niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 22. Jak ogień i woda.



Midorima wszedł do szkoły, jak zawsze, dwadzieścia minut przed treningiem, by się rozgrzać i przygotować, nim reszta się tutaj zjawi. Dziwnie czuł się na hali gimnastycznej, kiedy nie towarzyszył mu Takao. Jakoś tak przyzwyczaił się do jego obecności, nawet, jeśli tylko go irytowała.
            Ku jego zdumieniu, szatni zauważył torby swoich starszych kolegów z drużyny, a z pobliskiej hali dobiegał go gwar rozmów. Nim się przebrał, poszedł sprawdzić, co się dzieje.

            Spotkała go mało przyjemna niespodzianka. Praktycznie cała hala była zapełniona krzesłami, a pod ścianami, na drabinach, uczniowie rozwieszali transparenty. Midorima zamrugał nerwowo; nie wiedział, co się tutaj dzieje. W tym samym momencie jego kapitan, Ōtsubo, dotknął jego ramienia.
-Dobrze, że jednak przyszedłeś, Midorima. Przydasz się.
-Jednak? – uniósł brwi, nie pozwalając się prowadzić dalej w głąb sali.
-Dzień Inauguracyjny dla nowych uczniów. Powiesiłem informację w szatni, pewnie jej nie widziałeś przez…przez to, co ostatnio się działo – poklepał go po ramieniu. –Jesteś wysoki, może pomożesz dziewczynom przy rozwiesz… o cholera – mruknął, słysząc pisk i upadek drabiny.
            Midorima zareagował odruchowo; szybko pokonał dzielący ich dystans i złapał Yunę, nim zdążyła uderzyć w ziemię. Wyglądało to tak, jak w filmach romantycznych; po prostu wpadła mu w ramiona, obejmując go odruchowo za szyję. Mniej filmowe było to, że obojgu na chwilę zaparło dech w płucach
-Przepraszam – mruknęła Yuna, patrząc mu w oczy.
            Świat na chwilę zatrzymał się dla nich obojga. Patrzyli na siebie, a Midorima trzymał ją tak, jak gdyby nic nie ważyła, a jej miejsce zawsze było przy nim. Jakby to nie było nic nowego, że ją złapał. Nawet Ōtsubo był zaskoczony tym, jak szybko Midorima zareagował. Nim ktokolwiek zdążył chociażby się poruszyć po pisku tej dziewczyny, on trzymał ją już w ramionach.
-Nic ci nie jest, Ito? – zapytał sucho, próbując poradzić sobie z ciepłem, które go zalało, gdy go obejmowała.
-Nie, dzięki tobie. Dziękuję, Midorima – szepnęła, rumieniąc się. Lekko majtnęła nogami w powietrzu. –Myślę, że możesz mnie już postawić – dodała, czerwieniejąc jeszcze bardziej.
-Racja – odparł i opuścił ją tak, by mogła stanąć o własnych siłach. –Powinnaś uważać.
-Mhm. Powinnam – westchnęła, a potem złapała go za koszulkę i pociągnęła w dół.
            Midorima zarumienił się, kiedy poczuł na policzku jej wargi. Były ciepłe i lekko wilgotne, a sam pocałunek był na tyle krótki, by skończyć się za szybko, i na tyle długi, by zapamiętał go do końca życia.

            Yuna szła do szpitala, wciskając dłonie do kieszeni sweterka. Co ją podkusiło, żeby pocałować Midorimę (nawet, jeśli tylko w policzek) na oczach tylu osób? Czy to dlatego, że kiedy ją obejmował, czuła dokładnie, jak ładnie on pachnie? Dlaczego miała ochotę wtulić nos w jego szyję i wypełnić płuca jego zapachem tak mocno, by na zawsze tam pozostał?
            Chyba nie zakochałam się w Midorimie, pomyślała, kręcąc głową. Nie, to byłoby głupie! Skup się, Yuna!
            Przyspieszyła kroku, mijając ludzi. Dzisiaj zaplanowali w szpitalu popołudnie dla Takao. Mieli się spotkać wszyscy, by dotrzymać mu towarzystwa. Miało się również zjawić parę osób z Seirin, którym Takao chciał podziękować. Nie miała czasu myśleć o Midorimie. Wiedziała, że Ōtsubo powiedział mu o spotkaniu, ale nie wiedzieli, czy Midorima się zjawi.
           
            Zjawił się.
            Nie tylko Midorima, ale Yuna miała wrażenie, że zjawiło się tutaj zdecydowanie za dużo ludzi. Jako że nie mieścili się w izolatce Takao, po ubłaganiu pielęgniarek, pozwoliły chłopakowi, na wózku, usiąść z nimi w świetlicy. Chłopak uśmiechał się, widząc, jak wielu gości do niego przyszło i jak wiele wciąż dochodziło.
            Z Seirin zjawili się wszyscy, bez wyjątku. Przynieśli ze sobą balony, a także dużo papieru. Szybko zorganizowali stoły, a dookoła nich krzesełka. Takao był pełen podziwu dla ich trenerki, która mimo niskiego wzrostu, była w stanie zapanować nad rozgardiaszem, który powstał. Ale ten chaos go cieszył, tyle życia i śmiechu dookoła niego, tęsknił za tym, uwięziony w czterech ścianach.
            Zaskoczyło go to, że wkrótce dołączył do nich Aomine Daiki, a wraz z nim pojawiło się kilku koszykarzy Tōō, a także nieznajoma dziewczyna. Za nimi nadciągnął Kise Ryouta, z drużyną Kaijou. Świetlica zrobiła się ciasna i cudownie głośna. Wszyscy po kolei podchodzili do niego i życzyli mu powrotu do zdrowia. Czuł się trochę głupio, nie mogąc nawet wstać, ale oni nie dawali mu tego odczuwać długo. Dosyć szybko poczuł się szczęśliwy.
-Jak ty ściągnęłaś tutaj tych wszystkich ludzi? – zapytał Yuny, kiedy pozostali na chwilę zainteresowali się dziećmi, które ściągnęła tutaj ciekawość. Kise i nieznajoma dziewczyna Aomine dosyć szybko usadowili maluchy przy stole i dali im papier, podczas kiedy milczący zawodnik Seirin zaczął im pokazywać, jak robić origami (papierowe żurawie).
-Szczerze? Nie wiem – przyznała. –Miała przyjść tylko Ri, jej chłopak i paru innych, którzy cię mocniej znają. O, Ri!
-Co jest? – Riko podeszła do nich, uśmiechnięta lekko. Wręczyła im kilka arkuszy papieru.
-Skąd oni się tu wzięli?
-Och. Z tego, co zrozumiałam, Hyuuga zadzwonił po Makoto, a Kuroko zadzwonił do Aomine. Aomine zadzwonił do Kise. No i obaj wzięli ze sobą swoje drużyny. To miłe, prawda?
            Takao uśmiechnął się. Chociaż ciało wciąż go nie słuchało, a wręcz co chwila bolało (odstawili mu leki przeciwbólowe, by go nie uzależnić), nie mógł powstrzymać radości. Co prawda to, że wszyscy ci ludzie się zjednoczyli, było spowodowane tragedią i śmiercią, ale mimo to oni wciąż się śmiali. On sam, chociaż z trudem, podjechał na wózku do jednego ze stołów i zaczął robić żurawia, odpowiadając na pytania Kise i jego kapitana.
            Midorima obserwował całą tę scenę, zastanawiając się, który z lekarzy ma dzisiaj dyżur, że pozwolił na coś takiego. To dezorganizowało życie całego oddziału! Wszyscy, a zwłaszcza Takao, powinni wypoczywać, a nie siedzieć w takim hałasie!
-Rozchmurz się, Midorima – Kagami oparł się o ścianę obok niego.
-Nie pytałem cię o zdanie na temat mojego nastroju – odparł, poprawiając okulary.
-Ej, nie obijaj się, Kagami! – zawołał do niego Koganei. –Mitobe nauczy cię, jak robić żurawie!
            Znów został sam, kiedy As Seirin wrócił do swoich przyjaciół. Tak było najlepiej. Midorima nie mógł przestać myśleć o tym, że nie wiadomo, czy wkrótce jedna z osób, które były na sali, nie zostanie kolejną ofiarą mordercy. Tak, lepiej się do nich nie przywiązywać.
-Przepraszam – usłyszał z boku i odruchowo zerknął w dół.
            Na wózku siedziała dziewczyna, wyglądająca na około szesnaście lat. Miała długie, kasztanowe włosy, splecione w warkocz. Orzechowe oczy spoglądały na niego ciepło.
-Tak? – burknął.
-Szukam Takao – zaczęła. –Byłam u niego w pokoju, ale pielęgniarki powiedziały mi, że przyszli jego przyjaciele i…
-Kaori! – Takao zauważył ją i Midorima zauważył, jak bardzo rozpromieniła się jego twarz. Podjechał do nich tak szybko, jak tylko dał radę (kapitan Seirin chciał mu pomóc, ale Takao podziękował mu i powiedział, ze chce być samodzielny). –Przyszłaś – powiedział, jakby z ulgą w głosie.
-Mhm – dziewczyna nerwowo spojrzała na wszystkich. –Ale chyba w złą porę, co? Przyjadę później…
-Och, daj spokój! Shina już poznałaś!
-A więc to jest twój przyjaciel? – nieznajoma wyciągnęła dłoń do Midorimy, a on musiał ją ująć. Czuł, jak zimne ma palce, a skórę delikatną niczym papier. –Jestem Kaori. Kaori Fushigi. Proszę, mów mi Kaori – dodała. –Takao tak wiele o tobie mówi.
-Och. To… miłe – Midorima spojrzał na Takao, nie wiedząc, co ma robić, ale jego partner był zbyt zajęty gapieniem się w tę dziewczynę, jakby od tego zależało jego życie. –Midorima Shintarou.
-Chodź, przedstawię cię pozostałym.
            Midorima śledził ich wzrokiem, kiedy się oddalali. Miał wrażenie, że Takao odżył w momencie, w którym pojawiła się ta dziewczyna. Dziwne…
-Ta ściana będzie stała i bez twojej pomocy – Yuna klepnęła go w ramię. –Chodź, usiądź z nami.
-Nie lubię tłumów – mruknął sucho. Nie chciał na nią patrzeć, ale pragnienie było silniejsze od niego.
            Stała obok niego, taka malutka, ubrana w dżinsy i koszulkę. Na nogach miała trampki, a włosy zebrane w koński ogon. Wyglądała jak chłopczyca, a mimo to, zapierała mu dech w piersiach. Nawet kiedy go nie dotykała, czuł na policzku jej wargi.
            Najwyższa pora zrobić sobie badania neurologiczne. Ma jakieś urojenia!
-Umiesz robić żurawie?
-Umiem.
-Więc mnie nauczysz – objęła dłońmi jego nadgarstek.
            I wtedy poczuli to oboje. Iskrę, która przeskoczyła pomiędzy nimi. Yuna poderwała głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Midorima również nie mógł oderwać od niej wzroku. Było tak, jak na sali gimnastycznej; cały świat dookoła nich przestał istnieć. Byli tylko oni.
-Powinnam… powinnam cię puścić – powiedziała Yuna, pierwsza przerywając kontakt wzrokowy.
-Powinnaś – zgodził się, ale jego głos i ton przeczyły temu stwierdzeniu. Chrząknął. –Nauczę cię.
-Czego?
-Żurawia! Chciałaś umieć robić żurawia!

            Całe popołudnie minęło zgromadzonej grupie na wesołym przekomarzaniu się. Takao trzymał wraz z nimi do końca, dopóki pielęgniarki wręcz siłą nie zaciągnęły go do pokoju i położyły do łóżka. Seirin i pozostałe drużyny pomogły posprzątać świetlicę. Żurawi zrobili tyle, że ozdobiono nimi nie tylko pokój Takao, ale również pół oddziału. Pielęgniarki, chociaż marudziły, że zrobili dużo hałasu, pod nosami ukrywały uśmiechy. Wiedziały, ze ordynator Midorima się zdenerwuje, ale mimo to, było warto. Chociażby po to, by znów widzieć uśmiech na ustach tak wielu dzieci.
            Rozstali się pod szpitalem. Każdy z nich szedł w inną stronę, parami albo większymi grupami, które miały się rozpaść po drodze. Yuna, otoczona koszykarzami Shūtoku, zmierzała w stronę swojego domu. Przysłuchiwała się ich rozmowie, wdzięczna za to, że o nic jej nie pytali. Tak jak Midorimy o nic nie pytali; oboje szli trochę z tyłu, jakby zapomniani.
-Ja skręcam tutaj – powiedziała nagle. –Do zobaczenia, chłopaki.
-Czekaj, któryś z nas cię odp…
-Ja pójdę – oznajmił głośno Midorima i, nim zdążyli odpowiedzieć, złapał Yunę za łokieć i pociągnął w boczną uliczkę.
            Przez chwilę szli w milczeniu. Midorima puścił jej łokieć, ale w pewnym momencie Yuna po prostu złapała go za rękę. Nie odepchnął jej; przez ułamek sekundy nie robił nic, ale potem zacisnął palce na jej palcach. Oboje dyskretnie odetchnęli z ulgą.
            Dla niego to była nowość. Ale przyjemna nowość; dłoń Yuny była drobna, ale ciepła, miał wrażenie, że o wiele cieplejsza od jego dłoni. I chociaż wieczór nie był zimny, skupił się na tym cieple. Nigdy nie przypuszczał, że bliskość drugiej osoby może być dla niego taka ważna. I nawet kiedy zaczęło padać, nie przejęli się tym. Szli w deszczu, dalej milcząc.
            Pierwsza odezwała się Yuna, gdy doszli do jej domu. Nie puściła jego dłoni, nawet, kiedy się zatrzymał. Pociągnęła go lekko.
-Wejdź. Jesteś przemoczony – powiedział łagodnie, chociaż i po niej spływały krople deszczu, wyglądające jak łzy.
            Nie opierał się.

            Miał wrażenie, że przez króliczą norę trafił do innego świata. Dom Yuny co prawda, wyglądał tak, jak każdy inny dom, jaki widział (może był mniejszy i skromniejszy), ale panowała w nim obca dla niego atmosfera; już od samych drzwi czuł w powietrzu zapach świeżo upieczonego chleba, kwiatów i czekolady. Na samym progu powitała ich jej matka.
            Była to drobna kobieta, o brązowych oczach i jasnych włosach. Przechyliła lekko głowę, przyglądając mu się (ten gest uświadomił mu, jak bardzo Yuna podobna jest do matki).
-Yuna?
-Mamo, to jest Midorima. Midorima, to moja mama.
-Miło cię poznać, mój drogi. Oboje jesteście przemoczeni do suchej nitki? Ojej – westchnęła, nie pytając o to, kim Midorima jest dla jej córki ani czemu przyszedł do ich domu tak późno. –Chodźcie, chodźcie. Kolacja będzie wkrótce.

            Midorima nawet nie wiedział, jak skończył pod prysznicem. Gorąca woda rozgrzewała jego ciało, a na pralce leżały suche ubrania. Mama Yuny, w ogóle nie przejmując się tym, że jest nagi, przyniosła mu świeże ręczniki, dalej o nic nie pytając. Był zdumiony kredytem zaufania, jaki miała matka wobec córki. Tym, że został przyjęty niczym stały bywalec, a nie obca osoba.
            Kiedy wyszedł z łazienki, zauważył, że Yuna czeka na niego. Również się wykąpała i przebrała. Bez słowa pokazała mu, że ma za nią iść. Szedł, przyglądając się jej mokrym włosom, splecionym w warkocz. Zastanawiał się, co ma pod bluzą i krótkimi szortami.
            Zaprowadziła go do swojego pokoju. Midorima uznał, że, jak na nią, to i tak było tutaj spokojnie. Ściany były w kolorze błękitu, a na podłodze leżał niebieski dywan. Tym, co go niepozytywnie zaskoczyło, były dwa grube koty, które spały na jej fotelu.
-Koty – mruknął, cofając się.
-Mhm. To jest Lord Mruczek, a ten tutaj to Generał Puszysty. Nie pogryzą cię, nie bój się.
-Jasne – mimo to, usiadł jak najdalej od kotów, jak tylko mógł. –Czyje to ubrania? Twojego ojca?
-Brata. Jest teraz na obozie. Jest od ciebie tylko trochę niższy, więc – wzruszyła ramionami. Zaskoczyło ją, ze Midorima tak bał się jej ulubieńców, że złamał zasadę dobrego wychowania i usiadł na jej łóżku. Mimo to sięgnęła po ręcznik i podeszła do niego. –Zdejmij okulary. Masz mokre włosy.
-Wyschną same.
-Daj spokój – mruknęła i ściągnęła mu szkła. Spojrzał na nią, mrużąc oczy. Chyba był zły, ale wyglądał tak bezbronnie i śmiesznie, kiedy marszczył nos, że Yuna się roześmiała. –Nie wyrwę ci włosów, obiecuję.
Delikatnymi ruchami zaczęła ręcznikiem go osuszać. Midorima przez chwilę burczał i fukał, ale w końcu schylił głowę tak, by mogła dosięgnąć również włosów na karku. Czuł się co najmniej dziwnie, ale nie było to nieprzyjemne uczucie. To, że ktoś o niego dbał, dotykał go subtelnie, troszczył się, nie chcąc nic w zamian, było dla niego całkiem nowe. Dodatkowo to, że Yuna stała między jego nogami, tak blisko, że czuł bijące od jej ciała ciepło, a także delikatny zapach, doprowadzało jego zmysły do szału. Ale zrzucił to na karb tego, że od kilku dni źle sypiał i jest przemęczony.
-Dlaczego? – zapytał, nie podnosząc głowy. Czuł, że jej dłonie się zatrzymały.
-Dlaczego co?
-Dlaczego robisz to wszystko. Dla Takao. Dla mnie. Co z tego masz?
-Czy coś muszę mieć? – zdziwiła się, wracając do wycierania go. –Midorima, czy nikt nigdy nie zrobił dla ciebie bezinteresownie? Nie każdy chce cię wykorzystać albo skrzywdzić – dodała łagodnie.
-Ludzie niczego nie robą bezinteresownie – a mimo to nie mogę odtrącić twojej dłoni, pomyślał, zły na siebie.
-A Takao? Myślisz, że on przyjaźni się z tobą, bo…? – znacząco zawiesiła głos. Skończyła go osuszać i zabrała ręcznik. Widząc, jak wszystkie włosy sterczą mu, przypominając gniazdo, parsknęła śmiechem, rujnując moment.
-Gramy w jednej drużynie. Jesteśmy zbliżeni wiekiem. No i chodzimy do jednej klasy.
-Ale on spędza z tobą swój wolny czas. Chodzicie razem w różne miejsca, łączy was nie tylko koszykówka – pstryknęła go lekko w nos, a Midorima burknął coś niewyraźnie. –Nie jesteś już dłużej samotny, uświadom to sobie. Pójdę po kolację.
            Gdy wyszła, Midorima zmarszczył brwi. Wiedział, że raczej nie dotrze dzisiaj do domu (mama Yuny powiedziała, ze może tutaj przenocować). Prawda była też taka, że jakkolwiek dziwnie się tutaj nie czuł, wolał to ciepłe miejsce niż pusty dom. Mimo to, zadzwonił i nagrał się na pocztę głosową siostry, mówiąc jej, że nocuje u kolegi. Kiedy skończył (wiadomość była krótka i obojętna), jego myśli mimowolnie wróciły do Yuny, kiedy tylko zauważył, jak wiele zdjęć ma w pokoju. Ona i przyjaciele, obcy mu ludzie, przy których wyglądała na szczęśliwą.
Naprawdę musiał iść na tomografię głowy, bo coś było z nim nie tak. Całkowicie pochłonęła go Yuna. Myślał o niej, lubił słuchać jej głosu. Najgorsze było to, że sprawiało mu przyjemność, gdy go dotykała. Czuł się przy niej inaczej; co prawda, bardziej poirytowany i niepewny, ale jednocześnie gdzieś w środku zalewał go spokój i pewność, że wszystko będzie okej i że może jej zaufać. I chociaż próbował być opryskliwy i niemiły, by odepchnąć ją od siebie, ona znajdowała się coraz bliżej.
-Może mam guza mózgu? – mruknął do siebie, trąc oczy. –I to wszystko to tylko moje zwidy i omamy, wywołane ciśnieniem wewnątrzczaszkowym. Tak, zape… psik, odejdź, nie podchodź, a kysz, psik, psik! – zaczął machać ręką, kiedy kot, nazwany Generałem Puszystym, usiadł obok jego stopy. Po chwili Lord Mruczek usiadł obok drugiej. Oba koty wbiły w niego spojrzenie jadowicie zielonych ślepek. Midorima podciągnął nogi i przesunął się na środek łóżka. –Psik. Psik mówiłem!
            Ale koty nie odpuszczały. Midorima w końcu oparł się o ścianę i zamknął oczy, mając nadzieję, że jeśli uda martwego, to zwierzęta się znudzą.

            Dwadzieścia minut później Yuna zastała go, śpiącego pośrodku jej łóżka. Z nosem wtulonym w poduszkę, z kolanami lekko podciągniętymi do góry, Midorima spał spokojnie, z jej dwa koty leżały obok niego, mrucząc z zadowolenia. Parsknęła śmiechem i przegoniła je, nim doprowadzą chłopaka do zawału, po czym naciągnęła na niego kołdrę. Delikatnie przeczesała mu włosy, a potem powoli musnęła palcami jego policzek.
-Yuna…? – zapytał sennie, kręcąc się lekko.
-Tak. Śpij, jesteś zmęczony – zamruczała kojąco, niczym kot. Widziała, jak Midorima walczy ze snem, jak próbuje się rozbudzić, ale zmęczenie i stres wzięły górę i w końcu zasnął.
            Yuna poczuła dziwną satysfakcję, widząc, jak chłopak oddycha spokojnie i głęboko, pogrążony we śnie. Nawet, kiedy jej matka weszła do pokoju, tylko się uśmiechnęła. Lord Mruczek i Generał Puszysty kręciły się obok jej nóg, ale obie zignorowały koty. Matka patrzyła córce w oczy.
Rozumiały się bez słów.

Praktycznie na drugim końcu Tokio, Ryouta Kise nie zasypiał, a budził się z przerażającego koszmaru. Usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach, czując, jak coś nieprzyjemnego rośnie mu w gardle. Był mokry od potu i chociaż było gorąco, czuł, jak jego ciałem wstrząsają dreszcze. Na policzkach miał łzy, które ocierał nerwowo wierchem dłoni.
Nagle poczuł, jak ktoś łapie go za nadgarstek i odciąga jego dłoń od twarzy.
-Znów koszmar? – westchnął ciężko Kasamatsu, podając mu szklankę wody. Kise wypił ją łapczywie.
-Tak – wymamrotał Kise, opuszczając głowę. –Tak się boję, senpai – szepnął. –Nie chcę umierać. Tak bardzo nie chcę umierać – łzy popłynęły na nowo. Nie panował nad nimi. Drżał.
-Opanuj się, Kise! – Kasamatsu podniósł głos, wiedząc, że tylko to zadziała. –Nigdzie się nie wybierasz, jasne?! Jesteś bezpieczny, tutaj, ze mną. Nic ci nie grozi!
Kise pociągnął nosem, przesunął się kawałek i oparł czoło na piersi swojego byłego kapitana. Poczuł, jak Kasamatsu klepie go po plecach. Zapewne czuł się niezręcznie, ale tak bardzo potrzebował teraz czegoś, co pomoże mu uświadomić sobie, że wciąż żyje.
-Bądź zawsze z kimś, Kise, a nic ci się nie stanie. Na litość boską, obiecaj mi, że nie będziesz nigdzie chodził sam – Kasamatsu mimowolnie oparł policzek o głowę Kise i przez chwilę tak siedzieli, dopóki blondyn nie dostał czkawki. Kise usiadł prosto i zarumienił się, cały czas czkając. –Co ja z tobą mam.
-Prze-epraszam – mruknął i czknął, a Kasamatsu odruchowo się uśmiechnął. Poklepał go po głowie.
-Wracaj do spania, Kise. Jutro masz rozmowę w sprawie sesji.
-Pamię-ętasz o niej?
-Zostawiłeś kartkę na lodówce, kretynie! I obiecałem jechać z tobą! – burknął poirytowany.
-A-a. No ta-ak. Prze-epraszam, że cię obu-udziłem, se-enpai.
-Nie przepraszaj – Kasamatsu pogłaskał go po włosach.
            Kiedy wrócił do swojego łóżka, wciąż czuł na skórze dotyk delikatnych, miękkich włosów Kise. To zapewne przez modeling, pomyślał, wiercąc się na materacu. I pewnie dlatego Kise miał takie długie, wręcz kobiece rzęsy.
            Nagle materac obok niego ugiął się, a Kasamatsu poczuł, że ktoś kładzie się obok. Obrócił się i zauważył Kise, który, z całą swoją dyskrecją, próbował wczołgać się pod kołdrę.
-Co ty, dziecko? – mruknął, odwracając się do niego.
-Boję się spać sam – wymamrotał Kise. –Mogę tutaj zostać?
Tyle dobrze, że już nie ma czkawki, westchnął w myślach Kasamatsu.
-No chodź – zgodził się i wkrótce tego pożałował, bo Kise wtulił się w niego mocno, wsuwając mu głowę pod brodę, a w pasie obejmując go ramieniem. Ale nie zaprotestował, kiedy usłyszał, jak młodszy chłopak głęboko wzdycha i uspokaja się.
            Wiedział, ze obaj prześpią tę noc bez koszmarów.

            Midorimę obudził uścisk w piersi. Miał wrażenie, że coś ciężkiego usiadło na nim i odebrało mu dech. Panicznie poderwał się, z cichym okrzykiem. Jego gwałtowny ruch obudził dwa koty, które zeskoczyły z łóżka, prychając wcześnie. 
To nie mój pokój, pomyślał, przerażony. Przesunął dłonią po stoliczku, szukając okularów. Przy okazji zrzucił z niego część rzeczy, robiąc jeszcze większy hałas. Wiedział jednak, że nie uspokoi się, dopóki nie zobaczy, gdzie jest; na razie świat był rozmazany.
-Midorima, co się dzieje? – do pokoju wbiegła Yuna i niemal natychmiast oparła dłonie na jego ramionach. –Miałeś zły sen?
-Yuna?
-Tak – założyła mu okulary na nos. Zamrugał kilkakrotnie, patrząc na nią nieprzytomnie. Dziewczyna chaotycznie przeczesała mu włosy palcami. –Co się dzieje? Coś cię boli? Krzyczałeś.
-Nie wiem, coś mi się śniło. Przepraszam – dopiero teraz przypomniał sobie, że jest u niej: że zasnął na jej łóżku, że przespał tu całą noc. 
-Nie przepraszaj – Yuna usiadła na brzegu łóżka i nakryła jego dłonie swoimi. –Już w porządku?
-T-tak – odwrócił wzrok, rumieniąc się lekko. Nienawidził okazywania słabości przy innych.
Uśmiechnęła się do niego spokojnie i ciepło.
-Zrobiłam śniadanie. Twoje ubrania są suche w łazience.
Kiedy wychodziła, Midorima otworzył usta, by coś powiedzieć, ale wtedy Yuna obróciła się z uśmiechem.
-Według Oha Asy jesteś dzisiaj na 3 miejscu, a twój szczęśliwy przedmiot to gumka. Na biurku leży moja, możesz ją wziąć.
            Midorima poczekał, aż kroki Yuny ucichną na schodach, po czym podciągnął kolana do brody.
            Dlaczego w jego śnie Aomine, z szaleńczym uśmiechem na twarzy, wbijał nóż prosto w serce Kuroko?


W rozdziale wykorzystano piosenkę Can't Remember To Forget You” (Shakira & Rihanna) oraz „We might be dead by tomorrow” (Soko)
Wybaczcie, że tak późno ;) Konwent był MEGA, koncert też SUPER. Jestem wymęczona i zmachana jak koń po westernie, ale szczęśliwa :3 (I zgadnijcie, kto dorobił się kubka HyuuRiko!)  

20 komentarzy:

  1. Naraszcie:) odrywało mnie od nauki to czekanie XD a sesja już za pasem
    Yuna to zaskakująca dziewczyna już sobie prawie owineła Midorime wokół palca:) ale jemu jest taka dziewczyna potrzebna, ktoś musi go rozweselać jak Takao w szpitalu
    KasaKise <3 dziękować za ten mały kawałek i czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj :( Przepraszam! Ale tyle co wróciłam do domu i odetchnęłam to wrzucałam :C
      (nie mówmy o sesji...)
      O :) No cóż ^^ On naprawdę potrzebuje dziewczyny, która go ogarnie :D (wgl oni wszyscy potrzebują ogarnięcia :P takie małe derpy xd)
      Dostaniesz wiecej xd Nie ma za co :*

      Usuń
  2. Spłoniesz za ostatnie zdanie !
    Jakie to miłe, że wszyscy tak odwiedzili Kakao ;3
    poza tym, mimo że mój umysł jest nastawiony raczej na Mido Kakao to fajnie się czyta o jego relacji z Yuną. Niech go uczłowiecza, to może go bardziej polubię w końcu xd
    KISECCHI <3
    xoxo,
    KagaKuro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj no co, to był tylko sen nooo...
      Oczywiście, że miłe ^^ Trzeba odwiedzać chorych kolegów, nie? :3
      Boże zamiast "polubię" przeczytałam "poślubię". Nevermind...
      Tak xd mam dla Ciebie coś z Kisecchi <3

      Usuń
  3. No w sumie już wolę to niż sen Aomine o robaczkach z oczu Kisecchiego i wnętrznościach Kurokocchiego...
    Mido jeszcze na męża nie awansował i się na to nie zapowiada xD
    Co z Kisecchi...WUT ? <3
    KagaKuro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Huehue xd Nie opisywałam snu Midorimy xd Może kiedyś, narazie mam zbyt mocne uczucia AoKuro (aczkolwiek ostatnio ostro jadę AoKise, bo nie włazi mi w KagaKuro xD)
      Meh. Lepiej dla mnie~
      Zobaczysz jak do mnie przyjedziesz xd

      Usuń
    2. Huehue, AoKuro to ja Ci jeszcze nakręcam xD ale chyba muszę przestać skoro Cię coś z Ao odtrąca od KagaKuro xDD
      Czemu ten czas tak wolno leci ...

      Usuń
    3. ja lubię AoKuro xd Ale wolę AoKise bo mi nie włazi w KagaKuro no i też są śliczni razem <3
      Ej nie ma źle xd troszkę więcej niż dwa tygodnie ^^ Można też pomysleć coś wcześniej niż piątek ^^

      Usuń
    4. No tak, w tych dwóch paringach odnajdują się idealnie ;D

      Usuń
    5. Moja trójca xd HyuuRiko, KagaKuro i AoKise xD

      Usuń
  4. Ojej. Dlaczego większość poświęcona Midorimie i Yunie? Ale dobra. Kurde, spał u niej, lel.
    Ale to nie ważne.
    Ważne jest KasaKise!!!!!!
    Jejku, takie urocze. Ale dlaczego on ma sen o Aomine?! Ej, mam nadzieję, że ich sny to nie jakiś prorok, a bohaterowie nie mają rozdwojenia jaźni, prawda? Kurde, to by było chore!
    Pisz dalej :3
    Btw. To z piosenki na końcu, takie piękne. ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo Midorima też jest bohaterem tego opowiadania :P
      Ważne :3
      KasaKise <3 Uwielbiam ten pairing ^^
      Haha, to by było ciekawe <3 rozdwojenie jaźni, nie wiedzą, co robią po godzinach... a może jeszcze pracują w "parach"? :D

      Usuń
    2. Nie mieszaj mi w głowie, aish, i tak za dużo chcę wiedzieć, kurde no. Powiedz mi kurde, zdradź mi coś xd

      Usuń
    3. Zależy co chcesz wiedzieć xD

      Usuń
  5. Nie wiem, ale czuję niedosyt :o
    Albo nie, nie chcę spoilerów. XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    Midorime jest ciężko zrozumieć, że ktoś po prostu jest bezinteresowny, a ten sen był przerażający, choć cieszę się, że to tylko sen..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka,
    wspaniale, Midorimie jest trudno zrozumieć, że ktoś jest bezinteresowny, pomaga z własnej woli, sen był bardzo przerażający, ale cieszę się, że to tylko sen..
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    wspaniale po prostu, och tak Midorimie jest trudno zrozumieć, że jest ktoś kto pomaga z własnej woli, ale ten sen był bardzo przerażający... jednak cieszę się, że to tylko sen... 
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń