Kiedy
wyłączono prąd i wszystkie lampy pogasły, a urządzenia interaktywne zamarły, w
przerażających, nienaturalnych pozach, włączyły się zraszacze. W Labiryncie
Przerażenia wybuchła panika. Obsługa próbowała zapanować nad sytuacją, mówiąc,
że nie ma zagrożenia pożarowego, ale tłum masowo zaczął pchać się na siebie, na
ściany, szukając wyjścia. Wpadali na siebie, popychali się, tratowali. Wkrótce
słychać było jęki rannych, którzy mieli pecha i nagle upadli na podłogę.
Midorima
zrobił to, co przyszło mu do głowy: oparł Yunę o ścianę, a następnie do niej
przycisnął. Obejmowali się mocno, a chłopak czuł, jak Yuna kurczowo zaciska
dłonie na jego plecach, podczas gdy głowę ufnie wtuliła mu w pierś. Ludzie
dookoła panikowali, krzyczeli, ale oni wcisnęli się w kąt; czasem tylko ktoś
ich uderzył, ale mimo tego nie puścili się.
Kiedy wszystko ucichło i przez
kilka długich sekund nie czuł nic, w końcu się wyprostował. Nie spodziewał się,
że dziewczyna uderzy go lekko w ramię.
-Nie musiałeś tego robić – oznajmiła. Jej głos był dziwnie
zduszony, jakby ochrypnięty. –Nic ci nie jest, Shintarou? – dodała, znów mocno
zaciskając pięści na jego koszulce.
Nie miał nawet siły skomentować tego, że nazwała go po
imieniu.
-Tak – mruknął.
-Dziękuję – bąknęła.
Jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Zaczął wyłapywać z
niej kształty ludzi, którzy się nie rozbiegli. Część z nich wyciągnęła telefony
komórkowe, by oświetlić nimi cokolwiek, ale to było za mało.
-To pewnie jakaś usterka, za chwilę ją naprawią – powiedział
do Yuny.
-Nie puszczaj mnie – poprosiła cicho.
Midorima
drgnął. Nikt nigdy nie prosił go o to, by go nie zostawiał. Nikt nigdy nie
mówił mu, że potrzebuje go (nie liczył koszykówki, gdzie potrzebowali jego
umiejętności). Niepewnie przytulił Yunę do swojego boku; próbował zrobić to
tak, jak pokazała mu wtedy, w szpitalu, gdy po prostu otoczyła go ramionami.
-Przeczekajmy, nim wszyscy się opanują – powiedział jej.
Nagle stracił ochotę by w ogóle wychodzić.
Kiedy
zgasło światło, Hyuuga mocniej ścisnął rękę Riko. Ale to było za mało;
napierający na nich tłum, w którego centrum się znaleźli, szybko ich
rozdzielił. Może gdyby jeszcze się widzieli, byłoby inaczej, ale tak, w ciągu
kilku minut, Hyuuga nie wiedział, gdzie jest jego dziewczyna. Nie wiedział też,
kto tak krzyknął. Nie brzmiało to jak krzyk przerażenia, bardziej jakby kogoś
krzywdzono. Tym bardziej był nie tylko wściekły, ale przede wszystkim
przerażony, kiedy Riko, dosłownie, zniknęła mu z oczu. Wołanie jej imienia
również nie odniosło skutku; ludzie krzyczeli, kiedy przepychali się na
wszystkie strony, ich wzajemne krzyki utonęły w setkach innych.
Kagami
nawet nie wiedział, kiedy i jak to się stało. W jednej sekundzie on i Kuroko
stali obok siebie, sekundę później nie mógł zrobić nic; ktoś wpadł na niego, a
on uderzył głową o ścianę i zamarł na minutę, gdy pod powiekami rozbłysły mu
gwiazdy. Usłyszał tylko pisk chłopaka, ale potem wszystko ucichło. Osunął się
na ziemię i schował głowę między kolana, by powstrzymać falę mdłości, jaka go
zalała. Oddychał głęboko, dłonią obmacując sobie potylicę. Kiedy poczuł wilgoć
na palcach, zrozumiał, że musiał sobie rozwalić głowę. Zaklął cicho i powoli
podniósł się. Musi odnaleźć Kuroko. Pewnie był przerażony.
-Kuroko! – zawołał, krzywiąc się. Nie dosyć, że jego krzyk odbił się echem od ścian, przyprawiając go o ból głowy, to i tak nie odniósł skutku. –Cholera.
-Kuroko! – zawołał, krzywiąc się. Nie dosyć, że jego krzyk odbił się echem od ścian, przyprawiając go o ból głowy, to i tak nie odniósł skutku. –Cholera.
Dotknął ręką ściany, by nie stracić orientacji jeszcze
bardziej. Nie skupiał się na tym, gdzie skręcali, więc nie było sensu kierować
się w stronę wejścia. Powinien iść w stronę wyjścia; zakładając, że Kuroko tak
zrobi, spotkają się po drodze.
Ale znając go, będzie mnie szukać, pomyślał,
ostrożnie stawiając kroki w ciemnościach. Nie żeby nie podnosiło to jego ego,
ale coraz bardziej się martwił.
-Kuroko!
-Czego się drzesz, debilu? – ktoś wpadł na niego w
ciemnościach i Kagami odruchowo złapał go, nim stracił równowagę. Wszędzie
rozpoznałby ten głos i dłonie.
-Aomine?!
-Świetnie. Zgubiłem Sumire i musiałem wpaść akurat na
ciebie.
Aomine wyprostował się. W ciemnościach nie widział
Kagami’ego, ale czuł jego ramię, które otaczało jego talię. Miał jednak
wrażenie, że Kagami nie tyle co go podtrzymuje, co sam potrzebuje wsparcia.
Oparł czoło na jego ramieniu, oddychając szybko i płytko.
-Co jest? – Aomine złapał go za nadgarstek, a potem,
odruchowo, dotknął policzkiem czoła Kagami’ego. Nie miał gorączki, wręcz
przeciwnie. Był przeraźliwie zimny i mokry.
-Chyba rozbiłem głowę.
-Masz ją tak twardą, że nie powinno ci to zaszkodzić –
żachnął się Aomine, ale szybkim ruchem przerzucił sobie ramię Kagami’ego przez
szyję i podparł go. Czuł, jak As Seirin zawisa na nim całym ciężarem. –Mów,
jakby zachciało ci się rzygać.
-Dobra – mruknął. Nawet nie miał siły, żeby się odgryźć.
-Aomine. Muszę znaleźć Kuroko. Nie, żeby to była nowość, kurwa. Prosiłem,
tłumaczyłem, że powinien być blisko. Czekaj, w którą stronę szedłeś?
-Do wyjścia.
-W tamtą stronę jest pusty korytarz, odbiłem się od ściany –
Aomine rozejrzał się, chociaż niewiele mu to dało. Martwiło go (tak, martwiło!)
że Kagami milczy i oddycha ciężko. Poczuł się… odpowiedzialny. –Mdlejesz?
-Nie – Aomine miał wrażenie, że świadomość chłopaka
przypływa i odpływa. Był z nim przez chwilę, potem znikał i znów wracał. Jeśli
zaśnie, może być ciężko.
-To mów coś. Opowiedz mi o tym, jakie dziewczyny podrywałeś
w Stanach – Aomine starał się nie panikować. Nie mógł zostawić tutaj
Kagami’ego. Nie w takim stanie. Tetsu by go zabił. Ale Kagami był ciężki, mało
mobilny. Musiał się uderzyć naprawdę mocno.
Nagle poczuł, że ma wilgotne ramię.
-Cholera, Kagami, krwawisz?!
-Chyba tak.
-Kurwa!
-Aomine, panuj nad słownictwem! – usłyszeli z boku i obaj
drgnęli nerwowo.
-Trenerze?
-Aida?
-Słychać was z daleka – jęknęła Riko. Doszła tutaj tylko
dlatego, że ich słyszała, więc nie karciła ich, tylko chwaliła. Bezwiednie
wyciągnęła ręce i dotknęła Kagami’ego. –Witaj, Aomine.
-Cześć – mruknął niewyraźnie.
-Co się stało? Kagami ?! – Riko może i swój dar miała w
oczach, ale słuch jej również nie mylił. Z ich Asem coś było nie tak.
-Uderzył się w głowę. Krwawi – mruknął Aomine.
-Cholera – Riko sięgnęła po swoją komórkę, ale w tym miejscu
nie było zasięgu. Jasne światło telefonu tylko raziło ich w oczy. –Nie wiem,
gdzie jest Hyuuga. Nie wiem, gdzie jest wyjście. Nie mam zasięgu.
-Musimy zawrócić.
-Tak, tylko jak to zrobić. Kagami musi jak najszybciej stąd
wyjść.
-Nie bez Kuroko – warknął.
-Tak, tak – Riko poczuła nieprzyjemny ciężar w żołądku. Nie
wiedziała, gdzie jest Hyuuga. Czy nie leży gdzieś, z rozbitą głową, jak Kagami.
Nie, nie wolno o tym myśleć!, zganiła samą siebie. Tłum poniósł ją ze
sobą, całkowicie straciła rachubę w tym, ile razy i w którą stronę skręcali,
nim wreszcie udało jej się wydostać. –Też zgubiłam Hyuugę. Zrobimy tak –
złapała Aomine za rękę, zaskakując go tym gestem. –Ty trzymaj Kagami’ego. Ja
będę trzymać się ściany i w końcu gdzieś wyjdziemy.
-Nie wyjdę stąd bez Sumire – mruknął Aomine, ale wiedział,
że nie może zostawić tej drobnej dziewczyny z Kagamim, gdyż sama sobie z nim
nie poradzi. –Kurwa!
Hyuuga klął
pod nosem. W ciemności wpadł już na tyle rzeczy, że nogi błagały go o chwilę
przerwy. Ręce też miał już obdrapane do krwi od dotykania zimnej i szorstkiej
kamiennej ściany. Co chwila wołał Riko, ale miał świadomość, że tłum porwał ich
w dwie różne strony. Był przerażony myślą, że jego dziewczyna może znajdować
się gdzieś wśród stratowanych osób.
Kiedy ktoś
wpadł mu w ramiona i po wzroście uznał, że to drobna dziewczyna, przez ułamek
sekundy żywił głupią nadzieję, że to Riko.
-Nic pani nie jest? – zapytał.
-Pa… znam ten głos. Kapitan Seirin? Hyuuga? – wymamrotał, również znajomy mu głos, a
dziewczyna zacisnęła pięści na jego koszulce. –Jestem cała, nic mi nie jest,
ale zgubiłam Aomine – wyznała.
-Ja zgubiłem Riko – rozejrzał się, jakby spodziewał się
gdzieś w ciemnościach odnaleźć swoją dziewczynę. –Dobra, trzymaj się mnie. Coś
sobie zrobiłaś?
-Nie. Chyba nie. Boli mnie tylko noga.
Decyzję
musiał podjąć szybko. Chociaż chciał jak najszybciej odnaleźć Riko, ale z
drugiej strony miał teraz przy sobie dziewczynę, której nie mógł tutaj
zostawić. Dlatego też chciał wpierw ją wyprowadzić, a potem wrócić po ukochaną.
Wiedział, że gdyby zrobił inaczej, Riko by go zabiła.
-Okej, Hana. Sumire? Mogę do ciebie mówić Sumire?
-Tak – uśmiechnęła się niepewnie.
-Znajdziemy jakoś wyjście – oznajmił, chociaż nie miał
bladego pojęcia, jak.
Kuroko otworzył oczy i przekręcił
się na bok, kaszląc cicho. Kiedy tłum na nich naparł, zgubił Kagami’ego. Teraz
leżał gdzieś (nawet nie wiedział, gdzie), obolały i posiniaczony, ale
przynajmniej żywy. Nie wiedział, co spowodowało taki atak paniki u ludzi, ale musiało
być wiele ofiar, skoro zewsząd, niczym przez mgłę, docierały do niego głosy
ludzi, krzyki, jęki, a w oddali słyszał wycie karetek.
-Hej, nic ci ni… Kuroko?
-Midorima? – zapytał, czując, jak były kolega z drużyny
pomaga mu wstać.
-Tak. Jest ze mną Yuna.
-Cześć – bąknął Kuroko i nagle dotknęły go czyjeś delikatne
dłonie.
Yuna powoli
obmacała jego głowę, a potem kark. Miała chłodne, ale przyjemne w dotyku palce.
-Wygląda na to, że głowę ma całą – mruknęła. –Coś cię boli,
Kuroko?
-Nie – mruknął. –Trochę się tylko poobijałem. Nie
wiedziałem, że tu jesteście. Nic się wam nie stało?
-Midorima mnie osłonił, więc nie. Sam upiera się, że też nic
mu nie jest.
Midorima ją
osłonił? Od kiedy zawodnik Shutoku jest zdolny do czegoś takiego? Kuroko był
zdziwiony, co na chwilę odciągnęło jego myśli od tego, co się wydarzyło.
Jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że w ciemnościach wyczuł ruch i doszedł do
wniosku, że Yuna musiała przytulić się do Midorimy.
-Macie plan jak stąd wyjść? – zapytał po chwili. Mimo
okoliczności, czuł się niezręcznie, jakby przerwał im coś intymnego.
-Nie bardzo. Nie chcemy chodzić, bo możemy kogoś nadepnąć.
Yuna, drżysz – zauważył Midorima.
-Zrobiło mi się chłodno, to nic – oznajmiła, a Kuroko
wyłapał w jej głosie strach. Dziewczyna siliła się, by być twardą.
Cichy
szelest materiału, a potem zawstydzone protesty Yuny. Kuroko uśmiechnął się
mimowolnie, na samą myśl, jak drobna dziewczyna musi wyglądać w bluzie
Midorimy.
Riko była
coraz bliżej paniki. Gdziekolwiek nie skręcili, napotykali na ścianę. Parę razy
minęli kogoś rannego, ale bała się w ogóle podchodzić. Może to było
egoistyczne, ale chciała odnaleźć Hyuugę. I wyjście. Tylko to było ważne.
Owszem, martwiła się o Kagami’ego, którego Aomine bezskutecznie próbował
wciągnąć w dyskusję, ale najbardziej bolała ją niewiedza na temat tego, co
stało się z jej chłopakiem. A gdy pomyślała
o tym, że gdzieś jest jeszcze reszta drużyny, nie wiadomo, w jakim
stanie..
-Co tak właściwie się stało? – zapytała i poczuła, jak dłoń
Aomine mocniej zaciska się na jej dłoni.
-Nie wiem. Usłyszałem tylko czyjś krzyk, a potem zgasło
światło i ludzie spanikowali. Cholera, nie wiem, gdzie jest Sumire!
-Każdy z nas kogoś zgubił – powiedziała, siląc się na
spokój. –Kagami, jesteś z nami?
-Tak, trenerze – jęknął. Utrzymywał pion tylko dzięki temu,
że czuł obok siebie Aomine. Gdyby nie on, zwinąłby się w kłębek na podłodze i
zasnął, ale kiedy tylko opadała mu głowa, tamten dźgał go palcem między żebra.
-Kagami? Aomine? – ktoś z ciemności zawołał do nich i cała
trójka stanęła w miejscu, rozglądając się desperacko. –Trenerka Seirin, Aida?
-Kasamatsu? – Aomine pierwszy rozpoznał glos.
-Uff, dobrze, że na was wpadłem – były kapitan Kaijo zbliżył
się do nich, kierując się słuchem. –Straciłem Kise i próbowałem go znaleźć, ale
tylko bardziej się zgubiłem. Nic wam nie jest?
-Z Kagamim jest źle – powiedziała Riko. –Pewnie nie wiesz,
gdzie jest wyjście.…?
-Nie mam bladego pojęcia. Przykro mi…
Hyuuga
czuł, jak dłonie Sumire rozpaczliwie trzymają się jego koszulki. Dziewczyna szła
za nim w milczeniu, podczas gdy on próbował odnaleźć drogę w mroku. Kiedy
zaczęła pociągać cicho nosem, zatrzymał się tak gwałtownie, że na niego wpadła.
-Płaczesz…? Tak bardzo boli cię noga?
-Nie, przepraszam. Po prostu martwię się o Aomine – przycisnęła
jedną dłoń do ust, ale drugą wciąż go trzymała.
Kapitan
Seirin pogłaskał ją po głowie, bezwiednie uśmiechając się lekko. Dobrze
rozumiał jej uczucia. Ale, co najważniejsze, podziwiał ją. Mimo tego, że
straciła wszystkich, pokochała jednego z najbardziej nieczułych mężczyzn w
świecie koszykówki.
-Aomine ma szczęście, że ma ciebie – zapewnił ją.
–Znajdziesz go.
-Dziękuję – pociągnęła nosem i otarła oczy. –I przepraszam.
-Nie szkodzi. Każdemu puściłyby nerwy w takiej sytuacji…
-Hyuuga? Sumirecchi?
-Kise? – zawołali jednocześnie.
Koganei’a
podniosły czyjeś ramiona, a on oparł się na nich z wdzięcznością. Dosyć
porządnie uderzył się w głowę, musiał też upaść na coś wilgotnego, gdyż całe
ubranie miał przemoczone.
-Mitobe? – mruknął. Zamiast werbalnej odpowiedzi, otrzymał
delikatny pocałunek w czoło, a potem jeszcze delikatniejszy w usta. Odetchnął z
ulgą. –Nic ci nie jest? To dobrze. Tak, trochę się poobijałem, ale to tylko
siniaki. Gdzie reszta?
Mitobe
oparł brodę na czubku jego głowy i westchnął ciężko. Koganei pogłaskał go po
plecach.
-Zgubiliśmy się, co? Ale hej, my mielibyśmy nie dać rady?
Czemu ktoś krzyczał tak blisko nas? Też nie wiesz? Ech. Najważniejsze, że nic
ci nie jest – zamruczał.
Midorima
pierwszy dostrzegł światło latarki. Po chwili pojawiło się ich więcej.
Odruchowo mocniej przytulił do siebie Yunę, czując, jak dziewczyna ufnie
pozwala mu się objąć.
-Ratownicy tu są – powiedział. Usłyszał, jak Kuroko wzdycha
z ulgą.
Po
kilkunastu minutach wyprowadzono ich na zewnątrz. Ku zdumieniu Midorimy, plac
przed atrakcją zmienił się w scenę show. Prócz karetek, kilku wozów straży
pożarnej i policji, a także rozstawionych wszędzie lamp halogenowych, za
barierkami stali dziennikarze, którzy na żywo relacjonowali to, co stało się w
wesołym miasteczku. W środku wiedział, że jest źle, ale dopiero po wyjściu na
zewnątrz uzmysłowił sobie, jaka to była tragedia. Przepełniona główna atrakcja,
w której doszło do wybuchu paniki… jeśli nikt nie zginął, to mogli uznać to za
cud.
-Musimy zadzwonić do rodziców – oznajmiła Yuna. Cały czas
trzymała jednak rękę Midorimy, a on nie miał ochoty jej puszczać.
-Mhm. Powiedz, że odprowadzę cię do domu – dodał.
Kuroko
tymczasem rozglądał się dookoła, ale nie zauważył nikogo z Seirin. Jego
niepokój rósł z minuty na minutę, kiedy widział, jak ratownicy wyprowadzają
kolejnych ludzi, wielu z nich na noszach, zakrwawionych i okaleczonych.
-Kagami – szepnął, zaciskając pięści.
Pozostawało mu tylko czekać.
-Kuroko!
Odwrócił się, pełen nadziei, ale to był Makoto. Kuroko
dopiero teraz przypomniał sobie, że w ostatniej chwili kuzyn Hyuugi zrezygnował
z wejścia do środka. Teraz dopadł go i zamknął w uścisku; zaskoczył go, ale
tego Kuroko potrzebował.
-Nic ci nie jest, dzięki Bogu. Gdzie reszta? Gdzie Junpei?
Gdzie Riko?
-Rozdzieliło nas. Nie wiem – wymamrotał.
Kiedy Kise
i Sumire trzymali go za koszulkę, Hyuuga naprawdę czuł się nieswojo. O ile
uspokajanie Sumire, która po prostu bała się o swojego chłopaka było łatwe,
ogarnięcie Kise, którego przerażało wszystko (od ciemności, poprzez jęki
rannych, aż do tego, co stało się z Kasamatsu) już nie było takie proste.
-Może zaczekamy tutaj na pomoc? – powiedział w końcu Hyuuga.
Kise oparł się o niego, a Sumire, z cichych westchnięciem, owinęła się dookoła
jego ramienia. Hej, hej, czy ja jestem naturalnej wielkości pluszowym misiem?,
pomyślał, trochę zirytowany. Mimo to, zaczął ich uspokajać.
Akashi z
rosnącym zdenerwowaniem obserwował to, co stało się w wesołym miasteczku. Jego
telefon leżał obok; bateria była bliska rozładowania się od ilości połączeń i
sms-ów, jakie wykonał i napisał w ciągu ostatnich dwóch godzin. Nie mógł
skontaktować się z Izukim, a wiedział, że on tam dzisiaj będzie. W ostatniej
wiadomości informował go, że idą do Labiryntu i prawdopodobnie nie będzie miał zasięgu.
Żartował, że powinni kiedyś pójść do niego we dwoje.
-Shun – Akashi zacisnął dłoń na nożyczkach, które lekko wbił
w swoje udo. Nie przebił skóry, jedynie lekko ją zaczerwienił. Wiedział, że
będzie miał sińce, ale to pomagało mu chwilowo rozładować stres.
-Kawahara! Fukuda! Furihata! Hyuuga! Izuki! Trenerze! –
Koganei nawoływał ich, ale nikt nie odpowiadał. Gdyby nie czuł obok siebie
Mitobe, a ich palce nie były splecione ze sobą, pewnie poddałby się panice.
Nagle Mitobe lekko szarpnął jego ręką.
-Światło! – ucieszył się Kociak i zaczął ku niemu dążyć.
Akcja
ratownicza trwała w najlepsze. Ze środka wynoszono rannych, pomagano również
pozostałym odnaleźć w ciemnościach drogę. Pomoc utrudniało to, że w Labiryncie
wciąż nie było prądu. Makoto stał w pobliżu Kuroko, trzymając dłoń na jego
ramieniu. Midorima zazdrościł im tego, że jednocześnie pocieszali się i
czerpali pociechę z własnego towarzystwa, chociaż nie znali się tak długo, jak
z pozostałymi.
Kiedy
rozdzwonił się telefon Yuny, obserwował, jak odeszła kilka kroków i zaczęła
uspokajać swoich rodziców. Potem powiedziała im, że zaczeka tutaj na swoją
kuzynkę. Jej ojciec widocznie coś chciał, bo dziewczyna zaczęła go przekonywać
i – gdy powiedziała, że jest z Midorimą – natychmiast przestał robić problemy. Dlaczego
jej rodzice tak mi ufają?, pomyślał, patrząc na swoje dłonie.
-Czekajcie… - powiedział nagle Makoto. –To… to Riko z
Kagamim! I Aomine!
Cala
czwórka poderwała się, a Yuna szybko powiedziała rodzicom, że Riko jest cała i
żeby uspokoili Kagetorę, po czym się rozłączyła i zaczęła biec w stronę
kuzynki. Wyprzedził ją jednak Kuroko i Makoto, kiedy dostrzegli, że Aomine
praktycznie wlecze za sobą Kagami’ego. Zaalarmowani krzykiem, w ich stronę już
biegli sanitariusze.
-Kagami! – Kuroko dopadł go i próbował podtrzymać swoim
drobnym ciałem. Aomine pokręcił głową.
-Trzymam go, spokojnie, Tetsu – mruknął. Widać było jednak,
że zawodnik Too nie jest spokojny; rozglądał się dookoła. –Gdzie jest Sumire?!
Widziałeś ją?!
Makoto objął mocno Riko.
-Jesteś cała – powiedział radośnie. –Gdzie Junpei?
-Uderzył w nas tłum i go zgubiłam – wymamrotała. –Kagami ma
rozbitą głowę, a Junpei może leżeć gdzieś tam… gdzieś tam…
-Opanuj się, Ri! Hyuudze na pewno nic nie jest! – Yuna mocno
nią potrzasnęła, a potem przytuliła.
Midorima tymczasem pomagał Aomine i
Kuroko z Kagamim. Posadzili go na murku i machali w stronę sanitariuszy. Kiedy
ci do nich podbiegli, odepchnęli ich na bok. Aomine wciąż się rozglądał, ale
nigdzie nie widział Sumire.
-Wracam do środka – oznajmił.
-Oszalałeś – Midorima położył dłoń na jego ramieniu. –Nie ma
takiej opcji, Aomine.
-Sumire wciąż jest w środku!
-Znajdą ją. Będziesz im tam tylko przeszkadzał!
I wtedy to
usłyszeli. Dwóch policjantów, których zbliżyło się do nich, rozmawiało przyciszonymi
głosami. Kiedy do nich dotarli, kazali im się zebrać w koło.
-Wy! Wasza trójka! – zagrzmiał jeden z nich, pokazując
palcem Kuroko, Midorimę i Aomine. - Jesteście tymi dzieciakami, które są
zamieszane w tę historię z seryjnym mordercą?
-Tak – Aomine gniewnie zacisnął pięści. –O co chodzi?!
- Shōgo Haizaki to wasz przyjaciel? Jego ciało zostało
odnalezione w Labiryncie. Ktoś poćwiartował go i ułożył na jednym z rekwizytów
w Labiryncie.
Kuroko
osunął się na ziemię, tracąc przytomność.
W rozdziale wykorzystano piosenkę „Gettin away with murder”
(Papa Roach) oraz „Kyoumu Densen” (ALI PROJECT).
Papa Papa Papa Papa Roachieeee <3
OdpowiedzUsuńPoza tym,
Aomine się martwi ...to takie...dziwne xd
Rozwala mnie 'konwersacja' Konagei Mitobe... Po prostu przepiękne to było ;3
Coraz bardziej nie mogę się doczekać momentów Izu Aka... tak jakoś zaczęłam ich dostrzegać, choć Aka mnie wtrącił w mini depresję w tym rozdziale.
Dobrze, że moi mężowie i ich faceci są cali <3
xoxo,
KagaKuro!
Uwierz, dla niego też to dziwne.. xD Zwłaszcza, że martwił się i troszczył o Kagami'ego xd
UsuńHah xd oni mają swój sposób komunikacji :3 I trzeba ich pisać więcej :D Czemu mini depresja? Oo Ach, ale dobrze, że zaczynasz ich dostrzegać <3
Hm... wiesz, jest jeszcze 3 część... :D
HyuuRIko! :D
Ooo tak, trzeba, trzeba ^^
UsuńHm... wiesz w jakiej sytuacji bedziesz publikujac 3 czesc...
Coraz blizej swieta! :3
KagaKuro!
Hah, znów groźby karalne? :D Nie wpuszcze Cię na neta to poczytasz dopiero w domciu :D
UsuńW Herosach mozna jakąs ładną MitoKogę scenę machnąć... :3 w dodatku do schowkowego AoKise :D
Huehuehue mam neta w komorce :3
UsuńNie spojleruj!
Ojoj... Może w Opolu nie będzie zasięgu!
UsuńOkej, okej :D
IzuAka po całości, chcę wiecej, zawsze i tak dalej, you know why xD
OdpowiedzUsuńi nara, koleś, jesteś teraz pewnie w lepszym miejscu czy coś, noone cares, nobady, so.
no. i tak trzecia część najlepsza :D pamiętasz, jak się cieszyłam? :D cudo po prostu, cudo!
Yes, I know.. :3 a IzuAka to skarbie kroi się wkrótce większe xd
UsuńHaha xd no nie wiem, czy Haizaki zasłużył na lepsze miejsce xd
Pamiętam xd I już ja dobrze wiem, z czego Ty się cieszyłaś xD Mój beta też się cieszył, chociaż Haizaki'ego to musiała sobie googlowac xD
mnie tam interesowała z nim jedna rzecz, dobrze, że zginął, chwała mordercy :D
UsuńHaha xD Jedyne co dobre w mordercy, tak, to to, że pozbywa się osób, ktorych nie lubimy? XD
Usuńyup.
Usuńjak ty mnie rozumiesz x3
Zawsze i wszędzie, zawsze i wszędzie :D
UsuńKagami z rozwaloną głową i Aomine go prowadzący <33
OdpowiedzUsuńKoganei i Mitobe awww *.*
Świetny rozdział! Jak zwykle zresztą XD
Hah :3
UsuńObiecywałam lekkie AoKaga, nie wiem, jak to interpretowaliście, ale voila xD
Więcej MitoKogi <3333 Ostatnio nimi oddycham xd
Dziękuję :3
To było piękne, gdy każdy po kolei znajdywał się obok osób, których nie chciał xd
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że to Aomine nie martwił się o Kagamiego. To w ogóle dziwne, że Aomine się martwi. Ale no dobra XDDDDD
Trzeba było tę sukę zostawić Junpei.
Ale dlaczego Haizaki?!
Witam,
OdpowiedzUsuńteraz to zupełnie mi się odwidziało chodzenie do wesołego miasteczka, jest już kolejna ofiara tego psychola, ciekawe kto to, nie ma to jak panika, nikt nie patrzy na innych..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Wiedziałam... Poprostu wiedziałam że go tam znajdą jak tylko przyczytalam o labiryncie w opku
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, mamy już kolejną ofiarę tego psychola, ciekawe kto to, och nie ma to jak panika, nikt nie patrzy na innych..
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o nie I mamy już kolejną ofiarę tego psychola, ciekawe kto to, och nie ma to jak panika, nikt nie patrzy na innych...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza