w stanie zrelaksować po tym, co ostatnio się
działo, ale pozostali musieli myśleć podobnie jak on: chwytaj dzień, ciesz
się, póki możesz. Wystarczyło, by spojrzał na piszczącego Makoto czy
roześmianego Koganei’a, albo kiedy jego oczy spotykały spokojnego, ale
szczęśliwego Mitobe, czuł, jak i jego ogarnia radość.
-Chodźmy teraz na kolejkę górską! – zawołał Izuki.
-Albo do gabinetu luster! – wtrącił Kawahara.
-Labirynt Przerażenia! – wrzasnął Koganei, unosząc rękę.
-Labirynt czego? – jęknęła Riko.
-Taki zamek strachów, tylko bardziej skomplikowany –
wyjaśnił jej Koga. –Trzeba przejść przez system niekończących się korytarzy i strachów,
wyskakujących ze ścian i podłogi i sufitu! Jak się zgubisz, to jeszcze gorzej,
bo nim odnajdziesz właściwą drogę, może minąć nawet godzina! Podobno to
najnowsze tego typu miejsce w całej Japonii!
-Naprawdę napaliłeś się na tę atrakcję – zauważył Makoto,
który wiedział, że za żadne skarby tego świata nie wejdzie do Labiryntu.
-Oczywiście. No dalej, nie dajcie się namawiać.
-Myślę, że bardziej klimatycznie będzie pójść tam jak się
ściemni – zauważył Furihata.
-O! To jest dobry pomysł! – Koganei odtańczył dookoła niego
mały taniec, podskakując z ekscytacji. Mitobe przyglądał się temu z uśmiechem
nie tylko na ustach; przede wszystkim uśmiechały się jego oczy.
Kuroko nie
był przekonany co do Labiryntu, ale chciał robić to, co reszta. Poza tym, dopóki
obok siebie miał Kagami’ego, wszystko było w porządku. Teraz wybrali się do
gabinetu luster. Najbardziej rozbawiło go to lustro, w którym on był wysoki, a
Kagami malutki. Kątem oka zauważył, że Kagami również się śmieje.
-Wyglądasz na prawie tak wielkiego, jak ja – zauważył Taiga.
-Prawie – Kuroko znów przyjrzał się uważnie ich wspólnemu
odbiciu. W tle słyszał, jak Koganei śmieje się z grubego odbicia Hyuugi.
-Jesteś wielki – Kagami położył mu dłoń na głowie i czule
poczochrał jego włosy.
-Ktoś nas może zauważyć – szepnął Kuroko, rumieniąc się
lekko.
-Tetsu, moglibyśmy im powiedzieć – mruknął Taiga, ale zabrał
dłoń. Czy było coś złego w tym, że się kochali? Że chcieli być ze sobą? Czy ich
związek różnił się czymś od związku kapitana i trenerki?
Kasamatsu wpakował sobie do ust kolejny kawałek waty
cukrowej. Idący obok niego Kise nie dosyć, że lekko podskakiwał przy każdym
kroku, to jeszcze szczebiotał coś wesoło, co chwila pokazując na coś palcem,
jakby miał siedem, a nie siedemnaście lat. Mimo to, nie mógł się na niego
złościć. Wręcz przeciwnie; cieszył się, że Kise wciąż potrafi się cieszyć z tak
małych rzeczy. Yukio nigdy więcej nie chciał patrzeć na jego łzy, które paliły
jego duszę. Tak bardzo chciał, żeby Kise skończył już szkołę i wprowadził się do
niego; czułby się lepiej, mogąc mieć na niego oko cały czas.
-Kasamatsucchi!
-Jezu, mówiłem, żebyś tak do mnie nie mówił, kretynie –
jęknął. –Co?
-Chodźmy na kolejkę!
-Pod jednym warunkiem – Kasamatsu westchnął ciężko.
-Jakim, jakim?
Naprawdę, czasem Kise brakowało tylko puszystego, psiego
ogona, którym majtałby na wszystkie strony.
-Nie będziesz piszczał!
Midorima zerknął w bok. Idąca po jego lewej stronie Yuna
wyglądała na zadowoloną. Odhaczył „nastrój” na liście, którą miał w głowie. To
randkowanie wcale nie było takie ciężkie, jak myślał, że będzie.
-Chcesz coś zjeść? – zagadnął, kiedy mijali kawiarnię, która
znajdowała się w przyjemnym, małym zagajniku. Atrakcją było to, że nazywała się
„Zaczarowany las”, a wśród drzew rozwieszono wróżki.
-Napiłabym się kawy – odparła i nagle złapała go za rękę.
Midorima poczuł, że lekko się rumieni, ale nim zdążył otworzyć usta (na sekundę
go zatkało), Yuna pokazała mu coś. –Zobacz! – zawołała, podekscytowana. –Kot!
-C-co?
-Prawdziwy! Chodź!
-Ej, koty drapią! Nie lubię kotów!
Mimo to nie oparł się, gdy pociągnęła go za sobą. Jej drobne
palce wydawały się zaciskać na jego dłoni jak imadło, a mimo to nie czuł bólu,
tylko przyjemne ciepło.
Yuna kucnęła przy kocie, który grzał się na plamie słońca
niedaleko tabliczki „Kot jest mieszkańcem Parku, opiekują się nim Pracownicy”.
Bez wahania wyciągnęła do niego rękę i podrapała za uchem. Sierściuch
przewrócił się na plecy i nadstawił gruby brzuszek do głaskania. Yuna
zachichotała i zerknęła na Midorimę.
-Drapią, co?
-Zobaczysz! To taki mały zdrajca, zaraz ci zrobi krzywdę –
poprawił okulary, dumnie zadzierając nos.
Yuna tylko przechyliła lekko głowę, a potem złapała go mocno
za nadgarstek i pociągnęła w dół, by kucnął obok niej.
Midorima nie wierzył w to, co się działo; dziewczyna
delikatnie nakryła jego dłoń swoją i kierowała na sierść kota. Kiedy poczuł pod
palcami miękkie futerko, wzdrygnął się, ale Yuna na niego syknęła.
-Koty są jak ludzie – powiedziała cicho, głaszcząc ręką
Midorimy kota. –Jeśli wyczuje, że go nie lubisz, albo że się go boisz, to wtedy
cię zaatakuje. Ale jeśli będziesz nastawiony przyjaźnie, sam widzisz.
Midorima wiedział, że ona w tym momencie nie patrzy na
niego. Patrzyła na kota, ale miał wrażenie, że nie widzi zwierzęcia; że jej
myśli błądzą gdzieś bardzo, bardzo daleko. Mimo to, on nie mógł oderwać od niej
wzroku. To, co robiła z jego sercem, doprowadzało go do szału. Dostanie przez
nią zawału. Albo arytmii.
Albo tego i tego!
Sumire dyskretnie otarła serwetką usta i westchnęła cicho.
Aomine wciąż jadł; kiedy spojrzał na nią, bez słowa, podsunęła mu to, czego
sama nie dała rady już zjeść. Pokazał jej tylko uniesiony kciuk i wrócił do
jedzenia. Dziewczyna przyglądała mu się z uśmiechem; przyjemnie było widzieć,
że odzyskał apetyt. Może dużo z tym wspólnego miało to, że cały dzień spędzili
na świeżym powietrzu, no i Aomine nie wybrał ani jednej spokojnej atrakcji. Na
kolejce górskiej byli cztery razy, a jemu wciąż było mało.
-Ubrudziłeś się – powiedziała cicho i kciukiem otarła mu
kącik ust. Nim zdążyła go wytrzeć w serwetkę, Aomine lekko pocałował jej palec.
Sumire zrobiła się czerwona.
-Daiki! – pisnęła, rozglądając się, czy nikt im się nie
przygląda.
-No co? – mruknął, uśmiechając się leniwie.
-Ktoś może nas zau…
-Aominecchi! Sumirecchi!
-O Boże – jęknął Aomine.
Kise
szybkim krokiem szedł do ich stolika. Tuż za nim, z zastawioną tacą, szedł jego
były kapitan, Kasamatsu. Nie pytając o zgodę, obaj się do nich przysiedli,
chociaż nikogo prócz nich nie było w tej knajpie. Sumire jednak wydawała się z
tego powodu cieszyć, więc Aomine nie protestował.
-Byliście już na kolejce górskiej? – zapytał ich. Nie
wiedział, czemu, ale położył rękę na oparciu krzesła Sumire, wyraźnie im
sugerując, że należy do niego. Zazdrość była dla niego nowym uczuciem.
Kasamatsu uniósł rękę i pokazał im wbite w nią paznokcie.
Zerknął karcąco na Kise, który, zawstydzony, podrapał się w kark.
-Byliśmy – oznajmił Yukio.
-Czadowo! Tylko strasznie wysoko! – zawołał Kise.
-Kise, to jest kolejka górska – Aomine spojrzał na niego.
Jego oczy błyszczały. –Musi być wysoko!
-Ale nie tak, Aominecchi!
-A właśnie, że tak!
Kasamatsu uśmiechnął się przepraszająco do Sumire, ale ona
tylko pokręciła głową. Zamówiła dla siebie kolejną szklankę soku i wdała się w
rozmowę z Kasamatsu o studiach, podczas kiedy Aomine i Kise spierali się o to,
czy kolejka górska powinna być wysoka czy nie.
Hyuuga nachylił się i polizał czubek lodów Riko. Dziewczyna
uszczypnęła go w ramię, ale zrobiła to na tyle delikatnie, by nie wyrządzić mu
krzywdy.
-Nie chciałeś swoich – mruknęła, ale nie cofnęła dłoni ze
słodyczami. Wręcz przeciwnie; podsunęła mu je bliżej.
-Swoje, twoje, moje. Nasze – podsumował. –Zresztą, chciałem
tylko spróbować.
-I tak ty płaciłeś – bąknęła, rumieniąc się. –Za wszystko.
Hyuuga…
-Cicho. To mimo wszystko wciąż nasza randka, okej?
-Ej, gołąbeczki! – Izuki pomachał do nich z ogródka
restauracji. Wszyscy siedzieli przy stoliku. Jak zawsze, najwięcej jedzenia
miał przed sobą Kagami, a i tak śmieci dookoła niego świadczyły o tym, że
połowę porcji już zjadł.
-Gdzie wy poszliście po te lody? Na drugi koniec parku? Nie
ma was i nie ma, zaczynaliśmy się martwić – powiedział Makoto.
-Była kolejka – wyjaśnił Hyuuga.
-Nie zamawialiśmy nic dla was – Izuki podsunął jednak
Hyuudze swoje frytki.
-Spoko – odparł kapitan, pakując sobie kilka do ust. –Nie jestem głodny.
-Spoko – odparł kapitan, pakując sobie kilka do ust. –Nie jestem głodny.
-Oooch – Izuki zmarszczył brwi, patrząc na niego. –Ej,
cicho! Patrzcie, to Kiyoshi!
Całe Seirin
wychyliło się, udowadniając, że słowo „dyskrecja” jest im obce i nieznane.
Otaksowali wzrokiem swojego przyjaciela i towarzyszącą mu dziewczynę o krótkich
włosach. Rozmawiali o czymś, nachylając się ku sobie.
-No, no. Wyrabia się chłopak – powiedział Koganei.
-Dobrze dla niego – dodał Izuki.
-Nie bądźcie złośliwi – zganiła ich Riko, w myślach planując
podwójną randkę dla Teppei’a i jego dziewczyny oraz dla niej i Hyuugi. Chciała
wiedzieć o tej dziewczynie wszystko!
Kiedy
Kagami w końcu się najadł, skierowali swoje kroki do Labiryntu Przerażenia.
Powoli zmierzchało i robiło się chłodno. Riko wyjęła swój sweterek i otuliła
się nim, po czym złapała Hyuugę za rękę.
-Nie musimy tam wchodzić, wiesz? – zapytał, gdy zostali
trochę z tyłu.
-Wiem, że ty chcesz iść. Cały dzień spełniałeś wszystkie
moje życzenia, Junpei. Ja mogę wejść z tobą do tego…miejsca… bo wiem, że to
wszystko tam jest udawane. Swoją drogą, co do udawania. Twoje łydki. Statystyki
ci spadły. Coś się dzieje, o czym mi nie powiedziałeś?
-Riko, możemy o tym porozmawiać jutro? – ścisnął jej dłoń.
–Dzisiaj nie rozmawiamy o koszykówce, tak?
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Skoro unikał tematu, coś
musiało być na rzeczy.
-Dobrze. Jutro. Nie odpuszczę!
Przy
wejściu spotkali Aomine z Sumire i Kise z Kasamatsu. Pomachali im na
przywitanie, a oni podeszli bliżej. Przez chwilę wymieniali grzecznościowe
pytania o to, co słychać i jak podobało im się dotychczas wesołe miasteczko.
Zarówno Kise, jak i Aomine, cały czas mówili o kolejce górskiej. Kuroko
roześmiany opowiadał im, jak on i Kagami również przejechali się kilka razy,
podczas kiedy Makoto po pierwszym razie kolejne dziesięć minut spędził
trzymając Hyuugę za dół bluzy i uspokajając się.
-Nasza kolej – zawołała do nich Riko, a Sumire pomachała.
–Chodźcie, chłopaki!
Midorima i Yuna zbliżali się już
do końca Labiryntu. Chłopak czuł się mile połechtany, kiedy coś wyskakiwało zza
rogu, a dziewczyna przysuwała się coraz bliżej i bliżej niego. Kolejna pozycja,
którą odhaczył na swojej liście. Jeśli czuła się przy nim bezpieczna, to
dobrze, bardzo dobrze.
-Aj! – pisnęła, kiedy w półmroku coś mokrego dotknęło jej
nogi. Wtuliła twarz w koszulkę Midorimy i przez chwilę pozwalała, by klepał ją
po głowie.
Zauważyła, że gdy ona go obejmowała, on niezręcznie robił to
samo. Była z niego dumna; przyjemnie też było czuć dookoła siebie jego ramiona.
-Midorima?
-Tak?
Dlaczego jego serce nagle zaczęło bić tak szybko?
Yuna lekko uniosła głowę i zamknęła oczy. Midorima przełknął
ślinę. Jeszcze nigdy się nie całował. Nigdy – nigdy. Nie wiedział, jak
to zrobić, co nie oznaczało, że tego nie chciał. Zapewne było to ciekawe
doświadczenie, świadczące o rozwoju. Ale lekki ciężar w żołądku, jaki czuł,
uświadamiał mu, że w tym momencie logika się kończy. Teraz musiał czuć.
Jak nigdy jeszcze nie czul. Niepewnie pochylił głowę i już miał musnąć jej
wargi swoimi, kiedy ciszę dookoła nich przerwał krzyk pełen bólu i przerażenia.
A potem zapadła ciemność.
W rozdziale wykorzystano piosenkę „Me against the World”
(Simple Plan) oraz„Demons” (Imagine Dragons).
Za tydzień kolejna część (i obiecane lekkie
AoKaga xD)
Ohohoho uwielbiam jak coś się kończy zdaniem "a potem zapadła ciemność" <33
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, bardzo przyjemnie się go czytało :D
haha xd Ciemność to widzę xd (głównie odnośnie moich egzaminów.. sesja to złooo~)
UsuńDziękuję :3
To życzę, żebyś ujrzała światełko i dobrze Ci poszły :D
OdpowiedzUsuńhaha xd (nie) dziękuję xD Dobrze, że mam rozdziały do przodu napisane xD
OdpowiedzUsuńPrzez Kisecchiego z ogonkiem jak u psa nie moglam sie skupic na reszcie rozdzialu xD
OdpowiedzUsuńJuz nawet nie zwracam uwagi na samo zakonczenie bo przyzwyczailam sie do tego, ze jestes sadystka.
Przyznaje, ze sa wyjatkowo inteligentni by isc do takiego labirytnu, gdy poluje na nich morderca. :3
(Moje KagaKurodiowe serducho ucieszylo sie na LEKKIE AoKaga).
Demooons, jak ja ta piosenke kocham <3
xoxo,
KagaKuro!
Trąbka!
OdpowiedzUsuńHuehue xd Ej no serio, ja go czasem widzę jako takiego wesołego labradora :D
Oj od razu sadystka. Sadyzm się zacznie wkrótce :*
Haha XD Wiesz, myśleli że są bezpieczni wśród ludzi, nie? Nie są sami w labiryncie, tam są setki ludzi... ;)
(Oj bardzo Lekkie, spokojnie, KagaKuro i AoKise 4Ever)
Sadyzmu to Ty zaznasz jak Cię odwiedzę xDD
UsuńWsród ludzi, z których jeden może być mordercą, nie?
For Ever Ever Ever EVER ! ;)
KagaKuro!
Trąbka!
UsuńNo może być, może i nie ;3 nie są tam sami xD No i z drugiej strony, skąd wiesz, że to morderca uderzy? ;D
Ej ale czemu sadyzmu? Jak ja planuję już jakie ciasto zrobić i wgl... :|
Skrzypce!
UsuńPewnie, niech ktoś się podszywa pod morderce...albo jeszcze lepiej niech to Kurokocchi krzyczy jak go Kagami nastraszył albo GDZIEŚ złapał, albo Kisecchi z kapitanem....
Za gorąco na moją głowę.
Kontrabas!
UsuńOj Kurokocchi będzie krzyczał xd oj będzie... xd
Fortepian!
UsuńAj ta perwersja...
Ukulele!
UsuńA czy ja powiedziałam, że z radości będzie krzyczal? XD
Trójkąt!
UsuńNie no, pewnie go trochę najpierw poboli XD
Cymbał(ki)!
UsuńHaha xD
No przez najbliższe tygodnie będzie bolało... xd
Klarnet!
UsuńOhoo, Kagami pójdzie na całość XD
No nie wiem, czy mu lekarz pozwoli.. xD
UsuńWróciłam.
OdpowiedzUsuńWiem, że mam przed sobą dwa rozdziały jeszcze, ale grzechem byłoby nie skomentowanie tego.
Oke~
Hyuuga i Riko oraz Midorima i Yuna, hehehs, nie obchodzą mnie, jednak przyjemnie się czytało o związku zielonego. Taka odmiana, bo w żadnym ff nigdy nie wiedziałam, że miał dziewczynę XD
Eh, KagaKuro jakoś okay, nie było nic wielkiego, ale zawsze się krzywię, gdy widzę Aomine z tą laską ;////
Za to Kasamatsu i Kise!!!!!
Jejku, kocham, gdy myśli o tym, że chce go obok siebie itepe itede, a zaraz nazywa go idiotą/kretynem/whateve~
tak bardzo to wielbię
O koniec nie muszę się zbytnio martwić, jeszcze dzisiaj chcę przeczytać następne :3
Witam,
OdpowiedzUsuńwszyscy postanowili wybrać się do wesołego miasteczka, już myślałam, że spokojnie, a tu czyżby ten psychol się pojawił....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, wszyscy wybrali się do wesołego miasteczka... czyżby ten psychol się pojawił tutaj...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, wszyscy to wybrali się do wesołego miasteczka...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza