sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 23. Labirynt (cz. 1)


Hyuuga postanowił wynagrodzić Riko ostatnie tygodnie, gdzie przez śmierć Momoi, Murasakibary i atak na Takao, całkiem nie mieli czasu ani na nadrobienie jej urodzin, ani na żadną porządną randkę; w dodatku zrezygnowali ze wspólnych wakacji. Dlatego tez zaprosił ją w sobotę do wesołego miasteczka.
            Zjawił się pod jej domem punktualnie. Niestety, drzwi otworzył mu Kagetora, a Hyuuga poczuł, jak w dół kręgosłupa schodzi mu zimny, nieprzyjemny dreszcz.
-Dzień dobry, panie Aida – powiedział, uśmiechając się tak, jakby było mu niedobrze.
-Cześć, czterooki. Najchętniej potrzymałbym cię na dworze, ale mój skarb byłby na mnie zły. Wejdź – otworzył szerzej drzwi, zapraszając go do środka.
            Po chwili obaj stali w holu, a atmosferę można było kroić nożem. Hyuuga wpatrywał się w czubek swoich adidasów, zastanawiając się, czy ojciec Riko wie, co działo się tutaj podczas jego nieobecności. To, że jeszcze żył i oddychał, świadczyło o tym, że Riko nic nie powiedziała i Hyuuga poczuł ulgę.
-Ostatnio rzadko zjawiasz się na siłowni. Zaniedbujesz kondycję, czterooki?
-Nie, panie Aida. Ostatnio mam mało wolnego czasu.
I coraz więcej skurczy, dodał w myślach. Coraz częściej martwił się o swoją kondycję. Mama zorganizowała mu wizytę u lekarza, o której nie powiedział Riko, po której dostał skierowanie na kompleksowe badania w szpitalu (o czym też jej jeszcze nie powiedział).
-Domyślam się. Tyle dzieciaków zginęło – Kagetora zapalił papierosa i zamyślił się. –Coś wisi w powietrzu.
-Przysięgam, że będę pilnował Riko – zapewnił go żarliwie.
-Wiem, że będziesz – Kagetora ciężko westchnął.
-Tatusiu, prosiłam, żebyś nie palił w domu – jęknęła Riko, zbiegając po schodach. W przelocie pocałowała Hyuugę w policzek i sięgnęła po swoje buty.
-Wiem, wiem – Kagetora zgasił papierosa w popielniczce. –Dokąd się wybieracie?
-Do wesołego miasteczka. Wrócę wieczorem – pomachała ojcu, złapała Hyuugę za rękaw kurtki i wyciągnęła z domu.
            Złapali się za ręce, gdy tylko jej dom zniknął im z oczu. Hyuuga skierował ich kroki w stronę miejsca, w którym zaparkował auto. Oboje cieszyli się, że dopisała im dziś pogoda. Wiosenne słońce oświetlało ciepłymi promieniami cały ich świat, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Idealny dzień na idealną randkę.
-Grosik za twoje myśli – powiedziała Riko, głaszcząc kciukiem wierzch jego dłoni.
-Hmm? A. Tak tylko myślę, że mamy bardzo ładny dzień na randkę.
Riko uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-Masz rację. Dzisiaj naprawdę ładna pogoda.
            Nagle oboje zaczęli chichotać. Spotykali się ze sobą już długo, a rozmawiali o pogodzie. Hyuuga pochylił się i pocałował Riko wpierw w nos, a potem w usta.
-Sprawmy, żeby ten dzień był jak najlepszy.

            Oczywiście, Hyuuga miał takie szczęście, że musieli spotkać kogoś znajomego. Ku zdumieniu zarówno jego, jak i Riko, przy wejściu do wesołego miasteczka natknęli się nie dosyć, że na całą swoją drużynę (prócz Tsuchidy, który wraz ze swoją dziewczyną pojechał na weekend w góry), to w dodatku zauważyli tam jeszcze Midorimę, który nerwowo zerkał na zegarek, Aomine z Sumire, a także Kasamatsu i Kise. Gdzieś w tle był również Imayoshi, Sakurai, a Fukuda uparł się, że widział Hanamiyę.
-Możemy udawać, że ich nie znamy? – jęknął Hyuuga, a Riko pocieszająco poklepała go po plecach.
-Za późno, zauważyli nas. Hej, chłopaki.
-Cześć, trenerze – Kagami, Kuroko, Makoto i Koganei zawołali chórem, podczas kiedy Mitobe uniósł do góry kciuk i uśmiechnął się do nich. –Cześć kapitanie!
-Hej wam – pozdrowił ich gestem.
-Myślałem, że wesołe miasteczko to dla dzieci – Izuki, który pojawił się znikąd, dźgnął Hyuugę w plecy. Ten wzdrygnął się i odwrócił, gniewnie marszcząc brwi.
-Od czasu do czasu można się zabawić – oznajmił kapitan. Riko ujęła go pod ramię i uśmiechnęła się do swoich chłopców.
-Ewentualnie przyjść na randkę, co? – Izuki był wobec nich bezlitosny. –Chłopaki, zostawmy ich, nie będziemy przecież przeszkadzać, prawda?
            Izuki wiedział, że Hyuuga chciałby pobyć z Riko sam na sam. Ale zazwyczaj nie miał ku temu okazji, bo drużyna towarzyszyła im wszędzie. Z jednej strony sami chcieli, by pomiędzy nimi jako parą, a pozostałymi było tak jak dawniej, żeby ich związek niczego nie zmieniał, ale z drugiej, każda para chciała trochę czasu dla siebie. Poza tym, Izuki chciałby, żeby chociaż oni mogli się swobodnie zrelaksować w swoim towarzystwie, a nie uważać na każdy krok i każde słowo, jak on i Akashi.
            Zacisnął pięść i uśmiechnął się mimowolnie. Mimo, że musieli się ukrywać, nie żałował ani minuty spędzonej w jego towarzystwie. Akashi okazał się nie tylko dobrym koszykarzem czy inteligentnym chłopakiem, ale przede wszystkim pokazał, że coś czuje. I Izuki uderzał w te uczucia, poznając Akashi’ego tak, jak jeszcze nikt nigdy go nie chciał poznać.
-Ej, ziemia do Izuki’ego! – Hyuuga lekko trącił go łokciem. –Gdzie jest Kiyoshi?
-C-co? Aa, już w środku. Ma randkę.
-COOO?! – zawołał jednocześnie Hyuuga z Riko. –Z kim?!
-Poznał jakąś dziewczynę na rehabilitacji i umówili się na randkę – poinformował ich Koganei. –Nic wam nie powiedział?
-Ani słowa! – Riko była święcie oburzona. –Już ja mu natrę uszu!
Chłopcy roześmiali się, co tylko spotęgowało jej irytację. Nawet kiedy wchodzili na teren wesołego miasteczka, wciąż jeszcze ciskała nad nimi gromy, podczas kiedy oni dalej żartowali. Hyuuga odetchnął głęboko; dzień jak co dzień. Cieszył się, że ich ma i mimo tego, że jego Idealna Randka nie wypaliła, to i tak czekał ich przyjemny dzien.

            Sumire wsunęła dłoń w dłoń Aomine i uśmiechnęła się szeroko, kiedy na nią spojrzał. To był jego pomysł, żeby ją tutaj zabrać i dobrze wiedział, że nie mogła się tego doczekać. Czuł się trochę niezręcznie; nigdy nie zaprosił kogoś na randkę. Nie liczył swoich spotkań z Satsuki, bo to tak, jakby szedł na spacer z siostrą. A tymczasem Sumire była dla niego kimś innym, chociaż, co go rozbawiło, zauważył, że tak samo pożądliwie zerka na pluszaki jak Satsuki. Postanowił, że potem jakiegoś dla niej wygra. Widział w filmach, jak podczas takich wypadów chłopcy wygrywają takie zabawki dla swoich dziewczyn.
            Nagle uderzyła go myśl, że przecież on jest jej chłopakiem. Mieszkali ze sobą, opiekowali się sobą nawzajem, sypiali ze sobą. Co prawda, w szkole nie trzymali się za ręce, nawet nie zdradzali się słowem, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń. Część osób wiedziała, że ze sobą mieszkają (m.in. Wakamatsu i pozostali członkowie drużyny), ale nikt nie wiedział, że byli ze sobą w związku. By jakoś ten związek określić, Aomine doszedł do wniosku, że coś musi jej podarować. Tylko co? Podrapał się w brodę wolną ręką. Swoje zdjęcie oprawione w ramkę! Tak, to był najlepszy pomysł, jaki przyszedł mu do głowy. Sumire powinna patrzeć na niego cały czas, żeby przypadkiem nie pomyślała sobie, że może się związać z kimś innym!
-Daiki? – pociągnęła go lekko za rękę.
-Co?
-Zamyśliłeś się – przesunęła palcem po jego nosie, aż do miejsca, gdzie marszczyły się jego brwi. –Coś nie tak?
-Nie, wszystko w porządku. Chodź!

Midorima zacisnął zęby. Nie mógł uwierzyć w to, że kiedy wreszcie zdobył się na to, by zadzwonić do Yuny i zaprosić ją gdzieś, z własnej woli, a nie przez małe, chytre knowania Takao, ona go wystawiła. Najpierw sama wybrała wesołe miasteczko (w Internecie wyczytał bowiem, że mimo iż to on proponuje spotkanie, powinien jej pozwolić wybrać miejsce). Skoro już tu był, to w sumie mógł wejść, potem opisze Takao, co ciekawego tu widział (aczkolwiek przemyśli to, bo pewnie Takao będzie chciał, by tu przyszli we dwóch).
-Midorima! – usłyszał, gdy już miał odejść z umówionego miejsca. Obejrzał się i zauważył Yunę, która machała do niego. Za rączkę trzymała małą dziewczynkę, która wierzchem dłoni ocierała sobie oczy.
Podszedł do nich, zastanawiając się, o co chodzi. Kiedy znalazł się bliżej, odkrył, że Yuna jest bledsza niż zwykle.
-Od kilkunastu minut szukamy jej mamy – wyszeptała, zerkając zatroskana na dziewczynkę. –Z tego wszystkiego zapomniałam do ciebie zadzwonić. Przepraszam!
-Nie szkodzi – mruknął. Spojrzał najpierw na dziecko, potem na Yunę, potem znowu na dziecko. Nawet nie musiał pytać, by domyślić się całej historii. Westchnął ciężko. –Chodźmy do biura obsługi, mogą nadać komunikat.
            Chwilę później odnaleźli centrum obsługi. Tam miła kobieta zajęła się dziewczynką, a jej partner zaczął nadawać komunikat. Podziękował również im obojgu, a Yuna tylko się uśmiechnęła. Pożegnała się z dziewczynką i odeszła.
            Midorima obserwował ją cały ten czas. Odkrył, że lubi na nią patrzeć. Czy miała na sobie mundurek, czy coś innego (jak teraz, błękitną sukienkę do kolan i sandały na koturnie), wyglądała świeżo i uroczo.
-Oooj, co się tak zamyśliłeś? – stanęła obok niego i, w charakterystyczny dla siebie sposób, przechyliła głowę. –Oha Asa przewidziała dzisiaj dla ciebie pecha?
-Nie. Nie przewidziała. Sprawdzałaś rano?
-Nie. Wiesz, że ja w to nie wierzę – puściła mu oczko i ruszyła przodem, ale zerkała na niego przez ramię.
Oha Asa przewidziała, że moim szczęśliwym kolorem jest dzisiaj błękit, pomyślał. Nie przypuszczał jednak, że szczęście przynosić mu będzie również osoba, która ten błękit będzie miała na sobie.

            Hyuuga nie mógł zaprzeczyć temu, że bawił się naprawdę dobrze. Najpierw poszli na dużą karuzelę, po której Kuroko zakręciło się w głowie i wraz z Kagamim siedział na ławce, podczas kiedy reszta zdecydowała się na jeszcze jedną rundę. Na początku miał obawy, że nikt nie będzie się w stanie zrelaksować po tym, co ostatnio się działo, ale pozostali musieli myśleć podobnie jak on: chwytaj dzień, ciesz się, póki możesz. Wystarczyło, by spojrzał na piszczącego Makoto czy roześmianego Koganei’a, albo kiedy jego oczy spotykały spokojnego, ale szczęśliwego Mitobe, czuł, jak i jego ogarnia radość.
-Chodźmy teraz na kolejkę górską! – zawołał Izuki.
-Albo do gabinetu luster! – wtrącił Kawahara.
-Labirynt Przerażenia! – wrzasnął Koganei, unosząc rękę.
-Labirynt czego? – jęknęła Riko.
-Taki zamek strachów, tylko bardziej skomplikowany – wyjaśnił jej Koga. –Trzeba przejść przez system niekończących się korytarzy i strachów, wyskakujących ze ścian i podłogi i sufitu! Jak się zgubisz, to jeszcze gorzej, bo nim odnajdziesz właściwą drogę, może minąć nawet godzina! Podobno to najnowsze tego typu miejsce w całej Japonii!
-Naprawdę napaliłeś się na tę atrakcję – zauważył Makoto, który wiedział, że za żadne skarby tego świata nie wejdzie do Labiryntu.
-Oczywiście. No dalej, nie dajcie się namawiać.
-Myślę, że bardziej klimatycznie będzie pójść tam jak się ściemni – zauważył Furihata.
-O! To jest dobry pomysł! – Koganei odtańczył dookoła niego mały taniec, podskakując z ekscytacji. Mitobe przyglądał się temu z uśmiechem nie tylko na ustach; przede wszystkim uśmiechały się jego oczy.

            Kuroko nie był przekonany co do Labiryntu, ale chciał robić to, co reszta. Poza tym, dopóki obok siebie miał Kagami’ego, wszystko było w porządku. Teraz wybrali się do gabinetu luster. Najbardziej rozbawiło go to lustro, w którym on był wysoki, a Kagami malutki. Kątem oka zauważył, że Kagami również się śmieje.
-Wyglądasz na prawie tak wielkiego, jak ja – zauważył Taiga.
-Prawie – Kuroko znów przyjrzał się uważnie ich wspólnemu odbiciu. W tle słyszał, jak Koganei śmieje się z grubego odbicia Hyuugi.
-Jesteś wielki – Kagami położył mu dłoń na głowie i czule poczochrał jego włosy.
-Ktoś nas może zauważyć – szepnął Kuroko, rumieniąc się lekko.
-Tetsu, moglibyśmy im powiedzieć – mruknął Taiga, ale zabrał dłoń. Czy było coś złego w tym, że się kochali? Że chcieli być ze sobą? Czy ich związek różnił się czymś od związku kapitana i trenerki?

Kasamatsu wpakował sobie do ust kolejny kawałek waty cukrowej. Idący obok niego Kise nie dosyć, że lekko podskakiwał przy każdym kroku, to jeszcze szczebiotał coś wesoło, co chwila pokazując na coś palcem, jakby miał siedem, a nie siedemnaście lat. Mimo to, nie mógł się na niego złościć. Wręcz przeciwnie; cieszył się, że Kise wciąż potrafi się cieszyć z tak małych rzeczy. Yukio nigdy więcej nie chciał patrzeć na jego łzy, które paliły jego duszę. Tak bardzo chciał, żeby Kise skończył już szkołę i wprowadził się do niego; czułby się lepiej, mogąc mieć na niego oko cały czas.
-Kasamatsucchi!
-Jezu, mówiłem, żebyś tak do mnie nie mówił, kretynie – jęknął. –Co?
-Chodźmy na kolejkę!
-Pod jednym warunkiem – Kasamatsu westchnął ciężko.
-Jakim, jakim?
Naprawdę, czasem Kise brakowało tylko puszystego, psiego ogona, którym majtałby na wszystkie strony.
-Nie będziesz piszczał!

Midorima zerknął w bok. Idąca po jego lewej stronie Yuna wyglądała na zadowoloną. Odhaczył „nastrój” na liście, którą miał w głowie. To randkowanie wcale nie było takie ciężkie, jak myślał, że będzie.
-Chcesz coś zjeść? – zagadnął, kiedy mijali kawiarnię, która znajdowała się w przyjemnym, małym zagajniku. Atrakcją było to, że nazywała się „Zaczarowany las”, a wśród drzew rozwieszono wróżki.
-Napiłabym się kawy – odparła i nagle złapała go za rękę. Midorima poczuł, że lekko się rumieni, ale nim zdążył otworzyć usta (na sekundę go zatkało), Yuna pokazała mu coś. –Zobacz! – zawołała, podekscytowana. –Kot!
-C-co?
-Prawdziwy! Chodź!
-Ej, koty drapią! Nie lubię kotów!
Mimo to nie oparł się, gdy pociągnęła go za sobą. Jej drobne palce wydawały się zaciskać na jego dłoni jak imadło, a mimo to nie czuł bólu, tylko przyjemne ciepło.
Yuna kucnęła przy kocie, który grzał się na plamie słońca niedaleko tabliczki „Kot jest mieszkańcem Parku, opiekują się nim Pracownicy”. Bez wahania wyciągnęła do niego rękę i podrapała za uchem. Sierściuch przewrócił się na plecy i nadstawił gruby brzuszek do głaskania. Yuna zachichotała i zerknęła na Midorimę.
-Drapią, co?
-Zobaczysz! To taki mały zdrajca, zaraz ci zrobi krzywdę – poprawił okulary, dumnie zadzierając nos.
Yuna tylko przechyliła lekko głowę, a potem złapała go mocno za nadgarstek i pociągnęła w dół, by kucnął obok niej.
Midorima nie wierzył w to, co się działo; dziewczyna delikatnie nakryła jego dłoń swoją i kierowała na sierść kota. Kiedy poczuł pod palcami miękkie futerko, wzdrygnął się, ale Yuna na niego syknęła.
-Koty są jak ludzie – powiedziała cicho, głaszcząc ręką Midorimy kota. –Jeśli wyczuje, że go nie lubisz, albo że się go boisz, to wtedy cię zaatakuje. Ale jeśli będziesz nastawiony przyjaźnie, sam widzisz.
Midorima wiedział, że ona w tym momencie nie patrzy na niego. Patrzyła na kota, ale miał wrażenie, że nie widzi zwierzęcia; że jej myśli błądzą gdzieś bardzo, bardzo daleko. Mimo to, on nie mógł oderwać od niej wzroku. To, co robiła z jego sercem, doprowadzało go do szału. Dostanie przez nią zawału. Albo arytmii.
Albo tego i tego!

Sumire dyskretnie otarła serwetką usta i westchnęła cicho. Aomine wciąż jadł; kiedy spojrzał na nią, bez słowa, podsunęła mu to, czego sama nie dała rady już zjeść. Pokazał jej tylko uniesiony kciuk i wrócił do jedzenia. Dziewczyna przyglądała mu się z uśmiechem; przyjemnie było widzieć, że odzyskał apetyt. Może dużo z tym wspólnego miało to, że cały dzień spędzili na świeżym powietrzu, no i Aomine nie wybrał ani jednej spokojnej atrakcji. Na kolejce górskiej byli cztery razy, a jemu wciąż było mało.
-Ubrudziłeś się – powiedziała cicho i kciukiem otarła mu kącik ust. Nim zdążyła go wytrzeć w serwetkę, Aomine lekko pocałował jej palec.
Sumire zrobiła się czerwona.
-Daiki! – pisnęła, rozglądając się, czy nikt im się nie przygląda.
-No co? – mruknął, uśmiechając się leniwie.
-Ktoś może nas zau…
-Aominecchi! Sumirecchi!
-O Boże – jęknął Aomine.
            Kise szybkim krokiem szedł do ich stolika. Tuż za nim, z zastawioną tacą, szedł jego były kapitan, Kasamatsu. Nie pytając o zgodę, obaj się do nich przysiedli, chociaż nikogo prócz nich nie było w tej knajpie. Sumire jednak wydawała się z tego powodu cieszyć, więc Aomine nie protestował.
-Byliście już na kolejce górskiej? – zapytał ich. Nie wiedział, czemu, ale położył rękę na oparciu krzesła Sumire, wyraźnie im sugerując, że należy do niego. Zazdrość była dla niego nowym uczuciem.
Kasamatsu uniósł rękę i pokazał im wbite w nią paznokcie. Zerknął karcąco na Kise, który, zawstydzony, podrapał się w kark.
-Byliśmy – oznajmił Yukio.
-Czadowo! Tylko strasznie wysoko! – zawołał Kise.
-Kise, to jest kolejka górska – Aomine spojrzał na niego. Jego oczy błyszczały. –Musi być wysoko!
-Ale nie tak, Aominecchi!
-A właśnie, że tak!
Kasamatsu uśmiechnął się przepraszająco do Sumire, ale ona tylko pokręciła głową. Zamówiła dla siebie kolejną szklankę soku i wdała się w rozmowę z Kasamatsu o studiach, podczas kiedy Aomine i Kise spierali się o to, czy kolejka górska powinna być wysoka czy nie.

Hyuuga nachylił się i polizał czubek lodów Riko. Dziewczyna uszczypnęła go w ramię, ale zrobiła to na tyle delikatnie, by nie wyrządzić mu krzywdy.
-Nie chciałeś swoich – mruknęła, ale nie cofnęła dłoni ze słodyczami. Wręcz przeciwnie; podsunęła mu je bliżej.
-Swoje, twoje, moje. Nasze – podsumował. –Zresztą, chciałem tylko spróbować.
-I tak ty płaciłeś – bąknęła, rumieniąc się. –Za wszystko. Hyuuga…
-Cicho. To mimo wszystko wciąż nasza randka, okej?
-Ej, gołąbeczki! – Izuki pomachał do nich z ogródka restauracji. Wszyscy siedzieli przy stoliku. Jak zawsze, najwięcej jedzenia miał przed sobą Kagami, a i tak śmieci dookoła niego świadczyły o tym, że połowę porcji już zjadł.
-Gdzie wy poszliście po te lody? Na drugi koniec parku? Nie ma was i nie ma, zaczynaliśmy się martwić – powiedział Makoto.
-Była kolejka – wyjaśnił Hyuuga.
-Nie zamawialiśmy nic dla was – Izuki podsunął jednak Hyuudze swoje frytki.
-Spoko – odparł kapitan, pakując sobie kilka do ust. –Nie jestem głodny.
-Oooch – Izuki zmarszczył brwi, patrząc na niego. –Ej, cicho! Patrzcie, to Kiyoshi!
            Całe Seirin wychyliło się, udowadniając, że słowo „dyskrecja” jest im obce i nieznane. Otaksowali wzrokiem swojego przyjaciela i towarzyszącą mu dziewczynę o krótkich włosach. Rozmawiali o czymś, nachylając się ku sobie.
-No, no. Wyrabia się chłopak – powiedział Koganei.
-Dobrze dla niego – dodał Izuki.
-Nie bądźcie złośliwi – zganiła ich Riko, w myślach planując podwójną randkę dla Teppei’a i jego dziewczyny oraz dla niej i Hyuugi. Chciała wiedzieć o tej dziewczynie wszystko!

            Kiedy Kagami w końcu się najadł, skierowali swoje kroki do Labiryntu Przerażenia. Powoli zmierzchało i robiło się chłodno. Riko wyjęła swój sweterek i otuliła się nim, po czym złapała Hyuugę za rękę.
-Nie musimy tam wchodzić, wiesz? – zapytał, gdy zostali trochę z tyłu.
-Wiem, że ty chcesz iść. Cały dzień spełniałeś wszystkie moje życzenia, Junpei. Ja mogę wejść z tobą do tego…miejsca… bo wiem, że to wszystko tam jest udawane. Swoją drogą, co do udawania. Twoje łydki. Statystyki ci spadły. Coś się dzieje, o czym mi nie powiedziałeś?
-Riko, możemy o tym porozmawiać jutro? – ścisnął jej dłoń. –Dzisiaj nie rozmawiamy o koszykówce, tak?
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Skoro unikał tematu, coś musiało być na rzeczy.
-Dobrze. Jutro. Nie odpuszczę!

            Przy wejściu spotkali Aomine z Sumire i Kise z Kasamatsu. Pomachali im na przywitanie, a oni podeszli bliżej. Przez chwilę wymieniali grzecznościowe pytania o to, co słychać i jak podobało im się dotychczas wesołe miasteczko. Zarówno Kise, jak i Aomine, cały czas mówili o kolejce górskiej. Kuroko roześmiany opowiadał im, jak on i Kagami również przejechali się kilka razy, podczas kiedy Makoto po pierwszym razie kolejne dziesięć minut spędził trzymając Hyuugę za dół bluzy i uspokajając się.
-Nasza kolej – zawołała do nich Riko, a Sumire pomachała. –Chodźcie, chłopaki!

Midorima i Yuna zbliżali się już do końca Labiryntu. Chłopak czuł się mile połechtany, kiedy coś wyskakiwało zza rogu, a dziewczyna przysuwała się coraz bliżej i bliżej niego. Kolejna pozycja, którą odhaczył na swojej liście. Jeśli czuła się przy nim bezpieczna, to dobrze, bardzo dobrze.
-Aj! – pisnęła, kiedy w półmroku coś mokrego dotknęło jej nogi. Wtuliła twarz w koszulkę Midorimy i przez chwilę pozwalała, by klepał ją po głowie.
Zauważyła, że gdy ona go obejmowała, on niezręcznie robił to samo. Była z niego dumna; przyjemnie też było czuć dookoła siebie jego ramiona.
-Midorima?
-Tak?
Dlaczego jego serce nagle zaczęło bić tak szybko?
Yuna lekko uniosła głowę i zamknęła oczy. Midorima przełknął ślinę. Jeszcze nigdy się nie całował. Nigdy – nigdy. Nie wiedział, jak to zrobić, co nie oznaczało, że tego nie chciał. Zapewne było to ciekawe doświadczenie, świadczące o rozwoju. Ale lekki ciężar w żołądku, jaki czuł, uświadamiał mu, że w tym momencie logika się kończy. Teraz musiał czuć. Jak nigdy jeszcze nie czul. Niepewnie pochylił głowę i już miał musnąć jej wargi swoimi, kiedy ciszę dookoła nich przerwał krzyk pełen bólu i przerażenia.
A potem zapadła ciemność.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Me against the World” (Simple Plan) oraz„Demons” (Imagine Dragons). 
Za tydzień kolejna część (i obiecane lekkie AoKaga xD)

20 komentarzy:

  1. Ohohoho uwielbiam jak coś się kończy zdaniem "a potem zapadła ciemność" <33
    Super rozdział, bardzo przyjemnie się go czytało :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha xd Ciemność to widzę xd (głównie odnośnie moich egzaminów.. sesja to złooo~)
      Dziękuję :3

      Usuń
  2. To życzę, żebyś ujrzała światełko i dobrze Ci poszły :D

    OdpowiedzUsuń
  3. haha xd (nie) dziękuję xD Dobrze, że mam rozdziały do przodu napisane xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez Kisecchiego z ogonkiem jak u psa nie moglam sie skupic na reszcie rozdzialu xD
    Juz nawet nie zwracam uwagi na samo zakonczenie bo przyzwyczailam sie do tego, ze jestes sadystka.
    Przyznaje, ze sa wyjatkowo inteligentni by isc do takiego labirytnu, gdy poluje na nich morderca. :3
    (Moje KagaKurodiowe serducho ucieszylo sie na LEKKIE AoKaga).
    Demooons, jak ja ta piosenke kocham <3
    xoxo,
    KagaKuro!

    OdpowiedzUsuń
  5. Trąbka!
    Huehue xd Ej no serio, ja go czasem widzę jako takiego wesołego labradora :D
    Oj od razu sadystka. Sadyzm się zacznie wkrótce :*
    Haha XD Wiesz, myśleli że są bezpieczni wśród ludzi, nie? Nie są sami w labiryncie, tam są setki ludzi... ;)
    (Oj bardzo Lekkie, spokojnie, KagaKuro i AoKise 4Ever)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sadyzmu to Ty zaznasz jak Cię odwiedzę xDD
      Wsród ludzi, z których jeden może być mordercą, nie?
      For Ever Ever Ever EVER ! ;)
      KagaKuro!

      Usuń
    2. Trąbka!
      No może być, może i nie ;3 nie są tam sami xD No i z drugiej strony, skąd wiesz, że to morderca uderzy? ;D
      Ej ale czemu sadyzmu? Jak ja planuję już jakie ciasto zrobić i wgl... :|

      Usuń
    3. Skrzypce!
      Pewnie, niech ktoś się podszywa pod morderce...albo jeszcze lepiej niech to Kurokocchi krzyczy jak go Kagami nastraszył albo GDZIEŚ złapał, albo Kisecchi z kapitanem....
      Za gorąco na moją głowę.

      Usuń
    4. Kontrabas!
      Oj Kurokocchi będzie krzyczał xd oj będzie... xd

      Usuń
    5. Fortepian!
      Aj ta perwersja...

      Usuń
    6. Ukulele!
      A czy ja powiedziałam, że z radości będzie krzyczal? XD

      Usuń
    7. Trójkąt!
      Nie no, pewnie go trochę najpierw poboli XD

      Usuń
    8. Cymbał(ki)!
      Haha xD
      No przez najbliższe tygodnie będzie bolało... xd

      Usuń
    9. Klarnet!
      Ohoo, Kagami pójdzie na całość XD

      Usuń
    10. No nie wiem, czy mu lekarz pozwoli.. xD

      Usuń
  6. Wróciłam.
    Wiem, że mam przed sobą dwa rozdziały jeszcze, ale grzechem byłoby nie skomentowanie tego.
    Oke~
    Hyuuga i Riko oraz Midorima i Yuna, hehehs, nie obchodzą mnie, jednak przyjemnie się czytało o związku zielonego. Taka odmiana, bo w żadnym ff nigdy nie wiedziałam, że miał dziewczynę XD
    Eh, KagaKuro jakoś okay, nie było nic wielkiego, ale zawsze się krzywię, gdy widzę Aomine z tą laską ;////
    Za to Kasamatsu i Kise!!!!!
    Jejku, kocham, gdy myśli o tym, że chce go obok siebie itepe itede, a zaraz nazywa go idiotą/kretynem/whateve~
    tak bardzo to wielbię

    O koniec nie muszę się zbytnio martwić, jeszcze dzisiaj chcę przeczytać następne :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    wszyscy postanowili wybrać się do wesołego miasteczka, już myślałam, że spokojnie, a tu czyżby ten psychol się pojawił....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    cudownie, wszyscy wybrali się do wesołego miasteczka... czyżby ten psychol się pojawił tutaj...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejeczka,
    cudownie, wszyscy to wybrali się do wesołego miasteczka...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń