sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 24. Labirynt (cz. 2)



            Kiedy wyłączono prąd i wszystkie lampy pogasły, a urządzenia interaktywne zamarły, w przerażających, nienaturalnych pozach, włączyły się zraszacze. W Labiryncie Przerażenia wybuchła panika. Obsługa próbowała zapanować nad sytuacją, mówiąc, że nie ma zagrożenia pożarowego, ale tłum masowo zaczął pchać się na siebie, na ściany, szukając wyjścia. Wpadali na siebie, popychali się, tratowali. Wkrótce słychać było jęki rannych, którzy mieli pecha i nagle upadli na podłogę.
            Midorima zrobił to, co przyszło mu do głowy: oparł Yunę o ścianę, a następnie do niej przycisnął. Obejmowali się mocno, a chłopak czuł, jak Yuna kurczowo zaciska dłonie na jego plecach, podczas gdy głowę ufnie wtuliła mu w pierś. Ludzie dookoła panikowali, krzyczeli, ale oni wcisnęli się w kąt; czasem tylko ktoś ich uderzył, ale mimo tego nie puścili się.
Kiedy wszystko ucichło i przez kilka długich sekund nie czuł nic, w końcu się wyprostował. Nie spodziewał się, że dziewczyna uderzy go lekko w ramię.
-Nie musiałeś tego robić – oznajmiła. Jej głos był dziwnie zduszony, jakby ochrypnięty. –Nic ci nie jest, Shintarou? – dodała, znów mocno zaciskając pięści na jego koszulce.
Nie miał nawet siły skomentować tego, że nazwała go po imieniu.
-Tak – mruknął.
-Dziękuję – bąknęła.
Jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Zaczął wyłapywać z niej kształty ludzi, którzy się nie rozbiegli. Część z nich wyciągnęła telefony komórkowe, by oświetlić nimi cokolwiek, ale to było za mało.
-To pewnie jakaś usterka, za chwilę ją naprawią – powiedział do Yuny.
-Nie puszczaj mnie – poprosiła cicho.
            Midorima drgnął. Nikt nigdy nie prosił go o to, by go nie zostawiał. Nikt nigdy nie mówił mu, że potrzebuje go (nie liczył koszykówki, gdzie potrzebowali jego umiejętności). Niepewnie przytulił Yunę do swojego boku; próbował zrobić to tak, jak pokazała mu wtedy, w szpitalu, gdy po prostu otoczyła go ramionami.
-Przeczekajmy, nim wszyscy się opanują – powiedział jej.
Nagle stracił ochotę by w ogóle wychodzić.

            Kiedy zgasło światło, Hyuuga mocniej ścisnął rękę Riko. Ale to było za mało; napierający na nich tłum, w którego centrum się znaleźli, szybko ich rozdzielił. Może gdyby jeszcze się widzieli, byłoby inaczej, ale tak, w ciągu kilku minut, Hyuuga nie wiedział, gdzie jest jego dziewczyna. Nie wiedział też, kto tak krzyknął. Nie brzmiało to jak krzyk przerażenia, bardziej jakby kogoś krzywdzono. Tym bardziej był nie tylko wściekły, ale przede wszystkim przerażony, kiedy Riko, dosłownie, zniknęła mu z oczu. Wołanie jej imienia również nie odniosło skutku; ludzie krzyczeli, kiedy przepychali się na wszystkie strony, ich wzajemne krzyki utonęły w setkach innych.

            Kagami nawet nie wiedział, kiedy i jak to się stało. W jednej sekundzie on i Kuroko stali obok siebie, sekundę później nie mógł zrobić nic; ktoś wpadł na niego, a on uderzył głową o ścianę i zamarł na minutę, gdy pod powiekami rozbłysły mu gwiazdy. Usłyszał tylko pisk chłopaka, ale potem wszystko ucichło. Osunął się na ziemię i schował głowę między kolana, by powstrzymać falę mdłości, jaka go zalała. Oddychał głęboko, dłonią obmacując sobie potylicę. Kiedy poczuł wilgoć na palcach, zrozumiał, że musiał sobie rozwalić głowę. Zaklął cicho i powoli podniósł się. Musi odnaleźć Kuroko. Pewnie był przerażony.
-Kuroko! – zawołał, krzywiąc się. Nie dosyć, że jego krzyk odbił się echem od ścian, przyprawiając go o ból głowy, to i tak nie odniósł skutku. –Cholera.
Dotknął ręką ściany, by nie stracić orientacji jeszcze bardziej. Nie skupiał się na tym, gdzie skręcali, więc nie było sensu kierować się w stronę wejścia. Powinien iść w stronę wyjścia; zakładając, że Kuroko tak zrobi, spotkają się po drodze.
Ale znając go, będzie mnie szukać, pomyślał, ostrożnie stawiając kroki w ciemnościach. Nie żeby nie podnosiło to jego ego, ale coraz bardziej się martwił.
-Kuroko!
-Czego się drzesz, debilu? – ktoś wpadł na niego w ciemnościach i Kagami odruchowo złapał go, nim stracił równowagę. Wszędzie rozpoznałby ten głos i dłonie.
-Aomine?!
-Świetnie. Zgubiłem Sumire i musiałem wpaść akurat na ciebie.
Aomine wyprostował się. W ciemnościach nie widział Kagami’ego, ale czuł jego ramię, które otaczało jego talię. Miał jednak wrażenie, że Kagami nie tyle co go podtrzymuje, co sam potrzebuje wsparcia. Oparł czoło na jego ramieniu, oddychając szybko i płytko.
-Co jest? – Aomine złapał go za nadgarstek, a potem, odruchowo, dotknął policzkiem czoła Kagami’ego. Nie miał gorączki, wręcz przeciwnie. Był przeraźliwie zimny i mokry.
-Chyba rozbiłem głowę.
-Masz ją tak twardą, że nie powinno ci to zaszkodzić – żachnął się Aomine, ale szybkim ruchem przerzucił sobie ramię Kagami’ego przez szyję i podparł go. Czuł, jak As Seirin zawisa na nim całym ciężarem. –Mów, jakby zachciało ci się rzygać.
-Dobra – mruknął. Nawet nie miał siły, żeby się odgryźć. -Aomine. Muszę znaleźć Kuroko. Nie, żeby to była nowość, kurwa. Prosiłem, tłumaczyłem, że powinien być blisko. Czekaj, w którą stronę szedłeś?
-Do wyjścia.
-W tamtą stronę jest pusty korytarz, odbiłem się od ściany – Aomine rozejrzał się, chociaż niewiele mu to dało. Martwiło go (tak, martwiło!) że Kagami milczy i oddycha ciężko. Poczuł się… odpowiedzialny.  –Mdlejesz?
-Nie – Aomine miał wrażenie, że świadomość chłopaka przypływa i odpływa. Był z nim przez chwilę, potem znikał i znów wracał. Jeśli zaśnie, może być ciężko.
-To mów coś. Opowiedz mi o tym, jakie dziewczyny podrywałeś w Stanach – Aomine starał się nie panikować. Nie mógł zostawić tutaj Kagami’ego. Nie w takim stanie. Tetsu by go zabił. Ale Kagami był ciężki, mało mobilny. Musiał się uderzyć naprawdę mocno.
Nagle poczuł, że ma wilgotne ramię.
-Cholera, Kagami, krwawisz?!
-Chyba tak.
-Kurwa!
-Aomine, panuj nad słownictwem! – usłyszeli z boku i obaj drgnęli nerwowo.
-Trenerze?
-Aida?
-Słychać was z daleka – jęknęła Riko. Doszła tutaj tylko dlatego, że ich słyszała, więc nie karciła ich, tylko chwaliła. Bezwiednie wyciągnęła ręce i dotknęła Kagami’ego. –Witaj, Aomine.
-Cześć – mruknął niewyraźnie.
-Co się stało? Kagami ?! – Riko może i swój dar miała w oczach, ale słuch jej również nie mylił. Z ich Asem coś było nie tak.
-Uderzył się w głowę. Krwawi – mruknął Aomine.
-Cholera – Riko sięgnęła po swoją komórkę, ale w tym miejscu nie było zasięgu. Jasne światło telefonu tylko raziło ich w oczy. –Nie wiem, gdzie jest Hyuuga. Nie wiem, gdzie jest wyjście. Nie mam zasięgu.
-Musimy zawrócić.
-Tak, tylko jak to zrobić. Kagami musi jak najszybciej stąd wyjść.
-Nie bez Kuroko – warknął.
-Tak, tak – Riko poczuła nieprzyjemny ciężar w żołądku. Nie wiedziała, gdzie jest Hyuuga. Czy nie leży gdzieś, z rozbitą głową, jak Kagami. Nie, nie wolno o tym myśleć!, zganiła samą siebie. Tłum poniósł ją ze sobą, całkowicie straciła rachubę w tym, ile razy i w którą stronę skręcali, nim wreszcie udało jej się wydostać. –Też zgubiłam Hyuugę. Zrobimy tak – złapała Aomine za rękę, zaskakując go tym gestem. –Ty trzymaj Kagami’ego. Ja będę trzymać się ściany i w końcu gdzieś wyjdziemy.
-Nie wyjdę stąd bez Sumire – mruknął Aomine, ale wiedział, że nie może zostawić tej drobnej dziewczyny z Kagamim, gdyż sama sobie z nim nie poradzi. –Kurwa!

            Hyuuga klął pod nosem. W ciemności wpadł już na tyle rzeczy, że nogi błagały go o chwilę przerwy. Ręce też miał już obdrapane do krwi od dotykania zimnej i szorstkiej kamiennej ściany. Co chwila wołał Riko, ale miał świadomość, że tłum porwał ich w dwie różne strony. Był przerażony myślą, że jego dziewczyna może znajdować się gdzieś wśród stratowanych osób.
            Kiedy ktoś wpadł mu w ramiona i po wzroście uznał, że to drobna dziewczyna, przez ułamek sekundy żywił głupią nadzieję, że to Riko.
-Nic pani nie jest? – zapytał.
-Pa… znam ten głos. Kapitan Seirin? Hyuuga? – wymamrotał, również znajomy mu głos, a dziewczyna zacisnęła pięści na jego koszulce. –Jestem cała, nic mi nie jest, ale zgubiłam Aomine – wyznała.
-Ja zgubiłem Riko – rozejrzał się, jakby spodziewał się gdzieś w ciemnościach odnaleźć swoją dziewczynę. –Dobra, trzymaj się mnie. Coś sobie zrobiłaś?
-Nie. Chyba nie. Boli mnie tylko noga.
            Decyzję musiał podjąć szybko. Chociaż chciał jak najszybciej odnaleźć Riko, ale z drugiej strony miał teraz przy sobie dziewczynę, której nie mógł tutaj zostawić. Dlatego też chciał wpierw ją wyprowadzić, a potem wrócić po ukochaną. Wiedział, że gdyby zrobił inaczej, Riko by go zabiła.
-Okej, Hana. Sumire? Mogę do ciebie mówić Sumire?
-Tak – uśmiechnęła się niepewnie.
-Znajdziemy jakoś wyjście – oznajmił, chociaż nie miał bladego pojęcia, jak.

Kuroko otworzył oczy i przekręcił się na bok, kaszląc cicho. Kiedy tłum na nich naparł, zgubił Kagami’ego. Teraz leżał gdzieś (nawet nie wiedział, gdzie), obolały i posiniaczony, ale przynajmniej żywy. Nie wiedział, co spowodowało taki atak paniki u ludzi, ale musiało być wiele ofiar, skoro zewsząd, niczym przez mgłę, docierały do niego głosy ludzi, krzyki, jęki, a w oddali słyszał wycie karetek.
-Hej, nic ci ni… Kuroko?
-Midorima? – zapytał, czując, jak były kolega z drużyny pomaga mu wstać.
-Tak. Jest ze mną Yuna.
-Cześć – bąknął Kuroko i nagle dotknęły go czyjeś delikatne dłonie.
            Yuna powoli obmacała jego głowę, a potem kark. Miała chłodne, ale przyjemne w dotyku palce.
-Wygląda na to, że głowę ma całą – mruknęła. –Coś cię boli, Kuroko?
-Nie – mruknął. –Trochę się tylko poobijałem. Nie wiedziałem, że tu jesteście. Nic się wam nie stało?
-Midorima mnie osłonił, więc nie. Sam upiera się, że też nic mu nie jest.
            Midorima ją osłonił? Od kiedy zawodnik Shutoku jest zdolny do czegoś takiego? Kuroko był zdziwiony, co na chwilę odciągnęło jego myśli od tego, co się wydarzyło. Jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że w ciemnościach wyczuł ruch i doszedł do wniosku, że Yuna musiała przytulić się do Midorimy.
-Macie plan jak stąd wyjść? – zapytał po chwili. Mimo okoliczności, czuł się niezręcznie, jakby przerwał im coś intymnego.
-Nie bardzo. Nie chcemy chodzić, bo możemy kogoś nadepnąć. Yuna, drżysz – zauważył Midorima.
-Zrobiło mi się chłodno, to nic – oznajmiła, a Kuroko wyłapał w jej głosie strach. Dziewczyna siliła się, by być twardą.
            Cichy szelest materiału, a potem zawstydzone protesty Yuny. Kuroko uśmiechnął się mimowolnie, na samą myśl, jak drobna dziewczyna musi wyglądać w bluzie Midorimy.

            Riko była coraz bliżej paniki. Gdziekolwiek nie skręcili, napotykali na ścianę. Parę razy minęli kogoś rannego, ale bała się w ogóle podchodzić. Może to było egoistyczne, ale chciała odnaleźć Hyuugę. I wyjście. Tylko to było ważne. Owszem, martwiła się o Kagami’ego, którego Aomine bezskutecznie próbował wciągnąć w dyskusję, ale najbardziej bolała ją niewiedza na temat tego, co stało się z jej chłopakiem. A gdy pomyślała  o tym, że gdzieś jest jeszcze reszta drużyny, nie wiadomo, w jakim stanie..
-Co tak właściwie się stało? – zapytała i poczuła, jak dłoń Aomine mocniej zaciska się na jej dłoni.
-Nie wiem. Usłyszałem tylko czyjś krzyk, a potem zgasło światło i ludzie spanikowali. Cholera, nie wiem, gdzie jest Sumire!
-Każdy z nas kogoś zgubił – powiedziała, siląc się na spokój. –Kagami, jesteś z nami?
-Tak, trenerze – jęknął. Utrzymywał pion tylko dzięki temu, że czuł obok siebie Aomine. Gdyby nie on, zwinąłby się w kłębek na podłodze i zasnął, ale kiedy tylko opadała mu głowa, tamten dźgał go palcem między żebra.
-Kagami? Aomine? – ktoś z ciemności zawołał do nich i cała trójka stanęła w miejscu, rozglądając się desperacko. –Trenerka Seirin, Aida?
-Kasamatsu? – Aomine pierwszy rozpoznał glos.
-Uff, dobrze, że na was wpadłem – były kapitan Kaijo zbliżył się do nich, kierując się słuchem. –Straciłem Kise i próbowałem go znaleźć, ale tylko bardziej się zgubiłem. Nic wam nie jest?
-Z Kagamim jest źle – powiedziała Riko. –Pewnie nie wiesz, gdzie jest wyjście.…?
-Nie mam bladego pojęcia. Przykro mi…

            Hyuuga czuł, jak dłonie Sumire rozpaczliwie trzymają się jego koszulki. Dziewczyna szła za nim w milczeniu, podczas gdy on próbował odnaleźć drogę w mroku. Kiedy zaczęła pociągać cicho nosem, zatrzymał się tak gwałtownie, że na niego wpadła.
-Płaczesz…? Tak bardzo boli cię noga?
-Nie, przepraszam. Po prostu martwię się o Aomine – przycisnęła jedną dłoń do ust, ale drugą wciąż go trzymała.
            Kapitan Seirin pogłaskał ją po głowie, bezwiednie uśmiechając się lekko. Dobrze rozumiał jej uczucia. Ale, co najważniejsze, podziwiał ją. Mimo tego, że straciła wszystkich, pokochała jednego z najbardziej nieczułych mężczyzn w świecie koszykówki.
-Aomine ma szczęście, że ma ciebie – zapewnił ją. –Znajdziesz go.
-Dziękuję – pociągnęła nosem i otarła oczy. –I przepraszam.
-Nie szkodzi. Każdemu puściłyby nerwy w takiej sytuacji…
-Hyuuga? Sumirecchi?
-Kise? – zawołali jednocześnie.

            Koganei’a podniosły czyjeś ramiona, a on oparł się na nich z wdzięcznością. Dosyć porządnie uderzył się w głowę, musiał też upaść na coś wilgotnego, gdyż całe ubranie miał przemoczone.
-Mitobe? – mruknął. Zamiast werbalnej odpowiedzi, otrzymał delikatny pocałunek w czoło, a potem jeszcze delikatniejszy w usta. Odetchnął z ulgą. –Nic ci nie jest? To dobrze. Tak, trochę się poobijałem, ale to tylko siniaki. Gdzie reszta?
            Mitobe oparł brodę na czubku jego głowy i westchnął ciężko. Koganei pogłaskał go po plecach.
-Zgubiliśmy się, co? Ale hej, my mielibyśmy nie dać rady? Czemu ktoś krzyczał tak blisko nas? Też nie wiesz? Ech. Najważniejsze, że nic ci nie jest – zamruczał.

            Midorima pierwszy dostrzegł światło latarki. Po chwili pojawiło się ich więcej. Odruchowo mocniej przytulił do siebie Yunę, czując, jak dziewczyna ufnie pozwala mu się objąć.
-Ratownicy tu są – powiedział. Usłyszał, jak Kuroko wzdycha z ulgą.
            Po kilkunastu minutach wyprowadzono ich na zewnątrz. Ku zdumieniu Midorimy, plac przed atrakcją zmienił się w scenę show. Prócz karetek, kilku wozów straży pożarnej i policji, a także rozstawionych wszędzie lamp halogenowych, za barierkami stali dziennikarze, którzy na żywo relacjonowali to, co stało się w wesołym miasteczku. W środku wiedział, że jest źle, ale dopiero po wyjściu na zewnątrz uzmysłowił sobie, jaka to była tragedia. Przepełniona główna atrakcja, w której doszło do wybuchu paniki… jeśli nikt nie zginął, to mogli uznać to za cud.
-Musimy zadzwonić do rodziców – oznajmiła Yuna. Cały czas trzymała jednak rękę Midorimy, a on nie miał ochoty jej puszczać.
-Mhm. Powiedz, że odprowadzę cię do domu – dodał.
            Kuroko tymczasem rozglądał się dookoła, ale nie zauważył nikogo z Seirin. Jego niepokój rósł z minuty na minutę, kiedy widział, jak ratownicy wyprowadzają kolejnych ludzi, wielu z nich na noszach, zakrwawionych i okaleczonych.
-Kagami – szepnął, zaciskając pięści.
Pozostawało mu tylko czekać.
-Kuroko!
Odwrócił się, pełen nadziei, ale to był Makoto. Kuroko dopiero teraz przypomniał sobie, że w ostatniej chwili kuzyn Hyuugi zrezygnował z wejścia do środka. Teraz dopadł go i zamknął w uścisku; zaskoczył go, ale tego Kuroko potrzebował.
-Nic ci nie jest, dzięki Bogu. Gdzie reszta? Gdzie Junpei? Gdzie Riko?
-Rozdzieliło nas. Nie wiem – wymamrotał.

            Kiedy Kise i Sumire trzymali go za koszulkę, Hyuuga naprawdę czuł się nieswojo. O ile uspokajanie Sumire, która po prostu bała się o swojego chłopaka było łatwe, ogarnięcie Kise, którego przerażało wszystko (od ciemności, poprzez jęki rannych, aż do tego, co stało się z Kasamatsu) już nie było takie proste.
-Może zaczekamy tutaj na pomoc? – powiedział w końcu Hyuuga. Kise oparł się o niego, a Sumire, z cichych westchnięciem, owinęła się dookoła jego ramienia. Hej, hej, czy ja jestem naturalnej wielkości pluszowym misiem?, pomyślał, trochę zirytowany. Mimo to, zaczął ich uspokajać.

            Akashi z rosnącym zdenerwowaniem obserwował to, co stało się w wesołym miasteczku. Jego telefon leżał obok; bateria była bliska rozładowania się od ilości połączeń i sms-ów, jakie wykonał i napisał w ciągu ostatnich dwóch godzin. Nie mógł skontaktować się z Izukim, a wiedział, że on tam dzisiaj będzie. W ostatniej wiadomości informował go, że idą do Labiryntu i prawdopodobnie nie będzie miał zasięgu. Żartował, że powinni kiedyś pójść do niego we dwoje.
-Shun – Akashi zacisnął dłoń na nożyczkach, które lekko wbił w swoje udo. Nie przebił skóry, jedynie lekko ją zaczerwienił. Wiedział, że będzie miał sińce, ale to pomagało mu chwilowo rozładować stres.

-Kawahara! Fukuda! Furihata! Hyuuga! Izuki! Trenerze! – Koganei nawoływał ich, ale nikt nie odpowiadał. Gdyby nie czuł obok siebie Mitobe, a ich palce nie były splecione ze sobą, pewnie poddałby się panice.
Nagle Mitobe lekko szarpnął jego ręką.
-Światło! – ucieszył się Kociak i zaczął ku niemu dążyć.

            Akcja ratownicza trwała w najlepsze. Ze środka wynoszono rannych, pomagano również pozostałym odnaleźć w ciemnościach drogę. Pomoc utrudniało to, że w Labiryncie wciąż nie było prądu. Makoto stał w pobliżu Kuroko, trzymając dłoń na jego ramieniu. Midorima zazdrościł im tego, że jednocześnie pocieszali się i czerpali pociechę z własnego towarzystwa, chociaż nie znali się tak długo, jak z pozostałymi.
            Kiedy rozdzwonił się telefon Yuny, obserwował, jak odeszła kilka kroków i zaczęła uspokajać swoich rodziców. Potem powiedziała im, że zaczeka tutaj na swoją kuzynkę. Jej ojciec widocznie coś chciał, bo dziewczyna zaczęła go przekonywać i – gdy powiedziała, że jest z Midorimą – natychmiast przestał robić problemy. Dlaczego jej rodzice tak mi ufają?, pomyślał, patrząc na swoje dłonie.
-Czekajcie… - powiedział nagle Makoto. –To… to Riko z Kagamim! I Aomine!
            Cala czwórka poderwała się, a Yuna szybko powiedziała rodzicom, że Riko jest cała i żeby uspokoili Kagetorę, po czym się rozłączyła i zaczęła biec w stronę kuzynki. Wyprzedził ją jednak Kuroko i Makoto, kiedy dostrzegli, że Aomine praktycznie wlecze za sobą Kagami’ego. Zaalarmowani krzykiem, w ich stronę już biegli sanitariusze.
-Kagami! – Kuroko dopadł go i próbował podtrzymać swoim drobnym ciałem. Aomine pokręcił głową.
-Trzymam go, spokojnie, Tetsu – mruknął. Widać było jednak, że zawodnik Too nie jest spokojny; rozglądał się dookoła. –Gdzie jest Sumire?! Widziałeś ją?!
Makoto objął mocno Riko.
-Jesteś cała – powiedział radośnie. –Gdzie Junpei?
-Uderzył w nas tłum i go zgubiłam – wymamrotała. –Kagami ma rozbitą głowę, a Junpei może leżeć gdzieś tam… gdzieś tam…
-Opanuj się, Ri! Hyuudze na pewno nic nie jest! – Yuna mocno nią potrzasnęła, a potem przytuliła.
             Midorima tymczasem pomagał Aomine i Kuroko z Kagamim. Posadzili go na murku i machali w stronę sanitariuszy. Kiedy ci do nich podbiegli, odepchnęli ich na bok. Aomine wciąż się rozglądał, ale nigdzie nie widział Sumire.
-Wracam do środka – oznajmił.
-Oszalałeś – Midorima położył dłoń na jego ramieniu. –Nie ma takiej opcji, Aomine.
-Sumire wciąż jest w środku!
-Znajdą ją. Będziesz im tam tylko przeszkadzał!
            I wtedy to usłyszeli. Dwóch policjantów, których zbliżyło się do nich, rozmawiało przyciszonymi głosami. Kiedy do nich dotarli, kazali im się zebrać w koło.
-Wy! Wasza trójka! – zagrzmiał jeden z nich, pokazując palcem Kuroko, Midorimę i Aomine. - Jesteście tymi dzieciakami, które są zamieszane w tę historię z seryjnym mordercą?
-Tak – Aomine gniewnie zacisnął pięści. –O co chodzi?!
- Shōgo Haizaki to wasz przyjaciel? Jego ciało zostało odnalezione w Labiryncie. Ktoś poćwiartował go i ułożył na jednym z rekwizytów w Labiryncie.
            Kuroko osunął się na ziemię, tracąc przytomność.


W rozdziale wykorzystano piosenkę „Gettin away with murder” (Papa Roach) oraz „Kyoumu Densen” (ALI PROJECT).

19 komentarzy:

  1. Papa Papa Papa Papa Roachieeee <3
    Poza tym,
    Aomine się martwi ...to takie...dziwne xd
    Rozwala mnie 'konwersacja' Konagei Mitobe... Po prostu przepiękne to było ;3
    Coraz bardziej nie mogę się doczekać momentów Izu Aka... tak jakoś zaczęłam ich dostrzegać, choć Aka mnie wtrącił w mini depresję w tym rozdziale.
    Dobrze, że moi mężowie i ich faceci są cali <3
    xoxo,
    KagaKuro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz, dla niego też to dziwne.. xD Zwłaszcza, że martwił się i troszczył o Kagami'ego xd
      Hah xd oni mają swój sposób komunikacji :3 I trzeba ich pisać więcej :D Czemu mini depresja? Oo Ach, ale dobrze, że zaczynasz ich dostrzegać <3
      Hm... wiesz, jest jeszcze 3 część... :D
      HyuuRIko! :D

      Usuń
    2. Ooo tak, trzeba, trzeba ^^
      Hm... wiesz w jakiej sytuacji bedziesz publikujac 3 czesc...
      Coraz blizej swieta! :3
      KagaKuro!

      Usuń
    3. Hah, znów groźby karalne? :D Nie wpuszcze Cię na neta to poczytasz dopiero w domciu :D
      W Herosach mozna jakąs ładną MitoKogę scenę machnąć... :3 w dodatku do schowkowego AoKise :D

      Usuń
    4. Huehuehue mam neta w komorce :3
      Nie spojleruj!

      Usuń
    5. Ojoj... Może w Opolu nie będzie zasięgu!
      Okej, okej :D

      Usuń
  2. IzuAka po całości, chcę wiecej, zawsze i tak dalej, you know why xD
    i nara, koleś, jesteś teraz pewnie w lepszym miejscu czy coś, noone cares, nobady, so.
    no. i tak trzecia część najlepsza :D pamiętasz, jak się cieszyłam? :D cudo po prostu, cudo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yes, I know.. :3 a IzuAka to skarbie kroi się wkrótce większe xd
      Haha xd no nie wiem, czy Haizaki zasłużył na lepsze miejsce xd
      Pamiętam xd I już ja dobrze wiem, z czego Ty się cieszyłaś xD Mój beta też się cieszył, chociaż Haizaki'ego to musiała sobie googlowac xD

      Usuń
    2. mnie tam interesowała z nim jedna rzecz, dobrze, że zginął, chwała mordercy :D

      Usuń
    3. Haha xD Jedyne co dobre w mordercy, tak, to to, że pozbywa się osób, ktorych nie lubimy? XD

      Usuń
    4. yup.
      jak ty mnie rozumiesz x3

      Usuń
    5. Zawsze i wszędzie, zawsze i wszędzie :D

      Usuń
  3. Kagami z rozwaloną głową i Aomine go prowadzący <33
    Koganei i Mitobe awww *.*
    Świetny rozdział! Jak zwykle zresztą XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah :3
      Obiecywałam lekkie AoKaga, nie wiem, jak to interpretowaliście, ale voila xD
      Więcej MitoKogi <3333 Ostatnio nimi oddycham xd
      Dziękuję :3

      Usuń
  4. To było piękne, gdy każdy po kolei znajdywał się obok osób, których nie chciał xd
    Szkoda tylko, że to Aomine nie martwił się o Kagamiego. To w ogóle dziwne, że Aomine się martwi. Ale no dobra XDDDDD
    Trzeba było tę sukę zostawić Junpei.

    Ale dlaczego Haizaki?!

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    teraz to zupełnie mi się odwidziało chodzenie do wesołego miasteczka, jest już kolejna ofiara tego psychola, ciekawe kto to, nie ma to jak panika, nikt nie patrzy na innych..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedziałam... Poprostu wiedziałam że go tam znajdą jak tylko przyczytalam o labiryncie w opku

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, mamy już kolejną ofiarę tego psychola, ciekawe kto to, och nie ma to jak panika, nikt nie patrzy na innych..
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, o nie I mamy już kolejną ofiarę tego psychola, ciekawe kto to, och nie ma to jak panika, nikt nie patrzy na innych...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń